Brat Natanael
WWWStał wraz z innymi w wielkim, ascetycznie urządzonym, drewnianym baraku. Zanosiło się na jakieś wyjątkowo uroczyste nabożeństwo, choć mężczyzna nie mógł oprzeć się wrażeniu, że na obliczach tłumnie przybyłych do domu modlitwy mieszkańców osady malowała się zwykła nuda, a nie żadna nabożna powaga. Przy wejściu rozdawano szare habity, wierni przywdziewali je bez pośpiechu; on jeden tej szaty nie dostał, lecz nie żałował tego wcale. Otaczali go ludzie nieciekawi i nijacy: postacie mężczyzn nużące w swej pospolitości, zmęczone, zgarbione; kobiety bez śladu makijażu na ziemistych obliczach, obojętne i zrezygnowane. Żadnych dzieci, jedynie anemiczna, chorobliwie spokojna młodzież. Wszyscy bez wyjątku zasklepieni w niemym oczekiwaniu, irytującym dla kogoś, kto nie przywykł do bezruchu, ciszy i pustki. Dlaczego nikt z nikim nie rozmawia? Chcąc swobodnie zaczerpnąć powietrza, mężczyzna przeciągnął zastane mięśnie, a rozglądając się wokoło, stwierdził, że najbliżej stoi jakaś wychudzona, skarlała, stara kobieta. Nie miał ochoty z nią mówić. Gdzie, do cholery, podziała się Rachel, wprowadzająca go w życie osady dziewczyna, dotąd nie odstępująca nowicjusza ani na krok?
WWWOtrzeźwił go trzask zamykanych kolejno okiennic. Nad modlitewną salą objął władanie półmrok, rozpraszany jedynie kilkoma naftowymi, zabytkowymi lampami rozświetlającymi podwyższenie, przypominające raczej scenę szkolnego teatrzyku niż ołtarz. Półmrok wkrótce zgęstniał jeszcze bardziej od unoszących się w górę licznych ramion; przez ten wybujały las wyciągniętych ku sufitowi rąk mężczyzna nie zobaczył wychodzącego na scenę mistrza ceremonii, ani towarzyszących mu osób. Jedynie słuch nowicjusza rejestrował monotonnie powtarzane niewidocznymi ustami wyrazy. Mantra, wspomagana metronomem bębna, trudna do zrozumienia, wyrzucana z czyichś płuc mocnym, dźwięcznym głosem zmieniała się w nieodgadniony bełkot, wprawiając w ruch gęstwinę ludzkich ramion i każąc im kołysać się w takt wypowiadanych rytmicznie słów.
WWWMantra ustała nagle, przechodząc w zwielokrotniony szept wielu ust. Zanim mężczyźnie przyszło do głowy, że powinien pójść w ślady powtarzającego niezrozumiałe murmurando tłumu, ludzie nagle przestali mruczeć, ręce wzniesione nad głowami opadły i wszyscy oprócz nowicjusza usiedli na podłodze. Stojąc tak samotnie wśród ponurych, zakapturzonych postaci, poczuł się jak skończony idiota, nie pierwszy raz zresztą tutaj. Nikt jednak nie zwracał na niego uwagi – ludzie w habitach, opierając ręce na kolanach, wpatrywali się w owiniętego śnieżnobiałym prześcieradłem mężczyznę na podwyższeniu, kontemplując wyciągniętą w teatralnym geście dłoń, wskazującą jedyną stojącą pośród tłumu postać.
– Oto wasz nowy brat! – Facet w prześcieradle po raz pierwszy użył zrozumiałego języka. – Nosił kiedyś imię Frank. Od dziś o tym zapomni. Odkąd umarł dla zepsutego, złego świata, nazywać go będziemy uświęconym imieniem Natanael. Przyjmujemy go do wspólnoty jako nowo narodzony byt. Witaj w naszej rodzinie, bracie!
– Witaj, bracie! – chórem wykrzyczał tłum, zupełnie jak na spotkaniu anonimowych alkoholików, sprawiając, że nowicjusz o mało co nie parsknął śmiechem.
– Wybrałeś właściwą drogę do wyzwolenia – ciągnął śpiewnie mistrz ceremonii. – Jesteś teraz bliższy oświecenia niż kiedykolwiek!
Ciężko będzie wytrwać do końca tej farsy, pomyślał Frank, zaciskając zęby.
– Zbliż się do anielskiego sługi, a otrzymasz szatę pokoju! – Nowy brat Natanael domyślił się szybko, że ten nieudolnie pozujący na prowincjonalnego aktora mężczyzna wzywa na scenę właśnie jego. Niepojęte, ale nikt się nie wybuchnął śmiechem, a Frankowi też przestało być wesoło.
WWWGdy tylko wkroczył na podwyższenie, zrozumiał – szata mistrza ceremonii wcale nie była śnieżnobiała, wydawała się jedynie taką z daleka. Jeszcze chwila i nowicjusz będzie musiał przywdziać podobnie zszarzałą, workowatą opończę; na samą myśl o szorstkim i zapewne niedopranym materiale od razu zaswędziała mężczyznę skóra. Pokonując przemożną chęć solidnego podrapania przedramion, minął siedzącą po turecku z bębenkiem w rękach, łapczywie przyglądającą mu się Rachel i stanął oko w oko z mistrzem, trzydziestokilkuletnim Azjatą, który wyskandował śpiewnie:
– Niech czystość cię wyzwoli!
Frank nie zauważył nawet kiedy, wcale nie ładniejsza od Rachel, ale zdecydowanie młodsza od niej dziewczyna z namaszczeniem nałożyła na jego barki szary habit.
– Niech czystość mnie wyzwoli – powtórzył zupełnie naturalnie nowy brat Natanael.
Zanim długa szata zdążyła spłynąć po jego ciele aż do stóp, wszedł w rolę.
***
WWWPatrzył z niechęcią na nierówne smugi wapna, które zostawiał za sobą pędzel, chaotycznie błądzący w górę i w dół. Monotonna czynność nużyła wzrok i gdyby nie kontrast pomalowanej i niepomalowanej jeszcze ściany, zapewne zatraciłby się w tej wszechogarniającej bieli, bo rękaw jasnej koszuli i tło już teraz zlewały się w jedno. Raz w prawo, raz w lewo, aż za pędzlem przestał płynąć jednolity pas cieczy; wtedy wreszcie odchylił ramię na bok i sięgnął do kubełka z wapnem, stojącego na parapecie otwartego na oścież okna. Zwykł zerkać przy tej okazji okazji na to, co dzieje się na zewnątrz, lecz tym razem duży plac na środku osady wiał wyjątkową nudną. Ani jeden pogrążony w znoju wyznawca anielskiej nadopiekuńczości nie ożywiał tego martwego miejsca swą nijaką obecnością. Znudzony Natanael odwrócił się, oparł o parapet, w samą porę, by lekkim, znaczącym kiwnięciem głowy powitać zbliżającą się ku niemu Rachel. Gdy stanęła naprzeciw mężczyzny z miłym uśmiechem zdradzającym, że oboje myślą o tym samym, zauważył z zadowoleniem, że wszyscy pracujący razem z nim bracia w wierze gdzieś zniknęli. Znów zostaną z Rachel sam na sam, pomyślał z lubością. Zanim jednak dłoń Natanaela zdążyła z kibici kobiety przesunąć się w dół, ku pośladkom, mężczyzna spostrzegł, że uśmiech kobiety gaśnie, zmieniając się w pełen odrazy grymas.
WWWNiechętnie oderwał palce od biodra Rachel i wyjrzał przez okno; szybkim, energicznym krokiem zmierzał w ich kierunku młody Azjata, noszący zupełnie do niego niepasujące imię Noah. Natanaelowi stopniowo udzielał się wzbierający w kobiecie z każdą sekundą niepokój; widział, jak zaciska szczęki i napina mięśnie w oczekiwaniu na konfrontację. Pośpieszne kroki Noaha na szeleszczącym podłożu utkanym z nieaktualnych od wielu lat gazet, jakie dla ochrony podłogi przed farbą ktoś rozłożył w całym pomieszczeniu, bezpowrotnie zburzyły dobry nastrój Natanaela.
– Gdzie Sarah? – warknął intruz na powitanie.
– Nie wiem. Może w łóżku Emisariusza – odparła Rachel drwiąco.
– Nie bluźnij – syknął ostro Noah, patrząc na kobietę wilkiem. Groźnie wykrzywił usta, z trudem zwalczając chęć rzucenia jakąś niewyszukaną obelgą. Zerknąwszy jednak na nowicjusza, powstrzymał cisnące się na wargi obraźliwe słowa, wyrzucił z siebie tylko niewinne z pozoru pytanie: – Chętnie zajęłabyś jej miejsce, co? Gdzie Sarah?
Kobieta szybko zrezygnowała z udawania, wszystko gra. Podniesiony głos Azjaty podziałał na nią jak dotkniecie rozpalonym żelazem; zacisnęła pięści jeszcze mocniej, poczerwieniała ze złości i nabiegłymi krwią ustami odburknęła:
– Nie wiem, i nic mnie to nie obchodzi, Noah!
Azjata pokręcił głową z przyganą, po czym powoli, całkiem spokojnie oznajmił:
– Mam dla ciebie wiadomość od Anielskiego Emisariusza. – Urwał nagle i znacząco spojrzał na brata Natanaela.
Rachel w lot pojęła, o co chodzi; ze ściągnięta twarzą zwróciła się do kochanka:
– Koniec na dziś. Zanieś sprzęt do składziku.
Nowicjusz, ciekaw rozmowy tej pary, jak tylko mógł, opóźniał moment odejścia. Tamci czekali w milczeniu, mierząc się nienawistnymi spojrzeniami, aż wreszcie Azjata nie wytrzymał, ruszył na Natanaela, jakby zamierzał rzucić się na niego z pięściami, i ryknął wściekle:
– Wynoś się stąd!
