Prolog
Wiał wiatr, ciemność okrywała swym mrocznym płaszczem całą dolinę. Nad którą panowała przerażająca cisza, w której słychać było tylko echo koszmaru który się tu rozegrał. Nadal było słychać krzyki i błagania o litość umierających w straszliwych męczarniach mieszkańców doliny. Winę, za ich śmierć ponosiła Czarna Królowa, straszliwa wampirza władczyni, panująca w Królestwie Istot Nocy od ponad pięciuset lat, i nic nie wskazywało na to, żeby to miało się zmienić. Jedyną nadzieje pokładano w przepowiedni, według której Czarna Królowa miała zostać obalona przez niezwykłą istotę…
Rozdział I
„A niech to szlag” pomyślała Weronika patrząc na oddalający się PKS, którym codziennie wracała do domu. Tego dnia prześladował ją pech. Nie dość ze się spóźniła na ostatni autobus, to jeszcze w sklepie w którym pracowała jako ekspedientka stłukła butelkę bardzo drogiego wina, za co nieźle się jej dostało od szefowej. Zastanawiała się co ją jeszcze czeka. Z westchnieniem wyjęła z torebki telefon i nacisnęła klawisz szybkiego wybierania.
Po kilku sygnałach połączenie zostało odebrane.
- Halo?- usłyszała w słuchawce.
Odetchnęła z ulgą słysząc melodyjny sopran siostry.
- Hej Majka, przekaż mamie że się spóźnię i żeby się nie martwiła – powiedziała siadając na ławce.
- Ok. Ale co się stało? – zapytała Majka.
W tle było słychać śmiech mamy. Weronika przymknęła powieki.
- Spóźniłam się na ostatni autobus. Muszę już kończyć. Niedługo będę w domu. Pa! – już miała się rozłączyć, gdy siostra ją powstrzymała.
- Czekaj mała. Zadzwonię do Matiego i zapytam czy mógłby po Ciebie podjechać. – dziewczyna miała już zaprotestować, ale Majka już się rozłączyła. Nie pozostało jej nic innego, jak tylko czekać. Schowała telefon i rozejrzała się po okolicy. Na przystanku była tylko ona. Nic dziwnego, gdyż była już godzina 22.30. Poczuła że burczy jej w brzuchu, od obiadu minęło już wiele długich godzin. Była bardzo głodna. Przypomniała sobie o batoniku zbożowym, którego kupiła poprzedniego dnia w kiosku. Baton mógł minimalnie oszukać głód. „Dobre i to” pomyślała, wyciągając go z torebki. Ugryzła kawałek roskoszując się delikatnym cynamonowym smakiem. Chwile ciszy przerwał dzwonek telefonu.
- Tak? Słucham – zapytała grzecznie odbierając połączenie
- Córeczko? Tu mama. Gdzie jesteś? – Weronika uśmiechnęła się do siebie. Głos mamy zawsze dawał jej poczucie bezpieczeństwa .
- Na przystanku, uciekł mi autobus. – odparła patrząc na swoje paznokcie które pomalowała lakierem w kolorze lawendy, kolor ten przypadł jej szczególnie do gustu. Uspakajał ją. W jakieś gazecie przeczytała, że kolory mają duży wpływ na życie. Coś w tym było.
- Och skarbie, mam nadzieję, że nie kręcą się koło Ciebie podejrzane osoby. Teraz jest tak niebezpiecznie wszędzie – głos mamy był zatroskany. Weronika wiedziała że się martwi o nią.
- Nie martw się mamo. Nic mi nie będzie – powiedziała uspokajającym tonem.
- Majka dzwoniła do Mateusza, podjedzie po Ciebie w ciągu 20 minut córeczko. Uważaj na siebie. Do zobaczenia kochanie.
- Pa mamo.
Po zakończeniu rozmowy Weronika wsunęła dłonie do kieszeni kurtki. Musiała czekać jeszcze 20 minut na chłopaka siostry. Liczyła na to ze uda mu się dotrzeć wcześniej. Zdążyła już porządnie zmarznąć. Z nudów uniosła głowe i się zamyśliła patrząc na czarne jak smoła niebo.
***
Aaron stał zamyślony, przyglądając się treningowi swojego ukochanego brata Edgara. Był wspaniałym wojownikiem. Ale jeszcze lepszym wampirem. Tak Edgar miał dobre serce. Tkwił w nim ogromny potencjał, który Aaron zauważył już dawno temu. Sam należał do najlepszych wojowników klanu Północnych Ziem. On i Edgar byli synami Gordona mającego już czterysta lat i pięknej Lorny liczącej sobie lat trzysta siedemdziesiąt. Bracia mieli jeszcze cudownej urody siostrę o imieniu Sophia, która skończyła zaledwie sto lat. Obaj kochali ją bezgranicznie. Z pozostałej czwórki rodzeństwa pozostała tylko ona. Seamus, Wolter i Hilda zostali zabici w dolinie. Lorna cierpiała straszliwie, po utracie połowy swoich dzieci. Codziennie błagała los o ich pomszczenie. Ich zabójczynią okazała się Wirginia, zwaną Czarną Królową. Oprócz rodzeństwa zostało zamordowanych ponad pięćdziesięciu wampirów. Zrozpaczonej Lornie i reszcie rodziny udało się zbiec. Od tego wydarzenia minęło pół wieku, jednak ból nie zelżał ani trochę. Do Aarona, podeszłą Sophia. Jak zwykle w jej zielonych oczach widział ogromny smutek. Siostra najbardziej była podobna do matki. Miła równie wielka wrażliwość . Swoje piękne czarne włosy związane miała w długi warkocz. Gdy Aaron ją zauważył, wspieła się na palce i ucałowała go w policzek. Oboje spoglądali w milczeniu na Edgara. Sophia, zerkała co jakiś czas na Lionela. Była nim zauroczona . Lecz on nie wracał na nią uwagi, gdyż swe serce oddał zjawiskowej Naomi. Z tego powodu, Sophia cierpiała jeszcze bardziej.
- Sophio zapomnij o Lionelu. On świata nie widzi , poza Naomi – powiedział Aaron, zerkając z troską na siostrę, która spojrzała na niego lekko zaskoczona.
- Wiem. Ależ ja jestem nieszczęśliwa! – wykrzyknęła, w jej oczach lśniły łzy. Była taka delikatna. Aaron objął ją i mocno przytulił. Tyle już wycierpiała.Za każdym razem widząc ognistorudą Naomi, wybuchała płaczem. Wszyscy mężczyźni interesowali się tą pięknością. Zawsze była otoczona przez adoratorów, którzy patrzyli na nią z nieskrywanym zachwytem. Sophia chociaż była piękna, nie miała wielbicieli.
- Nie płacz, siostrzyczko . Jeszcze spotkasz miłość swojego życia. Jesteś piękną niewiastą. – szepnął Aaron
Miał racje, problemem było to że zamknęła się w sobie. Brak jej było pewności siebie. Dawna tragedia odznaczyła się boleśnie, na jej wrażliwym sercu. Straciła swą dawna radość, być może już na zawsze. Z dawnej pięknej wampirki , której uśmiech nie schodził z twarzy mimo ciężkich czasów, pozostało tylko pomału blaknące wspomnienie. Przez ostatnie pół wieku ani razu się nie uśmiechnęła. Z całego serca nienawidziła Czarnej Królowej. Która miała na sumieniu tyle niewinnych istot.
- Ach, Aaronie, ale ja go kocham. – wyszeptała Sophia, przełykając łzy - Wiem że kocha Naomi, lecz kocham go mimo tego. – dodała zamykając oczy.
Aaron ujął jej śliczną malęńką dłoń, i złożył na jej czułku braterski pocałunek . Nie puszczając dłoni siostry przeniósł wzrok na Lionela. Mężczyzna czyścił swój miecz. Jego jasne włosy lśniły w promieniach słońca. Patrząc na nie miało się wrażenie że są ze złota. Sophia była pod wrażeniem jego urody. Podziwiała jego piękne atletycznie zbudowane ciało, i piękne jasnobłękitnę oczy. Gdy skończył czyszczenie miecza wstał i ruszył w kierunku Aarona.
- Witajcie mój drodzy – przywitał się z szacunkiem, oglądając się za ramię. Sophia wpatrywała się w niego szeroko otwartymi oczyma. Był tak blisko. Serce jej pękało z bólu wiedząc że nie może być jej. Lionek był całkowicie oddany swojej Naomi. Byli już ze sobą nawet zaręczeni. Chcieli wstąpić w zwiążek małżeński.
- Witaj, coraz lepiej władasz mieczem Lionelu – odparł Aaron, wyczuwając niema rozpacz siostry.
Lionel spojrzał na niego z szerokim uśmiechem na swej pięknej twarzy.
- A jakże! W końcu wywodzę się z walecznego rodu Suchadów – rzekł wybuchając gromkim śmiechem
Aaron zauważył, że Sophia spuściła wzrok i boleśnie westchnęła.
Lionel spojrzał na nią z zaskoczeniem.
- Czy coś się stało, Sophio? – zapytał przenikliwie się jej przyglądając. Dziewczyna puściła rękę brata i cofnęła się krok do tyłu.
- Nie...Ja już pójdę – wykrztusiłą powstrzymując łzy cisnące się do jej oczu. Zasłaniając twarz jedwabnym szalem pobiegła ku domostwu.
- Biedna Sophia – powiedział do siebie Aaron – Lionelu postoisz tu chwilę? – rzekł, patrząc na bardzo zdziwionego Lionela. Po czym ruszył, za siostrą. Dogonił ją koło stajni, stała oparta o ścianę i szlochała .
- Sophio, nie płacz, pęka mi serce widząc Twój smutek – powiedział dotykając jej policzka – Już…spokojnie. Wszystko będzie dobrze – kontynuował nie spuszczając z niej oczu. Sophia zaczęła się uspokajać
- Tak bardzo, bym chciała poczuć się kochana. Poznać tą miłość, jaką Ty kochałeś Ellene – powiedziała cichutko, nieco drżącym głosem. Patrzyła przed siebie. Aaron, stanął bez ruchu, słysząc imię swojej ukochanej. Przypomniał sobie jej piękne złote loki, w których często zanurzał twarz. Zaczął pogrążać się we wspomnieniach…Stał nad jeziorem i przyglądał, się gromadce pląsających dziewcząt. Szczególnie jednej, ślicznej jasnowłosej dziewicy, przyobleczonej w zieloną suknie. Była taka niewinna i cudowna. W pewnej chwili spojrzała w jego stronę, ale bardzo szybko się odwróciła zmieszana. Jedna z jej towarzyszek nachyliła się ku niej, zaczęły chichotać, chwyciły się za ręce i pobiegły w strone lasu. Wieczorem tego samego dnia podczas wieczerzy, Gordon spojrzał na swojego syna z uśmiechem,
- Synu, czuję że w Twojm życiu dzieję się coś szczególnego – powiedział, patrząc na zdziwionego Aarona – Zauważyłem jak patrzysz, na Ellene. – dodał
- Jest bardzo piękna niewiastą ojcze. Pełną wdzięku. Obserwuję ją od paru tygodni. Jest wspaniała – odparł Aaron
Gordon pokiwał głową.
- Masz rację. Wiem ze ją kochasz. Powiedz jej to, zanim ci ktoś ją zabierze z przed nosa.
…To były piękne czasy…
Aaron otrząsnął się ze wspomnień.
- Siostrzyczko, na prawdziwą miłość warto czekać. Muszę wracać do Edgara. – rzekł i odszedł w stronę placu. Sophia chwile za nim patrzyła, potem się odwróciła i wbiegła do domu.
Saga o Królestwie istot Nocy , Pogromczyni Ciemności(fragmen
1
Ostatnio zmieniony ndz 28 lip 2013, 11:04 przez Sunevive93, łącznie zmieniany 2 razy.
