Limme - powieść fantasy
Rozdział 27 - Władza absolutna
<p style="text-indent:0.9cm" align="justify" >
WWWZeszłam powolnym krokiem ze sceny. Do niezbyt miłego uczucia, które towarzyszyło mi, kiedy spojrzenia zebranych osób wręcz wypalały skórę na moim ciele, zdążyłam się już przyzwyczaić. Zanim pokonałam niewielkie stopnie Daniel miał już moc. Robiliśmy to tyle razy, że opanowałam sztukę do perfekcji. Nie potrafię dokładnie opisać szeregu uczuć, które towarzyszyły mi kiedy zmierzałam na środek sali, ale ogarnęła mnie pewność siebie na tyle duża, że strach, kłębiący się gdzieś w moim żołądku, opuścił mnie zupełnie.
WWW–Co się dzieje Lauro? – Jazgotliwy głos Luizy przeciął ciążącą ciszę i poruszył zastygłe ciała Limme.
WWWToro usztywnił się w swojej postawie. Jego twarz nadymała się i zabarwiła kolorem purpury. Obserwując go, miałam wrażenie, że jego cienka, pomarszczona skóra na czole, nie utrzyma pulsujących żył.
WWW–Korzystając z okazji, skoro jesteśmy razem, jak to pięknie powiedziała przed chwilą Lidia, zamiast biesiadować, zajmiemy się teraz tym, co dla nas wszystkich powinno być najważniejsze.
WWW–Czyli? – zapytał Harun, ale nie wyczułam w jego głosie ani odrobiny strachu.
WWW–Naszym "Być" albo "Nie być" Harunie.
WWW–Co ty sobie do cholery wyobrażasz?! – Toro kipiał z wściekłości.
WWW–Właściwie miałam zadać tobie to samo pytanie. – Mój głos był opanowany, ale donośniejszy niż zwykle.
WWW–Lauro, wciąż nie rozumiemy do czego zmierzasz – wtrącił Josef. Stojąca obok Lidia zamarła w bezruchu.
WWW–Nie będę was już trzymać dłużej w niepewności – odwróciłam odruchowo głowę w stronę pozostałych, stojących jak posągi osób.
WWW–Na litość boską! Heleno! Zacznij oddychać! –warknęłam, kiedy tylko spostrzegłam, jak jej twarz zaczyna przybierać odcienie fioletu.
WWWKobieta raptownie wypuściła powietrze, po czym rozpłakała się. Daniel i Robert zaczęli ją uspokajać. Spojrzałam na sufit i przewróciłam oczami. Wiedziałam, że będzie już tylko gorzej. Powróciłam wzrokiem do trójki Starszych.
WWW–Josefie? Może ty mi powiesz...jakim prawem odebrano moc mojemu strażnikowi? – zwróciłam się z pytaniem właśnie do niego, ponieważ z całej trójki Starszych, on wydał mi się najbardziej neutralny, chociaż skłamałabym twierdząc, że mnie nie rozczarował.
WWWPisk Heleny zdekoncentrował wszystkich na moment. Potem salę wypełnił szum.
WWW–Nikomu nie będziemy się tłumaczyć!
WWWNajpierw zaszeleściła złota suknia, a zaraz potem zza Toro wyłoniła się jej potężna właścicielka.
WWW–Myślę, że jednak powinniście – odezwał się Lidii Josh – chociażby z powodu podjęcia takiej decyzji bez wiedzy i zgody pozostałych Limme.
WWWStojąc jak dotąd z dala od reszty, podszedł bliżej i przystanął obok Heleny, której szepnął coś na ucho i w pocieszającym geście przejechał dłonią po ramieniu. Nie wiem co jej powiedział. Ogólny rozgardiasz jaki zapanował, zdekoncentrował mnie na moment. Zarówno Luiza, Harun jak i Chris wyrazili swoje zbulwersowanie informacją o odebraniu mocy Danielowi. Lidia wydała się lekko zażenowana sytuacją. Jednak jej agresywny stosunek do mnie nie zmienił się. Nasze spojrzenia spotkały się. Zaciśnięte usta i pulsująca żyła na szyi, czyniły ją jeszcze bardziej nieprzystępną. Jakże musiała mnie nienawidzić. Toro również wysunął się krok na przód. Nie był to jednak żaden gest odwagi. Gdyby mógł uciekłby w popłochu. Jego strach był już dla mnie bardzo wyczuwalny.
WWW–Daniel został ukarany, ponieważ złamał podstawowe zasady dotyczące ochrony i bezpieczeństwa Limme – powiedział.
WWW–Bzdura! – Robienie ze mnie idiotki wyzwoliło we mnie gniew. – Posłużył do szantażu! Jego życie miało być kartą przetargową w walce ze mną! Nie zostałam przyjęta do zgromadzenia przypadkowo!
WWWMoja aura stała się widoczna. Miałam to gdzieś. Najwyższy czas żeby zaczęli się bać. Powinni się bać. Zagrożenie jakie czyhało na nas wszystkich było realne. Szkoda tylko, że nie rozumieli, że to nie ja byłam ich wrogiem. Toro zamilkł. Podobnie jak pozostali.
WWW–Naprawdę wierzyliście, że to się nie wyda? – Mój ton nieco zelżał. – Gdyby nie fakt, że w chwili zagrożenia potrafiłam ściągnąć strażnika, mimo, że ten miał zablokowaną moc, pewnie dziś zamiast mnie na bal przyszedłby Kawara, a wasze godziny byłby policzone.
WWWObserwując ich twarze miałam wrażenie, że nie do końca dociera do nich waga moich słów. Większość, nie licząc Toro i Lidii, których oblicza nie wyrażały w tym momencie żadnych emocji, wydawała się raczej zaskoczona, niż przestraszona.
WWW–Jesteś tu jednak z nami, więc chyba nie ma o co robić tyle szumu? – Niezbyt pewna siebie, lekko drżącym głosem, jednak z szerokim uśmiechem, zerkając na zgromadzonych gości, Lidia próbowała rozładować napięcie. Zatkało mnie na chwilę.
WWW–Jestem pełna podziwu dla twojej ignorancji. Danielu? – Pojawił się tuż za mną. – Mój strażnik ma teraz moc porównywalną z Limme, więc drugi raz taki numer nie przejdzie. Potrafi ją też na bieżąco uzupełniać. – Popatrzyłam na Starszyznę z wyniosłością. – Reasumując, jest silniejszy niż każde z was.
WWW–To niemożliwe! – krzyknął ktoś, ale skupiona na twarzach Toro i Lidii, na których w końcu coś zrobiło wrażenie, nie namierzyłam właściciela głosu.
WWW–Może ktoś w końcu wyjaśnić, o co w tym wszystkim chodzi? – Harun wyszedł na środek sali i stanął pomiędzy mną a starszyzną. Spojrzał na mnie. Wydawał się być podirytowany. Uspokoiłam go gestem ręki.
WWW–Lidio – kontynuowałam – opowiedz nam wszystkim dlaczego przyjęłaś mnie do grona Limme i...jaką to jeszcze tajemnice skrywacie przed innymi?
WWWSpojrzała szybko na Toro, ten po chwili namysłu potaknął głową. Zauważyłam, że Josef niewiele miał do powiedzenia. Zupełnie pominięty przez wiodącą prym dwójkę Limme, stał z boku, ze spuszczoną głową. Wydał mi się bardzo zmęczony i zrezygnowany, a przygnębienie rysujące się na jego twarzy czyniło go w moich oczach starym, bezbronnym człowiekiem.
WWW–To chyba rzeczywiście odpowiedni moment, żeby wyjaśnić sobie parę ważnych kwestii – oznajmiła Lidia. Mówiąc to, twarz wciąż miała skierowaną w stronę Toro, jakby na bieżąco ustalała z nim treść wypowiedzi.
WWWSpojrzała jednak po chwili w kierunku zgromadzonych i do nich skierowała swoją mowę, ignorując początkowo zupełnie moją osobę.
WWW–Moi drodzy – zaczęła – kroki, które podjęliśmy miały na celu, tylko i wyłącznie służyć ochronie naszego zgromadzenia. Źle się stało i nie po naszej myśli, że tak ogromna moc trafiła w ręce tak młodej i zupełnie nieświadomej jej osoby.
WWWKrew się we mnie zagotowała. Daniel, który stał cały czas za mną złapał mnie w pasie i przyciągnął bliżej do siebie, powstrzymując mnie tym samym przed przemożną chęcią wyrwania się i wydrapania oczu tej złotej, pofałdowanej babie. Zauważyła moją złość.
WWW–Badając twój umysł – zwróciła się do mnie, wyważonym tonem, próbując zachować pewność siebie – nie mogę zarzucić ci braku chęci w ratowaniu Limme i szczerego dla nas oddania. Jednak uważam, że tek młoda osoba powinna raczej biegać po dyskotekach a nie decydować o życiu i śmierci tylu osób. Twój wiek, a co za tym idzie, młodzieńcza naiwność oraz zupełny brak doświadczenia, czyni cię łatwym łupem dla Kawary. Zgadzam się i od początku popierałam w temacie zdanie Toro. Jesteś nieprzewidywalna i niebezpieczna. Twoim zachowaniem kierują jak dotąd, miłosne uniesienia i różne inne uczucia, których doświadczasz. Ktoś tak emocjonalny nie ma szans w walce z demonem.
WWW–Ciekawe rzeczy opowiadasz Lidio – Josh uprzedził mnie w reakcji na jej słowa – tylko wciąż brak w twoich wypowiedziach jakiegokolwiek racjonalnego wytłumaczenia twojego postępowania. Ciągle też nie odpowiedziałaś na najważniejsze pytanie.
WWW–Zaraz do tego dojdę – warknęła.
WWW–Świetnie. Zanim dojdziesz, może oświecisz nas wszystkich, o jakim doświadczeniu mówisz, bo słuchając ciebie można odnieść wrażenie, że w walce z demonami jesteś prawdziwym weteranem.
WWW–Pff – fuknęła – dobrze wiesz, że nie o to chodzi. – Zmierzyła go złośliwym spojrzeniem.
WWW–Tylko o co?!
WWWNigdy nie widziałam go takim złym.
WWW–Dowiemy się w końcu o co chodzi?! – Stojący wciąż pośrodku Harun, przestawał nerwowo z nogi na nogę.
WWW–Dowiecie się, ale ode mnie! – Josh nakręcił się na dobre. – Odnoszę wrażenie, że matactwa stały się drugą naturą naszej wspaniałomyślnej rady starszych! Prawda jest taka, że jak tyko Laura pojawiła się wśród nas, podziałała na nich jak płachta na byka. Młoda, piękna dziewczyna z ogromną mocą i potencjałem. Silniejsza niż my wszyscy razem wzięci. Już te cechy wystarczyły, żeby wzbudzić, w co poniektórych zazdrość i nienawiść. Fakt, że jej przemiana nie przebiegła standardowo, stała się pretekstem, do podważenia jej przynależności do zgromadzenia i przekonania pozostałych, że jest niebezpieczna i stanowi dla nas zagrożenie. Czy tak zachowują się dojrzali i mądrzy Limme wobec osoby, która rodzi się tylko po to aby ochronić nas przed naszym oprawcą?
WWWLidia zapowietrzyła się, chcąc się odezwać, ale nie miała na to żadnych szans.
WWW–Na radzie starszych – kontynuował dalej wzburzony – Lidia odkryła w Laurze źródło, czyli skupisko nieograniczonej i niewyczerpującej się mocy, podobnej do tej, którą ponad dwadzieścia lat temu przywiozłem z Peru, zamkniętą w kamieniu, do którego niestety nie potrafią się dobrać. Właśnie ten kamień, a raczej źródło, którym jest, był głównym powodem tego, dlaczego postanowili przyjąć Laurę do zgromadzenia. Nie potrafią go uruchomić i czerpać z niego. Mieli więc nadzieję, że ona, skoro sama też jest źródłem wskaże im jak to zrobić. Żeby jednak ochronić się przed ewentualna odmową, odebrali moc Danielowi i szantażem zmusili jego, Helenę i Roberta do milczenia, wmawiając im, że źródło, które posiadają jest silniejsze od Laury i mogą ją w ten sposób zabić.
WWWPodniósł się ogólny gwar. Oburzenie i niedowierzanie, które osłabło kiedy odezwał się Toro.
WWW–Zawiodłem się na tobie, mój wierny niegdyś uczniu.
WWW–Uczniu? O co chodzi? – zwróciłam się szybko w myślach do Daniela.
WWW– Każdy nowopowstały Limme ma swojego mentora. Mentorem Josha był Toro.
WWWPowolnym krokiem starzec podszedł do Josha i stanął przed nim. Wyglądało to trochę komicznie. Wysoki, postawny Josh i niski krępy Toro, próbujący spojrzeniem zaznaczyć swoją pozycję i niezadowolenie.
WWW–I ja się zawiodłem, mój niegdyś wspaniały mentorze. Nie chcesz wiedzieć, co czuję dziś patrząc na ciebie.
WWWToro poruszył się nerwowo.
WWW–Widzę, że urok osobisty dziewczyny działa nie tylko na Daniela i ogłupił cię całkowicie. Swoją drogą, tworzycie niezły trójkącik. – Zaśmiał się. – Jak się nią dzielicie? On ma ją w dni nieparzyste a ty parzyste?
WWWObelżywe słowa podziałały jak iskra zapalna. Poruszony Daniel puścił mnie raptownie i doskoczył do Toro, podobnie jak Josh, który trzymał już małego, krępego staruszka za klapy smokingu.
WWW–Odszczekaj to i przeproś stary capie! – warczał Daniel.
WWW–Przestańcie! – ryknęłam, ale z marnym skutkiem.
WWWDo szarpiącej się trójki doskoczyli inni, próbując odciągnąć ich od siebie. Stałam gapiąc się i zupełnie nie wiedząc co zrobić. Nie tak to sobie wyobrażałam. Miało być dostojnie i nieco groźnie, a to co widziałam przypominało raczej rozróbę na kiepskiej, wiejskiej zabawie. Podeszła do mnie Wiktoria z lampką jakiegoś trunku w ręku, który wychyliła przy mnie do dna. Spojrzałam na nią nieco zniesmaczona.
WWW–Te imprezy zaczynają schodzić na psy – powiedziała i zupełnie nieskrępowana zaistniałą sytuacją poszła w kierunku baru, zostawiając mnie z przysłowiową rybką.
WWW–Dosyć tego! – Josef krzyknął tak głośno, że obraz, starego, przygnębionego człowieka runął momentalnie w moich oczach. Przestali i odskoczyli od siebie.
WWW–Zostawcie go – powtórzył już normalnym głosem, podchodząc do Toro. – Żałosny widok, kiedy dwóch młodych i silnych mężczyzn, poniewiera starym, sfrustrowanym człowiekiem, który świadomy zbliżającego się kresu swego życia, za wszelką cenę i wszelkimi sposobami próbuje zatrzymać czas. W swoim chamstwie posunąłeś się trochę za daleko.
WWW–Jak śmiesz błaźnie – warknął na niego zszokowany Toro.
WWWW swym ponadrywanym fraku wyglądał jak pingwin po przejściach.
WWW–Dosyć tego! – powtórzył Josef.
WWWObelga Toro nie zrobiła na nim, żadnego wrażenia. Podszedł do niego i położył mu dłoń na ramieniu.
WWW–Pogódź się stary przyjacielu z tym co nieuniknione.
WWW–Przestań bredzić! – Zepchnął jego rękę.
WWW–Już czas żeby pokazać Laurze kamień. – Tym razem Josef zwróci się nie tylko do Toro, ale i Lidii. - Jeżeli ktoś potrafi zrobić z niego użytek to tylko ona.
WWWNie od razu zareagowali. Wymienili spojrzenia i zapewne połączyli się telepatycznie. Po chwili Toro skinął głową w stronę swojego strażnika. Ten zniknął. Nastała chwila wyczekiwania. Pojawił się parę minut później przy drzwiach sali, otwierając oba skrzydła na oścież. Stojąc na wprost nich zauważyłam mężczyznę na końcu korytarza, niosącego przed sobą poduszkę, na której leżał dość pokaźnych rozmiarów kamień. Wyglądało na to, że byli przygotowani na taką ewentualność.
WWW–Spodziewałam się, że to my pójdziemy do źródła, a nie ono do nas. – Połączyłam się z Joshem. – Kim do cholery jest ten człowiek?
WWW–Nie mam bladego pojęcia, ale to nie jest improwizowana scenka. Bądź czujna Lauro i...Przepraszam za tę akcję.
WWW–Hm.
WWW–Niech się wszyscy odsuną i niech nikt nie próbuje używać mocy! Kamień ją zasysa – nakazał Josh, przeciągając wzrokiem po zebranych, chcąc mieć pewność, że wszyscy go usłyszeli.
WWWDziwne, że to nie ktoś ze starszyzny poinformował o zagrożeniu. Daniel pojawił się przy mnie i przeniósł mnie pod ścianę na scenie. Na środku, w miejscu w którym niedawno stałam, strażnik Toro ustawił okrągły stolik. Do pomieszczenia wszedł straszy mężczyzna w wieku lat około sześćdziesięciu. Zastanowiło mnie, co robił w domu Toro. Nie miało być w nim przecież żadnych postronnych osób.
WWW–Danielu. Przenieś się do pozostałych. Nie wiem jak zareaguję na źródło – zwróciłam się do ukochanego.
Posłuchał. Coś dziwnego było w człowieku, który wszedł do sali. Nie mogłam zbliżyć się do niego myślami, aby znaleźć źródło mojego niepokoju, bo bałam się, że kamień uaktywni się i zrobi mu krzywdę. Jednak nawet z tak dużej odległości wyczuwałam różnicę miedzy jego umysłem a umysłem innych ludzi. Jego mimika, sposób poruszania. Błądził wystraszonym wzrokiem po sali. Uspokoił się kiedy zobaczył Toro. Uśmiechnął się do niego i zamiast podchodzić do stolika, zmierzał w jego kierunku.
WWW–Nie! Adamie! Połóż poduszkę na stoliku! – rozkazał wystraszony starzec.
WWWMężczyzna zatrzymał się i zupełnie skołowany zaczął dreptać w miejscu nie wiedząc, co ze sobą począć. Zagubiony spoglądał to na Toro, to na kamień. Był niepełnosprawny umysłowo. Dotarła do mnie oczywista myśl. Kim był? Dlaczego przebywał w domu Toro? Grono stojących pod drzwiami tarasowymi osób zaczęło szeptać między sobą. Widocznie też dziwił ich te widok. Jaka to ogromna nieodpowiedzialność – pomyślałam – powierzyć tak niebezpieczną dla nas wszystkich rzecz, osobie, która nie jest w stanie racjonalnie ocenić sytuacji, przewidzieć zagrożenia, określić skutków, a co najważniejsze jest nieprzewidywalna. I to zupełnie nie z własnej winy. Coś strasznego zawisło w powietrzu.
WWW– P o ł ó żwk a m i e ń wn aws t o l i k u – powtórzył powoli i wyraźnie polecenie zdenerwowany Toro, rozciągając przy tym wyrazy. Na jego czole pojawiły się krople potu. Prośba nie poskutkowała.
WWW–Odłóż ten kamień do cholery! Debilu jeden!
WWWPoruszony ostrymi słowami Adam złapał za kamień i zamachnąwszy się, rzucił nim z impetem w Toro, po czym wybiegł z sali. Uaktywniły się bariery wszystkich osób które znalazły się na tyle blisko kamienia, że ich podświadomość wyczuła realne zagrożenie. Bryła rozbłysła zielonym światłem i zawisła w powietrzu podtrzymywana przez energetyczne bańki, które zaczęła zasysać. Toro, jego strażnik, Lidia, Josef, Jessica i Harun. Sześć osób uwiezionych w potrzasku, przez ogromną siłę, która wysysała z nich życie. Rozerwane i wciągane przez źródło osłony, regenerowały się na bieżąco, odbierając powoli życie swym właścicielom, do których obrony zostały powołane. Potworny krzyk rozdzierał salę. Strażnicy Limme, którym źródło odbierało moc, targani konwulsjami, po kolei osuwali się na podłogę. Mimo, iż byli poza bezpośrednim zagrożeniem, swą moc czerpali od tych, którzy ją właśnie tracili. Powyginane w łuk ciała, pod jaskrawo zieloną osłoną barier, szarpane były przez nieokiełznaną siłę. Wrzaski tych, którym przyszło na to patrzeć, a którzy w żaden sposób nie byli w stanie pomóc zarówno uwięzionym jak i strażnikom, wypełniły salę balową.
WWW–Lauro, na Boga pomóż im!
WWW–Lauro! Pomocy!
WWW–Lauro!
WWW–Lauro! Zrób coś!
WWWGłowę rozrywały mi wzywania pomocy. Zarówno te telepatyczne jak i okrzyki dochodzące z sali. Spojrzałam na Josha. Nigdy nie widziałam go tak przerażonego. Daniel wraz z Robertem byli przy Helenie, która krzyczała potwornie, miotając się pomiędzy nimi. O życiu targanych przez źródło osób decydowały minuty. Wiedziałam o tym tak samo jak oni i pozostali obserwujący w przerażeniu scenę. Za wszelką cenę próbowałam znaleźć wyjście z tej patowej sytuacji. Co mogłam zrobić? Jeśli uruchomiłabym swoją moc, żeby im pomóc, czy ta nie zostałaby zassana podobnie jak ich? Gdyby istniał chociażby cień nadziei, na to, że uruchomienie mojej mocy i skierowanie jej w źródło odciągnie kamień od pozostałych zrobiłabym to. Takiej nadziei jednak nie było. Istniało jeszcze jedno rozwiązanie. Jedyne jakie pozostało i jedyne jakie mogłam w tej sytuacji wykorzystać. Uruchomienie własnego źródła. Nie znając konsekwencji tego co się wydarzy, jak również tego, jak na nie zareaguję, w obecności innego źródła, postanowiłam podjąć ryzyko, bezgranicznie ufając swojej podświadomości, że nie zabije tym tych, którzy pozostali. Mimo, że od momentu rzucenia kamienia do chwili, kiedy podjęłam decyzję, minęły może dwie minuty, miałam wrażenie, że cierpienia tych ludzi trwają już wieki. Skoncentrowałam myśli i otworzyłam źródło. Najpierw poczułam ból, podobny do tego jaki towarzyszył mi kiedy przechodziłam przemianę, a potem między moimi piersiami rozbłysła jaskrawo zielona, pulsująca plama, gasząc tym samym żar kamienia, który upadł na ziemię, a wraz z nim ciała jego ofiar. Ruszała się jedynie Jessica, jęcząc cichutko, kuliła nogi do swoich piersi. Pozostali Limme leżeli nieruchomo. Wyczuwałam jednak ich aury. Ciało strażnika Toro nie pozostawiało wątpliwości, co to możliwości przeżycia. Odebrana całkowicie moc, przywróciła jego realny wiek, dokonując na jego ciele potwornego spustoszenia. Zastanawiałam się czy to wina źródła, czy też Toro w desperackiej próbie ratowania swojego życia odebrał mu moc.
WWW–Danielu zajmij się wraz z innymi przeniesieniem ofiar w jakieś bezpieczne i wygodne miejsce, po czym wróć i zaczekaj na tarasie. Pozostali Limme niech opuszczą tę salę. Oceńcie proszę stan osób i postarajcie się im pomóc. Heleno wezwij mnie gdyby działo się coś niepokojącego. Ty Josh zostań. – Nikt nie protestował, ani nie komentował moich zaleceń.
WWWDaniel poderwał się, podniósł Jessicę i zniknął. Pojawił się za chwilę i biorąc na ręce następną osobę, wskazał pozostałym miejsce, do którego przenosi poszkodowanych. Szczątki ciała strażnika Toro przykryto obrusem zdjętym z jednego ze stołów. Pozostali Limme opuścili pomieszczenie drzwiami. Po niedługiej chwili zostaliśmy tylko ja i Josh.
WWW–Odsuń proszę żaluzje i również wyjdź na zewnątrz.
WWWNa tarasie czekał już Daniel. Powolnym krokiem nie gasząc źródła podeszłam do kamienia. Żadnej reakcji. Kucnęłam i podniosłam kamień. Nadal nie działo się nic niezwykłego. Postanowiłam powoli zamykać swoje źródło obserwując reakcję kamienia. Jeśli okazałoby się, że znów zaczyna jarzyć się, uruchomiłabym je ponownie. Na szczęście i tym razem nic się nie wydarzyło. Kiwnęłam ręką na Daniela i Josha, wskazując na kąt w sali. Weszli i stanęli w wyznaczonym miejscu.
WWW–Josh podejdź...tylko powoli. Danielu zostań gdzie jesteś.
WWWZbliżał się do mnie niepewnym krokiem.
WWW–Dziwne. Kiedy dwadzieścia lat temu stałem przed nim w takiej odległości , kamień emitował barierę. To twoja zasługa. Kontrolujesz go w jakiś sposób?
WWW–Tak bym tego nie nazwała. Jedyne co zrobiłam to uaktywniłam własne źródło. Nie wiem dlaczego wygasiło to kamień.
WWW–Oba źródła są jednak zamknięte, a ty wciąż go trzymasz. Tylko strażnik, mógł tak swobodnie dysponować kamieniem. Wiesz co to oznacza Lauro?
WWW–Wiem Josh. Nie każ mi jednak teraz tego analizować. Musimy pomóc poszkodowanym. Trzeba zabezpieczyć kamień. Zajmiemy się nim później.
WWW–Co teraz? – Josh stanął przede mną.
WWW–Hm...wyciągnij dłoń. Chcę ci go przekazać.
WWW–Myślisz, że właśnie w ten sposób to działa?
WWW–Nie mam pojęcia. Skoro jednak jestem potomkiem strażnika, a wygląda na to, że jestem, mogę dysponować źródłem. Być może mogę je również podarować. Musi być przecież jakiś sposób aby go użyć.
WWW–Obdarzasz mnie ogromnym zaufaniem.
WWW–Tak właśnie jest. Wiem, że nie użyjesz źródła w żadnym złym celu, ale...
WWW–Ale?
WWW–Ufam Josh, że jeśli zajdzie taka potrzeba, będziesz miał odwagę użyć go przeciwko mnie. Chociaż nie jestem do końca przekonana czy to w ogóle możliwe.
WWW–Nie uważacie, że to trochę dziwne? – krzyknął stojący w rogu dali Daniel. – Skoro źródło można zwyczajnie komuś podarować, po co strażnik tułał się z nim ponad dwa tysiące lat?
WWW–Też chciałbym wiedzieć – odpowiedział Josh, wciąż wpatrując się w kamień, który trzymałam w ręku.
WWW–Przenieś go Danielu do jego mieszkania – nakazałam. – Zamknijcie źródło w sejfie i wracajcie.
</p>
* * *
<p style="text-indent:0.9cm" align="justify" >WWWPomieszczenie, do którego przeniesiono poszkodowanych, było ogromną biblioteką z dwoma rzędami pękatych sof i niezliczoną ilością foteli, podnóżków, szezlongów i puf. Poczułam się trochę jak w salonie meblowym, gdzie znużeni zakupami klienci oblegają ekspozycje.
WWW–Dobrze, że jesteś! Ron, strażnik Haruna jest w bardzo złym stanie! – Robert podbiegł do mnie i złapawszy za rękę pociągnął w stronę pokulonego na jednym z foteli mężczyzny.
WWW Ściągnęłam pośpiesznie szpilki, od których noszenia nie czułam już prawie stóp i przykucnęłam przy nim. Widziałam już taką sytuację i jej skutki, kiedy ratowałam Maksa. Zasysana przez Limme moc, odbierała jakąkolwiek szansę na regenerację. Namierzyłam wzrokiem Haruna. Leżał na jednej z sof. Przy nim, trzymając go za rękę siedziała Luiza. Podeszłam szybko do nich. Kobieta poderwała sie ustępując mi miejsca.
WWW–Harunie? – szepnęłam cicho.
WWWWyglądał jakby spał. Otworzył leniwie oczy. Był bardzo wyczerpany. Rozchylił usta próbując coś powiedzieć.
WWW–Nic nie mów. Potrafię pomóc zarówno tobie jak i Ronowi. Jednak żeby to zrobić, potrzebuję dostać się do twojego umysłu i odnaleźć połączenie. W przeciwnym wypadku zassiesz pozostałą energię i Ron umrze.
WWWPoruszył powiekami na znak zgody. Położyłam dłoń na jego czole. Było wychłodzone i wilgotne od potu. Zanim zamknęłam oczy, zauważyłam leżącego na sąsiedniej kanapie Toro. Podobnie jak Harun nie poruszał się. Głowę miał jednak zwróconą w moją stronę a oczy otwarte. Powróciłam myślami do mężczyzny, na którego czole trzymałam dłon i zanurzyłam się w jego umyśle. Wiedziałam, że robiąc to, będę się mimowolnie ocierać o jego myśli, zarówno te bieżące jak i wspomnienia. Nie natrafiłam jednak na nic niepokojącego. Odnalazłam połączenie i skierowałam w nie wiązkę mocy. Głęboki i głośny wdech Rona, jaki dotarł do moich uszu, utwierdził mnie, że wszystko przebiegło prawidłowo. Przywróciłam moc również Harunowi. Nie wiedziałam jaki poziom energii posiadał przed zdarzeniem. Wzorując się na poziomie mocy jaką posiadał Josh – jak dotąd był jedynym Limme, który pozwolił mi wejść do swojego umysłu – postanowiłam dać mu podobną wielkość. Poczułam dotyk na swojej ręce. Otwarłam oczy. Powitał mnie szeroki i serdeczny uśmiech. Harun poderwał się, ale zaraz powrócił do poprzedniej pozycji. Siedziałam na skraju sofy. Doszedł pewnie do wniosku, że podnosząc się może mnie zepchnąć. Uśmiechnęłam się pod nosem i wstałam. Poderwał się raptownie i stając przede mną ukłonił się nisko.
WWW–Nie jestem nawet w stanie wyrazić ogromu mojej wdzięczności – powiedział.
WWW–Nie wyobrażam sobie, że mogłabym postąpić inaczej.
WWW–Lauro? – Zza moich pleców wyłoniła sie Helena.
WWW–Jessica prosi, żebyś do niej podeszła.
WWW–Oczywiście.
WWWOdwróciłam się, podążając za Heleną. Dziewczyna leżała na bordowym szezlongu przyklejonym do ogromnego regału z książkami w rogu salonu. Kiedy stałam już przy niej odezwała się szeptem.
WWW–Czy ja..czy ty...
WWWNie zastanawiałam się, chociaż wiedziałam, że zanurzanie się w jej myślach i wspomnieniach może być dla mnie nieprzyjemne, biorąc pod uwagę co łączyło ją w dawniej z Danielem. Powtórzyłam całą procedurę, przelatując przez jej głowę chyba z prędkością światła. Odetchnęłam nawet z ulgą, kiedy po uzupełnieniu mocy zaczęłam się wycofywać, wciąż będąc wolna od jej przeszłości. Wtedy jednak Jessica zrobiła coś, co mnie totalnie zaskoczyło. Podsunęła mi swoje wspomnienie, można by rzec pod sam nos. Mogłam uciec szybko z jej głowy i nie zagłębiać się w nie, jednak z jakiegoś niewytłumaczalnego dla siebie powodu nie zrobiłam tego. Zobaczyłam plażę w egzotycznym miejscu i siedzącą na niej Jessicę. Wpatrywała się w morze i z uśmiechem na twarzy kiwała komuś, kto w nim przebywał nurkując. Z wody wyłonił się mężczyzna i zaczął zmierzać w jej kierunku. Czułam jak była wtedy szczęśliwa. Uczucie jakie przeżywała, odtwarzane w jej głowie, napełniało ją ogromnym żalem i rozgoryczeniem, które i mi się udzieliło. Daniel, bo to on był tym nieznajomym, podszedł do niej i opadł tuż przed nią na kolana zatapiając się w piasek. Pocałował ją namiętnie i wręczył ogromną muszę. Czułam jak sztywne z bólu robi się moje ciało. Dziewczyna pochwyciła podarunek i przyłożyła muszlę do ucha. Wtedy na jej plażową sukienkę wypadł z niej pierścionek. Wyrwałam się z jej głowy poruszona i dobita kompletnie.
WWW–Dlaczego mi to robisz? – Padło z moich ust żałosne skomlenie. Oczy wypełniły mi łzy.
WWW–Nie! – Jessica usiadła szybko pełna sił, po tym jak zwróciłam jej moc i złapała mnie za rękę.
WWW–Nie taki był mój zamiar.– Usłyszałam ją w swojej głowie. – Nie chciałam cię skrzywdzić. Już nie. Chciałam tylko żebyś zrozumiała skąd narosła moja nienawiść, żal. Odebrałaś mi moje szczęście...
WWW–Niczego ci nie odebrałam!
WWW–Wiem. Teraz już to zrozumiałam. To nie twoja wina...Lauro wybacz mi. Ja po prostu...zazdroszczę ci. Nie potrafię tego opanować.
WWWNarastał we mnie gniew.
WWW–Zazdrościsz? Czego? Nie masz pojęcia co przeżywam od kilku miesięcy. Moje życie to jeden wielki strach. Nidy pewnie nie będzie mi dane poczuć tego... – Rozkleiłam się na dobre.
WWW- Możesz do cholery przestać w końcu ją dręczyć! – Daniel stał obok Jessici. Szarpnął ją za ramię i podciągnął gwałtownie do góry.
WWW- To ty przestań! – Wstałam i popchnęłam go. Niestety użyłam przy tym mocy. Nie spodziewał się ataku z mojej strony, więc mój nagły akt agresji skończył się tym, że uderzył plecami w stojący za nim regał z książkami z taką siłą, że wszystkie powypadały z półek. Pozbierał się szybko i stał otępiały z rozdziawionymi ustami.
WWW–Nie wtrącaj się, jak nie wiesz o co chodzi i nie szarp dziewczyną! – warczałam. Zdałam sobie sprawę, że to nie na Jessice skupiała się cała moja złość.
WWW–Ale...
WWW–Nie będziemy o tym teraz dyskutować i odgrywać melodramatów! Mam ważniejsze rzeczy do zrobienia! – Otarłam dłońmi łzy i poprawiwszy suknię skierowałam swoje kroki w kierunku leżących i pozostawionych samym sobie starszyzny i dwóm strażnikom.
WWW Drogę zastąpiła mi grupa Limme. Zatrzymałam się.
WWW–Lauro – odezwał się Julian, wysunąwszy się przed szereg. – Właśnie przedyskutowaliśmy zaistniałą sytuację i doszliśmy razem do wniosku, że nie wszyscy zasługują na drugą szansę. To co...
WWW–Przedyskutowaliście? – weszłam mu w słowo. – Nie wszyscy zasługują na drugą szansę? – Kipiałam ze złości. – To bardzo ciekawe co mówisz Julianie – mój głos był podniesiony i drwiący – niestety, demokracja w tym zgromadzeniu dobiegła końca. Jedyną osobą, która pełni teraz władzę i to władzę absolutną jestem ja. Oczywiście szanuję wasze zdanie – dodałam szybko widząc jakie miny przybrały ich twarze – i wysłucham co macie do powiedzenia, ale nie teraz. Teraz nie mam na to czasu. Proszę mnie przepuścić.
WWW Rozsunęli się natychmiast, ukazując mi stojącą pod oknem postać Josha. Stał oparty o parapet, schowany nieco za zasłonę, z głupkowatym uśmiechem na twarzy i podniesionym kciukiem prawej reki, którą potrząsał, co miało oznaczać chyba" dobra robota mała". Przewróciłam oczami, ale nie powiem, trochę mnie to rozbawiło, więc i na mojej twarzy pojawił się delikatny uśmiech, który schowałam szybko, kiedy tylko znalazłam się przy Josefie. Zadra w sercu, którą zafundowała mi Jessica, nie pozwalała mi sie skupić, na dodatek pojawiły się wyrzuty sumienia w stosunku do Daniela. Odwróciłam się i namierzyłam go wzrokiem. Stał nadal pod pustym regałem ze stosem książek u stóp i rozmawiał szeptem z Heleną. Westchnęłam i powróciłam myślami do bieżących spraw. Spojrzałam na pozostałe leżące w bezruchu ciała. Trzech Limme i każdy w beznadziejnym stanie. Najgorzej przedstawiała się sytuacja Toro. Ledwo wyczuwałam jego aurę. Na jego skórze, można już było zauważyć pierwsze oznaki przyśpieszonego starzenia się. Musiałam działać szybko.
WWW–Naprawdę uważasz, że zasługują na to żeby żyć? – Usłyszałam za swoimi plecami głos Haruna.
WWW–Nie mnie oceniać ich zasługi. Robię to co zrobić muszę. – Podniosłam za pomocą mocy ich ciała i ułożyłam na podłodze w taki sposób, aby stykali się głowami.
WWW–Myślisz, że pozwolą ci wejść do swoich umysłów? Chociaż...chyba są zbyt słabi, aby temu zapobiec.
WWWSpojrzałam na niego, nie chcąc go zupełnie ignorować. Nie odpowiedziałam na jego pytanie. Nie wyprowadzałam go też z błędu, kiedy sam udzielił sobie odpowiedzi, choć pewnie miał rację. Byli bardzo słabi.
WWW–Możemy porozmawiać później?
WWW–Oczywiście. Jestem pełen podziwu – powiedział, ukłonił się, jak miał w zwyczaju i odsunął.
WWWPołożyłam dłonie na głowach trzech osób jednocześnie.
WWW–Nie. Chcę umrzeć. – Usłyszałam cichy charkot dobiegający z ust Toro. Nachyliłam się nad nim i szepnęłam.
WWW–Przykro mi, ale nie mogę spełnić twojej prośby.
WWWIgnorując zupełnie dźwięki sprzeciwu, które wydobywały się cicho z jego ust, rozpoczęłam proces zasilania. Kiedy tylko zanurzyłam się w ich umysłach, uderzył mnie przerażający strach przed śmiercią. Pochodził chyba od Lidii i Josefa, nie byłam w stanie do końca tego określić, ponieważ natłok różnorakich myśli, stłoczonych w jednym wielkim chaosie zakatował mnie z ogromną siłą. Zupełnie tak jakby, zaszczute świadomością śmierci, próbowały się wydostać, wyrwać jak najdalej i uciec z głów, w których się narodziły. Na przejrzeniu wspomnień tej trójki akurat zależało mi najbardziej, doszłam jednak do wniosku, że poruszanie się po trzech umysłach na raz, niekoniecznie przybliży mnie do prawdy, więc postanowiłam na razie skupić się na przywróceniu im sił, a potem czy im się to spodoba czy nie, przejrzeć myśli każdego z nich z osobna. Proces zasilania był dość chaotyczny, jednak podziałał na tyle skutecznie, że usłyszałam ich przyśpieszone bicie serca, wdychane głośno powietrze i pojękiwania. Wyczułam też oddalające się ode mnie ich myśli. Zasysali je szybko przywracaną mocą i zamykali szczelnie w swoich umysłach. Otwarłam oczy. Wokół mnie i leżących na ziemi Limme, zgromadzili się już pozostali.
WWW–Jeśli uważasz, że podziękuję ci za ten łaskawy gest to się mylisz. – Usłyszałam w swojej głowie Toro.
WWWSpojrzałam na niego. Rany na jego dłoniach, będące oznaką przyspieszonego procesu starzenia zasklepiły się. Widocznie na tym etapie można było odwrócić proces, mimo, iż moc, którą ich zasiliłam, była jedynie cząstką tej, którą posiadali wcześniej.
WWW–Nie liczę na to - odezwałam się do niego. – Jednak jakieś słowo w stosunku do pozostałych, chociażby przepraszam, powinno chyba paść.
WWWZmierzył mnie lekceważąco. Nawet to zdarzenie nie zmieniło w najmniejszym stopniu jego hardości i zawziętej natury. Wstałam. Za mną jako pierwszy poderwał się z trudem Josef i podał rękę Lidii, która przysiadła zaraz na pobliskiej kanapie. Toro podniósł się sam i odsunął do tyłu podpierając się dłonią o wezgłowie stojącego obok fotela.
WWW–Nie czuję się najlepiej, wciąż jestem bardzo wyczerpana – odezwała się Lidia. Jej głos był cichy i zrezygnowany. Po policzkach spłynęły jej łzy.
WWW–Przykro mi, moc, którą was zasiliłam ma jedynie na celu utrzymanie was i waszych strażników przy życiu, oraz powstrzymać procesy starzenia. Jak na razie nie znalazłam powodu, aby przywracać wam pełnię sił. Wasza moc z czasem zregeneruje się sama. Nad tym czy pozwolić, aby do tego doszło zastanowię się później.
WWWSpojrzała na mnie rozgoryczona i wystraszona. Poczułam palącą suchość w gardle. Nie czułam zmęczenia fizycznego, ale psychicznie miałam wrażenie, że jestem wrakiem człowieka.
WWW–Co teraz? – Odwróciłam się za siebie, skąd dobiegł mnie głos Haruna.
WWWZgromadzeni w zwartą grupę Limme wpatrywali się we mnie w oczekiwaniu na odpowiedź.
WWW–Teraz muszę się napić.
WWWNie zdążyłam zrobić kroku, a już stał przy mnie Daniel, podając mi szklankę wody.
WWW–Dziękuję i...przepraszam za moje zachowanie. Ja...
WWW–Na pewno miałaś powód, aby tak zareagować. To ja przepraszam. Wiesz jak bardzo cię ko...
WWW–Wiem.
WWWJedyne o czym marzyłam w tym momencie, to uciec daleko, zaszyć się w jakieś dziurze, wtulić w Daniela i pozostać w jego ramionach już na zawsze. Wyczekujące spojrzenia zebranych osób, szybko pozbawiły mnie złudzeń.
WWW–Jakie plany ma samozwańcza królowa? Patrząc na ciebie, odnoszę wrażenie, że nie bardzo wiesz co masz teraz począć. – Spojrzałam na Toro. Podparty wciąż o fotel, w obdartym smokingu, spocony i potargany, usilnie próbujący powstrzymać drżenie rąk, zobojętniały zupełnie na to co się wydarzyło, robił jedyną rzecz, którą potrafił – opluwał mnie jadowitymi komentarzami.
WWW–Widzę, że brak sił, w żaden sposób nie przytępił twojego języka.
WWWWysilił się i uśmiechnął, bulwersując tym gestem i swoją ignorancją pozostałych. Znów podniósł się gwar.
WWW–Uspokójcie się – odezwałam się do wszystkich telepatycznie, nie mając już siły, ani ochoty na wydzieranie się i przekrzykiwanie każdego.
WWW–Myślisz, że uda ci się nad nimi zapanować? – Usłyszałam go w swojej głowie. – Uważasz, że posłuchają gówniary, miotającej mocą na prawo i lewo i świecącej na zielono jak jakiś pieprzony kosmita? – Prowokował mnie. – Brakuje ci ikry, żeby zapanować nad tyloma osobami. W czym niby jesteś lepsza ode mnie? Zastraszając ich pewnie uzyskasz posłuszeństwo. Myślisz jednak, że nie będą knuli za twoimi plecami?
WWWJego słowa wyzwalały mój gniew. Wiedziałam, że robi to celowo. Chciał doprowadzić mnie do szału i być może właśnie w ten sposób osiągnąć swój cel, jakim w tym momencie była niewątpliwie śmierć.
WWW–Powiedz? – ciągnął dalej. – Jakie to uczucie kontrolować innych? Czujesz te delikatne łaskotanie w piersiach, kiedy twoje ego rośnie do niebotycznych rozmiarów? Podniecające, prawda? Kiedy stajesz się panią życia i śmierci.
WWWCzułam jak coś we mnie pęka. Jak narastająca złość rozrywa moje ciało uwalniając moc. Znów świeciłam, wypełniając całe pomieszczenie zieloną poświatą.
WWW–Lauro co się dzieje?! Cokolwiek mówi nie daj się sprowokować! – Ususzałam nawoływanie Josha, ale było już za późno.
WWW–Odsuńcie się! – ryknęłam, przyciągając jednocześnie sflaczałe ciało starca do siebie.
WWWWisiał przede mną, unoszony przez ogromną siłę, pod lekkim kątem, z nachyloną ku mnie głową. Ukrzyżowany w powietrzu. Jego gromki śmiech rozbrzmiewał po pomieszczeniu.
WWW–No zabij mnie! Niech sobie wszyscy popatrzą jak jesteś nieobliczalna i drżą o własną skórę!
WWWSpojrzałam na przerażone grono osób, tłoczące się w kącie, pomiędzy regałami z książkami a oknem. Tylko Josh i Daniel, wydawali się opanowani i raczej zaniepokojeni niż wystraszeni. Poprzez kłębowisko myśli, siejących w mojej głowie żądze zemsty, przedarła się jedna, która momentalnie wywołała szelmowski uśmiech na mojej twarzy. Z zadowoleniem spojrzałam na wiszącego przede mną Toro.
WWW–Limme! – krzyknęłam. – Otwórzcie swoje umysły i połączcie się ze mną. Razem przejrzymy myśli tego, dla którego nawet śmierć wydaje się być łaską, w obliczu prawdy, którą skrywa.
WWWNajpierw usłyszałam niedowierzające komentarze, ale zaraz potem wyczułam połączenie ze wszystkimi prócz Josefa i Lidii. Zerknęłam w ich stronę.
WWW–Nie jestem pewna...czy nas też to dotyczy? - zapytała kobieta w odpowiedzi na moje pytające spojrzenie, zupełnie zbita z tropu.
WWW–Oczywiście. Nie wiem czy w tym, co zobaczymy będzie cokolwiek co jest w stanie was zaskoczyć, ale tak, chce abyście też dołączyli.
WWWWysłałam odpowiedź, tak aby dotarła również do pozostałych Limme i zwróciłam ponownie twarz w kierunku wiszącego Toro. Głupkowaty uśmiech zniknął z jego twarzy.
WWWWyciągnęłam obie dłonie i złapałam starca za głowę, w taki sposób, że oba kciuki umiejscowiłam pomiędzy łukami brwiowymi. Mogłam prześwietlić go, nie dotykając jego ciała, jednak kontakt fizyczny nie rozpraszał mocy i efekt był skuteczniejszy i szybszy. Zanurzyłam się ponownie w jego umyśle. Oczywiście, pierwszą rzeczą, na którą natknęłam się była bariera chroniąca szczelnie jego umysł oraz związana z nią pycha i pewność siebie, która znikła momentalnie kiedy przebiłam osłonę. Uczucie jakiego doznał musiało być bardzo bolesne. Całe pomieszczenie wypełnił jego przeraźliwy krzyk. Chwilę potem zalała go fala strachu. Będąc w czyimś umyśle od razu można wyczuć, co dana osoba próbuje zataić, albo którymi wspomnieniami nie koniecznie chce się dzielić. Poderwane myśli jak spłoszone stado ptaków ucieka i szuka kryjówki. Trudno było doszukać się w tym chaosie myśli jakiejś chronologii. Nawet zamierzchłe wspomnienie mogło stać się nowym, jeśli właściciel przywołał go i ożywił. Tak właśnie stało się z Toro. Spanikowany moim nagłym wtargnięciem, podświadomie przywołał wiele wspomnień, które widocznie ciążyły mu na sumieniu. Chciał je ukryć gdzieś na dnie swojej podświadomości. Niestety efekt jego poczynań okazał się zupełnie odwrotny. Próba utopienia niechcianego balastu na samym dnie swego umysłu, zemściła się tym, że skrywane wspomnienia wypłynęły na powierzchnię, niczym szumowiny, które wystarczyło jedynie przejrzeć, bez konieczności czasochłonnego szukania. Odetchnęłam głośnio i zanurzyłam się w jednym z nich, będąc pewna, że to co zobaczę, zmrozi krew w moich żyłach. Nie spodziewałam się jednak, że to co ujrzę, zatrzyma na moment moje serce.
WWW" – Nie zapieraj się! To co słyszysz w swojej głowie to twój przewodnik, wewnętrzne ja! – krzyczał Toro do pokulonej na fotelu młodej kobiety, którą okazała się być moja mamą.
WWW–To nie mój wewnętrzny głos proszę Pana. To zło wcielone, które próbuje przejąć mój umysł.
WWW–Bzdura! Głupia dziewucha. Dałbym wszystko żeby on chciał mój umysł i ciało. – Wystarczy, że przestaniesz się opierać, a twoje życie stanie się proste.
WWW–Nie mogę! Nie zrobię tego! Nigdy!
WWW–Więc zginiesz marnie! Postradasz zmysły, jak wielu przed tobą..."
Oddychałam ciężko. Już to co zobaczyłam dało mi wystarczający powód do tego by uśmiercić starca. Próbowałam sobie racjonalnie wytłumaczyć, że ten czyn, da mi jedynie chwilową ulgę, a strata związana z utratą wielu cennych informacji jakie skrywa umysł tego potwora będzie ogromna. Chwilowo utraciłam połączenie z większością Limme. Oszołomieni, podobnie jak ja, zdali sobie sprawę, co było prawdziwym powodem śmierci naszych pobratymców w fazie przeistaczania. Słyszałam jak Helena zanosi się od płaczu. Zarówno ona jak i Miranda naciskały mamę do poddania się woli głosu. Dowiedziałam się tego przeglądając umysł babci. Otrząsnęłam się i powróciłam do umysłu Toro wzywając jednocześnie telepatycznie Limme, którzy zerwali kontakt. Złapałam kolejne wspomnienie.
WWW"– Jak śmiałaś mi się przeciwstawić! – krzyczał Toro do Lidii, która nie słuchając go, ciągnęła na zaplecze z sali balowej, zaraz po tym jak przyjęli mnie do zgromadzenia.
WWW–Uspokój się! Ona jest źródłem! Wiesz co to dla nas oznacza!? W końcu mamy realną szansę na uruchomienie własnego i tym samym zabezpieczeniu nas wszystkich przed Kawarą.
WWW–Źródłem powiadasz? Jak to możliwe, że On o tym nie wie? Bardzo dobrze. Ode mnie się nie dowie. Przynajmniej na razie. W końcu i ja będę miał asa w rękawie.
WWW–Tak. Niech dziewczyna poczuje się pewnie. Wtedy jej powiem.
WWW–To ona o tym nie wie?! Tępe dziewuszysko. – Uważasz, że ona ot tak, powie nam jak uruchomić źródło?
WWW–Tak. Na prawdę wyczułam w niej ogromną wolę walki i chęć niesienia pomocy.
WWWSzkoda, że nie wiesz co ja wyczuwam w tobie. Naiwna stara raszplo.
WWW–Nie będziemy zdawać się na jej łaskę. Trzeba mieć coś, co pozwoli nam ją kontrolować.
WWW–To znaczy?
WWW–Ten jej strażnik, Daniel i tak miał ponieść karę. Upieczemy dwie pieczenie na jednym ogniu.
WWW–Ale...
WWW–Wiem co robić. Nie dyskutuj ze mną!"
WWWPrzejrzane wspomnienie potwierdziło moje przypuszczenia. Nie byłam tylko pewna, jaką dokładnie rolę odgrywa Lidia i Josef. Czy byli świadomi powiązań Toro z Kawarą? Zostawiając pytanie otwartym, wróciłam do dalszych przeszukiwań. Otarłam się o wspomnienie, które początkowo porzuciłam, ponieważ nie wydało mi sie jakoś szczególnie istotne, gdyby nie fakt, że opuszczając je mignęła mi przed oczyma znajoma postać. Nigdy nie widziałam ojca. Nie posiadałam też żadnej fotografii, która mogłaby mi w jakikolwiek sposób przybliżyć jego obraz. Dopiero przeglądając umysł babci miałam okazję zobaczyć jak wyglądał. Oczywiście widziany jej oczyma. Osoba, która mignęła mi we wspomnieniu Toro, od razu nasunęła skojarzenie z tatą. Wróciłam pospiesznie do tego obrazu.
WWW"–Jestem...hm...trochę zawiedziony. Nie tak wyobrażałem sobie legendarną postać...Nieśmiertelnego – zwracał się Toro do młodego mężczyzny stojącego naprzeciw niego."
WWWTen nie odezwał się. Podniósł jednak opuszczony wcześniej wzrok i popatrzył na starca. Serce mi przyśpieszyło. Takich oczu nie sposób było zapomnieć. Przenikliwe spojrzenie i niespotykany odcień błękitu działał porażająco. Na Toro też zrobiło to wrażenie. Wyczułam dystans jaki poczuł w tamtej chwili. Byłam już pewna, że to mój tata, choć we wspomnieniach babci nie wydał mi się tak dostojny. Był niewątpliwie bardzo przystojny. Wysoki i postawny. Śniada cera i kruczoczarne, proste, krótko przycięte włosy, bardzo kontrastowały z jego niezwykłą barwą oczu.
WWW" –Doprawdy nie wiem, skąd ten upór w rozmowie ze mną. Już sam fakt, że nie potrafię przeczytać twoich myśli potwierdza...twoją oryginalność.
WWWNa twarzy ojca pojawił się delikatny, kpiący uśmiech.
WWW–Zżera mnie ciekawość. Co też było powodem, że strażnik porzucił źródło? – zapytał Toro.
WWWNie doczekał się odpowiedzi. Czyżby nie wiedział o jego związku z mamą? Wyglądało na to, że nie.
WWW–Nie jesteś skory do rozmów. Poczekam. Może parę głodowych dni otworzy ci usta. Do lochu z nim."
WWWDwóch dryblasów o tępych wyrazach twarzy rzuciło się na niego i zaczęli wyciągać go z pomieszczenia. Dopiero wtedy zauważyłam, że miał skrępowane nogi i ręce.
WWWSparaliżowana strachem opuściłam wspomnienie, które i tak już nic więcej nie wniosło. Czy on jeszcze żyje? Zawiesiłam się w głowie Toro.
WWW–Szukaj Luro! Szukaj dalej! – Usłyszałam nawoływanie Josha.
WWWZaczęłam w panice przerzucać wspomnienia. Usłyszałam szyderczy śmiech, co nie było dobrą wróżbą. Nic nie potrafiłam znaleźć. Tysiące rozmów i nic nie znaczących scen, atakowało mnie ze wszystkich stron. Starzec załapał w jaki sposób to działa i przywoływał mnóstwo nieistotnych myśli, przez które musiałam się przedzierać. Wściekłam się i zassałam większą część mocy, którą wcześniej go zasiliłam, w nadziei, że to osłabi go na tyle, by nie miał siły myśleć i wprowadzać zamętu. Podziałało. Zawieszone wspomnienia dryfowały bezwładnie pozwalając mi na swobodne poruszanie się miedzy nimi. Z ust Toro dobiegał cichy charkot.
WWW–Lauro zaraz go stracimy! – krzyknął Josh.
WWWMój poziom stresu osiągnął apogeum. Złapałam pierwszą z brzegu, dryfującą myśl i zasiliłam starca ponownie. Początkowo nie widziałam nic. Widocznie Toro też nic nie widział. Włączona po chwili latarka pokazała mroczną i ciemną celę oraz leżącego w kącie, na starej pryczy człowieka. Wstrzymałam oddech. Leżąca w bezruchu osoba w żaden sposób nie przypominała strażnika. Długie, siwe, posklejane włosy głowy, zasłaniały twarz.
WWW"–Nadszedł twój czas – odezwał się Toro i podszedł bliżej.
WWWZastygłe ciało poruszyło się.
WWW–Muszę przyznać, że przez te ponad dwadzieścia lat byłeś konsekwentny w swoim milczeniu. Tylko...do czego cię to doprowadziło? Leżysz zarośnięty, tarzający się we własnych fekaliach. Rzygać mi się chce, jak na ciebie patrzę. Trochę żałuję, że doprowadziłem cię do takiego stanu. Teraz w obliczu tego, że powstało drugie źródło...
WWW–To niemożliwe...
WWWPoczątkowo znieruchomiałe ciało człowieka poderwało się raptownie. Musiało mu to sprawić ogromny ból, bo pokulił się i rozcierał ramiona. Toro zaśmiał się.
WWW–No proszę...potrafisz jeszcze mówić. Możliwe. Tylko...dość nietypowe. Źródłem jest osoba, a nie rzecz.
WWWObolały człowiek podniósł głowę i spojrzał na Toro. Gdyby nie przepiękny błękit jego tęczówek, nie sposób byłoby odnaleźć w tym zniszczonym człowieku strażnika. Wychudła i zapadnięta twarz, zaorana bruzdami, które wypełniał brud. Z zarostem sięgającym czegoś co chyba kiedyś było spodniami. Brudny i potargany. Uśmiechnął się szeroko. Wysuszone na wiór i spękane usta zabarwiły się czerwienią krwi, która z nich wyciekła, po tym jak poruszone uśmiechem naciągnęły się, pokazując pożółkle i nadpsute zęby. Zaczął się głośno śmiać.
WWW–Co cię tak rozbawiło?! – Początkowa frustracja Toro spowodowana nieoczekiwanym zachowaniem więźnia zaczęła przechodzić w gniew.
WWWStrażnik osunął się na podłogę i klęcząc podniósł obolałe ramiona do góry.
WWW–Narodziła się Omega! – krzyknął.
WWW–A co to do cholery oznacza?!
WWW–Koniec głupcze. Dla ciebie tylko koniec.
WWW–Doprawdy?!
WWWWyczułam strach, jaki przeszył wtedy jego ciało.
WWW–Twój nadejdzie szybciej niż mój! Zamurować drzwi! – krzyknął Toro do kogoś, kto stał za jego plecami."
WWWWrzask, który wydobył się z moich ust, przeraził mnie samą. Porzuciłam ciało oprawcy mojego ojca i wybiegłam jak oszalała z pomieszczenia, pędząc na oślep przez korytarz. Na jego końcu wpadłam na Daniela.
WWW–Co się dzieje?! Gdzie biegniesz!?
WWW–Mój tata...Strażnik! Tam w lochach!
WWW–Przeniosę nas. Uspokój się.
WWWWtuliłam się w niego zanosząc się od płaczu. Zanim zniknęliśmy zauważyłam jeszcze, że pozostali wybiegli za nami.
</p>