WWWNowicjusz rzucił trzymane dłoniach wiadro z farbą ostentacyjnie na podłogę, by oddalić się z demonstracyjnym trzaskiem drzwi. Już na zewnątrz usłyszał donośny huk gwałtownie zamykanego okna; pożałował, że mimo palącej go ciekawości nie usłyszy tej rozmowy. Aby wynagrodzić sobie tę stratę, ruszył kierunku pomieszczeń gospodarczych, gdzie w pustej zazwyczaj drewutni, zwykł od czasu do czasu zamykać się na zakazany w osadzie dymek, lekceważąc wszystkie obowiązujące nakazy wiary i zasady bezpieczeństwa przeciwpożarowego. Tym razem zapalał dobytego gdzieś z najgłębszej kieszeni papierosa z jeszcze większym namaszczeniem niż zazwyczaj; gdy jednak rzucił niedopałek na klepisko, by zdusić go podeszwą buta, zauważył coś niezwykłego – cienkie, brunatne strugi częściowo zaschnięte, częściowo wsiąknięte w podłoże. Dobrze wiedział, co to. Idąc ich śladem, znalazł ciało nagiej kobiety, zastygłe w wyzywającej pozie, z twarzą wciśniętą w klepisko i szeroko rozrzuconymi rękami. Spod ułożonego na podkurczonych kolanach brzucha denatki wypływała potężna kałuża krwi. Natanael przykucnął obok, po czym bez wstrętu, z wprawą podniósł lekko ramię leżącej, by stwierdzić, że odnalazł oto martwą asystentkę mistrza ceremonii, która tak niedawno przyjmowała go do wspólnoty, z brzuchem rozharatanym sprawnym cieciem od przyrodzenia aż po mostek.
***
WWW– Siadaj, Frank – usłyszał.
Coś się zmieniło – usłyszał swoje prawdziwe imię. Właśnie skończyło się uroczyste, żałobne nabożeństwo. Prowadził je nie Noah, lecz Anielski Emisariusz, sam patriarcha wspólnoty, starszy czarnoskóry mężczyzna o czerstwej twarzy jadowitej żmii. Wielki guru, niczym zwykły śmiertelnik, stawiał teraz przed Natanaelem krzesło, zapraszając tym samym do rozmowy. Kilku ponurych, barczystych facetów czekało w oddali; obstawa bossa, zrozumiał nowicjusz, nerwowo przełykając ślinę.
– Znalazłeś Sarah – stwierdził Emisariusz, zsuwając z głowy kaptur i odsłaniając krótko ostrzyżone, siwiejące włosy. Ledwie dostrzegalne drgnienie głosu zdradzało, że zamordowana dla tego człowieka musiała być kimś ważnym.
– Tak – przyznał powoli zagadnięty. – Bardzo mi przykro z jej powodu.
Nie, wcale nie było mu przykro, czuł jednak, że tak wypada powiedzieć. Emisariusz zacisnął mocno szczeki i przymknął powieki z bólem.
– Wiesz, kto to zrobił? – spytał cicho.
– Nie wiem. W każdym razie nie ja – odparł śmielej brat Natanael.
Emisariusz nagle uniósł powieki i zajrzał rozmówcy głęboko w oczy, jakby szukając oznak fałszu i nieszczerości. Tym razem żadne zbędne drgnienie mięśnia nie zdradzało słabości.
– I zapewne nikogo podejrzanego w pobliżu nie widziałeś? – spytał.
– Nie – odparł krótko nowicjusz – ale policja...
– Policja? – Guru zaniósł się chrapliwym, pełnym goryczy śmiechem. – Tak, policja! Szeryf z miasteczka tylko czeka na pretekst, który pozwoli poprzetrząsać mi tu wszystkie kąty!
WWWNatanael pokiwał głową – nie po to ciało zamordowanej dziewczyny spalono podczas wystawnej, teatralnej ceremonii, by wzywać teraz szeryfa.
– Rozumiem, ze musimy wyjaśnić tę sprawę sami – odgadł i zaproponował: – Służyłem kiedyś w żandarmerii wojskowej, mogę pomóc...
Emisariusz uśmiechnął się lekko, jakby spodziewał się tego wyznania, a w jego palcach pojawiła się nagle paczka papierosów. Bez słowa wyciągnął dłoń w kierunku rozmówcy, który natychmiast skwapliwie skorzystał z niemego zaproszenia. Guru także zapalił; któryś z ochroniarzy usłużnie podał mężczyznom ogień.
– Możesz. – Emisariusz głęboko zaciągnął się dymem. – Chcę wiedzieć, kto to zrobił; osobiście odpłacę sukinsynowi pięknym za nadobne.
Brat Natanael poczuł jakiś lodowaty powiew na spoconych plecach – to któryś z ochroniarzy wyrzucał niedopałek papierosa za drzwi.
– Mieszkańcy osady już szepczą, że to dzieło szatana – zaczął Natanael ostrożnie. – Ale ty podejrzewasz kogoś innego, prawda?
– Nikogo konkretnego. Albo inaczej: wszystkich poza szatanem – padła kategoryczna odpowiedź.
– Mnie również? Przecież jestem świeżym nabytkiem – zauważył nowicjusz.
– Poręczyła za ciebie siostra Rachel. Poza tym, fakt, że mieszkasz tu od niedawna, stanowi twój największy atut. Potrzebuję kogoś z zewnątrz. Chcę człowieka, który ma świeży ogląd i umysł nie poszatkowany jeszcze naszą religią.
– Tak – przyznał po chwili Natanael, uśmiechając się w duchu. – To brzmi logicznie.
– Podejmiesz się tego zadania?
– Powiedzmy. – Frank wypuścił kółko dymu z ust, udając, że się wciąż waha. – A co z tego będę miał?
– Miejsce wśród wybranych, którzy nie muszą w znoju wykuwać swego losu – oznajmił z przekąsem Emisariusz, wskazując na swoją gwardię.
***
WWW– Ty ją znalazłaś?
Stara, pomarszczona kobieta, zbyt przerażona, by wydobyć choćby słowo z drgających jak w gorączce warg, skinęła głową nieznacznie. Brat Natanael spojrzał wnikliwie w jej oczy; natychmiast spuściła wzrok i zgarbiła się jeszcze bardziej.
– Kiedy to było, siostro? – Łagodnym tonem zachęcił kobietę do odpowiedzi, ale tylko się zmieszała. Zamiast staruszki odezwał się Noah:
– Dziś. O świcie.
Natanael pominął milczeniem uwagę Azjaty, rzucając w przesiąknięte zapachem krwi i wilgoci niewielkiego jeziora powietrze kolejne pytanie:
– I nikt nie zauważył wieczorem, że brakuje tej dziewczyny?
– Była z nami, gdy układaliśmy się do snu – wykrztusiła wreszcie stara i dodała drżącym głosem: – Zły musiał wykraść ją w nocy.
– Wykraść? – powtórzył przeciągle nagle rozbawiony nowicjusz. – Ciekawy pomysł. Bardziej prawdopodobne, że wymknęła się sama. Do chłopaka, narzeczonego, czy kogoś w tym rodzaju.
– Wszystkich członków naszej społeczności obowiązuje ścisły nakaz czystości, bracie – przypomniał oburzony Noah. – Nie zapominaj o słowach Pisma: „Ani się żenić będą, ani za mąż wychodzić, ale będą jak aniołowie Boży w niebie”.
Natanael niezgrabnie wstał z klęczek, aż zaskrzypiały wysłużone deski rozklekotanego pomostu. Od dłuższego kucania przy świeżo znalezionym ciele kolejnej zamordowanej w ten sam sposób dziewczyny zdążyły ścierpnąć mu nogi. Tym razem również zignorował słowa Noaha – obróciwszy się do Azjaty plecami, położył uspokajająco dłonie na ramionach staruszki.
– Zły nie ma dostępu do ludzi o czystym sercu. Ta biedaczka musiała w jakiś sposób brukać swą duszę, skoro zasłużyła na taki los. Widywano ją z kimś? Okazywała komuś większe względy niż innym?
Kobieta łypnęła okiem na rozwścieczonego Noaha, przełknęła nerwowo ślinę, lecz w końcu, jakby nie mogąc doczekać się na moment, w którym podzieli się swą wiedzą, wyrzuciła z siebie pełne ukontentowania oskarżenia:
– Tak! Bezwstydnie uwodziła grubego Jareda z rzeźni. Zawsze powtarzałam, że tych dwoje nie dochowa anielskiej czystości! Mała gorszycielka... Wplatała kolorowe wstążki we włosy i śpiewała pod nosem sprośne piosenki! „Jestem jak dziewica, dotykana pierwszy raz” – zanuciła fałszywie. – Tfu!
Stara dla potwierdzenia swych słów splunęła z obrzydzeniem w bok, wprost na rękaw Natanaela.
Mężczyzna jeszcze szerzej otworzył oczy, przyglądając się spienionej plamie śliny wsiąkającej w rękaw jego koszuli, uniósł lekko dłoń, jakby miał zamiar skarcić staruszkę uderzeniem w twarz, ale w końcu tylko westchnął i poklepał kobietę po chudym ramieniu.
– Możesz już iść, siostro – powiedział z rezygnacją.
– Czyżbyś wreszcie miał podejrzanego? – zadrwił Noah, gdy kobieta skwapliwie oddaliła się wąską ścieżką wśród pól.
– Zobaczymy – wymijająco odparł Natanael, wpatrując się w granatowe chmury, nadciągające nad jezioro od strony osady i zażądał: – Przyprowadź mi tu tego Jareda.
– Nie masz prawa wydawać mi rozkazów! – odburknął Azjata. – Jesteś tylko nowicjuszem!
Natanael obrócił się wreszcie i zmierzył przeciwnika surowym wzrokiem.
– Przyprowadź Jareda, gówniarzu – powtórzył oschle. – Emisariusz powiedział, że mogę liczyć na twoją pomoc. Chcesz rozczarować szefa?
Noah zacisnął pięści; przez moment wyglądał, jakby zamierzał zrzucić śledczego z pomostu. Opanował się jednak szybko.
– Jeszcze się doigrasz, „detektywie” – wysyczał w końcu wściekle, odepchnął Natanaela i z ociąganiem ruszył ku osadzie.
***
WWW– To nie on – orzekł brat Natanael, błądząc opuszkami palców po nagich plecach przytulonej do jego boku Rachel.
– Nie? Dlaczego? Przecież podrzyna zwierzętom gardła bez mrugnięcia okiem. – Dziewczyna lekko uniosła się na łokciu, uważnie spoglądając w oczy kochanka. Blask świecy z nocnego stolika w wielkich, czarnych oczach Rachel rozpraszał mężczyznę, gdy z namysłem szukał odpowiednich słów:
– Wiesz... Zabić zwierzę, choćby nawet duże, a zamordować człowieka to coś zupełnie innego. Tego... nie da się porównać.
– Widziałeś przecież Jareda. – Pokręciła głową, rozrzucając długie włosy na na piersi Natanaela. – Za paznokciami miał krew, na butach miał krew...
– Bydlęcą – przerwał natychmiast mężczyzna. – Tego dnia dokonywał uboju. Zresztą, może i nadaje się do patroszenia krów, ale zemdlał na widok tej zabitej dziewczyny. To nie on.
– W takim razie, kto? – Odgarnęła gęste włosy za ucho, odsłaniając gładkie, jakby rzeźbione w marmurze ramię.
– Nie wiem. Ktoś, kogo ofiary dobrze znały i komu ufały. Żadna z nich nie walczyła, nie broniła się przed atakiem. Poza tym cięciem nie ma na ciałach żadnych ran, czy choćby zadrapań. Nieprzypadkowo znalazły się na miejscach zbrodni – mówił powoli, delikatnie sunąc palcami pomiędzy ramieniem a szyją Rachel, by w końcu zacząć czule pieścić ukryty pod burzą włosów kark dziewczyny. – Morderca kazał im tam przyjść. Czekały na niego. Poszły nagie, zapewne mając na sobie tylko habity. Nigdzie przecież nie pozostała porzucona żadna część garderoby – zastanawiał się, wytyczając dłonią szlak wzdłuż kręgosłupa od karku do pośladków Rachel.
Dziewczyna przymknęła powieki, zastanawiając się nad czymś głęboko.
– Myślisz, że patrzył im w oczy, gdy je zabijał? – spytała cicho.
– Nie sądzę – odparł – tacy nie są do tego zdolni.
– W takim razie, jak to robił? – Uniosła ciekawie powieki.
– Wydaje mi się, że wiem – stwierdził i zaproponował nagle: – Podnieś się. Pokażę ci, jak.
Posłusznie przesunęła się na skraj łóżka, patrząc jak kochanek klęka, po czym siada, opierając pośladki na piętach.
– Mam zająć miejsce na tronie? – spytała, gdy Natanael wykonał zapraszający gest.
– Bystra jesteś – zauważył z podziwem, pocałował jej plecy, gdy usiadła mu na kolanach i kontynuował: – Załóżmy, że morderca i dziewczyna robili to, czego zabrania się w osadzie najsurowiej, w obawie o czystość duszy i ciała. – Wsunął ręce pod ramiona dziewczyny i obejmując jedną dłonią zaciśniętą pięść drugiej, dotknął mostka Rachel, mówiąc: – Wyobraź sobie, że mam nóż. – Powoli, jakby z wysiłkiem, przesuwał dłonie aż w dół brzucha kobiety imitując pionowe, głębokie cięcie. – Rozumiesz już?
Zadrżała i wbiwszy paznokcie w przedramiona zmusiła Natanaela, by oderwał ręce od jej skóry.
– Przestań! – wyjąkała. – To... wstrętne! Tylko diabeł mógłby zrobić coś takiego!
Z żalem wycofał ramiona i strącił dziewczynę z kolan.
– Jedynie człowiek jest zdolny do takich rzeczy – mruknął.
***
WWWTrzecią ofiarę znaleziono w domu modlitwy.
Kolejna dziewczyna, jeszcze młodsza niż dwie poprzednie, upstrzyła podłogę ceremonialnego baraku szeroko rozlaną, czerwoną plamą. Krew zdążyła już wsiąknąć w chropowate deski, lecz mimo to doskonale widoczny był wyrysowany wokół leżącego trupa okrąg, wypełniony następnie śmierdzącą posoką jak dziecięca kolorowanka. Zbielałe ciało zamordowanej przywodziło na myśl źrenicę wielkiego, czerwonego oka, spoglądającego na zgromadzonych wokół ludzi wprost z piekła.
– Sukinsyn poczyna sobie coraz śmielej – wycedził Emisariusz przez zaciśnięte w gniewie zęby.
– Nie. – Z namysłem pokręcił głową brat Natanael. – To nie ten sam człowiek.
– Jak to? – skrzywił się szef. – Jest ich dwóch?
– Nie wiem. –Wzruszył ramionami śledczy. – Może nawet trzech. Mówię tylko, że tę kobietę zabił ktoś inny niż dwie poprzednie. Samo cięcie się różni. Jest poszarpane, niedokładne, powierzchowne. Niefachowe. I ta rozsmarowana dookoła krew...
– Ktoś chciał jeszcze bardziej sprofanować naszą świątynię – przerwał obcesowo Noah.
– Zwłoki nagiej kobiety są już wystarczającą profanacją, nie uważasz? – odgryzł się Natanael. – Moim zdaniem przyczyna leży gdzie indziej. Morderca rozmazał krew, by ukryć bałagan i ślady walki. Ta ofiara się broniła. Jak mogła, utrudniała oprawcy zadanie. Cięcie nie zostało doprowadzone do końca.
– Czyli sprawy się komplikują – stwierdził Noah z przewrotnym, ledwo skrywanym zadowoleniem, umacniając Natanaela w przekonaniu, że Azjatę perwersyjnie fascynują oglądane właśnie owoce zbrodni. – I będą komplikowały się coraz bardziej – ciągnął dalej – dopóki, dopóty nie zajmą się tym profesjonaliści. Potrzebujemy prawdziwych śledczych, nie amatorów z demobilu!
– Zamknij się, durniu – wyjąkała blada i ledwo trzymająca się na nogach Rachel.
Odezwała się po praz pierwszy od wejścia do domu modlitwy. Widok zamordowanej dziewczyny wstrząsnął nią głęboko; wciąż nerwowo rozcierała dłońmi pokryte gęsią skórką ramiona. Co raz wstrząsały jej ciałem trudne do opanowania dreszcze strachu i obrzydzenia.
– Mowy nie ma, Noah – ostro upomniał Azjatę Emisariusz i zwrócił się do Natanaela: – Widzisz w tym wszystkim jakiś sens? Jakiś motyw?
– Żaden oczywisty – przyznał śledczy i spytał nagle guru: – Czy wszystkie te dziewczyny pozostawały z tobą w intymnych związkach?
– Nie – odparł szef ponuro, lecz bez śladu zażenowania. – Tej drugiej nawet nie znałem. Pierwsza i trzecia... tak. Miałem ją od niedawna.
– Obydwie nastręczył Noah – wymamrotała niewyraźnie pod nosem Rachel. – Ciekawy zbieg okoliczności.
– To może nie mieć związku. – Natanael otarł pot z czoła. – Ofiary łączy tylko wiek i przynależność do rasy białej. To żaden motyw. Albo raczej – wystarczający powód dla seryjnego mordercy.
– Nareszcie ktoś nazwał rzeczy po imieniu – z zadowoleniem zauważył Noah, jakby tylko na te słowa czekał. – Szeryf mógłby...
– Nie! – uciął twardo guru. – Zabraniam rozmawiać z kimkolwiek z zewnątrz. A o tym – napominał, wskazując pokrzywionym starością palcem na środek krwawego okręgu – nie pozwalam mówić nikomu stąd! Zrozumiano?
– Tak – przytaknęli Noah i Natanael, a Rachel zdobyła się jedynie na słabe skinienie głową.
– Koniec tego dobrego – jeszcze ostrzej zagrzmiał poirytowany nie na żarty Emisariusz. – Bierz się do roboty, Frank. A wy dwoje – skinął na Rachel i Noaha – idziecie ze mną. Mamy ze sobą po pogadania.
WWWNatanael został sam; czym prędzej opuścił cuchnący śmiercią dom modlitwy. Na zewnątrz ogarnęła go niewytłumaczalna słabość; nogi odmówiły posłuszeństwa i naraz zatoczył się, jak pijany. Bez zwłoki poszukał oparcia w murze zbrukanej świątyni i chwytając łapczywie powietrze głębokimi haustami, z ulgą zamknął oczy. Nagle poczuł, jak ktoś delikatnie ciągnie go za rękaw. Obrócił głowę – staruszka, rzucając wokoło konspiracyjne, trwożne spojrzenia, przysunęła się jeszcze bliżej.
– Widziałam ją – wyznała szeptem. – Ona to zrobiła. W nocy... Wchodziły dwie, wyszła tylko jedna. Tfu! – Splunęła swoim zwyczajem gdzieś w bok. – Szatański pomiot! Nałożnica diabła...
Natanael ze wstrętem wyrwał rękaw spomiędzy palców starej.
– Kto taki? – spytał z niechęcią.
– Siostra Rachel – padła jeszcze cichsza, lecz pewna odpowiedź.
– Bzdura! – Jak dźgnięty nożem, oderwał się od ściany i prędko ruszył przed siebie, byle dalej od obłąkanej staruszki.
WWWNie uwierzył w opowieść kobiety; przecież spędził z Rachel całą noc. Całą noc! A może... Kilka kroków dalej zatrzymał się gwałtownie i obejrzał za siebie, lecz stara rozwiała się jak dym.
***
WWWTej nocy nie pozwolił sobie na sen. Słyszał, jak wymykała się w ciemność, ciszę i mgłę. Ruszył za nią jak gończy pies, lecz szybko zgubił ślad. Bezradny, zdezorientowany i zły kręcił się po zanurzonej w bagnistym mroku osadzie i już bliski był rezygnacji, gdy niespodziewanie wpadł na przemykającą się chyłkiem staruszkę. Nie okazała zdziwienia, jakby właśnie Natanaela szukała; położywszy palec na ustach w uciszającym geście, wzięła mężczyznę za rękę i pociągnęła go za sobą, ku wiekowej stajni. Posłusznie, w milczeniu poddał się woli kobiety i poszedł drogą, którą wskazywała. Przy jednym z wejść stara zatrzymała się nagle, puściła dłoń mężczyzny i pokazując budynek, wyznała pełnym przejęcia szeptem:
– Są tam. Ona i on! Diabelskie nasienie... Uważaj.
Bardziej usłyszał, niż zobaczył, jak sięga do kieszeni zbyt obszernej spódnicy i wyjmuje stamtąd podłużny, zawinięty w brudne szmaty przedmiot, który następnie podała mężczyźnie bez słowa. Gdy rozwinął pakunek, jego oczom ukazał się zabytkowy, gdzieniegdzie pordzewiały rewolwer.
– Działa? – wyraził powątpiewanie.
– Działa – potwierdziła stara, po czym silniej, niżby można się po takiej mizernej kobiecie spodziewać, pchnęła Natanaela w stronę wrót stajni i dodała: – Dwie kule. Celuj dobrze.
WWWUkrył broń w kieszeni spodni i najciszej, jak tylko mógł, dostał się do stajni. Nie dostrzegł nikogo, lecz gdzieś w głębi budynku migotało światło naftowej lampy, przyzywając do siebie mężczyznę niczym zabłąkaną ćmę. Natanael minął kilkanaście majaczących w półmroku końskich zadów, zanim jego oczom ukazała się ubrana w szary habit męska postać, pochylona nad leżącą na klepisku nagą, nieprzytomną Rachel. Oprawca pracowicie rozcinał nożem gładki brzuch ułożonej na plecach kobiety; podkurczone nogi ofiary sprawiały wrażenie równo amputowanych w kolanach. Przybysz zmrużył oczy jak krótkowidz, chcąc widzieć więcej; ukrywszy się w cieniu najbliżej stojącego, zaskakująco spokojnego zwierzęcia bez emocji obserwował nierówną walkę mordercy ze ślizgającym się w zakrwawionej dłoni trzonkiem noża.
– Nie tak się to robi – odezwał się w końcu.
Zaskoczony oprawca drgnął, ręka prowadząca nóż na moment zamarła w bezruchu, by po chwili znów kontynuować cięcie.
– Dobrze wiem, jak to się robi – odpowiedział morderca, nie odwracając się.
Natanael wstrzymał oddech, by żaden odgłos nie przeszkadzał mu we wsłuchaniu się w echo wypowiedzianych właśnie przez zwyrodnialca słów. Dobrze znał głos tego człowieka.
– Zapewne – przyznał po chwili nowicjusz – ale to już nie naśladownictwo. To zwyczajna partanina, Noah.
Azjata wzruszył ramionami.
– Wkurza cię, to ze profanuję twoją idealną metodę, co? I dobrze. Cieszy mnie to.
Natanael podszedł bliżej, z rękoma nonszalancko skrytymi w kieszeniach.
– Nie tak bardzo jak ci się zdaje – stwierdził obojętnie. – Raczej... zniesmacza. Po co to wszystko?
Noah skończył cięcie, po czym z namaszczeniem zaczął wycierać krew z noża w leżącą tuż obok rozdartą bluzkę Rachel.
– Nigdy byś się sam nie domyślił, więc ci powiem – odrzekł. – Znam cię. Wiem kim jesteś naprawdę. Parę lat temu, wypatroszyłeś najlepszą z moich dziewczyn – wyznał ze szczerym żalem, zdradzającym, że owa zabita była dla niego kimś więcej niż tylko jedną z wielu kobiet, zarabiających na ulicy wielkiego miasta. – O mało co wtedy nie wpadłeś, nawet cię przesłuchiwali, ale dowody mieli słabe. Puścili cię wolno... Skończeni głupcy! A teraz zapewne znowu wpadli na twój ślad, skoro musiałeś zaszyć się w tej pełnej dewotek dziurze. Dobrze cię zapamiętałem; zamierzam zaprowadzić cię prosto na stryczek. Zabitymi tutaj dziwkami obciążę twoje konto...
– Genialny plan – uśmiechnął się Natanael. – Ale żaden glina na to nie pójdzie, bo to nie dziwki i nie mój sposób działania.
– Co za różnica? – Noah roześmiał się również, wskazując czystym już nożem na wykrwawiającą się kobietę. – Co najwyżej nie policzą ci tej trzeciej, którą zabiła z zazdrości Rachel. Ambitna idiotka, tak bardzo chciała zostać pierwszą damą Emisariusza...
WWWRamiona Noaha nieustająco drgały, jakby wciąż zanosił się trudnym do powstrzymania śmiechem. Natanael zagryzł wargi i ostrożnie, jak najciszej tylko potrafił, odbezpieczył skrywaną w kieszeni broń. Mimo iż bardzo się starał dokonać tego niezauważenie, Azjata najwidoczniej wyczuwając intencje mężczyzny, napiął wszystkie mięśnie i zacisnął pięść na rękojeści noża.
WWWPoderwał się do ataku akurat w momencie, w którym padł strzał. Kula ominęła ciało Noaha, przeszywając na wylot rozwiany fałd habitu; rozpędzony Azjata rzucił się na przeciwnika, zatapiając ostrze noża w miejscu tuż pod żebrami. Ugodzony Natanael zawył z bólu, jeszcze zanim impet ataku obalił obu walczących na klepisko. Zderzenie z ziemią było silne i niespodziewane; sprawiło, że rewolwer wypadł Frankowi z dłoni i poszybował gdzieś pod końskie kopyta. Przestraszone zwierzę zarżało i poruszyło się niespokojnie, gdy mężczyźni szamotali się gwałtownie na środku stajni. Kiedy już Natanael z trudem wyswobodził szyję z miażdżącego, stalowego uścisku Noaha, Azjacie udało się wyrwać nóż i zadać kolejny cios, tym razem wyżej, bardziej z boku. Ostrze trafiło na żebra, ześlizgując się po nich jak po stopniach schodów, przecinając skórę i mięśnie celnym, niezwykle bolesnym cięciem. Miotając pięściami i wypychając w górę kolana Natanael zdołał w końcu zrzucić z siebie oprawcę, lecz opór przeciwnika powstrzymał Noaha tylko na moment. W chwili, w której Azjata ponownie schwycił nóż, atakowany mężczyzna, wyjąc z bólu, podjął beznadziejną próbę odnalezienia zgubionego gdzieś na klepisku rewolweru, lecz przerażona, wierzgająca klacz udaremniała jego wysiłki.
WWWW tym samym momencie agresor zaatakował ponownie, dopadając czołgającej się ofiary i w zapamiętaniu wbijając nóż gdzie popadnie. Wtedy wzrok bezlitośnie katowanego Natanaela padł na stojące nieopodal jedyne źródło światła. Z wysiłkiem schwycił zakrwawionymi palcami cienką, metalową rączkę lampy naftowej i z największym rozmachem, na jaki było go stać, uderzył uczepionego jego pleców Noaha szklaną, obłą bańką. Nie wyrządziła oprawcy spodziewanej szkody, rozbiła się jednak, padając na klepisko tuż u boku Franka. Rozlana nafta błyskawicznie zajęła rozsypaną warstwę słomy złotymi jęzorami. Noah instynktownie cofnął się przed płonącym żarem, bez skrupułów zajmującym ubrania; zaniechał walki z przeciwnikiem, próbując zrzucić z siebie płonący jak pochodnia habit.
WWWJasne światło, buchające od rozprzestrzeniających bez przeszkód płomieni, rozświetliło stajnię i półprzytomny już Natanael dostrzegł w końcu zaginiony rewolwer. Doczołgał się ku niemu, prawie przegrywając nierówny pojedynek z własnym, skatowanym i poparzonym ciałem. Ostatkiem sił obrócił się na bok, by strzelić. Kula dosięgła piersi Noaha akurat w chwili, gdy Azjacie udało się pozbyć palącego się habitu; padł na wznak, by natychmiast zostać stratowanym kopytami rozszalałego z przerażenia, zerwanego z uwięzi konia. Na ucieczkę Frankowi nie starczyło już czasu; mimo nasilającej się pożogi, nagle poczerniało mu przed oczami. Zanim w rzężenie ginących w płomieniach zwierząt wdarł się tupot stóp zaalarmowanych strzałami mieszkańców osady, brata Natanaela ogarnął wieczny mrok.
WWW– Szatański pomiot... diabelskie nasienie – pomrukiwała następnego dnia staruszka, uśmiechając się do siebie bezzębnymi ustami.
Brat Natanael [Suspens]
1
Ostatnio zmieniony śr 26 mar 2014, 15:47 przez Salamandra, łącznie zmieniany 2 razy.