Rada

1
Wracam po długiej nieobecności i mam nadzieję z lepszym warsztatem. Cóż, oceniajcie. Każda krytyka mile widziana, opinie, etc.

WWW Wysoki młodzieniec o złocistych włosach kroczył powoli przez olbrzymi, pusty korytarz cesarskiego pałacu. Promienie słoneczne wpadające przez pobliskie okna odbijały się od wypolerowanej, śnieżnobiałej posadzki, rażąc go w oczy. Udawał, że mu to nie przeszkadza. Chciał odwlec to, co nieuniknione możliwe jak najdłużej. Przystanął na moment wbijając zmęczone spojrzenie w znajdujące się na samym końcu wysokie, masywne wrota. Pilnowała ich dwójka krwawych skrzydeł, jak zwykło się mówić na przyboczną gwardię samego cesarza. Zawdzięczali ten przydomek swoim szkarłatnym zbrojom, które posiadały dekoracyjne, wystające elementy przynoszące na myśl skrzydełka. Widząc tę dwójkę współczuł im nieco. Z nieba lał się żar, słońce prażyło niemiłosiernie, a oni pełnili wartę w pełnym ekwipunku.
WWW Westchnął zbierając się w sobie. Każdy ma swoje obowiązki i musi je wypełniać. Oni swoje, on swoje. Ruszył przyśpieszonym krokiem chcąc mieć to wszystko za sobą. W miarę jak się zbliżał słyszał dochodzące zza wrót stłumione odgłosy. Będąc blisko gwardziści załapali za potężne uchwyty w kształcie lwich grzyw i pociągnęli mocno nie okazując ani cienia zmęczenia. Stare wrota zaś głosy ucichły.
WWW - Jego Książęca Wysokość, Najwyższy Książe, Andarys Anlean – przedstawiono go donośnym głosem.
WWW Wszedł ostrożnie do środka jakby stąpał po pękającym lodzie. Z pewnego punktu widzenia w istocie tak było. Gniazdo żmij gotowych pożreć siebie nawzajem. Obrzucił szybkim wzrokiem towarzystwo zgromadzone naokoło okrągłego stołu. Wszyscy są – szepnął w myślach z niesmakiem. Stoją skłonieni i wpatrują się w czubki swych butów. W większości…
WWW - W końcu jesteś – odezwał się jego brat, Anemetius, jako jedyny siedzący swobodnie na swoim miejscu – Zaczynaliśmy się już powoli nudzić.
WWW Wrota trzasnęły głucho.
WWW Więc jestem tu z nimi uwięziony, pomyślał Andarys idąc w stronę swojego miejsca. Usiadł, a kiedy to zrobił, pozostała cześć uczestników narady poszła w jego ślady. Krzesła zaszurały i na moment zapadła głucha cisza. Wypełniał ją szelest ogrodowych drzew za oknem oraz śpiew ptaków.
WWW - Matki nie będzie? – spytał zerkając na jedno z dwóch wolnych siedzeń. Drugie przeznaczone było dla ojca, lecz ten leżał schorowany w łóżku. Ostatnimi czasy jego stan zdrowa bardzo się pogorszył. Nie chciał o tym mówić, ale obawiał się najgorszego. Nie codziennie zdarza się, aby zdrowy, silny mężczyzna po czterdziestce z dnia na dzień padał ofiara tajemniczej choroby, o której i najwięksi medycy imperium nie słyszeli. Miał swoje podejrzenia, jednak brak jakichkolwiek dowodów.
WWW - Matka postanowiła czuwać przy mężu – odparł Anemetius patrząc z niejakim znużeniem na swoje smukłe, wypielęgnowane palce – Sądzi, że odpowiedniejsze będzie zawierzenie Stwórcy.
WWW Andarys zmrużył oczy patrząc na brata. Ton jego wypowiedzi był zbyt śmiały. Gdyby nie fakt, iż pochodzi z rodziny cesarskiej, mógłby stracić głowę. Z błahszych powodów gnili w lochach baronowie. Musiał się jednak pogodzić z charakterem Anemetiusa, który zawsze stał na uboczu czając się w cieniu. Próżno było oczekiwać po nim czułości lub wyrozumiałości. Czy to on stał za nagłą choroba ojca? Mimo to jako następca tronu musiał poczuć swojego młodszego, nierozważnego braciszka.
WWW - Zważaj na swe słowa, gdyż pewnego dnia mogą cię zgubić, bracie.
WWW Anemetius udał, że tego nie słyszy i tylko odwrócił głowę w przeciwnym kierunku.
WWW - Panie – rzekł baron Ferylos z zamiarem zmiany tematu na bardziej odpowiadający chwili - Wszyscy życzymy twemu panu ojcu zdrowia. Niestety sprawy są naglące i musimy się na nich skupić.
WWW - Tak, oczywiście – odpowiedział łagodnie do mężczyzny. Ferylos miał twarz gładką jak pupcia niemowlęcia, za to brzuch wielkości beczki. Zawsze wypudrowany, pachnący i wystrojony w najlepsze szaty. Przy każdym ruchu swych tłuściutkich paluszków rozpoczynał istny taniec barw: rubin, ametysty, opal, diament, złoto, topaz, szafir, szmaragd. Wielki mistrz Czarnych Dłoni był ich całkowitym przeciwieństwem. Jak to w ogóle możliwe, że uchodził za najlepszego szpiega w całym Imperium? – Cóż tym razem?
WWW - Dzicy podnieśli bunt. Na chwilę obecną objął tylko parę obozów, ale rozchodzi się w niebezpiecznym tempie. Niejaki ork Ul-Ank obwołał się – Mężczyzna wyjął kawałek papieru z szerokiego rękawa – Krwawym Prorokiem i ogłosił odrodzenie niejakiego Akatowego Imperium – przeczytał nie kryjąc niezrozumienia jak i rozbawienia. Myśl, aby dzicy tworzyli jakiekolwiek państwo, tym bardziej imperium, była prześmiewcza.
WWW Andarys zacisnął dłonie kładąc je na zimnym, kamiennym blacie stołu. Dzicy podnoszą but. Stało się to, co było nieuniknione. Przeczuwał, że to kiedyś nastąpi. Orkowie, trolle, cyklopy, olbrzymy – wszystkie te istoty od niepamiętnych czasów były pod patronem Imperium. W celu zapewnienia stabilności dawni władcy ludzi zaopiekowali się barbarzyńskimi rasami zamieszkującymi suche pustynie wschodu. Przynajmniej taka była oficjalna wersja. Prawdą jest, iż zwyczajnie ich zniewolono zamykając w specjalnie wyznaczonych obozach. Dzicy szybko się rozmnażają, czego zawsze się obawiano. Dlatego starano się trzymać ich populację pod kluczem wykorzystując przy okazji w ciężkich pracach fizycznych. Patronat stał się ładnym synonimem zniewolenia. Czy mieli prawo odbierać wolność innych dla własnej wygody? Nawet w imię wyimaginowanego balansu i harmonii świata?
WWW - Dzicy nie zawsze tak się zwali – wyjaśnił Anemetius słysząc jak po odczytaniu słów pozostali członkowie rady prychnęli aroganckim śmiechem – Dawno, gdy historia nie była jeszcze spisana, Dzicy zwali się Akatyńczykami. Akatami. Jak wolicie. Posiadali potężne i rozległe imperium. Wyznawali własnych bogów. W pewnym jednak momencie istnienia upadli. Czemu? Tego nie wiadomo. Zapomnieli o swojej historii…jak i nie tylko oni. Nie należy ich lekceważyć.
WWW Uśmiechy zeszły z twarzy lordów zaś Andarys pozwolił sobie na jeden. Anemetius był pyszny, to prawda, lecz jego wiedza jej dorównywała, a być może i przerastała. Ze wszystkich ludzi w tej komnacie tylko jedna osoba mogła się z nim równać w tej dziedzinie.
WWW - Zgadzam się ze słowami Jego Książęcej Mości – Głos należał do Namyrusa Ileana, Arcymistrza Trzynastu Kręgów Magicznych. Przywódcy Najwyższej Akademii Magii. Byłego mistrza Anemetiusa. Mężczyzna miał długą, śnieżną brodę, która miał w zwyczaju gładzić podczas mówienia. Twarz o pociągłych rysach usianą pajęczyną delikatnych zmarszczek i starczych plamek.
WWW – Dzikich nie można lekceważyć. Musimy podjąć zdecydowane działania. Chorobę, w tym przypadku rebelię, należy zgnieć zdecydowanie w samym zarodku. Inaczej rozprzestrzeni się jak zaraza i zainfekuje cały organizm.
WWW - Moi informatorzy donieśli mi, że do tej pory za tym całym prorokiem opowiedziało się dziesięć obozów. Średnio w każdym żyje po dziesięć tysięcy Dzikich, więc mamy doczynienia ze stu tysięczną armią – powiedział Ferylos mdłym od słodkości i służalczości tonem, kierując spojrzenie na Andarysa.
WWW - Kto jest zarządcą obozów?
WWW - Baron Sinar. Jego głowa zapewne już gnije nabita na pal. Od dawna skarżył się na braki w zaopatrzeniu, ludziach i na wzrastającą agresywność Dzikich. Jego uwagi były ignorowane przez radę.
WWW - Czyli przez was – uściślił Andarys w odpowiedzi otrzymując jedynie krępującą ciszę i umykające spojrzenia radnych.
WWW - Ta rebelia źle wróży naszemu skarbcowi – włączył się do rozmowy Starszy Nad Monetą, baron Relan. Mężczyzna w sile wieku po trzydziestce. Czarnowłosy, z krótką, idealnie przystrzyżoną bródką i mrocznymi jak noc oczami. Nosił czerwono-złoty wams haftowany motywami roślinnymi – Kufry powoli zaczynają świecić pustkami. A mamy długi. Dużo długów. Wyprawienie armii nas dobije. Nie wspominając o spadku przychodów. Dzicy zajmowali się pracą w kopalniach i uprawą na roli. Stracimy na handlu.
WWW - To zrób swoje czary mary i spraw, aby kufry znowu były wypełnione po brzegi – żachnął się Anemetius machnąwszy lekceważąco dłonią. Powszechnie uważano starszego nad monetą za finansowego czarodzieja. Kiedy tylko zachodziła potrzeba wymyślał kolejne ustawy, podatki i cła, co zapełniało braki kosztem niezadowolonego ludu. Cesarz uważał go za człowieka niegodnego zaufania, ale jak na nieszczęście o niespotykanych i wymaganych talentach.
WWW Relan zaśmiał się dźwięcznie.
WWW - Gdybym tylko miał taką moc, Wasza Miłość. Niemniej zrobię, co w mojej mocy. Będę jednak potrzebował do tego wielu podpisów osoby do tego uprawnionej - Przeniósł wzrok na Andarysa.
WWW - I je otrzymasz – odparł sucho, kiwnąwszy głową. Według prawa podczas niemożności władcy jego najstarszy syn obejmował stanowisko cesarskiego namiestnika i zwierzchnictwo władzy. Ledwo tydzień minął odkąd musiał wykonywać obowiązki ojca, a już miał tego serdecznie dość. Jak to wytrzymywałeś przez tyle lat, ojcze?
WWW - W takim razie chyba wszyscy są zgodni, czyż nie? – rozległ się ochrypły, głęboki, wręcz tubalny głos należący do Wielkiego Marszałka, Tehoryna. Rosłego mężczyzny wysokiego na dwa metry i o szerokich barach. Gołą dłonią mógłby zabić jednym ciosem w głowę. Twarz miał pooraną bruzdami i bliznami. Największa szpeciła mu lewy policzek aż po prawe oko przechodząc przez nos. Z pewnością nie można go było zaliczyć do wybitnie urodziwych, ale jego lojalność nie miała sobie równych w całym Imperium. Andarys znał go całkiem dobrze. Może z zewnątrz przypominał niedźwiedzia, lecz wewnątrz miał gołębie serce dla potrzebujących i bezlitosne dla wrogów. Takich ludzi potrzebowali. Z takimi można był iść w bój wiedząc, że w chwili nieuwagi nie wbije ci sztyletu w plecy
WWW – Należy wyprawić armię i uderzyć! – ryknął uderzając gwałtownie pięścią w stół, na co aż sam Anemetius poruszył się nerwowo na swoim siedzeniu – Marnujemy czas na zbędne gadanie. Kiedy jest wróg, cel jest tylko jeden. Wyeliminować.
WWW Ferylos uśmiechnął się ledwo zauważalnie.
WWW - Atak jest odpowiedzią na atak, zgoda, jednak są różne sposoby jego wyprowadzenia. Czasami wystarczy jedno, precyzyjne pchnięcie, by uratować wiele istnień.
WWW Tehoryn skrzywił się, co tylko nadało mu jeszcze bardziej dzikiego wyglądu.
WWW - Zostaw swoje sztylety, trucizny i listy dla swych dłoni, cieniu – warknął groźnie – Wojnę pozostaw wojownikom.
WWW Wielki mistrz przez moment wpatrywał się w marszałka z nieniknącym uśmiechem. Nawet jeden mięsień twarzy mu nie drgnął sprawiając, że wyglądał jak odlany z wosku. Gdy odpowiedział uśmiechu nie było, za to w oczach miał niebezpieczny błysk.
WWW - Jedynie spełniam swe zadanie, do którego zostałem powołany.
WWW - Dość – przerwał Andarys nim mogło dojść do jakiegoś ostrzejszego sporu. Tylko tego by mu brakowało – Zgadzam się, że Dzicy są zagrożeniem i musimy je jak najszybciej zażegnać. Powstaje pytanie: jak? Użyjemy siły, podstępu, czy też może dyplomacji? Chcę usłyszeć propozycje, wówczas zagłosujemy i podejmiemy ostateczną decyzję.
