~Incydent w domu Swansonów~

1
Witam.

Wstawiam swoje pierwsze dłuższe opowiadanie, liczę na konstruktywną krytykę.
Mam nadzieję, że nie popełniłam zbyt wielu błędów stylistycznych, ale to się okaże.
Z góry dziękuję.

14 kwietnia 1992 r.

-Nino, obudź się! Zbliża się godzina porannej modlitwy!
Nina westchnęła. Zbyt dobrze znała oklepaną formułkę matki i jej nadaremne próby dogadania się z własnymi dziećmi. Nie miała najmniejszej ochoty na wysłuchiwanie monotonnych kazań wygłaszanych przez panią Swanson. Przybrany brat Niny podzielał jej zdanie. W gruncie rzeczy był jedynie marnym pionkiem na rodzinnej szachownicy.

Jako adoptowane dziecko automatycznie stał się wyrzutkiem, nie bohaterem - jak nazywała go pociesznie ciotka Trudy. Trevor miał 3 lata, gdy trafił do adopcji... jego dziecięcy umysł podpowiadał mu, że jest biologiczną porażką dla kobiety, która go urodziła. Dawno temu był otyłym chłopcem, nielubianym przez okolicznych właśnie z powodu tuszy. Na swoje nieszczęście sprawiał matce same problemy dręczącymi go nieustannie chorobami. Dlatego zdecydowała, że odda go do przytułku. Chłopak dowiedział się o tym zaledwie dwa lata temu podczas jednej z licznych rodzinnych awantur, w czerwcu 1990 roku. Teraz, będąc wysokim, znacznie szczuplejszym siedemnastolatkiem wkraczał w lekko opóźniony okres buntu, co jednak nie zmieniało jego beznadziejnej sytuacji. Pani Swanson niespecjalnie się nim interesowała. Od czasu do czasu nazywała go pieszczotliwie "Trevuniem" aby zapełnić nikomu nieznaną pustkę w sercu, o ile takowe posiadała, jak zwykł mówić wuj Carl, przyjaciel Trevora.

Trevor wygramolił się spod wełnianego koca i ociężałym krokiem ruszył w kierunku drzwi. Przystanął, chwytając mosiężną klamkę. Zerknął na klucz tkwiący w zamku i nim zdążył się zawahać, zamknął pokój. Rzucił się z powrotem na chwiejne łóżko. Niespełna kilka minut później dopadł go dźwięk tłuczonego szkła. "Ha! Czyżby mamusi wyślizgnął się talerz?" - pomyślał, unosząc złośliwie kąciki ust. Kolejne naczynie. Jeszcze jedno. I następne.
Chłopakowi zrzedła mina.
-Trevor, otwórz drzwi, boję się... - dał się słyszeć szept Niny. Rozległa się seria strzałów. Wrzasnęła i zaczęła

rozpaczliwie szarpać za klamkę. - Trevor, szybko!
Głos dziewczyny zamienił się w szloch.
Trevor podbiegł do ściany, przywarł do niej plecami i szybkim ruchem przekręcił klucz w zamku, wpuszczając roztrzęsioną dziewczynę do środka. Targały nim skrajne emocje, od przerażenia po adrenalinę.
-Co się dzieje?! Kto strzelał?! - wyraźnie oczekiwał odpowiedzi siostry, jednak była zbyt zszokowana by się odezwać.

Wbijała pusty wzrok w podłogę, a bosymi stopami nerwowo tarła o szorstki dywan. Jej śliczna, młoda twarz błyszczała od łez, a w rozszerzonych źrenicach błąkało się przerażenie, przy czym była nienaturalnie blada, co zaniepokoiło Trevora.
-Nina? Spójrz na mnie. - odwróciła wzrok, lecz instynktownie zmusił ją do spojrzenia mu w oczy.
-Posłuchaj, musisz być dzielna, nie możesz dać po sobie poznać, że się boisz... rozumiesz? - spuściła wzrok. - Teraz pójdę sprawdzić, co się stało. - dziewczyna w mgnieniu oka przywarła do brata. Protestując, wbiła paznokcie w jego plecy.
-Spokojnie. To nie mogło być nic poważnego. - rzekł Trevor łagodnym głosem, choć sam nie wierzył w to, co mówił.
-Zostań tu i nie waż się wychodzić, póki nie wrócę. - to powiedziawszy otworzył starą szafę i kazał siostrze się schować.
Przytuliła go ostatni raz i wykonała polecenie.

