Cyrk zrodzony z samotności

1
WWW Szłam ścieżką w lesie. Ptaszki przyjemnie ćwierkały, oczyszczając mnie z mgły cywilizacji. Myśli stawały się pogodniejsze, bardziej sprężyste. Takie czyste i piękne. Zawsze lubiłam spacery, które pozwalają odetchnąć od problemów i innych ludzi.
WWW Jednak nie byłam sama. Usłyszałam za plecami, jak ktoś idzie leśną ściółką. Obróciłam się i zobaczyłam, jak na ścieżkę wyskakuje młody chłopak. Zrobił przewrotkę, odbił się rękami od ziemi i wylądował tuż obok mnie. Ubrany w dziwny, kolorowy strój wyglądał jak błazen, który na chwilę urwał się ze swoich czasów.
WWW -Och, kogo ja tu widzę! Witaj, witaj we mnie, piękna młoda damo – gromko zawołał, kłaniając się nisko i całując wierzch mojej dłoni. Swoimi popisami odstraszył chyba wszystkie pobliskie zwierzęta i przerwał moje chwile zadumy, jednak jego niesamowita pogoda ducha i zaraźliwa wesołość sprawiały, że nie dało się na niego spojrzeć z naganą.
WWW -Co tu robisz i kim jesteś? - zapytałam zaciekawiona, mimowolnie lekko się rumieniąc pod jego spojrzeniem.
WWW -Kim ja jestem? Toż to niezwykle niebezpieczne pytanie. Pozwól pani, że zachowam to dla siebie i przedstawię ci się jako Fikołek. Zaś co się tyczy tego co robię – to wszystko! I nic zarazem. Niestety, czas mi się ostatnio dłuży. Rzadko miewam gości. Większość tylko patrzy z daleka, a ja przecież mogę dać im tak wiele!
WWW Jego słowa niemal się ze sobą zlewały, jakby z radości, że wreszcie ma je komu powierzyć. Jednocześnie brykał naokoło mnie ni to w tańcu, ni w radosnych podskokach. Zupełnie jakby chciał mnie zatrzymać, bym nie uciekła w popłochu. Niepotrzebnie – był zbyt fascynujący.
WWW -Wiele dać?
WWW -Tak! Tak! Widzisz, jeśli ktoś jest gotowy zaakceptować wszystko co daję, może samemu zdecydować kim się stanie! I tym samym może nawet zakończyć moją samotną tułaczkę! - krzyczał tak głośno i radośnie, a ja nic nie rozumiałam. Moje usta bezrozumnie powtórzyły za nim:
WWW -Zdecydować kim się stanie?
WWW On wydawał się na to czekać i chyba uznał te słowa za przyzwolenie. Chwycił mnie za dłoń i zrobiliśmy obrót niczym w jakimś tańcu, a las w tym momencie zniknął. Teraz staliśmy w olbrzymiej sali, pośród dziesiątek elegancko ubranych par tańczących walca. Zauważyłam, że i ja mam na sobie przepiękną, błękitną suknię, a pantofle zastąpiły moje terenowe adidasy. Fikołek puścił mnie na chwilę, widząc moje zaszokowanie i radość. Pstryknął palcami i na szyi poczułam ciężar naszyjnika, zaś moje włosy same ułożyły się w zmyślną fryzurę.
WWW -Na przykład piękną księżniczką na wspaniałym balu, gdzie poznasz swojego księcia. Pozwolisz, że na razie go zastąpię? - Przy ostatnich słowach ukłonił się nisko, prosząc mnie do tańca. Podałam mu dłoń i razem zaczęliśmy wirować pośród innych tancerzy. Wszytko było takie piękne, takie eleganckie, niczym z bajki. Tylko Fikołek, wciąż ubrany w swój dziwny strój, nie pasował do reszty towarzystwa, te jednak zdawało się nie zwracać na to najmniejszej uwagi.
WWW -Albo nieśmiertelną boginią lasu. - Znowu odezwał się mój partner, wypuszczając mnie z objęć. Zatrzymałam się jedną ręką opartą o drzewo, zaś w drugiej trzymałam łuk. Znikła piękna suknia, zastąpiły ją niewiarygodnie wygodne skóry, zaś włosy znowu były rozpuszczone, spływały mi po ramionach. Przede mną były setki ludzi, nie, kłaniających mi się elfów. Czułam ich cześć. Była niemal namacalna. Smakowałam ją ustami niczym najsłodszy nektar.
WWW Spomiędzy wiernych wyszedł Fikołek. Podszedł blisko, czułam na karku jego oddech. Delikatnie musnął swoimi palcami mój policzek.
WWW -Podoba ci się? -zapytał delikatnym głosem, tak innym od tego wariackiego, którego dotąd używał.
WWW -Tak – odparłam i westchnęłam z przyjemności. Chciałam tu zostać. Czego można chcieć więcej?
WWW -Lecz aby to mieć, musisz zaakceptować wszystko. Obie strony medalu.
WWW Brzmiało tak jak ostrzeżenie, które przedarło się przez mą błogość. Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem, a on wtedy mnie popchnął. Upadłam do kałuży. Nie. To była krew. Patrzyłam jak ścieka po mych dłoniach, lecz nie czułam obrzydzenia. Raczej zadowolenie, radość.
WWW Wstałam, a miecz u mego pasa zabrzdękał o zbroję, jakby żywcem wyciągniętą z gier fantasy. Jednak wyżłobione czaszki, po których spływała krew, nie budziły śmiechu.
WWW Rozejrzałam się. Byłam pośrodku wioski, a raczej jej płonących ruin. Wokół mnie walały się zwłoki kobiet i dzieci, ale nie mężów. Przez chwilę zastanawiałam się, gdzie też oni są. Czyby zostawili swe rodziny? Nie. Zginęli. A przynajmniej ci, którzy mieli szczęście. Właśnie dostrzegłam, jak jacyś żołnierze nabijają na pale zarówno zmarłych, jak i żywych.
WWW -Że możesz być i kimś takim. Kimś kto woli kąpać się w krwi niż mleku, a te zbrodnie, czynione na twój rozkaz, będą sprawiać ci radość.
WWW Znów te delikatny głos, jakby niosący przestrogę. Rozumiałam ją, bo i teraz czułam w sobie
te dziwne zadowolenie i upiorną satysfakcję oraz przyjemność. Walczyłam z nią. Krzyczałam: „Nie! Ja taka nie jestem!” A więc jaka? Kim jestem? Tego nie wiedziałam. Nie potrafiłam sobie odpowiedzieć. Dlatego chwyciłam miecz i obróciłam się w stronę Fikołka, jednak świat znów się zmienił.
WWW Teraz w dłoni miałam kwiat. Przepiękną błękitną różę. A przede mną klęczał najwspanialszy mężczyzna jakiego widziałam i trzymał w ręku otwarte pudełko z pierścionkiem.
WWW -Czy wyjdziesz za mnie?
WWW Rozpłakałam się ze szczęścia, chcąc jednocześnie odpowiedzieć głośnym: „Tak!” Zapominając, że to nie jest rzeczywiste. Uczucia zalewały mój umysł, zagłuszając logikę i rozum.
WWW -Przyjąć zarówno te uczucie, które napełnia twoje serce, jak i te, które je rozdziela.
WWW Przepełnione smutkiem słowa Fikołka znów zmieniły świat w potworność. Byłam w swoim domu z dzieciństwa. Na podłodze leżała moja rodzina. Moi najbliżsi. Jeszcze żywi, ale umierający na mych oczach, a ja stałam bezradnie, nie mogąc nic zrobić.
WWW - Życie.
WWW Leżałam na łóżku szpitalnym, a na mych dłoniach spoczywało moje szczęście. Najważniejsza osoba mojego życia. Dzidziuś. Patryk – imię wypłynęło znikąd, lecz wiedziałam, ze jest ono najwłaściwsze.
WWW Ktoś pstryknął palcami. Znowu stałam w lesie, a Fikołek kilka kroków przed mną. Wyglądał na zasmuconego tym, że musiałam to wszystko przejść. Czekał, zapewne zastanawiając się co myślę. Czy jestem gotowa to wszystko przyjąć i zaakceptować? Czy będę tylko kolejną osobą, która weźmie co chce, a nie to co on daje.
WWW Zrobiłam krok do przodu. Był zadziwiająco trudny. Świat zdawał się wirować, tak jak na początku ten błazen. Potem kolejne, już łatwiejsze, aż stanąłem tuż przednim, spoglądając mu w oczy.
WWW -I jak piękna pani. Przyjmiesz me dary i zakończysz czas mojej samotności?
WWW -Dlaczego? - zapytałam, choć nie wiedziałam, czy tak naprawdę chcę wiedzieć.
WWW -Bo by zrozumieć piękno, trzeba przyjąć i jego brzydką stronę – odparł, jakby to było coś oczywistego. Tylko rozbudził tym moją wściekłość. W dłoni czułam nóż i pchnęłam nim w Fikołka. Raz. Drugi i trzeci. Upadał, jednak podtrzymałam go wolną ręką.
WWW -Chyba zapomniałeś przyjąć i śmierć - wyplułam te słowa niczym przekleństwo, a po chwili dodałam – Kim ty tak naprawdę jesteś?
WWW -J-ja je-jestem opo... - mówił łamiącym się głosem umierającego, jednak nagle znikł, zostawiając po sobie tylko śmiech. Nóż wyparował. Krew? Jakby jej nigdy nie było. Znowu stałam na ścieżce pośród drzew, z których ćwierkały ptaszki. Zupełnie jakby nic się nie wydarzyło.
WWW -A kim ja jestem?

Dziękuję za przeczytanie i za to co mi powiecie.
Ostatnio zmieniony śr 03 lip 2013, 22:39 przez Thug, łącznie zmieniany 2 razy.
-Może jak będę dużym chłopcem, ludzie będą mnie prosić o pomoc.
-Albo żebyś się przesunął.

2
W paru miejscach można by się przyczepić do szyku zdania i nietrafnego doboru słów, ale to pojedyncze przypadki.
Bardzo mi się podobało, przeczytałem jednym tchem.

3
Dzień dobry :)
Thug pisze:Jednak nie byłam sama.
Och, uciekać mi z tym "jednak". No przecież to nie jest słowo-zapychacz, że można sobie je wstawiać gdzie i jak się chce. Przykład?
"W końcu zaczął padać deszcz. Jednak nie uważał, żeby miało to wpłynąć na jego plany."
Spójnik wprowadzający przeciwstawne lub odmienne w treści zdania lub części zdań.

I teraz: Jak się ma Twoje "jednak" do poprzedniego akapitu? Nie ma związku, prawda?

Chyba, że... ona już wcześniej się domyślała, że nie jest sama. Ale wtedy lepiej byłoby: "A jednak nie byłam sama."

Uf. Wybacz, chciałem to w końcu wytłumaczyć, bo omawiane słowo jest często bardzo dziwnie używane. Na czuja.
Thug pisze:Usłyszałam za plecami, jak ktoś idzie leśną ściółką. Obróciłam się i zobaczyłam, jak na ścieżkę wyskakuje młody chłopak.
1. idzie leśną ściółką? To tak, jakbyś mówił, że ktoś idzie trawą. Albo mchem. Dróżką, ścieżką - ok. Ale nie warstwą całą...
2."ścieżką", "ściółką" może i nie jest powtórzeniem, ale jednak brzmią na tyle podobnie, że wrażenie jest takie samo.
Thug pisze:Zrobił przewrotkę, odbił się rękami od ziemi i wylądował tuż obok mnie.
Przewrotkę, jeśli dobrze kojarzę, możemy zaobserwować w sporcie. Niestety, po takich wygibasach piłkarze lądują zazwyczaj na plecach, więc nie wiem jak on się tymi rękami odbił. Chodziło Ci o fikołka albo salto?
Ubrany w dziwny, kolorowy strój wyglądał jak błazen, który na chwilę urwał się ze swoich czasów.
"Ubrany w dziwny, kolorowy strój wyglądał jak błazen" < - to brzmi ok. Ale dalej udziwniasz niepotrzebnie i czaić przestaję. Jakie to są "czasy błazna", z których ten się akurat urwał? Średniowiecze?
I jeszcze zastanawiam się, jaka jest różnica między błaznem zwyczajnym, a tym który się urwał...?
-Och, kogo ja tu widzę! Witaj, witaj we mnie, piękna młoda damo
1. piękna, młoda
2. To "we mnie" jest tutaj specjalnie, prawda? Czy to jest klucz tej miniaturki?
-Co tu robisz i kim jesteś? - zapytałam zaciekawiona, mimowolnie lekko się rumieniąc pod jego spojrzeniem.
"rumieniąc się lekko" brzmi według mnie lepiej.
Zaś co się tyczy tego co robię – to wszystko!
1. tego, co robię
2. powtórzonko
3. Nie podoba mi się to zdanie. Takie "rwane", jeśli wiesz co mam na myśli. :)
Większość tylko patrzy z daleka, a ja przecież mogę dać im tak wiele!
1. "ja" można wywalić.
2. bardziej podoba mi się "tak wiele im dać".
Jego słowa niemal się ze sobą zlewały, jakby z radości, że wreszcie ma je komu powierzyć. Jednocześnie brykał naokoło mnie ni to w tańcu, ni w radosnych podskokach. Zupełnie jakby chciał mnie zatrzymać, bym nie uciekła w popłochu. Niepotrzebnie – był zbyt fascynujący.
1. Powtórzenie.
2. Zupełnie, jakby
Widzisz, jeśli ktoś jest gotowy zaakceptować wszystko co daję, może samemu zdecydować kim się stanie!
1. wszystko, co daję
2. Coś mi jeszcze nie pasowało w tym zdaniu, ale nie byłem pewny co. Już wiem. :)
Jeśli ktoś jest gotowy... to może zdecydować... <-- z tego wynika, że sama gotowość pozwala decydować.
A wydaje mi się, że to dopiero zaakceptowanie umożliwia. Czyli na przykład:
"Widzisz, jeśli ktoś jest gotowy zaakceptować wszystko, co daję, będzie mógł samemu zdecydować kim się stanie!"
albo:
"Widzisz, jeśli ktoś zaakceptuje wszystko, co daję, sam zdecyduje kim się stanie!"
Widzisz, jeśli ktoś jest gotowy zaakceptować wszystko co daję, może samemu zdecydować kim się stanie! I tym samym może nawet zakończyć moją samotną tułaczkę!
1. powtórzonko "może"
2. samym, samotnym, samemu... echooo
krzyczał tak głośno i radośnie, a ja nic nie rozumiałam.
1. "krzyczał tak... ,a..." podstawiło mi nogę. "tak" można użyć do pokazania czegoś: "I ona go wzięła i, o tak, kopnęła w dupala", albo do rozpoczęcia porównania: "krzyczał tak głośno, że pospadały sople".
A u Ciebie obie funkcje mi się wymieszały. Wykasowanie "tak" rozwiązuje problem. ;)
On wydawał się na to czekać i chyba uznał te słowa za przyzwolenie.
Można wykasować "on".
Chwycił mnie za dłoń i zrobiliśmy obrót niczym w jakimś tańcu, a las w tym momencie zniknął.
"jakimś" do śmietnika
Tylko Fikołek, wciąż ubrany w swój dziwny strój, nie pasował do reszty towarzystwa, te jednak zdawało się nie zwracać na to najmniejszej uwagi.
to. Ale nawet lepiej byłoby "które", wydaje mi się.
Smakowałam ją ustami niczym najsłodszy nektar.
Dla mnie to już zbyt wyświechtane sformułowanie, żeby było do przełknięcia.
Spomiędzy wiernych wyszedł Fikołek.
Przy pierwszym czytaniu zastanowiłem się dlaczego "wierni". I nadal nie wiem.
czułam na karku jego oddech.
W opowiadaniach i powieściach coś lubią sobie chuchać na szyje. No jakiś literacki fetysz!
Delikatnie musnął swoimi palcami mój policzek.
-Podoba ci się? -zapytał delikatnym głosem, tak innym od tego wariackiego, którego dotąd używał.
1. "swoimi palcami", "mój policzek". Za dużo! "swoimi" do kosza!
"Na policzku poczułam delikatne muśnięcie jego palców." <- Tak lepiej może?
2. delikatne powtórzenie
Chciałam tu zostać. Czego można chcieć więcej?
Chciałam, chcieć
Brzmiało tak jak ostrzeżenie, które przedarło się przez mą błogość.
1. "tak" do kosza.
2. To było ostrzeżenie, które przedarło się przez błogość, czy tylko "coś" brzmiące jak ostrzeżenie?
Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem, a on wtedy mnie popchnął.
Niego, on, mnie. 2 z nich można wywalić zmieniając lekko zdanko.
Wstałam, a miecz u mego pasa zabrzdękał o zbroję, jakby żywcem wyciągniętą z gier fantasy.
1. Dźwięku obijającego się o zbroję miecza (jak on to robi swoją drogą?) nie określiłbym chyba "brzdękaniem".
2. żywcem z gier? To taki smutny oksymoron? :)
Zbroje można wyciągać zewsząd, tylko nie z gier. Zapytaj Grimzona. :P
Jednak wyżłobione czaszki, po których spływała krew, nie budziły śmiechu.
Na początku - "jakie czaszki, jaka krew, dlaczego ktoś miał się śmiać?" Myślałem, że to o mieczu ciągle - szczególnie, że jest w tym samym akapicie. No, za chwilę się wyjaśnia chyba, ale i tak.
Czyby zostawili swe rodziny?
Czyżby
Znów te delikatny głos, jakby niosący przestrogę.
ten
Rozumiałam ją, bo i teraz czułam w sobie te dziwne zadowolenie i upiorną satysfakcję oraz przyjemność.
1. masz "enter" po "sobie".
2. to zadowolenie
3. to i tamto, oraz siamto. Lepiej: to, tamto i siamto.
4. Tak, jakby zabrakło przymiotnika przed "przyjemność". A może mi się zdaje?
Krzyczałam: „Nie! Ja taka nie jestem!” A więc jaka? Kim jestem? Tego nie wiedziałam. Nie potrafiłam sobie odpowiedzieć. Dlatego chwyciłam miecz i obróciłam się w stronę Fikołka, jednak świat znów się zmienił.
Nie pasuje mi to, ale nie wiem dlaczego. Może ktoś inny podpowie..
-Przyjąć zarówno te uczucie, które napełnia twoje serce, jak i te, które je rozdziela.
1. to, to
2. rozdziela serce? rozdziera?
Wyglądał na zasmuconego tym, że musiałam to wszystko przejść. Czekał, zapewne zastanawiając się co myślę. Czy jestem gotowa to wszystko przyjąć i zaakceptować?
powtórzenie
Czy będę tylko kolejną osobą, która weźmie co chce, a nie to co on daje.
1. to, co
2. co chce... co daje nie brzmi dobrze
Potem kolejne, już łatwiejsze, aż stanąłem tuż przednim, spoglądając mu w oczy.
1. Odwołanie jest do kroku z przedostatniego, a nie ostatniego zdania. Zgubiło mnie to na chwilkę.
2. stanęłam?
3. przed nim
-I jak piękna pani. Przyjmiesz me dary i zakończysz czas mojej samotności?
1. I jak, piękna pani?
2. Nie wydaje mi się to grzeczne. "I jak,..."
3. Czy przyjmiesz...
-Dlaczego?
Nie pasuje mi to pytanie jako odpowiedź na słowa błazna. To tak jakby zapytała "Kiedy?". No nie rozumiem.
-Bo by zrozumieć piękno, trzeba przyjąć i jego brzydką stronę.
"Bo" można usunąć.
W dłoni czułam nóż i pchnęłam nim w Fikołka.
1. Jeśli wcześniej tego noża tam nie było to "poczułam".
A jeśli był, to nie rozumiem.
2. Drugie "w" można usunąć.
Raz. Drugi i trzeci.
Raz, drugi i trzeci.
Upadał, jednak podtrzymałam go wolną ręką.
Kolejne zdanie, z którym nie wiem co jest nie tak. "ale" bym wstawił zamiast "jednak".
-Chyba zapomniałeś przyjąć i śmierć - wyplułam te słowa niczym przekleństwo, a po chwili dodałam – Kim ty tak naprawdę jesteś?
1. dwukropek po "dodałam"
2. Nie rozumiem tej baby. ;)
-J-ja je-jestem opo... -
Nie potrafię się domyślić, co chciał powiedzieć.
Znowu stałam na ścieżce pośród drzew, z których ćwierkały ptaszki.
Ptaszki nie ćwierkają z drzew.
-A kim ja jestem?
To pytanie jest takie... patetyczne. Subtelność jak z buta między oczy. Hm..

Pierwsze wrażenie pozytywne. Zabrałeś mnie na przejażdżkę i nawet nie przeszkadzały mi drobne potknięcia. Magia mnie trochę pochłonęła.

Przy drugim czytaniu doszły dwa wrażenia: Jedno - jakiejś takiej przesadnej cukierkowatości. Jakby kopciuszka połączyć z Alicją. Gdzieś tam się jeszcze błąka w tle Małgorzata od Mistrza.
Drugie - że nie czuję tej metafory. Skacze ten błazen (a to co innego niż klown przecież), czaruje i zmienia, ale o co mu chodziło - tego nie załapałem.
Co ona miała zaakceptować? Dlaczego mogła być także tymi zbójami? Dlaczego nie umiała przyjąć "brzydkiej strony piękna"? Co on dawał? Co ma do tego cyrk?

Nie odszukałem w tym tekście swojego sensu. Nie ułożył się w obrazek - pozostały tylko porozrzucane puzzle. Ale może to moja wina?

Aha, brakuje ci spacji po pauzach dialogowych (które tu akurat nie są pauzami ;) ).

Pozdrawiam

Zatwierdzam jako weryfikację. :) dorapa
Ostatnio zmieniony śr 03 lip 2013, 22:39 przez Erythrocebus, łącznie zmieniany 1 raz.
www.huble.pl - planszówki w klimacie zen!

4
Rzeczywiście opowiadanko jest na tyle wdzięczne, że czyta je się jednym tchem. Mimo, że sporo w nim błędów językowych i stylistycznych, o których wspomniał Erythrocebus. Ale te da się poprawić.

Moim największym zastrzeżeniem jest sama postać pięknej młodej damy. Nie jestem w stanie załapać z nią "kontaktu". Podejmuje dziwne decyzje a opisy jej przeżyć wewnętrznych są dla mnie niezrozumiałe.

Zgadzam się z poprzednikiem, że styl jest zbyt "słodki" i momentami patetyczny. Z trzech osób występujących w tekście mamy piękną dziewczynę, pełnego uroku młodego skrzata czy duszka (?) i mężczyznę, za którego główna bohaterka chce natychmiast wyjść za mąż, ponieważ jest tak ładny (??). Powalające trio.

Także do mnie nie dociera sens tej opowieści. Być może jesteśmy zbyt ciency albo po prostu ucieka on pod tymi wyświechtanymi sformułowaniami i pytaniami w stylu "a kim ja jestem?". Nie chciałem być złośliwy, zwyczajnie nie rozumiem.

Zadanie literackie, jakie sobie postawiłeś było moim zdaniem olbrzymie i trochę Cię przerosło.

Mimo wszystko opowiadanko nie jest złe, dało się przeczytać i było to nawet przyjemne :) Chciałbym jeszcze.

Pozdrawiam i przepraszam, jeśli pozwoliłem sobie na zbytnią krytykę.

5
Słodycz w połączeniu z tą dziwną (powiedziałabym nawet: przyjemnie niezdrową) lekkością bardzo mi się w tym tekście podoba. Ale językowo - jest marnie. Błędy! Dużo! Ryczą, plują na odbiorcę, rzucają weń dziurawymi skarpetkami i ogólnie przeszkadzają w czytaniu. Autorze miły, zrób coś z tym stadem bycząt niesfornych!
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

6
Erythrocebus urządził już polowanie na rozmaite potknięcia językowe, nie będę więc już powtarzała tej czynności. Chciałam tylko zwrócić uwagę nie na ewidentne błędy, lecz pewne niejasności, wynikające z użycia sformułowań nie do końca przmyslanych. Jak tu:
Thug pisze:Ubrany w dziwny, kolorowy strój wyglądał jak błazen, który na chwilę urwał się ze swoich czasów.
Tak, jakby w dzisiejszych czasach nie było błaznów, clownów czy w ogóle cyrkowców.
Thug pisze:Rzadko miewam gości. Większość tylko patrzy z daleka, a ja przecież mogę dać im tak wiele!
Goście przychodzą do kogoś z wizytą. A Fikołek spotyka Twoją bohaterkę w lesie i to on jest tym, który przychodzi.
Thug pisze:mam na sobie przepiękną, błękitną suknię, a pantofle zastąpiły moje terenowe adidasy.
Terenowe to mogą być samochody. Do tego, pantofle zastąpiły adidasy jest stwierdzeniem niejednoznacznym, wprawdzie z kontekstu wynika, co czym zostało zastąpione, lecz ze względu na konstrukcję całego zdania lepiej brzmiałoby: mam na sobie przepiękną, błękitną suknię, a zamiast adidasów - pantofle.
Thug pisze:puścił mnie na chwilę, widząc moje zaszokowanie i radość.
Coś niedawno pisałam na temat kariery słowa szok i pochodnych. A rzeczowniki odczasownikowe, jak zaszokowanie, to straszliwie ciężkostrawne kluchy. Unikać!
Thug pisze:miecz u mego pasa zabrzdękał o zbroję, jakby żywcem wyciągniętą z gier fantasy. Jednak wyżłobione czaszki, po których spływała krew, nie budziły śmiechu.
Nie gram w gry fantasy, więc nie znam rodzajów zbroi, jakie tam się nosi. Te czaszki nie pozwalają nigdzie się umiejscowić.

Poza tym, niektóre obrazy wydają mi się przejaskrawione, a przez to pozbawione rzeczywistej siły oddziaływania. Jak tu:
Thug pisze: Byłam w swoim domu z dzieciństwa. Na podłodze leżała moja rodzina. Moi najbliżsi. Jeszcze żywi, ale umierający na mych oczach, a ja stałam bezradnie, nie mogąc nic zrobić.
Naprawdę lepiej byłoby, gdyby dziewczyna stała przy łóżku umierającego ojca czy babci. Mniej znaczy bardziej sugestywnie. Nie potrzeba scen rodem z horrorów i uśmiercenia w trybie nagłym całej rodziny, żeby poczuć bezsilność wobec śmierci.

A na koniec detal, ale straszliwie irytujący:
Thug pisze:nie pasował do reszty towarzystwa, te jednak zdawało się nie zwracać
Thug pisze:te dziwne zadowolenie
Thug pisze:te uczucie, które napełnia twoje serce,
TO, TO, TO. Zaimki wskazujące w liczbie pojedynczej: ten, ta, TO. Natomiast TE to niemęskoosobowa forma liczby mnogiej. Zapamiętaj TO wyjaśnienie, nie bądź, jak TE leniwce, które zasypiały na lekcjach gramatyki.

A co do całości - dla mnie jest to opowiadanie o konsekwencjach dojrzewania. O tym, że dojrzewając, musimy jednak skonfrontować się z ciemną stroną rzeczywistości i własnej natury. Dlatego tak wiele osób pozostaje przy bezpiecznej odmowie.
Tylko - ja bym tu pewnych kwestii nie dopowiadała.
Thug pisze:Bo by zrozumieć piękno, trzeba przyjąć i jego brzydką stronę – odparł, jakby to było coś oczywistego.
Bo to jest jednak banał. Do tego, na gruncie estetyki, nieprawdziwy. I rozumiem, że Twoją bohaterkę ogarnia wściekłość, kiedy to słyszy.

Ogólnie - opowiadanie znacznie swobodniejsze, niż Twoje wcześniejsze teksty, dobrze skonstruowanie. Lepiej też operujesz obrazami. Warstwa językowa jednak domaga się dopracowania.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

7
Nawiązanie do Mistrza i Małgorzaty jest aż nazbyt ordynarne (nawet jeśli niezamierzone) - wybacz ( a jeśli zamierzone to tym gorzej)
Krem Azzazella, Bal u Szatana, Samotność Wolanda, Błazenada Behemota, Zmienność Korowiowa,

sam tekst na początku podobał mi się, jednak z każdym kolejnym zdaniem ogólne wrażenie jako całości stawało się coraz bardziej negatywne

ogólnie jestem na nie, słaba forma, treść przemilczmy- a kim jest fikołek? to alter ego Margot

8
Ehh. Fikołek (dla mnie) jest uosobioną opowieścią (sic!). Stąd m.in kopciuszek itd. Mistrza i Małgorzaty nie znam, więc nawiązanie jest niezamierzone (i z powodu mojej nieznajomości tego dzieła, jest ono niedostrzegalne)
Jakie to są "czasy błazna", z których ten się akurat urwał? Średniowiecze?
I jeszcze zastanawiam się, jaka jest różnica między błaznem zwyczajnym, a tym który się urwał...?
No cóż, mi błazen kojarzy się z pewnym okresem w dziejach (i ze szkołą, hmmm), zachowaniem, ubiorem i bystrością/sprytem. Zresztą nie tylko mi: "Błazen - nazwa rodzaju klauna, zwykle kojarzona ze średniowieczem." Ale rozumiem. Co do tego czym się różni, to właśnie tym, że to nie jego czasy...
-Och, kogo ja tu widzę! Witaj, witaj we mnie, piękna młoda damo
2. To "we mnie" jest tutaj specjalnie, prawda?
Tak.
W opowiadaniach i powieściach coś lubią sobie chuchać na szyje. No jakiś literacki fetysz!
:oops:
1. Dźwięku obijającego się o zbroję miecza (jak on to robi swoją drogą?) nie określiłbym chyba "brzdękaniem".
2. żywcem z gier? To taki smutny oksymoron?
Zbroje można wyciągać zewsząd, tylko nie z gier. Zapytaj Grimzona.
Mi z takim dźwiękiem się kojarzy, ciekaw jestem, jakbyś określił. Co do drugiego, to jeśli bijesz do jej mocno wątpliwej użyteczności, to niepotrzebnie. Jeśli do czegoś innego to nie wiem, nie łapię.
-Dlaczego?
Nie pasuje mi to pytanie jako odpowiedź na słowa błazna. To tak jakby zapytała "Kiedy?". No nie rozumiem.
Pewnie dlatego, że to nie odpowiedź.

@Saute nie masz czym się przejmować. Choć w sumie z tym trio to położyłeś mnie na łopatki. Zwłaszcza, że ja przed sobą mam tylko parę.

@Thana, bardzo dziękuję za komentarz. Choć nie wiem, czy określenie "przyjemnie niezdrowa lekkość" to pozytyw, czy też nie. Brzmi jakoś dwuznacznie :) I, może nie uwierzysz, ale próbuję coś z tym stadem zrobić, choć to raczej króliki niż byki
Rzadko miewam gości. Większość tylko patrzy z daleka, a ja przecież mogę dać im tak wiele!
Goście przychodzą do kogoś z wizytą. A Fikołek spotyka Twoją bohaterkę w lesie i to on jest tym, który przychodzi.
Owszem, spotyka ją w lesie. Wita ją także "w sobie", więc ona jest gościem.

Plus specjalne podziękowania dla Artiego, zwłaszcza za jego określenie kim jest Fikołek :)

Dziękuję oczywiście wszystkim. Każda opinia, każdy komentarz może wiele dać. Zwłaszcza z wytknięciami rzeczy, których ja nie dostrzegam.
-Może jak będę dużym chłopcem, ludzie będą mnie prosić o pomoc.
-Albo żebyś się przesunął.

9
Thug pisze:Thana, bardzo dziękuję za komentarz. Choć nie wiem, czy określenie "przyjemnie niezdrowa lekkość" to pozytyw, czy też nie. Brzmi jakoś dwuznacznie :)
Pozytyw. Nie wiem, czy tego chciałeś, czy to Ci wyszło przypadkiem, ale ten tekst ma klimat iście narkotyczny. Dziwnie, nienormalnie, niezdrowo lekki. A napisanie czegoś takiego, to nie jest wcale łatwa sprawa. I ta dwuznaczność też w tekście jest - niby słodko, ale uważajcie, bo te cukierki są tak naprawdę trochę inne...
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”