Fragment rozdziału pierwszego mojego Quantum Sci-Fi

1
Miłego zmieszania tekstu z błotem! :)
-----

W tawernie „Pod Zbitym Psem” byÅ‚o gÅ‚oÅ›no i duszno. Miejsce odwiedzali głównie przemytnicy, zbiry i inne typy spod ciemnej gwiazdy, którzy nazywali siebie po prostu piratami, choć wiÄ™ksza część nigdy nie postawiÅ‚a stopy na statku. GoÅ›ci witaÅ‚y stare, drewniane drzwi, których widok sugerowaÅ‚, iż przetrwaÅ‚y już niejednÄ… bijatykÄ™.
Reklamowały lokal, jako miejsce, gdzie trudno o nudę i łatwo o guza. Pierwszą rzeczą, na jaką przybysz zwracał uwagę po przestąpieniu progu był okropny zaduch, mieszanina wszelkiego rodzaju dymów tytoniowych i fetor stałych bywalców, którzy zapomnieli, jak wygląda wanna. Atmosfera stawała się z każdym krokiem gęstsza, niż podawany w tawernie napój, który odwiedzający otrzymywali prosząc o piwo. Nigdy nie było wiadomo, w którym kierunku tego dnia fruwać będą butelki.

Tej nocy gości zabawiał zespół przygrywający w irlandzkim stylu i kilka wyzywająco odzianych tancerek. Jak zawsze to one przyciągały największą uwagę gości. Jedna z nich zdawała się szczególnie zainteresowana osobą siedzącą przy schowanym w rogu stole: dziewczyną z niedbale potarganymi krótkimi, czarnymi włosami, w wymiętej koszuli, z butelką rumu w ręce i z papierosem w ustach. Posłała jej szeroki uśmiech. Kobieta go odwzajemniła, prawie wypuszczając papierosa. Tancerka poprawiła gorset i podeszła do niej uwodzicielskim krokiem. Nachyliła się i wyszeptała do ucha:

- Hej moja piękna Zorzo.

Aurora objęła ramieniem jej talię. Poczuła orientalny zapach, jakby kadzidło i przyprawy połączone w całość przez jakąś wilgotną, ziemistą nutę. Zastanawiała się, skąd tym razem wróciła jej przyjaciółka.

- Florencja Bryce, moja ulubiona artystka. Miło cię znów widzieć. Po zapachu wnioskuję, że bawiłaś gdzieś na wschodzie? Tęskniłaś za występami w naszym pubie?

- Ty i twój nos. Nic ci nie umknie, co? Tęskniłam bardziej za tobą, niż za tą zapchloną norą.
Florencja usiadła obok, zabrała Aurorze butelkę z dłoni i wzięła mały łyk.

- Jak możesz pić ten syf? - Spytała.

- Dla tak wytwornej damy jak ty, mogę zamówić najdroższą whisky.

Florencja odpowiedziała uśmiechem i zmierzwiła jej krótkie włosy, po czym przejechała końcem języka po szczęce Aurory od ucha aż po brodę i pocałowała ją w usta. Pocałunek był krótki i zakończony ugryzieniem w dolną wargę. Stanowczo za mocno.

- Ała... Za co?

- Ty też mogłabyś napić się czegoś lepszego. Nie mogę znieść smaku tego syfu na twoim języku.

Aurora rozejrzała się dookoła i krzyknęła:

- Dajcie nam tu najlepszą whisky! Ale już!

Florencja – wyraźnie zadowolona - przeniosÅ‚a siÄ™ na jej kolana i wyciÄ…gnęła papierosa z leżącej na stole paczki. Nie mogÅ‚a znaleźć zapaÅ‚ek. Nagle na linii jej oczu wyrosÅ‚a czyjÄ…Å› wielka rÄ™ka z już zapalonÄ….

- Panie pozwolą, że się przysiądę.

Na ławę naprzeciwko opadł ciężko wielki mężczyzna. Był łysy, jego długa broda upstrzona była resztkami jedzenia, na pooranej bliznami klatce piersiowej powiewała poszarpana koszula. Wyciągnął swoje wielkie włochate łapsko i chwycił butelkę rumu.

- Się poczęstuję. - Pociągnął spory łyk, rozlewając przy tym część płynu na brodę. Wytarł twarz wierzchem brudnej dłoni.

