Wieczność
Otworzył oczy, w pomieszczeniu było dość ciemno, poszarpane zasłony przepuszczały tylko kilka promieni słońca, które niemrawo padały na podłogę. Zdjął z siebie stary, brudny koc i powoli wgramolił się na wózek. Podjechał do stołu, na którym leżały jego spodnie i koszula – stare i wyblakłe, ale nie podarte. Założył je, po czym odsłonił okno. Pomieszczanie rozjaśniło się – był to duży pokój wyglądający na dawną halę fabryczną. Po spróchniałej, drewnianej i rozpadającej się podłodze walały się pozostałości maszyn. Pośrodku stał wielki fortepian – tak samo, jak wszystko inne w okolicy był stary, drewno zdawało się powoli rozpadać, kiedyś lśniący lakier zbierał teraz tylko kurz. Na stole tuż obok leżał wygnieciony notes, kawałek deski z nieudolnie wyrytą podziałką, kamionkowa taca, stępiony przez lata użytkowania nóż i ołówek. W pomieszczeniu okna znajdowały się tylko we wschodniej ścianie – wszystkie pozbawione były szyb, które wyleciały z nich w czasie wojny. Drzwi, a właściwie framuga była w zachodniej ścianie. Wszystko to składało się na przygnębiający obraz ruiny, która była domem człowieka, zagubionego, zostawionemu ze swą samotnością i kalectwem.
Zablokował hamulce wózka wdrapał się na parapet i patrzył w siną dal. Robił tak codziennie pchany nadzieją, że w końcu zobaczy coś przyjaznego. Nie był zaskoczony tym co zobaczył. Ruiny, coś, co kiedyś było pełnym życia miastem było teraz zbiorowiskiem zniszczonych budynków, wszystko to było przygnębiające i martwe. Wrażenia samotności i izolacji dopełniała mgła zasłaniająca swym ciężkim płaszczem, niczym kurtyną widok na przedmieścia. I tak codziennie.
Po około godzinie z powrotem wgramolił się na wózek i podjechał do stołu. Wziął nóż poprawił nim wyrytą wcześniej kreskę – bezskutecznie. Czynił tak już odruchowo, z przyzwyczajenia, ale bez życia i nadziei. Codziennie od początku wojny... Codziennie od ośmiu lat.
Wojna zaczęła się zaskakująco. Nikt nie spodziewał się, że odważą się zaatakować. Byli przecież sami w tym konflikcie, pozbawieni sojuszników i silnej armii. Ich broniły wspaniałe linie obronne na wchodzie i sojusznicy na północy. Wszystko to zawiodło. Wdarli się tak szybko, że na dobrą sprawę nikt nie zdążył zareagować. Wrogowie poprzedzili szturm ostrzałem artyleryjskim. On zdążył ewakuować żonę i dzieci do hali, w której teraz przebywał. Udało mu się ocalić także fortepian, przedmiot, który na dobrą sprawę był dla niego jak członek rodziny, w końcu był muzykiem. Drugiego dnia jednym uderzeniem weszli do miasta. Przechodzili całymi oddziałami tuż pod oknami hali. Zdawało się, że uda im się uratować, gdy do środka wpadł granat. Przeżył tylko muzyk. Wróg opuścił miasto równie szybko jak je zajął i nigdy nie wrócił. Osiem lat temu...
Sięgnął po kule i zszedł ostrożnie po starych schodach i wyszedł na zewnątrz. Skierował się do śmietnika w poszukiwaniu czegoś do jedzenia. Znalazł to, czego szukał już po kilku minutach. Niewiele – puszkę z fasolką, i trochę wyschniętego mięsa. Codziennie znajdował to samo... Od początku wojny.
Nie szukał wody. Ta ciągle skapywała leniwie z jednej z pękniętych rur w hali do podstawionej, szklanej butelki. Było to o dziwne, tym bardziej, że niemal całe miasto było zniszczone i pompy prawdopodobnie nie działały, a może jednak?
Wszedł na górę, trzymając prowiant w kieszeniach. Usadowił się na wózku, podjechał do stolika i zjadł to, co znalazł. Następnie otworzył notes i wziął ołówek licząc, że uda mu się dokończyć coś, co, jak twierdził, pozwalało mu przetrwać. Swój ostatni utwór, sens życia... Od śmierci rodziny nie mógł nic dopisać... Tym razem także nic nie przychodziło mu do głowy.
Po kilkudziesięciu minutach podjechał do fortepianu i zaczął grać. Codziennie wygrywał wszystkie utwory, które znał: Mozarta, Chopina, siebie... Szukał natchnienia, marzył. Wyobrażał sobie, że gra przed szeroką publicznością i przed tymi, których nie widział od ośmiu lat... Przed rodziną i przyjaciółmi. Natchnienie nie przychodziło. Jedynie łzy zaczęły spływać po jego policzkach. Przestał grać, położył ręce na klawiaturze, głowę na rękach i płakał... I tak codziennie od ośmiu lat.
Słońce skryło się za horyzontem. Podjechał do stołu. Zdjął koszule i spodnie, po czym podjechał do łóżka i zszedł na nie. Przykrył się kocem i zasnął wiedząc, że kolejny dzień będzie wyglądał tak samo...
Nastał kolejny poranek. Tak jak zawsze ubrał się, podjechał do okna i usiadł na parapecie. I wtedy stało się coś, czego się nie spodziewał. Usłyszał głos, rozmowę. Czekał i obserwował. Po chwili z za rogu wyszło dwóch młodych mężczyzn. Obaj rozmawiali ze sobą, byli roześmiani, szczęśliwi. W pewnym momencie spojrzeli w jego kierunku. Poczuł potworny ból, który targnął nim jak uderzenie kamieniem, spadł z parapetu z powrotem na swój wózek. Chwilę potem przerażony i zarazem zaciekawiony znowu wgramolił się na parapet. Nikogo nie było. Nagle usłyszał, że ktoś wchodzi na górę do jego sali. Wsiadł na wózek i zaczął przerażony jeździć bez celu po pokoju. Nikogo jednak nie zobaczył. Zdawało mu się tylko, że słyszy głosy pełne zdziwienia i strachu... Do wieczora wszystko było już w porządku. Wieczorem, gdy grał ponownie usłyszał, że ktoś wchodzi. Przerwał i zaczaił się za fortepianem, chwytając kilka leżących obok cegieł i fragment rury. Zobaczył trzech mężczyzn stojących tuż przed drzwiami. Dwóch z nich już znał. Trzeci natomiast budził przerażenie. Był to dość gruby, starszy mężczyzna odziany w czarny strój i pas ze sznura. Na ramiona miał zarzucony fioletowy, długi szal z wyhaftowanymi na złoto dziwnymi symbolami. Mężczyzna ściskał w dłoniach jakiś mały przedmiot i szeptał jakieś inkantacje. Wszystko to jednak, choć straszliwe i bolesne, było w pewien sposób znajome. W końcu usłyszał coś zrozumiałego.
- Jest gdzieś tutaj, ukrywa się, czuję to.
Muzyk wyjechał i zaczął krzyczeć tak głośno jak tylko potrafił. Intruzi wyglądali na zaszokowanych i przerażonych, ale nie ruszali się z miejsca. Nie mogąc ich odstraszyć zaczął łkać i rzucać cegłami. Dopiero wtedy grubas i młodzieńcy opuścili halę, szepcząc coś o zrozumieniu i oczyszczeniu.
Zapadł zmierzch. Bał się zasnąć, ale jednocześnie zmęczenie samo zamykało mu oczy. W końcu dał za wygraną. Kolejny dzień był już w miarę normalny, słyszał tylko kilka razy głos grubasa. W ciągu tygodnia jednak wszystko ucichło, a on mimowolnie przestał o nich rozmyślać. Kim byli? Czego chcieli? To już nie miało znaczenia, bo mógł wciąż robić to samo... To samo, co od ośmiu lat. Każdego kolejnego dnia oglądać mgłę i zgliszcza, każdego dnia myśleć daremnie nad swoim utworem, grać to, co znał i wreszcie tęsknić, tak jak zawsze...
...Od ośmiu lat...
...Odkąd zginął od wybuchu granatu...
2
Pomysł: ?
No cóż, mogę powiedzieć tylko tyle, że mogłeś wrzucić dłuższy fragment, bo ten praktycznie nic nam nie mówi. Bo mam rację, uważając, że to tylko wstęp?
Jak narazie o pomyśle trudno coś powiedzieć. Rzuciła mi się w oczy pewna nielogiczność. Otóż gość osiem lat siedzi w jakiejś hali, a gdy po tym czasie ktoś go odwiedza jego zachowanie jest takie... nienaturalne? Przydałby się tutaj głębszy opis jego uczuć. Poza tym na początku piszesz:
A potem:
Zdecyduj się, czy to jakiś nieumarły, czy zwykły inwalida. Wydaje mi się, że taki ożywieniec nie potrzebowałby wody, czy jedzenia ze śmietnika (aż dziw bierze, że po ośmiu latach wciąż coś tam znajduje!), ale to już tylko moje indywidualne zdanie. Właśnie szkoda, że nie wyjaśniłeś bliżej o co chodzi, bo po tym wstępie niczego się nie dowiadujemy.
No i skąd wytrzasnął wózek i kule? Z miasta?
Styl: 3
Widać, że masz potencjał. Widać też, że raczej nie piszesz bardzo często. Przynajmniej tak mi się wydaje. Niektóre zdania są niezgrabne, niektóre drętwe. Ogólnie nie mogłem się wczuć, ale też nie było problemów z dojściem do końca. Gołym okiem jednak widać, że warsztat wymaga doszlifowania, ćwiczeń.
Schematyczność: ?
Nie mogę stwierdzić, bo fragment jest za krótki i praktycznie nic z niego nie wynika. Czekam na dalszą część po prostu.
Błędy: 3
Powtórzeniówki:
Interpunkcja, np.:
Literówki, np.:
Ogólnie błędów sporo.
Ocena ogólna: ?
Nie mogę wystawić oceny, bo nie oceniłem pomysłu i schematyczności. Czekam na dalszą część. Narazie mogę powiedzieć, że musisz ćwiczyć styl i dokładniej sprawdzać tekst.
Pozdrawiam.
No cóż, mogę powiedzieć tylko tyle, że mogłeś wrzucić dłuższy fragment, bo ten praktycznie nic nam nie mówi. Bo mam rację, uważając, że to tylko wstęp?
Jak narazie o pomyśle trudno coś powiedzieć. Rzuciła mi się w oczy pewna nielogiczność. Otóż gość osiem lat siedzi w jakiejś hali, a gdy po tym czasie ktoś go odwiedza jego zachowanie jest takie... nienaturalne? Przydałby się tutaj głębszy opis jego uczuć. Poza tym na początku piszesz:
Zdawało się, że uda im się uratować, gdy do środka wpadł granat. Przeżył tylko muzyk.
A potem:
...Odkąd zginął od wybuchu granatu...
Zdecyduj się, czy to jakiś nieumarły, czy zwykły inwalida. Wydaje mi się, że taki ożywieniec nie potrzebowałby wody, czy jedzenia ze śmietnika (aż dziw bierze, że po ośmiu latach wciąż coś tam znajduje!), ale to już tylko moje indywidualne zdanie. Właśnie szkoda, że nie wyjaśniłeś bliżej o co chodzi, bo po tym wstępie niczego się nie dowiadujemy.
No i skąd wytrzasnął wózek i kule? Z miasta?
Styl: 3
Widać, że masz potencjał. Widać też, że raczej nie piszesz bardzo często. Przynajmniej tak mi się wydaje. Niektóre zdania są niezgrabne, niektóre drętwe. Ogólnie nie mogłem się wczuć, ale też nie było problemów z dojściem do końca. Gołym okiem jednak widać, że warsztat wymaga doszlifowania, ćwiczeń.
Schematyczność: ?
Nie mogę stwierdzić, bo fragment jest za krótki i praktycznie nic z niego nie wynika. Czekam na dalszą część po prostu.
Błędy: 3
Powtórzeniówki:
Było to o dziwne, tym bardziej, że niemal całe miasto było
Sięgnął po kule i zszedł ostrożnie po starych schodach i wyszedł na zewnątrz.
że w końcu zobaczy coś przyjaznego. Nie był zaskoczony tym co zobaczył.
Interpunkcja, np.:
nóż przecinekWziął nóż poprawił nim
ołówek przecinekNastępnie otworzył notes i wziął ołówek licząc
zasnął przecinekPrzykrył się kocem i zasnął wiedząc
głośno przecinekzaczął krzyczeć tak głośno jak tylko potrafił.
Literówki, np.:
o TYLE dziwne chyba chciałeś napisaćByło to o dziwne
koszulę ; No. Chyba, że miał więcej niż jedną.Zdjął koszule i spodnie
Ogólnie błędów sporo.
Ocena ogólna: ?
Nie mogę wystawić oceny, bo nie oceniłem pomysłu i schematyczności. Czekam na dalszą część. Narazie mogę powiedzieć, że musisz ćwiczyć styl i dokładniej sprawdzać tekst.
Pozdrawiam.
"Życie jest tak dobre, jak dobrym pozwalasz mu być"
3
cóż, moja opinia jest bardzo podobna do oceny Patrena. Tekst nie zrobił na mnie wrażenia, na początku zdawał się być ciekawy, potem jednak znudził mnie. Widać u ciebie dużą niekonsekwencję. Skoro jednak bohater umarł, to czemu - jako duch - jest inwalidą, skąd to się wzięło, skąd bierze się jedzenie, no i jak duch może jeść? Dobra, może mu się zdawać, że je, ale w takim razie coś musisz o tym wspomnieć. Jak powiedział Patren, widać, że nie piszesz często. Brak ci wprawy. Rozeznania, co czytelnik zrozumie sam, a co musisz mu wytłumaczyć. Pamietaj, ty jesteś autorem, widzisz to, co piszesz, wiesz o co ci chodzi. Jednak jako autor musisz umieć także odpowiednio to pokazać, aby czytelnik także widział, także wiedział.
Stąd też, do oceny, jaką wystawił Patren, ja dodam tylko, że:
jestem na... nie, ale nie zrażaj się, tylko ćwicz dalej
Stąd też, do oceny, jaką wystawił Patren, ja dodam tylko, że:
jestem na... nie, ale nie zrażaj się, tylko ćwicz dalej
"Rada dla pisarzy: w pewnej chwili trzeba przestać pisać. Nawet przed zaczęciem".
"Dwie siły potężnieją w świecie intelektu: precyzja i bełkot. Zadanie: nie należy dopuścić do narodzin hybrydy - precyzyjnego bełkotu".
- Nieśmiertelny S.J. Lec
"Dwie siły potężnieją w świecie intelektu: precyzja i bełkot. Zadanie: nie należy dopuścić do narodzin hybrydy - precyzyjnego bełkotu".
- Nieśmiertelny S.J. Lec