Trevor wyszedł z pokoju najciszej jak potrafił. Sunął ciałem wzdłuż ścian, jakby chciał, żeby go pochłonęły i uczyniły niewidocznym. Skradając się korytarzem pogrążonym w półmroku czuł, jak zżera go niepewność. Zatrzymał się w połowie drogi by uspokoić chaotyczne myśli podsyłające mu coraz to nowsze czarne scenariusze. Odetchnął. Pochylił tułów i ruszył z wolna, uważając na zdradliwe, skrzypiące deski podłogowe.
Nim zdołał przestąpić przez próg, zza rogu wyczołgała się Felicia Swanson z dwururką w rękach. W oczach miała obłęd, a na szmacianej spódnicy ciemne plamy. Na widok syna warknęła coś niezrozumiale i spuściła głowę.
-Słucham? - spytał Trevor, siląc się na stanowczy głos.
Kobieta uniosła lekko czoło, jęknęła, aż w końcu spojrzała na syna z fałszywą troską.
-Wybacz hałas Trevuniu, musiałam rozprawić się z intruzami.
Chłopak milczał. Strach trzymał go za gardło. Czując bezwład w nogach, oparł się o framugę kuchennych drzwi.
Powoli zajrzał w głąb kuchni zaciskając pięści... ku swej uldze nie zobaczył zwłok. Kremowy obrus w nienaruszonej pozycji ozdabiał potężny stół z drewna orzechowego, a zamszowe półbuty matki stały pod jednym z krzeseł. Nie ujrzał niczego, prócz porozrzucanych odłamków szkła i krwi rozbryzganej na podłodze.
Krew? ...

Ze zdumieniem skierował wzrok na ranę postrzałową. Noga matki była rozorana do kości i płynęła z niej ciemnoczerwona ciecz. Trevor bez wahania przewrócił kobietę na bok. Nie zważając na jej przekleństwa pobiegł po mokrą szmatę, którą zwinnymi dłońmi zacisnął wokół łydki Felicii. Skrzywiła się z bólu i wychrypiała:
-Ty wstrętny gówniarzu, nie dotykaj mnie! - jej twarz stała się groźna, lecz szybko przybrała dobrze nastolatkowi znaną maskę obojętności. Odepchnęła go i kazała posprzątać ciała. Chłopak był zdezorientowany, wszystko w nim krzyczało, że to nie jest normalne.
-Pani Swanson... tu nie ma ciał.
-Zamknij się i rób co ci każę. - wzdrygnął się i rozpoczął poszukiwania. Nie miał pojęcia, czego tak naprawdę szukał.
Wiedział jedynie, że z matką nie jest dobrze.

Nina wbiegła do kuchni, gdy brat powiadomił ją, że nie grozi im niebezpieczeństwo. Na widok Felicii gwałtownie zaczerpnęła powietrza.
-Mamo... coś ty najlepszego zrobiła?! - następnie zwróciła się do Trevora. - Dlaczego ona jest ranna?
Rozgorączkowana dziewczyna żądała wyjaśnień, ale cóż mógł jej powiedzieć? Sam nie do końca pojmował, co tak właściwie tu zaszło. Sprawa wyglądała irracjonalnie.
-Postrzeliła się w nogę. Tłumaczyła swój wyczyn nieproszonymi gośćmi. Twierdzi, że są w naszym domu... Martwi.
-Tu nikogo nie ma Trevor...
-Starałem się jej to uświadomić, ale ona... - przerwał w pół zdania. Obydwoje spojrzeli w stronę stołu.

Pani Swanson siedziała na okrągłym taborecie i rozgrzebywała paznokciami krwawiący krater w skórze, oblizując pożądliwie palce. Mruczała coś niezrozumiale, raz po raz charcząc, w przerwie między kolejnymi bluźnierstwami.
-Boże, trzeba jej pomóc! Nie mogę na nią patrzeć, zrób coś! - histeryzowała żałośnie, wlepiając niebieskie oczy w oniemiałego brata. Myślał chwilę i rzekł:
-Przynieś środek uspokajający z apteczki w garażu, szybko.
Dziewczyna zawahała się, lecz pospiesznie skinęła głową i wypadła przez drzwi frontowe. Ruszyła pędem do oddalonego o kilkanaście metrów garażu. Długie przesiadywanie w domu dawało się we znaki, bo z trudem pokonała ten krótki dystans. Wbiegła do środka, chwyciła apteczkę i ciężko dysząc wróciła z powrotem.
Trevor sięgnął po buteleczkę rzadkiego, przezroczystego płynu, po czym napełnił strzykawkę. Ścisnął udo pani Swanson i silnym manewrem kciuka wpuścił igłę pod skórę. Kobieta zaczęła się szamotać, wykrzykiwała nienawistne obelgi i agresywnie przyduszała Trevora.
-Przytrzymaj jej ręce! - krzyknął. Nina natychmiast znalazła się obok.
Po upływie niespełna minuty Felicia opadła z sił. Z jej głębokiej rany sączyła się niemalże czarna krew, a ona sama jęczała cicho, niczym obłąkana. Trevora niepokoił stan przybranej matki. Pomimo wielu krzywd i ciągłego poniżania, nie mógł oglądać jej tak cierpiącej. Męczyła się. Nie trzeba było być wybitnym obserwatorem, żeby to zauważyć.

Opatrzył nogę i ułożył ją na dywanie. Nareszcie mógł wrócić do siebie i w spokoju pomyśleć nad zaistniałą sytuacją. W ich rodzinie takie abstrakcyjne wydarzenia były normą, od której rodzeństwu robiło się niedobrze. Niestety, stawały się one coraz częstsze i niebezpieczniejsze. Chłopak nieraz słyszał w wieczornych wiadomościach o patologicznych rodzinach. Zwykle to ojcowie byli pedofilami, a matki nie miały nic do powiedzenia bądź nie miały nic przeciwko. Wśród złych kobiet znalazła się między innymi czarnoskóra narkomanka, która wstrzyknęła trzylatkowi śmiertelną dawkę heroiny. Z mężczyzn zapadł mu w pamięć obraz wyjątkowo okrutnego biznesmena, prowadzącego brutalne eksperymenty na pięcioletniej córeczce. Przez lata więził ją w piwnicy, molestował ją i podawał jej środki odurzające, aż do osiągnięcia przez nią dorosłości, kiedy to przypadkowy przechodzień usłyszał kobiecy krzyk przez uchylone drzwi skrytki.

Przypominając sobie te zbrodnie, Trevor wzdrygnął się i stwierdził, że musi być teraz ostrożniejszy... już nigdy nie może mu umknąć żaden detal, bo to właśnie z detali buduje się potęgę.
Pogrążony w zamyśleniu nie zauważył Niny, która po cichu weszła do jego sypialni.
-Trevor? - chłopak zerwał się na równe nogi, lecz odetchnął z ulgą widząc siostrę. Jego wzrok stał się surowy.
-Dziewczyno! Nigdy więcej tego nie rób! Nie masz pojęcia jak mnie wystraszyłaś... - zganił ją.
W jej oczach malowała się szczera skrucha.
-Przepraszam.
-Już dobrze. - odparł spokojniejszym głosem.
Patrzył smutno na Ninę. Zawsze marzył o normalnej rodzinie, w której oboje czuliby się bezpiecznie. Nie chciał odpuszczać właśnie ze względu na nią. Bardzo ją kochał.
Przywołał siostrę do siebie krótkim gestem. Usiadła mu na kolanach i skuliła się niczym kościsty embrion. Objął ją mocno, pocałował w czoło i szczelnie otulił grubym kocem.

Nim sen dosięgnął jego przymrużonych powiek, pomyślał o siostrzanym uśmiechu. Tak dawno go nie widział... tęsknił za tym widokiem. Za swoją szczęśliwą siostrą. Postanowił zrobić wszystko, żeby ów uśmiech wywołać.
Tymczasem zdecydował, że będzie uważnie obserwował schizofreniczkę.
Felicię Swanson.
Ostatnio zmieniony czw 27 lut 2014, 15:36 przez Panda, łącznie zmieniany 3 razy.
Człowiek jest mieszaniną pychy i nikczemności, wielkości i nędzy; pragnie cnoty, a służy grzechowi; pragnie trwałego szczęścia, a goni za chwilowymi rozkoszami; pan ziemi i nędzny robak.
-Blaise Pascal

2
Hej Pando, to ciekawy tekst, dobrze napisany, szczególnie biorąc pod uwagę Twój wiek :) Nie ma przesadnej egzaltacji ani popadania w banał. Nie odbieraj więc moich uwag jako dyskwalifikujących ogólne dobre wrażenie :)
-Nino, obudź się! Zbliża się godzina porannej modlitwy!
Nina westchnęła. Zbyt dobrze znała oklepaną formułkę matki i jej nadaremne próby dogadania się z własnymi dziećmi. Nie miała najmniejszej ochoty na wysłuchiwanie monotonnych kazań wygłaszanych przez panią Swanson.
Pierwsze zdania są o Ninie, potem przerzucasz akcję na Trevora. Wydaje mi się, że lepiej od razu wprowadzić głównego bohatera. Może to on usłyszy, jak matka woła Ninę na modlitwę? I cieszy się, że to nie on zostaje obudzony, bo nikt nie zwraca na niego uwagi.
Jako adoptowane dziecko automatycznie stał się wyrzutkiem, nie bohaterem - jak nazywała go pociesznie ciotka Trudy. Trevor miał 3 lata, gdy trafił do adopcji... jego dziecięcy umysł podpowiadał mu, że jest biologiczną porażką dla kobiety, która go urodziła. Dawno temu był otyłym chłopcem, nielubianym przez okolicznych właśnie z powodu tuszy. Na swoje nieszczęście sprawiał matce same problemy dręczącymi go nieustannie chorobami. Dlatego zdecydowała, że odda go do przytułku. Chłopak dowiedział się o tym zaledwie dwa lata temu podczas jednej z licznych rodzinnych awantur, w czerwcu 1990 roku.
Trochę się zgubiłam. Został oddany do adopcji (w dzisiejszych czasach raczej nie używa się słowa przytułek), ale o tym nie wiedział, tak? Co więc "podpowiadał mu dziecięcy umysł"? Skróciłabym i zmieniła nieco ten akapit, w stylu:

"Trevor miał 3 lata, gdy trafił do adopcji i od zawsze czuł, że był tylko ciężarem i porażką dla kobiety, która go urodziła. Dawno temu był otyłym chłopcem, nielubianym przez okolicznych właśnie z powodu tuszy. Teraz, jako wysoki, znacznie szczuplejszy siedemnastolatek wkraczał w lekko opóźniony okres buntu, którego jednak nikt nie zauważał. Pani Swanson niespecjalnie się nim interesowała."
Od czasu do czasu nazywała go pieszczotliwie "Trevuniem" aby zapełnić nikomu nieznaną pustkę w sercu, o ile takowe posiadała, jak zwykł mówić wuj Carl, przyjaciel Trevora.
Wprowadzasz wiele osób pobocznych – ciotka Trudy, teraz wuj Carl, daje to szersze tło, ale też utrudnia rozeznanie. Trzeba to uprościć, może w kierunku:

"Jedynie od czasu do czasu nazywała go pieszczotliwie "Trevuniem", co mogło wskazywać na jakieś tlące się w niej uczucia. Zresztą, nikomu nie okazywała wiele serca, jeśli w ogóle takowe posiadała, jak zwykł mówić wuj Carl, przyjaciel Trevora."

Trevunio – pamiętam, że w tłumaczeniu Harry’ego Pottera zastosowano zdrobnienie „Dudziaczek“ dla Dudleya. Ale nie jestem do tego przekonana. Jeśli piszesz po polsku o angielskim środowisku, spokojnie możesz użyć angielskiego zdrobnienia.
Albo może przesunąć akcję do Polski – nie nabrałaby wtedy ciekawszego posmaku?
Targały nim skrajne emocje, od przerażenia po adrenalinę.
Adrenalina nie jest określeniem emocji. Przeciwne do przerażenia może być otępienie, ale jak dla mnie, całe zdanie można usunąć, bo osłabia tempo akcji. Emocje widać i tak w dalszych słowach.
Wbijała pusty wzrok w podłogę, a bosymi stopami nerwowo tarła o szorstki dywan. Jej śliczna, młoda twarz błyszczała od łez, a w rozszerzonych źrenicach błąkało się przerażenie, przy czym była nienaturalnie blada, co zaniepokoiło Trevora.
-Nina? Spójrz na mnie. - odwróciła wzrok, lecz instynktownie zmusił ją do spojrzenia mu w oczy.
Podoba mi się wspomnienie o dywanie; dalej jest trochę za dużo upakowane. Patrzyła w podłogę, więc nie mógł widzieć źrenic, ten fragment możesz usunąć. "Instynktownie zmusił" – tak się nie mówi, może "lecz w końcu zmusiła się do spojrzenia"?
Protestując, wbiła paznokcie w jego plecy.
Raczej "w niemym proteście", chociaż trochę to oklepane... albo "zatrzymując go".
Trevor wyszedł z pokoju najciszej jak potrafił. Sunął ciałem wzdłuż ścian, jakby chciał, żeby go pochłonęły i uczyniły niewidocznym.
"Sunął wzdłuż ścian", albo "przywarł ciałem do ściany"
W oczach miała obłęd, a na szmacianej spódnicy ciemne plamy.
Troszkę rozwijając, "na szmacianej spódnicy widniały świeże plamy".
-Ty wstrętny gówniarzu, nie dotykaj mnie! - jej twarz stała się groźna, lecz szybko przybrała dobrze nastolatkowi znaną maskę obojętności.
Odepchnęła go i kazała posprzątać ciała. Chłopak był zdezorientowany, wszystko w nim krzyczało, że to nie jest normalne.
-Pani Swanson... tu nie ma ciał.
Jakby to ugryźć... może coś w stylu:
"(...)jej twarz wykrzywiła się w groźnym grymasie, ale zaraz znów zobojętniała.
- Idź lepiej posprzątać ciała.
- Pani Swanson... - chłopak spojrzał na nią zdezorientowany, z rosnącym przerażeniem - ...ale tu nie ma żadnych ciał"
Nina wbiegła do kuchni, gdy brat powiadomił ją, że nie grozi im niebezpieczeństwo. Na widok Felicii gwałtownie zaczerpnęła powietrza.
-Mamo... coś ty najlepszego zrobiła?! - następnie zwróciła się do Trevora. - Dlaczego ona jest ranna?
Nie pasuje to powiadamianie. Brat może ją bezpośrednio zawołac, albo dziewczyna sama przyjść, słysząc, że sytuacja się uspokoiła. A potem nie przerywaj lepiej jej wypowiedzi: "-Mamo... coś ty najlepszego zrobiła?! Dlaczego ona jest ranna? – zwróciła się teraz do Trevora"
Rozgorączkowana dziewczyna żądała wyjaśnień
Można wyciąć. Wystarczy dalsze "cóż mógł jej powiedzieć? Sam nie do końca pojmował, co tak właściwie tu zaszło.."

W dalszej części można wyrzucić parę przymiotników. "histeryzowała" bez "żałośnie"; "bardziej niebezpieczne" zamiast "niebezpieczniejsze".

Pozytywnie mnie zaskoczyłaś - obawiałam się typowej scenki ze zbuntowanym adoptowanym nastolatkiem, a potem zwykłych włamywaczy - a tu problemem jest schizofrenia. Pisz dalej, wymyślaj, nie bój się skreśleń i własnych ścieżek, czytaj porządne książki - a za parę lat może wyjść z tego coś naprawdę porządnego :) Powodzenia!

Rubia: zatwierdzam jako weryfikację.
Ostatnio zmieniony ndz 23 lut 2014, 02:09 przez Galla, łącznie zmieniany 1 raz.

3
Pisanie opowiadan to nie tylko sprawa stylu, ale także pomysłu na fabułę oraz umiejętności poprowadzenia akcji. Chciałabym poświęcić chwilę uwagi sposobowi, w jaki prezentujesz swoich bohaterów.
Panda pisze:-Nino, obudź się! Zbliża się godzina porannej modlitwy!
Nina westchnęła.
Miałam tutaj skojarzenia identyczne, jak Galla. Nie można wprowadzać bohatera i za chwilę go porzucac. To wołanie powinien usłyszeć Trevor, gdyż później przez cały czas konsekwentnie prezentujesz jego punkt widzenia.
Panda pisze:1. Jako adoptowane dziecko automatycznie stał się wyrzutkiem, nie bohaterem - jak nazywała go pociesznie ciotka Trudy. Trevor miał 3 lata, gdy trafił do adopcji... 2. jego dziecięcy umysł podpowiadał mu, że jest biologiczną porażką dla kobiety, która go urodziła. Dawno temu był otyłym chłopcem, nielubianym przez okolicznych właśnie z powodu tuszy. Na swoje nieszczęście sprawiał matce same problemy dręczącymi go nieustannie chorobami. 3. Dlatego zdecydowała, że odda go do przytułku. Chłopak dowiedział się o tym zaledwie dwa lata temu podczas jednej z licznych rodzinnych awantur, w czerwcu 1990 roku. Teraz, będąc wysokim, znacznie szczuplejszym siedemnastolatkiem 4. wkraczał w lekko opóźniony okres buntu, co jednak nie zmieniało jego beznadziejnej sytuacji. Pani Swanson niespecjalnie się nim interesowała. Od czasu do czasu nazywała go pieszczotliwie "Trevuniem" aby zapełnić nikomu nieznaną pustkę w sercu, o ile takowe posiadała, jak zwykł mówić wuj Carl, przyjaciel Trevora.
Sporo tu pokomplikowałaś.
1. Adoptowane dziecko nie staje się automatycznie wyrzutkiem, bo niby dlaczego? Przecież właśnie wtedy zyskuje nową rodzinę. To już prędzej dziecko oddane do adopcji (jak napisałaś - do przytułku) mogłoby się tak czuć, chociaż też niekoniecznie z automatu.
2. Dziecięcy umysł raczej nie zna pojęcia "biologiczna porażka dla kobiety". W ten sposób Trevor mógłby myśleć o sobie, będąc już nastolatkiem.
3. Dowiedział się, że został adoptowany, czy też usłyszał, dlaczego nie chciała go biologiczna matka?
Wydaje mi się zresztą, że postać i motywacje tej kobiety są w tej chwili zbędne. Trevor od kilkunastu lat przebywa u matki adopcyjnej i relacje z nią, jak sama piszesz - nie najlepsze - na pewno mają dla niego o wiele większe znaczenie. Gdyby sprawa oddania chłopca do przytułku liczyła się dla dalszego rozwoju akcji, zawsze możesz ją wprowadzić w momencie bardziej odpowiednim.
4. To, że matka się nim niespecjalnie interesowała, nie czyni jeszcze sytuacji beznadziejną. Zamiast takiego ogólnika, mogłabyś na przykład napisać, że czuł żal do pani Swanson, albo chciał się jak najprędzej wyrwać z tego domu, bo matka nie okazywała mu serca.

A teraz trochę innych kwestii, przede wszystkim językowych.
Panda pisze:Zerknął na klucz tkwiący w zamku i nim zdążył się zawahać, zamknął pokój.
bez wahania całkowicie tu wystarczy.
Panda pisze: Targały nim skrajne emocje, od przerażenia po adrenalinę.
Adrenalina jest hormonem, nie emocją. Te skrajne emocje to raczej, jak przypuszczam, przerażenie i ciekawość równocześnie.
Panda pisze:w rozszerzonych źrenicach błąkało się przerażenie, przy czym była nienaturalnie blada, co zaniepokoiło Trevora.
Nie wiem, czy przerażenie może się błąkać w źrenicach, ale bladość dziewczyny, zważywszy okoliczności, jest całkowicie naturalna i zrozumiała. Trevor mógłby się co najwyżej zaniepokoić, że siostra zaraz zemdleje.
Panda pisze:-Posłuchaj, musisz być dzielna, nie możesz dać po sobie poznać, że się boisz... rozumiesz? - spuściła wzrok. - Teraz pójdę sprawdzić, co się stało. - dziewczyna w mgnieniu oka przywarła do brata. Protestując, wbiła paznokcie w jego plecy.
Z takiego zapisu dialogu wynika, że obie kwestie wypowiada Nina.
-Posłuchaj, musisz być dzielna, nie możesz dać po sobie poznać, że się boisz... rozumiesz?
Nina spuściła wzrok.
- Teraz pójdę sprawdzić, co się stało - dorzucił.
Dziewczyna w mgnieniu oka przywarła do brata. Protestując, wbiła paznokcie w jego plecy.

Jak na mój gust, lepiej zabrzmiałoby nie wezwanie "musisz być dzielna", lecz proste: "siedź tu, nie ruszaj się, a ja pójdę sprawdzić, co się stało". Bardziej naturalne.
Panda pisze:Nim zdołał przestąpić przez próg, zza rogu wyczołgała się Felicia Swanson z dwururką w rękach.
Gdzie on się znajduje? W jakimś korytarzu, który ma załamania? Ten próg, to od drzwi wejściowych? Felicia wyczołgująca się zza rogu sprawia wrażenie, że przedtem wyszła na dwór. Czy ona nie mogłaby po prostu wyjść albo wychylić się z kuchni? Przecież Trevor za chwilę właśnie tam zajrzy, szukając zwłok.
Panda pisze:Ze zdumieniem 1. skierował wzrok na ranę postrzałową. Noga matki była rozorana do kości i płynęła z niej ciemnoczerwona ciecz. Trevor 2. bez wahania przewrócił kobietę na bok. Nie zważając na jej przekleństwa 3. pobiegł po mokrą szmatę, którą zwinnymi dłońmi zacisnął wokół łydki Felicii.
1. Najpierw musiałby przyjrzeć się matce, żeby dostrzec ranę.
2. A po co?
3. To brzmi tak, jakby opatrywał nogę szmatą do podłogi. Nie najlepszy pomysł. Ręcznik, ścierka kuchenna, jeśli jest czysta, ale jednak nie szmata.
Panda pisze:-Pani Swanson... tu nie ma ciał.
Mówi do matki pani Swanson? Nawet w rodzinie adopcyjnej byłoby to nienaturalne. Jeśli się tak wobec niej dystansuje, mogłabyś zaznaczyć to wcześniej, w akapicie, kiedy piszesz o "beznadziejnej sytuacji".
Panda pisze:-Zamknij się i rób co ci każę. - wzdrygnął się i rozpoczął poszukiwania.
Znowu zapis dialogu sugerujący, że to mówi Trevor.
-Zamknij się i rób co ci każę.
Wzdrygnął się i rozpoczął poszukiwania.
Panda pisze:Mruczała coś niezrozumiale, raz po raz charcząc, w przerwie między kolejnymi bluźnierstwami.
-Boże, trzeba jej pomóc! Nie mogę na nią patrzeć, zrób coś! - histeryzowała żałośnie, wlepiając niebieskie oczy w oniemiałego brata.
A tutaj zabrakło podmiotu i wszystko wskazuje, że to pani Swanson "histeryzowała żałośnie".
Nie mogę na nią patrzeć, zrób coś! - Nina wpadła w histerię.
Panda pisze:W ich rodzinie takie abstrakcyjne wydarzenia były normą,
To nie są wydarzenia abstrakcyjne, lecz irracjonalne.
Panda pisze:już nigdy nie może mu umknąć żaden detal, bo to właśnie z detali buduje się potęgę.
Może i prawda, lecz jak to się ma do sytuacji dwojga nastolatków i chorej psychicznie matki?
Panda pisze:Nim sen dosięgnął jego przymrużonych powiek, pomyślał o siostrzanym uśmiechu.
Zdaje się, że wszystko rozgrywa się rankiem, niedobrych emocji i prawdziwego zagrożenia było bardzo dużo, a tu "sen dosięga powiek". Mocne nerwy ma chłopak.

Tak się zastanowiłam: w tej rodzinie nie ma ojca? Też powinnaś to zaznaczyć, albo na samym początku, albo pod koniec; na przykład Trevor mógłby pomyśleć, że są z siostrą zdani tylko na siebie. I jeszcze jedno: schizofrenia to konkretna choroba. Zdiagnozowana, czy chłopak tak tylko przypuszcza? Jest w tym coś niejasnego: wydaje się, że dla rodzeństwa to sytuacja zupełnie nowa, zaskakująca, a potem piszesz, że te "abstrakcyjne" wydarzenia są normą i zdarzają się coraz częściej.

Pomimo tych wszystkich zastrzeżeń, uważam podobnie jak Galla: jest to całkiem ciekawy tekst i dobrze rokuje na przyszłość. Widziałbym tu potrzebę przemyślenia i dopracowania rozmaitych szczegółów, lecz całość ma sens i brzmi wiarygodnie, a to naprawdę się liczy :)
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

4
I mnie zdumiewa Twoja metryczka. Tekst jest niezły, pomimo pewnych potknięć. Na pewno lepszy, niż wiele innych, jakie ludzie tu wrzucają.

Wątpliwości budzi u mnie kwestia tego, czy to istotnie jest opowiadanie? Opowiadanie powinno mieć zakończenie, a tutaj go nie widzę. Chyba że ta otwarta kompozycja jest zamierzona.

Trevor uznał, że będzie się przyglądał matce, pilnował ją i co dalej? Brakuje mi tutaj np. strzału z dubeltówki, który pozbawi chłopaka głowy. I bum! mamy zakończenie.

A teraz kilka kwestii natury technicznej:
Panda pisze:Trevor miał 3 lata
Liczebniki słownie. Trzy.
Panda pisze:nielubianym przez okolicznych właśnie z powodu tuszy
Okolicznych co? Kogo? "Okoliczni" to ludzie mieszkający w okolicy?
Panda pisze:Rozległa się seria strzałów

Felicia Swanson z dwururką w rękach
Z dwururki nie strzelasz seriami. Dwa spusty, dwie lufy, dwa strzały. Trudno to nazwać serią.
Panda pisze: Kto strzelał?! - wyraźnie oczekiwał odpowiedzi siostry
Wielka litera. Jeśli nota odautorska nie określa sposobu, w jaki kwestia jest wypowiadana, a odnosi się do świata przedstawionego, to powinna być wielka litera.
Panda pisze:To nie mogło być nic poważnego. - rze

Zamknij się i rób co ci każę. - wzdrygnął się

Już dobrze. - odparł
Tu bez kropki.
W pozostałych przypadkach, kiedy po myślniku nie ma żadnego "rzekł", "odparł", "krzyknął", "wysapał", niczego, co wskazuje na sposób wypowiadania kwestii - kropka i wielka litera.
Panda pisze:Nie trzeba było być wybitnym obserwatorem, żeby to zauważyć.
Zbędne zdanie. Tekst bez niego nie zubożeje.
Panda pisze:Pochylił tułów i ruszył z wolna
Po co się pochylił? Tzn. pochylił tylko tułów. Po co?
Panda pisze:Spokojnie. To nie mogło być nic poważnego. - rzekł Trevor łagodnym głosem, choć sam nie wierzył w to, co mówił
Ja też nie wierzę. W domu słychać strzały, a on mówi, że to nic poważnego? Anglik, tak?
Panda pisze:Postrzeliła się w nogę.
W jaki sposób? Wiem, rana w nodze, dymiąca strzelba, krew, ale w jaki sposób i po co kobiecina wypaliła sobie w nogę?
Panda pisze:rozgrzebywała paznokciami krwawiący krater w skórze
Samo to jest fajne, tylko powinny być dwa kratery, skoro to dwururka.
Panda pisze:Długie przesiadywanie w domu dawało się we znaki, bo z trudem pokonała ten krótki dystans. Wbiegła do środka, chwyciła apteczkę i ciężko dysząc wróciła z powrotem.
Nie kupuję tego. Dyszenie po kilkunastometrowym sprincie w obie strony przy założeniu, że dziewczyna nie jest specjalnie wysportowana, jeszcze mogę przyjąć, ale osłabienie kondycji po długim przesiadywaniu w domu? Ile ona tam siedziała?
Panda pisze:Opatrzył nogę i ułożył ją na dywanie
Po pierwsze, już ją wcześniej okręcił mokrą szmatą.
Po drugie, opatrzył nogę i ułożył ją na dywanie? Odpadła w międzyczasie? To brzmi, jakby noga była oderwana od reszty ciała.
Panda pisze:stawały się one
Zbędne słowo. Wystarczy sam podmiot domyślny.
Panda pisze:już nigdy nie może mu umknąć żaden detal, bo to właśnie z detali buduje się potęgę.
Spytam tak jak Rubia - w jaki sposób detale w zachowaniu matki mają zbudować potęgę? Jaką potęgę? Czyją?
Panda pisze:Pogrążony w zamyśleniu nie zauważył Niny, która po cichu weszła do jego sypialni.
-Trevor? - chłopak zerwał się na równe nogi, lecz odetchnął z ulgą widząc siostrę.
Nie poznał po głosie? Owszem, mógł się wystraszyć, ale nie tego, że to matka.
Panda pisze:Usiadła mu na kolanach i skuliła się niczym kościsty embrion
Na kolanach? Moja siostra siedziała mi na kolanach tylko wtedy, jak było za mało miejsc siedzących w autobusie 1 listopada. Rozumiem, że chłopak jest bratem przyrodnim, ale to nadal mi nie pasuje to rodzeństwa. Chyba że zabiliby matkę i uciekli razem, żeby wziąć ślub :)
Porównanie do kościstego embrionu wyjątkowo nieszczęśliwe, muszę przyznać.
Panda pisze:Nim sen dosięgnął jego przymrużonych powiek, pomyślał o siostrzanym uśmiechu
Na dole postrzelona matka z dwururką, która w dodatku za nim nie przepada, a ten śpi snem sprawiedliwego. Nie klei mi się to :)

Na koniec jeszcze jedna rzecz. Twoi bohaterowie są nienaturalni, nieprawdziwi. Nie wierze im. Dziewczyna najpierw jest roztrzęsiona, potem panikuje, potem znowu roztrzęsiona. Zachowują się w sposób pozbawiony jak dla mnie porządku logicznego. Występuje chaos. Trevor - kompletne przeciwieństwo siostry. Spokojny, opanowany, szuka ciał, opatruje ranę matki. Najbardziej przekonująco wypadła właśnie pani Swanson. Jest niepoczytalna, strzela sobie w nogę, widzi trupy. To mi się podoba.
Musisz poznać swoich bohaterów, wniknąć w ich dusze, zapoznać się z cechami charakteru. Zadać sobie pytanie: "Jak w tej sytuacji postąpiłby Trevor?". Tworzysz ludzi, nieistniejących wprawdzie, ale ludzi. Nie marionetki, które mają iść krok po kroczku ścieżką Twojej fabuły. W pewnym stopniu to oni rządzą tekstem. Jeśli naginasz ich osobowości pod fabułę, to wypadają nieprzekonująco.
Generalnie pominąwszy luki, które wskazałem, jest nieźle. Biorąc pod uwagę Twój wiek, masz jeszcze dużo czasu, żeby ćwiczyć warsztat.

Życzę dalszej owocnej pracy i pozdrawiam :)
„Racja jest jak dupa - każdy ma swoją” - Józef Piłsudski
„Jest ktoś dwa razy głupszy od Ciebie, kto zarabia dwa razy więcej hajsu niż Ty, bo jest zbyt głupi, żeby w siebie wątpić”.

https://internetoweportfolio.pl
https://kasia-gotuje.pl
https://wybierz-ubezpieczenie.pl
https://dbest-content.com

5
Cześć.
W przyszłości postaram się wystrzegać takich błędów, bo nie zwróciłam na nie uwagi.
Faktycznie, dopasowuję bohaterów do swojej fabuły, a nie fabułę do bohaterów. Nie wiem jak bym się zachowała w przedstawionych w tekście sytuacjach. Może to dlatego robię z bohaterów marionetki.
Dziękuję Rubio i Gallo za poprawienie przebarwień, przyznaję, że czasem na siłę chcę wzbogacić tekst, niestety, to działa na odwrót. Z niektórymi kwestiami się nie zgadzam, m.in. z "Protestując, wbiła paznokcie (...)". Uważam, że nie trzeba zmieniać czasownika, ale każdy ma swoją wizję, jak to powinno wyglądać, prawda.
Niemniej otworzyłyście mi oczy na pewne sprawy.

Do Bartosha.
Przyznam, że z niektórych błędów, które wyciągnąłeś, śmiałam się. Zwłaszcza z dwururki i kraterów. Zgadzam się z tym, co napisałeś. W szczególności wzięłam pod uwagę Twoją ostatnią wypowiedź i to właśnie nad nią powinnam dłużej się zastanowić.
Jak już wspomniałam - to prawda. Nie umiem wgłębić się w charakter bohaterów, których tworzę. Najprostszym powodem jest chociażby to, że jest ich kilku i chciałam, żeby każdy miał własną rzeczywistość.
Zdecydowanie bardziej przekonująco wychodzi mi pisanie w pierwszej osobie. Wtedy naprawdę czuję, co piszę. Kiedy brałam się za powyższy tekst, miałam mnóstwo wątpliwości, bo nigdy nie czepiałam się wieloosobowych opowiadań. Spróbowałam, bo uważałam, że warto. Prawda? Warto.
Pierwotnie to miał być fragment pierwszego rozdziału dłuższej powieści. Myślałam o późniejszym rozwijaniu fabuły w kierunku traumatycznej, zagadkowej przeszłości pani Swanson. Z uwzględnieniem dat każdego podrozdziału, w którym opisywałabym ważniejsze, istotniejsze wspomnienia.
Trochę się boję ciągnąć to dalej. Nie czuję się pewnie, gdy piszę tego typu teksty.
Owszem, myślę, że warto byłoby zaryzykować. Pomyślę o tym.
Na pewno, jeżeli już zdecyduję się to rozwinąć, będę brała pod uwagę Wasze uwagi.

Dziękuję Wam bardzo za czas, który poświęciliście na przeczytanie oraz wyrażoną opinię na temat mojego tekstu.
Człowiek jest mieszaniną pychy i nikczemności, wielkości i nędzy; pragnie cnoty, a służy grzechowi; pragnie trwałego szczęścia, a goni za chwilowymi rozkoszami; pan ziemi i nędzny robak.
-Blaise Pascal
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron