Przez szparę w żaluzjach wyjrzała na ulicę. Przed kamienicą zatrzymał się kolejny wóz reporterski, budząc ciekawość przechodniów. Obserwując gorączkową krzątaninę reporterów, zastanawiała się ile czasu zajmie im zdobycie informacji, w czyje okna skierować obiektywy. Wiedziała, co będzie dalej, jednak tym razem nie czuła ani strachu, ani smutku, jakby cofnęła się do momentu, kiedy jeszcze ich nie znała. Tego, który budził zainteresowanie mediów, przed niespełna kwadransem wpuściła do mieszkania.
Mężczyzna musi mieć swoje pasje inaczej gorzknieje, traci sens – tłumaczyła matka, odpowiadając na pytanie, dlaczego tata tak często znika. Elena nie rozumiała skomplikowanych słów, patrzyła tęsknym wzrokiem za okno, albo na mamę, która nie dostrzegając, że minęła pora kolacji, robiła szydełkowe serwetki. Jej palce drżały, raz po raz gubiąc nitkę, lecz Elenie wydawało się, że tak powinno być, że właśnie dzięki temu powstają fantazyjne wzory.
Czasem nie było ojca przez parę dni, a gdy wreszcie stawał w progu, wołał:
- Gdzie się schowała topolina?
Podbiegała do niego. Łaskotał ją pod pachami, dopóki buzia nie pąsowiała od śmiechu, potem sięgał do kieszeni i wyciągał mleczne cukierki, jej ulubione, Rossanki. Kończąc czytanie bajki na dobranoc, odgarniał włosy i całował w czoło.
- Kocham cię, myszko – mówił, zamykając drzwi.
Kłamał! Któregoś razu nie wrócił.
Zobaczyły go po kilku tygodniach, w wieczornych wiadomościach. Mama płakała, już nie tylko skrywając twarz w poduszce, ale wszędzie i ciągle. Dopóki nie przyszli policjanci. Elena patrzyła jak z szaf wyrzucają ubrania, opróżniają biurko ojca, jak ściągają obrazy. Na środku sypialni urosła sterta pościeli, upstrzona kolorowymi plamami bielizny, ręczników i bawełnianych chusteczek. Wyglądała niczym lodowa góra, na której zakwitły kwiaty. Zabrali mamę a Elenę zaprowadzili do sąsiadki. W mieszkaniu pełnym starych mebli i bibelotów pachniało różaną konfiturą.
- Tylko nic nie zniszcz – powiedziała oschłym głosem starsza pani, która jeszcze niedawno przynosząc ciasteczka, głaskała ją po głowie. Więcej się do Eleny nie odezwała, do mamy, gdy przyszła po nią na drugi dzień, też nie.
Każdym końcem było jedno słowo wymalowane czerwoną farbą na drzwiach, początkiem – wizyta u fryzjera.
Pośrodku tygodnie, miesiące nasłuchiwania w ciszy, mroku, w strachu. Podróż była czasem snucia planów, które nie mogły sięgać daleko. Tylko w pociągu jadącym gdzieś, gdzie nadzieja pobrzmiewała obcym dialektem, potrafiły udawać, że wierzą. W co? W zrozumienie? W wybaczenie? Matka umarła, próbując zrozumieć czemu były winne. W szóstym mieście, z brązowo-rudawymi loczkami, sfilcowanymi ciągłym przygładzaniem.
Rodzina zastępcza oddała Elenę do domu dziecka zaraz potem, gdy przyszedł do niej list. Trzymała go rękach, aż stał się wilgotny od emocji, a czerwony stempel rozmazał na palcach. Czytając staranne, znajome pismo, zrozumiała, że nie był pierwszy. Słowa zamazywały się, za chwilę znów nabierały ostrości, a w duszy radość walczyła z przeczuciem, że żółta koperta jest zwiastunem końca. Uśpił je trzyletni pobyt w ośrodku, ale gdy, wyposażona w dowód osobisty, musiała go opuścić, przekonała się, że było słuszne. Wcześniej, czy później, stając przed drzwiami mieszkania, witał ją napis: MORDERCY.
Pakowała serwetki, chustkę ojca i kartki na których malowała rower. Na każdej inny element albo jego część. Jedno koło zajęło dziewięć, bo rower był duży, męski, z ramą i bagażnikiem z tyłu. Narysowała już cały, została tylko gałąź wielkiego drzewa, rosnącego, wbrew zamysłom urbanistów, w samym środku miasta.
Teraz miała na imię Rita. Zaprzyjaźniła się z psem staruszka spod siódemki, polubiła dźwięki dochodzące zza ścian, skwer, który mijała codziennie rano, idąc do pracy. Ze skrzynki wyjmowała rachunki i przesyłki reklamowe, czasem list, ale zawsze od innego nadawcy, z innej części kraju. Z białych kopert wyjmowała te więzienne, ocenzurowane. Nie otwierając, układała w szufladzie, a gdy uzbierało się pięć, kupiła fikusa, żeby wspomóc nadzieję nieśmiało odzyskującą barwę zieleni. Rysunek pogiętego roweru wiszącego na gałęzi, wreszcie posklejany i oprawiony, zdobił ścianę pokoju dziennego. Tak na wszelki wypadek, by nie zapomniała o swojej winie. Bo ona miała dużo czasu, zrozumiała.
- Tata kocha cię tak bardzo, topolino, że dla ciebie pomoże zmienić świat. Żeby był lepszy.
Mężczyzna wstał z kanapy.
- Muszę już iść – oznajmił. Dwadzieścia pięć lat odcisnęło piętno na jego wyglądzie, ale głos pozostał ten sam.
- Masz, to twoje – powiedziała, podając mu czerwoną chustkę z pięcioramienną gwiazdą w kole. – Znalazłam po rewizji. Nie wiem dlaczego jej nie zabrali.
2
To dobry tekst. Ale przeczytałem go trzy razy i nadal do końca nie rozumiem. Jeśli chciałaś stworzyć atmosferę tajemniczości, mgły i czegoś niewypowiedzianego, to gratuluję, udało Ci się. Sądzę jednak, że jest trochę za krótki, niewiele, ale jeszcze dwa – trzy takie kilkuzdaniowe fragmenty by się przydały, rozwinęły temat i coś wyjaśniły. No i pewnie przeczytało by się z równym zainteresowaniem.
I takie, dziwne skojarzenia się nasuwają, bezsensowne może, ale skoro opowiadanie jest tak enigmatyczne... ten nick „jasna” kojarzy się z Awestą, z jej najważniejsza częścią, tylko Awesta Jasna nie ma ma nic wspólnego z jasnością, to absolutnie przypadkowa zbitka liter, które w języka polskim mają takie właśnie znaczenie. Ale widząc ten tytuł wszyscy sądzą inaczej, zwłaszcza, że pojęcie jasności pasuje do świętych ksiąg.
A czy imię Rita to sanskryckie określenie porządku świata? A topolina (i jeszcze ta kursywa) to nazwa wsi czy quasi - żeńska odmiana toposu? A gwiazda pięcioramienna wschodząca znikąd i to koło, to okultystyczne symbole?
I takie, dziwne skojarzenia się nasuwają, bezsensowne może, ale skoro opowiadanie jest tak enigmatyczne... ten nick „jasna” kojarzy się z Awestą, z jej najważniejsza częścią, tylko Awesta Jasna nie ma ma nic wspólnego z jasnością, to absolutnie przypadkowa zbitka liter, które w języka polskim mają takie właśnie znaczenie. Ale widząc ten tytuł wszyscy sądzą inaczej, zwłaszcza, że pojęcie jasności pasuje do świętych ksiąg.
A czy imię Rita to sanskryckie określenie porządku świata? A topolina (i jeszcze ta kursywa) to nazwa wsi czy quasi - żeńska odmiana toposu? A gwiazda pięcioramienna wschodząca znikąd i to koło, to okultystyczne symbole?
3
Dziękuję, Goriaszu, za wizytę i aż trzykrotne czytanie tekstu.
Faktycznie może nie być jasny (ha – znowu ta jasność, od razu tłumaczę, że mój nick nie ma podłoża, które Ci się nasunęło, po prostu tak mówią do mnie znajomi), nie wzięłam pod uwagę, że symbol, o którym mowa należy już do dalekiej przeszłości, a odnosi się do włoskiego ugrupowania terrorystycznego Czerwone Brygady (po włosku Brigate Rosse, stąd BR i topolina - myszka). Być może gdybym jeszcze dodała, że rower znalazł się na gałęzi po wybuchu bomby tekst stałby się bardziej czytelny.
Dzięki za cenne uwagi – przypomniały mi starą prawdę, że to co autor ma w głowie, niekoniecznie potrafi przekazać czytelnikowi.
Chylę więc czoła i jeszcze raz dziękuję za poświęcony czas.
Pozdrawiam
Faktycznie może nie być jasny (ha – znowu ta jasność, od razu tłumaczę, że mój nick nie ma podłoża, które Ci się nasunęło, po prostu tak mówią do mnie znajomi), nie wzięłam pod uwagę, że symbol, o którym mowa należy już do dalekiej przeszłości, a odnosi się do włoskiego ugrupowania terrorystycznego Czerwone Brygady (po włosku Brigate Rosse, stąd BR i topolina - myszka). Być może gdybym jeszcze dodała, że rower znalazł się na gałęzi po wybuchu bomby tekst stałby się bardziej czytelny.
Dzięki za cenne uwagi – przypomniały mi starą prawdę, że to co autor ma w głowie, niekoniecznie potrafi przekazać czytelnikowi.
Chylę więc czoła i jeszcze raz dziękuję za poświęcony czas.
Pozdrawiam
4
BR = Brigate Rosse?
Masz sugestywny, obrazowy styl, lecz fabułę nadmiernie zaciemniłaś. Dziewczynka nie może wiedzieć, czym zajmuje się jej ojciec, lecz powinnaś zostawiać w tekście jakieś tropy, które by czytelnikowi rozjaśniały sytuację. Tata w telewizji - to za mało, gdyż może się tam pojawić zarówno członek lewicowej bojówki, mafii albo seryjny morderca. Ta pięcioramienna gwiazda na końcu pełni trochę funkcję takiego tropu, lecz to również za mało i nieco za późno. Topolina też mnie naprowadziła na Włochy, ale nie jest to sygnał wystarczająco czytelny, gdyż takie pieszczotliwe określenia mogą pojawiać się w rodzinach z różnych powodów i wcale nie wskazują na miejsce, w którym rozgrywa się akcja. A bez takiego podstawowego osadzenia opowieści w jakimś miejscu i czasie traci ona sporo ze swej wyrazistości. Pozostaje tylko bardzo ogólny szkic sytuacji, w której dziecko ponosi konsekwencje działań swojego ojca, a może i obojga rodziców. Lecz dziecko dorasta (początek wyraźnie wskazuje, że bohaterka jest już osobą dorosłą, samodzielną), coraz więcej do niego dociera, może pytać, starać się coś zrozumieć z tych życiowych komplikacji - opowiadanie natomiast prowadzisz w taki sposób, jakby Twoja bohaterka ciągle pozostawała kilkuletnim dzieckiem.
c.d.n.
O, widzę, że wyjaśnienia Autorki znalazły się pod poprzednim komentarzem w czasie, kiedy ja pisałam swój. Więc dalej:
A rodzina zastępcza nie wiedziała, że dostaje pod opiekę dziecko terrorysty, który siedzi w więzieniu? To w takim razie, skąd on miał adres? Procedura sądowa dość szczegółowo reguluje stosunki pomiędzy rodzicami biologicznymi a zastępczymi, niemożliwe, żeby tylko jedna strona miała informacje o drugiej. Ojciec najwyraźniej miał.
A tu całkowita zagadka:
Trochę pogmatwałaś. Sytuacja ciekawa - dziewczynka musi zmierzyć się z następstwami czynów własnego ojca, które całkowicie zdezorganizowały życie jej i jej matce - lecz wszystko jest ledwie naszkicowane. Myślę, że to jest dobry temat na dłuższe, bardziej rozbudowane opowiadanie, nie tylko na takie fragmentaryczne migawki.
Masz sugestywny, obrazowy styl, lecz fabułę nadmiernie zaciemniłaś. Dziewczynka nie może wiedzieć, czym zajmuje się jej ojciec, lecz powinnaś zostawiać w tekście jakieś tropy, które by czytelnikowi rozjaśniały sytuację. Tata w telewizji - to za mało, gdyż może się tam pojawić zarówno członek lewicowej bojówki, mafii albo seryjny morderca. Ta pięcioramienna gwiazda na końcu pełni trochę funkcję takiego tropu, lecz to również za mało i nieco za późno. Topolina też mnie naprowadziła na Włochy, ale nie jest to sygnał wystarczająco czytelny, gdyż takie pieszczotliwe określenia mogą pojawiać się w rodzinach z różnych powodów i wcale nie wskazują na miejsce, w którym rozgrywa się akcja. A bez takiego podstawowego osadzenia opowieści w jakimś miejscu i czasie traci ona sporo ze swej wyrazistości. Pozostaje tylko bardzo ogólny szkic sytuacji, w której dziecko ponosi konsekwencje działań swojego ojca, a może i obojga rodziców. Lecz dziecko dorasta (początek wyraźnie wskazuje, że bohaterka jest już osobą dorosłą, samodzielną), coraz więcej do niego dociera, może pytać, starać się coś zrozumieć z tych życiowych komplikacji - opowiadanie natomiast prowadzisz w taki sposób, jakby Twoja bohaterka ciągle pozostawała kilkuletnim dzieckiem.
c.d.n.
O, widzę, że wyjaśnienia Autorki znalazły się pod poprzednim komentarzem w czasie, kiedy ja pisałam swój. Więc dalej:
To jest również pewien skrót, trochę nielogiczny. Skoro pismo było znajome, to znaczy, że listy od ojca dostawała wcześniej? Czy może czytała jakieś inne jego zapiski?Rodzina zastępcza oddała Elenę do domu dziecka zaraz potem, gdy przyszedł do niej list. Trzymała go rękach, aż stał się wilgotny od emocji, a czerwony stempel rozmazał na palcach. Czytając staranne, znajome pismo, zrozumiała, że nie był pierwszy.
A rodzina zastępcza nie wiedziała, że dostaje pod opiekę dziecko terrorysty, który siedzi w więzieniu? To w takim razie, skąd on miał adres? Procedura sądowa dość szczegółowo reguluje stosunki pomiędzy rodzicami biologicznymi a zastępczymi, niemożliwe, żeby tylko jedna strona miała informacje o drugiej. Ojciec najwyraźniej miał.
A tu całkowita zagadka:
Jak rozumiem, w końcu sąsiedzi odkrywali tożsamość matki i córki, ale jeśli wizyta u fryzjera ma stanowić pars pro toto rozmaitych zmian wyglądu, to również nie jest to specjalnie jasne.Każdym końcem było jedno słowo wymalowane czerwoną farbą na drzwiach, początkiem – wizyta u fryzjera.
Trochę pogmatwałaś. Sytuacja ciekawa - dziewczynka musi zmierzyć się z następstwami czynów własnego ojca, które całkowicie zdezorganizowały życie jej i jej matce - lecz wszystko jest ledwie naszkicowane. Myślę, że to jest dobry temat na dłuższe, bardziej rozbudowane opowiadanie, nie tylko na takie fragmentaryczne migawki.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.
5
Dziękuję, Rubio, za obszerny komentarz. Oczywiście, wszystkie uwagi biorę do serca, ale spieszę również wyjaśnić jaki był zamysł tego tekstu, jak widać, mało czytelny i nieudany. Brak osadzenia historii w konkretnym miejscu i czasie był celowy, gdyż wydawało mi się, że w ten sposób stanie się bardziej uniwersalna. Bo przecież terroryści byli i są niemal wszędzie. To mogło zdarzyć się w Hiszpanii, Irlandii, Francji. Zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie próbował zmieniać świat metodą przemocy, a ona rodzi kolejną przemoc, nawet jeśli nie w postaci bomb czy strzelaniny. Nie skupiłam się też na wyjaśnieniu w jaki sposób docierano do bohaterki, bo może był to ktoś kto pracował w więziennictwie, listonosz, policjant, każdy mógł stracić kogoś bliskiego. Cierpienie często rodzi potrzebę odwetu. A może dawny „towarzysz” sprzedawał informacje. Może rodzina zastępcza po prostu nie wytrzymała presji otoczenia. To pytania, na które pewnie powinnam odpowiedzieć w tekście, ale ważniejsze wydawało mi się oddanie atmosfery ostracyzmu na jaki narażeni są bliscy tego typu przestępców.
Jeszcze raz dziękuję za komentarz – dał mi dużo do myślenia.
Pozdrawiam serdecznie
Jeszcze raz dziękuję za komentarz – dał mi dużo do myślenia.
Pozdrawiam serdecznie
6
Poruszył mnie klimat tego tekstu. Bardzo sugestywnie i obrazowo wykreowałaś atmosferę, jaka powstała wokół Eleny i jej matki. I to od początku - od zniknięć ojca, przez wizytę policji po napis "mordercy" na drzwiach i reporterów przed domem.
To jest olbrzymi atut tego tekstu.
Przechodząc na chwilę do języka i kompozycji tekstu.
Taki drobiazg na początek:
W podkreślonym zdaniu zjadłaś "w" i "się".
Ogólnie, jeśli chodzi o kompozycję, to odpuszczenie sobie szczegółów na rzecz samego kreowania nastroju, było, moim zdaniem, dobrym ruchem. Jednak chwilami jest nazbyt skrótowo. Długo próbowałam zorientować się, czemu ona maluje ten rower... I rzeczywiście zdanie wyjaśnienia, które dodałaś w komentarzu, bardzo by się tutaj przydało. Podobnie, mam wrażenie, że temu "rozpoczynającemu kolejny etap" fryzjerowi, też przydałoby się słowo rozwinięcia.
Jeśli chodzi o problem rodziny zastępczej i listu, to jakoś odruchowo tak sobie to zinterpretowałam, jak wspomniałaś w komentarzu powyżej, więc tutaj nie mam większych zastrzeżeń.
Jeszcze krótkie odniesienie do zakończenia. Do mnie po tym fragmencie już nic nie dotarło dość wyraziście (ostatni dialog jakby nie istniał):
Opowiadanie bardzo mi się podobało. Dobry pomysł, pewne rzeczy do rozwinięcia czy poprawy, ale ogólnie również dobra jego realizacja.
Pozdrawiam,
Ada
To jest olbrzymi atut tego tekstu.
Przechodząc na chwilę do języka i kompozycji tekstu.
Taki drobiazg na początek:
Pogrubienie - raczej "zaraz po tym"jasna pisze:Rodzina zastępcza oddała Elenę do domu dziecka zaraz potem, gdy przyszedł do niej list. Trzymała go rękach, aż stał się wilgotny od emocji, a czerwony stempel rozmazał na palcach. Czytając staranne, znajome pismo, zrozumiała, że nie był pierwszy. Słowa zamazywały się, za chwilę znów nabierały ostrości, a w duszy radość walczyła z przeczuciem, że żółta koperta jest zwiastunem końca.
W podkreślonym zdaniu zjadłaś "w" i "się".
Ogólnie, jeśli chodzi o kompozycję, to odpuszczenie sobie szczegółów na rzecz samego kreowania nastroju, było, moim zdaniem, dobrym ruchem. Jednak chwilami jest nazbyt skrótowo. Długo próbowałam zorientować się, czemu ona maluje ten rower... I rzeczywiście zdanie wyjaśnienia, które dodałaś w komentarzu, bardzo by się tutaj przydało. Podobnie, mam wrażenie, że temu "rozpoczynającemu kolejny etap" fryzjerowi, też przydałoby się słowo rozwinięcia.
Jeśli chodzi o problem rodziny zastępczej i listu, to jakoś odruchowo tak sobie to zinterpretowałam, jak wspomniałaś w komentarzu powyżej, więc tutaj nie mam większych zastrzeżeń.
Jeszcze krótkie odniesienie do zakończenia. Do mnie po tym fragmencie już nic nie dotarło dość wyraziście (ostatni dialog jakby nie istniał):
W traktowaniu tego jako "swojej winy" jest coś, co mnie autentycznie ruszyło. Psychologicznie bardzo ciekawy problem. I bardzo wyraziście tutaj zasygnalizowany (mimo że ubrany w tak krótką formę).jasna pisze:Tak na wszelki wypadek, by nie zapomniała o swojej winie. Bo ona miała dużo czasu, zrozumiała.
- Tata kocha cię tak bardzo, topolino, że dla ciebie pomoże zmienić świat. Żeby był lepszy.
Opowiadanie bardzo mi się podobało. Dobry pomysł, pewne rzeczy do rozwinięcia czy poprawy, ale ogólnie również dobra jego realizacja.
Pozdrawiam,
Ada
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"
Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"
Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"