Namaszczenie

1
WWWSobotni wieczór Jan spędzał z Michałem w jedynym pubie we wsi. W dzień była to restauracja serwująca zupełnie przyzwoite jedzenie, ale nocami bywało tu często gorąco. W pomieszczeniu powietrze gęstniało od męskich oddechów i zapachu potu całego dnia, a w niektórych przypadkach może i tygodnia pracy. Papierosowy dym osiadł nisko jakby ktoś podwiesił go tuż ponad głowami gości. Atmosfera była senna, ale ciężar powietrza i promile we krwi nie pozwalały wstać i wyrwać się z objęć nudy.
WWWJan i Michał siedzieli uwięzieni jak inni, męcząc się w milczeniu przerywanym zaschniętymi zdaniami. Wyciągali papierosa za papierosem, pili dużo, małymi łykami. Michał wiercił się z powodu pełnego po brzegi pęcherza. Spiętym głosem zapytał przyjaciela o jakąś płytę, lecz ten przypomniał mu tylko wulgarnie, że już o tym rozmawiali. Michał westchnął i zerwał się nagle na nogi. Jan z nadzieją wykończył piwo jednym haustem, a gdy przyjaciel ruszył w stronę toalety usprawiedliwił swój ruch zamawiając kolejne piwo. Wstając omal nie wywrócił krzesła. Zmierzył lokal wyzywająco, ale nikt nie zwracał na niego uwagi. Gdy czekał przy barze, minął go Michał, drepczący zabawnie na dwór. Kolejka była zbyt duża. Wrócił odświeżony i lekki. Jan popatrzył na niego z zazdrością, ale na stole stały już dwa pełne kufle więżąc ich na kolejne długie minuty. Pili, trwając w swojej bezrozumnej pozie, nie chcąc marnować wieczoru na pobyt w domu.
WWWZ Janem coś się działo. Wstrząsał nim od czasu do czasu krótki dreszcz. Michał złapał wreszcie jego spojrzenie i zobaczył w nim desperację. Jan na chwilę schował twarz w dłoniach. Kiedy ją odsłonił, był już z powrotem uśmiechnięty. Przyjaciel skinął głową ze zrozumieniem. Szybko dopili piwo i wyszli kręcąc tylko z zażenowaniem głowami.
WWWDrżąc z zimna przeszli do sklepu, pod którym paru starszych, zniszczonych mężczyzn upijało się winem. Zachowywali się spokojnie, nie było co liczyć na burdę. Przyjaciele skręcili zawiedzeni. Kulili się w sobie, by opanować dygoczące mięśnie. Pod świetlistymi latarniami przebyli drogę do szkoły lecz tam spotkali jedynie parę młodych zakochanych, czule obejmujących się w uścisku. Dziewczyna siedziała na czerwono-białej barierce, osłaniającej chodnik od drogi dla bezpieczeństwa pieszych. Nogami obejmowała czule swojego chłopca na wysokości pasa, a on dłonią wodził po jej pełnych udach odzianych w ciepłe, grube rajstopy. Jan zacisnął w kieszeni pięści. Skręcił w stronę niewielkiej fontanny na środku placu, by usiąść na ławce i w spokoju zapalić papierosa.
WWWZaciągali się długo i mocno. Woda żwawo spływająca z górnej czaszy przyciągała ich wzrok i umysł jednostajnością i kojącym szmerem.
WWW- Szczać mi się chcę od tego pluskania – powiedział Jan i dodał zniechęconym tonem: – chodźmy już lepiej do domu.
WWW- Szczaj tutaj. Mam lepszy pomysł.
WWWStanęli obaj obok siebie, niemal jednocześnie rozpięli rozporki i zaczęli sikać do fontanny. Po drugiej strony ulicy dwie ubrane jak dziwki dziewczyny dostrzegły to w ciemności. Roześmiały się sztucznie. Przekrzykując się nawzajem zdecydowały się podejść. Tymczasem Jan, strząsając ostatnie krople moczu, zapytał przyjaciela:
WWW- Co wymyśliłeś?
WWW- Odwiedzimy księdza, nie powinien jeszcze spać - odpowiedział z pijacką dumą Michał.
WWW- Jesteśmy pijani jak świnie, a tam może być Anna.
WWWMichał nie odpowiedział, tylko zaśmiał się krótko z satysfakcją.
WWWMusieli w pośpiechu zapiąć spodnie z powodu przybycia dwóch miejscowych. Mężczyźni spojrzeli na nie przeciągle.
WWW- Co was tak śmieszy? – spytały jednocześnie dziewczyny. Jedna miała głos zachrypnięty, druga brzmiała jakby flegma pokrywała jej gardło. Zdawały się być bardzo pewne siebie.
WWW- Idziemy do księdza.
WWW- Pewnie nawraca panienki – odpowiedziały z wulgarną ironią dziewczyny. Stosunki proboszcza z Anną były od początku przedmiotem domysłów i szyderstw.
WWW- Chcemy się do niego dołączyć.
WWWDroga do kościoła prowadziła pod górę, dość stromą by Jan poczuł w nogach cały wypity alkohol. Z proszącym uśmiechem oparł się więc na ramieniu jednej z dziewczyn i zaintonował dla animuszu piosenkę:
Jad pali krew zatrute ciało boga dusz.
kwitując śmiechem jej głupotę. Następnie powiedział:
WWW- Nie możemy przecież iść tam z pustymi rękami.
WWW- Ksiądz ma swoje! – odpowiedziała jedna z dziewczyn, co nie wiedzieć czemu rozbawiło okropnie jej koleżankę. Uwieszona na Michale szeptała mu coś na ucho. Jan spojrzał na nich z zazdrością i pochwycił swoją towarzyszkę w ramiona, aby pocałować ją prosto w usta. Dziewczyna odepchnęła go zachwycona i powiedziała:
WWW- Mamy jeszcze wino, podzielimy się z tym klechą.
WWWByło to najtańsze wino owocowe, ohydnie cuchnące siarką. Jan poczuł niebywałą ochotę wypić teraz wszystko i pokazać się Annie i księdzu w tym stanie, z tą kurwą u boku. Przyssał się do butelki jak marynarz po rocznej żegludze do ust swej ukochanej lub po tygodniowej – do ust portowej dziwki. Jeszcze w drodze opróżnili butelkę do ostatniej kropli i znowu rozpoczęli śpiew w szaleńczej próbie nadania temu wieczorowi głębszego sensu przynajmniej poprzez bluźnierstwo. WWWZaraz wkroczyli na teren kościoła, gdzie prowadzili rozmowę hałaśliwą i sprośną jak dotychczas. Tylko wytrawny obserwator mógłby dostrzec ledwo zauważalne usztywnienie ich kroków i głosów. Z hałasem wpadli do środka, ktoś upuścił z brzękiem pustą butelkę, wszyscy dopalali papierosy.
WWWW kościele panował niemal całkowity mrok, pomijając słabe światło skierowane na Jasnogórską Matkę nad tabernakulum. Jan poczuł na sobie jej wzrok i się zawstydził. Odszedł od towarzyszy. Nie zrozumiał dzięki temu jednej z dziewczyn mówiącej: „Och! Zrobimy to tutaj?” Rozejrzał się jednak i bezgłośnie nakazał milczenie. Mistyczna atmosfera miejsca udzieliła się naraz wszystkim i gdyby nie mrok można by nawet dostrzec rumieniec wstydu na twarzach tych młodych ludzi.
WWW- Chodźmy stąd, nikogo tu nie ma. Tracimy tylko czas.
WWWJan nie słuchał, czując przemożną chęć uklęknięcia przed Matką Boską i kłócące się z tym zamiarem mdłości. Chwiejnym krokiem zbliżał się do niej, nie mógł oderwać od niej wzroku. Był już prawie przy schodach prowadzących do ołtarza, gdy nagle potknął się o jakieś ciało. Upadł przerażony na ziemię i poczuł jak wzbiera w nim cały wypity alkohol, wszystkie papierosy i dawno zjedzony obiad. Klęczał podparty łokciami nad rosnącą kałużą szarych wymiotów i myślał, że nie wytrzyma tego upokorzenia. Michał podszedł do niego powoli, ale ksiądz Jakub wyprosił go grzecznie, choć stanowczo. Wyszli więc po cichu, czując, że ta scena nie należy do nich. Zaraz potem można było usłyszeć głośny śmiech męski i towarzyszące mu piski dwóch dziewczyn.
WWWKsiądz Jakub nachylił się troskliwie nad śmiertelnie zmęczonym Janem, który leżał teraz na prawym boku wpatrując się jakimś dziwnym wzrokiem w nieczystości przed sobą. Spytał pijanego, czy nie potrzebuje pomocy, ale nie doczekał się odpowiedzi. Poszedł więc po szklankę wody, wiadro i ścierkę. Zastał go leżącego w tej samej pozycji, z wciąż otwartymi lekko przekrwionymi oczami.
WWW- Posprzątaj to do cholery, chyba nie myślisz, że tego dotknę - spróbował go zmobilizować do wstania.
WWWJan podniósł na niego wzrok, lecz wciąż nie miał siły odpowiedzieć. Oczy miał nieprzytomne. Wcale nie mrugał, jakby obawiał się je zamknąć choć na ułamek sekundy. Bodźce przyjmował niechętnie i z opóźnieniem. Przyjął podaną szklankę, ale zaraz odłożył ją na bok. Wsadził sobie w gardło najpierw palec, później prawie cała dłoń. Wszystko na darmo. W końcu zdecydował się wstać. Blady jak ściana wziął szmatę i zebrał na nią wymioty. Chwycił szklankę wody i śmiertelnie znużony osunął się na ławkę.
WWW- Czego tu szukaliście? – zapytał ksiądz ostro.
WWW- Sensu n…cy – odpowiedział Jan czkając.
WWW- Tu jest dość sensu na wszystkie wieczory życia, ale na jeden za mało
WWW- Wiem o tym.
WWW- To czego tu szukałeś?
WWW- Myślałem, że będzie Anna . Ona tu czasem przesiaduje.
WWW- Po co ta poza? Przecież chciałeś się modlić. Widziałem łzy – blefował ksiądz.
WWW- I cóż, że m yp! dlić? Jak byłem mały – szepnął poufale – modliłem się do szatana, by kobieta, którą podglądałem przez okno zdjęła spódnicę. I do Boga o dokładnie to samo.
WWW- Nie o takie rzeczy prosiłeś ją dzisiaj. Jej nie potrafiłbyś zbluźnić. – Kapłan wskazał na obraz. Wyglądało to jak wyzwanie i bardzo rozsierdziło Jana.
WWW- A kim ona jest, ta mateczka? To zawsze mi śmierdziało pogaństwem.
WWW- To twoje rzygi tak śmierdzą pijaku. Dzięki jej posłuszeństwu świat został zbawiony i twoja dusza może jeszcze ma szansę wyrwać się z piekła. Nie popisuj się arogancją.
WWWKsiądz dostrzegł, że mężczyzna wcale go nie słucha, tylko siedzi z zamkniętymi oczami, kuląc się z zimna.
WWW- Wstawaj Janie. Zamykam.
WWWJan popatrzył na niego zamglonym wzrokiem. Ksiądz pociągnął go za rękę i odprowadził do drzwi kościoła.
WWW- Nie chcę jeszcze wracać – poskarżył się płaczliwie Jan.
WWW- To co? Ta noc w końcu i tak się skończy, jak każda inna.
WWW- Zacząłem bać się świtów.
WWW- Starzejesz się – odpowiedział Jakub i po chwili dodał: - Zdaje się, że Anna miała jeszcze ochotę posiedzieć nad jeziorem. Myślę, że jeśli będziesz miał szczęście znajdziesz ją przy moście.
WWWJan spojrzał na niego z wdzięcznością i serdecznie uścisnął rękę na pożegnanie. Ksiądz odmówił krótką modlitwę za odchodzącym. Janowi stanęła nagle przed oczami Anna jak żywa. Fala ciepła zalała mu serce. W ustach poczuł jednak plugawy smak wymiocin i postanowił przejść jeszcze przez sklep, gdzie cudem załapał się na ostatnie piwo. Ochłodził tym emocje i gdy dochodził do mostu nie pragnął już jej widzieć. Położył się w najlepiej odsłoniętym od wiatru miejscu, gdzie przespał niecałą godzinę. Przed świtem zdążył jeszcze się schować w ciepłej pościeli.
Ostatnio zmieniony wt 13 maja 2014, 18:51 przez barneym, łącznie zmieniany 4 razy.

2
Postać leżącą w pobliżu ołtarza zauważył ksiądz. Potrząsnął śpiącym, pytając, co tutaj robi.
„Odpierdol się, nie widzisz, że pokutuję?” – usłyszał w odpowiedzi.


Tak się mnie skojarzyło po przeczytaniu Twojego tekstu. Lubię takie proste historyjki, pomijając rozmówki pisuarowe i wymioty (treść żołądkowa jest ważna dla do treści tekstu?), podobało mi się bardzo.
Zastanawia mnie jedna rzecz: odnoszę wrażenie, że poprzez konstrukcję zdań i dobór imion, oraz sposób ich używania w tekście (Jan, Stanisław, Anna, ksiądz Jakub) celowo tworzysz dystans do bohaterów (tu np w połowie tekstu zorientowałem się, że Jan i Michał to młodzi ludzie (chociaż i tak pewności nie mam)). Czasami brzmi to bardzo oficjalnie (jak sprawozdanie lub rekonstrukcja). Dlaczego?
Coś tam było? Człowiek! Może dostał? Może!

3
Może rzeczywiście powinienem wyraźniej zaznaczyć, że to właśnie ksiądz tam leżał. Co do rozmówek pisuarowych i treści żołądkowej - chciałem w ten sposób sprawić, żeby czytelnik nie tylko wiedział, że bohater jest w kiepskim stanie, ale również nabrał do jego sposobu życia obrzydzenia, może nawet z lekkim odcieniem pogardy. Dystans do bohaterów może wynikać z trzech rzeczy: mojej nieudolności w prowadzeniu narracji, faktu, że jest to tylko fragment większej całości, wreszcie z tego, że całość jest przełożeniem na sytuację współczesną pewnego mitu, co może nie wymusza takiego przedstawienia bohaterów, ale wydaje mi się to naturalniejsze w ten sposób. Dziękuję za komentarz.

4
Hej,

Jest w Twoich tekstach zawsze jakaś tafla.
Coś pod powierzchnią. Nieoczywiste ale wyraźnie odczuwalne.
To jest ich niesamowita zaleta.
Ale najpierw nie o tym.
W dzień była to restauracja serwująca zupełnie przyzwoite jedzenie, ale nocami bywało tu często gorąco.
...ale nocami często bywało tu gorąco

Za każdym czytaniem wydawało mi się, że to naturalniejsza konstrukcja.
męcząc się w milczeniu przerywanym zaschniętymi zdaniami
Milczeniem?
Michał westchnął i zerwał się nagle na nogi.
Zupełnie nie potrafiłem sobie tego wyobrazić. Westchnięcie sugeruje mi jakiś spokój, może nudę, w każdym razie jest charakterystyczne dla sytuacji statycznej. I nagle dynamicznie zrywa się Twój bohater na nogi. Kompletny dysonans jak dla mnie. I nie kupiłem tego.
Jan z nadzieją wykończył piwo jednym haustem
Może szwankuje mi błyskotliwość przy sobocie, ale dlaczego akurat "wykończył" ?
Brzmi jakby je zlikwidował.
Musieli w pośpiechu zapiąć spodnie z powodu przybycia dwóch miejscowych.
Wszystko jest ok, ale tylko ja założyłem, (mimo wcześniejszej informacjio dziewczynach) że podeszło do Twoich bohaterów dwóch facetów?
Inna konstrukcja zdania i "dwie miejscowe" załatwiłyby sprawę.
Jedna miała głos zachrypnięty, druga brzmiała jakby flegma pokrywała jej gardło.
Kompletnie się nie znam, ale to dla mnie prawie jedno i to samo.
- Pewnie nawraca panienki – odpowiedziały z wulgarną ironią dziewczyny.
Dwie naraz to powiedziały? Chórem?
Stosunki proboszcza z Anną były od początku przedmiotem domysłów i szyderstw.
Wiem, że nie celowo ale słowo "stosunki" wprowadza pewną oczywistość dwuznaczności jeśli wiesz co mam na myśli.
Relacje.
Jan spojrzał na nich z zazdrością i pochwycił swoją towarzyszkę w ramiona, aby pocałować ją prosto w usta. Dziewczyna odepchnęła go zachwycona(...)
Jak była zachwycona to dlaczego go odepchnęła?
- Mamy jeszcze wino, podzielimy się z tym klechą.
To już maksymalne czepialstwo, ale "ubrane jak dziwki" kojarzą mi się z miniaturowymi torebkami.
Gdzie one miały zatem to wino, że chłopaki o nim wcześniej nie wiedzieli?
Tylko wytrawny obserwator mógłby dostrzec ledwo zauważalne usztywnienie ich kroków i głosów.
Jak się "usztywnia głos" ?
Wiem że chodziło o nienaturalność ruchu i głosu, ale jednak.
Z hałasem wpadli do środka, ktoś upuścił z brzękiem pustą butelkę, wszyscy dopalali papierosy.
W praktycznie wszystkich kościołach w jakich byłem (choć nie było ich wiele) podłoga to jakiś rodzaj kamiennej posadzki.
Butelka się nie rozbiła?
Blady jak ściana wziął szmatę i zebrał na nią wymioty.
Starł nią raczej.
Tu jest dość sensu na wszystkie wieczory życia, ale na jeden za mało.
Świetne.


Mocą tego tekstu są doskonałe kontrasty i to co robią z czytelnikiem.
Natomiast przeczytałem Twoją odpowiedź na komentarz Pilifa i muszę napisać, że Jan wywołuje we mnie tylko żal.
Jest mi go żal.
Nie obrzydza mnie, nie wywołuje antypatii, a tylko współczucie.
Lubię ten tekst, a właściwie to co jest "pod nim".
Bo sporo pod nim jest.
Podobało mi się.
Dzięki.

Pozdrowienia,

G.
"Każdy jest sumą swoich blizn" Matthew Woodring Stover

Always cheat; always win. If you walk away, it was a fair fight. The only unfair fight is the one you lose.

5
Zacznę od małej łapanki:
barneym pisze:ale nocami bywało tu często gorąco.
Szyk jakoś mi nie gra. Albo "często było tu gorąco", albo w ogóle bez "często", tylko "bywało tu gorąco".
barneym pisze:W pomieszczeniu powietrze gęstniało od męskich oddechów i zapachu potu całego dnia, a w niektórych przypadkach może i tygodnia pracy.
Podkreślone do wywalenia. Nie brzmi ładnie takie rozepchanie zdania - wiemy, że jesteśmy w barze, więc w pomieszczeniu.
barneym pisze:Zmierzył lokal wyzywająco, ale nikt nie zwracał na niego uwagi.
Będzie trochę czepialsko, ale ten drobiazg jakoś mnie zakłuł w oczy. Tu by się jednak przydał typowy związek "zmierzył wzrokiem", bo chyba jednak nie zaczął latać z miarką.
barneym pisze:Przyjaciel skinął głową ze zrozumieniem. Szybko dopili piwo i wyszli kręcąc tylko z zażenowaniem głowami.
Powtórzeń ogólnie trochę w tekście jest. W niektórych miejscach nie rażą, ale tutaj na przykład to nie brzmi dobrze.
barneym pisze:Dziewczyna siedziała na czerwono-białej barierce, osłaniającej chodnik od drogi dla bezpieczeństwa pieszych
Koślawiec trochę. Dostajemy "drogę dla bezpieczeństwa pieszych" ;)
barneym pisze:Po drugiej strony ulicy
stronie
barneym pisze:Musieli w pośpiechu zapiąć spodnie z powodu przybycia dwóch miejscowych. Mężczyźni spojrzeli na nie przeciągle.
Koślawa konstrukcja. "Dwóch miejscowych" sugeruje mężczyzn. Więc dalej się wszystko gmatwa.
barneym pisze:gdy nagle potknął się o jakieś ciało. Upadł przerażony na ziemię i poczuł jak wzbiera w nim cały wypity alkohol, wszystkie papierosy i dawno zjedzony obiad. Klęczał podparty łokciami nad rosnącą kałużą szarych wymiotów i myślał, że nie wytrzyma tego upokorzenia. Michał podszedł do niego powoli, ale ksiądz Jakub wyprosił go grzecznie, choć stanowczo.
A ten tu skąd? W sensie ksiądz? On tam leżał?
Jakiś strasznie enigmatyczny ten opis.

A teraz do bardziej ogólnych rzeczy...

Opowiadanie ma swój wyraz i charakter. Język i styl wymagają jeszcze doszlifowania, ale widać, że jest w tym jakaś koncepcja. Kontrast "brudnego" świata z dość oficjalnym językiem wypadł miejscami ciekawie. W niektórych miejscach jednak robiło się sztywno, czy wręcz czuło się, że zdanie sklecono "na siłę" - widać to w nienaturalnym szyku i podobnych elementach.

Niestety, nie wiem, z czego to dokładnie wynika, ale nie umiałam jakoś emocjonalnie "wyczuć" bohaterów. Michał i Jan pozostali dla mnie praktycznie tylko imionami - mimo że rozmowa księdza z Janem ma nieco głębszy charakter, mówi coś o bohaterze. Tak, jak wspomniał Pilif - na dobrą sprawę, gdyby narrator mi tego nie powiedział, nie zgadłabym, że to młodzi ludzie. Zupełnie nie umiem "wyczuć" ich stosunku do siebie nawzajem itd.

Z całego fragmentu zdecydowanie najbardziej podobały mi się sceny w kościele. Tam ten syfny nastrój - szczanie, picie - zostaje nieco przełamany. Spodobał mi się ten pomysł. Wypowiedzi i reakcje księdza Jakuba też dobre.

Wydaje mi się, że to tekścik z potencjałem. Taki, który mógłby coś ciekawego pokazać. Ale jeszcze wymaga pracy (bo jak sądzę, rozwinięcie jest w planach?).

Pozdrawiam,
Ada
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”