Na początek: Nie wiem w sumie, jak poprawnie zaklasyfikować ten tekst. Komedia to nie jest, bo pisane prozą. Groteska też nie. Ani nie satyra... W skrócie takie krótkie opowiadanko, które miało przede wszystkim być w miarę zabawne.
Nie jest to, delikatnie mówiąc, ambitny tekst. Ale skoro już coś napisałem, to pomyślałem, że wrzucę. Może przynajmniej ktoś oceni, czy w ogóle da się to czytać.
Ktoś tutaj dodał do swojego tekstu link do pdf-a. Pozwolę sobie zmałpować ten pomysł:
http://speedyshare.com/JESgC/Bialy-proch.pdf
Edit N. : Uwaga wulgaryzmy
Siedzieli nad brzegiem jeziora, patrząc na spokojną taflę wody.
-I co teraz, Siwy?
-A bo ja wiem...
Kolejne pół godziny upłynęło im na ponurej kontemplacji. Nie spodziewali się tego, zdecydowanie się tego nie spodziewali. Bo i kto mógłby przypuszczać, że dekadę po Inwazji, w środku buszu, z daleka od cywilizacji (a właściwie resztek cywilizacji) trafią na ludzi. I ludzie ci, a jakże, postanowią przejąć cały transport, zostawiając Siwego i Brodę kompletnie spłukanych. Spłukanych i żywych co prawda, można więc mówić o szczęściu w nieszczęściu, ale... jeśli wrócą bez niczego do osady, szef prawdopodobnie naprawi to niedopatrzenie. Posyłając przemytników tam, gdzie poszedł zysk z uprawy: do diabła.
-Heh. Przynajmniej jedno się nie zmieniło, Krzysiu - Odezwał się Broda z czymś w rodzaju pogodnej rezygnacji w głosie.
-Hm?
-Kosmici kosmitami, kataklizmy kataklizmami, a przy handlu dragami tak jak zawsze, łatwiej jest zarobić kulkę niż pieniądze.
-My nie zarobimy kulki, Michał - Rezygnacja w głosie wspólnika była mniej pogodna - Jak wrócimy z niczym, ten skurwiel nas pokroi.
-Heh.
Znów pól godziny ciszy. Ptaki ćwierkały, ćwierkały też stwory zdecydowanie nie będące ptakami (choć ich przodkowie mogli nimi być). Zaczynało się ściemniać. W normalnej sytuacji przemytnicy zaczęliby rozglądać się nerwowo w poszukiwaniu schronienia. Ale tego dnia było im w sumie wszystko jedno.
-A może spróbujmy ich ścigać?
-Pojebało Cię.
-No co? Musimy coś z tym zrobić, a powrót do osady w tej chwili odpada.
-Pojebało Cię, Broda.- Siwy cisnął płaski kamień w taflę wody. Chciał puścić kaczkę, nie wyszło -Chcesz ścigać sześciu uzbrojonych ludzi...
-Z tym uzbrojeniem bym nie przesadzał. Broni palnej nie mieli, tylko jakieś proce, łuki, kije.
-My też nie mamy broni palnej. Nawet kijów nie mamy, tylko te cholerne noże - Kolejna kaczka nie wyszła. Ptaki i "ptaki" zaczęły ćwierkać nieco głośniej. Kiedyś odgłosy te oznajmiały nadchodzący świt. Ale potężne dawki promieniowania oraz rozmaitych mniej lub bardziej znanych ludzkiej nauce toksyn obecnych w powietrzu, wodzie i glebie wywołały liczne zmiany w przyrodzie, w tym w zwyczajach godowych ptactwa - Skurwiel nawet nie dał nam niczego, czym można być się od psów odpędzić. "W lesie za dnia jest bezpiecznie". "Broń jest potrzebna w wiosce, trzeba mieć się czym bronić". Jasne...
-Więc może nie będzie zły, jak mu wytłumaczymy, że...
-Pojebało Cię.
