Ostrze Erhatar - Prolog

1
Początek czegoś zaplanowanego na powieść fantasy (pod roboczym tytułem "Ostrze Erhatar"). Pisany w pierwszej osobie - kolejne rozdziały będą pisane w trzeciej osobie (w swoim czasie wstawię fragment pierwszego rozdziału). Jest to mój pierwszy tekst wstawiany na forum i wszelkie komentarze będą jak najbardziej pożądane.

Prolog

Leżę na podłodze.
Ciemność.
Skąd się tu wziąłem?
Wygląda na jaskinię, choć to nieprawdopodobne. Dłoń sunie po kamiennej - może marmurowej – posadzce, gładkiej niczym tafla lodu. Wśród otaczającej pustki wstaję bezbronny. Wokół nie ma żywej duszy. Gdy wzrok przyzwyczaja się do ciemności, dostrzegam, że pobliskie kształty są regularne i niezwykłe - rozpoznaję w nich skały, posągi. W oddali tli się blado łuna niezidentyfikowanego światła.
Czuję ból w głowie.
Kim jestem?
Nie pamiętam.
Być może upiłem się i mam majaki. Niewykluczone, że upadłem na głowę. Czuję zagubienie, w którym nie odnajduję lęku. Odrętwienie.
Gdzieś we mnie znajduje się także ciekawość. Co to za miejsce? Przypomina budowlę... Świątynię? Wśród nikłego blasku z oddali nie dostrzegam zarysów ścian.
Ta ciekawość, a może instynkt, popychają mnie w stronę światła – obietnicy olśnienia. Rozpoczyna się niezdarny marsz. Mijam kolejne skały, porozrzucane bez wyraźnego celu niczym boskie zabawki. Mimo wysiłku, cel się nie przybliża.
Jak to możliwe?
Wędruję godzinami, może dniami, nie odczuwając głodu ani pragnienia. Najbardziej dręczy uciążliwy niedomiar ciepła. Pragnienie skąpania w blasku ognia czy letniego słońca.
Czy tak wyglądają zaświaty? Intrygująca myśl, której jednak nie daję wiary.
Powłóczę nogami jak w malignie. Bose stopy z braku sił suną po idealnie gładkiej tafli, nie skażonej odłamkami kamieni, zniekształceniami czy chociażby kurzem. Nic co mogłoby mnie uszkodzić.
Pocieszające...

***
Gdy już straciłem nadzieję, nagle oślepia mnie swym blaskiem. Zupełnie tak, jakbym stracił świadomość, zasnął i w niewytłumaczalny sposób przybliżył się do celu. Ze smutkiem stwierdzam, że przywykłem już do tej bezcelowej wędrówki.
Przede mną ukazuje się fontanna z mlecznobiałego kamienia, z którego tryska fosforyzująca, świetlista ciecz. Cała okolica wydaje się teraz jedynie nieprzeniknioną ciemnością. W obliczu dostojności znaleziska wszystko inne straciło sens.
Opieram się o jej krawędź.
Jak cudownie byłoby napić się, wlać w siebie odrobinę ciepła i światła!
Nabieram płynu w dłonie i jakby samą myślą podnoszę do ust…
- Stój! - rozlega się głos.
Nieco zrezygnowany pozwalam, by ciecz przepłynęła przez palce. Słyszę jak cicho syczy w zetknięciu z marmurem posadzki. Szybko odwracam głowę.
Pustka.
Ponownie wzrok mój pada na fontannę i ledwo powstrzymuję okrzyk.
Twarz! Niemal stykam się nosem!
- Nie bój się! Nie zrobię krzywdy, Ata’lan! – wykrzykuje łysy karzeł. Nazywa mnie imieniem zupełnie nieznanym, choć w dziwnie sposób bliskim, przyjemnym dla ucha.
Muszę odstąpić od niego, by dostrzec jego siwą, potarganą brodę. Stoi na krawędzi fontanny i bacznie się przygląda nieco obłąkanym wzrokiem. Budzi we mnie odrobinę litości i odrazy, które to wrażenie potęguje obdarta szata, wisząca na nim jak worek. Mimo całej pokraczności, nie wzbudza we mnie negatywnych uczuć i uznaję go za nieszkodliwego. „Twarz” porusza niemo ustami, przypominając przy tym pasąca się krowę.
- Co to za miejsce? – pytam, gdy otrząsnąłem się z oszołomienia. – Kim jesteś?
- W końcu dotarłeś, Ata’lan! – wykrzykuje uradowany karzeł. – W samą porę!
- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie! Oczekiwaliście mnie?
Próżno czekam na reakcję. Nie odrywa ode mnie wzroku, pełen nieukrywanego zachwytu. Po przedłużającej się chwili, zeskakuje z niesamowitą lekkością na posadzkę i bezceremonialnie chwyta mnie za rękę.
- Za mną! Dość już czekaliśmy, Ata’lan!
Mówi bardzo szybko. Dalej trzyma mnie za dłoń, czemu się nie sprzeciwiam się. W końcu to sen.
Ciemność zniknęła.
Wiem też, że nie stało się przez to jaśniej.

