Ostatni autobus odjechał dziesięć minut temu. Samotna postać nadal stała na przystanku. Dookoła na polach rosła pszenica szumiąca na wietrze. W oddali było widać zabudowania małego miasta, z którego pochodził Daniel. Wysoki i szczupły siedemnastolatek z krótkimi włosami czekał na kolegę, z którym miał jechać. Poruszył się nieznacznie, gdy zobaczył, że ktoś idzie w jego stronę. Daniel rozpoznał w tym kimś swojego przyjaciela. Michał był niższy od Daniela i lepiej zbudowany. Jego długie włosy lekko falowały na wietrze.
-Znowu się spóźniłeś.- usłyszał na powitanie, gdy był już wystarczająco blisko.
-Jak to?
-Normalnie. Nigdzie dziś nie pojedziemy. Ostatni autobus już dawno pojechał.
Michał zerknął na zegarek. Rzeczywiście był o wiele za późno. Był zły na siebie, ponieważ znowu przez własną nieuwagę nic nie wyszło z jego planów.
-Przepraszam. W takim razie chodźmy do mnie.
Przyjaciele poszli więc w milczeniu, robiąc sobie skrót leśną ścieżką. W pewnym momencie Michał usłyszał trzask pękających gałęzi i zauważył, że Daniela nie ma nigdzie w pobliżu.
-Pomocy.- Wołanie dobiegało z dziury w ziemi, której nigdy wcześniej nie widział, mimo ze często tędy chodził.
-Nic ci nie jest?- spytał zaglądając do środka głębokiego otworu w ziemi.
-Nie, oprócz tego ze wpadłem do jakiejś studni.- zawołał Daniel.
-Możesz wyjść?
-Nie za bardzo, po za tym nic nie widzę. Masz jakiś pomysł jak mnie stad wyciągnąć? -Michał nagle umilkł.- Cholera. To jakiś tunel.
-Co ?
-Zaraz wrócę. Zobaczę może uda mi się stad tędy wyjść.
Michał przysiadł na trawie wokół dziury zastanawiając się, co znalazł jego przyjaciel. Po dłuższej chwili dostrzegł światło z dna studni i usłyszał wołanie przyjaciela.
-Znalazłem latarkę. Musisz tu przyjść i to zobaczyć.
-Znalazłeś wyjście?
-Tu jest drabina, ale znalazłem cos lepszego. Chodź i zobacz.
Michał pełen niepewności co do słuszności tego pomysłu, z racji tego że i tak nic dziś lepszego nie zrobi, zaczął szukać nogą drabiny. Po chwili wymacał ją stopa i zaczął schodzić. Gdy był juz na dnie oświetlił go snop jasnego światła.
-Chodź za mną.- powiedział do niego przyjaciel.
Przed nimi ciągnął się długi tunel, kończący się jasną salą. Jego ściany całe były porośnięte mchem, co wskazywało, że był on nieużywany od bardzo dawna. Szli w milczeniu zastanawiając się co właśnie odkryli. Nagle trafili na mniejsza odnogę kończącą się rumowiskiem.
-Co to u licha jest?
-Na końcu jest cos lepszego -odparł tajemniczo Daniel, widząc zdziwienie na twarzy towarzysza.
Michał nie pytał juz o nic, aż doszli do końca korytarza. Po drodze minęli jeszcze kilka zawalonych korytarzy. Gdy w końcu dotarli do końca ich oczom ukazała się ogromna sala zastawiona regałami. Na pustych i zniszczonych starością półkach gromadził się kurz. Wyglądem przypominała opuszczoną bibliotekę. Była bardzo dobrze oświetlona, ale chłopcy nie potrafili zlokalizować źródła światła.
-Skąd pod naszym miastem wziął się cały system tuneli? I czemu nikt wcześniej tego nie odkrył?- zapytał Michał coraz bardziej zdenerwowany faktem, że zamiast jechać autobusem na imprezę do kolegi zwiedzał dziwne tunele.
-Nie mam pojęcia, ale na pewno nie jest używane od dziesiątek lat. Skąd tu w ogóle jest światło?
-Wygląda jakby to ściany świeciły.- Michał nie miał ochoty na zgłębianie tajemnic tego miejsca.
Przyjaciele szli dalej aż doszli do końca sali.
-Wracajmy nie podoba mi się tu. Powiemy komuś o tym i będziemy mieli to z głowy.
- Zaczekaj chwile, chce cos jeszcze sprawdzić. -powiedział Daniel, zostawiając przyjaciela samego.
- Znalazłem schody.- rozległo się po chwili.
Michał zaraz był przy nim patrząc z niepewnością na schody prowadzące w jeszcze głębiej.
-To się nie skończy dobrze. Uwierz mi.
Daniel juz nie słuchał przyjaciela tylko biegł po schodach w dół. Michał chciał go zatrzymać, ale kolega wyśliznął mu się. Do malutkiej sali z wpadli zaraz po sobie. Z pomieszczenia odchodziło sześć korytarzy prowadzących w ciemność.
-Nie idź dalej.- Nalegał Michał, ale Daniel już badał, co znajduje się w pierwszym, kończącym się ślepym zaułkiem tunelu. Gdy zabierał się do wejścia do drugiego drogę zablokował mu jego przyjaciel.
-Słuchaj, nie wiem co może być na końcu tych tuneli i nie chce wiedzieć. Wracajmy juz na powierzchnię.
-Te tunele kończą się ścianami- rzucił Daniel wchodzą do innego tunelu.
Michał zrezygnowany przysiadł na ziemi. Nie chciał tu być, ale nie chciał też zostawić przyjaciela samego. Zastanawiając się nad odejściem od badającego to dziwne miejsce Daniela, zobaczył że jeden z kamieni dziwnie się błyszczy. Podniósł go i przetarł. Kamień okazał się być monetą. Bardzo starą monetą. Rozejrzał się w poszukiwaniu następnych, gdy usłyszał, że Daniel coś do niego krzyczy. Nie odróżniał słów zniekształconych przez echo. Pomyślał że może cos się mu stało i chciał biec z pomocą, ale nie wiedział, którym korytarzem poszedł jego towarzysz. Odpowiedź tej zagadki w postaci Daniela przyszła sama.
-Znalazłem coś co ci się spodoba.- Michał zaciekawiony znalezioną monetą poszedł za kolegą.
Do niedużej komnaty weszli jednocześnie. Daniel wyłączył latarkę, a mimo to nadal było jasno. Sala była nieduża, ale wyglądała na bogatą. Ściany sprawiały wrażenie zrobionych z czystego złota wyłożonego kamieniami szlachetnymi. Na samym środku tego dziwnego pomieszczenie stał kamienny łuk. Wysoki na dwa metry szary kamień pośrodku złotej sali sprawiał wrażenie wyjętego z innej rzeczywistości. Światło wydawało się pochodzić właśnie od niego. Na drugim pokoju stał rząd zastawionych regałów. Przyjaciele poszli w tamtą stronę, przechodząc przez kamienny łuk. Nagle światło z sali przygasło. Michał odwrócił się i ostatnie co zobaczył to oślepiający błysk z samego środka łuku. Potem już nic nie pamiętał.
*****
Obudził się, gdy słonce juz chyliło się ku zachodowi. Rozejrzał się w około mocno zaskoczony. Był w środku lasu, chociaż jego ostatnie wspomnienie pochodziło z dziwnej sali w podziemiach. Pomyślał że to Daniel go wyciągnął, ale zobaczył go leżącego obok siebie. Obudził przyjaciela jak najszybciej. Daniel otworzył oczy i omal nie krzyknął z przerażenia.
-Co się stało?- Zapytał pochylonego nad nim Michała.
-Nie wiem. Jak byliśmy w tamtej sali, odwróciłem się i zobaczyłem błysk. Nic więcej nie pamiętam.
-Ktoś musiał nas stamtąd wyciągnąć. I to daleko nas wyciągnął.
-Jak to daleko? - spytał coraz bardziej zdumiony Michał.
-Inny las. Nie zauważyłeś, że w naszym drzewa nie mają liści?
Michał dopiero teraz spróbował rozróżnić szczegóły otoczenia. Wcześniej nie zwracał uwagi na takie detale. Jeszcze bardziej niepokojące było to, że teren wokoło był najeżony pagórkami, których wcale nie powinno tu być.
-Kto mógł nas tu zabrać?
-Nie mam pojęcia. Zabrał nam też telefony. Musimy pomyśleć jak wrócić do domu.
Michał przeszukał swoje kieszenie, ale nie miał w nich nic oprócz złotej monety, którą znalazł w tunelach.
-Powinniśmy znaleźć jakieś miasto, albo chociaż ulicę zanim się ściemni.
Chłopcy wstali i otrzepali się z trawy i błota. Poszli w stronę pierwszego pagórka. Gdy byli już na szczycie, Michał zapytał:
-Uda ci się wejść na któreś drzewo?
-Pewnie tak. - wskazał na najbliższe drzewo, wyglądające na odpowiednie.
Postawił stopę na najniższej gałęzi i wybił się w górę. Gdy był już w połowie wysokości, zatrzymał się, po czym zaczął schodzić.
-Nie dam rady wejść po tym drzewie. -powiedział i zaczął wchodzić na inne. Tym razem poszło mu lepiej i dotarł na sam wierzchołek. Omal nie spadł gdy rozejrzał się po okolicy. Pagórek na którym byli chłopcy był niski, ale okazał się najwyższym w okolicy. Na południu, w niewielkiej odległości stało kilka samotnych gór. Z pozostałych stron las ciągnął się aż po horyzont. Dopiero krzyki przyjaciela sprowadziły go na ziemie. Nie rozpoznał słów, ale domyślił się, że Michał woła go na dół. Zaczął więc pospiesznie schodzić. Gdy był już przy ziemi, gałąź załamała się pod jego ciężarem i chłopak runął na dół. Upadł plecami na miękką ziemie, ale i tak silnie poczuł uderzenie.
-Nic ci nie jest?- Michał pobiegł szybko do kolegi
-Nie. Chyba nic sobie nie zrobiłem.
-To dobrze. W którą stronę idziemy?
-Nie mam pojęcia.
-Jak to? To co robiłeś tak długo na tym drzewie? - Michał zaczynał się niepokoić, że kolega ma bardzo złe wieści.
-Nic tu nie ma. Żadnych miast, ani ulic. Tam jest tylko kilka gór.- powiedział wskazując na południe.- Ten las ciągnie się w każdą stronę, aż po horyzont.
-To co robimy?
-Musimy iść. Możemy spróbować dojść do tych gór. Trzeba znaleźć jakieś schronienie na noc.
Przyjaciele ruszyli na południe, mając nadzieję, że uda im się dotrzeć do jakiegoś miejsca, z którego będą mogli wezwać pomoc.
Szli już od godziny, gdy zaczęło się ściemniać. Daniel dotknął swojej lewej ręki, która nadal go bolała, aby sprawdzić czy nic się z nią nie stało. W tym momencie usłyszał jakiś dziwny dźwięk.
-Czekaj cos słyszę. -zawołał do Michała, który stanął w miejscu nasłuchując.
-Tez to słyszę. - odpowiedział po chwili. - To konie. Szybko może tam ktoś jest i pomoże nam wrócić do domu.
Przyjaciele pobiegli w stronę, z której dochodziły odgłosy zwierząt. Biegli kilka minut, aż w końcu las się skończył i chłopcy wybiegli na ubitą dróżkę, omal nie wpadając do strumienia płynącego na jej skraju. Drewniany wóz zaprzężony w parę koni jechał prosto na przyjaciół. Woźnica ubrany w szare i zniszczone ubranie, pociągnął za lejce próbując zatrzymać konie. Przyjaciele uskoczyli w stronę lasu, aby nie wpaść pod pędzące konie. W końcu wóz zatrzymał się kilka metrów dalej. Przyjaciele wstali i spojrzeli na wielkie drewniane koła powozu. Cały wykonany z był drewna, oprócz płachty, która stanowiła jego dach.
-Chcecie żebym was przejechał? Warknął woźnica.
-Nie. Przepraszamy. czy mógłby pan nas podrzucić?
-Jadę tylko do najbliższego miasta- odparł podejrzliwie woźnica.
-Wystarczy -odpowiedział Daniel.
-Mam mało miejsca, ale jak się zmieścicie to wchodzicie.
Przyjaciele podeszli do tyłu wozu. Gdy zajrzeli do środka zobaczyli drewniane beczki i worki. Miejsca było bardzo mało. Usiedli na sianie, które leżało w głębi wozu. Beczki sprawiały, że chłopcy ledwo się na nim mieścili.
Podczas jazdy próbowali rozmawiać, ale jakoś nie mogli, znaleźć żadnego tematu. Siedzieli więc w milczeniu. Gdy słońce już zaszło, a na zewnątrz zrobiło się ciemno, powóz zatrzymał się. Michał wyjrzał z wozu chcąc sprawdzić co się stało.
-Dlaczego stoimy. Powiedział do woźnicy, który niespodziewanie pojawił się obok niego.
-Chcecie jechać w nocy?- spytał zdziwiony pytaniem. Wysiadajcie.
Chłopcy szybko wyszli, zmęczeni jazdą w niewygodnych pozycjach. Zobaczyli, że mężczyzna rozpala ognisko na małej polance. Droga, którą jechali znajdowała się kilka metrów dalej.
-Siadajcie.- zaprosił ich gestem. Gdy już usiedli na trawie obok ogniska nieznajomy powiedział: Nazywam się Adam. Przepraszam, że wcześniej się nie przedstawiłem. Skąd wy jesteście?
-Jestem Daniel. Jesteśmy z pod warszawy. -Adam spojrzał na niego przenikliwym wzrokiem. Sprawiał wrażenie jakby nigdy wcześniej nie słyszał tej nazwy.
-Jak długo będziemy jeszcze jechać? spytał Michał przerywając chwile milczenia.
-Jutro wieczorem powinniśmy być na miejscu. Może za dwa dni.
-Po co pan tam jedzie takim czymś.
-Mówisz o wozie?- Adam spytał jakby to nie było nic nadzwyczajnego. - Jadę na targ. Muszę jakoś zarabiać-. Po tych słowach znowu zapadła niezręczna cisza.
-Co robiliście w tym lesie?- Adam zmienił temat.
-Nie wiemy.
-Jak to nie wiecie.- Mężczyzna popatrzył się na nich z ogromnym zdziwieniem
-Spóźniliśmy się na autobus i jak wracaliśmy, wpadliśmy do jakichś tuneli. Potem obudziliśmy się w tym lesie. Ktoś musiał nas tu przywieźć.
Adam zamyślił się po tych słowach i więcej się już do nich nie odzywał. Odszedł od ogniska i położył się spać w swoim wozie, zostawiając przyjaciół samych.
-Obraził się czy co?
-Nie wiem. Trzeba było mu nie mówić o tych tunelach. Może pomyślał, że zmyślamy, bo chcemy coś ukryć. Co teraz robimy?
-Pójdziemy spać. Jutro dojedziemy z tym gościem do miasta i skontaktujemy się z rodzicami. Spytamy się gdzie jest komisariat i zostawimy go już w spokoju.
-I co niby powiemy rodzicom?
-Prawdę.
Przyjaciele położyli się na trawie. Daniel długo nie mógł usnąć, dręczony przeczuciem, że nie wszystko pójdzie zgodnie z planem.
*****
Następnego dnia Adam obudził przyjaciół wczesnym rankiem.
-Jak długo można spać zapytał z oburzeniem?
Chłopcy wstali zdezorientowani. Słońce dopiero wzeszło.
-Zaraz wyjeżdżamy. Zjedzcie teraz, chyba że wolicie jeść podczas jazdy.
Daniel i Michał dostali na śniadanie po kawałku suszonego mięsa i sucharze. Nie byli zachwyceni, ale nie mieli nic innego. Gdy już zjedli Adam siedział na swoim miejscu, gotowy popędzić konie. Wóz ruszył od razu gdy chłopcy weszli do środka.
-Że mu się chce tak rano wstawać.
-Ten wóz jedzie wolno, a chce pewnie dojechać szybciej do miasta.
-Pewnie masz racje. Nie wiem jak ty, ale ja idę jeszcze spać.- Po tych słowach Michał ułożył się na sianie i chwile potem zasnął. Daniel także nieprzyzwyczajony do tak wczesnego wstawania poszedł w ślady kolegi. Obudził go woźnica, który głośno z kimś rozmawiał.
-Słuchaj podzielę się z Tobą nagrodą jeśli puścisz mnie od razu.
-Jaką nagrodą? Zainteresował się nieznajomy.
-Znalazłem kolejnych przybyszów. Tym razem dwóch. Wiesz ile w mieście płacą za takich.
-Nie oszukujesz mnie?
-Nie, możesz sam sprawdzić.
-To zapłać teraz.
-Nie mam teraz tych pieniędzy. Zapłacę ci gdy będę wracał. Wiesz że ciągle tędy jeżdżę.
Podeszli obaj do tyłu wozu. Gdy zajrzeli do środka daniel udawał że nadal śpi. Nie rozumiał nic z tego co się stało, ale wiedział, że lepiej się nie wychylać. Nieznany mężczyzna przypatrywał się im dłuższą chwilę. Gdy już obaj odeszli rozmawiali ze się sobą jeszcze moment. Niedługo potem wóz ruszył, a Daniel odczekał chwilę i gdy już był pewny, że nie go nie usłyszą obudził Michała.
-Dojechaliśmy już?- spytał półprzytomny.
-Nie, ale słuchaj. Słyszałem ja ten woźnica z kimś rozmawiał. Mówił tak jakby chciał nas komuś sprzedać.
-Jak to?
-Mówił o jakiejś nagrodzie i że ktoś dużo płaci za przybyszów..
-Nic nie rozumiem.- Mówił zdezorientowany Michał.
-Ja tez nie. Może nie chodziło mu o nas, ale nie powinniśmy się narażać. Od momentu gdy mu powiedzieliśmy o tunelach zaczął zachowywać się dziwnie wobec nas. Jak tylko będziemy w mieście, musimy mu uciec. Albo nawet wcześniej dodał po chwili zastanowienia.
-Dobra. Masz rację. Ktoś będzie musiał wyglądać i jak tylko zobaczymy miasto, wychodzimy.
-Mogę być pierwszy. Po tych słowach Daniel wstał z siana i przeszedł po workach na skraj wozu. Przysiadł na mniejszej beczce, która stała pod ścianą i zaczął rozglądać się po okolicy. Las był dużo rzadszy, a w oddali było widać kilka zaprzęgów podobnych do tego którym jechali, czekających na przejazd przez most.
-Tu jest więcej takich wozów.
-Co?
-Wszyscy podróżują takimi wozami. Mam wrażenie, że miasto też nie będzie takie jak się spodziewamy.
-Co masz na myśli?
-Nie wiem dokładnie. Tak tylko głośno myślę.
-Obudź mnie jak już będziemy wyskakiwali.- Po tych słowach Michał poszedł spać dalej. Daniel oparł głowę o płachtę i obserwował las. Zaprzęg poruszał się z niedużą prędkością. Około południa las się nagle skończył, a jego miejsce zastąpiły pola pełne zbóż. Michał obudził się godzinę później.
-I jak?- spytał kolegi.
-Nic nowego. Żadnych miast.
Przyjaciele siedzieli w środku obserwując monotonny krajobraz. Przez kilka godzin zastanawiali się kto ich mógł tu przywieść, ale mimo to nie doszli do niczego.
Gdy nastał już wieczór wóz się zatrzymał. Daniel chciał wyskoczyć i zobaczyć co jest z przodu, ale pojawił się przed nim Adam.
-Dojechaliśmy.- oznajmił radośnie.
Za nim stało trzech żołnierzy w czerwono czarnych płaszczach. Dwóch z nich opuściło miecze gdy zobaczyli, że przyjaciele są bezbronni. Trzeci nadal trzymał włócznie w rękach, w każdej chwili gotowy nią uderzyć.
-O co chodzi?- Tylko tyle zdążył powiedzieć Daniel, zanim zorientował się co się dzieje.
Żołnierz z włócznią nadal stał w gotowości, podczas gdy jego towarzysze złapali chłopców i wyciągnęli siłą z wozu. Przyjaciele byli zbyt zaskoczeni tym co się stało, aby jakkolwiek zareagować, więc stali nieruchomo patrząc ze zdumieniem na widok który rozciągał się przed nimi. Wóz stał zatrzymany przed wielką bramą w grubym kamiennym murze, za którym znajdowało się miasto. Z jego szczytu przyglądali się im inni strażnicy w takich samych płaszczach, jak ci którzy byli na dole. Za murem widać było wieże pałacu górującego nad miastem. Krata w bramie była opuszczona, ale widać było za nią miasto, które wprawiało przyjaciół w jeszcze większe zdumienie. Ulica wyłożona była zwykłymi kamieniami, a domy pokryte były strzechą. Niskie drewniane ściany były pochylone w stronę ulicy, grożąc zawaleniem. Pełno było ludzi ubranych w stare zniszczone ubrania ,wyglądających na bardzo biednych, a pod ich nogami plątały się wszelkiej maści zwierzęta.
-Gdzie my jesteśmy? - Spytał Daniel oszołomiony widokiem, który miał przed sobą.
-Cisza. Idziemy. -krzyknął strażnik, popychając chłopców w stronę kraty, która właśnie zaczęła się podnosić.
Gdy już podniosła się wystarczająco wysoko przeszli pod nią wchodząc w sam środek nieprzerwanej rzeki ludzi i zwierząt. Za nimi jechał wóz na którym tu przyjechali, a jego właściciel uśmiechał się pod nosem. Michał próbował się wyrwać z uchwytu, ale gdy mężczyzna trzymający go przyłożył mu miecz do gardła zrezygnował z dalszych prób. Szli w milczeniu przyglądając się dziwnemu miastu. Chwilę później stanęli przed budynkiem niczym nie różniącym się od pozostałych, a strażnicy otworzyli przed nimi drzwi. Zeszli po schodach do niewielkiego pomieszczenia, które okazało się być wejściem do lochów. Strażnik, który siedział na krześle za biurkiem spojrzał tylko przelotnie na przybyłych.
-Cela na końcu jest wolna.- rzucił do żołnierzy.
Położył klucze na blat biurka. Mężczyzna z włócznią wziął je i poszedł na drugi koniec małej salki. Otworzył drzwi, a pozostali strażnicy wepchnęli przyjaciół do wąskiego, ale długiego korytarza. Po obu jego stronach znajdowały się cele w których byli więźniowie. Strażnicy zaprowadzili ich na sam koniec, do małej i brudnej celi. W środku panował półmrok. Nie było okien, a światło zapewniała tylko jedna pochodnia płonąca na korytarzu. Ściany porastał grzyb, a jedynym meblem był mały siennik. Gdy chłopcy już weszli strażnik zamknął cele. Kraty były zardzewiałe, ale nadal grube i mocne.
-Wypuście nas. To jakaś pomyłka. krzyknął Daniel, ale strażnik go zignorował.
-Gdzie my jesteśmy?- rzucił w przestrzeń Michał.
-Nie mam zielonego pojęcia, ani gdzie jesteśmy, ani co się właśnie stało. Jest już wieczór, więc proponuję się przespać, a jutro zobaczymy co da się zrobić. –powiedział Daniel.
Michał zajął miejsce na sienniku, a Daniel położył się pod ścianą. Mimo wydarzeń tego dnia zasnęli szybko zmęczeni długą jazdą.
Przeniesieni[fantasy][fragment]
1
Ostatnio zmieniony pn 07 kwie 2014, 15:46 przez Piotrekp0, łącznie zmieniany 2 razy.