Proszę pani, a Tośka chce zniknąąąć!
Tośka zawsze lubiła zabawę w chowanego. Lubiła kryjówki, w których czuła, że nikt przenigdy jej nie znajdzie. Siedziała tam godzinami, aż wreszcie wychodziła, szczerząc krzywe zęby. Ale nie miała do kogo się uśmiechać, wszyscy już się rozproszyli, poszli do przytulnych domów. Tylko ona w ukryciu czekała, aż wreszcie ktoś krzyknie, aż wreszcie ktoś sobie o niej przypomni, ale nikt nigdy tego nie robił…
Kiedy Tośka skończyła piętnaście lat, postanowiła kategorycznie zniknąć.
Zaczęła od tłuszczu na brzuchu, potem zmalały jej ledwie wyrośnięte piersi, potem przyszła pora na uda, a potem Tośki już niemal nie było. Już blisko, blisko rozsypania ledwie przetrzymywanych przez skórę kości. Aż wreszcie żebra się przebiły, aż wreszcie Tośka zażyła babciną morfinę i zniknęła.
Zniknęła na zawsze.
Jest w miejscu, w którym nikt jej już nie znajdzie, z którego ona już nie wyjdzie, w którym nikt jej nie skrzywdzi, w którym już nie poczuje smaku głodu, w którym krew nie będzie mieszać się ze łzami, w którym Tośka będzie już zawsze szeroko uśmiechnięta.
parkowa ławka, 12/06
Kółko i krzyżyk
- Jak wygram z tobą w kółko i krzyżyk, pójdziesz ze mną do łóżka – powiedział, uśmiechając się zbójecko, chłopak w ciemnym garniturze.
Szczupła, ale nie przesadnie, dziewczyna uniosła znudzony wzrok znad wymiętolonej kartki papieru z jakimiś datami, zmierzyła nieznajomego spojrzeniem gotowym ściąć wodę w lód.
- Że co? – wydukała w końcu, gdy Łysy wciąż pozostawał w jej polu widzenia i najwyraźniej nie zamierzał z niego zniknąć.
- Jak wygram…
- To już wiem, ale ty myślisz, że się na to zgłodzę?
- Tak, bo inaczej zaciągnę cię w krzaki i po prostu zmuszę, a tego byś nie chciała, prawda?
Kolejny uśmieszek, a kiedy dziewczyna próbowała uciekać, chusteczka nasączona chloroformem zawędrowała na jej smukłą twarzyczkę.
Nikt nie widział. Nikt nie słyszał. Biały dzień. Pośrodku parczku, krzaki, bez świadków i krzyków.
„Skatowano maturzystkę… Seryjny morderca-gwałciciel wciąż na wolności.”
centrum, 13/06
Był sobie chłopiec
Nie zwracał uwagi. Zwyczajny. Bardzo zwyczajny. Przemykał przez miasto niepostrzeżenie. Znał każdy zaułek. Każdy mostek. Ścieżkę. Dom. Zapamiętywał wszystko i wszystkim. Wiedział o ludziach więcej niż oni, by chcieli. Chudy, umorusany farbą, delikatne rysy twarzy, nieokreślony kolor włosów ni to brązowy, ni blond. Jednak posiadał w sobie coś niezwykłego – bystre, czarne oczy, które potrafiły przeszywać na wskroś, wydawało się, że sięgają do głębi duszy, do jej najciemniejszych odmętów i wyłapują, co gorsze cechy. Wszyscy podświadomie go unikali, instynktownie obawiali się jego spojrzenia. Dzieci nie chciały się z nim bawić. Dorośli traktowali go niczym szczura, a czasem nawet gorzej. Jedynie w ramionach ukochanej matki mógł liczyć na chwilę ciepła, na zrozumienie, inni potrafili tylko nim pogardzać… On jakby nie przejmował się słowami rzucanymi w jego stronę, wiedział, że zawsze będzie tylko zwyczajnym chłopcem, który nigdy nie posiądzie mocy… Który nie zawładnie pogodą. Który nie wzbudzi płomieni sięgających najwyższego drapacza chmur. Który na zawsze pozostanie dzieckiem złodzieja. Nawet, jeśli udało mu się zawiązać jakiekolwiek więzi i tak musiał opuszczać miejsce, w którym już się zadomowił, które już rozgryzł, w którym poczuł się przez krótką chwilę swojsko…
On wszędzie był obcy. Czuł przeraźliwą pustkę. Jakby czegoś mu brakowało. Samotny. Bez przyjaciół. Znajomych… Zawsze sam.
Z rosnącą rządzą mordu w oczach.
podwórko, 11/06
Zapętlone [miniatury] [obyczaj?]
1
Ostatnio zmieniony wt 13 maja 2014, 18:54 przez Cicuta, łącznie zmieniany 4 razy.