Mimo iż jest to początek książki, całość jest kontynuacją czegoś co już napisałam. Streszczenie tego czegoś znajduje się w moim dzienniku w maratonie pisarskim.
WWW ... i właśnie wtedy rzucił mi się w oczy ten artykuł. Znajdował się na tytułowej stronie jednego z brukowców wystawionych w wiszącej witrynie kiosku z prasą, koło którego przechodziłam co rano. Moją uwagę przyciągnął wydrukowany wielkimi literami tytuł: "Będzie nas coraz więcej".
WWWKogo będzie coraz więcej?, pomyślałam. Polityków? Mieszczuchów? A może nas, Polaków? Ta ostatnia ewentualność wydała mi się wyjątkowo mało prawdopodobna zważywszy na to, że media od lat trąbią o tym, że jest nas coraz mniej i będzie jeszcze mniej, a nasze państwo zamiast polityki prorodzinnej promuje pogląd, że in vitro to grzech, który powinno się karać co najmniej napiętnowaniem winnych lub publiczną chłostę. W związku z tym tytuł wydał mi się co najmniej mało logiczny.
WWWNie miałam siły dłużej się nad tym zastanawiać. W głowie szumiało mi jak na morzu podczas sztormu. Typowy ból głowy występujący w przypadku kaca. Tyle tylko, że nie mogłam sobie przypomnieć nic na temat picia alkoholu poprzedniego wieczoru. Przecież nic raczej nie piłam. Dziwna sprawa, ale naprawdę niewiele pamiętałam z poprzedniego dnia. Pamiętałam, że wróciłam z pracy i zjadłam obiad. A dalej zupełnie nic. Pustka.
WWW Kiedy światło zmieniło się na zielone, przeszłam na druga stronę i pobiegłam do biura. Mój szef miał w zwyczaju dzwonić przed siódmą, by sprawdzić, czy już jestem. Nie miałam ochoty wysłuchiwać jego gderania, że jest już za pięć, a mnie jeszcze nie ma na miejscu. Bo przecież mogłabym pracować już od szóstej. Oczywiście charytatywnie. Czysty wyzysk.
WWW Muszę uczciwie przyznać, że dzisiaj trochę się obijałam. Właściwie nie miałam nic do roboty. Pan Zakrzewski, mężczyzna w średnim wieku, który chciał uchodzić za bardziej inteligentnego i obytego w towarzystwie, niż był w rzeczywistości, nie zdążył jeszcze wpaść na kolejny genialny pomysł, jakby tu naciągnąć kogoś na jakiś dziwny interes. Nie musiałam więc umawiać żadnych spotkań w szpanerskich restauracjach, ani z zażenowaniem patrzeć, jak wręczał potencjalnemu partnerowi w interesach pudełko tanich czekoladek lub paczkę kawy wierząc, że to przyniesie upragniony rezultat. Kiedy po raz pierwszy byłam świadkiem jego taktyki, myślałam, że zapadnę się pod ze wstydu ziemię.
WWW Na szczęście dzisiaj nie czekały mnie podobne atrakcje. Robiłam porządek w dokumentach zgromadzonych w opasłych segregatorach. Byłam bardzo uprzejma i udawałam, że jestem bardzo zajęta.
WWW Czułam się naprawdę kiepsko. Chyba zjadłam coś nieświeżego poprzedniego dnia. Marzyłam tylko o tym, by jak najszybciej znaleźć się w domu, najlepiej we własnym łóżku. Z utęsknieniem wyglądałam odległego weekendu.
WWWZrobiłam małe zakupy i po powrocie do domu ugotowałam rosół. Miałam nadzieję, że mnie jakoś wzmocni i że poczuję się choć trochę lepiej. Niestety, nie wiele to pomogło, więc postanowiłam zorganizować sobie jakoś pozostałą część dnia. Sięgnęłam po notatki, by się przygotować do następnych zajęć na uczelni. Wprawdzie oficjalnie nie zapowiedziano żadnego kolokwium, ale znając moje roztargnienie mogłam o czymś zapomnieć.
WWWNa kserówce z artykułem ze zintegrowanych sprawności, u dołu kartki, miałam nagryzmolone jakieś zdanie. Mam na imię Catherine, przeczytałam zdziwiona. Nie przypominam sobie, żebym to napisała. Nie wyglądało to też na jedno z niesamowicie skomplikowanych zdań, które dawał do tłumaczenia wykładowca, z którym miałam ten przedmiot. Nie miało żadnego sensu, ani kontekstu. Pomyślałam, że skoro nie pamiętam, co sama piszę, to chyba jestem dziwniejsza, niż sądziłam. Bo to był bez wątpienia mój charakter pisma. Nikt nie byłby w stanie podrobić moich gryzmołów.
WWW- Kurczę, chyba dziwaczeję - powiedziałam sama do siebie. - Trzeba będzie jednak kupić tego kota.
WWWWieczorem dosyć wcześnie położyłam się do łóżka. Niemal od razu zapadłam w sen.
WWWŚniły mi się bardzo dziwne rzeczy. Przyszedł do mnie jakiś wysoki mężczyzna ubrany w prostą, białą szatę. Chwycił mnie za rękę i przeprowadził przez jakieś zawieszone w nicości drzwi.
WWWPo drugiej stronie przejścia znajdował się dość gęsty las. Królowały w nim sosny i modrzewie, ale gdzieniegdzie rosły też łyse o tej porze roku drzewa liściaste. Po chwili marszu drzewa zaczęły się nieco przerzedzać. Zauważyłam, że wdarły się na jakieś ruiny, które teraz stanowiły uśpiony, skalny ogród. Wydawało mi się, że budynek był kiedyś dość duży. Teraz pozostały po nim jedynie dwie grożące zawaleniem ściany oraz kawałek sklepienia. Porośnięte skalną roślinnością fragmenty zawalonych ścian stanowiły triumf przyrody nad działalnością człowieka. Gdzieniegdzie widać było pozostałości posadzki porozrywane przez korzenie drzew, którym na skutek erozji udało się tu wyrosnąć.
WWWTe ruiny muszą być naprawdę stare, pomyślałam. Ogarnął mnie jakiś nieoczekiwany smutek, bo wiedziałam, że to miejsce musiało kiedyś tętnić życiem. Było centrum życia jakiejś większej społeczności. Teraz zaś czas swojej świetności miało już za sobą i obracało się w pył.
WWWOcknęłam się z zamyślenia, kiedy mężczyzna dotknął moją dłoń. Niespiesznie poszłam za nim. Kierowaliśmy się gdzieś na lewo. Po chwili doszliśmy do jakichś prowadzących w dół schodów. W porównaniu z resztą budowli zachowały się doskonale. Po chwili wahania, walcząc z ogarniającym mnie lękiem, zeszłam za nim do podziemi.
WWWSzliśmy korytarzem szerokim na rozpiętość moich ramion. Na ścianach płonęły pochodnie. Były jakieś dziwne, bo dawały dużo światła, ale ogień mnie nie parzył, mimo że przechodziłam koło nich naprawdę blisko.
WWWAle we śnie wszystko się przecież może zdarzyć, próbowałam racjonalizować całą sytuację.
WWWPo kilku rozwidleniach doszliśmy do dużej sali. Była ona oświetlona takimi samymi pochodniami, jak korytarz. Sklepienie miała wysokie i łukowate. Posadzka zrobiona była z marmuru, lub jakiegoś podobnego kamienia. Po lewej stronie znajdował się jakiś podziemny ogród, czy też może zielnik. Pozbawione naturalnego światła rośliny o dziwo pięknie rosły w ciepłym świetle tych dziwnych pochodni.
WWWOgród, oddzielony od reszty sali niewysokim płotkiem z kutego żelaza, stanowił chyba jedyną oznakę życia w tym ponurym miejscu. Zauważyłam tam fosforyzujące dzwonki, wysokie rośliny o fioletowo-czerwonych płatkach, krzaczki białych róż, których płatki zakończone były srebrną obwódką, oraz wiele innych, mniej lub bardziej okazałych roślin. Rosły tam kępkami, na małych grządkach. Wszystkie były starannie wypielęgnowane.
WWWNa środku tego niewielkiego ogrodu biło maleńkie źródełko, które zasilało go w wodę. Cichy szum wody działał na mnie kojąco.
WWWPoczułam, że mężczyzna położył dłoń na moim ramieniu i odwróciłam się w stronę, w którą patrzył. W głębi sali znajdowało się coś na kształt ołtarza, lub być może stołu. Coś na nim leżało. Coś dużego, owiniętego w haftowany srebrem biały jedwab.
WWWZrozumiałam, że miałam podejść bliżej.
WWWKiedy odsunęłam prześcieradło, pomyślałam, że zaraz zemdleję. To był całun! Na stole leżały zwłoki! Zwłoki niesamowicie pięknego mężczyzny. Mężczyzny, który zmarł śmiercią gwałtowną i bez wątpienia tragiczną sądząc po licznych ranach na ciele. Dłonie miał zaciśnięte na łodydze róży. O dziwo, kwiat był świeży i zachwycił mnie srebrzystą poświatą białych płatków.
WWWZrobiło mi się go żal. Odruchowo pogładziłam go wierzchem dłoni po policzku. Chciało mi się płakać.
WWW- Księżniczko, jest w nim jeszcze odrobina życia - powiedział mężczyzna, który mnie tu przyprowadził, dziwnie zachrypniętym głosem. Miałam wrażenie, że odezwał się po raz pierwszy od bardzo, bardzo dawna. - Dopóki ty żyjesz, jest szansa żeby przywrócić go do życia. Będzie cię to dużo kosztować, ale pani, błagam cię, musisz podjąć to poświęcenie. On jest zbyt cenny, żeby go stracić. Z nim mamy większe szanse na to, by przetrwać. To bardzo ważne.
WWWNie wiedziałam, o czym on mówił, ale chciałam, żeby mężczyzna leżący na tym zimnym stole żył. Tak po prostu naiwnie sądziłam, że na to zasługiwał. To był zresztą tylko sen.
WWW- Dobrze - odpowiedziałam.
WWWMężczyzna skinął głową i odszedł. Krzątał się po pomieszczeniu, podczas gdy ja skupiłam całą uwagę na mężczyźnie, którego ciało leżało bezwładnie tuż przede mną. Odwinęłam cały materiał tak, że wydawało się, iż leżał na obrusie. Złożyłam fragment zza głowy w taki sposób, żebym mogła podłożyć mu go pod potylicę. Wydawało mi się, że tak będzie mu wygodniej.
WWWJak wygodniej? Przecież on już nie żyje, docierało do mnie jakby gdzieś z daleka. To jest tylko dziwny sen.
WWWW powietrzu zaczął unosić się słodko-ostry zapach ziół. Mężczyzna, który był chyba strażnikiem tego miejsca, wrócił niosąc parującą, zielonkawą, kamienną, misę.
WWWNefryt, kamień życia, przyszło mi do głowy. Wzmacnia siły życiowe i chroni przed chorobami. Chronił przed złą energią.
WWW- Najpierw musisz obmyć jego ciało - zachrypiał. - Musisz poradzić sobie sama. Tylko ty możesz to zrobić. Mi nie wolno go nawet dotknąć.
WWWPołożył misę na stole, tuż koło głowy martwego mężczyzny i podał mi mięciutką myjkę. Tkanina była bardzo delikatna w dotyku. Uświadomiłam sobie wtedy, że ubranie, czy raczej biała szata, która miałam na sobie, uszyte było z tego samego materiału. Był cieniutki, ale mimo to nie czułam chłodu, który musiał chyba panować w tym podziemiu.
WWWZamoczyłam szmatkę w aromatycznym płynie, który znajdował się w nefrytowej misie. Spodziewałam się, że będzie gorący, bo przecież parował, ale był jedynie przyjemnie ciepły. Wykręciłam gałganek i delikatnie dotknęłam nim leżącego przede mną mężczyznę. Zostawiła mokry ślad na jego czole, ale po kilku sekundach skóra wchłonęła całą wilgoć. Przetarłam czoło po raz drugi i sytuacja się powtórzyła.
WWWNiepostrzeżenie spojrzałam na strażnika świątyni, jak go w duchu nazywałam, ale nie wyglądał na zaskoczonego. Postanowiłam więc udawać, że wiem co się tutaj dzieje.
WWWUmyłam piękną twarz martwego mężczyzny i stopniowo przesuwałam się ku dołowi. Na jego klatce piersiowej znajdowało się kilka dużych ran. Wyglądały jak rany szarpane. Musiało je zostawić jakieś bardzo duże zwierzę. W okolicy żeber i mostka miał krwawe wybroczyny. Musiał mieć połamane żebra. Bałam się ich dotknąć. Mimo iż to nielogiczne, bałam się, że sprawię mu ból. Do moich oczu ponownie napłynęły łzy. Musiał bardzo cierpieć, zanim umarł. Poza tym miał na ciele ledwie widoczne blizny sugerujące jakieś wcześniejsze obrażenia. Bez wątpienia nie miał łatwego życia.
WWWŻeby odwrócić swoją uwagę od smutnego zajęcia, zaczęłam nucić najpiękniejszą piosenkę, jaką znałam. Była to ballada zatytułowana Forever Love zespołu X-Japan. Wydawało mi się, że pasowała do okoliczności.
WWWZastanawiałam się, czy ktoś kochał tego mężczyznę, czy ktoś za nim tęsknił, oraz co on miał wspólnego ze mną, albo ja z nim. I dlaczego tylko ja mogłam przywrócić mu życie? Czy naprawdę skrycie marzyłam o tym, by być superbohaterką z filmów akcji? No ale przecież w snach wszystko było możliwe. Sny nie muszą być logiczne.
WWWUmycie całego ciała zajęło mi sporo czasu. Jednak gdy skończyłam, to zauważyłam pewne efekty. Skóra na klatce piersiowej zaczęła się jakby zabliźniać i nie była już taka sina na żebrach i mostku. Prawdziwa magia.
WWWJednak nadal nie było w nim życia.
WWW- Na to potrzeba trochę czasu - powiedział strażnik, jakby czytając mi w myślach. - Już późno, księżniczko. Musisz już wracać do domu. Będziemy to kontynuować.
WWWOtworzyłam oczy. Usiadłam na łóżku i spojrzałam na zegarek. Dochodziła czwarta rano. Byłam zmęczona. i zastanawiałam się, dlaczego się obudziłam. Pomyślałam, że miałam dziwny sen i obudziłam się dlatego, że sen się skończył. Przeciągając się doszłam do wniosku, że przecież jeszcze mogłam przespać się ze dwie godziny. Odwróciłam się na bok i znowu zapadłam w sen. Tym razem nic mi się nie śniło.
Dziedzictwo [jakieśtam fantasy]
1
Ostatnio zmieniony pt 11 kwie 2014, 19:57 przez imadoki, łącznie zmieniany 3 razy.
Everything happens for a reason