Za piętnaście druga

1
Część I


Chłodny wiatr smagał jej na wpół martwe ciało. Przez załzawione oczy, które już nigdy nie miały się zamknąć, spoglądała na rozgwieżdżone niebo, próbując wykrztusić z siebie choćby słowo, ale nic nie przychodziło jej do głowy. Zdążyła pogodzić się z tym, że jej koniec jest właśnie teraz, tyle, że dlaczego właśnie tu? Na miejskim wysypisku, wśród resztek zepsutego jedzenia, smrodu odstraszającego nawet muchy i szczurów, które korzystały z każdej okazji, by odgryźć kęs mięsa z jej jeszcze ciepłego ciała. Do tego nie mogła dojść. Miała tylko świadomość za jaką cenę; cenę dwudziestu dolarów.
Niespełna cztery godziny temu, gdy wyszła na chwilę do sklepu, by kupić tartufi bianchi, swoje ulubione włoskie trufle, poczuła cios, po którym osunęła się na ziemię. Mężczyzna, który ją zaatakował, zamachnął się łomem i uderzając w plecy, przez przypadek złamał jej kręgosłup. Chciał ją tylko okraść, ale kiedy zorientował się do czego doszło, wpakował ją w samochód i wywiózł w miejsce, które wydało mu się odpowiednie, przepraszając i mówiąc przez całą drogę, że nie chciał; że potrzebował pieniędzy; że ma dzieci... Nie słuchała go. Była w szoku. Wydawało jej się, że to tylko sen. Że zaraz się obudzi. Gdy wyciągnął ją z samochodu i zaniósł w odległe miejsce wysypiska jeszcze raz przepraszając, tak jak gdyby stłukł po prostu wazon, powoli zaczęło do niej docierać, co się stało.

Nie wiedziała, ile czasu spędziła łkając i bezskutecznie próbując poruszyć choćby ręką, starając się odgonić szczury, które ciągle próbowały się do niej dobrać. W końcu miała dość. Przestała walczyć. Czekała tylko aż nadejdzie... coś. Jakiś znak, zwiastun śmierci; zobaczy przed sobą biały tunel; schody do nieba, a może zapadającą się obok niej dziurę, ziejącą ogniem, z której popalone ręce potępieńców będą starały się wciągnąć ją do Królestwa Piekielnego, lub po prostu poczuje, jak serce staje, ciało stygnie i powoli odchodzi w błogi sen. Tymczasem nie działo się nic. Wokół panował nieustępliwy spokój. Odległe dźwięki miasta; ruch na ulicach, muzyka wydobywająca się z klubu nocnego, samolot przecinający nocne niebo. Poczuła się niezwykle mała. Nic nieznacząca, słaba i pewna, że nie ma teraz na świecie nawet jednej istoty, którą by interesowała.
Z zamyślenia wyrwało ją gwizdanie, gwizdanie tak radosne, iż pomyślała, że tu, w tym miejscu, o takiej godzinie, to może być jedynie jakiś... wysłaniec. Zaczęła zastanawiać się, czy może nie żyje. Umarła nie wiedząc nawet kiedy, a teraz przyszła pora, by zabrano ją przed sąd ostateczny.
Zza sterty śmieci zaczął wyłaniać się snop jasnego światła. Zamarła w oczekiwaniu. Była pewna, że ujrzy anioła, o złotych skrzydłach, zgrabnej, umięśnionej sylwetce, pięknej urodzie, lekko unoszącego się nad ziemią i sunącego w jej kierunku, z wyrazem twarzy mówiącym, że już po wszystkim. Że przyszła na nią pora.
W pewnym momencie światło padło prosto na jej twarz, oślepiając całkowicie. Była gotowa. Czuła spokój. Chciała przemówić, gdy nagle uświadomiła sobie, że światło wydobywało się z latarki. Mężczyzna, który trzymał latarkę powoli się zbliżał, aż stanął tuż przed nią.
- Mademoiselle - powiedział zdejmując z głowy cylinder i lekko się kłaniając.
Zrobił krok przez jej nieruchome ciało i radośnie pogwizdując poszedł dalej.
Przez chwile milczała zastanawiając się jeszcze raz, czy to się dziej naprawdę. Gdy mężczyzna zaczął się oddalać, zaczęła krzyczeć za nim ochrypłym głosem pełnym łez.
-Proszę się zatrzymać!
Ostatnio zmieniony pt 11 kwie 2014, 01:21 przez K.R., łącznie zmieniany 2 razy.

2
Bardzo wciągające ! Jestem naprawdę ciekawy kontynuacji, super pomysł z tym gościem w cylindrze, niesamowita scena. Super początek intrygi, bardzo szybko wzbudza pytania i łaknienie odpowiedzi. Troche mi się wydawal naciągany opis tego anioła i w ogóle pomysł tej wizji w agonalnej chwili spotkania ze śmiercią. Gdyby mężczyzna umierał, to zobaczyłby angeline Jolie w skąpym wdzianku i aureolce nad głową? ;) troche mi po prostu nie pasował ten anioł do atmosfery. Gdzieś tam jeszcze jakieś literówki chyba, a nie powinno być "smrodu odstraszającego szczury" a nie szczurów ?

[ Dodano: Pon 08 Lip, 2013 ]
"Do tego nie mogła dojść. Miała tylko świadomość za jaka cenę" - tu jakis zgrzyt czuję. Nie mogła dojść to chyba tylko zabawna literówka, jak sądzę ;) ale miała tylko świadomość... To "tylko" coś mi nie gra, i chyba lepiej by brzmiało "swiadomosc tego, za jaka cenę cos tam, cos tam"

3
K.R. pisze:Przez załzawione oczy, które już nigdy nie miały się zamknąć, spoglądała na rozgwieżdżone niebo,
Patrzymy nie przez oczy, tylko oczami. Prawdopodobnie wepchało Ci się tutaj patrzeć przez łzy, ale to już mamy ukryte w słowie załzawionymi i jeszcze podkreślone przez chłodny wiatr z poprzedniego zdania. Niech ona patrzy załzawionymi oczami - wszystko, o co chodzi, jest czytelne.
K.R. pisze: próbując wykrztusić z siebie choćby słowo, ale nic nie przychodziło jej do głowy.
Z czym ona właściwie miała problem: z wykrztuszeniem słowa, które chciała wypowiedzieć, czy z pustką w głowie? To dwa całkiem różne problemy. Mogłaby chcieć wykrztusić słowo, gdyby je miała na końcu języka, ale nie może chcieć wykrztusić niczego. Albo albo. Wydaje się, że istotniejsza jest tu pustka, więc należałoby właśnie ją podkreślić, a w pierwszej części zdania dać coś łagodnego w rodzaju: Chciała coś powiedzieć, ale...
K.R. pisze:że jej koniec jest właśnie teraz, tyle, że dlaczego właśnie tu?
Komplikujesz. :) Co to za konstrukcja: teraz, tyle, że dlaczego? Uprość: teraz, tylko dlaczego.
K.R. pisze:Na miejskim wysypisku, wśród resztek zepsutego jedzenia, smrodu odstraszającego nawet muchy i szczurów, które korzystały z każdej okazji, by odgryźć kęs mięsa z jej jeszcze ciepłego ciała.
Trzeba rozbić to na dwa zdania, bo szczury tworzą nadmiar i są niewygodne z powodów gramatycznych. Druga sprawa - ten smród. Smród wabi muchy, nie odstrasza. Niby chcesz tutaj wykorzystać ten fakt do podkreślenia, jak wielki był to smród - że nawet muchy... Ale to jest logicznie nieprawdopodobne. Jeśli śmierdzi, to muchom w to graj! Trzeba coś innego wymyślić - można np. zagrać na ironii i opisać zepsute jedzenie i smród z perspektywy zachwyconej muchy - tylko w tym jednym zdaniu. A potem wrócić do bohaterki i z jej perspektywy szczury - jak ona odczuwa to odgryzanie kawałków ciała? Czuje w ogóle? Czy tylko widzi? Jeżeli nie czuje, to skąd wie, że jej ciało jest jeszcze ciepłe?
K.R. pisze:Do tego nie mogła dojść. Miała tylko świadomość za jaką cenę; cenę dwudziestu dolarów.
Nic nie rozumiem. Do czego nie mogła dojść? Nie mogła dojść za cenę? Coś masz w głowie, ale się tym nie podzieliłeś i nic nie wiemy. Trzeba wyjaśnić.
K.R. pisze:Niespełna cztery godziny temu, gdy wyszła na chwilę do sklepu, by kupić tartufi bianchi, swoje ulubione włoskie trufle, poczuła cios, po którym osunęła się na ziemię.
Bardzo dobry początek zdania - powolny, niewinny. Ale poczuła cios oraz osunęła się na ziemię są relacjonowane tak samo beznamiętnie jak początek, a tu jest przecież radykalna zmiana sytuacji! Cios spada niespodziewanie, gwałtownie, szok, ciemność, ból, może krew... Poczuć to można w takiej sytuacji lekkie swędzenie, a cios musi być opisany konkretniej i w zdaniu musi nastąpić zmiana tempa. Osunięcie na ziemię przeniosłabym do nowego zdania i wydłużyła to nowe zdanie, żeby znów spowolnić tempo, ale już inaczej niż na początku - wtedy sobie raźnie szła, a teraz się osuwa, omdlewa, traci przytomność.
K.R. pisze:ale kiedy zorientował się do czego doszło,
Lepiej by było: kiedy zorientował się, co rzeczywiście zrobił
K.R. pisze:wywiózł w miejsce, które wydało mu się odpowiednie, przepraszając i mówiąc przez całą drogę, że nie chciał; że potrzebował pieniędzy; że ma dzieci...
Po odpowiednie dałabym kropkę, a potem zaczęła od: Przez całą drogę przepraszał. Zawsze lepiej użyć czasownika niż imiesłowu. Imiesłowy w ostateczności...
K.R. pisze:Nie wiedziała, ile czasu spędziła łkając i bezskutecznie próbując poruszyć choćby ręką, starając się odgonić szczury, które ciągle próbowały się do niej dobrać.
...bo nadmiar imiesłowów wygląda, a przede wszystkim brzmi, bardzo źle. ;)
zapadającą się obok niej dziurę,
Zapada się ziemia. Dziura nie może. Nie wiem też, czy dziura może ziać ogniem. W ogóle to zdanie z dziurą jest strasznie skomplikowane i lepiej by było podzielić je na dwa albo i trzy. Postaraj się pomyśleć bohaterką i pokazać obrazy w taki sposób i w takiej kolejności, jak pojawiają się w jej wyobraźni. Nie bój się tutaj robić przerw, rwać zdań.
K.R. pisze:muzyka wydobywająca się z klubu nocnego,
Muzyka może się wydobywać z jakiegoś urządzenia. Z klubu może dobiegać. Znów masz dwa imiesłowy: przy muzyce i przy samolocie. Spróbuj przerobić na czasowniki. Myśl bohaterką.
K.R. pisze:Nic nieznacząca, słaba i pewna, że
Pewna użyte tuż obok słabej kojarzy się z kolejną cechą (pewnością siebie), która tutaj jest bez sensu, a nie z pewnością czegoś. Lepiej by było użyć tutaj słowa: przekonana, że.
K.R. pisze:Z zamyślenia wyrwało ją gwizdanie, gwizdanie tak radosne, iż pomyślała, że tu, w tym miejscu, o takiej godzinie, to może być jedynie jakiś... wysłaniec. Zaczęła zastanawiać się, czy może nie żyje. Umarła nie wiedząc nawet kiedy, a teraz przyszła pora, by zabrano ją przed sąd ostateczny.

Myśl bohaterką. Ona się zamyśliła nad sprawami ostatecznymi, a tu nagle... radosny gwizd! Nie można tego beznamiętnie relacjonować. Słuchaj jej uszami, patrz jej oczami i opisz dokładnie: jak to jest? Jak to jest usłyszeć nagle w takiej sytuacji taki gwizd?
K.R. pisze: zaczął wyłaniać się
A co by się stało, gdyby on się po prostu wyłonił, zamiast zacząć się wyłaniać?
K.R. pisze:że ujrzy anioła, o złotych skrzydłach, zgrabnej, umięśnionej sylwetce, pięknej urodzie, lekko unoszącego się nad ziemią i sunącego w jej kierunku, z wyrazem twarzy mówiącym, że już po wszystkim.
Piramida babolków. ;) Anioł o złotych skrzydłach - OK. Ale anioł o jakiejś tam sylwetce - nie. Nie można być o sylwetce. Można za to być o ciele. Piękna uroda - to już w ogóle miodzik! A może być brzydka uroda? :) Uroda albo jest (i wtedy ktoś jest piękny) albo jej nie ma (i wtedy jest brzydki). No i imiesłowy, ech, imiesłowy...
K.R. pisze:W pewnym momencie światło padło prosto na jej twarz, oślepiając całkowicie.
To bym wyrzuciła, bo nic nie wnosi, tylko zagraca.
K.R. pisze:że światło wydobywało się z latarki.
a tu bym dodała oślepiające, niebiańskie
K.R. pisze:Mężczyzna, który trzymał latarkę powoli się zbliżał, aż stanął tuż przed nią.
A może niech ona teraz zamknie oczy i posłucha kroków? Kroki się zbliżają, zbliżają, szeleszczą na śmieciach, aż wreszcie... Otwiera oczy i widzi, że Mężczyzna z latarką stanął tuż przed nią.
K.R. pisze:- Mademoiselle - powiedział zdejmując z głowy cylinder i lekko się kłaniając.
Zrobił krok przez jej nieruchome ciało i radośnie pogwizdując poszedł dalej.
Przez chwile milczała zastanawiając się jeszcze raz, czy to się dziej naprawdę. Gdy mężczyzna zaczął się oddalać, zaczęła krzyczeć za nim ochrypłym głosem pełnym łez.
-Proszę się zatrzymać!
Imiesłowy, imiesłowy... :)

Tekst warty zainteresowania, ale potrzeba więcej emocji, więcej świadomego operowania tempem na poziomie zdań oraz to słówko, wiesz, na iiiiii.

Pozdrawiam :)

B16 - zatwierdzam
Ostatnio zmieniony pt 11 kwie 2014, 01:21 przez Thana, łącznie zmieniany 1 raz.
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

4
Pierwsza połowa lepsza od drugiej. Taka prosta, pozbawiona emocji relacja. Super. Nie miała czucia w palcach, ani emocji w myślach. Nie zostało jej nic prócz czekania. Sama sobie relacjonowała, co się właśnie dzieje. Spodobał mi się samolot na niebie, który tak po prostu sobie przelatywał.
Potem te opisy o aniołach, potępieńcach i sama końcówka...Jakoś słabo to wyszło. Liczyłam na lepsze zakończenie. Może że tak leżąc odkryła, że obok leży pudełko trufli :-) Coś tak drogiego wyrzucić na śmietnik? Coś, na co miała tak wielką ochotę tego wieczoru znalazła na śmietniku. Masa możliwości przez pudełko napoczętych trufli ;-) Pomyśl jeszcze, bo historyja rzeczywiście wciągjąca.

Pozdrawiam

5
Większość opinii wydała mi się wysoce subiektywna, ale tak czy inaczej dziękuję.
Proszę mnie tylko źle nie zrozumieć. Nie chcę wyjść na zuchwałego, po prostu, szczerze i prosto z serca dostrzegam małostkowość w niektórych komentarzach (i chcę zaznaczyć, że to nie tyczy się jedynie moich opowiadań, bo w innych dostrzegam to samo) i masę subiektywności, jak przy tym:
Thana pisze:Bardzo dobry początek zdania - powolny, niewinny. Ale poczuła cios oraz osunęła się na ziemię są relacjonowane tak samo beznamiętnie jak początek, a tu jest przecież radykalna zmiana sytuacji! Cios spada niespodziewanie, gwałtownie, szok, ciemność, ból, może krew... Poczuć to można w takiej sytuacji lekkie swędzenie, a cios musi być opisany konkretniej i w zdaniu musi nastąpić zmiana tempa. Osunięcie na ziemię przeniosłabym do nowego zdania i wydłużyła to nowe zdanie, żeby znów spowolnić tempo, ale już inaczej niż na początku - wtedy sobie raźnie szła, a teraz się osuwa, omdlewa, traci przytomność.
Czy przy kwestii tych much. Ta suchość przy wyżej wspomnianym fragmencie była zamierzona i ja osobiście lubię nieraz pisać o sprawach związanych z "łamaniem kręgosłupa" w sposób tak lekki, jakby to było picie herbaty.
Mam pytanie odnośnie tych imiesłowów. Byłbym wdzięczny gdybyś mogła mi jeszcze co nieco o tym napisać. Jaki dokładnie tkwi w tym problem? Jest nieładne? Źle sformułowane? Czy nie bawiąc się w ładne słowa, po prostu nie podoba się Tobie? Zaznaczam jeszcze raz, że nie mam zamiaru się tu wybraniać, a jedynie doprecyzować pewnie informacje, bo oczywiście jestem tu nie po to by chwalić się swoją twórczością, tylko pracować nad warsztatem.

Co do tej nadziej na lepsze zakończenie... Cóż, to dopiero początek (: Mam zamiar wrzucić kolejne części tego opowiadania.

Jeszcze raz wszystkim dziękuję.
„Prawdziwa mądrość zaczyna się, kiedy przestajesz cytować innych ludzi...”

6
Ponieważ w wielu teoriach obiektywizm jest osiągany poprzez sumowanie subiektywizmów (intersubiektywność) wtrącę swoje:
K.R. pisze:Chłodny wiatr smagał jej na wpół martwe ciało. Przez załzawione oczy, które już nigdy nie miały się zamknąć, spoglądała na rozgwieżdżone niebo, próbując wykrztusić z siebie choćby słowo, ale nic nie przychodziło jej do głowy.

Z kontaminacją frazeologiczną (inaczej mówiąc z błędem łączliwości) rozprawiła się Thana i to jest "obiektywne". Ja wejdę w logikę językowego obrazowania:
mamy na wpół martwe ciało i potem budujące niechciany, a narzucający się w kontekście (że martwe) frazeologizm "zamknąć oczy" = umrzeć.
To moje pierwsze językowe wrażenie - niedopilnowania obszarów znaczeń (czy wieloznaczności), przez co powstają niechciane dyfrakcje.
K.R. pisze:Na miejskim wysypisku, wśród resztek zepsutego jedzenia, smrodu odstraszającego nawet muchy i szczurów, które korzystały z każdej okazji, by odgryźć kęs mięsa z jej jeszcze ciepłego ciała.
muchy i szczurów Thana omówiła - brzmi niezręcznie :)
Tu powinieneś się skupić, zwłaszcza że to zdanie jest zakorzenione w poprzednim i nierozwinięcie z podmiotem (szczury zresztą były przedtem okolicznikiem okoliczności towarzyszących :D) tworzy wrażenie doczepiania do łańcucha (choinkowego), co wlezie pod rękę.
K.R. pisze:Do tego nie mogła dojść.

była na wpół martwa - no i nie mogła dojść... oczywiste ;)
tu jest to samo co poprzednio - trzeba kontrolować wieloznaczności, bo tworzą niezamierzony komizm
K.R. pisze:nic nie przychodziło jej do głowy. [...] Miała tylko świadomość za jaką cenę; cenę dwudziestu dolarów.
I chciała to wykrztusić? Bo tu powraca opowieść, co jej "przychodzi do głowy". (w kontekście późniejszej wiedzy o przetrąconym kręgosłupie użycie czasowników z pola "chodzenia" też jest zakłóceniem semantycznym)
Może to małostkowość - chyba że zgodzisz się na lepiej pasujące słowo drobiazgowość - ale wydaje mi się, że to wada Twojego stylu - potykanie się o niezamierzone wieloznaczności.
K.R. pisze:gdy wyszła na chwilę do sklepu, by kupić tartufi bianchi, swoje ulubione włoskie trufle, poczuła cios, po którym osunęła się na ziemię. Mężczyzna, który ją zaatakował, zamachnął się łomem i uderzając w plecy, przez przypadek złamał jej kręgosłup. Chciał ją tylko okraść, ale kiedy zorientował się do czego doszło
wyboldowane "chodzenia"
Ten fragment zresztą, w którym poznajemy "przypadek" i "niewinność" kata bohaterki jest rewelacyjny w zamyśle i zmącony w konstrukcyjnej i językowej realizacji.
Pierwszy akapit swoim napuszeniem obrazowania psuje wrażenie odbiorcze. Jak za dużo przypraw psuje danie.


W ogólnym wrażeniu - ciekawa powiastka (szkoda, że to wysypisko jako motyw, bo lekko ograne) o momencie umierania, ale w moim przekonaniu należałoby uniknąć takich formuł "zdumienia" - kliszowatych opisów przeżycia wewnętrznego "chyba mi się śni" albo "nie widziała dlaczego". Lepiej opisywać przez doznania - a nie komentarz do przeżycia, uwierzyć w odbiorcę, że nie jest niekumaty.

[ Dodano: Wto 09 Lip, 2013 ]
errata: nierozwinięcie --- ma być rozwinięcie
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

7
Nataszo szczerze dziękuję (: Naprawdę pomogłaś. Mam tylko pytanie, jak to jest z tym "wyszła na chwilę", "do czego doszło". Jak duży problem to stanowi? Osobiście nigdy o tym nie myślałem, a wychwycenie tego podczas pisania wydaje mi dosyć trudne. Mam wrażenie, że łatwo to przeoczyć, a kiedy myślę o przeglądaniu tekstu w celu wychwytywania takich "anomalii" to, aż mi ręce opadają. Dla ścisłości powtórzę pytanie: jaki to stanowi problem? I od razu zapytam: czy może mogłabyś polecić jakąś stronę lub temat na forum gdzie mógłbym poczytać o "konstrukcyjnej i językowej realizacji". To jeżeli masz coś w zasięgu ręki, bo i tak z pewnością jeszcze sam poszukam.

Wykasowałam powtórzenie postu - :) dorapa
Ostatnio zmieniony wt 09 lip 2013, 12:59 przez K.R., łącznie zmieniany 1 raz.

8
K.R., a ja myślę, że subiektywne, to jest to:
K.R. pisze:ja osobiście lubię nieraz pisać o sprawach związanych z "łamaniem kręgosłupa" w sposób tak lekki, jakby to było picie herbaty.
Ja patrzę na teksty pod kątem efektu, jaki powoduje użycie takich, a nie innych środków. U Ciebie ów efekt jest taki, że do połowy czytamy horror o zombie, a potem się okazuje, że to obyczajówka z połamanym kręgosłupem bohaterki. Jeżeli dokładnie taki efekt chciałeś osiągnąć, to OK - udało się. Jeżeli inny (a ja założyłam, może niesłusznie, że inny) - to nie jest OK.

Co do imiesłowów, żeby już nie było subiektywnie, odsyłam do takiej oto pożytecznej strony:
http://edytornia.pl/poprawnosc-jezykowa
A przede wszystkim do "10 przykazań Gramatykarza":
http://edytornia.pl/poprawnosc-jezykowa ... amatykarza

Pozdrawiam :)
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

9
Mogłoby być całkiem fajne. Pomysł ciekawy, ale męczy przebijanie się przez wielce skomplikowane konstrukcje zdaniowe. Wytrwały czytelnik, który postanawia im podołać, dostaje w nagrodę po łbie gradem imiesłowów.
Skorzystaj z mądrych rad, których Ci udzielono i nie próbuj się dąsać, tylko popraw trochę i wrzucaj. Ciekawa jestem dalszego ciągu...
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron