Początkowo zamierzałem wrzucić fragment dłuższego tekstu nad którym pracuję. Jednak ostatnio pewne zdanie z serialu "Pitbul" zainspirowało mnie do napisania pierwszego w życiu opowiadania. Chyba opowiadania. Tak więc wrzucam takie o to swoje badziestwo pisane w pośpiechu.
„Czemu on zawsze się spóźnia?” myślałem po raz nieskończony, siedząc jak zwykle na tej samej peronowej ławce. Letnie słońce dawało mi się we znaki. Paliło skórę, oślepiało oczy i podsycało rosnący we mnie, bezsensowny gniew.
Na stacji pojawił się on. Szary człowiek, odziany w szarość. Zauważyłem go dopiero gdy siadał obok mnie. Trzymał w ręku flaszkę i dwa plastikowe kubeczki. To dziwne, bo butelka wódki była jedynym szczegółem jego wyglądu, jaki zapamiętałem. Nie jestem w stanie przypomnieć sobie wyglądu jego twarzy, nie jestem już nawet pewien czy był blondynem, czy brunetem, ani jak długie miał włosy.
Najpierw poczułem na sobie spojrzenie, a zaraz potem z jego ust wypłynęło najbardziej abstrakcyjne zdanie, jakie w życiu usłyszałem. Spokojny, wyprany z emocji głos zmroził mnie:
-Słuchaj, nie zabiłbyś ze mną człowieka? – Zaskoczony zerknąłem w jego stronę, a nasze spojrzenia spotkały się. – Mam dzisiaj urodziny. – Dodał beznamiętnie.
Pozbawione wyrazu, martwe oczy, chyba one przerażały mnie najbardziej. Słowa mogły być tylko żartem, głupią zaczepką, ale oczy mówiły, że nie są. Na początku chciałem uciec, tylko dokąd? A jeśli pójdzie za mną? Bałem się. Na szczęście właśnie podjechał mój pociąg.
- Nie, dziękuję. – Odpowiedziałem, próbując zamaskować przerażenie, sztucznym uśmiechem. – Właśnie podjechał mój.
Wsiadłem jak najszybciej do najbliższego wagonu. Wszystkie przedziały były puste, skład dopiero się podstawiał. Jak zawsze wybrałem ten najbardziej w środku i zająłem miejsce przy oknie. Wewnętrzne rozedrganie nie pozwalało mi zebrać myśli. „Jedź, jedź, jedź” odbijało się w głowej pustce.
Dopiero gdy po peronie rozszedł się gwizd zawiadowcy i pociąg zaczął leniwie odpływać od stacji, odważyłem się wyjrzeć przez okno. Ławka była pusta. Czy to możliwe, że wszystko mi się uroiło, że to tylko wytwór mojej wyobraźni, efekt zbyt długiego wyczekiwania w pełnym słońcu?
Expres nabierał prędkości, a moje serce zwalniało. Powoli wracałem do równowagi. Nagle drzwi przedziału otworzyły się i do środka wszedł jakiś chłopak. Kontem oka dostrzegłem trzymaną przez niego butelkę wódki i choć bałem się spojrzeć mu w oczy, wiedziałem, że to zjawa.
- Napij się ze mną. – Powiedział tym samym tonem.
- Nie dziękuje. Nie piję. – Odparłem zakłopotany.
- Mam dzisiaj urodziny.
Zamkną za sobą drzwi, usiadł naprzeciwko i bez słowa rozlał wódkę do kubeczków.
Brat zawsze mówił, żebym pierwszy walił w mordę. Że pewne sytuacje są nie uniknione i lepiej mieć element zaskoczenia po swojej stronie. Mi jednak zawsze brakowało jaj. Miałem nadzieję, że jak będę miły, wszystko rozejdzie się po kościach, i ze sztucznym uśmiechem czekałem na inicjujący cios.
Wziąłem kubeczek.
- No to twoje zdrowie. – Wymamrotałem.
Uniósł delikatnie swój w geście toastu i przechyliliśmy. Rozgrzany słońcem alkohol sprawił, że na mojej twarzy pojawił się grymas obrzydzenia. Popatrzył na mnie i parafrazując tekst piosenki wycedził:
-Smak życia. Smak jak ciepła wódka z plastikowego kubka.
-Nie lubię wódki. – Skłamałem.
Zupełnie ignorując moje słowa, polał następną kolejkę.
-No to na drugą nóżkę.
-Sto lat.– Znowu pożyczyłem.
Jechaliśmy chwile w milczeniu. Cały czas zastanawiałem się czego chce ode mnie ten czubek. Patrzył ślepo w swój pusty kubeczek, a ja bałem się wstać. W końcu polał kolejny raz i zaczął coś do mnie mówić. Gadał jakieś głupoty o pogodzie, o tym co wczoraj było w telewizji, o jakiejś babie z warzywniaka. Polewał i gadał. Początkowo tylko mu grzecznie przytakiwałem, ale w miarę gdy ilość promili we krwi rosła, zacząłem wchodzić w te bezsensowne dyskusje.
Zacząłem podejrzewać, że na peronie po prostu się przesłyszałem. Sprawiał wrażenie samotnego człowieka. „Słuchaj, nie napiłbyś się ze mną człowieku?” Może chciał się tylko ze mną napić, a nie zabić. Szukał kogoś, kto zrobi z nim urodzinową flaszkę.
Dyskusję przerwał nam mój telefon. Wyciągnąłem go z kieszeni, na ekranie wyświetlało się zdjęcie mojej dziewczyny. Zerkną na nie.
-Odbierz. – powiedział stanowczym tonem.
Przeciągnąłem palcem po wyświetlaczu i przyłożyłem telefon do ucha. Dorota pytała jak podróż, za ile będę i czy mam coś dla niej. Opowiedziała jak miną jej dzień na uczelni i pożegnała wyznaniem miłości. Odpowiedziałem tym samym.
Chłopak nieznany mi z imienia patrzył na mnie z wyrzutem. Sądziłem, że ma żal, że Dorota przerwała nam rozmowę.
-Przepraszam.
-To twoja dziewczyna? – Zapytał kierując martwy wzrok za okno.
-Tak, spotykamy się trzy miesiące.
-Aż trzy? – Wydał się być zaskoczony. – Ciężko teraz znaleźć fajną, wolną dziewczynę.
-Pewnie, że ciężko. Dorota też spotykała się z jakimś frajerem jak ją poznałem.
Spojrzał na mnie. Jego oczy, rozmyte alkoholem, wydały mi się teraz jeszcze bardziej martwe. Gapił się w milczeniu, a we mnie na nowo budził się lęk. Po chwili zerkną na butelkę i znowu napełnił kubeczki. Przechyliliśmy.
-Czytałeś „Cierpienia” Goethego? – Przerwał nagle milczenie.
-Nie czytam, ale ostatnio widziałem teledysk w MTV.
-Dał byś radę popełnić samobójstwo?
-Co? – Odpowiedziałem zdezorientowany.
-Pytam czy dałbyś radę się zabić? Jak Werter. Odebrać sobie życie, gdybyś stracił wszystko.
-Chyba nie. – Moja odpowiedź jednak go nie interesowała.
-Powiesić się, podciąć sobie żyły, - ciągnął dalej – strzelić sobie w łeb, skoczyć pod pociąg, albo z mostu. – Wymieniał jak mantrę wszystkie możliwości.
-Nie zastanawiałem się nad tym. Czasem się boję, że po pijaku coś mi odjebie i skocze z balkonu. To chyba dlatego, że mam lęk wysokości.
-Ja nie.
Znowu popatrzył na mnie. Rozlał ostatnią kolejkę. Wypiliśmy, wstał i podszedł do drzwi.
-To jak, zabiłbyś ze mną człowieka? – zapytał identycznym beznamiętnym tonem.
-Chyba Cię pojebało! – Zerwałem się z przerażeniem. – Człowieku odpierdol się!
Spokojnie zasłonił okna przedziału i ponownie odwrócił w moją stronę. Oczy mu się zaszkliły, przełkną ślinę i rzucił się na mnie jak dzikie zwierzę.
Dalej niewiele pamiętam. Jedna myśl „muszę go zabić, bo on zabije mnie”. Biała gorączka.
Pamiętam tylko końcówkę, jak przez mgłę. Siedzę na nim, dłonie ściskają jego gardło w szaleńczym uścisku. „Mocniej. Mocniej. Mocniej. Zdychaj!” Po chwili jego ręce przestają stawiać opór, spływają na podłogę. Na twarzy maluje się lekki uśmiech, a w martwych oczach pojawia nikła iskierka życia. Ostania iskierka.
Zeskakuje z niego przerażony, odpełzam w drugi koniec przedziału. Siedzę na podłodze oparty o drzwi. Ręce mi się trzęsą, nie mogę złapać oddechu. „Co się stało? Co się stało? Co teraz?” Odruchowo sięgam do kieszeni i wyciągam zmiętą paczkę papierosów. Wyjmuję jednego pokrzywionego papierosa. „Tylko spokojnie, tylko spokojnie. Kurwa!”
W połowie peta drżę już trochę mniej. Dostrzegam, że zjawa zdołał jeszcze wsunąć prawą dłoń do kieszeni, wystaje z niej kawałek kartki. Rozkładam list.
Ja niżej podpisany oświadczam, że nie wnoszę zażalenia w sprawie mojego zabójstwa. Zdarzenie wynikło w wyniku moich zamierzonych działań. Sprawca jest pozbawiony świadomości, wiedzy i winy o całej sprawie.
Jedyną jego zbrodnią jest to, że odebrał mi życie już dwa miesiące temu. Zniszczył cały mój świat, zabierając w ten sposób sens mojego istnienia. Ukradł mi miłość, ukradł mi kobietę, ukradł mi ją, ukradł mi Dorotę.
Za plecami czuje walenie w drzwi.
-Zakaz palenia!
P.S.
Jak wstawić na forum akapit? Z worda się nie przekopiował, tab przełącza mi okienka, a podwójna spacja jest nie widoczna. Bez akapitów tekst nie dość, że jest kupiasty, to jeszcze kupiasto wygląda
