Efekt pracy nad nieudanym opowiadaniem, a raczej jego pierwsza część. Drugą wrzucę za dwa tygodnie.
___________________________________________________________________
WWWWyobraź sobie, że cię nie widać...
WWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWW~*~
WWWZa dzieciaka kilkakrotnie chciałem zniknąć. Czułem się źle, lęk zaglądał w głąb mojej świadomości. Jednakże kiedy podrosłem i uświadomiłem sobie, że ludzie istotnie mnie nie widzą, pragnąłem całą duszą, by to się zmieniło. Nie przeszkadzało mi, że byłem... jak by to nazwać... przeciętnie wyglądający. Niewysoki, szczupły, trądzik, okulary i te kretyńskie czarne loczki. Lustro nie było mi przyjacielem, a mojemu Losowi najwidoczniej przeszkadzałem. Od momentu, w którym przyszedłem na świat.
WWWMatka zmarła przy porodzie, a ojciec usiłował mnie ignorować, jak wszyscy. Raz tylko mi powiedział, że z chęcią podążyłby za ukochaną żoną, gdyby wiedział, co spłodził. Poza tą jedną sytuacją traktował mnie, jak faceta od spisywania liczników – ot, wchodzi ktoś do domu, robi swoje i wychodzi. A musiałem nieźle nawywijać, żeby zaszczycił mnie słowem.
WWWTo było w liceum. Przez całe trzy lata gimnazjum żyłem złudzeniami, że szkoła średnia odmieni moje życie. Doroślejsi ludzie, poważniejsze sprawy, inne środowisko. Miałem nadzieję zakręcić jakąś panienką i zaznać szczęścia. Czekałem cierpliwie na odmianę losu, bowiem „los się musi odmienić”, jak śpiewał Kazik Staszewski.
WWWNic. Nie zmieniło się zupełnie nic.
WWWPrawie czterdziestoosobowa klasa i wszyscy mieli mnie głęboko w dupie. Nikt nie prosił o pracę domową, pomoc na klasówce czy pożyczenie kilku drobniaków na sok lub bułkę. Nikt nie pytał czy mam szlugi i czy idę po szkole na piwo w plener. Tylko nauczyciele się do mnie odzywali, tylko po nazwisku i tylko wtedy, kiedy (o zgrozo!) trzeba mi było postawić jakąś ocenę. Wywoływali mnie do odpowiedzi, zadawali pytanie i bez słowa stawiali ocenę, kiedy już coś tam wydukałem. Aby tylko mieć spokój i nie musieć mnie zaczepiać przez resztę półrocza.
WWWTak minął prawie cały rok szkolny. Najistotniejszymi zmianami był zarost nowa legitymacja szkolna, którą zdzira z sekretariatu z wielką łaską i niemym nakazem złożenia podpisu wręczyła mi tydzień po rozpoczęciu lekcji. Oczywiście musiałem się tam pofatygować, bo przewodniczący klasy – jak on to powiedział? – zapomniał wziąć. Nie zliczę nieodrobionych prac domowych, o których mnie nie poinformowano, i odwołanych zajęć, na jakie przyjechałem.
WWWTego było za wiele. Milcząca tolerancja „kolegów” i „koleżanek” z klasy doprowadzała mnie do szału. Pod koniec roku szkolnego stwierdziłem, że będzie tego, że zrobię w końcu coś, co przełamie czar niewidzialności, jaki zdawał się mnie otaczać.
WWWKupiłem puszkę czerwonego spray’u i na wielkiej tablicy z planem lekcji dla wszystkich klas napisałem: „JESTEM TU”, po czym usiadłem na ławce nieopodal, czekając na reakcje.
WWWPrzechodzący obok ludzie przystawali, patrzyli na moje dzieło i szli dalej. Nie miało znaczenia, nauczyciel czy uczeń, każdy jednakowo olewał mój trud. Jedynie sprzątaczka wykazała jakąś inicjatywę, gdy z wilgotną szmatą i płynem do czyszczenia szyb jęła od niechcenia ścierać czerwone litery.
WWWNie istniałem.
WWWOjciec dostał pismo ze szkoły, że jego synek został zawieszony w prawach ucznia, a za zniszczenie tablicy należy uiścić karę. Nie wiem dokładnie, ile wynosiła, ale najwidoczniej nie dość dużo, żeby go to trzepnęło starego po kieszeni, ale dość, by raczył się do mnie odezwać.
WWWKipiałem wewnątrz, jakby mój umysł był zbudowany z wody, a ogień emocji podgrzewał go do temperatury wrzenia. Zachodziłem w głowę: „O co do cholery chodzi?”. Przecież to nienormalne. Rozumiem, że mój wygląd nie zniewalał dziewcząt, ani nawet zdesperowanych pasztetów, a charakter nie pozwalał uważać mnie za kogokolwiek wartego głębszego poznania, ale wydarzenia wokół mnie przechodziły ludzkie pojęcie.
WWWWtedy pojawił się głos.
WWWNie wiem, do kogo należał. Kiedy go słyszałem, wokół mnie nie było żywej duszy. Raz przechodząc przez park, myślałem, że słyszę mowę zwierząt, lecz szybko przekonałem się, że to nie to. Zwierzaki, które uciekały na mój widok jak przed drapieżnikiem, nie mogły słać do mnie takich słów. Potem przyszło mi na myśl, że mam schizę, że od tej samotności zaczyna mi odbijać, a w moim zbzikowanym łbie zalęgło się jakieś paskudztwo, które do mnie gada, niewidzialny przyjaciel, czy coś w tym rodzaju. Psychoza maniakalna, rozdwojenie jaźni, zaburzenie dwubiegunowe. Takich odpowiedzi udzielał mi Internet na pytanie: „Skąd głos w mojej głowie?”.
WWWSzeptał bardzo przekonującym tonem: „Jesteś nasz, zabij się, nic nie znaczysz, nic nie jesteś wart, zabij się” i tak w kółko, jak mantra. Nie powiem, kilka razy wcześniej przeszła mi przez myśl idea popełnienia samobójstwa, żeby sprawdzić, czy ktoś zauważy. Zrezygnowałem. Moje życie, choć marne, nie było warte tego, żeby poświęcić je w tak idiotyczny sposób, by się dowiedzieć, że ludzi tak samo obeszła moja śmierć, jak chociażby los planktonu w bebechach płetwala błękitnego.
WWW„Kto wypowiada te słowa?” – myślałem. Niby kojarzyłem coś z lekcji religii, że Szatan nas kusi obietnicami. Nigdy jednak nie sądziłem, że ma to miejsce w tak bezpośredni sposób. Nie spodziewałem się również nakazu: „Zabij się”, raczej: „Oddaj nam duszę, a niczego ci nie zabraknie”. Jeśli to był Szatan, to nie robił sobie najlepszego PR-u.
WWWChoć z drugiej strony... Miał trochę racji. Jego słowa, jak ziarno z przypowieści, padało na żyzną glebę. I dawało plon obfity. Samobójstwo? Nie należy samemu odbierać sobie życia. Jeśli już ktoś to zrobił, to dlatego, że życie legło mu w gruzach. Abstrahuję od emo-niedoprecyzowańców, którzy zabijają się... nie wiem po co. A właściwie tylko ciachają sobie ręce, jakby to miało w pełni ukazać ich weltschmerz, albo nabytego pierdolca z powikłaniami, jakkolwiek to zwać.
WWWTen głos... „Nic nie znaczysz”, „Nic nie jesteś wart”. Może nie powinienem był się urodzić? Może tak naprawdę to nigdy nie nastąpiło? Jakby ktoś porozwieszał billboardy z moją paskudną gębą i afiszował: „Ten człowiek nie istnieje”. Albo jakby ludziom płacili za ignorowanie mnie. Może przesadzam, może zgorzknienie wywołane chroniczną samotnością daje w ten sposób o sobie znać. Może wyolbrzymiam, żeby choć na moment poczuć się kimś ważnym. Może myślenie: „Jestem najbardziej niezauważalnym człowiekiem świata” to rozpaczliwa próba podbudowania ego. Może. Ale faktycznie – niewiele wtedy znaczyłem dla świata.
WWWWtedy...
WWWPewnego dnia zatęskniłem za moją niewidzialnością. Podówczas klątwa dziewictwa doskwierała mi, jak piekący wrzód na środku półdupka.
WWWNie przejmując się niczym, nie znając tak naprawdę realiów, ruszyłem do boju o wielką stawkę. Podszedłem do najpiękniejszej dziewczyny na roku, zmierzyłem ją wzrokiem, jakbym zdejmował oczami miarę niczym krawiec. Dżinsowa spódniczka do połowy uda była jednocześnie seksowna i elegancka (nie wiem, czy to możliwe, ale takie wrażenie odniosłem). Kurteczka z tego samego materiału idealnie z nią współgrała. Obcisła, biała bluzka z nadrukiem: „DO YOU WANT ME?” podkreślała jej fizyczność. Kontury foremnych piersi sugestywnie, lecz nienachalnie rysowały się pod materiałem. Sylwetka i nienaganny ubiór pozwalały zapomnieć o wytapetowanej jaszczurzej gębie z ustami ułożonymi w małpi dzióbek i włosach koloru dziwkablond z postępującymi odrostami. Stałem naprzeciwko niej bez cienia emocji, a kiedy jej wzrok na mnie spoczął, spytałem, czy się ze mną umówi.
WWWMonisia spojrzała na mnie jak na eksponat z muzeum Strefy 51, a w jej oczach dostrzegłem... pogardę. Jakbym był śmieciem, który przypadkowo wypadł z przepełnionego odpadkami kontenera. Prychnęła jedynie, że takich leszczyków, to ona ma na pęczki i żebym się bujał.
WWWWłaściwie to do dziś nie wiem, co strzeliło mi do głowy. Ludzie robią w afekcie różne dziwne rzeczy, jedni kradną zupełnie niepotrzebne im rzeczy, inni zabijają ukochaną żonę siekierą, jeszcze inni zasłaniają swoim ciałem bliskie osoby w obliczu zagrożenia. Ja zaproponowałem randkę Monice. Może to narastające brzemię dziewictwa zagłuszyło mi rozsądek? Przecież na dobrą sprawę, gdybym tak koniecznie chciał się rozprawiczyć, odłożyłbym parę stówek i wynajął kobietę, która całą noc będzie udawać, że mnie kocha. A może to chęć przełamania bariery niewidzialności? Mam, co chciałem. Zostałem zauważony i jednym prychnięciem sprowadzony do psychicznego parteru. To był moment, w którym człowiek uświadamia sobie, że to koniec wszystkiego i nie warto dalej żyć.
WWWCo mnie czekało? Tylko śmierć. Tylko ona miała jakiekolwiek znaczenie. Studia? Napisałbym pracę, zrobiłbym dyplom. Potem robota, jakaś taka gówniana, której wykonywanie nie zmienia świata ani znacząco nie wpływa na status majątkowy. Kobiety? Kto wie, a nuż znalazłbym babę, co mnie zechce, spłodzić potomka i przeżyć resztę życia w upierdliwej stagnacji. A może rozwiódłbym się z żoną, poderwałbym koleżankę córki i zaczął jarać trawę, jak koleś z „American beauty”? Nie, raczej nie. Która by mnie zechciała? Musiałbym mieć naprawdę dużo pieniędzy. Najpewniej skończyłbym jako pozbawiony perspektyw kawaler, którego jedyną kochanką przez całe życie była ręka.
WWWWymieniłem coś ciekawego? Wątpię. Więc po co odwlekać moment śmierci, skoro po drodze nic interesującego mnie nie spotka?
WWWSzedłem ulicą pogrążony w tych rozważaniach. Łudziłem się, że moja odwaga w konfrontacji z niezachwianą pewnością siebie najbardziej ubóstwianej cizi na roku skruszy mur jej niedostępności i otworzy drogi między nogi. Kurdę, czemu Monika? Mogłem spytać każdą inną. Odmówiłaby pewnie tak samo, jak ta pompa, ale może by mniej bolało. W sumie ktoś mądry kiedyś powiedział: „Jak kochać, to księcia, jak kraść, to miliony”, ale znowu inny rzekł: „Im wyższe loty, tym boleśniejszy upadek”. Co począć?
WWWZ zadumy wyrwało mnie uderzenie... nie, pierdolnięcie w samochód, jakby ktoś z dziesiątego piętra wyrzucił telewizor. Nie telewizor – lodówkę. W aucie wgniotło dach, powywalało poduszki powietrzne. Uszy przeszywał jazgotliwy pisk alarmu. Wokół było kilka osób, których uwagę przykuło owo niecodzienne wydarzenie. Każdy z nich chciał poznać przyczyny osobliwego zjawiska. Kłótnia rodzinna? Akt wandalizmu? Zemsta teściowej? Ja stałem najbliżej, więc znalazłem się przy samochodzie jako pierwszy. Zerknąłem we wgniecenie i coś ścisnęło mnie za trzewia.
WWWW zagłębieniu leżał człowiek.
WWWTego dnia włożył na siebie lśniący garnitur, jakby prosto z salony Prady, i jeszcze bardziej lśniące lakierki. Spod mankietu marynarki wystawał złoty zegarek. Włosy miał pieczołowicie ułożone, jak u Cristiano Ronaldo.
WWWSamobójca? Najpewniej. Kto inny skakałby na ulicę? I po co? Spadochronu w każdym razie nie widziałem. Garniak wyglądał na drogi, markowy, z tych, co politycy w nich paradują. Buty tak samo. Reprezentatywny wygląd pewnie był ważnym elementem życia tego gościa. Na brak pieniędzy również nie mógł narzekać. A może właśnie to popchnęło go do samobójstwa? Może właśnie się dowiedział, że cała jego forsa przepadła? George Jung też miał miliony i jednego dnia przez nieszczęśliwy zbieg okoliczności zbankrutował. Może żona się puściła, zabrała cały hajs i uciekła z ogrodnikiem, który wygląda i dupczy jak gwiazdor porno? Swoją drogą, jakim trzeba być idiotą, żeby kogoś takiego wynająć do strzyżenia trawnika, kiedy żona zostaje na całe dnie sama w domu?
WWWNie zauważyłem jednak obrączki na palcu. Poza zegarkiem gość nie miał ozdób. Nie dostrzegłem również zewnętrznych obrażeń. Może w środku mu się coś stało? Krwotok wewnętrzny? Złamanie? Perforacja opłucnej? Głowę nawiedzały mi lekarskie terminy, których mimowolnie nauczyłem się z coniedzielnych seansów z „Na dobre i na złe”. Co wobec tego powinienem zrobić? W pierwszej kolejności sprawdzić czynności życiowe, oddech i przytomność. Potem zadzwonić na pogotowie, następnie rozpocząć resuscytację krążeniowo-oddechową i czekać na przybycie ratowników.
WWWWyjąłem telefon z kieszeni i wklepałem numer alarmowy. Zanim nacisnąłem zieloną słuchawkę, usłyszałem rzężenie.
WWW- Nieee... Nieee.
WWWCo to, kuźwa? Kto wzywał mnie do zaniechania obywatelskiego obowiązku? Gapie milczeli, jak zwykle ma to miejsce w takich sytuacjach. Spychologia znieczulicowa. Wtedy zauważyłem ruch. Krawaciarz, który przed chwilą prawie sprasował furę, ruszał się niemrawo. Co do... Powinien być nieprzytomny albo martwy, czy coś. Podniósł rękę, wskazując mój telefon i pokiwał palcem, jak Dikembe Mutombo po udanym bloku. Jęczał przy tym:
WWW- Nieee...
WWWZrozumiałem, że mam nie dzwonić. A dupa tam, potem mnie posadzą za zaniechanie pomocy. Zadzwoniłem. Jeden sygnał, drugi. Koleżka w aucie, które z nim w dachu wyglądało jak metalowa kołyska z berbeciem, machnął palcem i komórka zdechła. To już zaczynało się robić nienormalne.
WWW- Nieee... – zarzęził.
WWW- Panie, powinieneś pan nie żyć. Muszę zadzwonić.
WWW- Nieee... dzwoooń... Pooomóż... mi wstaaać – z trudem wypluwał kolejne słowa.
WWWPodszedłem do typa z dużą dozą ostrożności. Ludzie po takich wypadkach mogą być w szoku i robić dziwne rzeczy. Słyszałem, jak jeden koleś, któremu urwało rękę, zamiast dać się opatrzyć, zaczął jej szukać. Ratownicy poczekali, aż zemdleje z upływu krwi, i wtedy go zabrali do ambulansu.
WWWLudzie patrzyli na mnie, jak na nadprzyrodzone zjawisko na ich własnym podwórku. Jak raz, teraz wszyscy mnie widzieli. Przez dwadzieścia lat byłem dla nich jak duch, a teraz stałem się głównym aktorem w przedstawieniu ich życia. Ktoś tam na górze złośliwie skierował na mnie wszystkie jupitery. W tej chwili znowu z żalem pomyślałem o niewidoczności, która, choć irytująca i frustrująca, gwarantowała mi względny spokój.
WWWWsparłem skoczka ramieniem i pomogłem mu wygramolić się z „kołyski”. Stanął niepewnie, a gdy upadł na kolana, pomogłem mu usiąść i kategorycznie zabroniłem stawać. Sprawiał wrażenie całkowicie sprawnego na umyśle, żadnego szoku, pytań: „Gdzie ja jestem?” i tym podobnych. Gdyby nie kłopoty z równowagą i parę siniaków, można by pomyśleć, że spadł na poduszkę, a nie na dach toyoty.
WWWCoś mi tu mocno nie pasowało. Jedyne logiczne, w miarę racjonalne wytłumaczenie mówiło, że oto byłem świadkiem pieprzonego cudu, o którym mówią w wiadomościach, czyta w gazecie lub w sieci. „Młody mężczyzna spadł z ósmego piętra i przeżył”, „Pijany bezdomny wyszedł z wypadku bez szwanku”, „Dziecko wypadło z okna, odbiło się od markizy i wpadło w ręce lekarza”, lub coś w tym stylu. Choć nadal było to grubymi nićmi szyte. Powinien mieć złamania, wewnętrzne obrażenia, nie żyć. Kaskader? Eksperyment? W sumie Batman w jednym z filmów miał gadżety pozwalające na zeskakiwanie z kilkupiętrowego budynku, kto wie, może ktoś już coś takiego wymyślił i nie jest to magia kina? Gość był bogato odziany, pewnie mógł sobie pozwolić na taką zabawkę. Spojrzałem mimochodem na jego łydki. Wydawało się, że pod spodniami ma tylko ciało, żadnych bajerów. Dziwne.
WWWPo piętnastu minutach przyjechał ambulans. Oczywiście ratownicy nie pozwolili mi pojechać, ale nie musieli. W naszym miasteczku był tylko jeden szpital, gdzie niezwłocznie się udałem. Potrzebowałem tylko dobrej bajki, żeby mnie wpuścili.
WWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWW~*~
WWWNa oddziale urazowym nie spostrzegłem pracowników szpitala. Żadnego ordynatora, pielęgniarki, nawet salowej. Nie przejąłem się tym zbytnio, w zasadzie było mi to na rękę. Pozostawało odnaleźć salę.
WWWPomieszczenie wyglądało jak przedsionek kostnicy – wszędzie aseptyczna biel. Człowiek odnosił wrażenie, że jest hermetycznie zapakowaną parówką. Jako odwiedzający miałem to szczęście, że do mojego ciała nie przyczepiono rurek kroplówkowych, które bardziej przypominały łańcuchy niż strumienie podające życiodajne płyny. Na podobnym do katafalku łóżku leżał tajemniczy skoczek. Garnitur zastąpiła szpitalna piżama, ze starannej fryzury został jeden wielki kłak. Uśmiechał się, jakby poprzedniego dnia nie spadł na samochód, tylko do basenu z półnagimi ciziami.
WWW- Cześć, Jacek – powiedział.
WWWStanąłem w miejscu i tkwiłem nieruchomo, jak tysiącletni dąb. Skąd koleżka zna moje imię?
WWW- Yyy... cześć?
WWW- Pewnie zastanawiasz się, czemu żyję, co ukatrupiło ci komórkę, dlaczego nikogo tu nie ma i skąd znam twoje imię, prawda?
WWWTylko pokiwałem głową.
WWW- Jestem twoim aniołem stróżem.
WWWJakby mi było mało wrażeń. Świr w szpitalnej piżamie, który wzorem cygańskich mistrzów kuglarstwa zna moje imię i nawet nie chce za to piątaka, odcina łączność w moim telefonie i bez większego uszczerbku spada na furę oznajmia mi, że jest moim aniołem stróżem. Rewelka. Miałem ochotę zadzwonić po śmiesznych panów z kaftanami i strzykawkami, niech zrobią porządek. Najgorsze jednak było to, że jakaś niedorobiona, niewłaściwie uformowana cząstka mojego mózgu dawała mu wiarę. Anioł stróż? Od kiedy ci goście schodzą z Nieba w tak oryginalny sposób? Nie mógł wziąć sobie spadochronu? Albo samolotu? Albo w ogóle zlecieć tu na skrzydłach?
WWW- Nie mogłem – powiedział.
WWWO kurwa.
WWW- Co proszę?
WWW- Nie mogłem tu zlecieć. Procedury. Jeśli schodzę na Ziemię, wyrzekam się anielskości i wiodę żywot jak człowiek. Nie mam skrzydeł, aureoli, tylko resztki mocy niebieskich, które pomagają mi radzić sobie na tym łez padole. To tak zwany Upadek.
WWW- Upadek? To by się zgadzało, upadłeś na głowę.
WWWJego twarz przyozdobił dobroduszny uśmiech pracownika Opieki Społecznej na chwilę przed oznajmieniem, że petent przekroczył kryterium dochodowe o dziewięć złotych.
WWW- Nie upadłem, a procedura właśnie tak się nazywa. Jeśli ktoś z nas ma dosyć wieczności lub uznaje, że ma do załatwienia ważny interes na Ziemi, idzie do Studni i wskakuje. Upadek w dużej mierze jest losowy, ale mocą cudów z Nieba anioł nie ginie w jego trakcie, a obrażenia szybko się goją. Jakbym poszperał, wskazałbym ci kilka takich przypadków, gdzie tajemniczy mężczyzna spada z dużej wysokości i szybko wraca do zdrowia, a potem dokonuje czegoś nadzwyczajnego.
WWW- Jakbym poszperał, to bym ci znalazł parę cudów, o których żeście nawet w Niebie nie słyszeli.
WWW- Nie doceniasz naszej potęgi i wszechwiedzy, człowiecze – powiedział poważnym, przekonującym tonem, który poważnie nadwerężył mój brak wiary.
WWWOd faceta emanowała... aura wiarygodności, która kazała brać na serio jego słowa, choćby tak niesamowite, jak te przed chwilą. Miałem trudności z zaufaniem niby-niebiańskiemu koleżce. Jeśli to wkręt? „Mamy cię”, „Goło i wesoło” albo coś w ten deseń? Jeśli gość zaraz wstanie z leżanki, zrzuci piżamkę i zacznie tańczyć kankana? A później zobaczę swoją zaskoczoną mordę w telewizji.
WWWChociaż... Przełamanie bariery niedostrzegalności było całkiem przyjemne. Ktoś do mnie mówił bez obrzydzenia w głosie, patrzył na mnie, zainteresował się moją osobą. Naturalnie szkoda, że to nie babka, ale z tego, co mówił, wynikało, że aniołowie, to sami faceci. Nie dziwota, że mają tę Studnię, sam bym w nią wskoczył, jakbym miał całą wieczność spędzić bez kobiety. Ale z drugiej strony i tak ku temu zmierzałem. Skoro oni żyją w miejscu, gdzie kobiet nie ma, to pewnie za nimi nie tęsknią. A może nie mają „różdżki”, żeby je czarować?
WWW- Masz rację.
WWWA żeby cię!
WWW- Co proszę?
WWW- Nie mamy różdżki, ani w ogóle ciała. Istniejemy, jako byty, ale nic poza tym. Wiemy, jak czarować kobiety, jako że nasza wiedza nie zna granic. Czerpiemy z mądrości Boga, który nam jej użycza.
WWW- Bajer – westchnąłem z podziwem. Gość miał w sobie coś niepojętego. Odbierałem go, jak boskiego posłańca, chrześcijańskiego Hermesa, który niesie Ewangelię w sposób niemożliwy do odrzucenia. – No dobra, załóżmy, że jesteś aniołem. Stróżem. Moim. Po co zleciałeś na Ziemię?
WWW- Źle ci się wiedzie, mój drogi. Zszedłem na Ziemię, żeby ci pomóc. Niebawem możesz być zagrożony. Ktoś czyha na twoje życie. I duszę.
WWW- Moje? Niby czemu? Tyle ludu na świecie...
WWW- Wbrew pozorom pozyskanie duszy śmiertelnika nie jest takie łatwe, jak mogłoby ci się wydawać. Diabeł nie ma prawa do każdego grzesznika. Część z nich otrzymuje sakrament Namaszczenia i z „dziką kartą” przechodzi do Nieba. Szatan wobec tego usilnie poszukuje samobójców, ludzi łatwych do złamania i przywiedzenia na skraj życia, skąd wystarczy krok, by runąć w przepaść. Ty jesteś dobrym celem. Matka zmarła przy porodzie, ojciec cię nienawidzi. Wystarczy roztoczyć czar ignorowania i staczasz się, spadasz prosto w jego objęcia.
WWW- Więc... To... To, że ludzie mnie tak olewają... To jego sprawka?
WWW- Owszem.
WWWWszystko jasne. To nie mój wygląd, charakter ani aura powodowały, że ludzie traktowali mnie niemalże jak powietrze. Śmierdzące powietrze. Sprawka Szatana. Świetnie. Anioł spadł mi z Nieba.
WWW- Niebezpieczeństwo nie minęło – kontynuował Adirael. – Diabły wywęszyły, że otrzymasz pomoc, a to, czy staniesz się ich zdobyczą, stanęło pod znakiem zapytania. Dwadzieścia lat pracy poszłoby na marne. Należy się więc spodziewać bardziej bezpośredniego ataku. Dlatego tu jestem. Chcę cię obronić. Poza tym, czas, byś stracił dziewictwo.
WWW- Yyy... co?
WWW- Dziewictwo. Nie udawaj, że nie wiesz, co to jest. Towarzyszy ci od dwudziestu lat.
WWW- Ale czy anioły nie powinny jakoś...
WWW- Co? Pchać ku dobremu? Zajrzyj w głąb siebie. Co dla ciebie dobre? Wiekuisty celibat czy bara-bara od czasu do czasu? Życie w cieniu czy wśród nagich piersi?
WWWNie musiałem mówić na głos. Odpowiedź wydawała się oczywista.
WWW- Źle postrzegasz Raj. Myślisz, że to miejsce bezkreśnie dobre, poprawne, taki pięciogwiazdkowy hotel, kurort dla duszy i w pewnym sensie tak jest. Jednakże czymże byłby najwspanialszy kurort dla człowieka, który wraz z ziemskim życiem traci to, co kocha? W Raju, jak już się tam dostaniesz, możesz robić to, co najbardziej lubiłeś na Ziemi. Jest to nawet wskazane. Jeśli zatem lubisz towarzystwo kobiet, to ci go nie zabraknie. Jeśli przepadasz za piwkiem, to niebiański browar będzie twoim domem i tak dalej. Każdy tworzy własną definicję Raju.
WWWFaktycznie. Gość mówił całkiem do rzeczy. Nieco kłóciło się to z moim zbudowanym w katolicyzmie światopoglądem. Ale czy którykolwiek z natchnionych amboniarzy był w Niebie? Który z nich ma wiedzę z pierwszej ręki, jak Adirael? Ilu duchownych głoszących idee zbożnego żywota trafi do Piekła? Najpierw krzyczą i pioruny ciskają, że seks przed ślubem to grzech, a potem sami obracają ministrantów. Chyba że chodzi im o śluby kapłańskie. Pieprzona hipokryzja.
WWWAle czy wina jednych wyłącza winę drugich? Czy fakt sprzeniewierzania się księży propagowanym przez nich zasadom usprawiedliwia grzech innych? Czy to, że pleban molestuje chłopca w zakrystii zmazuje ze mnie przewinę szóstego przykazania?
WWW„Nie cudzołóż”, „cudzo” i „łóż”. Wynikałoby z tego, że dopóki nie wejdę do cudzego łoża, grzechu nie będzie. Wystarczy ściągać fruzie na moją kwaterę. W ogóle kto powiedział, że trzeba to robić w łóżku?
WWW- W porządku – rzekłem.
WWW- Świetny wybór. Nie pożałujesz. A teraz chodźmy. Czas zacząć nowe życie.
CIąg dalszy nastąpi...
Niewidzialny [fantastyka anielska]
1
Ostatnio zmieniony sob 05 kwie 2014, 18:33 przez Bartosh16, łącznie zmieniany 2 razy.
„Racja jest jak dupa - każdy ma swoją” - Józef Piłsudski
„Jest ktoś dwa razy głupszy od Ciebie, kto zarabia dwa razy więcej hajsu niż Ty, bo jest zbyt głupi, żeby w siebie wątpić”.
https://internetoweportfolio.pl
https://kasia-gotuje.pl
https://wybierz-ubezpieczenie.pl
https://dbest-content.com
„Jest ktoś dwa razy głupszy od Ciebie, kto zarabia dwa razy więcej hajsu niż Ty, bo jest zbyt głupi, żeby w siebie wątpić”.
https://internetoweportfolio.pl
https://kasia-gotuje.pl
https://wybierz-ubezpieczenie.pl
https://dbest-content.com