Naxarar - tytuł roboczy

1
Naxarar

Słowem wstępu:
Powieść tą z założenia, miałam napisać w narracji I osobowej. Powstało nawet kilka fragmentów pisanych w ten sposób. (Wszystko do przeróbki.)
Narrację zmieniłam na III osobową, bo po namyśle stwierdziłam, że lepiej odda ona niektóre sytuacje.

Zakładam też, że fragment ten nie jest jeszcze postacią finalną. Nie wszystko "brzmi" w nim tak jak powinno. Być może przytoczycie kilka pomocnych sugestii. Liczę na konstruktywną krytykę.

Opinią o całości też nie pogardzę :)

...........................................................................................................................

- Widzisz ich? Są na szczycie wzgórza. – Wskazał punk pomiędzy dwoma skałami. – To zwiadowcy. W Maradar zwęszyli już, że coś się wydarzyło.
- Skąd wiesz, że są zwiadowcami? – Megan w końcu dostrzegła dwie postaci przemieszczające się na zachód. Całe szczęście nie zostali przez nich zauważeni.
- Mają lekką odzież, taką na długie wyprawy. – Wyjaśnił.
- A to przy pasie?
- To sakwy z jedzeniem. Mają w nich zapas na parę dni.
Nie wyglądało to najlepiej. Istoty których najbardziej się obawiała, wiedziały już, że ktoś obcy pojawił się w ich świecie. Czuła, że od tego momentu wszystko zacznie staczać się po równi pochyłej. Nie dość, że siedziała po uszy w ściekach, to jeszcze ktoś spuszczał na nią wodę.
- Skąd wiedzą, że tu jestem?
Ishi wzruszył ramionami.
- Nie mam pojęcia. Za każdym razem jak pojawia się ktoś z twojego świata, oni to po prostu czują. Wasze rasy łączy w końcu wspólna historia.
Momentalnie zamkną buzię i dyskretnie odwrócił wzrok. Ten dziwny odruch, nie uszedł jednak uwadze Megan. Przypuszczała, że zapewne zreflektował się, iż powiedział coś, co wcześniej starał się ukryć. Nie mogła tego tak zostawić.
- Jak to wspólna historia?
Udawał, że ją ignoruje, w skupieniu wpatrując się we schodzące teraz wzdłuż zbocza postaci. Zachowywał się tak, jakby wcale jej tam nie było.
- Ishi! – Podniosła głos, starając się zwrócić jego uwagę.
Poskutkowało. Od razu się odwrócił i przykładając palec do ust, dał do zrozumienia żeby była ciszej.
- Będę cicho, jeśli powiesz mi, o co ci chodziło – atakowała uparcie.
Z jakiej racji, ten kurdupel rościł sobie prawo do zatajania przed nią tego typu informacji? Przecież w tym mógł tkwić klucz do powrotu na Ziemię. Jeśli robił to celowo, to czy mogła mieć pewność, że rzeczywiście stoi po jej stronie? Może nie bez kozery, każdy pojawiający się tu przed nią człowiek wybierał drakkan, a od rasy Ishiego trzymał się na odległość? Może to Ishi był tym „złym”?
Miała taki mętlik w głowie, że na chwilę całkiem zapomniała o zwiadowcach kręcących się w pobliżu. Czując się coraz bardziej skołowana, zamknęła oczy i z trudem odrzuciła od siebie wszystkie męczące ją myśli, na powrót skupiając się na czasie teraźniejszym.
- Powiedz mi, co miałeś na myśli, albo wybiegnę na pole i zacznę krzyczeć. – Zagroziła.
- Zwariowałaś? Chcesz dać się złapać?
- No i co z tego? Sam przecież mówiłeś, że każdy człowiek, wcześniej czy później do nich trafiał. – Prawie każdy. Dorzuciła w głowie. – No i ponoć mamy jakąś wspólną historię. Prawda? Sam tak przed chwilą gadałeś.– Próbowała zastosować najbardziej wredny ton, na jaki było ją stać. Zamierzała pokazać, że mówi poważnie i w razie potrzeby, faktycznie nie zawaha się wyjść z kryjówki.
Widocznie go to przekonało, bo usiadł wygodniej i plecami oparł o pień za którym się chowali. Nie bardzo wiedział, od czego zacząć. Czuł, że Megan przestaje mu ufać i wcale go to nie dziwiło. On też na jej miejscu oczekiwałby odpowiedzi. Kiedy jednak powie jej o wszystkim, cała sprawa jeszcze bardziej się zagmatwa. Chciał jej tego oszczędzić, ale nie wyszło.
- No i? – Zniecierpliwiona wpatrywała się w niego jak sroka w gnat.
Westchnął i odwzajemnił spojrzenie.
- Powiem ci wszystko jak tylko stąd znikną. – Obiecał.
- Z ręką na sercu?
Nie bardzo rozumiał, o co jej chodzi.
Zorientowała się, że mówi niezrozumiale i wyjaśniła.
- W sensie, że mnie nie okłamujesz. Musisz położyć dłoń na sercu, o tak… – Zademonstrowała na sobie. – I powiedzieć, że przysięgasz mi wszystko powiedzieć.
Powtórzył jej gest, kładąc zaciśniętą pięść na klatce piersiowej.
- Przysięgam, że wszystko ci powiem.
- Wszystko o co zapytam?
Zawahał się przez ułamek sekundy.
- Wszystko o co zapytasz – dodał nieco apatycznie.
Wyglądała na usatysfakcjonowaną i tak też się czuła. Co prawda nie rozwiało to jej wątpliwości względem Ishiego, ale zawsze to jakiś krok do przodu.
- Są tam jeszcze? – Zapytał nie zmieniając pozycji.
On dla odmiany, czuł się z tym wszystkim źle. Nie znosił być zmuszanym do czegokolwiek. Obecnie jednak nie miał wyjścia. Słowo się rzekło i nie było odwrotu.
Megan zlustrowała wzrokiem wzgórze. Na jej twarzy wykwitł grymas paniki.
- Nie widzę ich. – Głos jej drżał, a oddech nieznacznie przyspieszył.
Ishi przekręcił się i wyciągną szyję zza pniaka. Z początku też nie mógł ich wypatrzeć, ale zgadywał, że nie mogli jeszcze odejść, nie zawracaliby sobie przecież głowy…
- Na ziemie! Już!
Pchnął Megan pod drzewo, samemu układając się wzdłuż obalonego pnia. Przestraszona i zdezorientowana, nie miała pojęcia co się dzieje. Czyżby ich zauważyli? Skulona pomiędzy korzeniami, próbowała dojrzeć jak wygląda sytuacja na wzgórzu. Znowu tam byli, ale wcale nie biegli w ich stronę. Jej powieki otworzyły się szeroko, odsłaniając rozszerzone źrenice a szczęka mało nie opadła do ziemi. To były te same postaci, te same, ale „inne”. Z ich pleców wyrastały śnieżnobiałe skrzydła. Mężczyźni ugięli kolana, niczym sprinterzy szykujący się do biegu. Skrzydła uniosły się pionowo, by następnie uderzyć z hukiem powietrze i wznieść ich właścicieli wysoko ponad ziemię. Zniknęli tak szybko, że Megan nie potrafiła stwierdzić, w którym kierunku odlecieli.
