Rozdział 1 - Mateusz Kaj
Jak zawsze koło północy spacerowałem po mieście. Niektórzy z was prawdopodobnie uznają to za szaleństwo i kuszenie losu, jednak dla mnie był to swoisty odpoczynek po mojej pracy. Jestem pisarzem, jest to wolny zawód, znaczy nie mam wyznaczonych godzin ani płac. Jak uda mi się trafić w gusta czytelników to pieniądze są jak nie to kalpa, trzeba zaciskać pas. No nic, jak już wspomniałem byłem na spacerze, kiedy zauważyłem jakiś ruch w bocznej uliczce. Właściwie nie wiedziałem dlaczego, ale podszedłem sprawdzić co to takiego. Jakież było me zdziwienie kiedy za śmietnikiem zobaczyłem skuloną w pozycji embrionalnej kobietę. Była całkowicie naga a na jej ciele widać było ślady uderzeń i zadrapań, wiał lekki wiatr więc bez zastanowienia zdjąłem swoją wiatrówkę i okryłem kobietę pytając “Kto Pani to zrobił?”.
- Zostałam odrzucona. - odparła - żaden klient mnie nie kupił więc trenerzy zostawili mnie i kazali nie ruszać się aż zdechnę.
- Trenerzy. - powtórzyłem, bardziej do siebie niż do niej - chodzi o handlarzy żywym towarem.
- Nie, kupcy mówili aby mnie zostawić a za tydzień zrobią nowy pokaz gdzie będę przeceniona, ale trenerzy powiedzieli “to się już do niczego nie nadaje, pozbądźmy się i zdobądźmy lepszy towar”. Muszę tu zostać.
- To nieprawda. Proszę pójść ze mną, pomogę pani. - mówiłem spokojnie patrząc prosto w jej zielone smutne oczy. Ona naprawdę sądzi, że jest rzeczą. Odwróciłem się do niej plecami prosząc by założyła kurtkę a kiedy to uczyniła pomogłem jej wstać. Kiedy stanęła na stopie momentalnie upadła na kolana a z jej ust wyszedł dźwięk bólu. “Co się stało?”, spytałem.
- Ja nie mogę wstać, takim jak ja nie wypada. Trenerzy robili coś z naszymi stopami byśmy chodziły na kolanach lub czworaka.
- Mogę obejrzeć? - spytałem a kiedy zgodziła się kiwając lekko głową zbliżyłem rękę do jej stopy i delikatnie dotknąłem. Była zmiażdżona. Bez zastanowienia wziąłem kobietę na ręce i mówiąc “Zabieram Panią do domu. Tam wydobrzeje Pani i będzie bezpieczna”. Kobieta tylko przyłożyła głowę do mojej piersi i usnęła, musiała być bardzo zmęczona.
W domu położyłem ją na łóżku w pokoju gościnnym nakryłem po czym wyszedłem cicho zamykając za sobą drzwi. Biorąc do ręki telefon modliłem się w duchu by moja agentka jeszcze nie spała. Odebrała po dwóch sygnałach swoim standardowym “Mati, co słychać? Jak tam kolejna książka?”
- Dziękuję, dobrze. Słuchaj mam do ciebie niecodzienną prośbę. - powiedziałem niepewnie.
- Dla ciebie wszystko. - odparła wesoło, czyżby mnie podrywała.
- Przyniesiesz do mnie komplet ubrań i niezbędnych rzeczy dla kobiet.
- A co? Czyżby mój ulubiony pisarz chciał zmienić płeć?
- Nie, sprawa jest poważniejsza, nie mogę tego mówić przez telefon.
- Jeśli chcesz wpadnę do ciebie z rzeczami koło szóstej.
- Weź też aparat.
- Aparat? Mati? Co ty knujesz? - odparła, pozbywając się całego śmiechu.
- Dowiesz się wszystkiego u mnie. To nie jest rozmowa na telefon. - Po czym odłożyłem słuchawkę, popatrzyłem na zegarek. Wpół do drugiej, nie opłaca się kłaść zrobię sobie mocną kawę i może wytrzymam do jej przyjścia. Mam tylko nadzieję, że nie naskoczy na mnie za bardzo za to rozłączenie się i te wszystkie tajemnice. Prawdę mówiąc sekrety przed Verą to było coś co nie istniało i bardzo bym chciał by pozostało to niezmienione.
Rozdział 2 - Mateusz Kaj
Chodziłem w tę i z powrotem po salonie dopóki nie usłyszałem pukania do drzwi. Czym prędzej poszedłem je otworzyć. Stała tam Vera, Veronica Tola. Moja agentka oraz kobieta która za swą cierpliwość do mnie i moich humorów powinna zostać świętą. Wziąłem torbę która leżała obok niej i zaprosiłem do środka. Kiedy już przeszliśmy do kuchni podałem jej szklankę z caffe late, robię ją w szklance ponieważ tak wygląda ładniej. Veronica podziękowała oraz spytała “Dlaczego chciałeś bym przyniosła te rzeczy?”.
- Wiesz dobrze, że uwielbiam nocne spacery. - zacząłem - podczas takiego spaceru znalazłem kobietę.
- I? - spytała szczerze zaciekawiona kobieta.
- Ona zachowywała się dziwnie. Mówiła o sobie “to”. A dodatkowo była naga i pobita.
- Mati, mati, mati. Serio, znalazłeś kobietę. Czy nie ponosi cię fantazja. I czemu ja cię posłuchałam przynosząc te ubrania.
- Nie wierzysz mi. To chodź za mną. - Powiedziałem i chwytając ją za rękę zaprowadziłem do pokoju w którym spała kobieta. Przed drzwiami odwróciłem się do Very mówiąc “Wejdź do środka a potem powiedz mi, że oszalałem”, po czym cicho otworzyłem drzwi i zrobiłem dwa kroki w tył. Veronica weszła do pokoju, gdy mnie mijała słyszałem jak oddycha. Kiedy znalazła się w pokoju skrzyżowałem dłonie na piersiach i oparłem się o ścianę niedaleko drzwi i w tej pozycji czekałem aż wyjdzie. Po jakichś pięciu minutach przyszła do mnie zamykając za sobą drzwi. W jej oczach był szok, smutek oraz współczucie dla tej dziewczyny i coś jeszcze czego nie potrafię odczytać.
- Co zamierzasz zrobić? - spytała po dłuższej chwili milczenia.
- Chciałbym pomóc jej odzyskać to co utraciła.
- To będzie trudne, będziesz potrzebował pomocy.
- Zgodziłabyś się pomóc mi. Ta kobieta dużo wycierpiała od mężczyzn, wydaje mi się że najlepiej zrozumie ją inna kobieta. Czy będziesz jej przyjaciółką? - Spytałem ostrożnie dobierając słowa by wiedziała jakie to jest ważne.
- Dlaczego tego chcesz?
- Dobrze wiesz dlaczego. Jeśli mężczyzna skrzywdzi kobietę ta łatwiej otworzy się przed inną kobietą niż mężczyzną.
- To nie do końca prawda. Ale to nie ty skończyłeś psychologię.
- Ty też nie, jeśli dobrze pamiętam.
- Nie przekomarzaj się ze mną. - powiedziała robiąc groźną minę. Nie wytrzymała jednak długo po jakichś piętnastu sekundach uśmiechnęła się i odparła - Z chęcią pomogę ci przywrócić ją do społeczeństwa, ale stawiam jeden warunek.
- Jaki?
- Masz wpisać mnie do swojej książki. Nie w jednym czy dwóch rozdziałach, ale jedna z głównych postaci.
- To nie takie proste, ja nie wybieram postaci. To one wybierają mnie.
- Przestań. Wiem dobrze jak tworzysz bohaterów.
- Ok, w porządku wygrałaś. Ale nie zajmujmy się teraz mną i książką która nawet jeszcze nie powstała. Kobieta jest ważniejsza.
- Oczywiście, że pomogę. Wam obojgu.
- Spróbuj poprosić ją by zgodziła się zrobić sobie zdjęcia wszystkich obrażeń.
- To nie będzie łatwe, a czas działa na naszą niekorzyść. Ale podejmę to wyzwanie. - Powiedziała i razem z aparatem weszła do pokoju kobiety.
Rozdział 3 - Veronica Tola
Kobieta powoli podeszła do łóżka, a gdy zobaczyła że gość się budzi spytała “Jak się czujesz?”, kobieta tylko patrzyła na nią swymi nieproporcjonalnie dużymi błękitnymi oczami. Veronica nie zrażona brakiem odpowiedzi kontynuuje.
- W tej torbie - wskazuje w stronę krzesła - znajdują się ubrania dla ciebie. Ubierz się a później zobaczymy co jest z twoimi nogami. - dodała, uśmiechając się delikatnie. - Ja nazywam się Veronica, jeśli będziesz mnie potrzebować, zawołaj mnie. Teraz wyjdę, - kładzie torbę z ubraniami na łóżku - gdy się ubierzesz daj mi znać.
Powiedziała, po czym cicho wyszła zamykając za sobą drzwi. Odwróciła głowę by nie patrzeć w drzwi gdyż w tego w jej głowie pojawiały się obrazy czynów przez które dziewczyna mogła mieć te ślady. Dopiero po chwili zauważyła, że Mateusz patrzy na nią pytająco. - Pytałeś o coś?
- Tak. wiesz może co się z nią stało?
- Na razie tylko podejrzewam. Jak się ubierze to poproszę cię o wezwanie lekarza.
- Lekarki. - uściślił mężczyzna.
- Tak lekarki. - kobieta zaniemówiła wsłuchując się w coś w pokoju, po czym zwraca się do Matiego - przepraszam cię. - Podeszła do drzwi i zapukała “Mogę wejść?”, pyta. Nadal odpowiadała jej tylko cisza. Ostrożnie weszła do drzwi. Na początku popatrzyła na łóżko, a gdy okazał się pusty rozejrzała się po pokoju. Zobaczyła dziewczynę leżącą obok łóżka. Podeszła do niej a gdy chciała pomóc jej wstać ta odtrąciła jej dłoń uciekła pod ścianę i po raz pierwszy odezwała się do niej, głosem pełnym przerażenia “Nie, proszę. Już będę grzeczna.”, Veronica spoglądała na nią zaszokowana po czym odparła
- Nie bój się. Tu nic ci nie grozi. Żaden mężczyzna cię nie skrzywdzi.
- Nie, proszę. - powtórzyła kobieta ledwie słyszalnym szeptem. Veronica teraz zrozumiała, że Mati źle ocenił przyczynę jej śladów. Wstała cofając się jednocześnie i zawołała “Mati, mógłbyś tu przyjść na momencik”, mężczyzna przyszedł nim zdążyła doliczyć do pięciu z pytaniem
- Wołałaś mnie? O co chodzi?
- Jej zrobiła to inna kobieta.
- Jesteś pewna? - spytał zaskoczony
- Uwierz mi, umiem odczytywać mowę ciała.
- Tak, wiem. - przyznaje jej racje. Po czym podchodzi do kobiety która na szczęście miała na sobie bieliznę. Kucnął przy niej wyciągnął rękę a gdy ta podała mu swoją Mateusz pomógł jej usiąść na łóżku po czym zwrócił się do Very, “Masz jakieś ubrania które będą na nią pasować. Veronica przeszukała torbę, a właściwie wyrzuciła jej zawartość na łóżko po czym położyła obok kobiety czarne spodnie jeansowe oraz klasyczny, niebieski top z krótkim rękawem. Kobieta niepewnie wzięła top, spoglądając to na Mateusza, to na Veronicę a kiedy oboje delikatnie kiwnęli twierdząco głowami założyła go. Kiedy sięgnęła po spodnie i próbowała je włożyć Mateusz wziął je od niej dotykając palców jej rąk i powiedział “pomogę ci. Nie bój się będę delikatny”, mówił to przez cały czas patrząc jej w oczy. Kobieta cofnęła dłonie i położyła na swoich udach Mateusz w tym czasie próbował włożyć jej spodnie nie dotykając jej stóp. Gdy obie nogawki były założone do wysokości kolan, przeniósł jej nogi na łóżko po czym poprosił by założyła je do końca i odsunął się. Kiedy zrównał się z Veronicą szepnął do niej “Wcale mi się to nie podoba”.
Rozdział 4 - Mateusz Kaj
Kiedy kobieta była już ubrana rozległo się pukanie do drzwi, Vera poszła sprawdzić kto to i po chwili przyprowadziła panią doktor. Kiedy nasza podopieczna ją zobaczyła skuliła się i wycofała w najbardziej odległy kąt. Podszedłem do niej, popatrzyłem głęboko w oczy i zobaczyłem w nich strach "Nie bój się. Pani doktor nic ci nie zrobi", po czym wziąłem ją ostrożnie za rękę. Dobrą wiadomością było, że nie cofnęła dłoni, tylko patrzyła przez chwile na nie po czym nieśmiało podniosła wzrok gdy jej oczy patrzyły wprost we mnie zobaczyłem tam wewnętrzną walkę oraz obawę przed uderzeniem
- Nikt cię nie skrzywdzi. Nie bój się. - powiedziałem, nie przerywając kontaktu wzrokowego.
- Zbliżają się targi? Mam zostać wyceniona? Czy jak cena będzie zbyt niska zostanę ukarana? - spytała cicho kobieta.
- Nic z tych rzeczy. Pani doktor chciałaby tylko obejrzeć twoje stopy.
- Ja ich nie będę używać! - krzyczy nagle wyrywając dłoń z uścisku - błagam, proszę pozwólcie mi aby się wyleczyły! Nie potrzebuję nikogo. - w jej krzyku słychać szczery strach.
- Ale wszyscy tu obecni chcą abyś właśnie stanęła i chodziła na własnych nogach. Proszę daj sobie pomóc. - Nalegam, robiąc mały kroczek w jej stronę.
- Będę chodzić? - spytała ciszej, spoglądając niepewnie na całą trójkę.
- Taką mamy nadzieję. - odpowiada Veronica.
- My wyjdziemy aby nie przeszkadzać w badaniu. - mówię i razem z Verą udajemy się do wyjścia. Kiedy jesteśmy już w progu kobieta odzywa się “Chciałabym abyś został”, odwracam się i podchodzę do niej, ta na początku dotyka wewnętrznej części mojej dłoni opuszkami palców a potem zaciska swoją dłoń na mojej, kładąc się i zamykając oczy.
- Jestem gotowa. - mówi - możecie zaczynać.
Pani doktor ostrożnie ogląda kobietę i robi badania. Trwają one jakieś dziesięć minut po czym mówi, że chciałaby porozmawiać z nami na osobności. Zostawiamy więc pacjentkę w pokoju, gdy lekarka ma pewność, że tylko my to słyszymy odzywa się.
- Muszę ją zabrać do szpitala na prześwietlenie i dokładne badania całego ciała.
- A nie można tego zrobić na miejscu - pytam.
- Nie, nie można. - odpowiada krótko. Razem z Veronicą wymieniamy krótkie spojrzenie po czym odpowiadam
- W porządku, ale chciałbym aby dostała osobną salę.
- To da się załatwić. Zadzwonię po karetkę. Powinna zjawić się w ciągu pięciu minut.
- Mam nadzieję, że dobrze to zniesie. - mówię, bardziej do siebie, jednak Vera odpowiada mi
- Nie martw się o nią, wszystko będzie w porządku.
- Jak myślisz, powinienem z nią pojechać?
- Nie, nie teraz. Wiesz co by ludzie powiedzieli widząc cię z nią?
- Nie obchodzi mnie co wygadują na mój temat.
- Ale jak powiedzą, że to ty jesteś sprawcą jej obrażeń oraz stanu psychicznego. Będzie zupełnie jak w twojej książce.
- Której, wiesz dobrze, że mam ich ponad dwadzieścia.
- W podwójnym kłopocie. - krótko odpowiada Veronica
- Tak, teraz pamiętam. Masz rację, to ja odwiedzę ją jutro.
- A teraz ważne pytanie. Jak chcesz ją zarejestrować, dobrze wiesz że potrzebne jest imię i nazwisko.
- Coś wymyślę. - mówię z chytrym uśmiechem, skrywającym moje kompletne zapomnienie o tej sprawie. - Wiem wpisze ją pod moim nazwiskiem i twoim imieniem. Dzięki temu łatwo zapamiętam. Przynajmniej do czasu aż sama nie poda swoich personaliów.
Rozdział 5 – Mateusz Kaj
Następnego dnia z samego rana zamówiłem taksówkę która zawiozła mnie pod sam szpital. Pewnie dziwicie się, że nie prowadziłem, ale nie mam prawa jazdy. Jakoś nie było mi potrzebne, wszędzie gdzie trzeba jeżdżę taksówką lub z Veronicą. Jako, że ona pojechała rano do wydawcy, swoją drogą niechętnie. Po prostu nie lubi jak mężczyźni, szczególnie tacy jak wydawca, podrywają ją w sposób niezbyt subtelny. W budynku szpitala podszedłem do recepcji gdzie mężczyzna z plakietką „stażysta”, spytał mnie „W czym mogę pomóc”. Spytałem go o kobietę przywiezioną wczoraj oraz podałem swoje nazwisko a ten skierował mnie do odpowiedniej sali. Kiedy już tam wszedłem ujrzałem jak śpi, przykryta cienką szpitalną kołdrą. Wyglądała tak słodko i niewinnie, aż nie chciałem myśleć o okropnościach które ją spotkały. Aż chciałoby się podejść, wziąć ją w ramiona i bronić przed każdym złem na tym świecie. Dopiero później uświadamiam sobie, że ona już całe zło przeżyła a każdy gest z mojej strony może zostać odebrany w niewłaściwy sposób. Gdy tak patrzyłem zauważyłem jak jej powieki delikatnie drgają. Musiał jej śnić się koszmar, nie myśląc wiele wyszeptałem jej wprost do ucha.
„ Niech wszystko co złe odejdzie precz, niech księżyca blask utuli cię, niech słońca widok ozłoci cię, niech wszystko co kochasz utuli cię”.
To zdanie, to zaklęcie mówiła mi mama kiedy bałem się zasnąć. Gdy skończyłem odsunąłem się i spojrzałem w jej oczy, były otwarte. Uśmiechnąłem się a jej usta po raz pierwszy odwzajemniły mój gest.
- Jak się czujesz? – spytałem.
- Dobrze, gdzie jestem? - wyszeptała, jakby się bojąc, że zostanie uderzona za pytanie.
- W szpitalu. Nabierz sił, niedługo zabiorę cię do domu.
- Do mojej klatki?
- Słucham?
-Do klatki. Tam gdzie jest moje legowisko, miska i ... – tu zaniemówiła i załkała cicho.
- Nie, będziesz mieszkać w pokoju w którym byłaś wcześniej. Będziesz robić co chcesz i kiedy chcesz, będziesz rozmawiać z kim chcesz i o czym chcesz.
- Ja wybieram? – powiedziała cicho, jakby nie wierząc w to co usłyszała.
- Tak. –odparłem, a po chwili milczenia spytałem – Jak masz na imię?
- Rzeczy nie mają imienia.
- Nie jesteś rzeczą, jesteś osobą, człowiekiem, kobietą. Jak masz na imię?
- Ja nie ... – zaczęła, lecz zamilkła i widać było że toczy wewnętrzną walkę. - ... ja nie pamiętam, przepraszam. –dodała opuszczając głowę.
- Nie masz za co przepraszać. - Powiedziałem i zanim się zorientowałem moja lewa dłoń bez żadnego kontaktu z świadomą częścią umysłu dotknęła jej twarzy a moje palce wzięły jej włosy i ułożyły za uchem. Następnie delikatnie gładziły kobietę po policzku. Ta przechyliła głowę tak że cała spoczywała na mojej dłoni. – Obronie cię, nie pozwolę by coś ci się stało.
Siedziałem przy niej dwie godziny, to prywatny szpital, mogę tu być tak długo jak mi się podoba. Kiedy zobaczyłem za drzwiami panią doktor powiedziałem kobiecie, że zaraz przyjdę po czym poszedłem porozmawiać z lekarką. Gdy spytałem kiedy będę mógł ją zabrać, ta weszła do sali, odczytała jej kartę, zbadała ją a na końcu odparła.
- Nie widzę żadnych przeciwskazań by nie mógł pan zabrać jej już teraz. Powiadomię pielęgniarkę. Niech pan tu zaczeka zaraz przyprowadzą wózek.
- Co z jej stopami?
- Nie są trwale uszkodzone, niech nosi te wzmocnienia do końca miesiąca i nie przemęcza się a wszystko będzie dobrze.
- Rozumiem, dziękuję pani doktor.
Rozdział 6 – Mateusz Kaj
Kiedy wróciliśmy do domu, kobieta popatrzyła na mnie swymi dużymi, szklistymi oczyma po czym odparła – Co mam teraz zrobić mój panie? Następnie opuściła głowę. Ja wziąłem jej głowę w ramiona i powiedziałem
- Nie jestem twoim panem. Jesteś wolna, pamiętaj to. Możesz robić to co chcesz. – milczeliśmy przez moment wpatrując się w siebie – Jak się, czujesz? – spytałem cicho.
- A jak chcesz bym się czuła, mój panie. – powiedziała, a gdy zorientowała się jak mnie nazwała dodała ciche – przepraszam. Proszę nie karz mnie.
- Nikt nie podniesie na ciebie ręki. – powiedziałem cicho – obiecuje.
- Co mam robić?
- Na początek usiądź proszę. – powiedziałem i pomogłem jej wygodnie ułożyć się na fotelu po czym położyłem jej nogi na podnóżku. – A teraz proszę cię abyś nie nazywała mnie panem. Jestem Mateusz. Nazywaj mnie po imieniu albo per ty.
- Dobrze, mój ... – przerwała w pół słowa po czym widać, że trudem walczy ze sobą i w końcu odzywa się nieśmiało – dobrze, postaram się. – wpatrywała się we mnie jak byłem obok niej przykucnięty i uśmiechnięty w jej oczach widziałem jakiś bliżej nie określony błysk – Jesteś głodna? – spytałem.
- Ja, jem tylko jak dostanę pozwolenie. – odpowiedziała.
- Nie musisz o nic pytać. Po prostu rób co chcesz, ja jestem tu tylko by ci pomóc. – powiedziałem ani na moment nie przerywając kontaktu wzrokowego. – Masz ochotę coś zjeść?
- Ja ... – kobieta odparła po chwili milczenia – chyba tak.
- Wspaniale, wreszcie jakaś zmiana. Teraz pójdę do kuchni przygrzać rosół. – sięgnąłem po pilota i kładąc obok niej powiedziałem – zaczekaj tu i odpoczywaj. Jeśli będziesz miała ochotę po oglądać telewizję tutaj jest pilot. – Po czym wstałem powoli i skierowałem się do kuchni. Położyłem garnek na kuchence i zapaliłem ogień. Mieszając co jakiś czas by nie przypaliła się nasłuchiwałem czy z pokoju nie działo się nic niepokojącego. Kiedy już zupa była w odpowiedniej temperaturze, nie gorąca ale taka idealna by od razu po nalaniu ją zjeść, wyłączyłem gaz, nalałem ją do miseczki, wziąłem łyżkę i poszedłem do pokoju. Pierwsze co zobaczyłem to pusty fotel. Rozejrzałem się po pokoju odkładając zupę na stolik. Znalazłem kobietę skuloną w rogu, podszedłem do niej, kiedy byłem na wyciągnięcie ręki ta popatrzyła na mnie wyczekująco.
- Choć, usiądź i zjedz. Poczujesz się lepiej. – odparłem
- Usiądź? Ale ja jem z podłogi to co rzuci mi pan. – odparła
- Już nigdy więcej nie będziesz jeść z podłogi. – odparłem trzymając wyciągniętą dłoń. Kobieta nieśmiało dotknęła swoją dłonią mojej a gdy razem wstawaliśmy upadła lekko. Gdy poprowadziłem ją z powrotem na fotel i podałem do ręki łyżkę.
- Mam używać tego? – spytała z niedowierzaniem.
- Oczywiście, ludzie używają narzędzi. – odparłem i wpatrzony byłem jak nakłada zupę na łyżkę i trzęsącą się dłonią próbowała trafić do ust. Kobieta z każdym centymetrem coraz trudniej utrzymywała panowanie nad łyżką. – Czekaj. – odparłem – pomogę ci.
- Ja, przepraszam. Nie mogę.
- Wszystko w porządku. Jesteś osłabiona. – odparłem i nagrałem zupę – A teraz otwórz usta a ja nakarmię cię. – gdy już cała miseczka była pusta odstawiłem ją na bok i powiedziałem – To co chcesz robić teraz?
- Ja? – spytała cicho.
- Nikogo innego tu nie ma?
- Ja nie decyduję. Ja tylko wykonuję rozkazy. – powiedziała cicho, spuszczając głowę.
- Nie prawda. – odparłem cicho – Powiedz co chciałabyś zrobić?
- Ja ... – zaczęła, ale z ust wyrwało jej się ziewnięcie. Popatrzyła na mnie wystraszona mówiąc – przepraszam.
- Jesteś zmęczona, chodź zaprowadzę cię do twojego pokoju. – odparłem i wziąłem ją za rękę. Kiedy wstaliśmy ta osunęła się lekko a ja wziąłem ją na ręce. Wtedy kobieta przywarła policzkiem do mego barku i zamknęła oczy.
Położyłem kobietę na łóżku, przykryłem ją i już miałem wyjść gdy ta odezwała się „zostań, proszę”. Ja będę za ścianą. – odpowiedziałem
- Proszę, gdy nie ma cię blisko. Cienie na mnie krzyczą. – odpowiedziała.
- Dobrze, zostanę. – odparłem i położyłem się obok niej, ta przysunęła się do mnie tak, że dzieliła nas tylko kołdra a jej głowa spoczywała na mojej piersi. Kobieta w takiej pozycji zasnęła, a ja patrzyłem na nią jak urzeczony. Wyglądała tak niewinnie aż chciałoby się ją przytulić i być tarczą przed wszelkim złem. Kiedy tak leżeliśmy w mojej kieszeni zawibrował telefon, wyciągnąłem go i przeczytałem wiadomość o Very „Mateusz, będziesz na bankiecie w piątek? Odpisz, albo zadzwoń”. Trzymałem telefon przy sobie a jednym okiem patrzyłem na kobietę, nie mogę jej zostawić w domu ani zabrać na bankiet, nie jest jeszcze gotowa, zachowuje się jak mała dziewczynka. Napisałem do Veroniki, że niestety nie będę w stanie tam być nie myśląc jednocześnie o przeszłości kobiety. Na samym końcu napisałem jeszcze, że jak będzie znać powód mojej nieobecności lub wspólne wymyślenie jakiejś historii to niech przyjdzie jutro.
Rozdział 7 – Mateusz Kaj
Mój umysł wyłączył się, przynajmniej do czasu kiedy na twarz nie padło światło słoneczne. Cicho zamruczałem i nim otworzyłem powieki zasłoniłem je dłonią. Kiedy ostrożnie otworzyłem oczy zdałem sobie sprawę, że leżę w łóżku w pokoju odnalezionej kobiety. Rozejrzałem się lecz nigdzie jej nie było. Szybko przeczesywałem wzrokiem każdy kąt pokoju a moje usta otwierały się by ją zawołać, ale tylko poruszały się niemo. Nie wiem jak się nazywa, może Vera ma rację, jeśli ona nie pamięta lub nie chce pamiętać imienia może powinna wybrać sobie nowe. Usłyszałem cichy szmer dobiegający z szafy podszedłem do niej i ostrożnie uchyliłem drzwi. To co ujrzałem sprawiło że przykucnąłem i ostrożnie dotknąłem ramienia kobiety. Ona spała w środku zwinięta w kłębek niczym mały szczeniaczek. Gdy pod wpływem mojego dotyku zamruczała cichutko, odparłem.
- Słońce już wstało. Chcesz śniadanie teraz czy później? – gdy skończyłem mówić kobieta szybko otworzyła oczy i spojrzała na mnie. Przez moment w jej oczach widziałem strach do bliżej nieokreślonej rzeczy. Dziewczyna zamrugała kilkakrotnie po czym jakby dopiero doszedł do niej sens moich słów, odpowiedziała powoli „nie jesteś zły? Tu jest bezpieczniej”.
- Oczywiście, że nie. Jak mógłbym być na ciebie zły. To jak masz ochotę coś zjeść?
- Tak jak zawsze, czy jak wczoraj? – spytała kobieta, a ja przez moment musiałem przetrawić jej pytanie ponieważ ich sens nie był dla mnie zbyt jasny. Kiedy jej słowa otworzyły się przede mną odpowiedziałem – Tak jak było wczoraj to jest normalnie. Przynajmniej dopóki nie nabierzesz sił.
- Naprawdę? – spytała ze szczerym niedowierzaniem, a gdy skinąłem twierdząco głową uśmiechnęła się. Ma naprawdę piękny uśmiech. Jestem pisarzem i słowa są moją bronią ale mimo swego nie chwaląc się bogatego słownictwa nie potrafię oddać cudowności jej uśmiechu i tego jak on odmienia jej twarz. Kiedy pojawia się, cała jej twarz promienieje. Mimo, że nie jest to jakiś szeroki uśmiech, jest on szczery a właśnie takie najbardziej zmieniają twarz kobiety. Wziąłem jej drobną dłoń, delikatnie jakby była z porcelany i pomogłem wstać. Następnie poprowadziłem delikatnie do kuchni. Zostawiłem przy kuchennym stole a sam zacząłem przygotowywać śniadanie. Od pracy oderwał mnie szept, niestety zbyt cichy by odróżnić słowa dlatego zwróciłem się do kobiety.
- Przepraszam. Pytałaś o coś?
- Tak. Gdzie jest toaleta? – spytała cichutko jakby bojąc się uderzenia. – Ja odwróciłem do niej i skierowałem ruchem dłoni i krótkimi słowami lokalizację pomieszczenia. Kobieta podziękowała nieśmiało oraz ostrożnie wstała i wspierając się na pobliskich urządzeniach poszła w wiadomym kierunku a ja wróciłem do przerwanej czynności. Kiedy przygotowałem wszystko spojrzałem w stronę łazienki myśląc „coś długo nie wraca”, podszedłem pod drzwi i delikatnie stukając pytam „wszystko w porządku?”. Odpowiada mi cisza, z oporem sięgam za klamkę i naciskam ją przełamując opory na temat wchodzenia do zajętej łazienki. Uchylam drzwi i wkładam głowę, kiedy natrafiam na twarz kobiety, kiedy widzę, że nic jej nie jest uśmiecham się i odzywam.
- Przepraszam, długo nie wychodziłaś. Niepokoiłem się.
- To ja przepraszam. Już skończyłam i wychodzę. – odparła patrząc na swoje nogi.
- Nie masz na co przepraszać. Jak umyjesz ręce to mam do ciebie pytanie.
- Jakie?
- Dasz radę sama dojść do kuchni czy pomóc ci.
- Powinnam próbować sama.
- Rozumiem, będę czekać w kuchni. – Już miałem zamknąć drzwi gdy przypomniało mi się jeszcze jedno pytanie – pijesz kawę i herbatę.
- Ja nie piłam nigdy kawy. Nie wiem czy mi zasmakuje.
- W takim razie zrobię jedno i drugie, a ty wypijesz to co będzie bardziej ci smakować. – odparłem uśmiechając się i zamykając drzwi.
Pięć minut później siedzieliśmy już naprzeciwko siebie przy kuchennym stole a ja starałem dowiedzieć się czegoś na jej temat. Było to trudne ponieważ bezpośrednie pytania wywoływały w niej strach a nawet lekko panikę. Po kilku bezpiecznych pytaniach postanowiłem jeszcze raz spróbować.
- Posłuchaj, bardzo chciałbym wiedzieć jak cię nazywać?
- Jak tylko chcesz. – powiedziała kobieta rumieniąc się jakby wstydząc się własnej bezpośredniości.
- W domu możemy sobie mówić na ty, ale musisz mieć jakieś imię. Niedługo pójdziemy na zakupy, by kupić ci jakieś ubrania a ja nie mogę mówić do ciebie „ Ej ty”.
- Ja nie mam imienia.
- Każdy jakieś ma.
- Ale ja, ja , ja ... – zaczęła się jąkać po czym złapała się za głowę i trząść się w przód i tył kuląc się i mówiąc cicho „proszę nie”, kiedy to się zaczęło doskoczyłem do niej i przyklęknięty chwyciłem jej twarz w dłonie i patrząc jej w oczy powiedziałem.
- Hej, jestem tu. Jesteś bezpieczna. Nic ci się nie stanie. Przepraszam nie chciałem byś sobie przypominała coś z tamtych wydarzeń. Jeśli chcesz wybierzemy ci jakieś imię. Chcesz? – Kobieta patrzyła na mnie niemo po czym ostrożnie i z pewną dozą nieśmiałości twierdząco kiwnęła głową.
- Świetnie. – odparłem uśmiechając się, kobieta też leciutko się uśmiechnęła – Jak skończysz jeść weźmiemy księgę imion i wybierzesz sobie jakieś.
Rozdział 8 – Mateusz Kaj
Wstałem od stołu i podszedłem do szafki z książkami. Kiedy wróciłem do kuchni kobieta jeszcze nie skończyła śniadania. Położyłem książkę obok niej a gdy spojrzała na nią otworzyła szeroko oczy po czym spuszczając wzrok spytała „czy teraz zostanę ukarana?”.
- Dlaczego, mam cię karać? – odpowiedziałem pytaniem.
- Miałam skończyć jeść nim przyniesiesz książkę. Jaka będzie moja kara? – odparła, a ja dopiero wtedy zdałem sobie sprawę, że mogła odebrać moją sugestię jako rozkaz.
- Nikt cię już nigdy nie ukarzę. Jedz spokojnie, musisz nabrać dużo sił by wszystko się ładnie zaleczyło a później zobaczymy które z imion spodoba ci się.
- Czy naprawdę ja muszę wybrać? – dalej pytała kobieta biorąc kolejne kęsy. – Nie możesz ty wybrać?
- Nie. Ja mam już własne imię. Ty potrzebujesz własnego, kiedy trafisz na odpowiednie będziesz to wiedzieć.
- Jak, mam wybrać?
- Własnym sercem. – odparłem gdy kobieta wzięła ostatni kęs i sięgnęła niepewnie po książkę spoglądając na mnie pytająco. – Ja posprzątam a ty nie spiesz się. Mamy dużo czasu.
- Dobrze. – Odpowiedziała i otworzyła książkę. Kiedy już stół był czysty usiadłem naprzeciwko niej i patrzyłem jak jej duże błękitne oczy poruszały się od lewej do prawej. Kobieta po pewnym czasie podniosła wzrok i popatrzyła prosto na mnie mówiąc – To jest trudne, jest dużo imion.
- Nikt nie mówił, że będzie prosto. Czy czujesz, że jakieś imię podoba ci się bardziej od innych?
- Tak, chyba tak. Nadia, to imię wydaje się znajome ale nie wiem dlaczego.
- Może jest twoje? Co czujesz widząc to imię?
- Ciepło, i coś jeszcze. Nie wiem co to. Ja nie potrafię tego nazwać. – ostatnie cztery słowa zaczęła powtarzać cicho dodając co jakiś czas przepraszam i trząść się cała, dotknąłem jej dłoni i ułożyłem tak że obie były w środku moich.
- W takim razie przyjmij to imię i noś jak swoje. Nadio. – odparłem patrząc w błękitną głębię jej oczu.
- Mam imię. Jestem człowiekiem, kobietą. – mówiła powoli, jakby docierało to do niej z trudem.
- Tak jesteś przepiękną kobietą. Jeśli czujesz się na siłach to pójdziemy na zakupy. Przecież musisz mieć jakieś ubrania.
- Ja muszę iść?
- Tak, przecież tylko ty wiesz co ci się podoba. Twoje nogi nie są jeszcze do końca wzmocnione więc weźmiemy kulę które Veronica wzięła ze szpitala.
- Kim jest Veronica? – spytała kobieta, a właściwie Nadia.
- To kobieta która z tobą rozmawiała, nie pamiętasz. Robiła zdjęcia twoich obrażeń.
- Dlaczego ty ich nie robiłeś?
- Ponieważ podejrzewałem, że masz je również w intymnych miejscach. A kobieta przed inną kobietą szybciej pokaże takie rany niż przed mężczyzną.
- Ja nic do niej nie mówiłam. Ona przypominała treserkę.
- Przepraszam, kogo. – spytałem zdziwiony.
- Treserkę. – powtórzyła i zaczęła wyjaśniać – kobietę która przygotowywała mnie do mojego przeznaczenia. Abym była jak najlepszą zabawką.
- Zaraz kobieta ci to robiła. Myślałem, że między wami jest solidarność i jedna nie zrobi drugiej czegoś takiego.
- Ona była najsurowsza ze wszystkich moich treserów. Miałam pięciu, trzech mężczyzn i dwie kobiety. To one były surowsze i bardziej dotkliwie mnie karały.
- Ciii, nie myśl już o tym. – przerwałem jej tę wypowiedź. Kule są przy drzwiach. Pójdziemy na zakupy teraz czy trochę później.
- Pójdę gdziekolwiek i kiedykolwiek mi każesz. – odpowiedziała Nadia.
- Nie, ty decydujesz o sobie. Ty i tylko ty. – odpowiedziałem stanowczo.
- Ale, ja nie wiem co robić. Ja tylko wykonuję polecenia. – mówiła kobieta.
- W takim stanie – zacząłem obmyślając sprytny plan – twoim zadaniem jest zdecydować iść na zakupy teraz czy później. – Nadia patrzyła na mnie zastanawiając się i walcząc ze sobą, a po chwili odzywa się.
- Może być teraz. Czy pójdziesz ze mną?
- Oczywiście, ale tylko jako portfel. Jeśli chcesz wziąć kogoś do pomagania przy wyborze ubrań i innych dodatków zadzwonię po Veronicę. Jeśli nie będzie zajęta to pewnie pójdzie z nami.
- Tak, chętnie się z nią zobaczę. Ale tylko jeśli będziesz blisko. – mówi Nadia.
- Ok. Przygotuj się a ja umówię nas z Verą na spotkanie. – Powiedziałem po czym wyszedłem z pokoju zadzwonić do agentki.
Zerwane Więzy
1
Ostatnio zmieniony czw 10 lip 2014, 11:58 przez Obserwator, łącznie zmieniany 1 raz.