Witam.
Właśnie skończyłem i nie mam pomysłu na tytuł. Jeśli ktoś ma jakąś propozycję to bardzo proszę napisać. Za wszelkie błędy przepraszam. To dopiero druga w mym życiu opowieść, którą napisałem od początku do końca.
Żył w Kaelu pewien alchemik, prawdziwy mistrz w swoim fachu. Dzięki stworzeniu wywaru, który dawał siłę trzech chłopa, imię Kyola znane było na całym południu, od wschodnich wybrzeży Kaelu, po ognistą górę na wielkiej pustyni Igin. Sukces często niesie ze sobą pieniądze. Za sprzedane mikstury, zarobił mnóstwo złota, które przeznaczył na dom, wyposażony w w bibliotekę i najwspanialsze laboratorium jakie widział świat.
Większą część życia spędził szukając odpowiedzi na dręczące go pytania w książkach, które nabywał podróżując po świecie, bądź otrzymał w prezencie od wpływowych przyjaciół. Zdobytą wiedzę wykorzystywał w swej pracowni, gdzie stworzył wiekopomne dzieła.
Jednak wraz z upływem lat, pytania były trudniejsze, a znalezienie odpowiedzi na nie niemal niemożliwe. Nigdy nie był zbyt religijny, jednak co jakiś czas uczęszczał do świątyni boga Puera. Tam też usłyszał o Kahivirze od kapłana, który straszył go wiecznym potępieniem za zaniechanie praktyk religijnych, albowiem na wyspę mevara Kahivira trafiali rządni wiedzy, by jako jego słudzy cierpieć za swe grzechy. Kahivir był mevarem wiedzy. W jego wieży była biblioteka, w której to varraki, szaroskóre stwory bez oczu, spisywały wszelkie informacje, odpowiedzi na wszystkie pytania.
Kyol zapragnął udać się na wyspę Kahivira. by zgłębić jego tajemnice. W tym czasie do miasta przybyła Burka, wiedźma, której konszachty z mevarami przeszły do legendy. Wiedźmy kochają złoto, a Kyol miał go pod dostatkiem. Burka zgodziła się zesłać Kyola na mevarską wyspę. W tym celu odprawiła w jego domu przerażający rytuał. W wielkiej, kamiennej donicy zakopała książkę. Recytując plugawe zaklęcia przebiła sztyletem sowę, której jej krwią polała trzy orzechy, po czym położyła je na ubitej ziemi. Wyznała Kyolowi, że w donicy wyrośnie roślina, którą musi ściąć, gdy ta dojrzeje. Wtedy znajdzie się na wyspie mevara Kahivira.
I wyrosła. Wielka, przedziwna, o łodydze niczym drzewa pień, najeżonej licznymi kolcami, z których to czubków wypływał czarnej barwy sok. Korona rośliny składała się z wielkich, niebieskich liści, które skrywały coś na kształt książki, zakopanej przez wiedźmę, tyle że znacznie większego i pokrytego obrzydliwym płynem.
Siekiera Kyola ledwie musnęła roślinę, a ta drgnęła, ''książka'' rozwarła się niczym paszcza i pochłonęła przerażonego alchemika. Kyol znalazł się w ciasnym tunelu. Czołgając się, próbował spojrzeć poza otaczające go ciemności. Dostrzegł pośród mroku maleńki, biały punkcik i ruszył w jego kierunku. Im dłużej pełzł, tym tunel stawał się większy, co pozwoliło mu kroczyć wyprostowanym. światło coraz bardziej go oślepiało, aż w końcu nie widział nic prócz świetlanej bieli, którą po krótkiej chwili przegnało światło dnia. Jego oczom ukazał się ogród, tak piękny i wspaniały, że nawet urok podziemnych lasów Silverin nie mógł z nim konkurować. Drzewa, duże i małe, kwiaty, krzewy, które w większości widział tylko w książkach, a niektórych nie potrafił nawet nazwać. Nad drzewami unosiła się wysoka wieża, czarny słup pośród zielonych mórz. Pośród roślin ciężko pracowali ludzie, jakby nie z tego świata, smutni i nadzy, zakuci w ciężkie kajdany z czarnego kamienia. Patrząc na nich, Kyol czuł żal. Zemdlał, gdy ujrzał ich umęczone twarze, z których ktoś wyrwał oczy. Byli to ludzie, którym za życia obojętne były boskie prawa, a ich serca, miast światło, ogarnęła czarna żądza poznania.
Obudził go głos starca, wydobywający się z sinych ust, zdobionych obrzydłymi zębami, które pożółkły od przepływających przez nie mórz plugawych słów.
- Żaden śmiertelnik nigdy nie przybył na moją wyspę. Ty jesteś pierwszy. Gratuluję. A teraz wstawaj i wracaj na tą arenę bękartów, którą nazywasz domem, albo wtrącę twego ducha do morza moich niewolników.
Kyol ujrzał starca, odzianego w szary, roboczy strój alchemika. Głowę zdobiła mu czarna korona, a oczy zasłoniła szara opaska. Kyol padł na kolana.
- Panie, mogę ci służyć, choćby od zaraz, ale wpierw pozwól mi poznać wszelkie tajemnice tego świata.
- Wyjrzyj za okno i zobacz ile dusz mi służy, na nic mi kolejny... – urwał, by poprawić szarą szmatę, którą przewiązał się, by zasłonić oczy - Jednak masz usta, o tak. Jakże piękny to dar, dla tak marnych istot jakimi są ludzie. Będziesz biegał do ogrodu i przynosił mi wszystko czego zapragnę, a przede wszystkim będziesz rozmawiał ze mną kiedy tylko zapragnę, a zdradzę ci wszelkie tajemnice tego świata.
Kyol bez namysłu przystał na propozycję Kahivira. Za dnia przynosił z ogrodu do wieży wszystkie potrzebne mevarowi składniki. Wieczorem zaś, był obecny w laboratorium, gdzie pomagał mistrzowi mieszać coraz to nowe mikstury. Kahivir odkrył jak stworzyć specjalny napar, który dawał Kyolowi energię, odnawiającą się podczas snu, dzięki czemu mógł spędzać noce studiując księgi w wielkiej bibliotece mevara Kahivira. Patrząc na varraki, spisujące dla swego pana wszelką wiedzę, zastanawiał się, dlaczego mevar chce rozmawiać akurat z nim, mając przy sobie zastępy stworów, które mają usta. Nie wiedział bowiem, że w słowach varów, brak najmniejszego sensu, który jest w mowach ludzi, a który tak bardzo cenią sobie mevary.
Pewnego razu Kahivir spytał, dlaczego ten jada tak mało, gdyż wydawało mu się, że ludzie, objęci klątwą Merotha, muszą zjeść znacznie więcej, by zaspokoić głód. Kyol przyznał, że czasem bywa głodny, jednak woli miarkować jedzenie, by nie nabawić się wielkiego brzucha, obecnego w jego rodzinie od zawsze. Mevar wpadł na pomysł stworzenia eliksiru, który mógłby pozbyć się tuszy z ciał śmiertelników. Czym prędzej posłał Kyola do ogrodu, a sam udał się do laboratorium. Kyol przyniósł to co mu przykazano i gorliwie pomagał mistrzowi, jednak gdy ten rozkazał wrzucić do kotła czarną rzepę, zawahał się. Czarna rzepa była składnikiem wywaru siły Kyola i silnie wpływała na przyrost masy, co nijak miało się do mikstury pomagającej schudnąć. Nie posłuchał rozkazu i odłożył rzepę. Mevar dostrzegł nieposłuszeństwo ucznia. Opętany gniewem, wylał na Kyola zawartość kotła i zesłał go na Milth.
Gdy tylko Kyol opuścił wyspę, poczuł ogień palący go od środka. Powietrze zdawało się nie przechodzić mu przez gardło. Mięśnie zwiotczały. Czuł, jak z każdą sekundą ucieka z niego życie . Wkrótce był już tylko skórą, naciągniętą na kości. Tak powstała pierwsza choroba. Nim Kyol zmarł, przeszła na rośliny i zwierzęta. Przez wieki Kahivir mnożył je, udoskonalał i nęka nimi świat po dziś dzień.
Mevar i Kyol
1
Ostatnio zmieniony pt 14 mar 2014, 19:22 przez LordofGlory, łącznie zmieniany 2 razy.