W klasie numer jedenaście trwała lekcja. Pośrodku sali, pomiędzy ławkami stała na oko czterdziestopięcioletnia, zgarbiona nauczycielka. W pomieszczeniu trwała niezręczna dla uczniów cisza. Belferka zdawała się nie zwracać na to uwagi, a nawet jeżeli, nie ukazywała tego. Jedynie wpatrywała się w coś, czego nie widział nikt inny. Dźwięk dzwonka wypełnił salę już kilkanaście sekund temu, nikt jednak nie wstał ze swego miejsca, chociaż każdy chciał jak najszybciej z niej wyjść. Kilku uczniów wpatrywało się w nauczycielkę, inni zaś spoglądali w tylko sobie znane miejsca. Można by stwierdzić, że czas zatrzymał się dla osób przebywających w tym miejscu. Jedna z dziewczynek bardzo głośno odchrząknęła, co mogło by się zdawać, poruszyło wszystkim, nawet czasem, który wznowił swój marsz po planecie zwanej Ziemią.
- Możecie się spakować i wychodzić – oznajmiła nauczycielka, wpatrując się w Mateusza. – Ty jednak zostajesz.
Sposępniały chłopak pożegnał się z ostatnim kolegą, gdyż to była ich ostatnia lekcja, a już jutro rozpoczynały się święta, przez co nie będzie miał z nimi żadnego kontaktu. Telefon był zbyt drogi, dlatego wykorzystywany tylko w ostateczności, na przykład podczas usprawiedliwień matki bądź ojca przed szefem, z powodu ich nieobecności w danym dniu. Zazwyczaj załatwiali to w pracy kilka dni przed taką sytuacją, zdarzało się jednak, że coś im wypadło, bądź stało się niespodziewanie, niszcząc ich spokojny, rutynowy dzień. Inna taką ostatecznością mogła być choroba chłopaka i zwolnienie go w tym dniu z zajęć.
- Dostałeś dzisiaj naganę na historii, o której wiesz. - stwierdziła, pisząc coś długopisem w dzienniku. Mogła to być nagana, bądź pochwała, gdyż pisała kolorowym długopisem. Chłopak uznał, że to pochwała, gdyż kolor jakim pisała był zielony a nie czerwony. - Wraz z panią od historii, zauważyłyśmy, że zachowujesz się jakbyś spał na lekcji. Nic do ciebie nie dochodzi, na nic nie reagujesz. Gdy w końcu... budzisz się, nie wiesz co się działo a potem znowu wchodzisz w ten...- wychowawczyni przerwała rozmyślając nad określeniem tego przypadku. Nie znalazła jednak specjalistycznego określenia, znała tylko objawy, a one zaś są podobne do kilku chorób – stan.
- Pani profesor, ja...- Mateusz zawahał się , nerwowo szukając usprawiedliwienia, pocierał knykcie lewej dłoni.
- Nie chcę słyszeć kłamstw. Chcę wiedzieć: co ci jest? Czy to coś groźnego? Choroba jakaś?
Chłopak był dopiero w drugiej klasie gimnazjum, jednak wychowawczyni traktowała go inaczej niż innych uczniów w klasie, kiedy rozmawiali na osobności. Tak mu się przynajmniej wydawało, prawdą było jednak to, że jako pedagog z każdym wychowankiem rozmawiała w ten, bądź podobny, sposób. W klasie zachowywała pozory: zimnej, nieczułej i stanowczej nauczycielki. Kiedy jednak ktoś rozmawiał z nią sam na sam, stawała się nagle otwarta, wesoła i miła. Co nie oznaczało, że nie była stanowcza.
- Nie wiem. Naprawdę. Może to przez nadciągające sprawdziany, stres i zdenerwowanie dają o sobie znać.
- Chłopcze – odezwała się, spoglądając w dziennik spod grubych szkieł jej okularów. – W przeciągu pierwszego tygodnia od powrotu do szkoły po świętach, nie macie żadnych prac pisemnych tudzież odpowiedzi ustnych – oznajmiła, po czym zawahała się. Nie była pewna, czy powiedzieć mu o czymś jeszcze – Rozmawiałam z nauczycielami, do odpowiedzi ustnej czy też niezapowiedzianej kartkówki również nikogo nie wezmą - dodała w końcu, stukając paznokciami lewej dłoń o kartkę od dziennika oraz przyglądając się mu uważnie.
Mateusz zacisnął zęby. W jego głowie pojawiały się różne opcje, jednak nie chciał dalej kłamać czy nawet próbować spekulować aby odgadnąć, co się z nim, tak dokładnie, dzieje, gdyż nawet on sam nie wiedział co mu jest. No... Przynajmniej nie w pełni. Podejrzewał, jednak nie mógł o tym powiedzieć nauczycielce. Zwłaszcza nauczycielce.
- Idź już – zaleciła, zdejmując okulary w starej oprawce od której już dawno odeszła farba. Już sam fakt, że oprawa została pomalowana farbą, był dziwny. – Porozmawiam z twoimi rodzicami. Poinformuję ich o naganie i o twym zachowaniu. Może oni coś wiedzą. Jeżeli nie, razem stwierdzimy, co ci jest. Zrobię to po świętach, zatem masz czas, aby samemu z nimi o tym porozmawiać.
Młodzieniec pożegnał się z nauczycielką życząc jej zdrowych i wesołych świąt, po czym wyszedł z sali a następnie budynku szkolnego.
* * * *
Przed budynkiem szkolnym Mateusz spotkał swojego, właściwie jedynego, starszego o kilka dobrych lat, przyjaciela.
- Cześć Sebastian – odezwał się pierwszy gimnazjalista, zatrzymując się tuż przed nim. – Nie musiałem po mnie przychodzić. Zazwyczaj spotykamy się pod przystankiem.
- Cześć – odparł, rozglądając się. – Ale chciałem – dodał zadowolony gdy odkrył, że nikogo dookoła nie ma i mogą rozmawiać bez obaw o to, że ich dialog trafi do niewłaściwego słuchacza.
- Dlaczego?
Sebastian wzruszył ramionami. Gimnazjalista uraczył go promiennym uśmiechem, jednak gdy zmierzyli się wzrokiem, w jego oczach nie było krzty ciepłych uczuć.
- Moja mama?
Kolega zawahał się, o kilka sekund za długo, przez co Mateusz zrozumiał, że dobrze trafił.
- Nie musisz się jej słuchać – warknął w stronę przyjaciela zirytowany gimnazjalista.
- Chce dla ciebie jak najlepiej. Zresztą i tak musiałem zrobić zakupy.
Jako że nie ujrzał przy nim żadnej siatki, uznał, że okłamał go. Ruszył więc obok towarzysza, nie odzywając się do niego ani nie reagując na zaczepki, w stronę miejsca ich codziennych spotkań, jakim był przystanek autobusowy.
- Co z atakami? - zapytał po kilku minutach ciszy Sebastian.
Teraz to Mateusz zawahał się.
- Sprawiają kłopoty. Obawiam się, że dowiedzą się o nich moi rodzice. O nich, a także o naganie.
- Żartujesz?! - krzyknął wystraszonym głosem starszy towarzysz. – Ale... Jeżeli to ma coś wspólnego z tym, to zrobi się niezły bałagan.
Mateusz mruknął coś pod nosem i pokiwał głową.
Dotarli w ciszy do postoju. Jak zwykle był on pusty, żadnych ludzi czekających na pojazd. Tutaj to było normalne, gdyż niedaleko znajdowała się dzielnica cygańska. Romów obawiali się normalni ludzie. Nie tylko z powodów oczywistych, jakim była ich negatywna opinia społeczna, ale również ci bogatsi bali się "skażenia" jak to określali. Prędzej umarliby, niż porozmawiali z cyganem. Ba! Jak ich widzą, idę okrężną drogą do celu, nie ważne jak długą.
- Twoi rodzice cię zabiją – zauważył przyjaciel.
Ano. Chyba, że... - nie dokończył, gdyż jakiś mężczyzna. – cygan przeszedł przed nimi. Obaj byli zbyt skupieni, każdy na czymś innym, przez co nie zauważyli go wcześniej, dopóki nie pojawił się tuż przed nimi. Otrząsnęli się. Nie mogli popełniać takich błędów podczas tych rozmów.
- A za co ta nagana, tak w ogóle? - zapytał Sebastian, wpatrując się w gimnazjalistę.
- Nie za to, że zachowuję się dziwnie - oznajmił dumnie Mateusz. – Ale...
Kolega przyglądał mu się długą chwilę, w końcu jednak odpuścił. Nie miał ochoty grać w gry z jego najlepszym przyjacielem, polegające na zgadywaniu co ma na myśli. Stanowczo za często to robili. Przerwał mu więc.
- A zatem jaki jest powód tej nagany?
- Nagana jest za... - zaczerwienił się i zawstydzony spojrzał w niebo. – Za spanie na historii.
Sebastian wybuchnął gromkim śmiechem. Mateusz odczekał, aż kolega ucichnie, co potrwało o wiele dłużej niż się spodziewał.
- Spróbujemy? - zapytał w końcu podekscytowany gimnazjalista, spoglądając z nadzieją na Sebastiana. Od początku dzisiejszej historii myślał nad tym, z tym, że zmienił obiekt.
- Nie – zaprzeczył, jednak nie dał możliwości na błaganie, więc podał mu jasny powód. – To będzie zbyt dziecinne zachowanie, dostałeś naganę i...
- I powiedział to ktoś, kto nie pozwolił usnąć bibliotekarce przez tydzień...
- To było coś innego – zaprzeczył zawstydzony Sebastian, a jego twarz przybrała rumieńców.
- Nie chciała ci wypożyczyć ostatniego tomu Wiedźmina.
- Ona mnie nie lubiła, no i groziła, że zawiesi moją kartę...
- Zagroziła ci, kiedy wszedłeś na zaplecze i zacząłeś przeszukiwać nie rozpakowane pudełka z książkami.
- Tam był wiedźmin! Ukryła go przede mną! - krzyknął poirytowany Sebastian a jego lico przybrało odcień czerwieni. Jego oczy również zmieniły się, z ciemnozielonych, w krwiste.
Wpatrywał się w nadjeżdżający autobus, wypełniony garstką osób. Było ich pół tuzina, z czego dwóch mężczyzn, reszta to kobiety w różnym wieku. Poniżej dwudziestu lat, żadnej osoby nie dojrzał. Kiedy wchodzili do autobusu, jego buzia, wraz z oczyma wróciła do swej pierwotności. A raczej należałoby zaznaczyć, że siłą woli powstrzymał się, od wyrżnięcia wszystkich pasażerów. Jego rozumna strona wygrała w tym starciu z dzikim, niepohamowanym szałem i furią. Kiedy usiedli tuż przy końcu autobusu, gdzie reszta pasażerów siedziała w pierwszej części pojazdu, tuż przy głównych drzwiczkach i kierowcy. Przez dłuższą drogę milczeli, w końcu jednak Sebastian zgodził się na prośbę Mateusza. Nie było to najrozważniejsze, jednak ile razy on postępował nierozważnie, a jego przyjaciel i tak mu pomagał?
- Co do wiedźmina, do teraz go nie przeczytałem – oznajmił, zawieszając wzrok na rurze stojącej przy jednym z foteli dla ludzi, którzy musieli bądź chcieli, z jakiegoś powodu, stać a nie siedzieć.
Kiedy dotarli do wsi Nowypolsk, pożegnali się i ruszyli, każdy w swoją stronę. Obaj przyjaciele czuli się dziwnie, gdyż dwa razy omal nie wpadli. Raz podczas rozmowy na przystanku, a drugi w autobusie. Za bardzo rzucali się w oczy i bali się konsekwencji. Mateusz mieszkał w centrum Nowegopolska, zaś Sebastian na jego obrzeżach. Niestety, kurs autobusu był dziwny. Dojeżdżał tutaj i nie zatrzymywał się już w tej wsi. Był to tylko jeden przystanek na który zwracał uwagę. Zgłaszano to, wiele razy. Mogłoby się jednak zdawać, że władza ma to gdzieś. Tłumaczyli, że mają dużo pracy, jednak nic z tym nie zrobiono do teraz, a minęło już pół roku od ostatniej prośby, wysłanej przez sołtysa do prezydenta miasta Wrzosowo. Sołtys sporządził również odpowiednie pismo dla prezesa PKS, jednak na nie nawet nie dostaliśmy odpowiedzi. Kiedyś było inaczej. Autobus odwiedzał każdy przystanek, a jest ich sześć, z czego pięć zaniedbanych gdyż używa ich młodzież przy tym niszcząc w pewnym stopniu. Młodzież jest jaka jest, te czasy nie sprzyjają rozwojowi. Tak samo kiedyś,jednak dawno temu było lepiej. Przynajmniej tak mu mówił dziadek, który mieszkał w domu obok. Nikt do końca nie wie, dlaczego autobus nie odwiedza wszystkich przystanków. Istnieje wiele spekulacji i rodzą się nawet legendy na ten temat. Nic jednak nie jest na rzeczy, chociaż można przyznać, że niektóre mogą przerazić, chociaż są skrajnie groteskowe.
- Powiedział człowiek który odnalazł się w krainie snów – stwierdził Mateusz, spoglądając na swój dom.
Strażnicy snów
1
Ostatnio zmieniony śr 26 mar 2014, 16:34 przez DragonSlave, łącznie zmieniany 2 razy.