Łzy szaleńca

1
Wstawiam jedno z moim niezbyt długich i mam nadzieję niezbyt złych opowiadanek. Miłej lektury :)


Wiatr grał między drzewami, zmuszając liście do tańca. Łania biegnąca między drzewami w skupieniu słuchała świstów i szmerów. Liście muskały jej futro, a kopyta podrywały runo leśne.
Grzmot, rozerwał cały świat i zadudnił między drzewami. Łania padła, las stał się czerwony i zamglony. Wyczerpana zamknęła oczy, aby nigdy ich nie otworzyć.
Pierwszy strzał Dominika, pierwszy w życiu. Celny, śmiertelny i precyzyjny. Chłopak usłyszał gratulacje od swojego ojca. Pierwsze polowanie i za pierwszym strzałem taki sukces! Obaj załadowali ciało na pakę półciężarówki Forda. Gdy Dominik chciał wsiąść do szoferki ojciec zawołał go do siebie. Chłopak podszedł i ze zdziwieniem zobaczył, iż ojciec daje mu piwo. Długą godzinę spędzili na rozmawianiu i piciu zimnego piwa. Kolejną godzinę jechali do domu, słuchając jedynie warkotu silnika.

Weekend minął szybko, wręcz w mgnieniu oka. Dominik, jako jedyne nastolatek chodził do szkoły z uśmiechem na ustach. Całe dwa długie dni pościł i czekał na spotkanie z Justyną, jego dziewczyną. Wiedział, iż jako jeden z niewielu chłopaków w jego wieku uprawia seks, a w dodatku Justyna była doskonała w te klocki.
To jak się ruszała i co potrafiła zrobić ze swoimi ustami oraz piersiami, sprawiało, że Dominik na samą myśl czuł podniecenie. Pierwszy raz zrobili to cztery miesiące temu, poszli na spacer za miasto i zrobili to na łące. Tak jak postanowili Justyna wzięła koc a on prezerwatywy. Stosunek był nieco pokraczny i dość krótki, jednak w mniemaniu Dominika zaspokoił ją tak jak tego chciała. Tak jak potem powiedział kolegą: „Kułem ją jak robotnik mur dłutem”. Jego pryszczaci koledzy słuchali w milczeniu i narastającym podnieceniu, kiedy opowiadał o jej skaczących piersiach i jędrnym tyłku.
Podczas krótkiego sprintu, zwanemu przez niego seksem, dziękował ojcu za motocykl, na który poderwał Justynę.

Przed szkołą zaparkowało czerwone Audi A4. Wysiadła z niego pani Rybicka. Ada Rybicka uczyła w liceum chemii. Wszyscy nauczyciele szanowali ją, a uczniowie określali, jako: „Najlepszą dupe w szkole”. Dominik przepuścił ją w drzwiach podziwiając tyłek w idealnym kształcie dojrzałej brzoskwini.
Po przejściu przez próg zobaczył Justynę siedzącą na parapecie. Niewiele myśląc podszedł do niej.
-Hej skarbie. –Powiedział i spróbował ją pocałować. Dziewczyna obróciła głowę, usta trafiły w policzek.
-No hej. –Powiedziała. –Musimy pogadać.
Zimny dreszcz przeszył ciało Dominika: -O czym chcesz rozmawiać? –Spytał.
-O nas. Głównie o mnie. –Powiedziała zeskakując z parapetu. –Tłumisz mnie.
-Jak to? –Spytał.
-Nie rozwijam się przy tobie…
-Mamy po siedemnaście lat. Jak ty chcesz się rozwijać? –Wtrącił.
-Oj nooo… chodzi o seks. Ty na mnie, ja na tobie. Seks jest jak taniec, umiejąc dwa kroki nie wygrasz tańca z gwiazdami, czasami trzeba zatańczyć tango albo walca.
Ceglany rumieniec wystąpił na twarz Dominika, kątem oka widział patrzące na nich dziewczyny: -Mów ciszej. –Szepnął.
-Mówię cicho. –Odpowiedziała nie zniżając tonu.
-Możemy spróbować inaczej. –Powiedział.
-Nieee, znalazłam już innego.
Dominik pobladł, wszystko wokół zawirowało: -Ty, ty! Czy ja nic dla ciebie nie znaczyłem? –Spytał.
-Tak, trochę. –Mruknęła. –Ja już idę, ty też już spadaj.
Łzy napłynęły mu do oczu, odwrócił się na pięcie i odbiegł. Nie chciał, aby ktoś widział jak płacze. Wybiegł przed szkołę oszołomiony, otarł łzy i ruszył w stronę ulicy Miodowej, jego znajomy sprzedawał w tamtejszym sklepie monopolowym. Trzydzieści złotych wierciło się w jego kieszeni. Kupi sobie pół litra i zaleje w trupa: Tak! Wspaniały pomysł! Pomyślał.

Szósta lekcja minęła, a Dominika nie było w szkole. Adę zmartwiła jego nieobecność na lekcji chemii. Widziała go rano, kiedy wybiegł ze szkoły.
Zaraz po dzwonku na przerwę, zakończyła pracę. Podreptała do swojego Audi i odjechała z piskiem opon. Dobrze wiedziała gdzie uczniowie przebywają w czasie wagarów.

Stara szwalnia zbudowana z czerwonej cegły stała opuszczona od wielu lat. Białe auto zaparkowało na placu porośniętym krzewami i małymi drzewami. Ada wysiadła z samochodu; smutny, bełkotliwy śpiew uderzył ją w uszy. Ruszyła w stronę zniszczonego budynku.
Pamiętała jeszcze kilka wykładów o psychice młodzieży ze studiów. Musiała połączyć fakty: rano widziała jak rozmawiał z Justyną, a potem wybiegł z płaczem. Boże, jestem idiotką. Pomyślała. Jasne, że go zostawiła. Pewnie teraz leży tam pijany jak świnia.
W środku zobaczyła tańczącego Dominika, zasłoniła usta wykrzywione przez uśmiech. Chłopak przytulony do butelki żubrówki przestępował z nogi na nogę, mrucząc pod nosem smutną melodię. Idąc w jego stronę zauważyła dwie plastikowe butelki po tanich winach, pieszczotliwie zwanych „Bombami”.
-Dominik. –Zaczęła. Chłopak spojrzał na nią przekrwionymi oczyma.
-Czego? –Mruknął niewyraźnie.
-Co się stało? –Spytała, próbując do niego podejść.
-Weź spierdalaj! Nie jesteśmy w szkole nie? A ja nie stoję pod tablicą. –Powiedział, bełkocząc i sepleniąc.
-Odwiozę cie do domu. Jeśli chcesz?
-Nie chce! Spierdalaj!
Rozmowa trwała jeszcze godzinę, w końcu Dominik uległ. Ada zabrała go do swojego domu i zaparzyła gorącej herbaty z cytryną. Jej narzeczony dziwnie na nią spojrzał, kiedy go przyprowadziła. Kobieta wytłumaczyła mu wszystko, Witek pocałował ją w policzek i pomógł zaopiekować się Dominikiem. Po tym jak chłopak wypił swoją herbatę i zwymiotował, mężczyzna przeprowadził z nim długą, męczącą rozmowę. Gdy zraniony kochanek poczuł się lepiej podziękował im i wyszedł z domu.

Miesiąc minął w mgnieniu oka, każdego dnia Dominik widział swoją byłą z jej nowym chłopakiem. Ten frajer( jak nazywał go Dominik) chodził do trzeciej klasy. Porzucony były chłopak chciałby go pobić, ale tamten spuściłby mu lanie życia. Ewidentnie chodziła siłownie miał całkiem spore mięśnie i na pewno umiał, bo komuś przyłożyć.
Porzucony chłopak mało jadł, mało pił, mało spał. Dużo polował, brutalnie i bezlitośnie. Strzelał coraz celniej i pewniej, wyładowywał cały gniew na leśnych zwierzętach. Mordował, skórował i patroszył swoje zdobycze. Wiele czytał o broni i technikach łowieckich. Czyścił i podziwiał broń ojca: dwa potężne obrzyny, dwa sztucery oraz jednego Sharps ’a.
W piątkowe wieczory jeździł na swoim Harleyu, wielokrotnie śledził Justynę. Dziewczyna często przesiadywała w licznych klubach, oczywiście towarzyszył jej frajer. Dominik każdego takiego wieczora wracał do domu płakać w poduszkę.

Nadeszła sobota, ostatni dzień życia Dominika oraz kilku innych osób. Tego wieczoru był w domu sam. Myśli wirowały w jego głowie, chłopak wszedł do gabinetu swojego ojca i z szafki na broń wyjął jeden z obrzynów.
-Jeden strzał. –Powiedział do siebie. Jeden strzał i konie, ze wszystkim koniec. Naładował pistolet nabojem, którym można by zabić słonia. Przyłożył lufę do skroni i zamknął oczy.
Z pod zamkniętych powiek popłynęły łzy, rzucił broń w kąt. Płakał chwilę nie spuszczając wzroku z broni leżącej na dywanie. Otarł oczy z palących go łez. Podniósł obrzyna i położył na dębowym biurku, z szafki wyjął bliźniaczy pistolet oraz trzy paczki z amunicją. Załatwię to dziś. Pomyślał.
Założył na grzbiet skórzaną ramo neskę, do kieszenie nasypał amunicji. Kilka minut później wyjechał z domy na swoim Night Rod Special. Nie założył na głowę kasku, lubił czuć wiatr we włosach. Przejechał przez kilka głównych ulic przedmieścia, przy migającej białym światłem latarni skręcił w małą, wąską alejkę, gęsto posianej kubłami na śmieci i kartonowymi pudłami. Zostawił tam motocykl i zasłonił kartonami.
Kilkanaście metrów dalej stał dom Justyny, naprzeciw wylotu alejki. Dominik wyjrzał na ulicę, aby zobaczyć czy nikogo tam niema. Przedmieścia poszły już spać. Ulice świeciły pustkami, noc byłaby bezdźwięczna gdyby nie brzęczenie latarni. Ściskając w dłoniach obrzyny, spięty przeszedł przez ulicę. Ze skrzypnięciem otworzył furtkę i po kilku sekundach stał już przed frontowymi drzwiami. Wziął głęboki wdech i zapukał, dłonie waz z bronią ukrył za plecami.
Słyszał jak ktoś podszedł do drzwi i przekręcił klamkę. Otworzyła mu roześmiana matka Justyny. Uśmiech znikł z jej twarzy na widok byłego chłopaka jej córki.
-Dominik… co ty…
Strzał prosto w głowę rozerwał jej czaszkę i mózg na strzępy. Dominik w furii przeskoczył nad jej ciałem, na kanapie siedziała nieznana mu podstarzała para. Oni także zginęli pociski rozerwały ich ciała. Z łazienki wyszedł przerażony ojciec Justyny, spojrzał na ciało swojej martwej żony pozbawione głowy, następnie na swojego kolegę z pracy i jego partnerkę leżących martwych na kanapie. Bezwiednie oddał mocz, Dominik parsknął szaleńczym śmiechem. Mężczyzna dostał w brzuch, siła strzału wepchnęła go powrotem do łazienki.
Szaleniec szybko przeładował broń i pobiegł schodami na górę, zostawiając za sobą salon pomalowany na nowy czerwony kolor. Na piętrze wyłamywał kolejne drzwi. Nikogo tam nie znalazł.
-Kurwa mać! –Przeklął.
W oddali wyły syreny policyjnych samochodów, morderca musiał się śpieszyć. Wybiegł z domu, a na ulicy powitał go tłum gapiów. Teraz wszyscy widzieli jak wygląda. Przeklął w duchu.
Trzy samochody policyjne obstawiły dom od frontu. Chłopak pobiegł na tyły do obszernego ogrodu, w pościg ruszyło za nim sześciu policjantów. Gdy Dominik był już niemal na szczycie muru osłaniającego tyły posiadłości, jeden z policjantów postrzelił go w łydkę. Chłopak spadł na trawę, przed śmiercią powalił jeszcze dwóch policjantów.
Jeden strzał i koniec… tyle wystarczyło aby pozbawić Dominika życia, celny strzał z policyjnej broni. Prosto między oczy.
Ostatnio zmieniony sob 04 paź 2014, 17:36 przez Jarppy, łącznie zmieniany 2 razy.

2
Hej,

Piszę tutaj, bo możesz się zastanawiać dlaczego nikt nie zweryfikował Twojego tekstu.

Nie będzie miło.

Nikt nie zweryfikował Twojego tekstu ponieważ jest on bardzo kiepski, każde (dosłownie) zdanie wymaga poprawek, ilość błędów różnego rodzaju jest zatrważająca, fabuła - pomimo infantylności - gdzieś tam ujdzie, zogniskowanie pierwszej części tekstu na seksie - już nie bardzo.
Zarzut główny - nie przeczytałeś tekstu po napisaniu i oddałeś nam go w formie, która w jakiś sposób może urazić ludzi poświęcających czas na weryfikację. Jeśli Ty nie poświęciłeś czasu na przeczytanie to dlaczego my mamy to zrobić?

Jak mamy weryfikować takie zdania:
Założył na grzbiet skórzaną ramo neskę, do kieszenie nasypał amunicji.
Ewidentnie chodziła siłownie miał całkiem spore mięśnie i na pewno umiał, bo komuś przyłożyć.
A co dalej? Dalej jest dziwnie. Imiona postaci polskie, nastolatek dostaje od ojca motocykl wart około siedemdziesięciu pięciu tysięcy złotych choć ojciec sam jeździ półciężarówką Forda. Ten sam ojciec trzyma w domu dwa potężne obrzyny - czyli dubeltówki ze skróconymi samodzielnie lufami, jedną z nich zresztą nazywasz w tekście pistoletem co jest ewidentna bzdurą. Po co ojcu obrzyny skoro nie jest jakimś bandytą? Nie wiadomo.
Nauczycielka odjeżdża z piskiem opon na poszukiwanie chłopaka, który opuścił lekcję chemii. Później...
-Dominik. –Zaczęła. Chłopak spojrzał na nią przekrwionymi oczyma.
-Czego? –Mruknął niewyraźnie.
-Co się stało? –Spytała, próbując do niego podejść.
-Weź spierdalaj! Nie jesteśmy w szkole nie? A ja nie stoję pod tablicą. –Powiedział, bełkocząc i sepleniąc.
-Odwiozę cie do domu. Jeśli chcesz?
-Nie chce! Spierdalaj!
Rozmowa trwała jeszcze godzinę, w końcu Dominik uległ. Ada zabrała go do swojego domu i zaparzyła gorącej herbaty z cytryną. Jej narzeczony dziwnie na nią spojrzał, kiedy go przyprowadziła. Kobieta wytłumaczyła mu wszystko, Witek pocałował ją w policzek i pomógł zaopiekować się Dominikiem. Po tym jak chłopak wypił swoją herbatę i zwymiotował, mężczyzna przeprowadził z nim długą, męczącą rozmowę. Gdy zraniony kochanek poczuł się lepiej podziękował im i wyszedł z domu.
Nasz bohater szybko przeładowuje obrzyny (które trzyma w obu rękach) i dalej zabija. Dlaczego? Gdyby jego celem była dziewczyna lub jej nowy chłopak - ok, ale tak?

W pierwszych czterech zdaniach używasz trzykrotnie tego samego zestawienia słów.
Wiatr grał między drzewami, zmuszając liście do tańca. Łania biegnąca między drzewami w skupieniu słuchała świstów i szmerów. Liście muskały jej futro, a kopyta podrywały runo leśne.
Grzmot, rozerwał cały świat i zadudnił między drzewami.
I tak dalej.

To jest bardzo kiepskie Jarppy.
Trenuj i czytaj tekst po napisaniu.

G.

P.S.
„Kułem ją jak robotnik mur dłutem”
Dłuto absolutnie nie służy do kucia i żaden szanujący się robotnik nie wykorzystałby go w ten sposób.
"Każdy jest sumą swoich blizn" Matthew Woodring Stover

Always cheat; always win. If you walk away, it was a fair fight. The only unfair fight is the one you lose.

3
Aż się cały czerwony zrobiłem jak to przeczytałem...
Ale faktycznie tekst jest dosyć stary i nawet go nie przeczytałem zanim wróciłem. Czas na chłostę.

[ Dodano: Sob 04 Paź, 2014 ]
Wrzuciłem* ehh

[ Dodano: Sob 04 Paź, 2014 ]
Aż mi wstyd teraz, że w ogóle wstawiłem tutaj to opowiadanie...

4
Godhand powiedział już niemal wszystko.
Fabuła jest ograna, pięćset razy wałkowana we wszystkich mediach - literaturze, filmie, nawet w Trudnych sprawach. Narracja drewniana, bardziej pasuje do sprawozdania z sekcji zwłok, niż opisu pełnych dynamizmu i emocji wydarzeń. Nie wspominając o masie błędów, usterek technicznych, zwyczajniej niedbałości.
Sporo pracy przed tobą, Jarppy. Z jednej strony widać, że się starasz, próbujesz używać malowniczych metafor, ale niestety nieporadność całości zabija ten efekt skuteczniej niż strzał z policyjnej broni między oczy. :shock:
-- Paweł K.

To nie zabawa / Stara wiara / Niewdzięczność historii / Artysta

5
Hej!
Wg mnie wcale nie jest tak źle. Ustalmy fakty: fabuła jest infantylna, tekst jest pełny błędów, dialogi leżą.
Ale! Fabuła ma sceny, które przy odrobinie pracy mogą zapaść w pamięci czytacza (polowanie, taniec), błędy można wyczyścić, a dialogi poprawić. Szczerze, to początek mnie zainteresował - potem jest już tylko równia pochyła, a tekst dryfuje w stronę sztampy. Popracuj nad fabułą, pilnuj błędów i będzie nieźle!
Coś tam było? Człowiek! Może dostał? Może!

6
Aż mi wstyd teraz, że w ogóle wstawiłem tutaj to opowiadanie...
Oż, w mordkę! To jest Wery! Ono do tego służy! Nie wstydź się, bo się zablokujesz. Popraw tekst albo napisz następny, lepszy. Z wstydzenia nie ma żadnego pożytku.
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

7
Wiem przynajmniej, co robię źle. To, że wszystko jest źle to już inna bajka. Muszę dużo pracować, ale dosyć mocno zwątpiłem w sens tego mojego tworzenia. W najgorszym przypadku będę pisał do szuflady. Wszystkim bardzo dziękuję za opinie. ;)

8
dosyć mocno zwątpiłem w sens tego mojego tworzenia. W najgorszym przypadku będę pisał do szuflady.
E, tam!
Nie bądź mięczak:)
Popraw ten tekst i dawaj następne. W wolnych chwilach czytaj weryfikacje do innych utworów zamieszczonych na Wery, z nich dowiesz się najwięcej, a już na pewno zorientujesz się czego unikać.
Powodzenia! :)

9
Jarppy pisze:dosyć mocno zwątpiłem w sens tego mojego tworzenia.
Po jednym tekście zwątpiłeś? Mięczak! :P Popisz regularnie ze trzy lata i wtedy pogadamy. :mrgreen:

Figiel, z tym mięczakiem to była telepatia! :D
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

10
Figiel pisze: W wolnych chwilach czytaj weryfikacje do innych utworów zamieszczonych na Wery, z nich dowiesz się najwięcej, a już na pewno zorientujesz się czego unikać.
Powodzenia! :)
Poczytam na pewno :)

Od miesiąca pracuję nad książką, wychodzi mi to trochę lepiej niż to opowiadanie. Po przeczytaniu pierwszej weryfikacji zacząłem ją czytać i nie jest chyba aż tak tragiczna. Chyba ;-;

11
Hej,
postaram się parę uwag dorzucić. Tak chronologicznie z tekstu.
Miałam wrażenie, że chłopak to jeszcze dziecko. Taka scenka, pochwały ojca, chłopak podjarany, nawet piwko może wypić... Myślę sobie: góra 14 lat. Gdy się zaraz okazało, że chłopak uprawia seks, ok: trochę patologia, ale nadal 14 lat.
Swoją drogą, kiedy ojcowie pozwalają synom uczestniczyć w polowaniach? Może wtedy, kiedy mogą utrzymać strzelbę bez ryzyka, że celują sobie w nogę. I są jako tako rozumni. Późniejsze wydarzenia pokazały, że od Dominika trzeba było z daleka trzymać nóż do kanapek. Ale ojcowie takich rzeczy nie wiedzą - np. myślą, że uhonorują syna piwem, podczas gdy on już prowadzi życie seksualne jak zajączek. Prosi się o rozwinięcie, ale jak nie, to nie...
„Kułem ją jak robotnik mur dłutem”
(do Godhanda): Może opis jest adekwatny do jego łóżkowych umiejętności? :)
Rozmowa z dziewczyną - na plus. Naprawdę mi się podobała.
Niewiarygodne mi się wydaje, że nauczycielka przejęła się nieobecnością jakiegoś tam ucznia. I to, że pojechała go szukać, i to, że wcześniej została nazwana najlepszą dupą w szkole... Nie zgadniesz, co sobie wyobrażałam. Podpowiem tylko: kolejna patologia :D
Ich rozmowa - na minus. I na serio rozmawiali w taki sposób jeszcze przez godzinę?
Próbujesz używać synonimów, które brzmią trochę przesadnie: zraniony kochanek, porzucony były (masło maślane) chłopak, szaleniec. A propo szaleństwa, zdolność do morderstwa mogłaby się wcześniej ujawnić, np. jak patroszył sarenki, to mógł się zastanawiać, jak by to było ustrzelić coś większego. Wtedy zdrada byłaby gotowym pretekstem. Sama chęć zemsty wydaje mi się jakaś niewystarczająca, bo nie było widać, żeby Dominikowi wcześniej zależało. Chwalił się tylko kolegom, że już zaliczył.
A jak już chodził na polowania i zabijał wszystko, co się ruszało, gdzie był jego ojciec? W delegacji w innym nadleśnictwie? Myślę, że szybko powinien się zorientować, co synuś wyprawia i dać mu szlaban na komputer.
Dość dobrze było z opisami miejsc. Nie warsztatowo, tylko raczej mam na myśli, że w dobrym kierunku to próbujesz układać. Np.
Przedmieścia poszły już spać. Ulice świeciły pustkami, noc byłaby bezdźwięczna gdyby nie brzęczenie latarni.
Kiedyś, jak już będziesz pisał o niebo lepiej, zawstydzisz się za to zdanie :) Genialne nie jest. Ale takimi zdaniami się kieruj. Będą lepsze.
Pozdrówka

12
cruelsommer2 pisze:(do Godhanda): Może opis jest adekwatny do jego łóżkowych umiejętności?
Czyli, że używał narzędzia całkowicie do tego nieadekwatnego?
Znaczy czego? Nogi?

Pozdrowienia,

G.
"Każdy jest sumą swoich blizn" Matthew Woodring Stover

Always cheat; always win. If you walk away, it was a fair fight. The only unfair fight is the one you lose.

13
@Godhand,
Nie chodzi o narzędzie, ale o czynność. Bohater nie wiedział, że tym narzędziem należy subtelnie wykończyć dzieło. Myślał, że trzeba kuć.

Nic dziwnego, że trafił na mur!

14
No tak. Nie drągiem się gra na skrzypcach lecz smyczkiem :)

Ale to już chyba offtop - wybacz Autorze.
Z mojej strony wszystko.

Pozdrowienia,

G.
"Każdy jest sumą swoich blizn" Matthew Woodring Stover

Always cheat; always win. If you walk away, it was a fair fight. The only unfair fight is the one you lose.

15
To opowiadanie to jedna z rzeczy, za jakie się najbardziej wstydzę. Ale dzięki temu, że je wstawiłem zacząłem robić niewielkie postępy. Widać to po moim innym tekście na wery, nie jestem jeszcze dobry, ale jestem już znośny.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”