Amerycation (rozdział I)

1
Lekkie opowiadanie grozy, które piszę sobie powolutku. Proszę o ocenę.

ROZDZIAŁ I
CODZIENNA SZROŚĆ

Tego wieczora klientela była niemała. Męską część miasteczka Barstow zeszła się do Czarnego Orła, aby obejrzeć baseballowe starcie gigantów. Grać mieli ze sobą The New York Yankees i Saint Louis Cardinals. Moją knajpę postanowiłem urządzić w wyjątkowo muzycznym stylu. Na ścianach wisiały dwie gitary elektryczne, a pomiędzy nimi oprawiony w drewnianą ramę plakat Lynyrd Skynyrd. Lekkie światło tworzyło szczególną atmosferę. Na długiej ladzie, przypominającej te z westernów, stał gramofon, który dostałem od ojca w zeszłe urodziny.
Około 21.30 stoliki były już zapełnione. Zabrakło kilku krzeseł, więc poszedłem na zaplecze po zapasowe. Rozstawiłem je wzdłuż ściany, a potem wróciłem za ladę. Siedziałem z głową opartą na ramieniu. Obserwowałem samochody, przejeżdżające co jakiś czas za oknem. Zaczęło padać. Krople deszczu spływały po szybie. Niebo przybierało powoli odcień czerni. Gramofon zaczął grać utwór grupy Led Zeppelin - Babe i'm gonna leave you. Doskonały, aby odpłynąć w myślach gdzieś daleko. Na chwilę bar przestał dla mnie istnieć, aż ktoś poszturchał mnie za ramię.
- Tak? – trochę się przestraszyłem. Nie powiem.
- Ciemnego Budweisera – poprosił brodaty gość, w czerwonej koszuli w kratę.
Sięgnąłem po kufel, nalałem piwa i podałem mu. Mężczyzna zapłaciwszy, odszedł i przysiadł się do reszty zebranego towarzystwa. Zawsze zastanawiało mnie, dlaczego ludzie chętniej dawali w moim barze cztery dolary za piwo, które dostaliby taniej w pobliskim Golden Pint. Chyba woleli przepłacić dolara, i doświadczyć swojskiej, luźnej atmosfery oraz barmana, który nie rzucał fałszywym uśmiechem. Zerknąłem na zegarek – 21:52. Zostało osiem minut do transmisji. Przyznam się wam, nigdy nie rozumiałem baseballu, a całe zamieszanie wokół tego sportu wyglądało na cholernie nadęte. Nie żebym coś miał do tej dyscypliny. Po prostu jej nie czuję.
I zaczęło się. Pete Kozma z Cardinalsów przymierzał się do ataku. Oświetlały go reflektory. Cała trybuna za plecami zawodnika skandowała jego imię. PETE! PETE! PETE! – krzyczeli, machając czerwonymi flagami. Za każdym razem coraz głośniej. Wtedy miotacz drużyny przeciwnej wyrzucił piłkę. Poszybowała podkręcona, odbijają się idealnie od kija Kozmy, który od razu odrzucił go, i popędził zaliczyć pierwszą bazę.
W knajpie panowała nadzwyczaj gorąca atmosfera oraz ostre komentarze. Czasami aż za ostre. Przy jednym ze stolików siedzieli dwaj stali bywalcy. Obaj mieli jakieś sześć dych na karku, i nosili przetarte skórzane kurtki. Klęli jak szewcy. Ten pierwszy Ray, z czerwoną chustą na czole, zdążył wypić już trzy piwa, i przyszedł po kolejne. Nalałem mu, bo przecież takie wieczory zdarzają się niezwykle rzadko. Było co świętować, Cardinalsi prowadzili. Ale mierziło mnie to. Okropnie się nudziłem, siedząc zapatrzony w wirujący wentylator. Znów zacząłem odpływać, gdy nagle kolejny klient wszedł do baru. Zadzwoniły dzwoneczki nad drzwiami, i ocknąłem się. To był Henry, mój sąsiad. Zdjął deszczówkę, powiesił ją na wieszaku, a potem podszedł do lady i usiadł na ostatnim, wolnym stołku. Wyglądał na wkurzonego.
- Co znowu? – zapytałem przecierając kufel suchą szmatką.
- Baba – burknął. – Co to za wydarzenie że tylu tu klientów?
- Cardinalsi kontra Yankeesi – nalałem piwa i postawiłem mu przed nosem.
- Pieprzony Baseball – wziął duży łyk, i przetarł usta. – Dobre.
- Przynajmniej można zarobić w takie dni. Wspominałeś coś o żonie.
- O babie, a nie żonie. To nie to samo. Żoną to ona jeszcze była jakieś pięć lat temu. Teraz, ciągle szuka problemów. A dzisiaj, miała mi za złe, że nie jestem taki jak kiedyś. Powiedziałem żeby się pieprzyła, i wyszedłem z domu. Masz szczęście, że nie jesteś z żadną babą.
Fakt. Nie miałem żadnej baby, żony czy dziewczyny. Z resztą, przywykłem do takich opowieści, praca barmana. Ludzie opowiadali różne historie. Czasem czułem się jak ksiądz w konfesjonale. Henry to człowiek, który nie dostrzegał ułomności swojego charakteru. Pech chciał, że jego żona Doris też tak miała. Wybuchowa mieszanka, eksplodowała co jakiś czas. Jakiś tydzień temu, przyjechała do nich rodzina. Rozstawili grilla przed domem, a potem pokłócili się o coś przy rodzicach. Henry dostał takiego szału, że chwycił miskę z sałatką, i rzucił ją w Doris. Jej ojciec, tak stłukł Henrego, że ten wylądował w szpitalu z lekkim wstrząsem mózgu.
Gdy się już wyżalił, wrócił do domu. Był lekko wstawiony, bo wypił trzy duże kufle. Mecz powoli dobiegał końca. Pewne było, że wygrają Cardinalsi, prowadzili czterema rundami, a została ostatnia. Po 12:00 lokal opustoszał. Słychać było tylko wentylator i padający deszcz. Nie miałem siły na sprzątanie, a klienci zostawili ładny bałagan. Pomyślałem, że zajmę się tym jutro. Zabrałem więc klucze, i portfel z zaplecza, a potem pogasiłem wszystkie światła.
Do domu był ładny kawałek drogi, a deszcz lał na całego. Nie miałem kurtki, więc przemokłem do suchej nitki. Szedłem chodnikiem przy głównej ulicy, którą przejechał samochód, ochlapując mnie. Świeciło się kilka latarni, a duży czerwony neon Brants Motel, majaczył w oddali. Minąłem jeszcze drogerię i sklep spożywczy, które oczywiście o tej porze stały zamknięte. Potem skręciłem w przecznicę, i na końcu drogi stał mój dom, a właściwie domek. Zwykły, nie wyróżniający się zbyt od sąsiednich.

***

Zdjąwszy buty, postawiłem je pod drzwiami. Potem zrzuciłem z siebie całe ubranie, i włożyłem do kosza na śmieci. Nastawiłem wodę na herbatę, i wskoczyłem pod prysznic. Kąpiel zawsze jest orzeźwiająca, szczególnie po męczącym dniu. Gdy wyciskałem resztkę szamponu z butelki, zgasło światło. Przeszły mnie dreszcze. Jak z horroru, dosłownie. Przez chwilę wydawało mi się, że zaraz ktoś wyskoczy na mnie z nożem, a rano znajdą mnie martwego. Ale kto miałby mnie zabić, i dlaczego. Zacząłem rozsądnie analizować sytuacje. To musiały być korki, więc wylazłem goły do przedpokoju, w którym były zamontowane. Przełączyłem je, i nic. No dobra, czyli wyłączyli z powodu deszczu. Wyjąłem latarkę z szafki, usiadłem na kanapie, żeby się uspokoić. Na stole dostrzegłem książkę, którą czytałem poprzedniego wieczora – Stephen King „Komórka”. W tej chwili trzasną piorun. Ja pierdziele, co się dzieje? – pytałem siebie samego. Zaraz pewnie wydarzy się coś paranormalnego. Zadzwoniła komórka w drugim pokoju – to nie było paranormalne, ale po lekturze Kinga, nie chciałem jej odbierać. Pot spływał mi po skroniach. Dobra Alan, to tylko brak prądu z powodu burzy – tłumaczyłem sobie. Wstałem, poszedłem odebrać komórkę. Popatrzyłem na ekran – DZWONI WILL – wyświetlał. Nacisnąłem zieloną słuchawkę.
- Halo – odezwałem się bardzo niepewnie. Nikt przez dłuższy czas nie odpowiadał. – Halo! – powtórzyłem głośniej.
- Oh, cześć Alan – powiedział Will po drugiej stronie. Odetchnąłem spokojnie. – Słuchaj, mogę wpaść jutro do ciebie, jakoś o dwunastej? Zrobilibyśmy grilla, wypili piwko – zaproponował.
- No dobra, nie ma sprawy – miałem posprzątać jutro knajpę, ale trudno. Starałem się teraz udawać spokojnego. – Jeśli minie ta paskudna burza, to powinno wypalić.
- Burza? U mnie jest piękna noc – powiedział, i znów przeszły mnie ciarki. Will mieszkał dwadzieścia kilometrów od Barstow. –Ale dobra, to pewnie przejściowa pogoda. Do jutra – rozłączył się.
Wtedy powrócił prąd.
Serce kołatało jak oszalałe. Włożyłem latarkę do szuflady. Zalałem herbatę, i usiadłem z nią przy stole. Próbowałem poskromić nerwy. Musiałem coś obejrzeć w telewizji, zobaczyć jakąś ludzką twarz, posłuchać ludzkiego głosu, albo nawet nudnych komentatorów baseballowych, którzy by mnie uspokoili. Poszedłem więc do salonu. Książkę Kinga schowałem do szuflady, nie chciałem na nią patrzeć, a tym bardziej nie miałem zamiaru więcej jej otwierać. Chwyciłem pilota, i wrzuciłem pierwszy lepszy kanał. Leciała jakaś stara komedia, czyli to czego było mi trzeba, aby się odprężyć. W zasadzie nie była śmieszna, ale pomogła.
Nagle niepokój powrócił, jakbym przeczuwał że coś się stanie. W oknie pojawił się mężczyzna, walił w nie pięściami, ale nie mógł go rozbić. Wszystko widziałem przez mgłę. W uszach usłyszałem głos – DUŻY KUFEL LINENKUGLESA. Spostrzegłem ze postać za oknem ma a sobie czerwoną koszulę. To był Henry, więc podbiegłem i otworzyłem je. Potem wszystko ogarnęła mgła. Obudziłem się z pilotem w ręku. Telewizor był wciąż włączony, a budzik na komodzie wskazywał 10:22 rano.
Świeciło słońce, i było dosyć ciepło. Idealna pogoda. Poszedłem na strych, aby wygrzebać grilla spod stery rupieci. Gdy się udało, rozpaliłem go przed domem, aby był gotowy. W międzyczasie wyszorowałem swój motor, a potem sprawdziłem skrzynkę na listy. W środku była prenumerata magazynu dla gitarzystów. W uszach usłyszałem charakterystyczny ryk silnika. To musiał być chooper Willa. Zaparkował przy moim garażu.
- Co tam stary?! – zarzucił swoje długie włosy na plecy, i zdjął czarne lenonki z oczu. Schował je do kieszeni w skórzanej kurtce.
- Po staremu – odpowiedziałem, choć po głowie ciągle chodziła mi zeszła noc.
- O, nowy egzemplarz Gitarzysty – podniósł gazetę ze stolika, i przekartkował ją kciukiem.
W tym czasie, wyjąłem kiełbaski z woreczka, i zacząłem układać je na ruszcie.
- Co cię tak wzięło na spotkanie? – zapytałem.
- Zwykła nuda. Za tydzień w Los Angeles będzie grać Metallica. Wpadniesz? – zmienił temat, jakby specjalnie.
- Mogę się zabrać. Tylko bierzemy miejsca na trybunach – ostatnim razem, stojąc pod sceną, ktoś nadepnął mi na palca, łamiąc go. Kelner ze złamanym palcem, to kiepski kelner.
- Nie ma problemu. Taniej wyjdzie.
Siedzieliśmy tak do wieczora, i gadaliśmy o byle pierdołach. Ale widać było, że Will coś ukrywa, że tak naprawdę dzisiejsze spotkanie miało mieć inny cel. Nie odzywaliśmy się do siebie od ponad miesiąca, a teraz on przyjechał jak gdyby nigdy nic. Nawet nie był typem gościa, który specjalnie przepadał za takim grillowaniem, przy dwóch piwach. Dwa piwa i Will… haha, nie uwierzyłbym, gdybym nie zobaczył.
-Miałbyś ochotę wpaść do mnie jutro? – zapytał, zbierając się powoli.
- Raczej nie, muszę trochę ogarnąć knajpę – chociaż w sumie mogłem ją posprzątać dzisiaj. – Albo czekaj, dobra, o 15.00 – zmieniłem zdanie.
- Nie. Wpadnij jakoś po 19.00 jeśli masz czas .
- Dlaczego tak późno? – zdziwiłem się.
- Chcę ci coś pokazać. Coś czego do końca nie rozumiem, i coś czego nie zdołam ci teraz wytłumaczyć – powiedział nie jasno, trochę tajemniczo. Odpalił motor.
- No dobra, to czekaj na mnie.
Potem pojechał. Zastanawiało mnie co chciał mi pokazać. I dlaczego właśnie o 19.00.
Nie tracąc czasu na bezsensowne dywagacje, wybrałem się do Czarnego Orła, by posprzątać bajzel jaki został poprzedniego dnia. Pozamiatałem podłogę, wymyłem ją, potem wyrzuciłem śmieci. Uporałem się z tym szybko, i jeszcze przed zmrokiem byłem w domu. Miałem tylko nadzieję, że dzisiejsza noc będzie już spokojna. Przynajmniej na taką się zapowiadała. Czyste niebo, bez chmur ozdabiały gwiazdy. Wyszedłem na taras, i usiadłem na krześle. Wiatr lekko smagał po twarzy. Grało radio, a w oknach sąsiadów paliły się światła. Z domu naprzeciwko, po drugiej stronie ulicy, wyszedł sąsiad Bob. Palił papierosa i chyba też był się przewietrzyć. Chociaż papierosy i świeże powietrze… Z początku chyba mnie nie zauważył. Było już dosyć ciemno, a ja siedziałem bezruchu, obserwując żarzącą się końcówkę papierosa, która jaśniała gdy tylko się zaciągał.
Ostatnio zmieniony czw 11 lip 2013, 20:48 przez VanQuatro, łącznie zmieniany 3 razy.

2
VanQuatro pisze:CODZIENNA SZROŚĆ
szarość
VanQuatro pisze:Męską część miasteczka Barstow zeszła się do Czarnego Orła, aby obejrzeć baseballowe starcie gigantów.
Męska
VanQuatro pisze:knajpę postanowiłem urządzić w wyjątkowo muzycznym stylu.
Jaki to jest "wyjątkowo muzyczny styl"? Jaka jest alternatywa - "zwyczajnie muzyczny"?
VanQuatro pisze:Lekkie światło tworzyło szczególną atmosferę.
Szczególną - jaką? To jest wybieg, żeby nie trzeba było opisywać.
VanQuatro pisze:Na długiej ladzie, przypominającej te z westernów, stał gramofon, który dostałem od ojca w zeszłe urodziny.
1. Zgrzytnęła liczba pojedyncza, która zamienia się w mnogą. Ta lada przypomina te (lady) z westernów. Można to bez problemu rozwiązać zmieniając zdanko.
2. Dostać coś na urodziny, a nie w urodziny.
VanQuatro pisze:Około 21.30 stoliki były już zapełnione. Zabrakło kilku krzeseł, więc poszedłem na zaplecze po zapasowe.
1. Po co ta informacja?
2. Godzinę w USA zapisuje się raczej w systemie dwunastogodzinnym.
VanQuatro pisze:Siedziałem z głową opartą na ramieniu.
1. Pełna knajpa, a on siedzi z głową na ramieniu?
2. Jak się siedzi z głową oparta na ramieniu (swoim)? Nie potrafię sobie tego wyobrazić.
VanQuatro pisze:Gramofon zaczął grać utwór grupy Led Zeppelin - Babe i'm gonna leave you.
1. Napisz tytuł poprawnie i wsadź go w cudzysłów.
VanQuatro pisze:Doskonały, aby odpłynąć w myślach gdzieś daleko.
Odpływa się myślami, a nie w nich.
VanQuatro pisze:Na chwilę bar przestał dla mnie istnieć, aż ktoś poszturchał mnie za ramię.
szturchnął. Nie wiem, poszturchał mi nie brzmi.
VanQuatro pisze:- Tak? – trochę się przestraszyłem. Nie powiem.
Czego nie powiesz? Powinno być: "- Tak? - Nie powiem, trochę się przestraszyłem."
Ale to i tak brzmi źle.
VanQuatro pisze:- Ciemnego Budweisera – poprosił brodaty gość, w czerwonej koszuli w kratę.
Wywalić przecinek po "gość".
VanQuatro pisze:Mężczyzna zapłaciwszy, odszedł i przysiadł się do reszty zebranego towarzystwa.
Czemu nie napiszesz normalnie "zapłacił"?
VanQuatro pisze:Zawsze zastanawiało mnie, dlaczego ludzie chętniej dawali w moim barze cztery dolary za piwo, które dostaliby taniej w pobliskim Golden Pint.
Można spokojnie usunąć "w moim barze".
VanQuatro pisze:Chyba woleli przepłacić dolara, i doświadczyć swojskiej, luźnej atmosfery oraz barmana, który nie rzucał fałszywym uśmiechem.
1. Usunąć przecinek przed "i".
2. Doświadczyć barmana? To co oni mu tam robili?
3. Nie rzuca się uśmiechami.
4. Skoro nie rzucał fałszywym uśmiechem, to znaczy, ze w ogóle się nie uśmiechał? Czy uśmiechał się naturalnie?
VanQuatro pisze:Przyznam się wam, nigdy nie rozumiałem baseballu, a całe zamieszanie wokół tego sportu wyglądało na cholernie nadęte.
1. Dlaczego narrator zwraca się w tym miejscu bezpośrednio do czytelnika? Rozumiałbym, gdyby robił to cały czas, ale nie robi.
2. Cholernie nadęte zamieszanie? Co to znaczy?
VanQuatro pisze:Za każdym razem coraz głośniej.
Za każdym wykrzyczeniem imienia? Co to znaczy "za każdym razem" w tym kontekście?
VanQuatro pisze:Poszybowała podkręcona, odbijają się idealnie od kija Kozmy, który od razu odrzucił go, i popędził zaliczyć pierwszą bazę.
1. Piłki nie szybują. Szybowce szybują (szybować. Tak, wiem. Tak się mówi. Ale ta metafora bardziej pasuje do nagłówka jakiejś gazety (wiesz, dodaje dramaturgii), niż do opowiadania. Moja opinia.
2. odbijając
3. "od razu odrzucił go" - nie przeszkadza Ci to "go" na końcu?
VanQuatro pisze:W knajpie panowała nadzwyczaj gorąca atmosfera oraz ostre komentarze.
Ostre komentarze nie panują.
VanQuatro pisze:Ten pierwszy Ray, z czerwoną chustą na czole, zdążył wypić już trzy piwa, i przyszedł po kolejne.
1. Wstawić przecinek po "pierwszy".
2. Usunac przecinek przed "i".
VanQuatro pisze:Nalałem mu, bo przecież takie wieczory zdarzają się niezwykle rzadko.
Do czego odnosi się "przecież"? Domyślam się, ze do stanu trzeźwości faceta. Pijany po trzech piwach?
VanQuatro pisze:Było co świętować, Cardinalsi prowadzili. Ale mierziło mnie to. Okropnie się nudziłem, siedząc zapatrzony w wirujący wentylator.
Nie dość, ze okropne zdania, to jeszcze zupełnie niepotrzebne. Tylko do wykasowania.
VanQuatro pisze:Zadzwoniły dzwoneczki nad drzwiami, i ocknąłem się.
Usunąć przecinek przed "i".
VanQuatro pisze:- Co znowu? – zapytałem przecierając kufel suchą szmatką.
Nie mogę się powstrzymać: Umieściłem w jednym ze swoich tekstów barmana, który NIE przecierał szklanek. Bardzo zirytowało bohatera, ze tamten tego NIE robił. Psuł mu obraz barmana. Klisza!
VanQuatro pisze:A dzisiaj, miała mi za złe, że nie jestem taki jak kiedyś.
1. Usunąć przecinek po "dzisiaj".
VanQuatro pisze:Powiedziałem żeby się pieprzyła, i wyszedłem z domu.
1. Dodać przecinek przed "żeby".
2. Usunąć przecinek przed "i".
VanQuatro pisze:Znów zacząłem odpływać, gdy nagle kolejny klient wszedł do baru.
1. Dlaczego "nagle". Wtargnął tam, czy co?
VanQuatro pisze:Żoną to ona jeszcze była jakieś pięć lat temu.
"jeszcze" lepiej pasuje po "jakieś".
VanQuatro pisze:Z resztą, przywykłem do takich opowieści, praca barmana. Ludzie opowiadali różne historie. Czasem czułem się jak ksiądz w konfesjonale.
1. Kropka przed "praca".
2. Przynajmniej jesteś świadomy, ze wykorzystujesz ten motyw. Ale po co? Ile można?
VanQuatro pisze:Wybuchowa mieszanka, eksplodowała co jakiś czas.
Usunąć przecinek po "mieszanka".
VanQuatro pisze:Jakiś tydzień temu, przyjechała do nich rodzina.
Usunąć przecinek po "temu".
VanQuatro pisze:Henry dostał takiego szału, że chwycił miskę z sałatką, i rzucił ją w Doris.
Usunac przecinek przed "i".
VanQuatro pisze:Jej ojciec, tak stłukł Henrego, że ten wylądował w szpitalu z lekkim wstrząsem mózgu.
1. Usunac przecinek po "ojciec".
2. Poprawna odmiana: Henry'ego.
VanQuatro pisze:Gdy się już wyżalił, wrócił do domu.
To zdanie sugeruje, ze on w tym szpitalu się żalił i potem wrócił do domu.
VanQuatro pisze:Słychać było tylko wentylator i padający deszcz. Nie miałem siły na sprzątanie, a klienci zostawili ładny bałagan. Pomyślałem, że zajmę się tym jutro. Zabrałem więc klucze, i portfel z zaplecza, a potem pogasiłem wszystkie światła.
Do domu był ładny kawałek drogi, a deszcz lał na całego.
Pada i pada. Odlegle powtórzonko.
VanQuatro pisze:Szedłem chodnikiem przy głównej ulicy, którą przejechał samochód, ochlapując mnie.
To zdanie jest tak zle, ze nawet nie wiem co Ci powiedzieć. :)
VanQuatro pisze:Minąłem jeszcze drogerię i sklep spożywczy, które oczywiście o tej porze stały zamknięte. Potem skręciłem w przecznicę, i na końcu drogi stał mój dom, a właściwie domek.
1. Usunąć przecinek przed "i".
2. Skręciłem... i na końcu drogi... "i" łączy tutaj zdania zupełnie ze sobą nie związane.
3. Po co to "dom, a właściwie domek"?
VanQuatro pisze:Potem zrzuciłem z siebie całe ubranie, i włożyłem do kosza na śmieci.
1. Usunac przecinek przed "i".
2. To w Ameryce się wyrzuca mokre ciuchy?
VanQuatro pisze:Nastawiłem wodę na herbatę, i wskoczyłem pod prysznic.
Usunąć przecinek przed "i".
VanQuatro pisze:Jak z horroru, dosłownie.
Wykasować "dosłownie". Brzmi to jak z mowy potocznej. Na co dzień - ok. Na kartce - już nie za bardzo.
VanQuatro pisze:Ale kto miałby mnie zabić, i dlaczego
1. Dodać znak zapytania.
2. Usunąć przecinek przed "i".
VanQuatro pisze:Zacząłem rozsądnie analizować sytuacje.
Można analizować nierozsądnie?
VanQuatro pisze:Przełączyłem je, i nic.
Usunąć przecinek przed "i".
VanQuatro pisze:No dobra, czyli wyłączyli z powodu deszczu.
Wyłączyli prąd dlatego, ze deszcz padal!?
VanQuatro pisze:Wyjąłem latarkę z szafki, usiadłem na kanapie, żeby się uspokoić.
1. Wylazł nagi spod prysznica, pewnie jeszcze cały w mydlinach i łazi tak ciągle?
2. Zamienic przecinek po "szafki" na "i".
VanQuatro pisze:W tej chwili trzasną piorun.
trzasnął
VanQuatro pisze: Ja pierdziele, co się dzieje? – pytałem siebie samego.
1. pierdziele. Ale i tak bym to wywalił stad.
2. samego siebie
3. Czemu masz niedokonany - "pytałem"?
VanQuatro pisze:Dobra Alan, to tylko brak prądu z powodu burzy – tłumaczyłem sobie.
Dobra, Alan,
VanQuatro pisze:Zadzwoniła komórka w drugim pokoju – to nie było paranormalne, ale po lekturze Kinga, nie chciałem jej odbierać. Pot spływał mi po skroniach. Dobra Alan, to tylko brak prądu z powodu burzy – tłumaczyłem sobie. Wstałem, poszedłem odebrać komórkę.
1. W drugim pokoju zadzwoniła komórka.
2. Powtórzonko.
VanQuatro pisze:- Oh, cześć Alan – powiedział Will po drugiej stronie.
1. Och
2. Skasować "po drugiej stronie" - niepotrzebne.
VanQuatro pisze:Odetchnąłem spokojnie.
"spokojnie" mi nie pasuje. Może lepiej "z ulgą"?
VanQuatro pisze:Odetchnąłem spokojnie. – Słuchaj, mogę wpaść jutro do ciebie, jakoś o dwunastej? Zrobilibyśmy grilla, wypili piwko – zaproponował.
- No dobra, nie ma sprawy – miałem posprzątać jutro knajpę, ale trudno. Starałem się teraz udawać spokojnego.
Powtórzonko
VanQuatro pisze:- Burza? U mnie jest piękna noc – powiedział, i znów przeszły mnie ciarki.
Usunac przecinek przed "i".
VanQuatro pisze:–Ale dobra, to pewnie przejściowa pogoda.
Dobra zupa z bobra. Nie podobają mi się niektóre sformułowania. Ale o tym później.
VanQuatro pisze:Zalałem herbatę, i usiadłem z nią przy stole.
1. A on ciągle nagi...
2. Usunąc przecinek przed "i".
VanQuatro pisze:Musiałem coś obejrzeć w telewizji, zobaczyć jakąś ludzką twarz, posłuchać ludzkiego głosu, albo nawet nudnych komentatorów baseballowych, którzy by mnie uspokoili.
Powtórzonko.
VanQuatro pisze:Chwyciłem pilota, i wrzuciłem pierwszy lepszy kanał.
1. Kanałów się nie wrzuca.
2. Usunąć przecinek przed "i".
VanQuatro pisze:Leciała jakaś stara komedia, czyli to czego było mi trzeba, aby się odprężyć.
1. Wstawić przecinek po "to".
2. zamiast "aby się odprężyć" może lepiej byłoby "trzeba do odprężenia".
VanQuatro pisze:Spostrzegłem ze postać za oknem ma a sobie czerwoną koszulę.
1. że
2. Wstawić przecinek przed "że".
3. na
VanQuatro pisze:To był Henry, więc podbiegłem i otworzyłem je.
"je" odwołuje się do okna z poprzedniego zdania, ale czytelnik już nie ma go w głowie. Może gdyby okno było tam podmiotem...
VanQuatro pisze:Gdy się udało, rozpaliłem go przed domem, aby był gotowy.
Styl! Zdanie do generalnego remontu.
VanQuatro pisze:W uszach usłyszałem charakterystyczny ryk silnika.
1. Czemu w uszach? Można usłyszeć czymś innym? Albo w czymś innym?
2. Charakterystyczny - tak samo jak wyjątkowy i specyficzny - ucieczka od opisów.
VanQuatro pisze:To musiał być chooper Willa.
chopper
VanQuatro pisze:- Co tam stary?! – zarzucił swoje długie włosy na plecy, i zdjął czarne lenonki z oczu. Schował je do kieszeni w skórzanej kurtce.
- Po staremu – odpowiedziałem, choć po głowie ciągle chodziła mi zeszła noc.
1. stary, staremu
2. Dlaczego "?!"?
VanQuatro pisze:- O, nowy egzemplarz Gitarzysty – podniósł gazetę ze stolika, i przekartkował ją kciukiem.
1. Czasopismo. Gazeta wychodzi codziennie.
2. Czyli że posługiwał sie tylko kciukiem?
VanQuatro pisze:W tym czasie, wyjąłem kiełbaski z woreczka, i zacząłem układać je na ruszcie.
Usunąć przecinek przed "i".
VanQuatro pisze:- Zwykła nuda.
Może być niezwykła?
VanQuatro pisze:Kelner ze złamanym palcem, to kiepski kelner.
Na początku myślałem, że zlamali mu palca u nogi. To zdanie sugeruje, że u reki. Jak w końcu?
VanQuatro pisze:- Nie ma problemu. Taniej wyjdzie.
Bilety na trybuny są droższe niż te na płytę. Nawet na Metallikę. ;)
VanQuatro pisze:Siedzieliśmy tak do wieczora, i gadaliśmy o byle pierdołach. Ale widać było, że Will coś ukrywa, że tak naprawdę dzisiejsze spotkanie miało mieć inny cel.
1. byle, było
2. ten kawałek że..., że... nie wyszedł. Rozdziel kropką i zacznij nowe zdanie od "tak" i po problemie.
VanQuatro pisze:Nie odzywaliśmy się do siebie od ponad miesiąca, a teraz on przyjechał jak gdyby nigdy nic.
"on" niepotrzebne.
VanQuatro pisze:- Raczej nie, muszę trochę ogarnąć knajpę – chociaż w sumie mogłem ją posprzątać dzisiaj. – Albo czekaj, dobra, o 15.00 – zmieniłem zdanie.
Chaos. Nie zrozumiałem zupełnie. Trzykrotne przeczytanie nic nie dało. Didaskalia mieszają się z myślami i dialogiem. Nie wiem kto do mnie mówi.
VanQuatro pisze:- Nie. Wpadnij jakoś po 19.00 jeśli masz czas .
Spacja Ci wskoczyła przed kropkę.
VanQuatro pisze:Coś czego do końca nie rozumiem, i coś czego nie zdołam ci teraz wytłumaczyć – powiedział nie jasno, trochę tajemniczo.
1. Usunąć przecinek przed "i".
2. Wstawić przecinek przed "czego".
3. niejasno
4. Jak tajemniczo to wiadomo, że niejasno.
VanQuatro pisze:Zastanawiało mnie co chciał mi pokazać.
Przecinek po "mnie".
VanQuatro pisze:Nie tracąc czasu na bezsensowne dywagacje, wybrałem się do Czarnego Orła, by posprzątać bajzel jaki został poprzedniego dnia.
"zostawiłem poprzedniego dnia", albo "został z poprzedniego dnia".
VanQuatro pisze:Uporałem się z tym szybko, i jeszcze przed zmrokiem byłem w domu.
1. Usunąć przecinek przed "i".
2. Przecież Will siedział do wieczora. A bohater zdążył jeszcze pójść, posprzątać i wrócić przed zmrokiem?
VanQuatro pisze:Czyste niebo, bez chmur ozdabiały gwiazdy.
Gwiazdy ozdabiały czyste niebo.
VanQuatro pisze:Wyszedłem na taras, i usiadłem na krześle.
Usunąć przecinek przed "i".
VanQuatro pisze:Wiatr lekko smagał po twarzy.
Smagać coś lub czymś, ale nie smagać po czymś.
VanQuatro pisze:Z domu naprzeciwko, po drugiej stronie ulicy, wyszedł sąsiad Bob.
Jak naprzeciwko, to wiadomo, ze po drugiej stronie ulicy.
VanQuatro pisze:Palił papierosa i chyba też był się przewietrzyć.
"był się przewietrzyć" - tak się mówi na co dzień, ale nie w opowiadaniu.
VanQuatro pisze:Było już dosyć ciemno, a ja siedziałem bezruchu, obserwując żarzącą się końcówkę papierosa, która jaśniała gdy tylko się zaciągał.
"w bezruchu" albo "bez ruchu"

Okej. Sfrustrowałem się i teraz muszę dać tej frustracji ujście. ;)

Nie jest z tym pisaniem najgorzej, ale...

Nigdy, przenigdy, nie przeczytałem tak nudnego opowiadania grozy. Już nawet Lśnienie Kinga było straszniejsze. Zdaję sobie sprawę oczywiście, że to tylko fragment jakiejś większej całości, ale po wielu tysiącach znaków najstraszniejszym, co się wydarzyło, był brak prądu. Jedynie te zwidy zaokienne dały mi jakąś nadzieje. Ale trwało to parę linijek i wróciłeś, Autorze, do opisywania codzienności. Nawet gdyby po tym kawałku zaczynała się fascynująca powieść, to i tak nie usprawiedliwia takiego wstępu. On jest wyprany z klimatu (a to przecież najważniejsze). Wybacz.

Na poczatku mnie przestraszyłeś tytulem - "codzienna szarość", a potem urzeczywistniłeś moje najgorsze obawy. Kto, u licha, chce czytać o szarej codzienności opisanej w szary, codzienny sposób? W pewnym momencie uderzałem już głową o blat biurka i krzyczałem "Ja chcę się baaać!". Ale nie zlitowałeś się nade mną. Oj nie. Ciągnąłeś do samego końca. Nie wierzę, nie mogę uwierzyć, że Ty czytasz takie teksty z zainteresowaniem. Naprawdę?

Panna interpunkcja zaśmiewa się gdzieś w kącie. Chichocze raczej. Ciekawi mnie jedno: Dlaczego z uporem maniaka trzymasz się tej dziwnej zasady, że przed "i" stawiamy przecinek? Skąd to wziąłeś, Autorze? Po którymś z kolei błędzie skopiowałem już "Usunąć przecinek przed "i", i wklejałem tam, gdzie było potrzebne.

Owszem, można przed "i" postawić przecinek, ale tylko w konkretnych sytuacjach. Na przykład, przy wtrąceniach:
Od dwustu trzech lat, i to licząc latami ziemskimi, mieszkam z matką.

Piszesz językiem potocznym. To znaczy takim, którym się rozmawia. Pisanie ma wbudowany ten problem - z jednej strony musi być wiarygodnie i "ludzko", a z drugiej nie można pisać tak, jak się mówi.

I jeszcze jedna kwestia, która zabiła ten tekst. Popełniasz błąd bardzo powszechny, czyli przeładowujesz zdania informacjami i rozmieniasz je na drobne.
Zamiast "Wyszedł.", Ty napisałbyś pewno "Wstał, podszedł do drzwi i otworzył je. Zaskrzypiały charakterystycznie. Postąpił parę kroków do przodu, odwrócił się i pociągnął za klamkę... itd.".
A Czytelnika już dawno nie ma - poszedł spać albo robić coś ciekawszego.

Pozdrawiam.

PS. Tytuł jest polsko-angielski. Americation chyba?

Godhand edit: Komentarz zatwierdzony jako weryfikacja.

[ Dodano: Pią 28 Cze, 2013 ]
Z wiarygodnych źródeł dostałem informację - szybujące piłki są ok. :)
Ostatnio zmieniony pt 28 cze 2013, 21:12 przez Erythrocebus, łącznie zmieniany 2 razy.
www.huble.pl - planszówki w klimacie zen!

3
Z tym koszem na śmieci, to nie wiem co mi odbiło :D Miał być kosz na pranie.
Czyli przecinek przed i, w zdaniach złożonych niekoniecznie jest wskazany?

5
VanQuatro pisze: Moją knajpę postanowiłem urządzić w wyjątkowo muzycznym stylu. Na ścianach wisiały dwie gitary elektryczne, a pomiędzy nimi oprawiony w drewnianą ramę plakat Lynyrd Skynyrd. Lekkie światło tworzyło szczególną atmosferę. Na długiej ladzie, przypominającej te z westernów, stał gramofon, który dostałem od ojca w zeszłe urodziny.
Nie jestem raczej zwolennikiem wypisywanie czytelnikowi wszystkich informacji tak prosto z mostu. Osobiście odbiera mi to przyjemność z czytania. Wolę gdy są one wplątane w jakieś dzianie się.

Jeśli chodzi o pierwszą cześć tekstu to nie porywa. I już nawet nie chodzi o to, że jest nudne...
VanQuatro pisze:Siedziałem z głową opartą na ramieniu. Obserwowałem samochody, przejeżdżające co jakiś czas za oknem. Zaczęło padać. Krople deszczu spływały po szybie. Niebo przybierało powoli odcień czerni. Gramofon zaczął grać utwór
Te zdania są cholernie monotonne. Nic nie wnoszą do fabuły. Kolejna dawka suchych faktów, która brzmi jak liczenie owiec przed snem.
VanQuatro pisze:I zaczęło się.
No cóż, dobrze powiedziane. Najpierw stopniowo zasypiałem, a teraz nie wiem, co ze sobą zrobić. Wrzawa w barze, rozgrywka meczowa. Po tych pierwszych zdaniach, aż męczę się przy wyobrażaniu sobie tego zamętu.

Paraboli ciąg dalszy. Przychodzi sąsiad i akcja znów staje. Po całości olane jest to, co dzieje się w barze. Jakby mecz skończył się razem z przyjściem sąsiada.

I jeśli chodzi o końcówkę tej pierwszej części to mam wrażenie, że nie tylko barman chciał skończyć i wrócić do domu. Wszystko jest rzucane jakby na odczepnego. Akcja nie dzieje się szybko, a po prostu niedokładnie.

Wiesz... u Ciebie, z budowaniem napięcia jest jak z seksem bez finału; jakby coś się dzieje (mniejsza z tym, że to co się dzieje jest niesamowicie wyklepane. Gaśnie światło, głuchy telefon. Naprawdę, więcej ambicji.), jakieś napięcie - choć marne - jest, czytelnik jest ciekaw, co tam wykombinowałeś, a tu nagle... nic. Przez co po przeczytaniu czuję tylko niedosyt i, co więcej, zmęczenie.

Poza tym, o co chodzi? Dlaczego bohater jest ciągle taki rozdygotany? Po lekturze Kinga? Bo moje odczucie jest takie, ze Allan jest albo dziecinny, albo to zwykły paranoik.
VanQuatro pisze:- Nie. Wpadnij jakoś po 19.00 jeśli masz czas .
- Dlaczego tak późno? – zdziwiłem się.
- Chcę ci coś pokazać. Coś czego do końca nie rozumiem, i coś czego nie zdołam ci teraz wytłumaczyć – powiedział nie jasno, trochę tajemniczo.
Strasznie to słabe. Po prostu. Ani trochę nie jestem ciekaw, co on tam chce mu pokazać. Cała sytuacja wydaje mi się zbyt mało napita. Zachowanie Williego nie wskazuje na to, ze czeka nas coś interesującego.

Podsumowując: dla mnie największym problemem jest to, jak sucho podajesz informacje. Kiedy pojawiały się jakieś przemyślenia i odczucia bohatera to już zapewne można było dostrzec błysk w moim oku, ale zaraz to wszystko burzyłeś kolejnym bezwartościowym opisem (bezwartościowym, czyli takim, który nie wnosi nic do fabuły, czy naszego postrzegania bohatera). To było strasznie monotonne i nudne. Siedziałem... obserwowałem... zaczęło... krople... niebo... Właśnie takie odczucia towarzyszyły mi, kiedy czytałem Twój tekst.

Na pocieszenie mam tylko tyle, że odniosłem wrażenie iż to Twoje początki w pisaniu. Coś mi mówi, że nie piszesz nawet pół roku. Jeśli tak, a to jest jedno z pierwszych Twoich opowiadań to wydaje mi się, że może coś z Ciebie jeszcze będzie. Trzeba tylko więcej wprawy.
Życzę powodzenia.
„Prawdziwa mądrość zaczyna się, kiedy przestajesz cytować innych ludzi...”

6
VanQuatro pisze:Tego wieczora klientela była niemała. Męską część miasteczka Barstow zeszła się do Czarnego Orła, aby obejrzeć baseballowe starcie gigantów. Grać mieli ze sobą The New York Yankees i Saint Louis Cardinals. Moją knajpę postanowiłem urządzić w wyjątkowo muzycznym stylu. Na ścianach wisiały dwie gitary elektryczne, a pomiędzy nimi oprawiony w drewnianą ramę plakat Lynyrd Skynyrd. Lekkie światło tworzyło szczególną atmosferę. Na długiej ladzie, przypominającej te z westernów, stał gramofon, który dostałem od ojca w zeszłe urodziny.
Około 21.30 stoliki były już zapełnione. Zabrakło kilku krzeseł, więc poszedłem na zaplecze po zapasowe.
Masz tu nieco bałaganu. Zaczynasz od informacji o tym, że ma być mecz. Potem, całkiem nie wiadomo dlaczego, następuje opis wystroju, by w kolejnym akapicie powrócić do meczu. Trochę to rąbane siekierą.

Właściwie to nie rozumiem dlaczego opisujesz te wszystkie rzeczy, wydarzenia i szczegóły. Rozwijają się dalej?

Jeszcze tu wrócę
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

7
VanQuatro pisze:Ten pierwszy Ray, z czerwoną chustą na czole, zdążył wypić już trzy piwa, i przyszedł po kolejne.
VanQuatro pisze:Obaj mieli jakieś sześć dych na karku, i nosili przetarte skórzane kurtki.
VanQuatro pisze: Chyba woleli przepłacić dolara, i doświadczyć swojskiej, luźnej atmosfery oraz barmana, który nie rzucał fałszywym uśmiechem.
Co z tym przecinkiem przed i?
VanQuatro pisze:W knajpie panowała nadzwyczaj gorąca atmosfera oraz ostre komentarze.
W knajpie panowały ostre komentarze? Nie, zdecydowanie nie.
VanQuatro pisze:- Co znowu? – zapytałem PRZECINEK przecierając kufel suchą szmatką.
- Baba – burknął. – Co to za wydarzenie PRZECINEK że tylu tu klientów?
Panna Interpunkcja bla, bla, bla... ;)
VanQuatro pisze:Z resztą, przywykłem do takich opowieści, praca barmana.
zresztą
Brakuje tu podkreślenia ostatniego stwierdzenia odpowiednim znakiem interpunkcyjnym. Możesz wstawić przed praca myślnik - będzie wyrazistsze.
VanQuatro pisze:Henry dostał takiego szału, że chwycił miskę z sałatką, i rzucił ją w Doris. Jej ojciec, tak stłukł Henrego, że ten wylądował w szpitalu z lekkim wstrząsem mózgu.
Dwa całkiem niepotrzebne przecinki. Zgaduj które.
Ile lat miał sąsiad, że ojciec żony stłukł go na kwaśne jabłko?Jeśli jest dorosłym mężczyzną, to ile lat ma teść? Nota bene - żona go nie broniła? Pozwoliła, by tatuś tak sprał jej męża?
VanQuatro pisze: To musiały być korki, więc wylazłem goły do przedpokoju, w którym były zamontowane.
Zauważyłeś, że twój bohater lata po domu na golasa i wykonuje przy tym bardzo wiele czynności? :) Nie ubrałeś go.

Rozmowa kumpli jest drętwa. Wlej w ich usta nieco ognia.


Nie wiem, co wymyśliłeś dalej, ale na razie jest nijak. Dowiedzieliśmy się, że bohater jest kelnerem, że nie lubi sportu, wyrzuca ubrania do kosza i goły lata po domu. A gdzie lekka groza? Mam nadzieję, że nadejdzie.

Powalcz z Panną Interpunkcją.

Powodzenia w straszeniu.
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

8
Niesamowicie przeładowujesz tekst szczegółami. Czy naprawdę to ważne dla akcji, że o piwo prosił brodaty mężczyzna w czerwonej koszuli w kratę? Rozumiem, że chciałeś nakreślić atmosferę baru, ale wystarczy do tego parę zdań a nie taki długi wstęp, po którym bohater po prostu zamyka go i idzie do domu. Niczego ważnego się nie dowiedzieliśmy, a każdy kiedyś w jakimś barze był, więc jest w stanie sobie wyobrazić, jak ów przybytek wygląda.
Zdjąwszy buty, postawiłem je pod drzwiami. Potem zrzuciłem z siebie całe ubranie, i włożyłem do kosza na śmieci. Nastawiłem wodę na herbatę, i wskoczyłem pod prysznic.
Szczegóły, które czytelnika nie interesują.
W tej chwili trzasną piorun. Ja pierdziele, co się dzieje? – pytałem siebie samego. Zaraz pewnie wydarzy się coś paranormalnego. Zadzwoniła komórka w drugim pokoju – to nie było paranormalne, ale po lekturze Kinga, nie chciałem jej odbierać.
W tej chwili trzasnął piorun.
Ja pierdzielę, co się tu dzieje? - spytałem siebie samego.
Zaraz pewnie wydarzy się coś paranormalnego. Zadzwoniła komórka w drugim pokoju - to nie było...

Zwróć uwagę na zapis dialogu.
- Burza? U mnie jest piękna noc – powiedział, i znów przeszły mnie ciarki. Will mieszkał dwadzieścia kilometrów od Barstow.
Dwadzieścia kilometrów jest wystarczające, by w jednym miejscu padało a w drugim świeciło słońce.

Moje pierwsze wrażenie, to jakbym czytała tekst z wieloma falstartami. Zaczynasz budować napięcie i od razu je rozładowujesz i zaczynasz od nowa je budować. A wszystko okraszone wieloma szczegółami i szczególikami, które niszczą przyjemność czytania a szkoda, bo jednak widać, że jakiś tam warsztat masz.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron