Klient nasz pan

1
WULGARYZMY!!!

fragment wyjęty z kontekstu więc gdyby coś było niejasne, pytać.

____________________________


Reiland zaczynał się denerwować. Niespodziewani goście w sposób ewidentny zwiastowali kłopoty i nie mógł się skoncentrować na tym, co miał do zrobienia, a było tego sporo. Miotał się więc między kuchnią, a główną izbą, to znowu wychodził na pomosty by dopilnować porządków i poganiał młodych pomocników, którym zadania poprzydzielał jego bratanek, Geert. Chłopak dwoił się i troił, po raz kolejny udowadniając, że nada się do roli jaką Reiland w przyszłości dla niego przewidywał. Widząc, że sprawy na pomostach i przed karczmą zdają się być należycie ogarnięte, karczmarz wrócił do głównej izby, stanął na schodach i zawołał głośno:
- Już mi tu na dół!
Nim zdołał zliczyć do trzech, na schodkach pojawiły się kolejno, jedna za drugą, trzy soggheimskie panny. Był to aktualny kontyngent Vanetty Noekel, któremu zostało jeszcze parę dni do czasu zmiany warty, a tym samym miał się załapać na tę dzisiejszą, wyjątkową okazję. Przodem szła, ciesząca się sporym powodzeniem, Stella z burzą rudych loków na głowie. Reiland był z niej jak dotąd bardzo zadowolony, myślał już o zwróceniu się z prośbą do właścicielki Czarnego Tulipana, by ją możliwie szybko przysłała z powrotem. Za Stellą podążała Vivienne, wydekoltowana czarnula o nieco obfitszych krągłościach i słodkim uśmiechu, który z twarzy nie schodził jej nigdy, wyjąwszy chyba tylko sytuacje, gdy miała pełne usta. Wtedy jednak, uśmiech zazwyczaj wyczytać się dało z jej oczu. Na końcu zaś, z miną nieco niewyraźną podążała jasnowłosa dziewczyna, z całej trójki najmłodsza, której imienia Reiland notorycznie zapominał. Będąc już na dole, panienki ustawiły się w szeregu i w milczeniu czekały na to, co im gospodarz będzie miał do powiedzenia.
- Dobra, słuchać uważnie - zaczął Reiland, coś jednak wybiło go z rytmu - co to, kurwa, ma być?
Pytanie zadał patrząc na blondynkę. Obie jej koleżanki również spojrzały i zobaczyły ją wycierającą zasmarkany nos rękawem. Gdy skończyła, odpowiedziała ledwo słyszalnym głosem.
- Przepraszam. Przeziębiłam się.
- To widzę - powiedział Reiland głośno, a dziewczyna skuliła się ze strachu.
- Wie pan co - wtrąciła się ruda - to nie jej wina, przedwczoraj jeden z gości, ten kupiec, wie pan który, uparł się, że ją będzie ruchał pod rozgwieżdżonym niebem, a że akurat chłodnawo było…
- Kurwa! - przerwał jej Reiland - a co ja wam ciągle powtarzam?!
- Że klient nasz pan? - nieśmiało rzuciła Vivienne.
- Ty się, kurwa, nie odzywaj. Klient wasz pan i owszem, ale tylko w czasie, za który płaci i w miejscu do tego przeznaczonym. A miejscem do tego przeznaczonym jest ni mniej ni więcej tylko pieprzony pokoik na pięterku - tu zwrócił się do zasmarkanej - Jak ci na imię, bo mi umknęło?
- Esme - odpowiedziała pociągając nosem.
- Posłuchaj więc Esme - zaczął tonem jak na niego nadzwyczaj spokojnym - miejsce pracy masz ściśle określone. Jak ci ktoś powie, że chce cię ruchać na pokładzie swojej łodzi, w drodze do Karnhen, to też się zgodzisz?
- N-nie, ja…
- No więc wbij sobie raz na zawsze do tej swojej durnej łepetyny, że „Pod Wielkim Dębem”dajesz dupy tylko w pokoiku na pięterku. Zrozumiałaś?
- Tak.
- Więc powtórz, żebym mógł ci, kurwa, wierzyć.
- Pod Wielkim Dębem daję dupy tylko w pokoiku na pięterku - powiedziała wbijając wzrok w podłogę.
- No! I tego się trzymaj. A teraz zejdź mi z oczu, wracaj na górę i żebym cię tu do wieczora nie widział. Nic mi po tobie gdy wyglądasz jak wyglądasz.
Dziewczyna odwróciła się i posłusznie udała się na górę.
- Na czym to skończyłem? - spytał wciąż wyraźnie poirytowany - Ach, już wiem. No więc, jak wam zapewne wiadomo, mamy dziś szczególny dzień i stoją przed nami w związku z tym szczególne zadania. To dotyczy także was. Dzień w dzień, przypominam wam, żeby wam przypadkiem z głów nie uleciało, żeście są kurwy, i po to tu jesteście, by się zajmować tym, czym się kurwy zwykły zajmować. Zgadza się?
Kiwnęły głowami potwierdzając.
- Ale dzisiaj, zważcie to sobie, kurwy nam potrzebne najpewniej nie będą. Nie oznacza to jednak w żadnym wypadku, że macie wolne. Dzisiaj wasz zakres obowiązków zostanie poszerzony o obsługiwanie gości przy stole. Będziecie się tu kręcić, przynosić wino, miód, co tam jeszcze będzie potrzebne i przy tym wyglądać tak dobrze jak tylko jesteście w stanie - tu zrobił pauzę, dla podkreślenia wagi wypowiedzianych właśnie słów, po czym, po krótkiej chwili kontynuował - A ponieważ będziecie tak dobrze wyglądać, może się zdarzyć, że kogoś z gości najdzie na was ochota. Może wtedy taki gość uznać, że jak to bywa z takimi karczmareczkami, uda się którąś gdzieś za rogiem wydupczyć bez uszczerbku na sakiewce. Tedy musicie takiemu uświadomić, w jak wielkim jest błędzie i pamiętać, o wspomnianej wcześniej zasadzie. Jakaż to była zasada?
- Tylko w pokoiku na pięterku - powiedziała Stella.
- Brawo. Widać, że rozum w tej pięknej główce się mieści, a nie, dajmy na to, trociny. Tak jak mówię, tylko, gdy ktoś w sposób widoczny będzie się do was przystawiał, wtedy mu jasno i wyraźnie przedstawiacie zasady, a jeśli mu to pasuje, robicie swoje. W przeciwnym wypadku, żadnych kurewskich zachowań widzieć nie chcę.
- Zaiste, odpowiedni człowiek, na odpowiednim stanowisku - powiedział nagle ktoś ze strony wiodących w górę, do pomostów na drzewie, schodów.
Karczmarz spojrzał w tamtym kierunku i zobaczył opartego o drewnianą poręcz młodzieńca, tego samego który mu wcześniej pokazywał sygnet z klepsydrą. Zaklął paskudnie, lecz tylko w duchu, po czym, przybrawszy nieco bardziej życzliwy wyraz twarzy zapytał:
- Mogę w czymś pomóc? Jedzenia brakło? Donieść co? Jak w ogóle się do was zwracać, bo mi tak jakoś niezręcznie.
Tamten spojrzał mu w oczy, przez chwilę rozważając jakiej udzielić odpowiedzi, w końcu odrzekł.
- Mówcie mi Tobin. A co do waszych pozostałych pytań, to moim ludziom nic więcej w chwili obecnej nie trzeba. Ja natomiast, słuchając pouczeń, których żeście udzielali swym pracownicom, nabrałem właśnie ochoty na zawarcie bliższej znajomości z jedną z nich.
- Tedy wybierajcie - powiedział Reiland - niech będzie, że na mój koszt.
- I to mi się podoba - rzekł Tobin schodząc ze schodów i zbliżając się do dziewczyn. Zatrzymał się przed Vivienne, obejrzał ją od góry do dołu, a jego spojrzenie sprawiło, co Reiland uznał za rzecz niezwykłą, że uśmiech zniknął z jej oblicza.
- Boisz się? - spytał Tobin.
Położył jej dłoń na piersi i ścisnął. Skrzywiła się, nie wydając z siebie dźwięku. Złapał ją drugą dłonią za policzki, przechylił głowę do tyłu i napawał się wyrazem jej twarzy, wystraszonym spojrzeniem, które biegło w tę i z powrotem od niego, do Reilanda, jakby z niemą prośbą o pomoc. Tobin rzucił spojrzenie w stronę Stelli, lecz ruda patrzyła na niego obojętnie.
- Zdecydowałeś się? - spytał Reiland.
- Tak. Niech będzie ta.
- Vivienne, zaprowadź pana na pięterko - powiedział Reiland starając się ignorować jej wiele mówiące spojrzenie - i rób co każe.
Gdy Tobin i dziewczyna zniknęli na górze, ruda zapytała:
- Co to za jeden?
- To, moja droga, jest ktoś, kto w tej właśnie chwili trzyma mnie za jaja i musimy bardzo uważać, żeby przypadkiem nie postanowił zacisnąć pięści.
Nigdy wcześniej, nie słyszała z jego ust słów wypowiedzianych takim tonem.
Ostatnio zmieniony ndz 22 cze 2014, 15:06 przez Vercenvard, łącznie zmieniany 1 raz.
Siedzący na ławeczce dziadunio spojrzał w kierunku łowców, mrużąc oczy i jednocześnie, uniósłszy dłoń w niemal czarnoksięskim geście, zaczął dłubać w nosie.

http://narreweid.blogspot.com/

2
Reiland zaczynał się denerwować. Niespodziewani goście w sposób ewidentny zwiastowali kłopoty i nie mógł się skoncentrować na tym, co miał do zrobienia, a było tego sporo. Miotał się więc między kuchnią, a główną izbą, to znowu wychodził na pomosty by dopilnować porządków i poganiał młodych pomocników, którym zadania poprzydzielał jego bratanek, Geert. Chłopak dwoił się i troił, po raz kolejny udowadniając, że nada się do roli jaką Reiland w przyszłości dla niego przewidywał. Widząc, że sprawy na pomostach i przed karczmą zdają się być należycie ogarnięte, karczmarz wrócił do głównej izby, stanął na schodach i zawołał głośno:

Do przeredagowania.
Następny fragmencie również, z tego samego powodu.
Nim zdołał zliczyć do trzech,
To nie jest literacki język.
Powtórzenie z „trzy soggheimskie panny”.
Wtedy jednak, uśmiech zazwyczaj wyczytać się dało z jej oczu.
Nieporadna konstrukcja zdania.
Dzień w dzień, przypominam wam, żeby wam przypadkiem z głów nie uleciało
Powtórzone „wam”. Któreś trzeba usunąć; sądzę, że pierwsze. I pierwszy przecinek też będzie zbędny.
po krótkiej chwili kontynuował - A ponieważ
Powinno być małe „a”.
po czym, po krótkiej chwili kontynuował
Powtórzone „po”.
tego samego który mu wcześniej pokazywał sygnet z klepsydrą.
Przecinek przed „który”.

Pomijając to „się”, błędów jest niewiele i fragment napisany dosyć poprawnie, ale nie porywająco. Wydaje się, iż stanowi preludium do właściwej akcji, więc pod względem treści czy fabuły trudno coś powiedzieć. Nie mam większych zastrzeżeń do dialogów, choć może są nazbyt „ugrzecznione” , zwłaszcza ze strony karczmarza, który wygłasza dość parlamentarną mowę; nie wiem czy tak się mówi w podobnych okolicznościach. Dziewczęta również są krótko przedstawione, o innych postaciach raczej niewiele wiemy, ale zakładam, że będzie to można znaleźć w innym miejscu. A tutaj bardzo brakuje jakiś bliższych informacji o Tobinie, chociażby zewnętrznych i pobieżnych, dostosowanych do bieżącej sytuacji bo na razie trudno znaleźć uzasadnienie dla jego pewności siebie i lęku karczmarza. Przydałby się również niewielki opis scenerii, miejsca, w którym toczy się rozmowa – w celu nadania plastyczności temu opisowi.

3
Wydaje się, iż stanowi preludium do właściwej akcji, więc pod względem treści czy fabuły trudno coś powiedzieć.
Mniej więcej coś takiego.
choć może są nazbyt „ugrzecznione”
hmm?
nie wiem czy tak się mówi w podobnych okolicznościach.
Też nie wiem, nie miałem do czynienia :)
o innych postaciach raczej niewiele wiemy, ale zakładam, że będzie to można znaleźć w innym miejscu
Ano można. To fragment ósmego rozdziału. Karczmarz jest przedstawiony dużo wcześniej, podobnie jak Tobin, a panienki nie grają jakiejś dużej roli, w sumie to jest chyba ich największa scena. Lokacja też pojawia się tu już któryś tam raz, dlatego nie ma opisu.


No i jakby się ktoś zastanawiał, tak, to jest nowy, tegoroczny tekst.
Siedzący na ławeczce dziadunio spojrzał w kierunku łowców, mrużąc oczy i jednocześnie, uniósłszy dłoń w niemal czarnoksięskim geście, zaczął dłubać w nosie.

http://narreweid.blogspot.com/

4
Główną usterką, która uparcie rozprasza mnie podczas lektury, jest interpunkcja. Nie znajdę teraz wszystkich niefortunnych przecinków, ale wspomnę o kilku.
Widząc, że sprawy na pomostach i przed karczmą zdają się być należycie ogarnięte
Słowa "należycie ogarnięte" niezbyt mi się kleją.
Przodem szła, ciesząca się sporym powodzeniem, Stella z burzą rudych loków na głowie.
Zły szyk zdania.
- Pod Wielkim Dębem daję dupy tylko w pokoiku na pięterku - powiedziała wbijając wzrok w podłogę.
Przecinek przed "wbijając".
Nic mi po tobie gdy wyglądasz jak wyglądasz.
Przecinek przed "gdy".
Dziewczyna odwróciła się i posłusznie udała się na górę.
Powtórzenie "się" (sugeruję usunąć drugie).
- Na czym to skończyłem? - spytał wciąż wyraźnie poirytowany
Przecinek po "spytał".
Tak jak mówię, tylko, gdy ktoś w sposób widoczny będzie się do was przystawiał
Bez przecinka po "tylko".
- Zaiste, odpowiedni człowiek, na odpowiednim stanowisku - powiedział nagle ktoś
Bez przecinka po "człowiek".
Zaklął paskudnie, lecz tylko w duchu, po czym, przybrawszy nieco bardziej życzliwy wyraz twarzy zapytał:
Przecinek po "twarzy".
- Vivienne, zaprowadź pana na pięterko - powiedział Reiland starając się ignorować jej wiele mówiące spojrzenie - i rób co każe.
Przecinek przed "starając".
Nigdy wcześniej, nie słyszała z jego ust słów wypowiedzianych takim tonem.
Bez przecinka po "wcześniej".

W interpretacji zgadzam się z Przedmówcą Gorgiaszem - jest zbyt wcześnie, by oceniać fabułę. Brakuje choćby pobieżnego opisu Tobina, ale to wynik wyjęcia kontekstu, o czym wspomniałeś.

5
W sumie zastanawiałem się czy nie uciąć tej części z Tobinem na potrzeby prezentowania tego tutaj, bo wtedy fragment byłby po prostu w miarę samodzielną scenką dialogową i nikt by się nie zastanawiał o co chodzi.
Siedzący na ławeczce dziadunio spojrzał w kierunku łowców, mrużąc oczy i jednocześnie, uniósłszy dłoń w niemal czarnoksięskim geście, zaczął dłubać w nosie.

http://narreweid.blogspot.com/

6
Przed użyciem zapoznaj się z treścią ulotki dołączonej do opakowania, bądź skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą, gdyż każdy uwaga niewłaściwie stosowana zagraża Twojemu życiu lub zdrowiu ;)

nie mógł się skoncentrować na tym, co miał do zrobienia, a było tego sporo
Dużo literków, a mało treściów.
pojawiły się kolejno, jedna za drugą
Nadopis.
z burzą rudych loków na głowie
To dobrze. Że na głowie, ma się rozumieć ;)
No więc, jak wam zapewne wiadomo, mamy dziś szczególny dzień i stoją przed nami w związku z tym szczególne zadania. To dotyczy także was. Dzień w dzień, przypominam wam, żeby wam przypadkiem z głów nie uleciało, żeście są kurwy, i po to tu jesteście, by się zajmować tym, czym się kurwy zwykły zajmować.
Gadka szmatka i do tego zaimkoza.
powiedział nagle ktoś ze strony wiodących w górę, do pomostów na drzewie, schodów.
Przeczytaj to na głos.

Do tego sprawdź przecinki i zwróć uwagę na powtórzenia.

Podsumowując, warsztatowo jest dobrze.
Dialog jest całkiem sensowny. I mnie akurat (w przeciwieństwie do przedpiśców) nie brakowało opisów. Było tego w sam raz, bo to nie opisy są tu najważniejsze.

Mankamentem jest natomiast sama scenka. Po jej przeczytaniu naszło mnie pytanie: "no i co z tego?". Powiem szczerze, że nie wiem. Mam wrażenie, że z niej nic nie wynika (nawet w perspektywie większej całości). Jest, bo jest - jak wiele takich scenek w przeszłości i pewnie jeszcze więcej w przyszłości).


Pozdro!

B.A.
I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!
B.A. = Bad Attitude

7
A co wynika z większości dialogów u Tarantino? :P

Inna sprawa, że ze scenki bardzo dużo wynika, ale to już by się trzeba było zapoznać z całością tekstu by się o tym dowiedzieć.
Siedzący na ławeczce dziadunio spojrzał w kierunku łowców, mrużąc oczy i jednocześnie, uniósłszy dłoń w niemal czarnoksięskim geście, zaczął dłubać w nosie.

http://narreweid.blogspot.com/

8
gieferg pisze:A co wynika z większości dialogów u Tarantino?
Wbrew pozorom całkiem sporo :P
Inna sprawa, że ze scenki bardzo dużo wynika, ale to już by się trzeba było zapoznać z całością tekstu by się o tym dowiedzieć.
I to wcale nie jest tak, że po prostu chciałeś scenkę, w której karczmarz urządza sobie pogawędkę ze swoimi dziewczęta? ;)
I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!
B.A. = Bad Attitude

9
Bez szerszego kontekstu nic tu nie udowodnię, a póki co kontekstu nie zamierzam pokazywać :P Może kiedyś.

Dialog w zamierzeniu miał rozbawić i niektórych (w zależności od poczucia humoru oczywiście) bawi, ale cała scena jest kluczowa dla dalszych wydarzeń tego rozdziału. Musisz wierzyć na słowo.
Siedzący na ławeczce dziadunio spojrzał w kierunku łowców, mrużąc oczy i jednocześnie, uniósłszy dłoń w niemal czarnoksięskim geście, zaczął dłubać w nosie.

http://narreweid.blogspot.com/

10
Problem z właściwą interpunkcją burzy rytm tekstu, przez co trochę kiepsko się to czyta.
Twój warsztat bardzo mi się podoba, dialogi są humorystyczne, nie brakowało mi dodatkowych opisów ani powiązań z przyszłymi/przeszłymi wydarzeniami - sam pisałeś, że to przecież tylko fragment tekstu.

Błędy które zauważyłem w tekscie zostały już wyszczególnione, więc nie ma sensu ich pisać na nowo.
Super. Czekam na więcej.
"Chcę tysiąca sekretów o tobie, które znałbym tylko ja."
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”