Tekst nawiązuje bezpośrednio opowiadania: http://weryfikatorium.pl/forum/viewtopic.php?t=14922
Dla niego była Katedrą.
Z nim sięgała gwiazd, zapisując litery i uczucia w kilometrach dzielącej ich sieci. Dni i miesiące wymieniana postów, wysyłania maili. Wieczory w świetle monitora, przez które wszystko wydawało się łagodne i miękkie. To, co trwało wokół, cichło, cały codzienny świat wynosił się za próg, nic nie mogło zakłócić magii, niepewność pryskała. Chwile, ich chwile, gdy znaki, które wstukiwał w klawiaturę, gdzieś po drugiej stronie, szumiały w głowie, jak mocne wino. Głos zaklęty w ekran. Pisał, a ona czuła mrowienie, które zaczynając się gdzieś za uchem, biegło uparcie w dół, bez pudła znajdując wejście do tego, co chroniła wewnątrz. Dla niego te bariery mogły nie istnieć. Każde słowo wbijał precyzyjnie, czasem boleśnie, aż zaciskała pięści i odwracała głowę, by potem na nowo chłonąć sens każdego przesłanego zdania.
Kiedy poczuła, że już brakuje jej oddechu od tłumionego krzyku, że już nie zniesie takiego wyrywania w piersi, odpowiedziała: „Przyjadę”. Nie potrzebował nawet minuty, żeby przysłać współrzędne do GPSa. W tytule jedno słowo. „Czekam”. Wyobraziła sobie jak mówi to, półszeptem, przymykając oczy. Był piątek po południu.
Ubierając się, zrozumiała, że czekała wcześniej i dłużej. Nowa spódnica, kupiona po tym, co napisał o skrzyni, którą ściągnął ze strychu. Brązowy sweterek z angory przyniesiony ze sklepu po wieczorze, z rozmową o czekoladowych ścianach w sypialni. Piekielnie drogi komplet bielizny. Koronkowe majteczki, małe i czarne, z elementami granatu. Jedwabna koszulka. Noc wcześniej, jeszcze długo po rozmowie nie mogła zasnąć. Mówił wtedy o samotności. O porankach, gdy pościel skrywa tylko jego zapach, a w kuchni przygotowuje tylko jeden kubek kawy. Lubili identyczną. Mocną, z jedną łyżeczką cukru. O tym, że drżał z przejmującej tęsknoty, przytulając czoło do świeżo upieczonego chleba. Wtedy kupiła też perfumy. Cytryna, piwonia i konwalie... I przefarbowała włosy.
Wsiadła w samochód. Wieczorem będzie na miejscu. Usłyszy go. Poczuje pod dłonią dotyk ciepłej skóry. Silnik Audi zagrał cicho, niemal zmysłowo. W tym dniu wszystko było właśnie takie. Myśli leniwie zwalniały, w oczekiwaniu na pierwsze zachłyśnięcie obecnością. Bliskością.
Wieczór. Ciepła jasność na ganku. Stał tam w dżinsach i bawełnianej koszuli, boso, z rękoma w kieszeniach. Czuła, że patrząc na nią, szuka swoich wyobrażeń. Wysiadła z auta i chłodny wiatr musnął jej kark. Zadrżała.
Kilka liczb i oznaczeń na temat samochodu, pytania o drogę, chyba coś o zakupach. Rozgadał się. Nie słuchała co mówił. Słuchała tonów, dźwięków, barwy. Wypełniał ją. Brzmienie jak przyprószone kurzem światło w witrażach katedry. Rozdzierające istnienie, niczym niski i przejmujący dźwięk organów. Podeszła. Dotknął włosów. Zamilkł. Stali tak w wejściu, w jednej sekundzie zwijając dzielące ich wcześniej kilobajty wyobraźni.
- Cześć - szepnęła. Głupie słowo uniosło w górę kąciki ust, zaznaczając drobne zmarszczki pod oczami.
- Katedra... - Iskry w oczach mężczyzny musnęły ją ledwie, ale to wystarczyło, żeby poczuła żar. Głos mruczał, drapał w gardle. Nachylił się do niej. Blisko. Jeszcze bliżej. Wprost do zetknięcia warg, zawirowania emocji, gorącą kulą zmierzających w dół, wprost do...
Sypialnia. Duże łóżko z satynową pościelą.
Pozbyła się przed nim ostatnich murów ubrań. Może... nawet... teraz... mogłyby... nie... istnieć... te... miliony... liter.. i... spacji. Tylko spojrzenie, odbite po wewnętrznej stronie powiek. Głęboko. Wykreśliła mu to na plecach. Wykrzyczała... Chyba, bo tak naprawdę niczego nie była pewna.
Bo potem otworzyła oczy w innym świecie. Jeszcze rezonował w niej, jeszcze go czuła każdą nagą powierzchnią skóry, kiedy wyszedł. Trzasnęły drzwi sypialni. Zniknął. Zostawił ją samą w tej pościeli, w ścianach, które przemalował, zaraz, rok po rozwodzie? Pół roku? Wściekła się na siebie, że myśli akurat o tym. Skuliła się pośrodku posłania. Obronnie oplotła się ramionami. Po deskach podłogi przemknął kot, budząc chwilowe zdziwienie kobiety.
Wrócił. Ostrożnie przysiadł na skraju materaca. Podał jej majtki.
- Małgorzato - usłyszała. Imię runęło wprost i brutalnie w miękki strach. Nie była już Katedrą. I nie będzie... - Wszystko w porządku?
Skinęła głową.
- Chodź, zejdziemy do kuchni, zjemy coś. Pewnie jesteś głodna.
Kolejne warstwy rzeczywistości zamknięte klamrą nieuważnie spiętych włosów. Szybki powrót do świata, w którym się nie liczyła. Ubrała się. Zebrała do wyjścia
- Muszę już iść.
- Słucham? - Nie zrozumiał. A przecież zawsze ją rozumiał.
- Do domu. - Palce poruszyły się, jakby składała zdania na klawiaturze.
- Co do domu?
- Wracam do domu. Późno już.
- Do hotelu. - Nie zdziwiła się, kiedy ją poprawił. Nie zaprzeczyła.
- Tak. - Skłamała.
Nerwowo sięgnęła po torebkę, za zaciśniętymi szczękami kryjąc płacz. Zgarnęła kluczyki, zanim wpadłby na pomysł, żeby je zabrać. Bała się gwałtowności.
- Nie wygłupiaj się. Gośka! - Zbyt mocny uścisk dłoni, odznaczający się wyraźnie na jasnej skórze. Spróbowała się wyrwać. Tu nie mogła odejść od ekranu, nie mogła wyłączyć komputera. Wtedy nie chciała. Teraz...
- Muszę iść. - Udało jej się powtórzyć. - Powinnam.
- Bzdura. Jest późno, nie pozwolę, żebyś tłukła się teraz do hotelu. Możesz spać u mnie. Rzeczy i tak masz jeszcze w bagażniku.
- Rezerwacja… - Brnęła w ten wyimaginowany hotel, w którym nie zamówiła pokoju. Nawet nie wiedziała czy są tu jakieś. Mignięcie łez. Żeby tylko nie zauważył.
Widział. Nie pozwolił zabrać ręki.
- Chuj z rezerwacją. Zaraz przygotuję coś do jedzenia, otworzę wino. Ściągaj tę cholerną kurtkę, zostaniesz na noc. - Rzucił przez zęby. Gdzieś w środku skuliła się, uciekła w panice. Na zewnątrz uniosła głowę, spojrzała twardo. A przynajmniej rozpaczliwie chciała.
- Nie mówi mi, co mam robić! - Spróbowała. - Chcę wrócić…
- Gośka, proszę, zostań. - Łagodność w głosie. Niski ton, taki, który zaprowadził ich do łóżka. Choć przez chwilę jeszcze chciała poczuć, że jest blisko, dla niej, że to nie pomyłka.
- Myślałam, że… - nabrała powietrza, jak przed skokiem z wyższej trampoliny, w zielonkawą taflę basenu. Pierwszy raz bała się tak samo, stojąc na krawędzi, z koniuszkami palców wczepionymi w chropawą powierzchnię.
- Że co? - Spytał delikatnie, jakby nie chciał jej spłoszyć.
- Że wyszedłeś, żebym mogła się ubrać i zniknąć. Za nic w świecie nie chciałabym się narzucać. - Skok i lot w dół.
Zdziwienie, autentyczne zdziwienie w jego oczach. Ulga. Nie chciał, żeby wyjechała. Wyczuła, że zaraz zacznie się śmiać i zdusiła to, kopiąc go w łydkę.
- Nie rób tego więcej. - Uśmiechy porozumienia.
Delikatny splot palców. Poprowadził ją do kuchni. Potem już tylko słuchała. Mówił coś o dywanach. O byłej. Nie chciała teraz treści. To miała co wieczór, w mailach, w prywatnych wiadomościach, w SMS-ach. Teraz chciała brzmienia i dźwięku, poczuć go znowu głęboko i mocno, aż po koniuszki piersi.
Zrobili razem tę kolację i wypili wino. Z każdym kieliszkiem głos kochanka coraz natarczywiej, coraz przyjemniej wlewał się w nią, zagłębiał, osiadał ciężkim smakiem na ustach, aż pozwoliła mu dołączyć wargi, palce, zęby, paznokcie. Nie żałowała mu siebie, nie uciekała od dzikości. Ostatniej. Pierwszej. Dalekiej. Bliskiej. Dla niego. Dla siebie. Żegnała każdy pomruk, zachłannie zbierała na zapas, w pamięci, wszystkie odcienie jęków.
Wiedziała, że nie zostanie.
- Nie powinnam - powiedziała mu tylko.
„Nie powinnam” wytłumaczyła sobie.
====================================================(dla Ravvy)
2
Jak ja się cieszę, że zatrzymałem się nieco wnikliwiej na tym Forum. Tak dawno nie obcowałem ze współczesną literaturą; jeszcze trochę a zacznę tego żałować. Przeczytałem Twoje opowiadanie z najwyższą przyjemnością. A teraz pójdę do świata równoległego wspierając się teorią Davida Deutscha i wskrzeszonym po latach wspomnieniem Katedry Notre Dame – naturalna Konsekwencja tej lektury. A później wrócę tu jeszcze raz.
3
Wiadomo, o co chodzi, ale ja jestem wyczulona na takie fragmenty. Brzmi, jakby to głos się do niej nachylił.ithilhin pisze: Głos mruczał, drapał w gardle. Nachylił się do niej.
Technikalia - zapis dialogów.
Tutaj bez kropki i małą literą.ithilhin pisze:- Chuj z rezerwacją. Zaraz przygotuję coś do jedzenia, otworzę wino. Ściągaj tę cholerną kurtkę, zostaniesz na noc. - Rzucił przez zęby.
Tu zaś wielką.ithilhin pisze:- Myślałam, że… - nabrała powietrza,
Ogólnie to nie ma wielu konkretnych błędów, do których mogłabym się czepiać. Są elementy, które burzyły mi nieco odbiór, w jakiś sposób nie pasowały do stylu. To bardzo subiektywne uwagi, ale pozostawiam do przemyślenia:
To "bez pudła" zabrzmiało mi tutaj zbyt kolokwialnie - odstaje od reszty stylu akapitu.ithilhin pisze:Pisał, a ona czuła mrowienie, które zaczynając się gdzieś za uchem, biegło uparcie w dół, bez pudła znajdując wejście do tego, co chroniła wewnątrz.
Podkreślony fragment znów zabrzmiał mi trochę koślawo. Za duży skrót myślowy? Gdzieś tutaj chyba leży problem.ithilhin pisze:Kiedy poczuła, że już brakuje jej oddechu od tłumionego krzyku, że już nie zniesie takiego wyrywania w piersi, odpowiedziała: „Przyjadę”.
Tutaj niezgrabne trochę zdanie - głównie przez te powtórzenia "z/ze". Wiadomo, jeśli chodzi o czystą poprawność - broni się - jeśli o brzmienie trochę mniej.ithilhin pisze:Brązowy sweterek z angory przyniesiony ze sklepu po wieczorze, z rozmową o czekoladowych ścianach w sypialni.
To zdanie trochę jak wycięte z innego stylu narracji - dotąd byliśmy bardzo blisko bohaterki, niemalże "w niej", a tutaj łapiemy dystans przez to "budząc zdziwienie kobiety".ithilhin pisze:Obronnie oplotła się ramionami. Po deskach podłogi przemknął kot, budząc chwilowe zdziwienie kobiety.
A ten fragment chyba najbardziej mi się podoba.ithilhin pisze:Zrobili razem tę kolację i wypili wino. Z każdym kieliszkiem głos kochanka coraz natarczywiej, coraz przyjemniej wlewał się w nią, zagłębiał, osiadał ciężkim smakiem na ustach, aż pozwoliła mu dołączyć wargi, palce, zęby, paznokcie. Nie żałowała mu siebie, nie uciekała od dzikości. Ostatniej. Pierwszej. Dalekiej. Bliskiej. Dla niego. Dla siebie. Żegnała każdy pomruk, zachłannie zbierała na zapas, w pamięci, wszystkie odcienie jęków.

Muszę przyznać, że opowiadanie ma klimat i czuć w nim emocje. Sam pomysł spojrzenia na "Konsekwencje" od drugiej strony podoba mi się. Zresztą - wyszło z tego ciekawe dopełnienie. Nie wiem, na ile to specjalnie, na ile "tak wyszło", ale podobało mi się to, że u Ravvy takie znaczenie odgrywały włosy i oczy tej kobiety (przejście od tekstu do obrazu), a w tym tekście wiele uwagi poświęciłaś głosowi, temu przejściu od tekstu do dźwięków. Zresztą opisy, w których na pierwszy plan wychodzą dźwięki, wydają mi się być najlepiej napisane.
Ogólnie rzecz biorąc - dobry tekst (moim skromnym zdaniem).
Pozdrawiam,
Ada
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"
Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"
Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"
4
Bardzo Wam dziękuję za oceny i uwagi, są bardzo cenne i cieszę się, że tekst się podobał. Oczywiście gdyby nie piękne opowiadanie Ravvy, które wzbudziło we mnie taki klimat, to moje nigdy by nie powstało (Ravva dziękuję raz jeszcze!).
Z dźwiękami było jak najbardziej celowe.
Z dźwiękami było jak najbardziej celowe.
5
przeczytałam to po raz pięćdziesiaty.
i ciągle nadziwić się nie moge, że jest w tym tyle emocji, półcieni i detali.
skad tyś to wszystko wzięła??
i ciągle nadziwić się nie moge, że jest w tym tyle emocji, półcieni i detali.
skad tyś to wszystko wzięła??
Serwus, siostrzyczko moja najmilsza, no jak tam wam?
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.
6
jak to skąd. z tego co napisałaś. bo genialnie napisałaś.ravva pisze:przeczytałam to po raz pięćdziesiaty.
i ciągle nadziwić się nie moge, że jest w tym tyle emocji, półcieni i detali.
skad tyś to wszystko wzięła??
dziękuję

7
hmm, nie, u mnie tego nie ma.
moje jest dużo uboższe i prostsze.
<zgrzyta zebami z zazdrosci>
moje jest dużo uboższe i prostsze.
<zgrzyta zebami z zazdrosci>
Serwus, siostrzyczko moja najmilsza, no jak tam wam?
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.
8
ravva pisze:hmm, nie, u mnie tego nie ma.
moje jest dużo uboższe i prostsze.
<zgrzyta zebami z zazdrosci>
Zgrzytać z zazdrości to ja mogę!
Twój tekst jest pełny znaczeń, gęsty od treści, niesamowity.
Dlatego tak na mnie podziałał!
No.
9
Nie, to nie wysilony obowiązek każe mi się zajmować ithi Twoim tekstem, raczej ciepłe wibracje płynące z idei jego powstania. I nieśmiałe poczucie pewnej powinności, bo nieelegancko byłoby zostawić bez komentarza własne, zaspokojone zaciekawienie, co też może być odpowiedzią na „Konsekwencje”.
Ale o tym będzie później.
Teraz jest czas na przyjrzenie się zapisanym kartkom.
„Dla niego była Katedrą.
Z nim sięgała gwiazd, zapisując litery i uczucia w kilometrach dzielącej ich sieci.”
Coś nie chce mi to otwarcie zagrać szlachetnie, jest jakiś fałszywy dźwięk. Może dałoby się ładniej wykorzystać możliwości, jakie daje jej nick. DLA NIEGO była Katedrą. Jego obecność podkreśla jej strzelistość, ale to on ją BUDUJE, wyciąga w górę swoimi postami. Do gwiazd. Bo kiedy ona pisze do niego, to tak, jakby sobie ujmowała, jakby malała. To mi się nie chce zgodzić i pewnie dlatego takie otwarcie delikatnie fałszuje. A jak jest ważne – no co tu gadać po próżnicy?
Litery i uczucia zostały potraktowane równorzędnie, a przecież jest między nimi związek przyczynowo-skutkowy, w sumie całkiem skomplikowany, na długie, długie zdanie.
Może tę całą startową „inwokację” trzeba przemyśleć?
„Wieczory w świetle monitora, przez które wszystko wydawało się łagodne i miękkie.”
Tu też jakby na skróty. Monitor daje zimne światło, techniczne, czuje się, że w zdaniu chodzi o ciepłą intymność kontaktu, kiedy wygaszone jest wszystko wokół i tylko ekran świeci, będąc na te minuty i godziny centrum świata bohaterki. I czy chodzi o nieprzytomny z emocji wzrok, którym patrzy – nie widząc – na znajome otoczenie WSKROŚ światła rzucanego przez ekran monitora? A to otoczenie gubi ostrość kształtów? Takie szczególiki, które są ważne.
„To, co trwało wokół, cichło, cały codzienny świat wynosił się za próg, nic nie mogło zakłócić magii, niepewność pryskała. Chwile, ich chwile, gdy znaki, które wstukiwał w klawiaturę, gdzieś po drugiej stronie, szumiały w głowie, jak mocne wino. Głos zaklęty w ekran. Pisał, a ona czuła mrowienie, które zaczynając się gdzieś za uchem, biegło uparcie w dół, bez pudła znajdując wejście do tego, co chroniła wewnątrz.”
Ładnie. Tylko to „bez pudła”…
„Każde słowo wbijał precyzyjnie, czasem boleśnie, aż zaciskała pięści i odwracała głowę, by potem na nowo chłonąć sens każdego przesłanego zdania.”
„Każde” się sklonowało. „Wbijanie” - rany, za mocno, może „przenikanie” - bardziej czarodziejskie? Może tak? „Każde słowo przenikało precyzyjnie, czasem tak boleśnie, że aż zaciskała pięści i odwracała głowę, by potem na nowo chłonąć sens poskładanych zdań.”
Przykładowo oczywiście.
„Kiedy poczuła, że już brakuje jej oddechu od tłumionego krzyku, że już nie zniesie takiego wyrywania w piersi, odpowiedziała: „Przyjadę”.
Tu: już wiadomo, wymaga poprawek – chyba o sercu coś, co się wyrywa, ale żeby nie popaść w banał :-)
„Wyobraziła sobie jak mówi to, półszeptem, przymykając oczy.”
Kto mówi, ithi, kto? Trochę mylące.
„Ubierając się, zrozumiała, że czekała wcześniej i dłużej.”
Tu ładnie.
„Nowa spódnica, kupiona po tym, co napisał o skrzyni, którą ściągnął ze strychu. Brązowy sweterek z angory przyniesiony ze sklepu po wieczorze, z rozmową o czekoladowych ścianach w sypialni.”
Tu zgrabnie – z nawiązaniem do ravvovego.
Tylko że, o ile sweterek i ściany – OK, to skrzynia ze spódnicą się nie komponuje bez dodatkowego wyjaśnienia – że z surowego lnu z Cepelii, czy jakoś tam. Albo jakiś inny związek jednego z drugim.
„Koronkowe majteczki, małe i czarne, z elementami granatu.”
Wiesz, czego się przyczepię, prawda? Chyba nie pestki - ani nie zawleczka? :-)
„Noc wcześniej, jeszcze długo po rozmowie nie mogła zasnąć. Mówił wtedy o samotności. O porankach, gdy pościel skrywa tylko jego zapach, a w kuchni przygotowuje tylko jeden kubek kawy. Lubili identyczną. Mocną, z jedną łyżeczką cukru.”
Tu jest w porządku – poza powtórzeniem „rozmowa – mówił”. Niechby było, że „pisał” może.
Ale tu:
„O tym, że drżał z przejmującej tęsknoty, przytulając czoło do świeżo upieczonego chleba.”
poszło za daleko. Chyba, że napisał dla niej wiersz. Normalnie, to facet w stanie najwyższego nawet rozromantycznienia czegoś takiego nie napisze. No nie.
„I przefarbowała włosy.”
O. To jest ekstra. Kreatywne. W sensie, że wnosi nowy, interesujący element.
„…boso, z rękoma w kieszeniach”.
Rękami?
”Kilka liczb i oznaczeń na temat samochodu, pytania o drogę, chyba coś o zakupach.”
Oj, nie jest zgrabne to zdanie.
Może jakoś tak?
„Kilka zdań na temat samochodu, jakieś liczby, liczby, oznaczenia, potem pytania o drogę, chyba coś o zakupach.”
„Nie słuchała co mówił. Słuchała tonów, dźwięków, barwy. Wypełniał ją. Brzmienie jak przyprószone kurzem światło w witrażach katedry. Rozdzierające istnienie, niczym niski i przejmujący dźwięk organów. Podeszła. Dotknął włosów. Zamilkł. Stali tak w wejściu, w jednej sekundzie zwijając dzielące ich wcześniej kilobajty wyobraźni.”
Ojej. Sporo do wyszlifowania. Świetnie, że słyszysz. To bardzo ważne, a wielu piszących sprawia wrażenie, jakby świat dźwięków nie istniał. Ale jest tu straszny groch z kapustą. Kolejność: najpierw dźwięki, później tony, później barwy. Dalej: dwie metafory dotyczące w gruncie rzeczy tego samego. Katedra – użyta w taki sposób miesza znaczenia. I to „rozdzierające istnienie” - fuj!
„Brzmienie jego głosu – jak przyprószone kurzem światło w kościelnych witrażach wypełniało ją bez reszty. Przejmujące niczym dźwięk organów grających w najniższych rejestrach.”
Nie wiem, czy to koniecznie tak miałoby wyglądać, ale przynajmniej jest jakiś porządek, jakiś elementarny ład.
A do wyobraźni użyłbym megabajtów. Tera- i giga- byłyby groteskowe, z kolei kilo- jakieś ubogie, jak krewni z prowincji :-)
Jeszcze jedna ważna rzecz. Te i następne akapity obsypałaś jednowyrazowymi równoważnikami zdań. Ostrożnie.
Posłuchaj: Taramtamtaramtaramtamtaram. Bum. Taramtamtam. Bum. Bum. Taramtaramtam. Bum.
To jest ciężka artyleria, mocny środek stylistyczny. Nadaje tekstowi melodię i rytm. Nie można go nadużywać. I dobrze byłoby panować nad nim w pełni.
”Dotknął włosów.”
Chyba JEJ włosów?
„ - Cześć - szepnęła. Głupie słowo uniosło w górę kąciki ust, zaznaczając drobne zmarszczki pod oczami.”
To są JEJ usta? Jakoś mam wrażenie, że tu narrator sprintem zmienił dotychczas zajmowane miejsce na zupełnie inne. Ale już leci z powrotem. A może mi się wydaje, czy jak...
„Pozbyła się przed nim ostatnich murów ubrań.”
Na skróty, co spowodowało nieszczęśliwą zbitkę „murów ubrań”.
„Pozbyła się przed nim ubrań, które były jej ostatnimi murami.” Ale to nie brzmi dobrze. Chodzi w gruncie rzeczy o to, że mury padły, a ona się pozbyła ostatnich zahamowań wraz z ubraniami. Tylko trza to jakoś wymyślić, żeby było ładnie.
„Może... nawet... teraz... mogłyby... nie... istnieć... te... miliony... liter.. i... spacji. Tylko spojrzenie, odbite po wewnętrznej stronie powiek. Głęboko. Wykreśliła mu to na plecach. Wykrzyczała... Chyba, bo tak naprawdę niczego nie była pewna.”
Oooo...Ależ tu ślicznie zagrałaś. Tak. To jest to. Widzisz? Wiesz, o co chodzi z rytmem. Jeszcze można by było go podkreślić, po „spacji” dając wykrzyknik. A może nawet by było za dużo? Nie wiem, trzeba sprawdzić.
„...jeszcze go czuła każdą nagą powierzchnią skóry, kiedy wyszedł.”
No przecież nie miała innej, w takiej sytuacji owłosiona też jest naga! Cząsteczką nagiej skóry? Komórką nagiej skóry? No jakoś tam.
Uwaga na „wyszedł”. Bez jakiegoś dopełnienia brzmi niezwykle dwuznacznie.
„Po deskach podłogi przemknął kot, budząc chwilowe zdziwienie kobiety.”
Albo mi się wydaje, albo znowu narratorowi nogi ścierpły i udał się gdzieś je rozprostować :-)
„Kolejne warstwy rzeczywistości zamknięte klamrą nieuważnie spiętych włosów. Szybki powrót do świata, w którym się nie liczyła. Ubrała się. Zebrała do wyjścia.”
Tak! Ładnie!
„- Do domu. - Palce poruszyły się, jakby składała zdania na klawiaturze.”
Jeszcze ładniej. Tylko chyba „słowa”, nie zdania.
„- Rezerwacja… - Brnęła w ten wyimaginowany hotel, w którym nie zamówiła pokoju. Nawet nie wiedziała czy są tu jakieś. Mignięcie łez. Żeby tylko nie zauważył.”
Herr Narrator! Wracaj! Zrób coś z tym „mignięciem łez”! Chodzi o to, że ona ma rozmazane widzenie, bo jej wilgoć weszła w oczy. Albo że światło jej się łamie w powilgotniałych oczach, coś z tego obszaru.
„A przynajmniej rozpaczliwie chciała.”
...tak spojrzeć?...żeby to spojrzenie takie było? Przydałoby się jakieś rozwinięcie dla równowagi w stosunku do pozostałych krótkich zdań – dialogowych didaskaliów.
„Niski ton, taki, który zaprowadził ich do łóżka.”
Do sypialni może? Bo „do łóżka” trąci beznadziejnym kolokwializmem.
„- Myślałam, że… - nabrała powietrza, jak przed skokiem z wyższej trampoliny, w zielonkawą taflę basenu. Pierwszy raz bała się tak samo, stojąc na krawędzi, z koniuszkami palców wczepionymi w chropawą powierzchnię.”
Znowu ładnie. Czy jest „wyższa” trampolina? Pewnie jest, skoro napisałaś, ale nie jest to wiedza standardowa. Sugerowałbym – albo po bandzie (najwyższa), albo po prostu „z trampoliny”. To jest dostatecznie obrazowe.
„Delikatny splot palców. Poprowadził ją do kuchni. Potem już tylko słuchała. Mówił coś o dywanach. O byłej. Nie chciała teraz treści. To miała co wieczór, w mailach, w prywatnych wiadomościach, w SMS-ach. Teraz chciała brzmienia i dźwięku, poczuć go znowu głęboko i mocno, aż po koniuszki piersi.”
Czekaj, ten motyw braku zainteresowania treścią z jej strony był już na początku. Warto gdzieś wstawić słówko „znowu”, wtedy nie narazisz się na zarzut o prymitywne powtórzenie, pokażesz, że świadomie użyłaś tego samego motywu – jak refrenu.
„Z każdym kieliszkiem głos kochanka coraz natarczywiej, coraz przyjemniej wlewał się w nią,...”
Tu słowo ”natarczywiej” nie ma zastosowania. Ono jest jednoznacznie negatywne, a przecież nie o to chodzi. „Mocniej” - najprostsze, co mi się podsunęło. Albo coś z tej rodzinki.
„….zagłębiał, osiadał ciężkim smakiem na ustach, aż pozwoliła mu dołączyć wargi, palce, zęby, paznokcie. Nie żałowała mu siebie, nie uciekała od dzikości. Ostatniej. Pierwszej. Dalekiej. Bliskiej. Dla niego. Dla siebie. Żegnała każdy pomruk, zachłannie zbierała na zapas, w pamięci, wszystkie odcienie jęków.”
Niby „jęki rozkoszy” są beznadziejnie oklepane, ale chyba by pasowały. No bo jak inaczej nazwać ten stan?
I znowu ładne, świadome zastosowanie krótkości. Jak chcesz, to potrafisz :-P
Meta.
Gosiu, najpierw o tym, co mnie ujęło. Jest coś niezwykle sympatycznego w fakcie szukania inspiracji blisko, tu, na wyciągnięcie ręki, u kogoś, kogo się zna i lubi. Że w taki sposób, pisząc na kanwie czyjegoś utworu można o lubieniu temu komuś powiedzieć. I że się ceni to, co ten ktoś stworzył. I że się mówi otwarcie, że zatkało kakao. Fajne.
Po pierwszej lekturze miałem wątpliwości. Różne, a przede wszystkim tę, czy Twój tekst może być samodzielny, chodzić po świecie bez balkonika w postaci opowiadania ravvy. Czy jest tylko dopełnieniem tamtego. Ale następne czytania pozwoliły dojść do wniosku, że się obroniłaś.
Przez chwilę wydawało mi się również, że można było to napisać jeszcze pełniej, w kierunku klasycznego obyczaju, z zarysowaniem pełnej sylwetki bohaterki i jej życiowych uwikłań. Może kiedyś spróbujesz, choćby dla treningu rozszerzyć tę – w sumie – miniaturę do rozmiarów poważnego opowiadania, nie gubiąc nastroju i pokazanych emocji.
Ale póki co – nie jest wykluczone, że Twoje dzieło ładnie się broni właśnie dlatego, że ograniczyłaś się tylko do namalowania linii, po której podąża zakochana kobieta, dzięki czemu tekst zachowuje podmiotowość i równowagę.
Dobrze, cienką kreską naszkicowałaś kobiecy świat. Niestety, dalej nie rozumiem, po kiego wała on się ubierał i wychodził. No dajcie mu proszę jakieś alibi, niech choćby drewna dorzuci do pieca w kotłowni! Albo do sąsiada po jedzenie pójdzie, bo nie ma nic w lodówce. Albo – jeśli uczuciowy – do ogrodu pójdzie, pomyśleć o tym, co się stało. Cokolwiek, plizzzz?
Podoba mi się część dialogowa, tak kreatywnie wykorzystałaś inspirację, w ukryty sposób korespondując z tym, co napisała ravva. Oczywiście, dla równowagi – chodzi za mną wrażenie, że nie wszystkie dialogi zostały zapisane prawidłowo.
I jeszcze zadzwoń do Pani Interpunkcji w sprawie przecinków.
Widać, bardzo widać, że ravva poruszyła w Tobie czułe struny. Tak bardzo, że owa czułość gdzieniegdzie narusza linię demarkacyjną między emocjonalnością, a egzaltacją. I widać też, że pisałaś całą sobą, a też i Twoją niecierpliwość – żeby już, żeby pokazać, żeby nie trzymać tylko dla siebie. Dlatego jest trochę niedoróbek i nieporadności, ale to nic, to się da poprawić, ważniejsza jest szczerość - i płomień.
Czujesz, widzisz i słyszysz. Tylko słowa jeszcze są niesforne, jak dzieci przed wymarszem na przedszkolne podwórko. Trzeba im spokojnie powiedzieć, co mają robić, zapanować nad rozgardiaszem i będzie dobrze.
Tyle moich wrażeń.
Reszta jest w masakrze, której Ci nie oszczędziłem.
Co mi wybaczysz – mam nadzieję – bo w dobrej sprawie.
Ale o tym będzie później.
Teraz jest czas na przyjrzenie się zapisanym kartkom.
„Dla niego była Katedrą.
Z nim sięgała gwiazd, zapisując litery i uczucia w kilometrach dzielącej ich sieci.”
Coś nie chce mi to otwarcie zagrać szlachetnie, jest jakiś fałszywy dźwięk. Może dałoby się ładniej wykorzystać możliwości, jakie daje jej nick. DLA NIEGO była Katedrą. Jego obecność podkreśla jej strzelistość, ale to on ją BUDUJE, wyciąga w górę swoimi postami. Do gwiazd. Bo kiedy ona pisze do niego, to tak, jakby sobie ujmowała, jakby malała. To mi się nie chce zgodzić i pewnie dlatego takie otwarcie delikatnie fałszuje. A jak jest ważne – no co tu gadać po próżnicy?
Litery i uczucia zostały potraktowane równorzędnie, a przecież jest między nimi związek przyczynowo-skutkowy, w sumie całkiem skomplikowany, na długie, długie zdanie.
Może tę całą startową „inwokację” trzeba przemyśleć?
„Wieczory w świetle monitora, przez które wszystko wydawało się łagodne i miękkie.”
Tu też jakby na skróty. Monitor daje zimne światło, techniczne, czuje się, że w zdaniu chodzi o ciepłą intymność kontaktu, kiedy wygaszone jest wszystko wokół i tylko ekran świeci, będąc na te minuty i godziny centrum świata bohaterki. I czy chodzi o nieprzytomny z emocji wzrok, którym patrzy – nie widząc – na znajome otoczenie WSKROŚ światła rzucanego przez ekran monitora? A to otoczenie gubi ostrość kształtów? Takie szczególiki, które są ważne.
„To, co trwało wokół, cichło, cały codzienny świat wynosił się za próg, nic nie mogło zakłócić magii, niepewność pryskała. Chwile, ich chwile, gdy znaki, które wstukiwał w klawiaturę, gdzieś po drugiej stronie, szumiały w głowie, jak mocne wino. Głos zaklęty w ekran. Pisał, a ona czuła mrowienie, które zaczynając się gdzieś za uchem, biegło uparcie w dół, bez pudła znajdując wejście do tego, co chroniła wewnątrz.”
Ładnie. Tylko to „bez pudła”…
„Każde słowo wbijał precyzyjnie, czasem boleśnie, aż zaciskała pięści i odwracała głowę, by potem na nowo chłonąć sens każdego przesłanego zdania.”
„Każde” się sklonowało. „Wbijanie” - rany, za mocno, może „przenikanie” - bardziej czarodziejskie? Może tak? „Każde słowo przenikało precyzyjnie, czasem tak boleśnie, że aż zaciskała pięści i odwracała głowę, by potem na nowo chłonąć sens poskładanych zdań.”
Przykładowo oczywiście.
„Kiedy poczuła, że już brakuje jej oddechu od tłumionego krzyku, że już nie zniesie takiego wyrywania w piersi, odpowiedziała: „Przyjadę”.
Tu: już wiadomo, wymaga poprawek – chyba o sercu coś, co się wyrywa, ale żeby nie popaść w banał :-)
„Wyobraziła sobie jak mówi to, półszeptem, przymykając oczy.”
Kto mówi, ithi, kto? Trochę mylące.
„Ubierając się, zrozumiała, że czekała wcześniej i dłużej.”
Tu ładnie.
„Nowa spódnica, kupiona po tym, co napisał o skrzyni, którą ściągnął ze strychu. Brązowy sweterek z angory przyniesiony ze sklepu po wieczorze, z rozmową o czekoladowych ścianach w sypialni.”
Tu zgrabnie – z nawiązaniem do ravvovego.
Tylko że, o ile sweterek i ściany – OK, to skrzynia ze spódnicą się nie komponuje bez dodatkowego wyjaśnienia – że z surowego lnu z Cepelii, czy jakoś tam. Albo jakiś inny związek jednego z drugim.
„Koronkowe majteczki, małe i czarne, z elementami granatu.”
Wiesz, czego się przyczepię, prawda? Chyba nie pestki - ani nie zawleczka? :-)
„Noc wcześniej, jeszcze długo po rozmowie nie mogła zasnąć. Mówił wtedy o samotności. O porankach, gdy pościel skrywa tylko jego zapach, a w kuchni przygotowuje tylko jeden kubek kawy. Lubili identyczną. Mocną, z jedną łyżeczką cukru.”
Tu jest w porządku – poza powtórzeniem „rozmowa – mówił”. Niechby było, że „pisał” może.
Ale tu:
„O tym, że drżał z przejmującej tęsknoty, przytulając czoło do świeżo upieczonego chleba.”
poszło za daleko. Chyba, że napisał dla niej wiersz. Normalnie, to facet w stanie najwyższego nawet rozromantycznienia czegoś takiego nie napisze. No nie.
„I przefarbowała włosy.”
O. To jest ekstra. Kreatywne. W sensie, że wnosi nowy, interesujący element.
„…boso, z rękoma w kieszeniach”.
Rękami?
”Kilka liczb i oznaczeń na temat samochodu, pytania o drogę, chyba coś o zakupach.”
Oj, nie jest zgrabne to zdanie.
Może jakoś tak?
„Kilka zdań na temat samochodu, jakieś liczby, liczby, oznaczenia, potem pytania o drogę, chyba coś o zakupach.”
„Nie słuchała co mówił. Słuchała tonów, dźwięków, barwy. Wypełniał ją. Brzmienie jak przyprószone kurzem światło w witrażach katedry. Rozdzierające istnienie, niczym niski i przejmujący dźwięk organów. Podeszła. Dotknął włosów. Zamilkł. Stali tak w wejściu, w jednej sekundzie zwijając dzielące ich wcześniej kilobajty wyobraźni.”
Ojej. Sporo do wyszlifowania. Świetnie, że słyszysz. To bardzo ważne, a wielu piszących sprawia wrażenie, jakby świat dźwięków nie istniał. Ale jest tu straszny groch z kapustą. Kolejność: najpierw dźwięki, później tony, później barwy. Dalej: dwie metafory dotyczące w gruncie rzeczy tego samego. Katedra – użyta w taki sposób miesza znaczenia. I to „rozdzierające istnienie” - fuj!
„Brzmienie jego głosu – jak przyprószone kurzem światło w kościelnych witrażach wypełniało ją bez reszty. Przejmujące niczym dźwięk organów grających w najniższych rejestrach.”
Nie wiem, czy to koniecznie tak miałoby wyglądać, ale przynajmniej jest jakiś porządek, jakiś elementarny ład.
A do wyobraźni użyłbym megabajtów. Tera- i giga- byłyby groteskowe, z kolei kilo- jakieś ubogie, jak krewni z prowincji :-)
Jeszcze jedna ważna rzecz. Te i następne akapity obsypałaś jednowyrazowymi równoważnikami zdań. Ostrożnie.
Posłuchaj: Taramtamtaramtaramtamtaram. Bum. Taramtamtam. Bum. Bum. Taramtaramtam. Bum.
To jest ciężka artyleria, mocny środek stylistyczny. Nadaje tekstowi melodię i rytm. Nie można go nadużywać. I dobrze byłoby panować nad nim w pełni.
”Dotknął włosów.”
Chyba JEJ włosów?
„ - Cześć - szepnęła. Głupie słowo uniosło w górę kąciki ust, zaznaczając drobne zmarszczki pod oczami.”
To są JEJ usta? Jakoś mam wrażenie, że tu narrator sprintem zmienił dotychczas zajmowane miejsce na zupełnie inne. Ale już leci z powrotem. A może mi się wydaje, czy jak...
„Pozbyła się przed nim ostatnich murów ubrań.”
Na skróty, co spowodowało nieszczęśliwą zbitkę „murów ubrań”.
„Pozbyła się przed nim ubrań, które były jej ostatnimi murami.” Ale to nie brzmi dobrze. Chodzi w gruncie rzeczy o to, że mury padły, a ona się pozbyła ostatnich zahamowań wraz z ubraniami. Tylko trza to jakoś wymyślić, żeby było ładnie.
„Może... nawet... teraz... mogłyby... nie... istnieć... te... miliony... liter.. i... spacji. Tylko spojrzenie, odbite po wewnętrznej stronie powiek. Głęboko. Wykreśliła mu to na plecach. Wykrzyczała... Chyba, bo tak naprawdę niczego nie była pewna.”
Oooo...Ależ tu ślicznie zagrałaś. Tak. To jest to. Widzisz? Wiesz, o co chodzi z rytmem. Jeszcze można by było go podkreślić, po „spacji” dając wykrzyknik. A może nawet by było za dużo? Nie wiem, trzeba sprawdzić.
„...jeszcze go czuła każdą nagą powierzchnią skóry, kiedy wyszedł.”
No przecież nie miała innej, w takiej sytuacji owłosiona też jest naga! Cząsteczką nagiej skóry? Komórką nagiej skóry? No jakoś tam.
Uwaga na „wyszedł”. Bez jakiegoś dopełnienia brzmi niezwykle dwuznacznie.
„Po deskach podłogi przemknął kot, budząc chwilowe zdziwienie kobiety.”
Albo mi się wydaje, albo znowu narratorowi nogi ścierpły i udał się gdzieś je rozprostować :-)
„Kolejne warstwy rzeczywistości zamknięte klamrą nieuważnie spiętych włosów. Szybki powrót do świata, w którym się nie liczyła. Ubrała się. Zebrała do wyjścia.”
Tak! Ładnie!
„- Do domu. - Palce poruszyły się, jakby składała zdania na klawiaturze.”
Jeszcze ładniej. Tylko chyba „słowa”, nie zdania.
„- Rezerwacja… - Brnęła w ten wyimaginowany hotel, w którym nie zamówiła pokoju. Nawet nie wiedziała czy są tu jakieś. Mignięcie łez. Żeby tylko nie zauważył.”
Herr Narrator! Wracaj! Zrób coś z tym „mignięciem łez”! Chodzi o to, że ona ma rozmazane widzenie, bo jej wilgoć weszła w oczy. Albo że światło jej się łamie w powilgotniałych oczach, coś z tego obszaru.
„A przynajmniej rozpaczliwie chciała.”
...tak spojrzeć?...żeby to spojrzenie takie było? Przydałoby się jakieś rozwinięcie dla równowagi w stosunku do pozostałych krótkich zdań – dialogowych didaskaliów.
„Niski ton, taki, który zaprowadził ich do łóżka.”
Do sypialni może? Bo „do łóżka” trąci beznadziejnym kolokwializmem.
„- Myślałam, że… - nabrała powietrza, jak przed skokiem z wyższej trampoliny, w zielonkawą taflę basenu. Pierwszy raz bała się tak samo, stojąc na krawędzi, z koniuszkami palców wczepionymi w chropawą powierzchnię.”
Znowu ładnie. Czy jest „wyższa” trampolina? Pewnie jest, skoro napisałaś, ale nie jest to wiedza standardowa. Sugerowałbym – albo po bandzie (najwyższa), albo po prostu „z trampoliny”. To jest dostatecznie obrazowe.
„Delikatny splot palców. Poprowadził ją do kuchni. Potem już tylko słuchała. Mówił coś o dywanach. O byłej. Nie chciała teraz treści. To miała co wieczór, w mailach, w prywatnych wiadomościach, w SMS-ach. Teraz chciała brzmienia i dźwięku, poczuć go znowu głęboko i mocno, aż po koniuszki piersi.”
Czekaj, ten motyw braku zainteresowania treścią z jej strony był już na początku. Warto gdzieś wstawić słówko „znowu”, wtedy nie narazisz się na zarzut o prymitywne powtórzenie, pokażesz, że świadomie użyłaś tego samego motywu – jak refrenu.
„Z każdym kieliszkiem głos kochanka coraz natarczywiej, coraz przyjemniej wlewał się w nią,...”
Tu słowo ”natarczywiej” nie ma zastosowania. Ono jest jednoznacznie negatywne, a przecież nie o to chodzi. „Mocniej” - najprostsze, co mi się podsunęło. Albo coś z tej rodzinki.
„….zagłębiał, osiadał ciężkim smakiem na ustach, aż pozwoliła mu dołączyć wargi, palce, zęby, paznokcie. Nie żałowała mu siebie, nie uciekała od dzikości. Ostatniej. Pierwszej. Dalekiej. Bliskiej. Dla niego. Dla siebie. Żegnała każdy pomruk, zachłannie zbierała na zapas, w pamięci, wszystkie odcienie jęków.”
Niby „jęki rozkoszy” są beznadziejnie oklepane, ale chyba by pasowały. No bo jak inaczej nazwać ten stan?
I znowu ładne, świadome zastosowanie krótkości. Jak chcesz, to potrafisz :-P
Meta.
Gosiu, najpierw o tym, co mnie ujęło. Jest coś niezwykle sympatycznego w fakcie szukania inspiracji blisko, tu, na wyciągnięcie ręki, u kogoś, kogo się zna i lubi. Że w taki sposób, pisząc na kanwie czyjegoś utworu można o lubieniu temu komuś powiedzieć. I że się ceni to, co ten ktoś stworzył. I że się mówi otwarcie, że zatkało kakao. Fajne.
Po pierwszej lekturze miałem wątpliwości. Różne, a przede wszystkim tę, czy Twój tekst może być samodzielny, chodzić po świecie bez balkonika w postaci opowiadania ravvy. Czy jest tylko dopełnieniem tamtego. Ale następne czytania pozwoliły dojść do wniosku, że się obroniłaś.
Przez chwilę wydawało mi się również, że można było to napisać jeszcze pełniej, w kierunku klasycznego obyczaju, z zarysowaniem pełnej sylwetki bohaterki i jej życiowych uwikłań. Może kiedyś spróbujesz, choćby dla treningu rozszerzyć tę – w sumie – miniaturę do rozmiarów poważnego opowiadania, nie gubiąc nastroju i pokazanych emocji.
Ale póki co – nie jest wykluczone, że Twoje dzieło ładnie się broni właśnie dlatego, że ograniczyłaś się tylko do namalowania linii, po której podąża zakochana kobieta, dzięki czemu tekst zachowuje podmiotowość i równowagę.
Dobrze, cienką kreską naszkicowałaś kobiecy świat. Niestety, dalej nie rozumiem, po kiego wała on się ubierał i wychodził. No dajcie mu proszę jakieś alibi, niech choćby drewna dorzuci do pieca w kotłowni! Albo do sąsiada po jedzenie pójdzie, bo nie ma nic w lodówce. Albo – jeśli uczuciowy – do ogrodu pójdzie, pomyśleć o tym, co się stało. Cokolwiek, plizzzz?
Podoba mi się część dialogowa, tak kreatywnie wykorzystałaś inspirację, w ukryty sposób korespondując z tym, co napisała ravva. Oczywiście, dla równowagi – chodzi za mną wrażenie, że nie wszystkie dialogi zostały zapisane prawidłowo.
I jeszcze zadzwoń do Pani Interpunkcji w sprawie przecinków.
Widać, bardzo widać, że ravva poruszyła w Tobie czułe struny. Tak bardzo, że owa czułość gdzieniegdzie narusza linię demarkacyjną między emocjonalnością, a egzaltacją. I widać też, że pisałaś całą sobą, a też i Twoją niecierpliwość – żeby już, żeby pokazać, żeby nie trzymać tylko dla siebie. Dlatego jest trochę niedoróbek i nieporadności, ale to nic, to się da poprawić, ważniejsza jest szczerość - i płomień.
Czujesz, widzisz i słyszysz. Tylko słowa jeszcze są niesforne, jak dzieci przed wymarszem na przedszkolne podwórko. Trzeba im spokojnie powiedzieć, co mają robić, zapanować nad rozgardiaszem i będzie dobrze.
Tyle moich wrażeń.
Reszta jest w masakrze, której Ci nie oszczędziłem.
Co mi wybaczysz – mam nadzieję – bo w dobrej sprawie.
10
Leszku, bardzo bardzo dziękuję. Za poświęcony czas i za uwagę.
I za wszystko co napisałeś.
Na pewno popracuję nad tym tekstem, bo Twoje spostrzeżenia są bardzo isnpirujące.
Dziękuję!
I za wszystko co napisałeś.
Na pewno popracuję nad tym tekstem, bo Twoje spostrzeżenia są bardzo isnpirujące.
Dziękuję!
11
Przeczytałam dzisiaj Twój "Sen" i wiedziona babskim wścibstwem postanowiłam zajrzeć dla porównania do innego Twojego tekstu. Dobrze zrobiłam, bo tu jest dużo lepiej. Poprzednicy odnieśli się do nieścisłości, skorzystam więc z komfortu ograniczenia się do subiektywnych odczuć. W porównaniu ze "Snem" tu jest więcej emocji, mniej przymiotników, opowieść płynie i... zachwyca. Świetnie oddajesz kobiecy świat, grasz subtelnościami, pojedynczymi, ale mocnymi szczegółami (jak ten z przytulaniem czoła do świeżego chleba - re-we-la-cja!). Na pewno najlepszy tekst, jaki do tej pory przeczytałam na Wery. Idź tą drogą, tak trzymaj 

13
Jestem pod wrażeniem - uwielbiam takie opisy, takie niedopowiedzenia, światłocień malowany słowami! Jedyne, co mi osobiście nie pasowało (to takie dwa miejsca, gdzie przypomniałam sobie, że coś czytam, a nie, że płynę w innej rzeczywistości
) - to, że wsiada się raczej "do" samochodu a nie "w" i to zdanie o podaniu jej majtek - jakoś mi tam nie grało - ale to tylko subiektywne doznania - mało istotne zresztą dla całokształtu.
Piękne.

Piękne.
„Styl nie może być ozdobą. Za każdym razem, kiedy nachodzi cię ochota na pisanie jakiegoś wyjątkowo skocznego kawałka, zatrzymaj się i obejdź to miejsce szerokim łukiem. Zanim wyślesz to do druku, zamorduj wszystkie swoje kochane zwierzątka.” Arthur Quiller-Couch
FB - profil autorski
FB - profil autorski
14
Dziękuję bardzo. I gorącą polecam opowiadanie Ravvy, bez którego mój tekst by nie powstał.
Tutaj: http://weryfikatorium.pl/forum/viewtopic.php?t=14922 .
Tutaj: http://weryfikatorium.pl/forum/viewtopic.php?t=14922 .
15
Przeczytałem. Ocenić, bez spoglądania wstecz na opowiadanie Ravvy, jest mi trudno... ale chyba warto. Spróbuję.
Babole wypunktowano, więc tylko dodam, że mnie jedynie "bez pudła" lekko ukłuło i pod koniec:
Całość była bardzo subtelna i zmysłowa. Nie próbowałaś wchodzić w skórę faceta... i dobrze...
...teraz mam ochotę pisać o tekście Ravvy ale słowo się rzekło, czwarta flaszka na stole...
Próba przejścia od cyfrowej rzeczywistości westchnień do anologowego świata spojrzeń i dotyku. Granica nie do zatarcia. Jeżeli zaniknie, słowo "człowiek" zacznie oznaczać coś innego. Takiemu "człowiekowi" nie będzie już warto poświęcać ani myśli ani dotyku rąk swoich ani pieśni.
Spojrzenie i dotyk... Prawda, że więcej można wyrazić niż literą? Tyle przeczytałem pomiędzy wierszami.
Dziękuję Ithilhin.
Babole wypunktowano, więc tylko dodam, że mnie jedynie "bez pudła" lekko ukłuło i pod koniec:
Trzeba było więcej w domyśle pozostawić. Brakowało mi tego gorzkiego przełknięcia, kiedy mówiącej się wydaje, że słowa już nie wyrażą tego... co w środku..."Za nic w świecie nie chciałabym się narzucać."
Całość była bardzo subtelna i zmysłowa. Nie próbowałaś wchodzić w skórę faceta... i dobrze...
...teraz mam ochotę pisać o tekście Ravvy ale słowo się rzekło, czwarta flaszka na stole...

Próba przejścia od cyfrowej rzeczywistości westchnień do anologowego świata spojrzeń i dotyku. Granica nie do zatarcia. Jeżeli zaniknie, słowo "człowiek" zacznie oznaczać coś innego. Takiemu "człowiekowi" nie będzie już warto poświęcać ani myśli ani dotyku rąk swoich ani pieśni.
Spojrzenie i dotyk... Prawda, że więcej można wyrazić niż literą? Tyle przeczytałem pomiędzy wierszami.
Dziękuję Ithilhin.