***
Znajduję się w pomieszczeniu obitym drewnem. Jest tu nieswojo, trochę duszno. W centrum dostrzegam złoty ołtarz, wysadzany różnokolorowymi klejnotami. Brak drzwi czy okien odnotowałem bez zdziwienia.
Przez mgnienie oka ukazuje się paw.
Nie wierzę własnym oczom.
Gdy mocniej skupiam wzrok dostrzegam piękną kobietę, skąpaną w bieli. Z trudem koncentruję się, by podtrzymać jej obraz. Przejasne włosy lekko spływają po ładnie zarysowanej sylwetce. Lustruje mnie i wyraźnie nie zamierza przerywać narastającej ciszy.
- Pani. – Pochylam głowę w geście powitania. – Co to za miejsce?
- Czy ma to znaczenie? – Do mych uszu dobiega słodki głos. Złote oczy rozmówczyni przenikają na wskroś moją duszę. Czuję, że nic nie ukryje się przed tym spojrzeniem. – Długo ci zajęło dotarcie tutaj. Traciliśmy nadzieję, lecz wiedzieliśmy, że przyjdziesz. Zawsze przychodzisz. – Kobieta smutno uśmiecha się, a w moim sercu narasta stopniowo ból. – Jeszcze możemy uratować sytuację. Potrzebujesz odzyskać Dar. Nie bój się, odzyskasz go, Ata’lan.
- Wybacz, pani, lecz nie wiem, co to za „dar”? – Z każdym wypowiedzianym słowem coraz bardziej odczuwam pustkę w sobie. Ze zdziwieniem odkrywam, że po policzkach spływają mi łzy.
- Dar, który ci odebrano. Dar, który dano nielicznym. Jesteś wyjątkowy, Ata’lan, choć wyjątkowo ślepy – mówi z uśmiechem na pięknej twarzy. Zaczynam odczuwać ukojenie, niczym balsam na udręczoną duszę. – Możesz ich pokonać. Zniszczyć, póki nie wszystko stracone.
- Pokonam, kogo zechcesz! – Rozpiera mnie duma i przez wnętrze przepływa fala ekstazy, iście seksualne podniecenie. Nie potrafię odwrócić się od złotego spojrzenia. Oczy pieką, a łzy obficie płyną po twarzy. – Jak mogę pomóc, łaskawa pani?
- Wspaniale, wspaniale! Robimy postępy! – słyszę piskliwy krzyk „Twarzy”, siedzącej na ołtarzu. Pojawia się znikąd, co odrywa mnie na chwilę od damy w bieli. Cholerny karzeł! Jak śmie przebywać w blasku niebiańskiej istoty?
- Zacznij od siebie – oznajmia Biały Paw. Z niedowierzaniem szukam pięknej pani, lecz nie ma wątpliwości, że zmysły płatają mi figle. Rozłożysty ogon tworzy pióropusz tęczy, oszałamia swoją różnobarwnością. Wyobrażam sobie, jak z łatwością jej złocisty dziób wbija się w moje ciało. Jak mogłem się tak pomylić? Całym sobą powstrzymuję śmiech. – Zmieniłeś się. Zawsze się zmieniasz – kontynuuje Paw słodkim głosem. Złote oczy przewiercają czaszkę. – Tym razem jesteś bliski porażki. Nie zawiedź nas. Dalsza zwłoka wiąże się z ryzykiem, a wojna w niczym nam nie przysłuży. Znajdź go, Ata'lan. Znajdź go i wykorzystaj swój dar. Niech ofiara się dokona!
- Moglibyście wyjaśnić, o co chodzi? – pytam, bez nadziei na odpowiedź. – Nie mam pojęcia, o czym mówicie!
Kątem oka rejestruję, że karzeł podnosi leżący na ołtarzu sztylet, którego wcześniej nie dostrzegłem - czarnego, matowego, z przedziwnego materiału. Rękojeść zdobi skomplikowany wzór, przypominający skrzydła w locie.
Okazał się szybki. Krucze ostrze wchodzi po rękojeść w ciało na wysokości trzewi.
Nie czuję bólu, tylko żal, tęsknotę. Mimo że z rany nie uchodzi krew, czuję się coraz słabszy - jak gdyby wyciekało samo istnienie. Powieki robią się coraz cięższe. Upadam.
Tracę poczucie władzy nad sobą. Odrywam się od tego miejsca, słysząc przeciągły szum wiatru. Przez ciało przechodzą niekontrolowane skurcze, gdy z oddali dochodzi głos kobiety:
- Płyń, Ata’lan...
Robi się zimno. Woda zalewa płuca i tracę dech w piersiach.
- Płyń.
Tonę.
Ostatnio zmieniony pt 29 sie 2014, 16:13 przez krlux, łącznie zmieniany 2 razy.

2
Czołem,
Przeczytałem tekst, więc chciałbym pozostawić po sobie jakiś ślad. Przyznaję, że nie lubię takich klimatów. Fantasty nigdy nie wzbudza we mnie większego zainteresowania, więc teraz było podobnie. Podobały mi się krótkie zdania i równoważniki. Budują pewne napięcie, które sprawiło, że mimo niechęci do gatunku przeczytałem tekst do końca.
Tutaj coś mi nie gra:
Leżę na podłodze.
Ciemność.
Skąd się tu wziąłem?
Wygląda na jaskinię, choć to nieprawdopodobne. Dłoń sunie po kamiennej - może marmurowej – posadzce, gładkiej niczym tafla lodu. Wśród otaczającej pustki wstaję bezbronny. Wokół nie ma żywej duszy. Gdy wzrok przyzwyczaja się do ciemności, dostrzegam, że pobliskie kształty są regularne i niezwykłe - rozpoznaję w nich skały, posągi. W oddali tli się blado łuna niezidentyfikowanego światła.
Na początku piszesz, że panuje ciemność, a potem nagle ta ciemność "wygląda" na jaskinię :wink:
Ani mnie to nie wciągnęło, ani nie odepchnęło, miłośnicy fantasy zapewne powiedzą Ci więcej :wink:
Powodzenia w pisaniu :wink:
"-(...)I dopiero, gdy wydasz śmiertelne tchnienie, pojmiesz, że żywot twój więcej nie znaczył niźli jedna kropla w nieskończonym oceanie!
Lecz czymże jest każdy ocean, jeśli nie morzem kropel?"

Re: Ostrze Erhatar - Prolog

3
Nie mam teraz niestety chwilki, żeby super starannie przeczytać całość, ale szybka uwaga: pomyśl nad tym, żeby wyrugować oklepane dla fantastyki nazwy - "Erhatar" brzmi jak imię postaci Tolkiena. Zresztą, Biała Pani Kochana Automatycznie jest archetypiczna do bólu (Galadriel?), podobnie jak jej Cwany Karzeł jako pomagier.

Ogólnie klimat jest trochę przyciężki w niekoniecznie przyjemny sposób (może to i lepiej, bo pozwala się wczuć), a zabieg bohatera błagającego, żeby wszyscy wyjaśnili mu, co jest grane, ale notorycznie olewanego przez pozostałych, rzucających tylko jakieś niejasne pierdoły o Ratowaniu Świata i Odzyskiwaniu Daru jest troszkę irytujący - jest to moim zdaniem zbyt nachalne uświadomienie czytelnikowi, że oto mamy do czynienia z Tajemnicą i Odkrywaniem Siebie.

Swoją drogą, Ratowanie Świata jako cel nadany bohaterowi już na pierwszej stronie i to bardzo explicite?

No i:
krlux pisze: - Nie odpowiedziałeś na moje pytanie! Oczekiwaliście mnie?
Wy? Skąd wie, że są "oni"?
"Och, jak zawiłą sieć ci tkają, którzy nowe słowo stworzyć się starają!"
J.R.R Tolkien
-
"Gdy stałem się mężczyzną, porzuciłem rzeczy dziecinne, takie jak strach przed dziecinnością i chęć bycia bardzo dorosłym."
C.S. Lewis

4
Vanoge pisze: Tutaj coś mi nie gra:
Leżę na podłodze.
Ciemność.
Skąd się tu wziąłem?
Wygląda na jaskinię, choć to nieprawdopodobne. Dłoń sunie po kamiennej - może marmurowej – posadzce, gładkiej niczym tafla lodu. Wśród otaczającej pustki wstaję bezbronny. Wokół nie ma żywej duszy. Gdy wzrok przyzwyczaja się do ciemności, dostrzegam, że pobliskie kształty są regularne i niezwykłe - rozpoznaję w nich skały, posągi. W oddali tli się blado łuna niezidentyfikowanego światła.
Na początku piszesz, że panuje ciemność, a potem nagle ta ciemność "wygląda" na jaskinię :wink:
Faktycznie kiepsko to wygląda :oops:
Immo pisze:pomyśl nad tym, żeby wyrugować oklepane dla fantastyki nazwy - "Erhatar" brzmi jak imię postaci Tolkiena.
Na chwilę obecną dysponuję jedynie tytułem roboczym i zdaję sobie sprawę, że nie brzmi on zbyt wybitnie. Co do samego określenia "Erhatar" to będę się zastanawiać i jak wymyślę coś lepszego to być może zmienię, lecz trudno mi się zgodzić, że brzmi jak imię postaci Tolkiena (Aragorn? Boromir? Frodo?). Lecz rozumiem, co miałeś do zakomunikowania - rozważę to.
Immo pisze:Zresztą, Biała Pani Kochana Automatycznie jest archetypiczna do bólu (Galadriel?), podobnie jak jej Cwany Karzeł jako pomagier.
Paw ma być archetypiczny, a i owszem, tylko nie w ten sposób, który sugerujesz. W zasadzie nie przyszło mi do głowy, że może być podobna do Galadrieli. Co do karła to chyba najbardziej oryginalnie by było, jakby nie było żadnego :P
Immo pisze:Ogólnie klimat jest trochę przyciężki w niekoniecznie przyjemny sposób (może to i lepiej, bo pozwala się wczuć)
Prolog był pomyślany jako sen, stąd ten przyciężki klimat.
Immo pisze:zabieg bohatera błagającego, żeby wszyscy wyjaśnili mu, co jest grane, ale notorycznie olewanego przez pozostałych, rzucających tylko jakieś niejasne pierdoły o Ratowaniu Świata i Odzyskiwaniu Daru jest troszkę irytujący - jest to moim zdaniem zbyt nachalne uświadomienie czytelnikowi, że oto mamy do czynienia z Tajemnicą i Odkrywaniem Siebie.

Swoją drogą, Ratowanie Świata jako cel nadany bohaterowi już na pierwszej stronie i to bardzo explicite?
Na pewno nie było moim zamiarem irytowanie nikogo. To co ująłeś jako "Tajemnica" i "Odkrywanie Siebie" być może jest zbytnio wyeksponowane, lecz z grubsza o to chodzi. Pomyślę nad czymś bardziej subtelnym.
"Ratowanie Świata" bynajmniej nie jest celem - nie w tym rzecz.
Immo pisze:No i:
krlux napisał/a:

- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie! Oczekiwaliście mnie?

Wy? Skąd wie, że są "oni"?
Mój błąd ;)

Czekam na dalsze sugestie.

5
Dłoń sunie po kamiennej - może marmurowej – posadzce, gładkiej niczym tafla lodu.
Jeśli gładka jak tafla lodu – to zdecydowanie marmurowej. Kamień kojarzy się z czymś chropowatym, chociaż teoretycznie gładki również może być.
W oddali tli się blado łuna niezidentyfikowanego światła.
Przecinek po blado, albo „blada łuna”.
Niewykluczone, że upadłem na głowę.
To nie jest dobre sformułowanie, trywialne trochę.
Gdzieś we mnie znajduje się także ciekawość
.
„znajduje się” nie brzmi tu dobrze. Napisałbym „rodzi się” ciekawość. Wprowadziło by to jakąś (szczątkową wprawdzie) akcję - w sensie, że coś się dzieje z narratorem, z jego wewnętrznym odczuciem czy myślą.
Rozpoczyna się niezdarny marsz.
„marsz” to chyba przesada. W tej sytuacji prędzej jakiś powolny ruch, dodatkowo niezdecydowany, nieskoordynowany. Poza tym jest to ujęte bezosobowo, a w następnym zdaniu już (ja) mijam.
Napisałbym na przykład: Niezdecydowanie stawiam pierwsze, niezdarne kroki.
Najbardziej dręczy uciążliwy niedomiar ciepła.
„...brak ciepła.”
Pragnienie skąpania w blasku ognia czy letniego słońca.
Czy tak wyglądają zaświaty?
Powtórzone „czy”. Napisałbym: ...ognia lub letniego słońca.
Bose stopy z braku sił suną po idealnie gładkiej tafli, nie skażonej odłamkami kamieni, zniekształceniami czy chociażby kurzem. Nic co mogłoby mnie uszkodzić.
Kurz to by ich chyba nie uszkodził...
Gdy już straciłem nadzieję, nagle oślepia mnie swym blaskiem.
Brakuje podmiotu; co oświetla narratora tym blaskiem? Wyjaśniasz to dopiero w następnych zdaniach. Może wstaw więc tu „coś”: nagle coś oślepia mnie...
W obliczu dostojności znaleziska wszystko inne straciło sens.
„dostojność” – nie pasuje. Może szokujące piękno. „W obliczu jej szokującego piękna...” tylko wtedy „jej” w następnym zdaniu musi zniknąć; można tu wstawić jakiś przymiotnik opisujący krawędź.
Słyszę jak cicho syczy w zetknięciu z marmurem posadzki.
No to jednak zdecydowałeś się na marmur. I dobrze.
i ledwo powstrzymuję okrzyk.
„krzyk” chyba lepiej zabrzmi.
Twarz! Niemal stykam się nosem!
To stykanie się nosem, to tak nie za bardzo.
Stoi na krawędzi fontanny i bacznie się przygląda nieco obłąkanym wzrokiem.
Stoi na krawędzi fontanny i przygląda się bacznie nieco obłąkanym wzrokiem.
Budzi we mnie odrobinę litości i odrazy, które to wrażenie potęguje obdarta szata, wisząca na nim jak worek. Mimo całej pokraczności, nie wzbudza we mnie negatywnych uczuć i uznaję go za nieszkodliwego.
Powtórzone „we mnie”. Usunąłbym oba; wiadomo o kogo chodzi, a zaimków zawsze za dużo.
przypominając przy tym pasąca się krowę.
- Co to za miejsce? – pytam, gdy otrząsnąłem się z oszołomienia. – Kim jesteś?
Powtórzone „się”. I to „oszołomienie' nie brzmi najlepiej. Dobrze by było przeredagować.
Nie odrywa ode mnie wzroku, pełen nieukrywanego zachwytu. Po przedłużającej się chwili, zeskakuje z niesamowitą lekkością na posadzkę i bezceremonialnie chwyta mnie za rękę.
Powtórzone „mnie”.
Dalej trzyma mnie za dłoń, czemu się nie sprzeciwiam się.
Znowu „mnie”. Może „...trzyma moją dłoń,...”
Drugie 'się' do usunięcia.
W końcu to sen.
Czy aby na pewno jest to sen? Lepiej, żeby nie był. Dla dobra opowiadania.
Znajduję się w pomieszczeniu obitym drewnem. Jest tu nieswojo, trochę duszno. W centrum dostrzegam złoty ołtarz, wysadzany różnokolorowymi klejnotami. Brak drzwi czy okien odnotowałem bez zdziwienia.
„Znajduję się”, „dostrzegam” - czas teraźniejszy
„odnotowałem” - czas przeszły
Niekonsekwentnie. Zdecyduj się. Ponieważ w następnych zdaniach jest też teraźniejszy, więc „odnotowuję”.
Potrzebujesz odzyskać Dar.
Musisz odzyskać Dar.
Wyobrażam sobie, jak z łatwością jej złocisty dziób
Zdaje się, że dziób należy do pawia. Więc „jego”.
Znajdź go i wykorzystaj swój dar.
„dar” raz dużą, a raz małą literą (w wypowiedziach tych, którzy znają jego moc, bo rozumiem, że wypowiadany przez narratora może być małą, gdyż on nie zna jego wartości i znaczenia).
Powieki robią się coraz cięższe. Upadam.
Może lepiej „Padam”.

Ogólnie nieźle, jest klimat i nastrój, język ciekawy, bogaty i dobrze zsynchronizowany z tematem, choć trzeba dopracować to i owo. Do treści i fabuły trudno się ustosunkować, gdyż jest to zaledwie początek, ale jak na razie nie jest zbyt odkrywcza. Dobrze by było dokładniej opisać występujące postacie, jak również scenerię, czyli pomieszczenia w których toczy się akcja, ich wystrój, jakąś lokalizację, osadzić w szerszym otoczeniu – trochę to wszystko nazbyt szybko przelatuje przed oczyma czytelnika. W sumie dużo się dzieje, lecz trochę powierzchownie, pozostaje jakiś niedosyt, zaciekawić potrafiłeś, ale natychmiast poszedłeś dalej. Na przykład: o kobiecie wiemy właściwie tylko tyle, że jest piękna i wywiera silne wrażenie na bohaterze oraz że jej rola jest szczególna – ale właściwie nic więcej. Zapewne będzie to powiedziane w dalszym ciągu opowiadania, ale już we wstępnej jego fazie przydałoby się więcej szczegółów.

6
krlux pisze:
Immo pisze:pomyśl nad tym, żeby wyrugować oklepane dla fantastyki nazwy - "Erhatar" brzmi jak imię postaci Tolkiena.
Na chwilę obecną dysponuję jedynie tytułem roboczym i zdaję sobie sprawę, że nie brzmi on zbyt wybitnie. Co do samego określenia "Erhatar" to będę się zastanawiać i jak wymyślę coś lepszego to być może zmienię, lecz trudno mi się zgodzić, że brzmi jak imię postaci Tolkiena (Aragorn? Boromir? Frodo?). Lecz rozumiem, co miałeś do zakomunikowania - rozważę to.
Miałem na myśli bardziej niszowe postaci czy określenia, które często wpisują się w schemat "-atar" oznaczający w sindarinie "króla", "władcę" lub "ojca", na przykład "Annatar" ("Władca Darów"; imię, które przyjął Sauron, gdy udawał kowala i wręczał Pierścienie innym elfom) + te wszystkie "th", "rh" i tak dalej brzmią cholernie tolkienowsko :)
"Och, jak zawiłą sieć ci tkają, którzy nowe słowo stworzyć się starają!"
J.R.R Tolkien
-
"Gdy stałem się mężczyzną, porzuciłem rzeczy dziecinne, takie jak strach przed dziecinnością i chęć bycia bardzo dorosłym."
C.S. Lewis

7
krlux pisze:Ciemność.
Skąd się tu wziąłem?
Wygląda na jaskinię,
Uważam, że o wiele sensowniejsze będzie jeśli bohater zapyta: Gdzie ja jestem?, a nie: Skąd się tu wziąłem? Odzyskuje świadomość, widzi mrok, zastanawia się gdzie jest, odpowiada, że w jaskini (choć nie wiem, jak wymyślił tę jaskinię, bo przecież widział tylko ciemność). Dopiero potem może pytać, skąd się w niej wziął.
krlux pisze:pobliskie kształty są regularne i niezwykłe - rozpoznaję w nich skały, posągi
Wyrzuć skały, one nie są regularne, raczej wprost przeciwnie.
krlux pisze:Być może upiłem się i mam majaki. Niewykluczone, że upadłem na głowę.
To wywołało mój uśmiech. Facet nie pamięta swojego imienia, ale pamięta, że ma zwyczaj pić tyle, by padać na pysk. :lol:
krlux pisze:Co to za miejsce? Przypomina budowlę... Świątynię? Wśród nikłego blasku z oddali nie dostrzegam zarysów ścian.
Budowla bez ścian?
krlux pisze:Wędruję godzinami, może dniami, nie odczuwając głodu ani pragnienia. Najbardziej dręczy uciążliwy niedomiar ciepła. Pragnienie skąpania w blasku ognia czy letniego słońca.
niedomiar ciepła - mało zgrabne wyrażenie i nie sięga do meritum. W ogóle te zdania są suche, a przecież chłód mu dokucza, skoro marzy o cieple, ogniu, cieple słońca. Podkręć ten fragment, niech czytelnik poczuje to zimno, niech zapragnie ciepła. Wprowadź jakiś element, który by określił jak bardzo jest zimno. Rozumiem, że z początku wszystko jest bardzie skąpo opisane. W końcu bohater dopiero się "budzi", ale później tych wrażeń powinno przybywać.
krlux pisze:Powłóczę nogami jak w malignie.
maligna «wysoka gorączka z zaburzeniami świadomości i majaczeniem»
Nie wiem, co maligna ma wspólnego z chodzeniem.
krlux pisze:Bose stopy z braku sił suną po idealnie gładkiej tafli, nie skażonej odłamkami kamieni, zniekształceniami czy chociażby kurzem.
http://www.polonistyka.fil.ug.edu.pl/?i ... 09&lang=pl

Trochę by trzeba nad tym tekstem popracować. Jednak i sytuacja, i sposób jej opisania łączą się w całkiem udaną całość. Może powinieneś, jak napisałam wyżej, rozwijać opis w miarę, jak bohater zyskuje świadomość zmysłów? To by było ciekawe. Wprowadź więcej wrażeń zmysłowych.
Nie wie, kim jest, gdzie jest, kim są ludzie wokół i dobrze, bo to wzbudza zainteresowanie. My wiemy, ze jest kimś wyjątkowym, kimś oczekiwanym i ważnym. I na początek to starczy. Byleś nie bawił się tą niewiadomą zbyt długo. :)

Powodzenia w dalszym pisaniu.
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

8
Immo pisze:krlux napisał/a:

Immo napisał/a:
pomyśl nad tym, żeby wyrugować oklepane dla fantastyki nazwy - "Erhatar" brzmi jak imię postaci Tolkiena.

Na chwilę obecną dysponuję jedynie tytułem roboczym i zdaję sobie sprawę, że nie brzmi on zbyt wybitnie. Co do samego określenia "Erhatar" to będę się zastanawiać i jak wymyślę coś lepszego to być może zmienię, lecz trudno mi się zgodzić, że brzmi jak imię postaci Tolkiena (Aragorn? Boromir? Frodo?). Lecz rozumiem, co miałeś do zakomunikowania - rozważę to.

Miałem na myśli bardziej niszowe postaci czy określenia, które często wpisują się w schemat "-atar" oznaczający w sindarinie "króla", "władcę" lub "ojca", na przykład "Annatar" ("Władca Darów"; imię, które przyjął Sauron, gdy udawał kowala i wręczał Pierścienie innym elfom) + te wszystkie "th", "rh" i tak dalej brzmią cholernie tolkienowsko :)
Nie znałem tego miana - przyznaję się, że Władcę Pierścieni i Silamarilliona czytałem bardzo dawno temu :)
dorapa pisze:Być może upiłem się i mam majaki. Niewykluczone, że upadłem na głowę.

To wywołało mój uśmiech. Facet nie pamięta swojego imienia, ale pamięta, że ma zwyczaj pić tyle, by padać na pysk. :lol:
Wydaje mi się, że człowiek jak nie pamięta swojej tożsamości dokonuje pewnych przypuszczeń na temat swojego obecnego stanu. Zgodnie z tym tokiem rozumowania może się zastanawiać się, czy się aby nie upił albo czy nie doznał jakiś uszkodzeń mózgu ;) Coś z tym zrobię jeszcze.
Vanoge pisze:Tutaj coś mi nie gra:
Cytat:
Leżę na podłodze.
Ciemność.
Skąd się tu wziąłem?
Wygląda na jaskinię, choć to nieprawdopodobne. Dłoń sunie po kamiennej - może marmurowej – posadzce, gładkiej niczym tafla lodu. Wśród otaczającej pustki wstaję bezbronny. Wokół nie ma żywej duszy. Gdy wzrok przyzwyczaja się do ciemności, dostrzegam, że pobliskie kształty są regularne i niezwykłe - rozpoznaję w nich skały, posągi. W oddali tli się blado łuna niezidentyfikowanego światła.

Na początku piszesz, że panuje ciemność, a potem nagle ta ciemność "wygląda" na jaskinię :wink:
Gorgiasz pisze:Cytat:
Dłoń sunie po kamiennej - może marmurowej – posadzce, gładkiej niczym tafla lodu.

Jeśli gładka jak tafla lodu – to zdecydowanie marmurowej. Kamień kojarzy się z czymś chropowatym, chociaż teoretycznie gładki również może być.
dorapa pisze:krlux napisał/a:
Co to za miejsce? Przypomina budowlę... Świątynię? Wśród nikłego blasku z oddali nie dostrzegam zarysów ścian.

Budowla bez ścian?

Prawdopodobnie niezbyt precyzyjnie oddałem całą sytuacje, skoro pojawiają się wątpliwości. Scenę wyobraziłem sobie w skrócie tak: człowiek się budzi, nie wie co się z nim dzieje. Widzi, że ciemno dookoła tylko z daleka dostrzega łunę; pod sobą czuje zimna posadzkę, lecz nie do końca widzi co to takiego, więc podejrzewa, że to jaskinia, którą to opcję zaraz odrzucił, bo posadzka jest dość śliska i podejrzewa, że to marmur. Kiedy jednak cała sala okazała się zbyt wielka na jaskinię stwierdził, że to duży budynek, być może świątynia, choć dalej mu coś nie grało, gdyż przestrzeń jest ogromna i nie widzi zarysów ścian. Piszę to, bo poczułem się w obowiązku wytłumaczyć te nieścisłości. Widzę też, że nie do końca mi się udało oddać przebieg myśli bohatera, czego sobie wcześniej nie uświadamiałem...
dorapa pisze:krlux napisał/a:
Powłóczę nogami jak w malignie.

maligna «wysoka gorączka z zaburzeniami świadomości i majaczeniem»
Nie wiem, co maligna ma wspólnego z chodzeniem.
Hm, chodziło mi o to, że czuł się jakby miał gorączkę i miał trudności w chodzeniu. Wydawało mi się, że istnieje takie określenie, ale teraz już nie jestem tego taki pewien :/

Dziękuję za Wasze opinie i poprawki, a w szczególności Gorgiaszowi i dorapie.

9
Klimat tego tekstu skojarzył mi się bardzo mocno z komiksami o Thorgalu :)

Przedmówcy zwrócili uwagę na różne drobiazgi stylistyczne, do ich uwag dodam jeszcze:
Przejasne włosy lekko spływają po ładnie zarysowanej sylwetce
- nie ma takiego słowa jak "przejasne". Bardzo jasne, jasne jak len...
- "ładnie zarysowana sylwetka" to nie, raczej zgrabna lub kształtna
- włosy spływające po sylwetce: nie bardzo, niezgrabnie to brzmi
sztylet, którego wcześniej nie dostrzegłem - czarnego, matowego, z przedziwnego materiału
- sztylet, którego wcześniej nie dostrzegłem - czarny, matowy, z przedziwnego materiału

Z drobnych czepialstw - czy Biały Paw powinien mieć ogon koloru tęczy? Skoro Biały, to może lepiej, aby cały był biały jak śnieg?

Jak dla mnie, fragment z kobietą i karłem jest słabszy niż to, co było wcześniej. Trudno mi uchwycić, z czego to wynika, ale czuć w nim pewną schematyczność (waham się przed użyciem określenia "naiwność"). Mam wrażenie, że dialogi wychodzą Ci gorzej niż opisy. Niemniej, jestem ciekawa dalszego ciągu.
Między kotem a komputerem - http://halas-agn.blogspot.com/

10
krlux pisze:
dorapa pisze:Być może upiłem się i mam majaki. Niewykluczone, że upadłem na głowę.

To wywołało mój uśmiech. Facet nie pamięta swojego imienia, ale pamięta, że ma zwyczaj pić tyle, by padać na pysk. :lol:
Wydaje mi się, że człowiek jak nie pamięta swojej tożsamości dokonuje pewnych przypuszczeń na temat swojego obecnego stanu. Zgodnie z tym tokiem rozumowania może się zastanawiać się, czy się aby nie upił albo czy nie doznał jakiś uszkodzeń mózgu ;) Coś z tym zrobię jeszcze.
Mnie również to rozbawiło, ale z tego powodu, że "upaść na głowę" jest związkiem frazeologicznym i znaczy tyle, co stracić rozum, a mam wrażenie, że nie o to Tobie chodziło :)
"Kiedy autor powiada, że pracował w porywie natchnienia, kłamie." Umberto Eco
Więcej niż zło /powieść/
Miłek z Czarnego Lasu /film/

11
Ignite pisze:Klimat tego tekstu skojarzył mi się bardzo mocno z komiksami o Thorgalu :)
A czytałem, a i owszem :) Szczerze powiedziawszy to chyba rzeczywiście dość podobny... (?) Mimo braku nordyckich bogów. I kosmitów ;)
Ignite pisze:Cytat:

Przejasne włosy lekko spływają po ładnie zarysowanej sylwetce


- nie ma takiego słowa jak "przejasne". Bardzo jasne, jasne jak len...
- "ładnie zarysowana sylwetka" to nie, raczej zgrabna lub kształtna
- włosy spływające po sylwetce: nie bardzo, niezgrabnie to brzmi
W zasadzie zdziwiłem się, że nikt się wcześniej nie ustosunkował do tego zdania. Wiem, że nie ma słowa "przejasna" i można potraktować to jako słowotwórstwo - czy jest to dopuszczalne (abstrahując od tego konkretnego przypadku)?
Ignite pisze:Z drobnych czepialstw - czy Biały Paw powinien mieć ogon koloru tęczy? Skoro Biały, to może lepiej, aby cały był biały jak śnieg?
Podejrzewam, że to kwestia gustu. Zdecydowałem się na takie rozwiązanie, bo jakby rozszczepić światło (np. przez pryzmat) to otrzyma się tęczę ;)
Ignite pisze: Jak dla mnie, fragment z kobietą i karłem jest słabszy niż to, co było wcześniej. Trudno mi uchwycić, z czego to wynika, ale czuć w nim pewną schematyczność (waham się przed użyciem określenia "naiwność"). Mam wrażenie, że dialogi wychodzą Ci gorzej niż opisy. Niemniej, jestem ciekawa dalszego ciągu.
Podejrzewam, że to z braku praktyki - opisy pisałem zdecydowanie częściej niż dialogi. Prawdopodobnie ten fragment napiszę od początku z większą świadomością.
Aktegev pisze:Mnie również to rozbawiło, ale z tego powodu, że "upaść na głowę" jest związkiem frazeologicznym i znaczy tyle, co stracić rozum, a mam wrażenie, że nie o to Tobie chodziło :)
Właściwie to nie, choć paradoksalnie to tak :D Zastosowałem zbyt duży skrót myślowy - zastanawia się nad tym, czy aby nie doznał uszkodzeń ciała, których skutkiem mogłaby być utrata rozumu ;)
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”