Florencja skrzywiła się zniesmaczona, zaciągnęła się i dmuchnęła mu dymem z papierosa prosto w twarz. Nie przepadała za tym typem, ale niestety musiała go znosić. Na szczęście teraz coraz rzadziej. Jednych ten zbir przerażał, ją obrzydzał. Jego wygląd i zapach doskonale komponował się z charakterem.

- Weź sobie całą butelkę i spadaj stąd. - Aurora próbowała zachować zimą krew, choć nie było to łatwe. Dobrze wiedziała, czego chciał.

- Chciałem ci tylko przypomnieć o naszej umowie.

Przemytniczka wciąż jedną ręką obejmowała Florencję w pasie, drugą natomiast sprawnie sięgnęła do buta po sztylet i szybko skierowała ostrze w stronę mężczyzny.

- Wiesz co, Holender, a może obetnę ci tę brodę?

Tancerka przezornie zsunęła się z jej kolan na ławę. Nawet nie zauważył, gdy w jej ręce znalazł się drugi sztylet.

- Zjeżdżaj stąd. Jak cię widzę, to czuję fluktuacje eteru! - Warknęła i wbiła jeden ze sztyletów w stół tuż obok jego dłoni.

- Masz miesiąc Aurora! Mieliśmy umowę! - Wstał gwałtownie od stołu i zabrał ze sobą flaszkę rumu.

Poczekała aż się oddali, po czym osunęła się na ławę, jej ręce drżały z nagłego przypływu adrenaliny. Florencja nie czekając zbyt długo odwróciła głowę Aurory w swoją stronę i pocałowała ją, tym razem długo i bez zbędnego kąsania.

- Moja odważna bogini. - Ugryzła ją delikatnie w ucho i jedną ręką powędrowała wzdłuż szwów jej skórzanych spodni. Aurorze zrobiło gorąco. Nie wiedziała, czy ze zdenerwowania, czy z podniecenia.

- Co to do cholery są fluktuacje eteru? - Zwinne palce zatrzymały się przy zamku, a złodziejka podniosła w zaskoczeniu jedną brew.

- Nic takiego. Może pójdziemy do twojego domu z butelką whisky? I pozbędziemy się tego okropnego gorsetu?

Zanim Florencja zdążyła się od niej odsunąć, usłyszała donośne chrząknięcie. Podniosła głowę i głośno westchnęła.

- Erwin… musiaÅ‚eÅ› przyjść akurat teraz? Dopiero co wróciÅ‚am do domu...

- Czego chciaÅ‚? – Nienagannie ubrany i krótko ostrzyżony mężczyzna przysiadÅ‚ siÄ™ do stolika.

- Tego, co zawsze. – OdpowiedziaÅ‚a Aurora. – SpÅ‚aty dÅ‚ugów. Za te jego… straty moralne.

- W jego ustach brzmi to nieco dziwnie. – UÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ Erwin i postawiÅ‚ na stole trzymanÄ… butelkÄ™.

- A ty co taki wystrojony? Randka? – SpytaÅ‚a z przekÄ…sem Florencja.

- Interesy. I poniekÄ…d randka. – PuÅ›ciÅ‚ w jej kierunku oko.

- Wiesz, że kiedyÅ› w koÅ„cu zacznÄ… o tobie plotkować? I skoÅ„czÄ… siÄ™ te twoje randki w wyższych sferach. – Tancerka zaakcentowaÅ‚a sÅ‚owo „randki”.

- Oj Florencjo, jak zawsze jesteś pesymistyczna. Wstyd nie pozwoli tym damom na powiedzenie komukolwiek, choćby jednego słowa. Będę się pławił w luksusie do końca życia.

Aurora chwyciła nową butelkę i wypiła spory łyk. Zaczęła kaszleć i z ledwością wysapała:

- Jak to jest luksus, to jestem królowa Wiktoria. Na parchatego Szkota, co to jest?

- Moje najnowsze odkrycie. Z Bałkanów.

Zainteresowana Florencja zabrała flaszkę i po wypiciu popatrzyła z uznaniem na Erwina.

Aurora spojrzała na nią ze zdziwieniem.

- No co? Jestem artystką, nie jedno w życiu już piłam. Swoją droga bardzo dobra śliwowica, Erwinie.

- Widać tylko Florencja jest otwarta na nowości. No ale nie przyszedłem tu, żeby rozmawiać o alkoholach. Trochę już mi nudno, może coś byśmy obrobili? Dostałem cynk o transporcie pereł i kamieni szlachetnych.

- Holender też wie? - Spytała Aurora.

- Raczej nie. Mam wiadomość z pierwszej ręki. To jak, wchodzisz w to?

Aurora musiała się chwilę zastanowić, czy warto było się w ogóle ruszać. Nie lubiła pracować, gdy nie było takiej potrzeby. Miała jeszcze pieniądze na alkohol i jedzenie. Niczego więcej nie potrzebowała do szczęścia. Z drugiej strony, jeśli zbyt długo nie robiła nic ekscytującego, popadała w marazm, z którego z każdym kolejnym dniem coraz ciężej było wypełznąć
Kątem oka spostrzegła krocząca w ich stronę dostojną damę, której strój zupełnie nie pasował do tej dzielnicy. Dookoła unosił się różany zapach, który aż gryzł w nozdrza. Aurora też go poczuła, bo spojrzała ze zdziwieniem na nieznajomą. Ta odchrząknęła i z niesmakiem spojrzała na brudny stół i ławę. Nie odważyła się usiąść.

- Pani Aurora? - Spytała w końcu nieznajoma.

Florencja nie mogÅ‚a pohamować Å›miechu i powtórzyÅ‚a pod nosem: „pani Aurora”.

Erwin w pośpiechu wstał od stolika, uśmiechnął się szeroko, po czym skłonił się przed damą i zapytał:

- Co taką damę jak pani sprowadza w to podłe miejsce?

Dama wyciągnęła z torebki kartkę papieru i podała przemytniczce.

„Szanowny Panie M. „JC” Wellu,
Nie znamy siÄ™. Nazywam siÄ™ Aurora i trudniÄ™ siÄ™ wszystkim, co przynosi zyski.
Chciałabym się z Panem umówić, aby przedyskutować Pański ostatni artykuł.
W szczególności interesują mnie fluktuacje eteru, o których Pan w nim nie wspomniał.
Mam nadziejÄ™ na owocnÄ… współpracÄ™. Można mnie spotkać co wieczór w tawernie „Pod Zbitym Psem”.”


Aurora z niedowierzaniem spojrzała na damę i spytała:

- Max Well? To Pani jest Max Well?

- Spodziewała się pani brodatego jegomościa? - Odcięła się Max.

Aurora poczuÅ‚a, jak wszystkie wypite tego wieczora procenty, parujÄ… w przyspieszonym tempie z jej organizmu. WytrzeźwiaÅ‚a w mgnieniu oka, przeszÅ‚a jej też o dziwo ochota na figle i rozmowy o rabunku pereÅ‚. Nie spodziewaÅ‚a siÄ™, że Max Well przeczyta napisany pod wpÅ‚ywem impulsu list, że pofatyguje siÄ™ by jÄ… odnaleźć… I że jest kobietÄ….

- Ten wariat z gazety to ty? Przecież Max to męskie imię. - Zaśmiała się Florencja.

- Bardzo siÄ™ cieszÄ™, że pani przyszÅ‚a. - PrzerwaÅ‚a jej zÅ‚odziejka. – Chyba nie jest to najlepsze miejsce na rozmowÄ™. I rzeczywiÅ›cie spodziewaÅ‚am siÄ™ wÄ…satego jegomoÅ›cia.

- Owszem, wolaÅ‚abym porozmawiać gdzieÅ› na Å›wieżym powietrzu. - Max Well z pogardÄ… rozejrzaÅ‚a siÄ™ dookoÅ‚a. - Nie przepadam za takimi tÅ‚umami, haÅ‚asem i… tego typu miejscami.

- To może powinienem paniom towarzyszyć? W tych okolicach przyda się silna męska ręką do obrony? - Erwin wciąż posyłał w stronę Max swój dziwaczny uśmiech. Aurora posłała mu za to wymowne spojrzenie, po którym pokornie usiadł przy stole.

- Florencjo, bardzo cię przepraszam, ale muszę wyjść z panią Well. To bardzo ważne. Wrócę tak szybko, jak będę mogła. Pij ile chcesz. Na mój rachunek. - Aurora pocałowała ją przelotnie w policzek i wyszeptała - Potem ci wszystko wynagrodzę.

Florencja nie zdążyła zaprotestować. Złodziejka wstała i wskazała nieznajomej skinieniem głowy drzwi. Obydwie wyszły w pośpiechu. Nim zniknęła za drzwiami, zdążyła się jeszcze odwrócić i zerknąć na dziewczynę. Miała nadzieję, że Erwin dotrzyma jej towarzystwa.
Aurora była oszołomiona i podniecona, jak jeszcze nigdy. Miała wiele pytań, chciała jednak, aby zarówno one, jak i odpowiedzi zostały tylko między nimi. Nie miała pewności gdzie bezpiecznie mogłaby porozmawiać z damą, w końcu jednak zaproponowała, by porozmawiały na nabrzeżu rzeki

Gdy dotarły na miejsce, poczęstowała damę papierosem, choć nie wiedziała czy przyjmie tak okropny podarek. Gdzieś w głębi spodziewała się, że Max Well pali tylko tytoń wymieszany z płatkami róż, albo coś równie niedorzecznego. Jednak kobieta z ochotą przyjęła papierosa. Przez chwilę stały w ciszy, przerywanej syczeniem palącego się tytoniu i długich wydechów.

- Pani Well... - OblizaÅ‚a nerwowo wargi. - Mam tyle pytaÅ„, tyle znaków zapytania. Skoro obydwie wiemy o… A poza tym naprawdÄ™ nie sÄ…dziÅ‚am, że jesteÅ› kobietÄ….

- Wiem. - PrzerwaÅ‚a jej. - Nikt siÄ™ nie spodziewa. Max Well to przecież wariat, staruszek bez piÄ…tej klepki, a w każdym razie tak siÄ™ wszystkim wydaje. Nigdy nie zależaÅ‚o mi na rozwianiu tych wÄ…tpliwoÅ›ci - powoÅ‚aÅ‚am Maxa do życia, bo mnie, prawdziwej mnie, nikt by nie posÅ‚uchaÅ‚. Wszyscy wiedzÄ… przecież, że ktoÅ› taki jak ja może tylko siedzieć na dupsku, rodzić dzieci i wyszywać im pastelowe kubraczki. A ja… no cóż, ja czujÄ™, że mogÄ™ dokonać czegoÅ› wielkiego.

- Czegoś wielkiego i związanego z eterem? - Spytała zaciekawiona złodziejka.

- Z eterem i nie tylko. Ostatnio porzuciłam eter na rzecz innych zjawisk. Pola! - Max wykonała jakiś niezrozumiały gest ręką. - Badam tajemnicze pola wytwarzane przez magnes i światło. Gdzieś w środku czuję, że to wszystko jest jakoś ze sobą powiązane. Elektryczność, magnetyzm, światło. Wszystko sprowadzi się do jakiegoś wielkiego odkrycia. Zastanawiam się tylko skąd ty wiesz o fluktuacjach eteru. Badałam to zjawisko od lat. Nie sądziłam, aby ktokolwiek o tym wiedział...

Aurora zaciągnęła się mocno i powiodła wzrokiem po okolicy chcąc się upewnić, czy nikogo nie było w pobliżu.

- To, co powiem brzmi niedorzecznie. Być może uznasz, że jestem szalona, ale przysiÄ™gam, że to najszczersza prawda. Kilka miesiÄ™cy temu szukaÅ‚am dobrego miejsca na przechowywanie moich fantów ze szmuglu. ZnalazÅ‚am jaskiniÄ™. NajzwyklejszÄ…. ByÅ‚y tam jakieÅ› kamienie, krysztaÅ‚y, jak to w jaskini. SprawdziÅ‚am jÄ… dokÅ‚adnie, jak zawsze, nie zostawiasz przecież swojego dobytku w dziurze, która może już do kogoÅ› należeć. I… ZnalazÅ‚am coÅ›. NatrafiÅ‚am na coÅ› nader ciekawego.

Przerwała na chwilę opowieść, aby znów się zaciągnąć. Naukowiec patrzyła na nią i czekała na dalszy ciąg. A w jej głowie tliła się już nowa myśl, nowy pomysł.

- To coÅ› z daleka wyglÄ…daÅ‚o jak poÅ‚yskujÄ…ca powierzchnia, woda. PodeszÅ‚am bliżej i okazaÅ‚o siÄ™, że to nic takiego. Nie byÅ‚o jej w tej jaskini. To coÅ› okazaÅ‚o siÄ™ być jakby falujÄ…cÄ… taflÄ… powietrza. Nigdy nie widziaÅ‚am nic podobnego. ByÅ‚o maÅ‚e, nie wiÄ™ksze od mojego maÅ‚ego palca. SpojrzaÅ‚am prosto w to coÅ› i wtedy… wtedy zobaczyÅ‚am....

2
Hej! Już na wstępie mówię, że nie znajdziesz tu zbyt dużo błota ;)
Aether pisze:Jedna z nich zdawała się szczególnie zainteresowana osobą siedzącą przy schowanym w rogu stole: dziewczyną z niedbale potarganymi krótkimi, czarnymi włosami, w wymiętej koszuli, z butelką rumu w ręce i z papierosem w ustach.
Troszkę mi zgrzyta ten szereg wyliczeń, opisujących wygląd, ale pewnie to tylko kwestia gustu. Może, żeby było ich mniej, w miejsce "osoby" od razu wstawić "dziewczynę"?

Urzekł mnie ten wstęp :) Wszystko opisane po kolei tak, jak widzi to wchodząca osoba a ja wraz z nią. Po prostu czuję, widzę i słyszę wszystko. I to, że zespół gra nie "jakąśtam" muzykę, ale akurat irlandzką. Tak trzymaj!
Aether pisze:- Jak możesz pić ten syf? - Spytała.
Spytała z małej. Raz wypisuję, ale ten błąd jeszcze się pojawi. W którymś dalszym momencie jest też "warknęła", "odcięła się", "zaśmiała się", które też dałabym z małej.

BTW podobają mi się bohaterki. Niby niewiele o nich piszesz, ale czytelnik wie wystarczająco dużo. Nie sprawiają wrażenia papierowych.
Aether pisze:Na ławę naprzeciwko opadł ciężko wielki mężczyzna. Był łysy, jego długa broda upstrzona była resztkami jedzenia, na pooranej bliznami klatce piersiowej powiewała poszarpana koszula.
Powtórzenie. Wydaje mi się, że "ciężko" spowalnia akcję. Jak opadł to wiadomo, że ciężko.
Aether pisze:Florencja skrzywiła się zniesmaczona, zaciągnęła się i dmuchnęła mu dymem z papierosa prosto w twarz. (...) Jednych ten zbir przerażał, ją obrzydzał. Jego wygląd i zapach doskonale komponował się z charakterem.
Zbyt blisko siebie to "się", chociaż sama nie wiem, jak bym to zastąpiła ;) Nie podoba mi się też przedostatnie zdanie: jednych - ją. Może lepiej "niektórych" albo coś takiego?
Aether pisze:Podeszłam bliżej i okazało się, że to nic takiego.
Słowa "nic takiego" sugerują nam, że bohaterka uznała to coś za niewarte uwagi, a jest zupełnie odwrotnie.

Zdecydowanie urzekło mnie i mam nadzieję na dalszy ciąg :) Czyta się łatwo i przyjemnie, masz obrazowy styl pisania i, moim zdaniem, lekkie pióro. Niby zwykła historia, a jednak strasznie mnie zaciekawiła. Tylko mały szlif i zapis dialogów.

Do następnego przeczytania.

3
W tawernie „Pod Zbitym Psem” było głośno i duszno. Miejsce odwiedzali głównie przemytnicy, zbiry i inne typy spod ciemnej gwiazdy, którzy nazywali siebie po prostu piratami, choć większa część nigdy nie postawiła stopy na statku. Gości witały stare, drewniane drzwi, których widok sugerował, iż przetrwały już niejedną bijatykę.

ojej.
to relacja, nie opowiadanie.
indywidualnośc tawerny, a przecież z jakiegos powodu własnie to miejsce zostalo wybrane na poczatek kawałka, porazajaca - dobrze, ze chociaż nazwe ma, choć mogłaby się na luzie bez niej obejsc.

"typy spod ciemnej gwiazdy, którzy nazywali siebie po prostu piratami" - cudne. mozna było napisać "piraci", byłoby prosciej.

drzwi, których widok coś sugerował mnie zastopowały dokumentnie.
podziękowal.
Serwus, siostrzyczko moja najmilsza, no jak tam wam?
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.

5
@Mary Ann - dziękuje za komentarze.
@ravva - nie można trafić w gust każdego.
@siso - organizmy oparte na związkach węgla w wieku dojrzałym.

6
W tej sytuacji należy unikać delikatnych sformułowań rodem z literatury młodzieżowej dla płci pięknej. Dlatego niezbyt dobrze jest wyjaśniać, jak te ciemne typy nazywały siebie. Brzmi to niezbyt groźnie. Takie typy siebie nie "nazywają" piratami, ale po prostu "są" piratami. Wzmiankę o wannie lepiej by zastąpić czymś w rodzaju "śmierdziało jak w chlewie".

Czyli: ubrudzić językowo, sponiewierać, umrocznić. Już od samego początku.
Inaczej będzie wyglądać jak baśń 18+ dla (nie)grzecznych dziewczynek. I niezbyt grzecznych chłopów.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron