Szklana pułapka Obyczajowe, TYLKO DLA DOROSŁYCH !! od 18lat

1
wulgaryzmy

Dryń, dryń, donośnie rozbrzmiewał dźwięk budzika. Jest godzina szósta rano. Donośny trzask, ospałym ruchem dłoni, wyłączył powtarzająca się melodie. Nogi zsunęły się z łóżka, a stopy wślizgnęły w papcie. Wstałem, czułem się kiepsko, zresztą jak każdego dnia, uniosłem dłonie w górę przeciągając się mruczałem pod nosem.
Zwiesiłem głowę w dół, jestem niewyspany, zero wigoru. Udałem się do łazienki, wziąłem szybki prysznic. Stojąc przed lustrem patrzyłem na swoje odbicie przez dłuższy czas bez wyraźnego powodu. Z nie chęcią szczotkowałem zęby, dokładnie każdy z osobna polerowałem. Na jednodniowy zarost nałożyłem piankę, powolnymi ruchami maszynki zbierałem krótkie czarne włosy. Z szafki wyciągnąłem flakonik wody kolońskiej, już po chwili była rozlana w dłoni, a następnie wklepywana w świeżo ogoloną twarz.
Nazywam się James Oswald, to ta tajemnicza postać z łazienki. Jestem chudym, wysokim jak patyk, niczym niewyróżniającym się chłopakiem. Mam owalna twarz, nieduże zielone oczy i zgrabny mały nos. Nie dawno skończyłem dwadzieścia pięć lat. Jestem zwykłym maklerem z ulicy Wall Street, jednym z wielu pionków rozłożonych na wielkiej szachownicy. Każdego dnia wstaje rano, wykonując poranne czynności, po czym szykuję się do odegrania odpowiedniej roli pośród dominujących figur.
Zaczesałem włosy bardzo starannie, przedziałek miałem z lewej strony, a włosy układały się na prawą, lekko napuszone, unosiły się w górę. Zbiegłem ze schodów na dół do kuchni, kawa espresso już czekała na mnie, pomyślałem „jak dobrze spożytkowałem pieniądze kupując automatyczny ekspres parzący kawę na ustawioną godzinę”. Podniosłem filiżankę i delektowałem się przez moment aromatem i smakiem kawy, po czym jednym chłystem wypiłem ją do końca. Chwyciłem za swoją skurzaną aktówkę zaglądając do środka, czy niczego nie brakuje, po czym zamknąłem dokładnie. Gdybym pracował, jako robotnik fizyczny, pewnie włożyłbym do podobnej torby dwie czy trzy kanapki z wołowiną lub tuńczykiem, przygotowane przez żonę, do tego termos kawy. Lecz w mojej pracy, jak by to wyglądało przed kolegami? Zostałbym wyśmiany i napiętnowany, że nie stać mnie na porządny lunch. Chwyciłem koszulę błękitną, zapiąłem aż po ostatni guzik, nałożyłem spodnie, a na koniec dopiąłem się paskiem. Stanąłem przed lustrem, by znów powiesić na szyi ten sam nudny czerwony krawat. Powoli dla mnie stawał się pętlą stryczka i tak czasami się czułem.
Znów ten sam problem, minuty uciekają a ja nie mogę znaleźć kluczyków od auta. Po odnalezieniu zguby, ze wściekłością trzasnąłem za sobą drzwiami „mogłyby się już rozwalić, przynajmniej miałbym jeden dzień wolny od pracy”. Pośpiesznie zszedłem do podziemnego garażu. Silnik głośno warknął. Wcisnąłem parę razy pedał gazu, głośne brzmienie maszyny rozpełzło się po głuchym holu parkingu. Autko prawdziwy klasyk, Mustang Fastback Shelby z 1968 roku, kolor - metalik granatowy. Świecące się Alu-felgi w kształcie gwiazdy pięcioramiennej i niskie opony nadawały charakter pojazdowi.
Do pracy miałem kilkanaście przecznic do pokonania, zazwyczaj zajmowało mi to około czterdzieści minut. Jadąc ulicami mijałem, te same sklepy, kioski, drobnych straganiarzy, którzy rozkładali swoją tanią tandetę. Codzienna żenada patrzeć na ten sam wóz dostawczy, ten tłum bezimienny, co wypełza z podziemi metra, rozpraszający się we wszystkie strony. Nuda wymieszana z szarością bez wyraźnego polotu. Mimo tych oczywistych obrazów, czasem przyjemne było zatrzymać się na czerwonym świetle. Dlaczego? Bo zdarzało się, że przechodziła szatynka, blondynka czy też ruda, z dużymi piersiami uwidocznionymi sporym dekoltem, w obcisłej krótkiej spódniczce. Moją uwagę przykuwały zawsze długie nogi, a na nich zmysłowe pończochy. Wodząc za nimi wzrokiem patrzyłem jak kręcąc tyłeczkami. Miłe są te trzydzieści sekund na czerwonym świetle.
Mijam kolejne przecznice prawie w mgnieniu oka, zatrzymują mnie tylko ostatnie światła tuż przed budynkiem, w którym pracuje. Nerwowo stukam opuszkami palców w kierownice, zerkając, co chwile na zegarek, mamrocząc w myślach: „No już jest ta szklana pułapka, zostało mi jeszcze osiem minut, by zdążyć wejść do biura, o szlak jeszcze ten zakręcony parking mnie czeka”. Zapaliło się zielono światło, wcisnąłem gaz do oporu, aż z pod opon wydostał się czary dym, ruszyłem skręcając w lewo, a po chwili w prawo do podziemnego parkingu. Składał się z kilku kondygnacji, ale wiedziałem, że na tych wyższych poziomach nie ma, co liczyć na wolne miejsce. Pokonywałem z głośnym piskiem wiraż za wirażem zjeżdżając w dół na poziom minus cztery. „Boże, co ja robię, przecież jestem zwykłym maklerem, a nie kierowcą wyścigowym z Nascar’u i by pomyśleć, że chodzi tylko o minutę spóźnienia”.
Winda mknęła do góry na trzydzieste piąte piętro. Pomieszczenie wypełniała cisza, zdawało się, że słychać tykający zegarek, na który, co chwila spoglądałem. Dzyń – zabrzmiał sygnał i otwarły się drzwi windy.
Ostatnie poprawki spodni, koszuli i krawatu, duży chłyst powietrza w płuca i naprzód przed siebie. Tuż na wyprost były duże szklane drzwi a za nimi istne zoo. Na samym końcu wyżej niż pozostały boksy, mieściło się biuro kierownika działu, także było całe przeszklone. Siedział przy swoim biurku wypełniając jakieś dokumenty, głowę miał pochyloną, ale dobrze widział, że wejdę i zagram w jego grę. Bo w tym właśnie momencie spojrzał na wiszący zegar, wskazywał godzinę siódma dwadzieścia dziewięć i dwadzieścia sekund. Było widać jak mimowolnie pojawia się na jego twarzy uśmiech, wąs uniósł się nieznacznie w górę. I pomyśleć, że czterdzieści jeden sekund później takiej reakcji, by nie było. Spojrzałby tymi swoimi wyłupiastymi oczami na mnie dając znak, że jestem spóźniony, że jakoś inni zdążają a ty nie. Włosy miał zawsze zaczesane do tyłu, były średniej długości, ale zawsze ulizane, jakby rano odwiedzał stajnie koni, a każdy z koni wylizał mu czuprynę. Dziś nie miał satysfakcji z braku mojego spóźnienia, choć o mało, co nie brakowało.
Jesteśmy korporacyjne marionetki, pociągani za sznurki wtedy kiedy tylko mistrz pacynek zechce nami, to w górę, to w bok lub gruchnąć o ziemię. Jedno skinienie palca, już lecisz „tak szefie”, „dobrze szefie”, „oczywiście szefie”, „tak będzie to zrobione”. Wieczne lizanie dupy, poniżanie się, jest po to, by na koniec tygodnia otrzymać czek z odpowiednia kwotą.
Szedłem do swojego biurka po drodze witałem się z resztą ekipy. Sztuczne uśmiechy i nieistotne pytania „jak się czujesz?”. Istne zoo! Każdy małpuje każdego, nie wychyla się, nie proponuje, ślęczy nad powierzonym zadaniem i uwija się w ukropie żeby zdążyć na czas. Zamknięci w szklanej pułapce, jak lew porwany z sawanny i uwieziony, marniejący i tracący swoje pierwotne instykty. Pochłonięty pracą, wykonuje szereg telefonów, przeglądam na bieżąco notowania, słucham co krzyczy kierownik z góry, któryś z kolegów podrzuca nowinki. W natłoku tych spraw, wyłaniam myśli „co będę dziś jadł?”, „czy Tom już sprzedał swoje auto?”, „czy Jennifer dalej ma ochotę na mnie?”...
Wszyscy w pospiechu jeden za drugim wyszli z biura, jak mrówki ustaloną trasą w tą i z powrotem. Wygramoliłem się ze swojego boksu, odwieszając w pośpiechu słuchawkę telefonu, „o nie, nie oddam im cennych minut lunchu, ich niedoczekanie”. Moment później byłem już w windzie zjeżdżając w dół. Po drugiej stronie jest centrum gastronomiczne, w który zawsze spędzałem tą upojną godzinę wolności. „Może spotkam Toma i Jennifer?”, przeszła myśl błyskawicznie i przyspieszyłem kroku. Tom, to kolega ze czasów studiów. Jest wyższy o parę centymetrów ode mnie, przystojny o krótkich czarnych włosach i jednodniowym zaroście. Twarz jego jest śniada i podłużna, gdzie widnieją głęboko osadzone niebieskie oczy. Zaś Jennifer poznałem tutaj na Wall Street jest starsza ode mnie o trzy lata. Jest mojego wzrostu, szczupła i bardzo zgrabna, długie nogi i nie duże biodra komponują się z wypełnioną odpowiednio pupą. Twarz ma okrągłą włosy kasztanowe do ramion z wyciętą grzywką. Jeśli chodzi o biust, to zajrzałem tam już kilka razy i niczego nie brakuje, na moje oko fajne C.
Rozejrzałem się po lokalach i dostrzegłem swoich znajomych. Pośpiesznie udałem się w miejsce gdzie przesiadywali. Był to Sandwicz Bar, pomyślałem że to nic dziwnego, bo Jennifer uwielbiała różne kanapki, popijając koktajlem z owoców. Choć sam wolałem chodzić do lokali gdzie oferowali grillowane mięso, piwo, albo dobrą whisky, to dzisiaj nie pogardzę kanapką w towarzystwie Jennifer.
Powitaliśmy się uśmiechami i grzecznościowymi zwrotami. Zjadłem razem z nimi kanapkę z kurczakiem, serem pleśniowym i brokułami, popiłem sokiem z pomarańczy. Nie powiem taka odmiana żywieniowa na pewno wyjdzie mi na zdrowie. Podczas lunchu po kryjomu umówiłem się z Jennifer na małe spotkanie jeszcze przed końcem przerwy.
Odpowiedź na pytanie „czy Jennifer dalej ma ochotę na mnie?” rozwiązały się w mig. Zjechaliśmy windą na poziom minus cztery. Chwyciłem ją za biodro prowadząc w stronę swojego wozu. W między czasie moja ręka powędrowała na jej jędrne pośladki - Jennifer nie protestowała, tylko się uśmiechnęła. Gdy stanęliśmy przy moim aucie, widziałem jej błysk w oczach, szepnęła „wow, super wóz”. Zaprosiłem ją do środka rozglądając się czy nikogo nie ma w pobliżu. Rozsiedliśmy się wygodnie na skórzanych tylnych siedzeniach. Wokół unosił się delikatny zapach wanilii z pomarańczą. Nasze ciała nieznacznie dotykały się, tworząc napięcie – podniecając. Podgryzałem, całowałem jej małe zgrabne uszko. Każda kolejna chwila wypełniała się czułym dotykiem i pieszczotami wkręcając nas do gry miłosnej. Moja dłoń podróżowała po jej ciele pieszcząc piersi i sutki, jej cichy dźwięczny pisk nakręcał do dalszych igraszek. Sięgnąłem do spódniczki podwijając ją do góry, zaraz potem zdarłem z jej jędrnej dupci te koronkowe czerwone stringi. Nie zwlekając, przystąpiłem do akcji, palcami zacząłem pieścić waginę, jednocześnie liżąc ją. Musiałem jej cholernie dobrze robić – jęczała – trzymała mnie za głowę dociskała coraz bardziej, jakbym miał językiem wejść głębiej penetrować jej szparę. Szarpnęła mną ciskając w fotel, dorwała się do moich spodni, rozsunęła rozporek, wyciągnęła nabrzmiałego kutasa i zaczęła go ssać, lizać, ssać, lizać, przy tym przygryzając go. Robiła to tak dobrze, że nie chciałem żeby tego przerywała. Chwyciłem ją szarpiąc w górę, usiadła rozkrokiem na moje kolana, wciskając sobie pałę głęboko, powoli unosiła się i opadała. Bawiła się mną jak chciała, urządzała rajd, góra – dół , góra – dół, ujeżdżała jak najlepszego wierzchowca. Odchylała głowę do tyłu, opierając się dłońmi o moje kolana, wzrokiem wodziłem po jej piersiach i sterczących sutkach, bez zastanowienia chwyciłem za nie tłamsząc. Syknąłem „uważaj, bo dochodzę”, ona bez żadnej reakcji zwolniła i wzmocniła uderzenia, co powodowało jeszcze większe doznania niż myślałem. Było to najlepsze bzykanie, pierdolenie, rżnięcie jakie pamiętam. Po wszystkim na odchodne daliśmy sobie buziaka.
Kolejne minuty mijały i natłok telefonów od klientów, w mojej głowie tłoczyły się myśli bezsensu wykonywanej ślepo roboty. Co jestem wart jak nie tyle co widnieje na czeku co tydzień. Praca jak co dzień, wstajesz, jedziesz do roboty, odwalasz to co masz zrobić i wracasz znów do domu. I tak do zajebania. Mam dość, być popychadłem jakimś dupo-włazem i wazeliniarzem. Nazywam się James Oswald i zostanę kimkolwiek zechcę...
Ostatnio zmieniony sob 17 maja 2014, 19:11 przez CarlosDoli, łącznie zmieniany 3 razy.

2
O matko - Carlos ale pojechałeś :D
Nie jestem znawcą i daleko mi do weryfikatora, ale postaram się ciut pomóc.
Uwaga! Co do interpunkcji - nie wypowiadam się, bo sama mam z tym problem.
CarlosDoli pisze:Donośny trzask, ospałym ruchem dłoni, wyłączył powtarzająca się melodie.
Kto wyłączył powtarzającą się melodię? Donośny trzask ospałym ruchem dłoni.
CarlosDoli pisze:Z nie chęcią
Z niechęcią
CarlosDoli pisze:dokładnie każdy z osobna polerowałem

polerowałem dokładnie każdy z osobna
Jestem chudym, wysokim jak patyk,
- nie każdy patyk jest wysoki, może lepiej jestem wysokim, chudym jak patyk...
CarlosDoli pisze:Nie dawno
Niedawno
CarlosDoli pisze:Mam owalna twarz, nieduże zielone oczy i zgrabny mały nos.
a ja mam okrągła twarz :D
Zbiegłem ze schodów na dół do kuchni
Skoro "zbiegłem" i dotyczy to schodów - to wiadomo, że na dół. Jakoś mi to zdanie nie pasuje :)
CarlosDoli pisze:chłystem
- co to jest chłyst?
Jedyna definicja jaką znalazłam: chłyst - młody jeleń (byczek) przebywający w okresie rykowiska w pobliżu chmary, odpędzany przez stadnego byka.
Może miałeś na myśli "haust" ?
CarlosDoli pisze: skurzaną
:D
CarlosDoli pisze:Powoli dla mnie stawał się pętlą stryczka i tak czasami się czułem.
To znaczy jak?
CarlosDoli pisze:tanią tandetę.
tandeta z założenia jest tania :)
CarlosDoli pisze:Moją uwagę przykuwały zawsze długie nogi, a na nich zmysłowe pończochy. Wodząc za nimi wzrokiem patrzyłem jak kręcąc tyłeczkami.
Pończochy kręcą tyłeczkami :)
CarlosDoli pisze:
Miłe są te trzydzieści sekund
Miłe jest te trzydzieści sekund...
CarlosDoli pisze:by zdążyć wejść do biura, o szlak jeszcze ten zakręcony parking mnie czeka
- szlag
CarlosDoli pisze:aż z pod opon
spod
CarlosDoli pisze:Spojrzałby tymi swoimi wyłupiastymi oczami na mnie dając znak, że jestem spóźniony, że jakoś inni zdążają a ty nie.
że się spóźniłem, a inni są punktualni
CarlosDoli pisze:
jakby rano odwiedzał stajnie koni, a każdy z koni wylizał mu czuprynę

powtórzenie :D koni, koni
CarlosDoli pisze:Zamknięci w szklanej pułapce, jak lew porwany z sawanny i uwieziony, marniejący i tracący swoje pierwotne instykty. Pochłonięty pracą, wykonuje szereg telefonów,


instynkty

Kto jest pochłonięty pracą i wykonuje szereg telefonów?
Lew porwany z sawanny :)
a to wszystko przez brak ogonka.
CarlosDoli pisze:piersi i sutki
piersi i brodawki - jeśli już
sutek = pierś (potocznie)
CarlosDoli pisze:Sięgnąłem do spódniczki podwijając ją do góry, zaraz potem zdarłem z jej jędrnej dupci te koronkowe czerwone stringi.
Kogo dupci? Spódniczki? Moim zdaniem to jest źle skonstruowane zdanie.
CarlosDoli pisze:Nie zwlekając, przystąpiłem do akcji, palcami zacząłem pieścić waginę, jednocześnie liżąc ją. Musiałem jej cholernie dobrze robić – jęczała –
Taka sama sytuacja - wychodzi na to, że wagina jęczała.


I tym akcentem kończę moją korektę, bo już nie jestem w stanie pisać.
To musiał być naprawdę ostry seks - zrobiłeś mi wieczór :D
Świetne opowiadanie :atakbuziakow:

Mam nadzieję, że Cię nie uraziłam.

3
[ Dodano: Pią 16 Maj, 2014 ]
piersi i brodawki - jeśli już
sutek = pierś (potocznie)
Że jak?
Pierwsze słyszę żeby można było tam postawić znak równości. I oczywiście uważam, że nie można.

A co do samego tekstu, a konkretnie wiadomo której części - zastanawiałem się przez chwilę czy przez pomyłkę nie trafiłem na bloga nastoletniego onanisty :/
Siedzący na ławeczce dziadunio spojrzał w kierunku łowców, mrużąc oczy i jednocześnie, uniósłszy dłoń w niemal czarnoksięskim geście, zaczął dłubać w nosie.

http://narreweid.blogspot.com/

4
http://pl.wikipedia.org/wiki/Gruczo%C5% ... 5%82owieka

Sutek składa się z tkanki gruczołowej – ciała sutka (corpus mammae) i otaczającego je ciała tłuszczowego (corpus adiposum mammae). Nieco poniżej środka każdego z sutków, na jego szczycie wystaje ciemniej zabarwiona, cylindryczna bądź stożkowata wyniosłość – brodawka sutkowa (papilla mammae), zajmująca środek okrągłego, pigmentowanego pola, zwanego otoczką brodawki sutkowej (areola mammae).

:)

5
Ach Ok, o to chodziło. Źle zinterpretowałem użycie słowa "potocznie" (w sensie, że sutek jest używany w takim znaczeniu potocznie, z czym się nigdy nie spotkałem).

Niemniej jednak - "sutek" jest też synonimem brodawki więc tak czy inaczej czepianie się jest nie na miejscu.
Siedzący na ławeczce dziadunio spojrzał w kierunku łowców, mrużąc oczy i jednocześnie, uniósłszy dłoń w niemal czarnoksięskim geście, zaczął dłubać w nosie.

http://narreweid.blogspot.com/

6
Witam :-)
Augusta dziękuje za poprawki. Spoko ja się nie gniewam :-D
Co do pewnej części tekstu opowiadania, to nie wyobrażam sobie opisanej tutaj poetyckiej miłości kochanków w samochodzie.
Giefreg nie wiedziałem, że taki fragment opowiadania może kojarzyć się z akurat tym blogiem.
Wiem muszę popracować jeszcze długa droga przede mną.

7
Donośny trzask, ospałym ruchem dłoni, wyłączył powtarzająca się melodie. Nogi zsunęły się z łóżka, a stopy wślizgnęły w papcie. Wstałem, czułem się kiepsko, zresztą jak każdego dnia, uniosłem dłonie w górę przeciągając się mruczałem pod nosem.
Przechodzisz z trzeciej osoby na pierwszą. Ponieważ dalej piszesz w 1.os. l.poj. to należałoby ująć to tak: Donośny trzask, ospałym ruchem dłoni wyłączyłem powtarzającą się melodię. (jeden przecinek był niepotrzebny i "ę" na końcu)
Zwiesiłem głowę w dół, jestem niewyspany, zero wigoru.
Tutaj też nie za bardzo; mieszasz czasy, najpierw używasz przeszłego, a później teraźniejszego – w jednym krótkim zdaniu.
Albo:
Zwieszam głowę w dół, jestem niewyspany, zero wigoru.
Albo:
Zwiesiłem głowę w dół, byłem niewyspany, zero wigoru.
Z nie chęcią szczotkowałem zęby, dokładnie każdy z osobna polerowałem.
Zęby się poleruje? Do polerowania zresztą, to szczoteczka (która występuje domyślnie) raczej się nie nadaje. Szmatki jakieś z reguły do tego służą.
powolnymi ruchami maszynki zbierałem krótkie czarne włosy.
Przecinek po „krótkie”
Każdego dnia wstaje rano,
„wstaję”
pomyślałem „jak dobrze spożytkowałem pieniądze kupując automatyczny ekspres parzący kawę na ustawioną godzinę”.
Brzmi sztucznie; nazbyt poprawne szkolne zdanie – to nie jest myśl, która wpada do głowy zbiegającemu ze schodów młodemu człowiekowi.
Chwyciłem za swoją skurzaną aktówkę zaglądając do środka,
Przecinek przed „zaglądając”.
by znów powiesić na szyi ten sam nudny czerwony krawat. Powoli dla mnie stawał się pętlą stryczka i tak czasami się czułem.
Znów ten sam problem, minuty uciekają a ja nie mogę znaleźć kluczyków od auta.
Powtórzone „ten sam”.
ze wściekłością trzasnąłem za sobą drzwiami
„z wściekłością”
Świecące się Alu-felgi w kształcie gwiazdy pięcioramiennej
alufelgi
„się” niepotrzebne.
zazwyczaj zajmowało mi to około czterdzieści minut.
„około czterdziestu minut”
Jadąc ulicami mijałem, te same sklepy
Przecinek niepotrzebny.
Codzienna żenada patrzeć na ten sam wóz dostawczy, ten tłum bezimienny, co wypełza z podziemi metra, rozpraszający się we wszystkie strony. Nuda wymieszana z szarością bez wyraźnego polotu.
Że nuda – to rozumiem; ale dlaczego żenada?
Bo zdarzało się, że przechodziła szatynka, blondynka czy też ruda,
A brunetki nie przechodziły?
Mijam kolejne przecznice prawie w mgnieniu oka, zatrzymują mnie tylko ostatnie światła tuż przed budynkiem, w którym pracuje.
W mgnieniu oka? Zdaje się czterdzieści minut to trwało.
zerkając, co chwile na zegarek
Przecinek zbędny.
„chwilę”
że na tych wyższych poziomach nie ma, co liczyć na wolne miejsce.
Usuń przecinek.
Winda mknęła do góry na trzydzieste piąte piętro. Pomieszczenie wypełniała cisza,
Windy nie określa się raczej jako pomieszczenie. „Wypełniała ją cisza, ...”
Dzyń – zabrzmiał sygnał i otwarły się drzwi windy.
Lepiej będzie „otworzyły”. I powtarzasz słowo „winda”; było trochę wcześniej.
duży chłyst powietrza w płuca i naprzód przed siebie. Tuż na wyprost były duże szklane drzwi a za nimi istne zoo.
Powtórzone „duży”. Trzeba znaleźć inne określenie.
Na samym końcu wyżej niż pozostały boksy,
Na samym końcu, wyżej niż pozostałe boksy,
mieściło się biuro kierownika działu, także było całe przeszklone.
„było” niepotrzebne.
Siedział przy swoim biurku wypełniając jakieś dokumenty, głowę miał pochyloną, ale dobrze widział, że wejdę i zagram w jego grę.
Podmiot zbyt domyślny.
I chyba nie „widział” ale „wiedział”.
Bo w tym właśnie momencie spojrzał na wiszący zegar, wskazywał godzinę siódma dwadzieścia dziewięć i dwadzieścia sekund.
Zła konstrukcja zdania. Po przecinku mogłoby być „który”.
że jakoś inni zdążają a ty nie.
„że jakoś inni mogą zdążyć, a ty nie.”
Dziś nie miał satysfakcji z braku mojego spóźnienia, choć o mało, co nie brakowało.
Fatalne zdanie.
Jesteśmy korporacyjne marionetki, pociągani za sznurki wtedy kiedy tylko mistrz pacynek zechce nami, to w górę, to w bok lub gruchnąć o ziemię.
Jak wyżej.
Szedłem do swojego biurka po drodze witałem się z resztą ekipy.
Przecinek po „biurka”.
i uwija się w ukropie żeby zdążyć na czas.
I uwija się jak w ukropie, żeby zdążyć na czas.
jak lew porwany z sawanny i uwieziony,
„uwięziony”
Pochłonięty pracą, wykonuje szereg telefonów,
„wykonuję”
W natłoku tych spraw, wyłaniam myśli „co będę dziś jadł?”, „czy Tom już sprzedał swoje auto?”, „czy Jennifer dalej ma ochotę na mnie?”...
Lepiej by było „wyłaniają się”.
Wszyscy w pospiechu jeden za drugim wyszli z biura,
„pośpiechu”
Wszyscy w pospiechu jeden za drugim wyszli z biura, jak mrówki
Tryb dokonany, a w poprzednim zdaniu byli w biurze. Brak połączenia między tymi sytuacjami.
w który zawsze spędzałem tą upojną godzinę wolności.
„w którym”
Twarz jego jest śniada i podłużna, gdzie widnieją głęboko osadzone niebieskie oczy.
Twarz jego jest śniada i podłużna, widnieją w niej głęboko osadzone niebieskie oczy.
Zaś Jennifer poznałem tutaj na Wall Street jest starsza ode mnie o trzy lata.
Źle skonstruowane zdanie, nie bardzo wiem o co chodzi.
Jest mojego wzrostu, szczupła i bardzo zgrabna, długie nogi i nie duże biodra komponują się z wypełnioną odpowiednio pupą.
Jest było w poprzednim zdaniu.
„nieduże”.
Twarz ma okrągłą włosy kasztanowe do ramion z wyciętą grzywką.
Przecinek po „okrągłą”.
Zjadłem razem z nimi kanapkę z kurczakiem, serem pleśniowym i brokułami, popiłem sokiem z pomarańczy.
Sądzisz, że to może zainteresować czytelnika?
Nie powiem taka odmiana żywieniowa na pewno wyjdzie mi na zdrowie.
Przecinek po „Nie powiem”.
Odpowiedź na pytanie „czy Jennifer dalej ma ochotę na mnie?” rozwiązały się w mig.
Odpowiedź – liczba pojedyncza
rozwiązały – liczba mnoga
A wypadałoby, żeby były zgodne.
W między czasie moja ręka powędrowała na jej
„międzyczasie”
Zaprosiłem ją do środka rozglądając się czy nikogo nie ma w pobliżu.
Przecinek przed „rozglądając się”.
Moja dłoń podróżowała po jej ciele pieszcząc piersi i sutki, jej cichy dźwięczny pisk nakręcał do dalszych igraszek.
Powtórzone „jej”.
I w następnych zdaniach jest jeszcze zdaje się trzykrotnie.
Każda kolejna chwila wypełniała się czułym dotykiem i pieszczotami wkręcając nas do gry miłosnej.
Przecinek przed "wkręcając".
żeby tego przerywała.
„żeby to przerywała”
usiadła rozkrokiem na moje kolana
Raczej „na moich kolanach”.
I "w rozkroku".
Kolejne minuty mijały i natłok telefonów od klientów,
Skąd nagle te telefony od klientów?
Co jestem wart jak nie tyle co widnieje na czeku co tydzień.
Przecinek przed „co”. Ale zdanie jest źle skonstruowane. Zamiast „jak” - „jeśli” i przed nim przecinek.

Ilość błędów powyżej średniej. Starałem się opuszczać te, które wychwyciła Augusta i nie wątpię, że sporo jeszcze sam pominąłem, gdyż nie mam sił ani cierpliwości przebijać się powtórnie przez ten tekst.
Jeśli się wrzuca coś do publicznej wiadomości, na forum, to trzeba to raz - drugi sprawdzić! Niektóre z tych błędów koryguje byle bezpłatny OpenOffice! Z jednej strony wykazujesz kompletny brak szacunku do własnej pracy, a z drugiej do czytelnika. Tak nie można. Nawet kopanie kartofli i zamiatanie ulicy wymaga staranności i zrozumienia metod pracy i sposobów używania narzędzi. Twoimi narzędziami jest słowo, zasady pisowni, konstruowanie zdań etc, etc. A Ty masz to „w głębokim poszanowaniu”.

A co do treści. Jest o niczym. Facet wstaje, zbiera się do pracy, jedzie do niej, podrywa dziewczynę, kocha się z nią i na końcu nachodzą go jakieś refleksje (jedyny jasny punkt - dobrze i prawdziwie ujęte). I co ma z całości wynikać? Czym zainteresować czytelnika? Co w tym jest niezwykłego, ciekawego, godnego przekazania innym? Oczywiście, można to potraktować wyłącznie jako ćwiczenie – powiedzmy techniczne – bez uwzględnienia fabuły, narracji , z pominięciem opisów, charakterystyki bohaterów (które to występują w nazbyt prostej i szczątkowej niejako formie) ... To co zostaje? Niestety, zbiór błędów wyszczególniony wyżej, które przesłaniają wszystko, łącznie z lepszymi akcentami.

Przykro mi, że nie mogę powiedzieć nic przyjemniejszego. Mam nadzieję, że następnym razem pójdzie Ci lepiej. Bierz krytykę na klatę i siadaj do poprawiania, względnie pisania nowego tekstu. I pamiętaj, że ktoś go pewnie będzie czytał, więc postaraj się. Następny, lub poprawiony tekst można wrzucić za dwa tygodnie; nie zmarnuj tego czasu.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”