- Widziałeś to?! – wysapała z wypiekami na policzkach, dźwigając się z ziemi.
Ishi nie wyglądał na specjalnie przejętego. Dla niego to żadna nowość. Nie raz widywał drakkan z rozpostartymi skrzydłami.
- No. Odlecieli. – Odparł jak gdyby nigdy nic. Wstał i otrzepywał się właśnie z liści.
- No. Odlecieli? I tyle masz do powiedzenia?! Ślepy jesteś czy jak?!
- A co myślałaś? Że będą cię szukać na pieszo?
Najwyraźniej nie łapał o co jej chodzi.
- Oni mieli skrzydła kretynie! Nic mi o tym nie wspominałeś!
- Nie pomyślałem.
Nie mogła się uspokoić. Zaczęła krążyć nerwowo w te i we w te.
- To były anioły. – Spekulowała. – Na Ziemi ich tak nazywamy. Ludzie ze skrzydłami. Pojawiają się na freskach, obrazach… - Przeczuwała, że gdzieś w tym wszystkim, musiał być głębszy sens. Za dużo zbiegów okoliczności i podobieństw.
- Dobrze się czujesz?
Podenerwowana, spojrzała na niego spode łba.
- Świetnie! W tym momencie jestem oazą spokoju. – Czekała aż jej towarzysz zrozumie w czym rzecz.
Czekała i czekała. On jednak kompletnie nie kojarzył faktów.
Ze zrezygnowaniem załamała ręce.
- Ishi. Pomyśl. – Podeszła bliżej, łapiąc go za ramiona.
Jego jednak bardziej zafascynowała jej żywiołowa reakcja, niż to, co starała się mu przekazać.
Wyprostowała się i potarła palcami czoło.
- Jesteś do niczego.
Ocknął się, żeby odeprzeć zarzut.
- A co ja znowu zrobiłem?
- Właśnie chodzi o to, że nic. Staram się ci coś wytłumaczyć, a ty w ogóle mnie nie słuchasz.
- Nazwałaś drakkan, aniołami. – Wzruszył ramionami. – Jak mam cię słuchać, skoro gadasz od rzeczy i miotasz się jak wariatka?
Teraz to ona nie zwracała uwagi na to co mówił. Zdążyła zająć się, układaniem sobie w głowie wszystkich faktów.
- Siadaj. – Zarządziła.
Nie chcąc wchodzić jej w drogę, posłuchał i grzecznie zajął miejsce na zarośniętym trawą kamieniu. Megan usadowiła się po turecku zaraz obok.
- To ma sens – zaczęła. - Biorąc pod uwagę to co mówiłeś. Czyli, że przede mną byli tu już inni ludzie. Sądzę, że w naszym świecie, można znaleźć wzmianki o Naxarar. Te anioły na przykład.
- To są drakkanie.
- Daj mi skoczyć! U was tak się na nich mówi, u nas to anioły. Ktoś, kto kiedyś tutaj był, zobaczył ich i najwyraźniej uznał je za istoty boskie. Dlatego w naszych kościołach mamy wizerunki uskrzydlonych postaci.
Podniósł rękę jak uczeń na lekcji. Skinieniem przekazała mu głos.
- Skoro ktoś uznał ich za boskie istoty, to czemu kolejni nie podważyli jego słów? Przecież mogli wyjaśnić, że wprowadził was w błąd. Powiedzieć co i jak.
Na to też miała odpowiedź.
- Może kolejni chcieli zachować to w sekrecie? Może bali się, że uzna się ich za czubków i w najlepszym wypadku, zamknie w psychiatryku? To, że jednemu udało się omamić miliony, wciskając im kit o niebiańskich wysłannikach Boga, nie znaczy, że reszta miała podobny posłuch.
- Dobra. Nie do końca wiem o czym mówisz, ale brzmi to w miarę logicznie.
Zapadła cisza. Każdy zastanawiał się jak dalej ugryźć ten temat.
- To może powiesz mi teraz jak to jest z tą historią, która mnie z nimi łączy? Bo nie chodzi chyba o to, że po prostu co pewien czas ktoś ode mnie, wpada tu z wizytą.
Jednak pamiętała, a już zaczynał mieć nadzieję, że ten wątek go ominie. Nabrał powietrza i przygryzł nerwowo wargę.
- Nie wiem od czego zacząć.
- Może od początku? – Uśmiechnęła się zadziornie.
Pokiwał tylko głową.
- Może najpierw wyjaśnię ci, czemu nie chciałem żeby nas znaleźli.
O tym nie pomyślała, ale dobrze, że sam poruszył tę kwestię. Przynajmniej wiadomo, że nie chce nic dłużej ukrywać. Dostał tym samym punk do zaufania.
- Słuchaj uważnie, bo nie będę powtarzał. - Poczekał, aż przytaknie i wyrazi gotowość. – Drakkanie nie są niebezpieczni. To dumny i szlachetny lud ceniący sobie prywatność i spokój. Nie zrobią nikomu krzywdy, póki ich ku temu nie sprowokować, a powiem ci, że nie jest to łatwe. To znaczy, kiedyś tak było, ale niedawno wszystko się zmieniło. – Zawiesił na moment głos. – Przed tym jak się tu pojawiłaś. Z tego co pamiętam, zeszłej zimy. Ich król został zamordowany…
- Zamordowany? A mówiłeś…
- Miałaś słuchać! –Odchrząkną. - No więc zabił go jego własny, ukochany syn.
- Wytłumacz mi jak syn może zabić swojego ojca?
- Przecież właśnie to robię. Przestań się wcinać, bo wybijasz mnie z rytmu.
- Dobra. Raaany, jaki ty nerwowy jesteś.
Wywrócił oczami.
- Ów król rządził królestwem przez wiele lat, podobnie jak wcześniej jego ojciec i dziadek. Miał piękną żonę, która niestety zmarła w połogu. Wcześniej powiła jednak dwóch zdrowych synów. Bliźniaków zupełnie do siebie nie podobnych.
- Dwujajowe. – Wymsknęło się jej. – Przepraszam.
- To przynajmniej znaczy, że słuchasz. Kontynuując… W parę lat po tym wydarzeniu, kiedy król otrząsną się z osobistej tragedii, w Maradar pojawiła się kobieta. Król podobno zakochał się w młodej ziemiance od pierwszego wejrzenia. – Przerwał bo widział, że Megan ciśnie się na usta nowe pytanie. – No?
Uradowana przyzwoleniem, zadała je pośpiesznie.
- Skąd ty to wszystko wiesz?
- Oni mają swoich zwiadowców, my mamy swoich. – Odpowiedź wydała się ją satysfakcjonować. Mógł opowiadać dalej. – Maradar nie było jednak miejscem, w którym mogłaby pozostać i po pewnym czasie wróciła na Ziemię. Nie wiem jak. Nie pytaj. Czas płynął i wszystko w państwie układało się niezgorzej. Królowi zdążyły posiwieć włosy na skroniach, a jego synowie wyrośli na cieszących się uznaniem mężczyzn. Starszy z nich, zaczął pobierać nauki od Mistrzów, aby w przyszłości móc przejąć tron. Młodszy również brał udział w niektórych zajęciach. Lubił się uczyć. Poza tym traktował brata jako swój autorytet. Wszystko szło dobrze, aż do mienionej zimy. Wtedy to jakimś cudem wyszło na jaw, że kobieta, która wiele lat temu gościła w stolicy, powróciła do domu brzemienna, a dziecko które nosiła w brzuchu, spłodził sam król. - Megan podparła się rękoma pod brodę i słuchała z coraz większą uwagą. – Powić dziecko z ziemianką, to wielka zbrodnia.
- Dlaczego?
- O tym później... Król za swój występek, zapewne nie poniósłby żadnej kary. Koniec końców, kobieta nigdy nie wróciła i nikt nie spodziewał się aby kiedykolwiek miało to nastąpić. Więc sprawę niejako uznano za przedawnioną. Syn króla poczuł się jednak tak zhańbiony, i zapałał do ojca taką wielką nienawiścią, że którejś nocy wkradł się do jego komnaty i zabił go we śnie. Zrobił to starszy z synów, dziedzic tronu. Jego zbrodnia była oczywiście niewybaczalna. Za swój przerażający czyn, został potępiony i na zawsze wygnany z królestwa. Po przeboleniu podwójnej straty, tron objął młodszy z bliźniąt. Tak więc sama chyba rozumiesz, że od tamtego wydarzenia, ludzie nie są wśród nich mile widziani.
- Dlaczego zbrodnią jest dla nich powicie dziecka z człowiekiem?
- To dość skomplikowane. – Spojrzał na jej naburmuszoną minę. – Ale skoro przysięgłem… Cóż... Sam wiem o tym tylko z opowiadań, bo to, o czym teraz ci opowiem działo się w odległych czasach. Dawno temu, kiedy rzeka Saldur była jeszcze małym strumieniem, drakkanie byli zupełnie inni niż ci znani nam teraz. Przede wszystkim władali kilkoma królestwami, które to bezustannie prowadziły między sobą wojny. Nie wiem czy wizualnie w jakiś sposób się różnili, ale wiem, że posiadali wówczas zdolności, których teraz próżno wśród nich szukać. Byli oni istotami nieśmiertelnymi i jak zdążyłaś zauważyć, wojowniczymi. Mało tego, że mieli skrzydła… Potrafili zmieniać się w gigantyczne białe ptaki o mocnych dziobach i ostrych pazurach. Ich szpony były tak silne, że jednym ruchem rozrywały wrogów na kawałki, dzioby tak twarde, że kruszyły kamienie a skrzydła tak potężne, że jedne ich uderzenie wyrywało drzewa z korzeniami. Gdy pióra drakkan stawały się szare, odlatywali oni w jakieś odległe miejsce, gdzie zmieniwszy się w ptaka składali jajo. Ptak siedział na nim tak długo, aż zdychał z głodu i wycieńczenia, wtedy z jaja wykluwało się dziecko, będące tą samą osobą która je wydała. Na tym polegała ich nieśmiertelność. Dziecko posiadało wszystkie swoje wspomnienia z poprzednich żyć i było na tyle duże, że samo wracało do swojego miasta. Oczywiście w normalny sposób też potrafili rodzić dzieci. W tamtych czasach wielu z nich ginęło bowiem w bitwach i gdyby nie nowe pokolenia, stare by się po prostu powybijały.
Megan wyglądała zabawnie z na wpół otwartą ze zdziwienia buzią. Ishi nie mógł się powstrzymać na ten widok i zaśmiał się cicho pod nosem.
- To wszystko prawda, czy mnie wkręcasz?
- Oczywiście że prawda. Dlaczego miałbym łgać? Mniejsza o to… Kiedy na Naxarar zaczęli przybywać pierwsi ludzie. Zarówno oni jak i drakkanie byli sobą szalenie zainteresowani. W niedługim czasie, pojawiły się pierwsze mieszane dzieci, których cechy charakteru bardziej przypominały ludzkie aniżeli drakkarskie. Do tego kompletnie nie interesowały się wojną. Oczywiście nikt siłą ich na nią nie zaciągał. Tymczasem wojny wciąż trwały, mieszane dzieci dorastały, miały własne dzieci, ich dzieci też miały dzieci i tak dalej. W wojnach zginęło wielu drakkan, tak wielu, że z kilku królestw ostały się dwa. Na wielkim wiecu postanowiono połączyć oba królewskie rody, aby wreszcie nastał pokój. Przez te wszystkie lata pominięto jednak jeden ważny szczegół: W amoku toczących się wiecznie walk, nikt nie zauważył, że młodzi drakkanie przestali zmieniać się w ogromne ptaki. Stracili swoją siłę i nieśmiertelność. Z tego co wiem, obecnie zostało tylko trzech przedstawicieli czystej drakkarskiej rasy. Reszta to potomkowie ludzi… Tu masz swoją odpowiedź.
- Nasza wspólna historia – podsumowała Megan.
Ishi pokiwał głową.
- To nieprawdopodobne, że dwie różne rasy, do tego z odległych światów, mogły mieć razem dzieci.
- W sumie, to aż tak bardzo się od siebie nie różnicie.
- A wy?
- Co my?
- Czy twoja rasa i moja rasa…? No wiesz… Ten teges.
Delikatnie się zarumieniła. Nie potrafiła rozmawiać o takich rzeczach. On zresztą też nie, bo również spurpurowiał.
- Nie. To się nigdy nie zdarzyło – wybąkał. – Także i u nas od dawien dawna pojawiali się ludzie, ale nasza krew i ich krew pozostała czysta.
- W sensie, że się nie da… czy jak? Tak? – Chciała się wszystkiego dowiedzieć, ale czuła, że rozmowa o tym nie przychodzi jej tak łatwo jakby sobie tego życzyła. – No my i wy, to trochę jak pies z kotem? Coś w ten deseń?
Ishi był już tak czerwony, że jego twarz lada moment powinna buchnąć płomieniem.
- Powiedziałem ci tyle rzeczy... Dlaczego uczepiłaś się akurat robienia dzieci?
- No bo jestem po prostu ciekawa. O drakkanach wiem wszystko, o was nic.
Siedzieli sztywno obok siebie, jak dwa buraki wystające z gruntu w szczerym polu.
- No powiedz coś w końcu – wydukała jako pierwsza.
- Myślę, że da rade, ale… bo przecież my też niemal niczym się nie różnimy. Tylko że ludzie nie byli nigdy nami zainteresowani. Z wiadomych względów. – Rozłożył ramiona i wyprostował się, żeby lepiej zaprezentować swoją osobę.– Rozumiesz? Nie jesteśmy pięknymi, uskrzydlonymi istotami. – Przerwał i wlepił wzrok w ściółkę. – Lepiej skończmy już ten temat.
Ostatnio zmieniony pn 02 gru 2013, 21:44 przez Mandragora, łącznie zmieniany 1 raz.

2
Wskazał punk(t) pomiędzy dwoma skałami.

- Mają lekką odzież, taką na długie wyprawy.(bez kropki) – wyjaśnił.

Istoty(przecinek) których najbardziej się obawiała, wiedziały już, że ktoś obcy pojawił się w ich świecie.

Momentalnie zamkną(ł) buzię i dyskretnie odwrócił wzrok. Ten dziwny odruch(zbędny przecinek) nie uszedł jednak uwadze Megan.

- Ishi! – (sądzę, że z małej litery)podniosła głos, starając się zwrócić jego uwagę.

Od razu się odwrócił i przykładając palec do ust, dał do zrozumienia(przecinek) żeby była ciszej.

- Powiedz mi, co miałeś na myśli, albo wybiegnę na pole i zacznę krzyczeć. –(bez kropki) zagroziła.

– Prawie każdy. Dorzuciła w głowie. (według mnie lepiej wyglądałoby albo: – Prawie każdy, dorzuciła w głowie. albo – "Prawie każdy", dorzuciła w głowie.)

Prawda? Sam tak przed chwilą gadałeś.(spacja)– Próbowała...

- Powiem ci wszystko(przecinek) jak tylko stąd znikną. – Obiecał.
- Wszystko(przecinek) o co zapytam?
Zawahał się przez ułamek sekundy.
- Wszystko(przecinek) o co zapytasz – dodał nieco apatycznie.

- Są tam jeszcze? –(z małej litery) zapytał(przecinek) nie zmieniając pozycji.

Ishi przekręcił się i wyciągną(ł) szyję zza pniaka.

- Na ziemie(ę)! Już!

Przestraszona i zdezorientowana, nie miała pojęcia(przecinek) co się dzieje. Czyżby ich zauważyli? Skulona pomiędzy korzeniami, próbowała dojrzeć(przecinek) jak wygląda sytuacja na wzgórzu. Znowu tam byli, ale wcale nie biegli w ich stronę. Jej powieki otworzyły się szeroko, odsłaniając rozszerzone źrenice(przecinek) a szczęka mało nie opadła do ziemi.... Mężczyźni ugięli kolana,(zbędny przecinek) niczym sprinterzy szykujący się do biegu.

- No. Odlecieli. –(bez kropki) odparł jak gdyby nigdy nic. Wstał i otrzepywał się właśnie z liści. (tylko moja sugestia, ale według mnie lepiej brzmiałoby: wstał i zaczął otrzepywać się z liści)

Najwyraźniej nie łapał(przecinek) o co jej chodzi.

Nie mogła się uspokoić. Zaczęła krążyć nerwowo w te(ę) i we w te(ę).

- To były anioły.(bez kropki) – spekulowała.

Po(jeszcze jedno:d)denerwowana, spojrzała na niego spode łba.

- Świetnie! W tym momencie jestem oazą spokoju. – Czekała(przecinek) aż jej towarzysz zrozumie w czym rzecz.

Teraz to ona nie zwracała uwagi na to(przecinek) co mówił.

- Siadaj.(bez kropki) – zarządziła.

Biorąc pod uwagę to(przecinek) co mówiłeś. Czyli, że przede mną byli tu już inni ludzie.

- Daj mi sko(ń)czyć!



Każdy zastanawiał się(przecinek) jak dalej ugryźć ten temat.

- To może powiesz mi teraz(przecinek) jak to jest z tą historią, która mnie z nimi łączy?

Dostał tym samym punk do zaufania. (chodziło o punkt?)

- Miałaś słuchać! –(z małej)odchrząkną(ł). - No więc zabił go jego własny, ukochany syn.
- Wytłumacz mi(przecinek) jak syn może zabić swojego ojca?

- Dwujajowe. –(mała) wymsknęło się jej. – Przepraszam.

W parę lat po tym wydarzeniu, kiedy król otrząsną(ł) się z osobistej tragedii, w Maradar pojawiła się kobieta. Król podobno zakochał się w młodej ziemiance od pierwszego wejrzenia. – Przerwał(przecinek) bo widział, że Megan ciśnie się na usta nowe pytanie. – No?

Nie wiem(przecinek) jak.

Starszy z nich,(zbędny przecinek) zaczął pobierać nauki od Mistrzów, aby w przyszłości móc przejąć tron.

Nie wiem(przecinek) czy wizualnie w jakiś sposób się różnili, ale wiem, że posiadali wówczas zdolności, których teraz próżno wśród nich szukać.

- Oczywiście(przecinek) że prawda.

Kiedy na Naxarar zaczęli przybywać pierwsi ludzie.(postawiłabym przecinek zamiast kropki) Zarówno oni jak i drakkanie byli sobą szalenie zainteresowani.
To by było na tyle błędów z mojego punktu widzenia. Nie wiem, dlaczego dość często nie stawiasz "ł" w czasownikach.

A więc rozprawa o aniołach nie brzmiała dla mnie zachwycająco logicznie tak jak dla Ishiego i dostatecznie jasno, ale być może to tylko moje przypuszczenia, bo wstałam dzisiaj dość niewyspana. Po drugie nie wiem, czy chciałaś to osiągnąć, ale po tym fragmencie Megan już mnie strasznie wkurza. Za rogiem czyha niebezpieczeństwo, a ona wciąż na niego fuka, by opowiedział jej historię świata, kurde. Na miejscu Ishiego, albo opowiedziałbym jej to wcześniej, albo w owej sytuacji zdzielił jakimś kijem, żeby się zamknęła. Takie tam moje osobiste odczucia.
Poza tym nie czyta się źle. Parę błędów na krzyż, ale nie przeszkadza to wcale tak strasznie. Jestem ciekawa dalszych części - czekam na więcej ;)
The two of us together again, there's nothing we can't do!
Yes, Noatak.
I had almost forgotten the sound of my own name...
It will be just like the good old days.

3
Triceraton pisze:To by było na tyle błędów z mojego punktu widzenia. Nie wiem, dlaczego dość często nie stawiasz "ł" w czasownikach.
Większość błędów "z brakiem literki" wynika z tego, że za bardzo wierzę w autokorektę. Po prostu jak mi się coś na czerwono nie podkreśli, to lecę dalej jak czubek :D. Tak samo sprawa się ma ze spacjami :D. Wszystko szybko, rach ciach ciach. Mój najgorszy nawyk.

Dzięki za wyłapanie tych błędów.
Triceraton pisze:– Prawie każdy. Dorzuciła w głowie. (według mnie lepiej wyglądałoby albo: – Prawie każdy, dorzuciła w głowie. albo – "Prawie każdy", dorzuciła w głowie.)
W moim pliku, "prawie każdy" napisane jest inną czcionką. Tutaj, widocznie wskoczyło jako zwykła.
Triceraton pisze:- No. Odlecieli. –(bez kropki) odparł jak gdyby nigdy nic. Wstał i otrzepywał się właśnie z liści. (tylko moja sugestia, ale według mnie lepiej brzmiałoby: wstał i zaczął otrzepywać się z liści)
Urywek, który mi "źle brzmiał" :)
Triceraton pisze:- Miałaś słuchać! –(z małej)odchrząkną(ł). - No więc zabił go jego własny, ukochany syn
Tutaj jest dobrze.Odchrząknął to raczej czynność, która nie odnosi się do "rozmowy".
Triceraton pisze: Po drugie nie wiem, czy chciałaś to osiągnąć, ale po tym fragmencie Megan już mnie strasznie wkurza. Za rogiem czyha niebezpieczeństwo, a ona wciąż na niego fuka, by opowiedział jej historię świata, kurde. Na miejscu Ishiego, albo opowiedziałbym jej to wcześniej, albo w owej sytuacji zdzielił jakimś kijem, żeby się zamknęła.
Megan ma dość specyficzny charakter. :D Jest trzepata (dlatego potrafi gadać"nieskładnie" i mało zrozumiale) i rozkapryszona, ale da się lubić ;)
Triceraton pisze:Poza tym nie czyta się źle. Parę błędów na krzyż, ale nie przeszkadza to wcale tak strasznie. Jestem ciekawa dalszych części - czekam na więcej
Dziękuję za ten miły akcent :)

4
Mandragora pisze:Jej powieki otworzyły się szeroko, odsłaniając rozszerzone źrenice a szczęka mało nie opadła do ziemi.
Ten opis przywodzi mi na myśl kreskówki. :) Chyba wolałabym, żebyś opisała jej zaskoczenie konkretnymi słowami.
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

5
Czytam kolejny Twój tekst i muszę podzielić się pewnym spostrzeżeniem... to dość dziwne, ale wydaje mi się, że piszemy podobnie... Nie umiem tego wytłumaczyć, ale jakby podobnie widzimy i przedstawiamy swoje światy, podobnie wcielamy się w bohaterów, dostrzegam nawet podobne niedociągnięcia, zgrzyty i babole :) i też notorycznie zżeram "ł" ;) Czytając Twoje fragmenty czuje się trochę jak bym czytał coś swojego. Na prawdę ciekawe doświadczenie.

Wolał bym jednak żebyś skupiła się na pisaniu apokalipsy. Wolał bym z dwóch powodów.
1. Jestem fanatykiem Zombie, a do tej pory nie czytałem nic w tym klimacie i bardzo chciał bym jeszcze.
2. Jeden z motywów przewodnich Naxarar jest przerażająco zbieżny z motywem przewodnim czegoś nad czym pracuję od dość dawna, a przez Ciebie cała potencjalna oryginalność mojego świata idzie się je... :)


A żeby nie było totalnie offtopowo: Ziemianka zachodzi w ciąże z "aniołem" i wraca na ziemie... Czy to przypadkiem nie jest opowieść o początkach pewnej popularnej sekty? :)

6
dorapa pisze:
Mandragora pisze:Jej powieki otworzyły się szeroko, odsłaniając rozszerzone źrenice a szczęka mało nie opadła do ziemi.
Ten opis przywodzi mi na myśl kreskówki. :) Chyba wolałabym, żebyś opisała jej zaskoczenie konkretnymi słowami.
Tak, to jest baaaardzo obrazowy opis. W zamyśle, miał "odciążyć" trochę tekst, nadać mu lekkości. Wydawało mi się, że tego typu opis wpasuje się do postaci Megan. Nie wiem nawet jak inaczej mogłabym to opisać.
TomaszGofrowicz pisze:Nie umiem tego wytłumaczyć, ale jakby podobnie widzimy i przedstawiamy swoje światy, podobnie wcielamy się w bohaterów, dostrzegam nawet podobne niedociągnięcia, zgrzyty i babole :) i też notorycznie zżeram "ł" ;) Czytając Twoje fragmenty czuje się trochę jak bym czytał coś swojego. Na prawdę ciekawe doświadczenie.
Zaintrygowałeś mnie tym wpisem. Wstawiałeś tu jakieś swoje teksty? Chętnie bym coś twojego przeczytała. Jeśli masz coś na wery, podaj link :)
TomaszGofrowicz pisze:Wolał bym jednak żebyś skupiła się na pisaniu apokalipsy. Wolał bym z dwóch powodów.
1. Jestem fanatykiem Zombie, a do tej pory nie czytałem nic w tym klimacie i bardzo chciał bym jeszcze.
O zombie też piszę. U mnie wygląda to tak, że jednego dnia, tygodnia, miesiąca! mam wenę do pisania fantasy, a następnego, nachodzi mnie wena na zombiaki. Nie kontroluję tego i nie wiem od czego to zależy.
O zombie napisałam już kilka rozdziałów (fragmentów), ale to raczej wyrywki całości i póki co, nie zamierzam wstawiać tego na wery.
TomaszGofrowicz pisze:2. Jeden z motywów przewodnich Naxarar jest przerażająco zbieżny z motywem przewodnim czegoś nad czym pracuję od dość dawna, a przez Ciebie cała potencjalna oryginalność mojego świata idzie się je... :)
Przepraszam xD to było nieumyślne.
Ja większość elementów tej powieści wymyśliłam jeszcze w szkole średniej (To będzie z 10-11 lat temu). Sukcesywnie notowałam wszystko na kartkach i w ciągu tych lat, zbijałam w całość. Nie spodziewałam się, że ktoś ma podobne pomysły :)

TomaszGofrowicz pisze:Ziemianka zachodzi w ciąże z "aniołem" i wraca na ziemie... Czy to przypadkiem nie jest opowieść o początkach pewnej popularnej sekty? :)
Zero sekt, to nie moje klimaty.

7
Wrzuciłem tu jeden tekst, ale jest mało mój. Nie zwykłem pisać opowiadań - tamto było pierwsze i póki co ostatnie.

Mój twór też kiełkuje mi w głowie od kilku lat, ale stanowczo mniej niż 10 lat, więc jak coś przyznaję się do plagiatu ;)
Nie umieszczałem go tutaj, bo niebawem planuje upublicznić swoje wypociny w nieco inny sposób. Co prawda myślę, że to tylko moje urojenia, ale ciekaw jestem Twojej opinii, więc jeśli chcesz mogę przesłać Ci fragment na PW.

Poprawiłem ortografa. - Er.
Ostatnio zmieniony ndz 01 gru 2013, 13:11 przez TomaszGofrowicz, łącznie zmieniany 1 raz.

8
Tak jak napisałam, chętnie przeczytam. :)
Możesz przesyłać.

Drodzy Państwo, komentarze pod tuwrzuciowym tekstem nie służą do pogaduszek, a już na pewno nie do wymieniania się tekstami. - Er.
Ostatnio zmieniony ndz 01 gru 2013, 13:10 przez Mandragora, łącznie zmieniany 1 raz.

9
dorapa napisał/a:
Mandragora napisał/a:
Jej powieki otworzyły się szeroko, odsłaniając rozszerzone źrenice a szczęka mało nie opadła do ziemi.

Ten opis przywodzi mi na myśl kreskówki. Chyba wolałabym, żebyś opisała jej zaskoczenie konkretnymi słowami.


Tak, to jest baaaardzo obrazowy opis. W zamyśle, miał "odciążyć" trochę tekst, nadać mu lekkości. Wydawało mi się, że tego typu opis wpasuje się do postaci Megan. Nie wiem nawet jak inaczej mogłabym to opisać.
Chodzi mi o to, że użyłaś disneyowskiego obrazka, który oczywiście jest odbiciem rzeczywistości, ale nieźle przerysowanym. I o ile na rysunku szczęka opadająca do ziemi wygląda zabawnie, o tyle w realistycznym opisie wydaje się trochę nie na miejscu. Zaskoczenie, strach, piorunujące wrażenie można opisać słowami, bez odwoływania się do obrazków, które kojarzą się z dowcipną i zabawną historyjką obrazkową. Używając tego odniesienia w swoim tekście, wprowadzasz go do innej estetyki. I pewnie dlatego to mi nie pasuje. :)

Poza tym, ona w tym momencie stara się ukryć, być niezauważalną, jakby skrzydlate istoty były dla niej zagrożeniem. Widzi ich skrzydła i jest jednocześnie zdumiona, zainteresowana, wystraszona, zdezorientowana. Może warto dać czytelnikowi opis szalejących w niej uczuć, podkreślić jakimś słowem, zdaniem, które wyrwie się zaskoczonej dziewczynie.

I jeszcze do tego fragmentu:
Mandragora pisze: Mężczyźni ugięli kolana, niczym sprinterzy szykujący się do biegu. Skrzydła uniosły się pionowo, by następnie uderzyć z hukiem powietrze i wznieść ich właścicieli wysoko ponad ziemię. Zniknęli tak szybko, że Megan nie potrafiła stwierdzić, w którym kierunku odlecieli.
W podkreślonym zdaniu skrzydła żyją własnym życiem. Robią coś same z siebie, dałaś im zdolność decydowania o tym, co robią. a one przecież działają nie z własnej woli! Są częścią osoby, istoty, która nimi kieruje. "Unieśli skrzydła, rozpostarli je szeroko,..." Mężczyźni to robią, oni są podmiotem tej czynności, nie same skrzydła.
I jeszcze ten huk - hiperbola, ale czy trafna. Dosłownie, jakby zrobili to z szybkością ponaddźwiękową.
Mandragora pisze:- Widziałeś to?! – wysapała z wypiekami na policzkach, dźwigając się z ziemi.
Ishi nie wyglądał na specjalnie przejętego. Dla niego to żadna nowość. Nie raz widywał drakkan z rozpostartymi skrzydłami.
- No. Odlecieli. – Odparł jak gdyby nigdy nic. Wstał i otrzepywał się właśnie z liści.
- No. Odlecieli? I tyle masz do powiedzenia?! Ślepy jesteś czy jak?!
- A co myślałaś? Że będą cię szukać na pieszo?

Najwyraźniej nie łapał PRZECINEK o co jej chodzi.
- Oni mieli skrzydła kretynie! Nic mi o tym nie wspominałeś!
- Nie pomyślałem.
O zapisie dialogów już Ci inni mówili, więc nie będę się powtarzać. LInk do przydatnej strony: http://www.ekorekta24.pl/proza/130-inte ... ac-dialogi

W pogrubionych fragmentach:
1. Dlaczego ona sapie? Zabrakło jej tchu z wrażenia, to jasne, ale nie biegła, nie ma astmy, a sapie.
2. Skąd on wie, o czym ona myśli? Skąd wie, że chodzi jej o skrzydła?

Dla mnie twoja bohaterka zachowuje się jak arogancka, pewna siebie nastolatka, taka miała być? Nie wiem, czy ją lubię. ;)

Powodzenia w pisaniu.
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

10
dorapa pisze:Chodzi mi o to, że użyłaś disneyowskiego obrazka, który oczywiście jest odbiciem rzeczywistości, ale nieźle przerysowanym. I o ile na rysunku szczęka opadająca do ziemi wygląda zabawnie, o tyle w realistycznym opisie wydaje się trochę nie na miejscu
Myślę, że samo "opadnięcie szczęki" mogłabym usunąć. Jednak początek opisu, zostawiłabym bez zmian.
dorapa pisze:I jeszcze do tego fragmentu:
Mandragora napisał/a:
Mężczyźni ugięli kolana, niczym sprinterzy szykujący się do biegu. Skrzydła uniosły się pionowo, by następnie uderzyć z hukiem powietrze i wznieść ich właścicieli wysoko ponad ziemię. Zniknęli tak szybko, że Megan nie potrafiła stwierdzić, w którym kierunku odlecieli.

W podkreślonym zdaniu skrzydła żyją własnym życiem. Robią coś same z siebie, dałaś im zdolność decydowania o tym, co robią. a one przecież działają nie z własnej woli! Są częścią osoby, istoty, która nimi kieruje. "Unieśli skrzydła, rozpostarli je szeroko,..." Mężczyźni to robią, oni są podmiotem tej czynności, nie same skrzydła.
I jeszcze ten huk - hiperbola, ale czy trafna. Dosłownie, jakby zrobili to z szybkością ponaddźwiękową.
Myślę, że pisałam to pod kątem tego, jak widzi to Megan. Ona zwróciła uwagę głównie na skrzydła. To opis tego, w jaki sposób mężczyźni wzbijają się w powietrze. Wiadomo przecież, że skrzydła są ich "integralną "częścią". Sądzę, że tego fragmentu nie będę zmieniała, mimo wszystko dziękuję za ciekawe spostrzeżenie i sugestię.
dorapa pisze:Mandragora napisał/a:
- Widziałeś to?! – wysapała z wypiekami na policzkach, dźwigając się z ziemi.
Ishi nie wyglądał na specjalnie przejętego. Dla niego to żadna nowość. Nie raz widywał drakkan z rozpostartymi skrzydłami.
- No. Odlecieli. – Odparł jak gdyby nigdy nic. Wstał i otrzepywał się właśnie z liści.
- No. Odlecieli? I tyle masz do powiedzenia?! Ślepy jesteś czy jak?!
- A co myślałaś? Że będą cię szukać na pieszo?
Najwyraźniej nie łapał PRZECINEK o co jej chodzi.
- Oni mieli skrzydła kretynie! Nic mi o tym nie wspominałeś!
- Nie pomyślałem.


O zapisie dialogów już Ci inni mówili, więc nie będę się powtarzać. LInk do przydatnej strony: http://www.ekorekta24.pl/...pisywac-dialogi

W pogrubionych fragmentach:
1. Dlaczego ona sapie? Zabrakło jej tchu z wrażenia, to jasne, ale nie biegła, nie ma astmy, a sapie.
2. Skąd on wie, o czym ona myśli? Skąd wie, że chodzi jej o skrzydła?
Nikt mi jeszcze nic nie mówił o zapisie dialogów :D. Znam wszystkie zasady, tylko za szybko lecę z tekstem i robię głupie błędy. Przy dokładnej korekcie, staram się wszystko powyłapywać.

1. Wysapała, bo była "przerażona", zaskoczona, poziom adrenaliny jej wzrósł a oddech tym samym przyspieszył. W takim stanie człowiek nie jest w stanie mówić normalnie. Zdania "mówi na wydechu", lub choćby głęboko oddychając. Co innego przy zmęczeniu, wtenczas bardziej pasowałoby np. wydyszeć.

2. Ishi niczego się nie domyśla:
dorapa pisze:Mandragora napisał/a:
- Widziałeś to?! – wysapała z wypiekami na policzkach, dźwigając się z ziemi.
Ishi nie wyglądał na specjalnie przejętego. Dla niego to żadna nowość. Nie raz widywał drakkan z rozpostartymi skrzydłami.
- No. Odlecieli. – Odparł jak gdyby nigdy nic. Wstał i otrzepywał się właśnie z liści.
- No. Odlecieli? I tyle masz do powiedzenia?! Ślepy jesteś czy jak?!
- A co myślałaś? Że będą cię szukać na pieszo?
Najwyraźniej nie łapał PRZECINEK o co jej chodzi.
- Oni mieli skrzydła kretynie! Nic mi o tym nie wspominałeś!
- Nie pomyślałem.
On widział samo zdarzenie, jako coś oczywistego, dlatego skomentował sam fakt, że odlecieli.
Ona mu to wypomniała, wskazując, że przeoczył jakiś szczegół. (nazwała go ślepym)
Jego odpowiedź nie dotyczyła skrzydeł, ale tego o czym myślał wcześniej. Bo już wcześniej wiedział, że drakkanie potrafią latać i najpewniej odlecą, nie zawracając sobie głowy szwendaniem się na piechotę.
Mandragora pisze:- A co myślałaś? Że będą cię szukać na pieszo?
Tak wygląda jego odp.
Widać, że nie wie o co chodzi, a następnie dorzuca fakt o którym myślał wcześniej.
W którym momencie, było to "myślał wcześniej"?

O tutaj:
Mandragora pisze:Z początku też nie mógł ich wypatrzeć, ale zgadywał, że nie mogli jeszcze odejść, nie zawracaliby sobie przecież głowy…
Niedopowiedziana myśl, to... szukaniem ich na pieszo.

Jest nawet napisane, że nie łapał o co jej chodzi i ona mówi mu dopiero:
Mandragora pisze:- Oni mieli skrzydła kretynie! Nic mi o tym nie wspominałeś!
Rozwiałam drugą wątpliwość? Czy za chaotycznie tłumaczę :D?
dorapa pisze:Dla mnie twoja bohaterka zachowuje się jak arogancka, pewna siebie nastolatka, taka miała być? Nie wiem, czy ją lubię.
Pisałam już, że Megan ma dość specyficzny charakter. ;)
Ja ją lubię, w końcu jest moją bohaterką, ale przyznam, że nawet mnie irytuje :)

11
Mandragora pisze:Nikt mi jeszcze nic nie mówił o zapisie dialogów.
Przejrzyj dokładnie post Triceratona, tam znajdziesz poprawki.
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

12
To głównie interpunkcja, czyli to o czym pisałam. Ja po prostu, za bardzo lecę z tekstem i za mało się zastanawiam. Sprawdzam go kilka razy, ale skupiam się głównie, nad sensem zdań itp. Do korekty (takiej porządnej) siadam jak tekst wydaje mi się dopracowany.
Uwielbiam poprawki Triceratona/y ( w sumie to dziewczyna), człowiek widzi od razu, jak niedokładnie pisze.
Niemniej jednak, zasady pisania dialogów znam :D

Oczywiście cieszę się, że zwracacie mi na to uwagę, bo może w końcu coś to da i będę bardziej uważna.

A uwagę odnośnie 2 (drugiego) pytania rozwiałam, czy dalej wszystko brzmi nielogicznie? Trochę gnębi mnie ta kwestia.

13
Przejrzyj u Triceraton zapisy dotyczące interpunkcji w dialogach, jak ten:
Triceraton pisze:- Mają lekką odzież, taką na długie wyprawy.(bez kropki) – wyjaśnił.
I nie mów, że wiesz, jak to ma być i tylko kiedy piszesz szybko, to robisz błędy. Zapamiętaj zasadę i nie rób tych błędów. Po co potem poprawiać, skoro można od razu pisać dobrze? Poza tym, chyba lepiej wrzucić tu tekst bez tych omyłek, wtedy czytelnicy bardziej zwracają uwagę na to o czym piszesz, niż na to jak to robisz.

Do 2. Ja to rozumiem, ale przy czytaniu, powstała mi tam jakaś dziura, tak, jakby bohaterowie byli obok tej samej historii a nie w niej razem.
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

14
dorapa pisze:I nie mów, że wiesz, jak to ma być i tylko kiedy piszesz szybko, to robisz błędy.
Kiedy, tak właśnie jest.
Zasady pisania dialogów znam, więc nie mogę powiedzieć, że nie wiem o co chodzi.

Następnym razem wstawię tekst po dokładnej korekcie. Ten tutaj, co prawda był sprawdzany pod kątem poprawności zdań, logiki fabuły, ciągu wydarzeń, błędów ort. i interpunkcyjnych (choć to pobieżnie, bo zbędnych kropek, niepotrzebnych wielkich, czy małych liter, nie wyłapałam jak widać)

Wątku nr 2 nie jestem niestety w stanie inaczej wyjaśnić.

15
Mandragora pisze:Następnym razem wstawię tekst po dokładnej korekcie.
To jest najgorsza część pracy nad tekstem. Chyba nikt jej nie lubi, ale jest niezbędna. Przecież nie wyślesz do wydawcy opowiadania z błędnym zapisem niemal wszystkich dialogów, bo odeśle Cię do wszystkich diabłów (albo nie, ale to chyba przy genialnym tekście).
Powodzenia.
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron