Ponura historia pewnego rodzeństwa ( część 6)

1
Tak, tak, wiem. Dodaje fragmenty rzadziej niż rządzący mówią z sensem, ale co robić. Permanentna amotywacja i brak czasu. Dla tych, którzy już zgubili/zapomnieli watek odsyłacz do poprzednich cześci "Ponura historia pewnego rodzeństwa" Mam nadzieję, ze nie cofnęłam się w swych zdolnościach pseudopisarskich na zasadzie wtórnego anaalfabetyzmu (umiejętność nieużywana = umiejętność zapomniana).

Ponura historia pewnego rodzeństwa ( część 6)

wwwwNim jednak odwiedziłam rodzinę drwala, uporałam się z obowiązkami, które na mnie nałożyła rada Pierwotnych. Wszak nie byłoby zacnym wobec nich ani wobec pamięci Lili pozwalać hasać wolno monstrom zza Granicy i zezwalać im na rzeź wieśniaków, w sporej mierze niewinnych, prostych ludzi. Gagatków niestety było sporo, za czasów mej kociej kadencji nie jeden stwór i nie jeden Pierwotny o niecnych zamiarach zdołał wedrzeć się do ludzkiego świata. Tych robiących rumor żeśmy z drużyną zdołali szybko pozbawić życia, jakżem jeszcze była w zwierzęcej skórze, ale subtelniejsi, oni stanowili problem. Potrafili ukrywać się i maskować swe czyny zwykłymi zbrodniami oraz podłościami jakie ludzie zwykli sprowadzać na siebie nawzajem. Zdrady, podrzynanie gardeł, oszustwa. Jak rozróżnić, które dzieciątko zatopiła w grądzie podła rusałka, a które matka mająca już za dużo gąb do wyżywienia? Czy człek roztrzaskał czerep bratu opętany przez dybuka, a może ogarnięty zwykłym szałem? Którą dziewkę po prostu swędzi między nogami, a która to wiła w ludzkiej skórze lub nawiedzona przez latawca nieszczęśnica? Ja musiała to wszystko rozeznać, a pomogła mi w tym pewna umiejętność…
wwww Z trudem mi to przyznać, lecz czyniłam w owym czasie coś, co ze wszelkich miar prawa Pierwotnych potępiają, lecz rzec muszę, iż swych postępków nie żałuję. Me ofiary i tak miały zginąć prawem Granicy za swe zbrodnie, zatem wedle swej opinii nie czyniłam niczego złego. Otóż kradłam moce zgładzanych przez siebie stworów i istot. Każda wiedźma ma jakiś talent, wrodzoną umiejętność przewyższającą pozostałe. Moja to przemiana formy, zdolność przekształcania ciała w nawet najbardziej odrażające i niebezpieczne kształty, w dodatku niesie ona za sobą kolejny dar, który jednak trzeba zbudzić. Pochłonięcie. Zarzynając jakiegokolwiek Pierwotnego czy potwora i wyżerając narząd, wokół którego gromadziła się jego moc, mogłam skraść siłę tejże istoty. Buba pokazał mi jak. Toplica, strzygoń i Wojciech byli mi lojalni niczym psy z racji uczynionego przeze mnie postanowienia wyrżnięcia drwalskiej rodziny. Każde z nich chciało ich śmierci, w zemście za umiłowaną przez nich Lilę czy z osobistych pobudek, jednak do tej pory nie wiem czemuż babok zdradził mi ten upiorny sekret i milczał, gdym niczym upiór pożerała jego braci. Braci wyklętych, jednak braci. Pewno miał swe powody, nadal ma zsyłając mi wieści z czterech stron świata, dzieląc się zasłyszanymi sekretami. Nie byłabym nawet w połowie tak potężna jak jestem, gdyby nie on, jednakże sam zdaje się nie czerpać z tegoż żadnych korzyści. Tak, to dziwna postać, zdaje się widzieć o wiele dalej niźli jakikolwiek człek czy Pierwotny.
wwww W każdym razie, polowałam na upiory i krwawych zbójów zza granicy, jak pająk chwytając ich, żeby wyssać. Pochłaniając ślepia północnic zyskałam dostęp do snów i mogłam pleść koszmary, dzięki językom syren otrzymałam mamiącą mowę, serca bestiołaków dały mi zwierzęce zmysły i odporność, a mózgi zmór zdolność widzenia rzeczy takimi jakie naprawdę są, wyczuwania ludzkich słabostek. Stałam się czymś więcej niż człowiek, czymś więcej niż wiedźma, ale nadal nie byłam tym czym jestem teraz. O nie, minęły dziesiątki lat nim osiągnęłam ten poziom.
wwww Przetrzebiwszy folk, który bezprawnie przekroczył Granicę i zaprowadziwszy porządek, wreszcie mogłam przystąpić do swej zemsty. Przybrałam postać starszej, nadobnej kobiety, zaś Wojciechowi sprawiłam magiczną maskę młodzieńca i podążyliśmy ku miasteczku jako matka i syn. Hetro, dzięki swej zdolności przybierania sowiej formy miał mi posłużyć za łącznika z Tykjaną i Bubą, którzy pozostali na straży, w końcu nie mogłam zostawić Granicy samej sobie.
wwww Och, jakże wioska zmieniła się przez te wszystkie lata, teraz to było prawdziwe miasteczko, co się zowie. Kurne chaty i nędzne chałupki zastąpiły piętrowe domki, drogi ubito i wyłożono rzecznymi kamieniami, zamieniając w prawdziwe gościńce, a w samym centrum, niedaleko chaty starszego, rozsiadło się wielkie targowisko, gdzie przekupki i kupcy wymieniali towary z odległych stron. Zaprawdę drwal miał łeb na karku, wiedział jak napełnić sobie i innym mieszki złotem. Co zabawniejsze, miało to związek z jego właściwym zajęciem – wyrębem drzew. Tak, dorodne dęby, srebrzyste buki, sosny i jedlice tak wielkie, że opasać ich rękoma nie można było, giętkie cisy, z których powstawały najznamienitsze łuki. Dobrze znał skarby tutejszych lasów, tak poszukiwane wiele dni drogi od wioski, nad morskimi brzegami, gdzie budowano wielkie łodzie i handlowano z chwalącym groźne bóstwa ludem z mroźnej północy. Jednakże nikt nie wiedział, jak dostarczyć wielkie bale tam, gdzie są potrzebne, obciążenie dla wozów wszak było to za duże, dopiero sprytny drwal wpadł na pomysł. Rzeka. Spływy drewna już nieraz przeprowadzano, jednakże rzeka Leśnica przepływająca wzdłuż wioski była za płytka, ale okrutny człek rozwiązał ten problem. Trudno mi rzec, co mu na sunęło idę uregulowania brzegów, zbudowania tam, być może kręcące się wokół bory, faktem pozostaje, iż za pomocą złota i najętych ludzi uzdatnił Leśnicę do swych celów. Mało tego, zbudował łodzie podobne do tych północnego ludu, lecz węższe, lżejsze i bardziej zwrotne, przypominające drewniane węże, idealne do rzecznych podróży. Rozpoczął handel. Pierwej drewnem, potem wymienionymi za pieniądze z drewna dobrami, bogacił się i wszyscy wokół niego również. Zaprawdę, gdyby był lepszym człekiem, mógłby zostać kimś wielkim, miast mordercą utuczonym cudzą krwią. Zarzewiem zepsucia ogarniającym jego rodzinę, wszystko czego tknął.
wwww Nasze wejście do miasteczka nie pozostało niezauważone. Przybyliśmy bogatym wozem zaprzężonym w dwa dorodne jelenie, odziani w pyszne szaty, przywieźliśmy liczne, drogie sprzęty, które ukradkiem przez te wszystkie lata skupywałam od różnych ludzi, wykorzystując majątki zgładzonych przez siebie zbójów-Pierwotnych lub odnalezione skarby. Ludzie przystawali, aby nas obejrzeć, podziwiać strojnych państwa, bogaczy, którzy – znać po odzieniu – przybyli z odległych stron. Na sam pierw rozpytaliśmy jednego z gapiów, zacnie wyglądającą matronę o rumianej twarzy, gdzież tu można zakupić porządna chatę, gdyż doszły nas słuchy, iż stoją tu puste, czekające na nowych gospodarzy. Otóż, to było kolejne przedsięwzięcie drwala. Jako jeden z pierwszych począł budować puste domostwa, po to, aby odsprzedać je możnym przyjezdnym. Kobieta od razu skierowała na pod jego drzwi, drzwi domostwa starszego. O, co to była za chata. Murowana, nie okryta strzechą, ale lakowanymi żywicą, drewnianymi klepkami z malowidłami wokół okien i rzeźbionymi okiennicami. No i ten ganek, tańce możnaby na nim urządzać.
wwww Drwal czy raczej rzec powinnam starszy, już nie wiecznie spity i brudny, ale przyzwoicie odziany, spasiony i promieniujący zdrowiem przyjął nas iście po królewsku, widząc tak majętnych przybyszy. Mięsiwa, słodzone miodem, bzowe wino, pieczone cietrzewie i gołębie, powidła, obtłuczona gryka z suszonymi owocami i miodem, sól i rozmaite przyprawy. Jedliśmy, piliśmy, ale na wino uważaliśmy. Nie ma nic gorszego niźli alkohol, kiedy nie można zdradzić zbyt wiele, sfermentowane owoce zaprawdę lubią wywlekać cudze sekrety.
wwww Wedle historii przedstawionej naszemu gospodarzowi byłam znaną wiedzącą, lekarką o częściowych zdolnościach magicznych, która słysząc, że tutejszy bacza coraz starszy, niedomaga i nie podołuje z obowiązkami przybyła, aby nieść ludziom ulgę… Za odpowiednią opłatą. Wojciech zaś przedstawiłam jako umysłowo otępiałego, niemego syna, którego natura wynagrodziła za ułomności darem muzyki czynu, dzięki której grą swych skrzypków potrafił uzdrawiać niepokoje i obłaskawiać dzikie bestie, co poniekąd pokrywało się z prawdą.
wwww Nie muszę chyba mówić, jak łatwo zarazy, zaraźliwe klątwy i tym podobne ohydztwa mnożą się w bardziej zaludnionych osadach? Szczególnie tych, które zajmują się handlem, gdzie z odległych stron przybywają towary niewiadomego pochodzenia oraz ludzie o nieznanej przeszłości? Wystarczyłaby jedna złośliwość losu, aby mieszkańcy jak i ich trzody polegli pod młotem plagi, toteż przybycie czarodziejskiej lekarki powitano okrzykami zachwytu. Zapewnienia o tym, jak mi będzie tam dobrze, jak to będę szanowana i pełne ciekawości pytania, prośby o historie z mego „długiego i intrygującego żywota” oraz opowieści o miasteczku i tutejszym ludzie. Słuchałam tego wszystkiego z udawaną życzliwością i fałszywym uśmiechem na twarzy, życząc im wszystkim bolesnego zgonu, szczególnie dwójce jasnowłosych bliźniąt.
wwww Jaś i Małgosia, doprawdy wyrośli przez te wszystkie lata. Chłopiec stał się mężczyzną, przystojnym młodzieńcem o dumnej twarzy, jasnym wejrzeniu i smagłym ciele, którego nie jedna panna z radością powitałaby w swym łożu. Małgosia natomiast… Wielkie, szafirowe oczy, różane usta, nieskazitelna cera jak u małego dziecięcia, warkocz gruby na pięść i pełne piersi. Niemal ideał kobiecego piękna, którego nie psuł nawet zaokrąglony brzuch noszony pod barwną suknią. Tak, pod jej sercem rosło dziecię, chociaż nie miała u boku mężczyzny. Jak mi wyjaśniono, doszło w tej rodzinie do strasznej tragedii. Otóż wraz z młodym małżonkiem Małgosia wyjechała do jego wioski, lecz w drodze napadli ich zbójcy i zarznęli młodego pana zaledwie w tydzień po zaślubinach. W dodatku miało to miejsce niedługo po wcześniejszym nieszczęściu, kiedy to małżonkę Jasia zadeptał rozszalały koń. Kłamstwa. Mamić tak mogli innych, ja znałam całą prawdę. Rodzeństwo nie potrafiło kochać nikogo, nikogo za wyjątkiem siebie nawzajem i za zgodą swego ojca, na jego oczach dzieliło łoże jak mąż i żona. Dziecię w łonie Małgosi było niczym innym, tylko owocem kazirodztwa, lecz staremu to pasowało. Nie bacząc na ohydę, którą krył pod dachem, na grzech wobec natury i bogów, jeżeli ci istnieją, radował się, iż majątek zostanie w rodzinie, tak jak i łączące krewnych ponure sekrety. Przelana krew, kłamstwa i zepsucie toczyły ten dom.
Ostatnio zmieniony ndz 13 lip 2014, 17:37 przez JadowitaJoaśka, łącznie zmieniany 1 raz.
"...And every dream, hope and desire
Is just a flicker in the fire
And that fire it will consume
The crack of doom
Is coming soon

The crack of doom is coming soon..."
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron