Sekret

1
Jako że od wieków niczym się nie chwaliłem, oto małe co nieco.

Mam co do tego tekstu mieszane, a właściwie zmienne, uczucia.

Raz sądzę, że jest beznadziejny, a raz że tylko żałosny.

Rozwiejcie moje wątpliwości.

Z góry dziękuję.



Ps. Nie szczędźcie ciosów krytyki. Byle nie w twarz, bo mam już tylko jedną :P





Sekret.



Na widnokręgu pojawiła się cienka pomarańczowa linia. Z każdą minutą stawała się coraz szersza, a jej barwa stopniowo przechodziła w żółć. Za nieco ponad pół godziny cała tarcza słońca będzie beztrosko balansować nad wydmami. Jak tylko cytryna znajdzie się w najwyższym punkcie swojej codziennej wędrówki, nigdzie nie będzie nawet skrawka cienia. Wszystkie stworzenia będą musiały ugiąć się przed potęgą swojego darczyńcy-dręczyciela i pokornie uznać jego wyższość.

Podmuch wiatru wdarł się pod koc, wciągając za sobą drobinki piasku większość z nich spotkała na swojej drodze twarz Johna Timonsa. Niektóre trafiły w oczy, niemiłosiernie kłując w powieki. Właśnie to wyrwało go ze snu. Z początku miał problem z rozeznaniem się w sytuacji, ale już po chwili dotarło do niego, gdzie się znajduje.

Kilkakrotnie potrząsną głową, usiłując otrzeźwieć nieco po drzemce. Przymknął na chwile oczy, ale za raz je otworzył. Był na siebie zły, że zasnął. Powinien był czuwać. Na takie błędy nie może już sobie pozwolić.

Postanowił jak najszybciej powrócić do marszu, a właściwie czołgania się. Ostrożnie przekręcił się w lewo, by uzyskać swobodny dostęp do plecaka, w którym znajdowała się większość rzeczy. Był tam głównie suchy prowiant i napoje energetyzujące, żadnych zbędnych dupereli. Odszukał w nim, wydzieloną wcześniej, porcję sucharów. Pożywienia zabrał tylko tyle, by wystarczyło na trzydniową wyprawę. Więcej i tak nie zdołałby udźwignąć. Trzy dni nie były terminem, który należało ściśle przestrzegać. Zawsze mógł wrócić bez prowiantu. Jego organizm powinien to wytrzymać. Wolał jednak uniknąć tego zaszczytu.

Starał się jak najciszej schrupać poranną porcję, ukryty pod kocem, który sam wykonał specjalnie na tę wyprawę. Składał się on z trzech warstw. Pierwszą stanowił cienki materiał w barwie, dzięki której do złudzenia przypominał kupkę piasku. Służyła ona do maskowania zarówno jego, jak i plecaka. Dzięki niej, dla niewprawnego oka, stawał się niemal niewidoczny. Drugą, środkową, była warstwa izolacyjna. Do jej wykonania użył tworzywa przypominającego ekrany termiczne. Miała za zadanie chronić go przed działaniem promieni słonecznych, odbijając je od swej powierzchni. Ostatnią była warstwa mająca na celu zatrzymanie ciepła nocą. Przypominała zwykły czarny koc. Całość miała wymiary cztery na cztery metry.

Po skończonym posiłku odsapnął chwilę i przygotował się psychicznie do dalszego, wielogodzinnego czołgania. Przez to, że zasnął i przegapił przelot, nie mógł precyzyjnie określić kierunku, w którym powinien się udać. Postanowił więc obrać ten z poprzedniego dnia. Wyjął kompas z kieszeni na ramieniu. Odnalazł południowy zachód i wyjrzał spod koca w poszukiwaniu jakichś punktów orientacyjnych. Niczego jednak nie dostrzegł. żadnych kaktusów czy nawet źdźbeł trawy. Kompletnie nic. Tylko bezkresna pustynia.

O kilka metrów przed nim przetoczyła się niesiona podmuchem wiatru jedna z tych wędrujących roślin. Wyglądała jak niezwykle luźny kłębek cienkich gałęzi pokrytych drobnymi kolcami. Pielgrzym podskoczył na nierówności i pomknął przed siebie.

Wciąż trzymając kompas w prawej ręce – nie chował go, by móc kontrolować kurs – chwycił nią za krawędź koca, a lewą za plecak i zaczął mozolnie posuwać się do przodu. Co kilka minut spoglądał na wskazania igły. Starał się poruszać jak najciszej. Bał się, że mogą go wykryć. Nie martwił się o ślady, które zostawiał. Na pustyni trop znikał równie szybko jak się pojawiał.

Wędrówkę uprzyjemniał sobie rozmyślaniem o tym, że już wkrótce udowodni wszystkim, iż miał racje. Może córka znowu zacznie się do niego odzywać. Może będzie mógł zobaczyć swoje wnuki. No i rzecz jasna, mieszkańcy tego przeklętego Tounaco przestaną traktować go jak wariata. Znów stanie się poważanym obywatelem. Znów będą go szanować tak, jak kiedyś. Musi tylko zdobyć dowody.

Ramiona i plecy zaczynały go boleć. Nic dziwnego, że zasnął w nocy. Czołganie się nie jest najlepszym sposobem przemieszczania się. Zatrzymał się w połowie drogi na szczyt kolejnej pokonywanej wydmy. Miała jakieś dziesięć metrów wysokości i dała mu nieźle w kość. Z trudem łapał powietrze. Sześćdziesiąt lat na karku robi jednak swoje. Zatęsknił za formą, którą mógł się pochwalić w Wietnamie. Wielokrotnie sprawność fizyczna i instynkt ratowały mu życie na wojnie. Teraz musiał sobie poradzić bez tych atutów.

Spróbował określić, która mniej więcej jest godzina. Nie miał zegarka. Nie zabrał żadnych mechanizmów, które mogłyby zdradzić jego obecność. Wyjątkiem był aparat cyfrowy, z którego dla pewności wyjął baterie, bojąc się, że w przeciwnym wypadku mógłby naprowadzić ich na niego.

Bał się wyjrzeć spod koca, by sprawdzić jak wysoko jest słońce. Nie mógł ryzykować. Postanowił odpocząć chwilkę, a następnie przemierzyć taki dystans, jaki tylko zdoła. Położył głowę na skrzyżowanych rękach tak, by nie wdychać piasku. Przymknął oczy i mimowolnie zaczął marzyć o wygodnym łóżku i miękkiej poduszce. Z rozmyślań wyrwało go wspomnienie wykrzykiwanych przez jego byłego dowódcę słów „Weź się w garść, żołnierzu”. Omal w tej chwili nie stanął na baczność i odpowiedział „Tak jest”. Zganił siebie za taki brak rozwagi i postanowił, że był to ostatni błąd, jaki popełnił.

W kilka minut później przegrał potyczkę ze snem.



Silny podmuch zerwał z niego koc. Natychmiast ocknął się i obrócił na plecy. Zauważył, że panuje noc. Kiedy tylko chmura piasku się przerzedziła, ujrzał czyste, gwieździste niebo i mknący po nim dysk z żarzącym się po środku kręgiem.

Serce zabiło mu jak oszalałe. Pierwszą myślą było to, że jednak nie zwariował. Nigdy nie dopuszczał takiej możliwości, ale mimo wszystko ucieszył się, że ma rację. Po chwili uświadomił sobie, że mógł zostać wykryty. Zwłaszcza teraz, gdy nie miał się gdzie ukryć. Była sam pośrodku nocy, która nie mogła dać mu schronienia. Spodek jednak krążył i zataczał ósemki tak, jakby wcale nie zwracał na niego uwagi.

Pośpiesznie wyciągnął z plecaka aparat i mimo drżenie rąk włożył do niego baterie. Jak teraz mnie nie zauważą, to będzie cud – pomyślał i pełen obaw włączył urządzenie. Nic się nie stało. Statek wciąż kreślił na granatowym niebie przeróżne figury, nie przejmując się obserwatorem.

John pstryknął kilka szybkich ujęć. Przeraził się na myśl, że nie wyłączył flesza. Mimo to, wciąż pozostawał niezauważony, co dodało mu nieco pewności siebie.

Wtedy spodek zawisł w powietrzu. Krąg, który do tej pory żarzył się pomarańczowym światłem, stał się bladożółty. Nagle statek pomknął w jego kierunku z zawrotna szybkością, jakby wystrzelony z procy. Niemal bezszelestnie przeleciał nad nim, wzbijając tumany piasku. John odwrócił się i wspiął na szczyt wydmy, której nie udało mu się zdobyć kilka godzin wcześniej. Zrobił jeszcze kilka zdjęć oddalającemu się obiektowi.

Spojrzał w dół i zamarł. U podnóża piaszczystej góry znajdował się otwarty właz. Był okrągły i miał około czterdziestu metrów średnicy. Pomieszczenie pod nim było słabo oświetlone, ale udało mu się dostrzec jakieś urządzenia i krzątające się wewnątrz istoty.

Uniósł aparat na tyle, by móc dokładnie wycelować i objąć całe pomieszczenie. Pstryknął jedno zdjęcie i już miał zrobić następne, gdy usłyszał za sobą głos. Mają mnie – pomyślał.

Domyślał się, że czeka go niechybna śmierć. Mimo to ogarnęła go radość z sukcesu. Głos znowu coś powiedział i John poczuł dźgnięcie w plecy. To było coś twardego. Bez wątpienia broń. A więc nie używają telekinezy – pomyślał. To oznaczało, że można się z nimi mierzyć w ręcz. Postanowił, że skoro i tak ma zginać, to tanio skóry nie odda.

Postać po raz kolejny dźgnęła go w plecy i znów powiedziała coś do więźnia. Dopiero teraz zauważył, że brzmi dziwnie znajomo. Istota odezwał się po raz czwarty. Tym razem z wyraźnie wyczuwalnym gniewem:

- Ręce za głowę, powiedziałem!



Kiedy drzwi zasunęły się za plecami żołnierza, zapadła cisza zupełnie inna od tej, która panowała na zewnątrz. John Timons schodził długimi schodami, mając wycelowany w plecy karabin. Po jakimś czasie był już pewien, że znajduje się głęboko pod ziemią. Zdziwiło go, z jaką łatwością przestawił swój umysł na tryb pracy, z którym nie miał do czynienia od wielu, wielu lat. Jego zmysły wyostrzyły się i odbierały teraz wszelkie, nawet najmniej istotne szczegóły. Wszystko mogło mieć jednak znaczenie gdyby doszło do konfrontacji.

ściany i schody były nieskazitelnie białe. Wszędzie unosił się zapach duszącej, szpitalnej sterylności. Nie minęli żadnych urządzeń ani innych ludzi. Jak tylko skończyły się schody, znaleźli się w korytarzu z mnóstwem automatycznie otwieranych drzwi po obu jego stronach. Weszli w trzecie po prawej. W pokoju nie było niczego oprócz chromowanego krzesełka. Przypominało salę przesłuchań, ale brakowało lustra weneckiego i kamer. Był to raczej mały magazyn z krzesłem. Zwykłe pomieszczenie gospodarcze, w którym wygospodarowano miejsce do wydobywania informacji z nieproszonych gości. Na usta Johna cisnęło się jednak inne określenie. Sala tortury. Przeczuwał, że wizyta tutaj nie będzie należała do najprzyjemniejszych. Odkrył sekret, wojskową bazę, a z doświadczenia wiedział, że życie jednego starca w obliczu ujawnienia tajemnicy nie jest nic warte.

żołnierz, który nie mógł mieć więcej niż sto siedemdziesiąt centymetrów wzrostu, gestem nakazał mu zajęcie jedynego wolnego miejsca w tej sali. Pokornie usiadł i zastanowił się nad możliwościami ucieczki. Sprawa wydawała się oczywista. Wystarczyło obezwładnić strażnika i jak najszybciej udać się do drzwi prowadzących na zewnątrz. Wyczekiwał dogodnego momentu do ataku, gdy nagle drzwi rozsunęły się i do środka weszła trzecia osoba.

Mężczyzna był mniej więcej tego samego wzrostu, co jego niższy stopniem podwładny. Miał około czterdziestu pięciu lat i na jego głowie zaczęła pojawiać się łysina. Potęgowało to atmosferę powagi, którą emanowała jego twarz. Nosił mundur majora Armii Stanów Zjednoczonych. Nie miał przy sobie żadnej broni, nawet służbowego pistoletu. John bardzo żałował, że nowy gość nie był uzbrojony. Mogłoby mu to znacznie ułatwić zadanie.

- Pozwoli pan, że od razu przejdę do rzeczy – odezwał się oficer. – Proszę mi powiedzieć, jak się pan tu dostał.

Odpowiedziała mu cisza. Timons liczył na to, że przesłuchujący zirytowany jego milczeniem podejdzie i wpadnie w pułapkę.

- Kim pan jest? – Odczekał chwilę, po czym kontynuował. – Czego pan tu szuka?

Kiedy wciąż nie uzyskiwał odpowiedzi na pytania, zbliżył się na tyle, że John mógł bez trudu go dosięgnąć, a co za tym idzie również zaatakować. Niestety oficer stał nieco z prawej, przez co nie zasłaniał dokładnie linii strzału. Należało czekać aż zasłoni strażnikowi cel.

- Czy przyszedł pan tutaj sam? – W tym momencie stało się jasne dla przesłuchiwanego, że zginie, a w jego umyśle pojawiła się dzika determinacja do działania.

Nagle łysiejący żołnierz uderzył aresztanta wierzchem pięści w twarz. W kąciku ust pojawiła się strużka krwi, a przed oczami białe i czarne plamki. Cios był tak silny, że omal nie strącił zaatakowanego z krzesła. Pięść sprawiła wrażenie odlanej ze stali.

Po chwilowym oszołomieniu powróciła do Timonsa pełna świadomość. Spostrzegł, że nastała odpowiednia chwila na jego interwencję. Lepsze już mogła mu się nie trafić. Miał po swojej stronie element zaskoczenia i sprzyjające ustawienie figur na szachownicy. Teraz albo nigdy – pomyślał.

Zerwał się z krzesła. Lewą ręką wykręcił ramie majora tak, że jego zaciśnięta pięść znalazła się niemal na wysokości karku. Prawą zaś objął szyję starając się nieco przydusić przeciwnika. Nie mogło pójść lepiej. Atak był szybki i precyzyjny. Mało kto mógłby w porę zareagować i uniknąć obezwładnienia. Teraz kule z karabinu nie mogły w żaden sposób go dosięgnąć. Miał przed sobą tarczę z oficerskiego munduru.

Na twarzy strażnika malowała się mieszanka zaskoczenia i przerażenia. Młodziak nie miał pojęcia, co zrobić. Spanikował, a o to właśnie chodziło. Celował w pierś przełożonego, nie mogąc odnaleźć żadnego rozwiązania tej pozornie patowej sytuacji.

Wtedy stało się coś, czego John Timons się nie spodziewał. Jego więzień z zadziwiającą łatwością wyrwał się z uścisku, odsłaniając całkowicie linię strzału. Gdy w jego ciało wbijał się pierwszy z pięciu wystrzelonych pocisków, on wciąż zastanawiał się, jak mógł wypuścić tego łysego kurdupla. Kiedy wbijał się ostatni, przyszła mu do głowy idiotyczna myśl, która była zupełnie nie na miejscu. Jakby usiłując uciec od świadomości umierania, skupił się na spostrzeżeniu, że huk wystrzału był inny niż te, które pamiętał z Wietnamu.

Osunął się na ziemię z huczącym w głowie słowem „inne”. Nim całkowicie odpłynął w nicość, spojrzał na swoich oprawców przez mgłę, która zasnuła jego oczy. Czując jak jego własne ciało przestaje dla niego istnieć, zobaczył jak wojskowe mundury znikają, ustępując miejsca ciemnozielonej, gładkiej skórze. Jego serce po raz ostatni, zabiło z przerażenia.
"Małymi kroczkami cała naprzód!!" - mój tata.

„Niech płynie, kto może pływać, kto zaś ciężki – niech tonie.” - Friedrich Schiller „Zbójcy”.

"Zapal świeczkę zamiast przeklinać ciemność." - Konfucjusz (chyba XD)

2
Podmuch wiatru wdarł się pod koc, wciągając za sobą drobinki piasku większość z nich spotkała na swojej drodze twarz Johna Timonsa.
Po "piasku" powinien być jakiś znak interpunkcyjny, przecinek albo nawet kropka i nowe zdanie.


Przymknął na chwile oczy, ale za raz je otworzył.
Chwilę. Zaraz


już wkrótce udowodni wszystkim, iż miał racje.
rację


Była sam pośrodku nocy, która nie mogła dać mu schronienia.
Był


Pośpiesznie wyciągnął z plecaka aparat i mimo drżenie rąk
Drżenia


Postanowił, że skoro i tak ma zginać, to tanio skóry nie odda.
Zginąć


Sala tortury
tortur


Lewą ręką wykręcił ramie majora
ramię



No, to tyle z kochanych literówek, a co do treści... No nie wiem, osobiście nie przepadam za takimi gatunkami i jak widzę wojskowy mundur, to uciekam.

W sumie najbardziej podobał mi się opis wędrówki starca, a później... no nie wiem (powtarzam się). Z pewnością opowiadanie nie jest beznadziejnym gniotem, bo styl masz bardzo fajny. Czyta się lekko, ładne opisy, ciekawe porównania. Pomysł też nie był tragiczny, ale mógł być lepszy. Znaczy ogólna idea mogłaby pozostać, ale parę szczególików można by zmienić (nie wiem niestety, których i w jaki sposób) Czegoś mi brakowało, szczególnie w części, gdy mężczyzna dostaje się już do tej bazy.

Jak dla mnie średnie pod względem treści, dobre (miejscami bardzo) pod względem stylu.

3
To wszystko przez tego Worda!!

Skubaniec pozmieniał przy zapisie to i owo. Uważa, że jest mądrzejszy ode mnie!!

Może nie wszystko jest jego dziełem, ale np. ten pierwszy wymieniony błąd w mojej wersji nie istnieje, wszystko jest ok, więc nie wiem, o co chodzi.

Ciekawi mnie tylko jakich głupot nasadziłem w interpunkcji O_O
"Małymi kroczkami cała naprzód!!" - mój tata.

„Niech płynie, kto może pływać, kto zaś ciężki – niech tonie.” - Friedrich Schiller „Zbójcy”.

"Zapal świeczkę zamiast przeklinać ciemność." - Konfucjusz (chyba XD)

4
Zaciekawiło mnie Twoje opowiadanie. Chyba przez te szczegóły...Opis koca, kompas w kieszonce na ramieniu i częste narzekanie na wszędobylski piasek.

Dodaje to opowiadaniu pewnej autentyczności.



Historia a la Rosweel, lubię takie. Twoja ma klimat. Obsesja na punkcie UFO, chęć zdobycia dowodów i upór, jaki bohater włożył w osiągnięcie swojego celu.



Końcówka troszkę mnie rozczarowała. Skoro kosmici (obaj) wcielili się w ludzkie postacie, to ten jeden...Ta nieporadnośc nie pasuje. Chyba, że kosmici też dzielą się na mniej lub bardziej bystrych ;)



Poza tym, szczerze, jedno z lepszych opowiadań, które tu przeczytałam. Ma fabułę, ma bohatera, który nie tylko rozmyśla, ale COś ROBI. Za to ogromny plus.
"Niechaj się pozór przeistoczy w powód.
Jedyny imperator: władca porcji lodów."

.....................................Wallace Stevens

5
Wielki MERCI za twe słowa siostro :)
"Małymi kroczkami cała naprzód!!" - mój tata.

„Niech płynie, kto może pływać, kto zaś ciężki – niech tonie.” - Friedrich Schiller „Zbójcy”.

"Zapal świeczkę zamiast przeklinać ciemność." - Konfucjusz (chyba XD)

6
Drogi Foo, wiesz jak cholernie trudno ocenia mi się Twoje teksty? Od Twojego pierwszego opowiadania na forum zrobiłeś niesamowite postępy (wciąż czekam aż wkleisz dalsze losy bohatera "ducha zemsty", jeśli są takowe). Jak zwykle czytało mi się płynnie, może poza pierwszym akapitem, który mnie trochę zmęczył. Styl jak zawsze na najwyższym poziomie, nie dziwota w końcu masz tytuł "Natchnionego". Lecz pomysł jak dla mnie trochę hmm...powiedzmy, że wstąpiłeś na przetarty szlak. Sądziłem, że końcówka Cię uratuje. Niestety tak się nie stało. Opowiadanie nie jest beznadziejne ani żałosne tylko traktuje o czymś znanym (ja się już spotkałem z podobnym op. parę miesięcy temu lecz tamto było naprawdę żałosne i trochę inaczej potoczyły się losy bohatera bo tam robili mu przeróżne badania). Podoba mi się jednak Twoja pomysłowość, a koc najbardziej.



Pomysł: 3+

Schematyczność: 3+

Styl: 4+

Błędy: 4-

Ocena ogólna: 4




Jestem na tak.
Po to upadamy żeby powstać.

Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.

7
Drogi Foo, wiesz jak cholernie trudno ocenia mi się Twoje teksty?


A to czemu?
"Małymi kroczkami cała naprzód!!" - mój tata.

„Niech płynie, kto może pływać, kto zaś ciężki – niech tonie.” - Friedrich Schiller „Zbójcy”.

"Zapal świeczkę zamiast przeklinać ciemność." - Konfucjusz (chyba XD)

8
Pomysł: 3

Wygląda ja fragment czegoś większego. Po co on tam polazł, właściwie niczego się nie dowiedziałem. Czekam na jakąś kontyuacje, bo lubie tego typu opowiadania.



Styl: 4

Nie mam sie specjalnie do czego doczepić, bo czyta się płynnie, ja wręcz połykałem kolejne zdania ze smakiem, ale nie pokazałes nic więcej ponad to co ostatnio.



Schematyczność: 3-

Wiele jest opowiadań o żołnierzach, tylko wiesz - większość się jakoś sensownie kończy. Czytelnik dowie się wszystkiego. Rozumiem, że chcesz abyśmy sami się zastanowili nad tym co on tam robił, tylko ja nie mam zielonego pojęcia, może jakaś wskazówka.



Błędy: 3+

gdyby to był ktoś inny, ale to nasz sławny kochany Foo, takie literówki wskazane przez Obywatelkę to po prostu nie staranność, wstydź się!



Ogólnie: 4

Podoba się motyw tego starca, jeśli powiesz, że pociągniesz to w jakiś sposób, tak, że dowiem się co ten facet tam robił, to będę zadowolony. Jestem na tak.
Bliscy sąsiedzi rzadko bywają przyjaciółmi.





Tylko ci, którzy nauczyli się potęgi szczerego i bezinteresownego wkładu w życie innych, doświadczają największej radości życia - prawdziwego poczucia spełnienia.

9
Widzę kolego, że niezbyt uważnie czytałeś, bo:

- w tekście wyraźnie jest pokazane "czego on tam szukał"

- bohater na końcu ginie, więc nie może być mowy o ciągu dalszym!



Radzę jeszcze raz, tym razem uważniej, przeczytać.
"Małymi kroczkami cała naprzód!!" - mój tata.

„Niech płynie, kto może pływać, kto zaś ciężki – niech tonie.” - Friedrich Schiller „Zbójcy”.

"Zapal świeczkę zamiast przeklinać ciemność." - Konfucjusz (chyba XD)

10
spełniając twą prośbę, sprawdziłam interpunkcję - jestem jednak trochę zmęczona i mogłam automatycznie coś ominąć. Nie wydaje mi się, aby było szczególnie źle, tragicznie, czy cokolwiek innego. jest normalnie, bo interpunkcja to przekleństwo każdego autora - i wcale się temu nie dziwię.


wciągając za sobą drobinki piasku, większość z nich

O kilka metrów przed nim przetoczyła się, niesiona podmuchem wiatru, jedna

Na pustyni trop znikał równie szybko, jak się pojawiał.

jednak znaczenie, gdyby doszło do konfrontacji.

W pokoju nie było niczego, oprócz chromowanego krzesełka.

Prawą zaś objął szyję, starając się


Mam jeszcze jedno pytanie. Młodziak, a nie młodzik/młodzian? nie wiem czemu używasz tej formy (jest taka?) i wydaje mi się ona nie poprawna, ale nie jestem pewna.



korzystając z okazji, uważam ten tekst za gorszy niż inne, jakie wstawiłeś na forum. szczerze mówiąc to mi się nie podobało. przykro mi :( (co nie znaczy, że porównania i opisy nie są ładne)
"Rada dla pisarzy: w pewnej chwili trzeba przestać pisać. Nawet przed zaczęciem".

"Dwie siły potężnieją w świecie intelektu: precyzja i bełkot. Zadanie: nie należy dopuścić do narodzin hybrydy - precyzyjnego bełkotu".

- Nieśmiertelny S.J. Lec

11
korzystając z okazji, uważam ten tekst za gorszy niż inne, jakie wstawiłeś na forum.
A nie mówiłem.
"Małymi kroczkami cała naprzód!!" - mój tata.

„Niech płynie, kto może pływać, kto zaś ciężki – niech tonie.” - Friedrich Schiller „Zbójcy”.

"Zapal świeczkę zamiast przeklinać ciemność." - Konfucjusz (chyba XD)

12
Doczytałem, zwracam honor ale to specjalnie mojej oceny nie zmienia. Podobało mi się, ale czytałem lepsze twoje opowiadania. Pozdrawiam.
Bliscy sąsiedzi rzadko bywają przyjaciółmi.





Tylko ci, którzy nauczyli się potęgi szczerego i bezinteresownego wkładu w życie innych, doświadczają największej radości życia - prawdziwego poczucia spełnienia.

13
Witam.

Większośc moich poprzedników juz się wypowiedziała na temat literówek i stylu, więc postaram się ominąc powtórzenia.



POMYSł 4

Byłaby trójak, ale za zakończenie jest czwórka. Wiem - opowiadan o żołnierzach, samotnych bohaterach próbujących samemu dokonać wielkich rzeczy, udowodnić innym że się myla jest dużo. Tobie się udało poprowadzić fabułę w dobrym kierunku (brak happy endu, Obcy udający zołnierzy itp)

dlatego czwórka.



SCHEMATYCZNOść -3

Bez problemu można odgadnąć co się za chwile zdarzy. Fabuła nie ma żadnych niespodziewanych zwrotów.

Dlatego tylko -3



STYL 3

Są zdania które trochę drażnią, lub powinny być zmienione:



"Postać po raz kolejny dźgnęła go w plecy i znów powiedziała coś do więźnia."



Sam styl również mógłby być nieco płynniejszy. nie wiem, czy to dobre określenie, ale czytając tekst "szarpie się" pojedyncze zdania, przez co zanika płynnośc całości.



BłęDY 4(stylistyka) 2 ( realia techniczne)

Na stylistyce, literówkach skupili siępoprzednicy, więc napisze o realiach technicznych:



- piszesz że bohater się cały czas czołgał.

cos takiego jak wielogodzinne czogłanie istnieje wylącznie w jednostkach snajperskich - np członkowie GROMu w ten sposób pokonuja około 100 METRóW w JEDENAśCIE GODZIN. Jeżeli Twój bohater maiał na to trzy dni, to jak łatwo policzyc pokonal około 400 metrów. Nie jest to duża odległość, w szczególności nan pustyni.



- maskowanie - piszesz o plachcie 4x4 metry. nikt czegoś takiego nie uzywa. żołnierze stosują ubiory maskujące zwane potocznie GHILLE SUIT. nie będe tu opisywał ich wyglądu, jednakto forma ubrania a nie dużej płachty.Ta byłaby niezwykle nieporęczna.

To tylko przykłady. Jest ich więcej, jednak wniosek z tego taki, że zanim zacznie się pisac n ajakiś konkretny temat, wczesniej powinno się nieco go zgłębić.



OGóLNA OCENA 3



Temat ciekawy z interesującym zakończeniem, jednak rażą błędy techniczne i niezbyt płynny styl samego pisania.

Kończąc zacytuje Johna Timonsa:

"...Na takie błędy nie może już sobie pozwolić."



Pozdrawiam.

Black

Dodane po 1 godzinach 47 minutach:

Witam.

Poprawka do oceny - ma byc 600m a nie 400m.

No coz zawsze byłem zły z matematyki .



Pozdrawiam.

Black
"Stąpać po krawędzi, gdzie lęk i strach..."

Muszę uczyć się polityki i wojny, aby moi synowie mogli uczyć się matematyki i filozofii. John Adams.

14
Małe sprostowania:

- kto powiedział, że bohater czołgał się w takim żółwim tempie jak członkowie gromu?

- maskowanie wykonał sam! SAM! Czy nie można tego uznać za sprzęt niestandardowy

- Literówki i interpunkcja to moje pięty achillesowe i choć walczę z nimi zaciekle, to wciąż przegrywam :|



Ps. Moim zdaniem wybrałeś sobie marny tekst do poczytania, marny jak na mnie. Są na forum lepsze (może nawet znacznie lepsze) moje teksty. Jeśli masz ochotę, to zapraszam :)
"Małymi kroczkami cała naprzód!!" - mój tata.

„Niech płynie, kto może pływać, kto zaś ciężki – niech tonie.” - Friedrich Schiller „Zbójcy”.

"Zapal świeczkę zamiast przeklinać ciemność." - Konfucjusz (chyba XD)

15
Witam.



"...Zatęsknił za formą, którą mógł się pochwalić w Wietnamie. "



To zdanie mówi więcej, niz mozna sobie przemyslec.Jednoznacznie określa, że bohater ma przeszkolenie wojskowe, a co za tym idzie stosuje techniki nabyte w wojsku. To po pierwsze, po drugie - GROM podałem jako przykład. Tego typu techniki stosują WSZYSTKIE jednostki, równiez amerykańskie.

Po trzecie ubranie typu Ghillie Suit RóWNIEż WYKONUJE SIę WłASNORęCZNIE.

Tu masz przykładowy link:



http://www.js2010.ovh.org/strona/index. ... &Itemid=83



Do literówek i interpunkcji nie mam zastrzeżeń.Sam dośc szybko pisze i zdarza mi się popełnic jakiś błąd.

Jestem poprostu zdania, że gdy sie zabiera za jakiś temat, nalezy wcześniej zagłębić się w niego, żeby pózniej pisać zgodnie z rzeczywistościa.Każdy obyty choć trochę w militariach czytelnik wytknąłby Ci te same błędy (ja siedze w tym temacie tylko 11 lat, więc niewiele narazie umiem)

W chwili obecnej jestem w trakcie pisania opowiadania po częsci kryminalnego.Zanim zabrałem sie do jego pisania, odbyłem kilka rozmów z policjantami, psychologami, straznikami więziennymi czy negocjatorem, żeby nie palnąc jakies głupoty.

W ksiązkach, podobnie jak w zyciu, najbardziej wyrazne są szczegóły i na nie zwraca się uwagę. Nam jako pisarzom (może to za duzo powiedziane - jako osobom piszącym) wydają się one nieistotne, ale czytelnik, zwłaszcza obyty w temacie, na nie zwróci przede wszystkim uwagę.

ni episze tu o całkowitym ich przestrzeganiu, ale o trzymaniu się poprostu rzeczywistości.

W tym wypadku, krótko mówiąc, nie odrobiłes zadania domowego.

Ale nie przejmuj się - każdemu to się zdarza.



Wkrótce, gdy znajdę więcej czasu,(pomiędzy pracą, rodzina a wymagającym hobby) poczytam inne Twoje opowiadania.

Sądze że miło się zaskoczę, bo masz talent i - co widac po opisach, zawartych choćby w powyższym opowiadaniu - dużą wyobraznię, pozwalającą na przelanie na papier wizji, stworzonych w Twoim umysle.

Z wykształcenia jestem plastykiem, więc poniekąd wiem o czym teraz piszę.



Pozdrawiam.

Black.
"Stąpać po krawędzi, gdzie lęk i strach..."

Muszę uczyć się polityki i wojny, aby moi synowie mogli uczyć się matematyki i filozofii. John Adams.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”