Po kwadransie czerwień nieba straciła na intensywności. Cienie drzew zaczęły zlewać się w jedno. Do zaśpiewu ptaków (i "ptaków") dołączyły inne, dosyć niepokojące głosy. Za dnia, tak jak zresztą stwierdził "szef", w lesie było bezpiecznie. Nawet bezpieczniej niż przed Inwazją. Ale nocą... nocą nie było zbyt przyjemnie. Od kilku lat grupki ludzi, które decydowały się na nocne wędrówki po puszczy miały brzydki zwyczaj przepadania bez wieści. Trudno powiedzieć, co było odpowiedzialne za tajemnicze zniknięcia. Jedni twierdzili, że to zwierzęta, których rodzice zostali wzbogaceni dużymi dawkami egzotycznych substancji. Inni, że niedobitki najeźdźców. Jeszcze inni natomiast winą obarczali szajki bandziorów skryte gdzieś w gąszczu. Ogólnie rzecz biorąc, przyjęła się następująca zasada: chcesz żyć, wyjdź z lasu przed zmierzchem.
-Musimy coś zrobić, Siwy. Jak posiedzimy tu jeszcze z godzinę, coś nas dopadnie.
-I tak nie zdążymy wrócić przed nocą. A nawet jak zdążymy, nie ma po co wracać.
-No to ich ścigajmy.
-Poje...
-Czekaj. Nie o to mi chodzi. Wyśledźmy ich, zobaczymy, gdzie poszli. Może jest tu jakaś wioska, o której nie słyszeliśmy.
-I powiemy: "Pamiętacie nas? Zajebaliście nam muła obładowanego prochami. Możemy przenocować?"
-Czemu nie? Nie zabili nas, więc może nie są tacy źli... Ewentualnie może podprowadzimy im choć trochę naszego towaru...
-To naprawdę głupi pomysł.
-Ale czy mamy jakieś wyjście? Nie będziemy tu siedzieć przez całą noc. Do domu nie wrócimy. A do bunkra nie wejdziemy, bo klucze też zabrali.
Siwy potrzebował jeszcze kilku minut namysłu. Ostatecznie jednak wstał, spojrzał na Brodę i oznajmił:
-No dobra. Sprawdźmy, gdzie poleźli.
Ruszyli zatem tropem rabusiów. Krzysiek i Michał przemytnikami byli nie od wczoraj. Zbiory z uprawy transportowali przez puszczę od wielu lat, przez co sporą część lasu znali jak własną kieszeń. Wiedzieli, których miejsc unikać, woda z których źródeł nadaje się do picia, potrafili i tropić zwierzęta i przyrządzać jedzenie. Jednak najważniejszą wiedzą była znajomość położenia bunkrów. Konstrukcje te zostały utworzone pod koniec Inwazji i umożliwiały komunikację między osadami. W lesie przeżycie nocy graniczyło z niemożliwością, konieczne było więc utworzenie siatki kryjówek, w których podróżni mogliby schować się przed wszelkimi okropieństwami.
Przemytnicy wiedzieli, że muszą złapać trop rabusi w miarę szybko. Było już praktycznie ciemno i z każdą chwilą przebywanie w gąszczu robiło się coraz bardziej ryzykowne. Ślad złapali w miarę szybko, złodzieje poruszali się po puszczy z gracją pijanego wołu. Odciski wielkich buciorów w błocie, ułamane gałęzie, śmieci pozostawione na ziemi... Równie dobrze mogliby zostawiać za sobą karteczki ze strzałeczkami i napisem "tędy szliśmy". Ale po około piętnastu minutach wędrówkę zaczęła nieco utrudniać kompletna ciemność. Co prawda szef łaskawie dał im na podróż dwa noktowizory, więc w dalszym ciągu mogli przemieszczać się i rozpoznawać ślady, ale nocna wędrówka po lesie wymagała bezgłośnego poruszania się. Najmniejszy odgłos mógł dojść do uszu czegoś, co z chęcią zjadłoby kilku ludzi. Co za tym idzie, Siwy i Broda poruszali się w niemal żółwim tempie. Ostatecznie jednak, los był dla nich w miarę łaskawy. Nic podczas tego kilkugodzinnego spaceru ich nie pożarło, nic ich nie pokąsało, nic nawet ich nie użądliło. Około północy dotarli do celu, którym okazała się być nieduża wioska. Przemytnicy usadowili się w kępie krzaków, która wydała im się w miarę niezłą kryjówką i przystąpili do obserwacji.
Osada położona była na sporej polanie. Nie była zbyt rozbudowana. Kilka chat i spore ognisko pośrodku. Z okien lepianek wydobywał się migotliwy blask świec. Jednak głównym źródłem światła na polanie było wspomniane ognisko. Ono też zwróciło uwagę obserwujących sytuację spośród krzaków Siwego i Brody. Nie z powodu swej jasności, nie z powodu ludzi siedzących dookoła. Z powodu rozchodzącego się odeń zapachu. Dobrze znanego przemytnikom.
-Siwy... Oni...
-Wiem. Kurwa.
-Oni palą naszym towarem...
-Owiń sobie coś wokół głowy, zasłoń nos. Inaczej będziemy naćpani, zanim tam dojdziemy.
-Chcesz tam podejść?
-Spójrz na nich.
Broda wytężył wzrok. Postaci wokół ogniska kiwały się w tę i z powrotem. Niektórzy wstawali na chwilę, po czym padali jak kłody na ziemię.
-Kompletnie zjarani. Chyba nie wiedzieli, co było w tych paczkach.- Ocenił sytuację.
-No. I wszystko zużyli...
-Ale w takim razie... Po co nas okradli? Nie chcieli narkotyków...
-Może czegoś na opał chcieli?
-W środku lasu?
-Racja.
Od ogniska dobiegł ich głośny trzask, iskry poleciały ku niebu.
-Dobra, Broda, trzeba się pospieszyć. Może część towaru jeszcze się ostała.
-Paliłeś to kiedyś?
-Co?
-Proch. Paliłeś kiedyś biały proch?
-Chyba Cię pojebało. Widziałeś przecież, co to robi z ludźmi. Najgorszemu wrogowi bym tego gówna nie dał.
-Przecież dajesz kupcom.
Siwy odpowiedział milczeniem. Wyjął z plecaka kawałek materiału, namoczył wodą z piersiówki, po czym owinął go sobie wokół głowy. Broda poszedł za jego przykładem. Nie zwlekając dłużej, wyszli z zarośli i skierowali się w stronę ogniska.
Ptactwo dawno już ucichło, ustępując miejsca orkiestrze świerszczy, odległym skowytom bliżej nieokreślonych wariacji na temat wilków i rozmaitym bardziej subtelnym nocnym odgłosom puszczy. Przemytnicy nie mieli wątpliwości, że mimo takiego podkładu i starannego skradania się, byli dosyć dobrze widoczni. A właściwie byliby, gdyby ktokolwiek z wioski był w stanie obserwować otoczenie.
Uwagę Brody zwróciła jedna z kobiet siedzących przy ognisku. Podnosząc i opuszczając ręce w stałych odstępach czasu wyglądała, jakby usiłowała latać. Nie przypominał sobie, aby kiedykolwiek wcześniej widział kogoś robiącego takie rzeczy po zażyciu białego prochu. Z reguły ludzie stawali się po tym mniej aktywni, nieco otumanieni. Ale najwyraźniej niektórzy reagują inaczej. Gwiazdy migotały jasnym światłem, jakby zsynchronizowane. Niebo piękne jak zawsze, pomyślał.
Siwy bacznie obserwował okna lepianek, mając nadzieję, że dym odurzył również ludzi siedzących w środku. Gdyby znalazł się jeden zdolny do strzelania łucznik, miałby obu przemytników podanych jak na talerzu. Z każdym krokiem coraz bardziej wzbierała w nim złość. Powinni byli dostać jakąś porządną broń. A jeśli szef to zrobił specjalnie? Wysłał do tego cholernego buszu z towarem, za którym można dostać dwuletni zapas wody pitnej dla całej wioski i bez żadnego praktycznie uzbrojenia po to, żeby ktoś ich sprzątnął? Przecież nie jest idiotą, na pewno spodziewał się, że coś pójdzie nie tak! Ale z drugiej strony... przecież mógł ich po prostu zastrzelić. Nikt by z nim nie dyskutował. A szkoda marnować dwadzieścia kilogramów towaru, żeby pozbyć się dwóch ludzi. Więc może jednak jest idio... zaraz, dlaczego ta trawa jest żółta?
Broda po przejściu jednej trzeciej dystansu do ogniska zauważył, że kobieta usiłująca latać nieco ptasio wygląda. Pomyślał, że mogłaby latać, gdyby chciała. I faktycznie, w pewnym momencie zaczęła unosić się kilka centymetrów nad ziemią. Uśmiechnęła się do niego i pomachała. Dostrzegł też, że jest olśniewająco piękna. Przyspieszył nieco kroku. Światło gwiazd zaczęło nieco razić go w oczy. Zrozumiał, że tak naprawdę są to dusze przodków czekające na odkupienie. Gdy był już w połowie dystansu, usłyszał ryk...
Siwy tymczasem wrócił już szybkim biegiem na skraj lasu. Gdy elementy otoczenia zaczęły zmieniać kolor, zdał sobie sprawę z tego, że ma zwidy. Prowizoryczna maska gazowa z materiału nie na wiele się zdała. Gdy skrył się w zaroślach, efekty działania narkotyku ustąpiły. Ale wtedy też ze zgrozą zdał sobie sprawę z tego, że wspólnik dalej usiłuje dojść do wioski.
-Broda! Wracaj! Wracaj!- Mógł krzyczeć. Teraz był już pewien, że nikt w osadzie nie usłyszy. Ci ludzie nie mieli raczej kontaktu z rzeczywistością. Jeśli on zaczął halucynować już trzysta metrów od ogniska, to pewnie połowa mieszkańców dostała śmiertelną dawkę i właśnie leży w śpiączce. Ale niestety, wspólnik go nie słyszał.
Smok, który zaatakował Brodę miał dwie głowy i pięć skrzydeł. Cztery do latania i jedno w charakterze żagla. Ział ogniem. Przemytnik przeraził się na myśl o tym, że smok może zrobić krzywdę ptasiej kobiecie. Dał zatem nura do gleby, w której brodził po kolana.
Chwała Bogu, pomyślał Siwy. Jego wspólnik rzucił się na ziemię, uderzył głową o jakiś kamień i stracił przytomność, zanim podszedł na tyle blisko wioski, aby poważnie się zatruć. Jeśli tylko nie ocknie się za szybko, będzie można poczekać do rana i wtedy sprawdzić, czy w osadzie nie zostało coś, co można by zabrać do domu, jako rekompensatę dla szefa za stracony towar. Snując takie plany, zasnął skryty w zaroślach.
Gdy przemytnik otworzył rano oczy, przez chwilę posiedział jeszcze w ukryciu. Bał się, że może jednak ktoś z wioski przetrwał, zobaczył obu przemytników i czeka już z naciągniętą cięciwą w ręku, aż wystawi głowę. Wobec tego dopiero po kilku minutach odważył się wstać i ocenić sytuację. Podniósł się i rozejrzał. Nie było żadnej wioski. Nigdzie nie było Brody. Nie było nawet polany.
Był za to muł i wszystkie paczki. Jedna z nich leżała rozpruta na ziemi. Biały proch znajdował się wszędzie. Na glebie, na prowizorycznym ognisku, na koszuli, na twarzy...
-O kurwa - Pomyślał Siwy.
Biały proch [sf "humorystyczne"]
1
Ostatnio zmieniony pt 04 kwie 2014, 13:52 przez Vandemar, łącznie zmieniany 3 razy.