WWW - Moje zdanie już znasz, Wasza Książęca Mość – odparł wyzywająco Tehoryn – Siła. Masowy atak. Nie zdążą nawet się zorientować, kiedy poślemy ich do Otchłani. To wciąż barbarzyńcy odziani w skóry i uzbrojeni w kawałki drewna. Obce im są prawa pola bitew czy jakiejkolwiek strategii. Poza tym legionom przyda się nieco treningu. Nasi chłopcy więcej mają doczynienia z burdelami niż z bronią. Tracą dyscyplinę.
WWW To było zupełnie naturalne. W czasie pokoju, gdy nie ma widocznego zagrożenia, w celu zmniejszenia kosztów utrzymania, armia otrzymuje znacznie większą swobodę. Natomiast pieniądze wydane przez wojaków na dziwki wracają po części do skarbca pod postacią podatku nakładanego na osoby zajmujące się nierządem. I nie są to małe kwoty. Osobiście Andarys nie pochwalał tych działań, aczkolwiek ze względu na kraj mógł powstrzymać swoje odczucia.
WWW - Ja natomiast – zaczął powoli Ferylos – Proponuję pozbycie się Krwawego Proroka. On jest ogniwem. Głową tego całego zamieszania, ale z pewnością nie działa sam. Ktoś musi za nim stać. Ktoś potężny i wpływowy. Ork, który z dnia na dzień wznieca rebelię? Nie, tu chodzi o coś więcej. A my musimy się dowiedzieć, o co tak naprawdę. Dlatego uważam, że najrozsądniej będzie działać po cichu. Wysyłajmy im oferty pokoju, autonomii, czego tylko sobie chcą. Grajmy na czas. Najważniejsze jest utrzymanie ich z dala od miast i głównych szlaków. Zwódźmy ich, a czas wykorzystajmy na rozsupłanie węzła tej intrygi.
WWW Pokiwał głową w zamyśleniu. Zastanawiając się nad tymi słowami miały w istocie sens. W jaki sposób byle Dziki mógł w tak krótkim okresie czasu poderwać dziesięć obozów? Tylko, kto miałby w tym interes? Dzicy na wolności to zagrożenie dla wszystkich. Chyba że komuś zależało na wywołaniu chaosu. Nieśmiertelne pytanie: kto, kłębiło się w umyśle Andarysa.
WWW - Nie znam się na prowadzeniu wojen – przyznał szczerze Relan – Mimo tego skłaniam się ku opcji Wielkiego Mistrza Czarnych Dłoni. Marszałku – zwrócił się do Tehoryna – Wystawienie armii jest obecnie zbyt kosztowne. Twoje zadanie to walka na polu bitwy i dowodzenia armią. Moim zapewnienie całemu Imperium środków – Uniósł obronnie dłonie – Nie mówię, iż nie jest to niewykonalne. Jak najbardziej jest, ale nie w tej chwili. Potrzebuję przynajmniej miesiąca, by rozliczyć się ze właściwymi personami.
WWW - I mówisz, że do tego czasu zdobędziesz fundusze? – wtrącił się Anemetius patrząc podejrzliwie na członka rady.
WWW - Jestem przekonany, panie – odpowiedział śmiele Relan.
WWW Westchnięcie pełne zamyślenia wydał z siebie Arcymistrz Trzynastu Kręgów Magii. Oczy miał zamknięte zaś starcze czoło przecięte głęboką zmarszczką. Gładził lśniącą brodę nieśpiesznymi ruchami.
WWW - Każdy rację ma, a i zarazem nie – westchnął kiwając głową na boki. Wyglądał jak w letargu. Pod zamkniętymi, starczymi powiekami poruszały się powoli gałki oczne – Coś nam umyka. Wyczuwam obcą siłę. Zamazaną i niewyraźną.
WWW Wszyscy wysłuchiwali słów starca wręcz z nabożną czcią. Nawet Anemetius skupił na nim zainteresowane spojrzenie.
WWW - Wielki ogień i rzekę krwi dostrzegam. Na szczycie stoi ork. Słucha szeptów. Czyich? – mówił coraz szybciej i trudniej. Zmarszczki na twarzy maga pogłębiały się z każdym słowem, stawał się blady – Razem planują, choć cele inne mają. Zło nie od orka pochodzi. On pragnie wolności, ale ta istota. Kim jest? Potęga wielka, korona, ambicje…
WWW Ciałem Namyrusa wstrząsnęły drgawki. Otworzył szeroko oczy łapiąc chciwie powietrze w płuca jakby wynurzając się spod wody. Zakasłał, dając jednocześnie znak ręką, że nic mu nie jest i nie potrzebuje pomocy. Sapnął z ulgą niemal zsuwając się z krzesła. Wizja się skończyła. Andarys wiele słyszał o mocach Namyrusa. Podobno był w stanie przejrzeć przez zasłonę czasu i przestrzeni, by dostrzec to, co ma się wydarzyć lub się działo. Pierwszy raz jednak brał w tym udział. Widział wszystko na oczy. Niesamowite. Słuchać opowieści, a być świadkiem to zupełnie co innego.
WWW - To była intensywna wizja – odezwał się w końcu starzec, wciąż gubiąc oddech – Nagła i niespodziewana. Tak jak podejrzewałeś, baronie Ferylosie. Ktoś wspomaga tę rebelię. Nie, ktoś ją obmyślił. Dzicy to tylko narzędzie. Ktokolwiek za tym stoi…jest niezwykle potężny. Nie byłem w stanie przebić się przez jego aurę. Nawet do niej zbliżyć. Cisnęła mnie w ciemność – Wzniósł oczy ku górze – Stwórco chroń nas.
WWW Wszyscy wydawali się niezwykle przejęci całym zdarzeniem i patrzyli na siebie nie kryjąc obaw. Wszyscy, za wyjątkiem Anemetiusa. Wbijał nieustępliwe spojrzenie swych złotych oczu w Namyrusa jak małe igiełki. Na nic innego nie zwracał uwagi. Andarys widział to dokładnie. Obaj byli magami. Może jakoś się ze sobą komunikowali za pomocą wymiany myśli? Wiedział, że tak potrafią. Anemetius czasami tak się do niego zwracał. Dość…osobliwe uczucie.
WWW Namyrus dostrzegł wzrok swojego byłego ucznia.
WWW - Wyczuwałeś to? – zapytał z nadzieją – Tę moc? Musiałeś, jesteś jednym z najpotężniejszych magów. Silniejszym ode mnie.
WWW Anemetius milczał przez moment.
WWW - Nie – odpowiedział lodowato. Sam dźwięk tego tonu sprawił, że Andarysowi zrobiło się zimniej – A twe słowa są zbyt pochlebne, Arcymistrzu.
WWW Andarys złączył dłonie. Nie zważał już na to, co się działo w komnacie. Głosy były tylko tłem. Zerknął w stronę otwartego okna, skąd padały jasne promienie słońca. Już nie takie jasne. Wiedział, że przyjście tutaj nie poprawi mu nastroju.
Ostatnio zmieniony wt 13 maja 2014, 19:04 przez Felik, łącznie zmieniany 4 razy.

2
Felik pisze:Wysoki młodzieniec o złocistych włosach kroczył powoli przez olbrzymi, pusty korytarz cesarskiego pałacu.
W tym zdaniu brakuje mi koloru oczu młodzika, odcienia karnacji, długości rzęs oraz kamienia z jakiego była posadzka, po której koleś kroczył. :)
A serio: chcesz zabić czytelnika tak nachalnie podanymi szczegółami? Pierwszy akapit jest przeładowany detalami.
Felik pisze: - W końcu jesteś – odezwał się jego brat, Anemetius, jako jedyny siedzący swobodnie na swoim miejscu – Zaczynaliśmy się już powoli nudzić.
Felik pisze:– Należy wyprawić armię i uderzyć! – ryknął uderzając gwałtownie pięścią w stół, na co aż sam Anemetius poruszył się nerwowo na swoim siedzeniu – Marnujemy czas na zbędne gadanie. Kiedy jest wróg, cel jest tylko jeden.
Felik pisze:- To była intensywna wizja – odezwał się w końcu starzec, wciąż gubiąc oddech – Nagła i niespodziewana. Tak jak podejrzewałeś, baronie Ferylosie. Ktoś wspomaga tę rebelię. Nie, ktoś ją obmyślił. Dzicy to tylko narzędzie. Ktokolwiek za tym stoi…jest niezwykle potężny. Nie byłem w stanie przebić się przez jego aurę. Nawet do niej zbliżyć. Cisnęła mnie w ciemność – Wzniósł oczy ku górze – Stwórco chroń nas.
Koniecznie zaznajom się z zasadami zapisu dialogów. Na początek: http://www.ekorekta24.pl/proza/130-inte ... ac-dialogi
Felik pisze: Andarys zmrużył oczy patrząc na brata. Ton jego wypowiedzi był zbyt śmiały. Gdyby nie fakt, iż pochodzi z rodziny cesarskiej, mógłby stracić głowę. Z błahszych powodów gnili w lochach baronowie. Musiał się jednak pogodzić z charakterem Anemetiusa, który zawsze stał na uboczu czając się w cieniu. Próżno było oczekiwać po nim czułości lub wyrozumiałości. Czy to on stał za nagłą choroba ojca? Mimo to jako następca tronu musiał poczuć swojego młodszego, nierozważnego braciszka.
1.Narrator opowiada o Anemetiusie, opisuje jego cechy, widziane przez Andarysa. A ostatnie zdanie akapitu kogo dotyczy? Który z braci jest następcą tronu? Wykoncypowałam, że Andarys.
2. Ton głosu pochodził z rodziny cesarskiej?
3. Kto stał na uboczu? Charakter czy brat?

Wrócę tu jeszcze.
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

3
Nie czytałem Cię, nie umiem powiedzieć, czy piszesz lepiej, czy też gorzej. :)
przez olbrzymi, pusty korytarz
Przecinek jest zbędny, ponieważ jedno dookreślenie poprzedzające rzeczownik dookreśla drugi. Gdyby między te wyrażenia wstawić "i" (swoisty odpowiednik przecinka) zdanie zabrzmiałoby sztucznie, patetycznie.
wypolerowanej, śnieżnobiałej
Zbędny przecinek jak wyżej.
możliwe jak najdłużej.
Dla mnie to dopowiedzenie, postawiłbym przecinek.
Chciał odwlec to, co nieuniknione możliwe jak najdłużej.
Stylistycznie lepiej, mniej patetycznie brzmiałoby: Chciał, możliwie jak najdłużej, odwlec to, co nieuniknione. W mojej wersji "możliwie jak najdłużej" jest wtrąceniem, w Twojej dopowiedzeniem i też oddzieliłbym je przecinkiem.
Przystanął na moment wbijając
Przed wyrażeniami takimi jak: "latając", "paląc", "przystając", "konając" - stawiamy przecinek. Jeśli wraz z innymi wyrazami tworzy wtrącenie, to wydzielamy je dwoma przecinkami. W przypadku omawianego zdania właśnie je masz:
Przystanął na moment, wbijając zmęczone spojrzenie, w znajdujące się na samym końcu wysokie masywne wrota.
Dlaczego tak? Patrz wyżej.
Pilnowała ich dwójka żołnierzy, krwawych skrzydeł, jak zwykło się mówić na przyboczną gwardię samego cesarza.
Skrzydłem nazywa się połowę dwuczęściowej bramy, więc wprowadzasz zbędną dwuznaczność. Czytelnik myśli, że masz na myśli jakąś metaforę. A, potem okazuje się, że to potoczna nazwa gwardii. Czytelnik nie potrzebnie się zatrzymuje przy czytaniu. Nie miałbyś problemu, gdybyś od razu dookreślił: chodzi o ludzi. Po takiej zmianie zmienisz jeszcze "ten przydomek swoim" na "swój przydomek krwawym" i będzie stylistycznie dobrze.
dekoracyjne, wystające
Przymiotnik "wystające" nic nie wnosi do opisu.
elementy, przynoszące na myśl skrzydełka.
Skrzydełka chyba zawsze wystają. :) Jak dla mnie tu znów jest dopowiedzenie i to słabe. Najpierw skrzydła się pojawiają, potem skrzydełka. Ale zamiast lekkości przynoszą ciężkość stylu. Zamiast długaśnego "przynoszące na myśl", użyłbym "przypominające"... (coś innego niż ptasi narząd służący lataniu).
Widząc tę dwójkę współczuł
Brakuje przecinka (jak wyżej).
Z nieba lał się żar, słońce prażyło niemiłosiernie,
W pałacu się lał? Akcja rozgrywa się w ruinie? A, może - już wiem - cesarz kazał zamontować najnowszą wersję plastikowych okien i zapomniał o klimatyzacji! Autorze drogi, stare mury rodem ze średniowiecza, albo starożytności, zwykle trzymają chłód, nawet w lecie.
Westchnął, zbierając się w sobie.
Brakuje przecinka (jak wyżej).
Ruszył przyśpieszonym krokiem, chcąc
Brakuje przecinka (jak wyżej).
W miarę, jak się zbliżał, słyszał
Wtrącenie wydziel przecinkami. Zdanie bez niego pozostaje sensowne i po tym możesz je poznać. Ten przypadek jest stosunkowo prosty, bo w wtrąceniu występuje dodatkowy czasownik.
Będąc blisko, gwardziści
Przecinek po "blisko", bo przysłówek dookreśla imiesłów "będąc".
pociągnęli mocno, nie okazując cienia zmęczenia.
Brak przecinka, "ani" stylistycznie zbędne. Zdanie jest logicznie wątpliwe ze względu na to, co napisałem powyżej.
Stare wrota (...) zaś głosy ucichły.
Zdanie jest bezsensowne ze względu na lukę w treści. Zaznaczyłem ją nawiasami.
zaś głosy ucichły.
- Jego Książęca Wysokość, Najwyższy Książe, Andarys Anlean – przedstawiono go donośnym głosem
I od razu się odezwały? Tu wprowadziłbym opis sali, dał chwilę wytchnienia, pozwolił czytelnikowi na poczucie owej "ciszy". Najpierw wstawiłbym to:
Wszedł ostrożnie do środka, jakby stąpał po pękającym lodzie. Z pewnego punktu widzenia w istocie tak było.
Gniazdo żmij gotowych pożreć siebie nawzajem.
Obrzucił szybkim wzrokiem towarzystwo zgromadzone
naokoło okrągłego stołu
. Wszyscy są – szepnął w myślach z niesmakiem. Stoją skłonieni i wpatrują się w czubki swych butów. W większości…
Oczywiście po uwzględnieniu przecinków i zmian stylistycznych. Idźmy po kawałku:
jakby stąpał po pękającym lodzie.
Lepiej brzmiałoby: "Miał wrażenie, że stąpa po pękającym lodzie."
Z pewnego punktu widzenia w istocie tak było.
Zdanie zbędne.
Gniazdo żmij gotowych pożreć siebie nawzajem.
Lepiej brzmiałoby: "Wstępował do gniazda..."
naokoło okrągłego stołu
Strasznie krągło się robi. Lepiej brzmiałoby: "wokół okrągłego...".
Wszyscy są – szepnął
Usłyszeli w tej ciszy? Od początku czekali na stojąco? Wstali bezszelestnie? A może nie było krzeseł? Blat stołu był przeźroczysty? Na początku przedostatniego zdania dałbym "Tymczasem... (coś innego niż wymyśliłeś)". A, informacje, że chodzi o większość wplótłbym w zdanie. Następnie przedstawiłbym bohatera za pomocą cudzego głosu. Dookreśliłbym przy tym, kto mówi. Etykieta dworska zobowiązuje.
Więc jestem tu z nimi uwięziony, pomyślał
Nie oznaczyłeś myśli bohatera. Powinieneś użyć chociażby dwóch myślników.
pomyślał Andarys, idąc
Ten błąd zdarza Ci się permanentnie. Nie będę dalej wskazywał konkretnych przykładów. Znając regułę, popraw swój tekst samodzielnie.
Wypełniał ją szelest ogrodowych drzew za oknem oraz śpiew ptaków.
Informację, że okna otwarte, warto wprowadzić zawczasu, najlepiej w momencie, w którym bohater wchodzi do komnaty. Opis może być pod pewnym względem szczegółowy, jeśli ma to swoje uzasadnienie w dalszej części tekstu, czyni dany motyw racjonalniejszym.
- Matki nie będzie? – spytał zerkając na jedno z dwóch wolnych siedzeń.
Może "Pani Matki", albo "cesarzowej"? W końcu to dwór, bohater czuje się jak w gnieździe żmij...
po czterdziestce z dnia na dzień padał
Wyrażenie "z dnia na dzień" też jest wtrąceniem. Ten błąd zdarza Ci się permanentnie. Nie będę dalej wskazywał konkretnych przykładów. Znając regułę, popraw swój tekst samodzielnie.
Miał swoje podejrzenia, (...) jednak brak jakichkolwiek dowodów.
Zdanie niepoprawne ze względu na lukę w treści. Zaznaczyłem ją nawiasami. Może powinno być: "ale brakowało mu dowodów"?
Z błahszych powodów gnili w
Kto? Podmiot zwykle występuje na początku zdania. Nie dawaj go na koniec, bo uzyskasz efekt sztuczności, czy też patetyczności.

Nie mam już siły. Niezręczności stylistycznych i błędów jest więcej. Widzę jedną zaletę. Masz pomysł, próbujesz naruszyć typowy w fantastyce podział na nieskazitelnie dobrych i nieskazitelnie złych. Ale, jeśli "przyznasz rację" nadwornemu wróżbicie, magowi, będziesz niekonsekwentny. Zmarnujesz ideę.

Podsumowanie: niestety nie podobało się. Ale mogę jeszcze wrócić...

[ Dodano: Wto 04 Cze, 2013 ]
Edycja:

przez olbrzymi, pusty korytarz (...) wypolerowanej, śnieżnobiałej
Korekta, w tych wypadkach przecinki są jednak poprawnie postawione. Ale jak zauważa weryfikator, przesoliłeś z opisami!

4
To znowu ja. ;)
Felik pisze: - Dzicy nie zawsze tak się zwali – wyjaśnił Anemetius słysząc jak po odczytaniu słów pozostali członkowie rady prychnęli aroganckim śmiechem – Dawno, gdy historia nie była jeszcze spisana, Dzicy zwali się Akatyńczykami. Akatami. Jak wolicie. Posiadali potężne i rozległe imperium. Wyznawali własnych bogów. W pewnym jednak momencie istnienia upadli. Czemu? Tego nie wiadomo. Zapomnieli o swojej historii…jak i nie tylko oni. Nie należy ich lekceważyć.
To tłumaczenie wydaje mi się sztuczne. Książę ma wokół siebie bandę niedouczonych kretynów? Nie sądzę. Rozumiem, że wkładasz w usta księcia informacje dla czytelnika, ale nie stwarzaj pozorów, że jego ziomkowie i doradcy, potrzebują takich podpowiedzi. Napisz to inaczej.
Felik pisze:Niejaki ork Ul-Ank obwołał się – Mężczyzna wyjął kawałek papieru z szerokiego rękawa – Krwawym Prorokiem i ogłosił odrodzenie niejakiego Akatowego Imperium – przeczytał nie kryjąc niezrozumienia jak i rozbawienia.
1. Niejaki ork Ul-Ank obwołał się - nie. Niejaki Ul-Ank, ork, obwołał się... - tak.
2. Jedno niejaki wywalamy.
3. Panna Interpunkcja chichocze.
4. Podwójne zaprzeczenie - nie kryjąc niezrozumienia - nie brzmi najlepiej.
Naczelny szpieg królestwa nie rozumie zagrań politycznych? Nie wierzę.
Felik pisze: - Zgadzam się ze słowami Jego Książęcej Mości – Głos należał do Namyrusa Ileana, Arcymistrza Trzynastu Kręgów Magicznych. Przywódcy Najwyższej Akademii Magii. Byłego mistrza Anemetiusa.
To się nazywa nomenklatura. Nie za wiele na raz?
Felik pisze:Nasi chłopcy więcej mają doczynienia z burdelami niż z bronią.
do czynienia
Felik pisze:Osobiście Andarys nie pochwalał tych działań, aczkolwiek ze względu na kraj mógł powstrzymać swoje odczucia.
Odczucia to on miał, jakie miał. Nie mógł ich powstrzymać. PO prostu ze względu na kasę nic nie mówił, nie zabraniał, nie ganił. Kasa to kasa. Za coś trzeba żyć... :)
Felik pisze: - Wielki ogień i rzekę krwi dostrzegam. Na szczycie stoi ork. Słucha szeptów. Czyich? – mówił coraz szybciej i trudniej. Zmarszczki na twarzy maga pogłębiały się z każdym słowem, stawał się blady – Razem planują, choć cele inne mają. Zło nie od orka pochodzi. On pragnie wolności, ale ta istota. Kim jest? Potęga wielka, korona, ambicje…
Mag mówi jak Joda z Gwiezdnych Wojen, ten sam szyk. :) (Kocham Jodę <3 ).


Podsumowując, wypada stwierdzić, że początek opowieści zaproponowałeś dość stereotypowy. Dalej będzie wojna, walka, zdrady, ucieczki i pogonie, niespodziewani przeciwnicy, a książę wyrośnie na króla, co się patrzy (albo na patałacha). A może nie? Ciekawie by było, gdybyś nas zaskoczył.

Wiele różnorodnych błędów, ale nie jest to najtragiczniejszy tekst, jaki tu czytałam. Masz pomysł, masz ideę - pisz, doskonal warsztat i ucz się zasad. Jak raz opanujesz (choćby zapis dialogów), to więcej wpadek nie zaliczysz.

Powodzenia. :)
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

5
Hej,

Mogę powtórzyć się gdzieś z Dorapą.
Wysoki młodzieniec o złocistych włosach kroczył powoli przez olbrzymi, pusty korytarz cesarskiego pałacu. Promienie słoneczne wpadające przez pobliskie okna odbijały się od wypolerowanej, śnieżnobiałej posadzki, rażąc go w oczy.
Skradam się do Twojego tekstu, podchodzę ostrożnie a Ty, bez cienia subtelności walisz mnie młotem w głowę.
Wiesz czemu to zdanie jest złe? Są w nim błędy interpunkcyjne, jest duszne, nie daje żadnego miejsca czytelnikowi a dodatkowo jest pisane jakimś literackim morsem, rytmicznym (w negatywnym sensie) aż do bólu oczu i głowy.
Promienie słoneczne wpadające przez pobliskie okna odbijały się od wypolerowanej, śnieżnobiałej posadzki, rażąc go w oczy. Udawał, że mu to nie przeszkadza.
Jak się udaje, że coś Cię nie razi w oczy?
Oczy odruchowo się mruży, gdy razi słońce (to znak, że przeszkadza) i mam wrażenie, że tego odruchu się kontrolować nie da.
Chciał odwlec to, co nieuniknione możliwe jak najdłużej.
Szyk zdania. Chciał możliwie jak najdłużej, odwlec to, co nieuniknione.
Przystanął na moment wbijając zmęczone spojrzenie w znajdujące się na samym końcu wysokie, masywne wrota.
Tu z kolei brakuje określenia - na czego końcu? Bo o korytarzu pisałeś jednak trochę wcześniej.
Pilnowała ich dwójka krwawych skrzydeł, jak zwykło się mówić na przyboczną gwardię samego cesarza. Zawdzięczali ten przydomek swoim szkarłatnym zbrojom, które posiadały dekoracyjne, wystające elementy przynoszące na myśl skrzydełka.
Krwawych Skrzydeł (analogicznie do np. Czerwonych Beretów) i nie daruję Ci tych drugich "skrzydełek".
Oto, (pokazujesz nam) przyboczna gwardia samego cesarza. Jeśli gwardia cesarza, to nie byle kmiotki, a straszni wojownicy w szkarłat odziani. W szkarłat i... co? Skrzydełka? To wróżki są?
Będąc blisko gwardziści załapali za potężne uchwyty w kształcie lwich grzyw i pociągnęli mocno nie okazując ani cienia zmęczenia.
Wątek miłosny? Że gwardziści byli blisko? A na poważnie - rozumiem, że kiedy on był już blisko wrót, ale ze zdania wynika że "będąc blisko" dotyczy gwardzistów.
Stare wrota zaś głosy ucichły.
A tutaj dajesz mi trochę w twarz, jako czytelnikowi (a młotem już dostałem, pamiętasz?) bo takie zdania nie mogą się wkraść w tekst.
Jego Książęca Wysokość, Najwyższy Książe, Andarys Anlean – przedstawiono go donośnym głosem.
Raczej zapowiedziano. Przedstawiać jego osoby nie trzeba było.
Gniazdo żmij gotowych pożreć siebie nawzajem.
Ciekawe bo samce żmij walczą ze sobą o uznanie samicy :)
I przez walczą rozumiem "splatanie" będące pokazem siły. Żadnego pożerania.
Stoją skłonieni i wpatrują się w czubki swych butów.
Skłonieni do czego? ;)
- W końcu jesteś – odezwał się jego brat, Anemetius, jako jedyny siedzący swobodnie na swoim miejscu – Zaczynaliśmy się już powoli nudzić.
Zapis dialogu (w innych miejscach także).
Wszyscy są – szepnął w myślach z niesmakiem.
Więc jestem tu z nimi uwięziony, pomyślał Andarys idąc w stronę swojego miejsca.
Są różne formy zapisywania myśli bohatera, ale należy trzymac sie jednej.
Krzesła zaszurały i na moment zapadła głucha cisza. Wypełniał ją szelest ogrodowych drzew za oknem oraz śpiew ptaków.
Ciszy nic nie wypełnia. Albo jest cisza (brak dźwięków) albo nie.
Ostatnimi czasy jego stan zdrowa bardzo się pogorszył.
Literówka.
Mimo to jako następca tronu musiał poczuć swojego młodszego, nierozważnego braciszka.
Uważaj na takie kwiatki bo jakiś złośliwy sie na pewno doczepi (ja na przykład, sądząc że to kontynuacja wątku miłosnego).
- Tak, oczywiście – odpowiedział łagodnie do mężczyzny.
Pogrubione - zbędne.
- Dzicy podnieśli bunt. Na chwilę obecną objął tylko parę obozów, ale rozchodzi się w niebezpiecznym tempie.
Rozprzestrzenia byłoby ładniej.
Dzicy podnoszą but.
No, proszę Cię Autorze...
Orkowie, trolle, cyklopy, olbrzymy – wszystkie te istoty od niepamiętnych czasów były pod patronem Imperium.
Raczej patronatem.
W celu zapewnienia stabilności dawni władcy ludzi zaopiekowali się barbarzyńskimi rasami zamieszkującymi suche pustynie wschodu.
Długo wytrzymałem, ale to zdanie po prostu załatwiło mnie brakiem przecinków.
Zapomnieli o swojej historii…jak i nie tylko oni.
Kiepsko to brzmi.
Anemetius był pyszny, to prawda, lecz jego wiedza jej dorównywała, a być może i przerastała.
Jej - pysze, ale jak ma się do tego pierwsza część zdania?


Tutaj mam dość.
Ten tekst powinien zostać jeszcze kilka razy przeczytany i poprawiony, zanim umieściłeś go tutaj Autorze.
To nie jest jeszcze czas tego tekstu i obawiam się, że Twój, Autorze, także jeszcze nie.
Ale próbuj bo gdzieś tam, pod tym hufcem dzikich błędów, jest nadzieja.

Pozdrowienia,

G.
"Każdy jest sumą swoich blizn" Matthew Woodring Stover

Always cheat; always win. If you walk away, it was a fair fight. The only unfair fight is the one you lose.

6
Pozwolę sobie krótko i zwięźle.
Po pierwsze nagromadzenie przymiotników w tekście sprawia, że przebija się przez te opisy jak przez papkę. Zamiast zbudować w mojej głowie obraz, wywołałeś znużenie. Przy tak dużym nagromadzeniu szczegółów wszystko się - paradoksalnie - rozmywa. Bo po prostu jest to nie do zapamiętania. I tu chodzi o:
Felik pisze:Wysoki młodzieniec o złocistych włosach kroczył powoli przez olbrzymi, pusty korytarz cesarskiego pałacu. Promienie słoneczne wpadające przez pobliskie okna odbijały się od wypolerowanej, śnieżnobiałej posadzki, rażąc go w oczy.
Felik pisze:Przystanął na moment wbijając zmęczone spojrzenie w znajdujące się na samym końcu wysokie, masywne wrota.
Felik pisze:W miarę jak się zbliżał słyszał dochodzące zza wrót stłumione odgłosy. Będąc blisko gwardziści załapali za potężne uchwyty w kształcie lwich grzyw i pociągnęli mocno nie okazując ani cienia zmęczenia. Stare wrota zaś głosy ucichły.
Tutaj umknął sens. Bohater słyszał odgłosy a gwardziści będąc blisko otworzyli drzwi? Co ma piernik do wiatraka?
Ostatnie zdanie to w ogóle jest bezsensu.
Felik pisze:- Matki nie będzie? – spytał zerkając na jedno z dwóch wolnych siedzeń. Drugie przeznaczone było dla ojca, lecz ten leżał schorowany w łóżku.
Oficjalna rada w superważnej sprawie i taki swobodny ton zwracania się? Bardziej na miejscu byłoby albo spytać dyskretniej albo bardziej formalnie, bo to nie piknik, tylko narada.
Felik pisze: Andarys zacisnął dłonie kładąc je na zimnym, kamiennym blacie stołu. Dzicy podnoszą but. Stało się to, co było nieuniknione. Przeczuwał, że to kiedyś nastąpi. Orkowie, trolle, cyklopy, olbrzymy – wszystkie te istoty od niepamiętnych czasów były pod patronem Imperium. W celu zapewnienia stabilności dawni władcy ludzi zaopiekowali się barbarzyńskimi rasami zamieszkującymi suche pustynie wschodu. Przynajmniej taka była oficjalna wersja. Prawdą jest, iż zwyczajnie ich zniewolono zamykając w specjalnie wyznaczonych obozach. Dzicy szybko się rozmnażają, czego zawsze się obawiano. Dlatego starano się trzymać ich populację pod kluczem wykorzystując przy okazji w ciężkich pracach fizycznych. Patronat stał się ładnym synonimem zniewolenia. Czy mieli prawo odbierać wolność innych dla własnej wygody? Nawet w imię wyimaginowanego balansu i harmonii świata?
WWW - Dzicy nie zawsze tak się zwali – wyjaśnił Anemetius słysząc jak po odczytaniu słów pozostali członkowie rady prychnęli aroganckim śmiechem – Dawno, gdy historia nie była jeszcze spisana, Dzicy zwali się Akatyńczykami. Akatami. Jak wolicie. Posiadali potężne i rozległe imperium. Wyznawali własnych bogów. W pewnym jednak momencie istnienia upadli. Czemu? Tego nie wiadomo. Zapomnieli o swojej historii…jak i nie tylko oni. Nie należy ich lekceważyć.
Uwielbiam te przydługie wykłady na temat historii świata. Może można sprzedać to w jakiś ciekawszy sposób?

Podsumowując...Felik, nadal masz natłok dookreśleń, nadmiernie drobiazgowych opisów mało istotnych rzeczy. Trzeba to opanować. Wychodzą z tego niezgrabności, czasem bezsensy. Językowo bywa nieporadnie, zwłaszcza leżą związki frazeologiczne. Mało akcji. Bohaterowie opisani a nie pokazani. Niech przemówią za nich akcje, czyny, emocje. Monolog głównego bohatera ma ogromnie przegadaną naturę. W odmienności od opisów, te przemyślenia trzeba by uszczegółowić, nadać im bardziej osobisty charakter. Ożywi to trochę twoje kreacje. Popróbuj może pisać scenki z limitem znaków? Przekonasz się jak wiele słów jest zbędnych (np. ćw z Dzikości...) :)
Powodzenia.

7
Ha, to Felik dostał opinie trzech weryfikatorów na raz! Mówią, ze od nadmiaru głowa nie boli, ale pozostaje mieć nadzieję, że się biedaku nie załamiesz. :)
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

9
Ja byłem w trakcie pisania, kiedy Dorapa wróciła dokończyć :)

Pozdrawiam,

G.
"Każdy jest sumą swoich blizn" Matthew Woodring Stover

Always cheat; always win. If you walk away, it was a fair fight. The only unfair fight is the one you lose.

10
Ekstra, lubię takie zbiegi okoliczności.

Ciekawa jestem, czy Felik zauważy, że ma weryfki.
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

11
Felik pisze: Wysoki młodzieniec o złocistych włosach kroczył powoli przez olbrzymi, pusty korytarz cesarskiego pałacu. Promienie słoneczne wpadające przez pobliskie okna odbijały się od wypolerowanej, śnieżnobiałej posadzki, rażąc go w oczy. Udawał, że mu to nie przeszkadza. Chciał odwlec to, co nieuniknione możliwe jak najdłużej
To jest początek, który przyciąga. Lekki, kolorowy, pobudzający wyobraźnię. Dlatego postanowiłam poczytać - co będzie dalej...
A dzieje się tu sporo, wiec by nie sugerować się opiniami innych, sama powiem co w tekście boli i mogą być powtórki z uwagami poprzedników.
Felik pisze:Przystanął na moment wbijając zmęczone spojrzenie w znajdujące się na samym końcu wysokie, masywne wrota.
albo zmienić to okreslenie albo wyrzucić
Felik pisze:Pilnowała ich dwójka krwawych skrzydeł,
"krwawych skrzydeł" - wyróżnione podkreślają, że to nazwa i czytelnik nie traktuje wyrazenia dosłownie
Felik pisze:Zawdzięczali ten przydomek swoim szkarłatnym zbrojom, które posiadały dekoracyjne, wystające elementy przynoszące na myśl skrzydełka.
Nie wiem czy to wyjaśnienie tu potrzebne - raczej bym zmieniła zdanie poprzedzające w bardziej oddające to wyobrazenie
Felik pisze:Widząc tę dwójkę współczuł im nieco. Z nieba lał się żar, słońce prażyło niemiłosiernie, a oni pełnili wartę w pełnym ekwipunku.
To zdanie też zbędne - odbiega od głównego wątku narracji
Felik pisze:Stare wrota zaś głosy ucichły.
Zdanie rozbudować
Felik pisze: - Jego Książęca Wysokość, Najwyższy Książe, Andarys Anlean – przedstawiono go donośnym głosem.
ten "najwyższy"- dziwnie to zabrzmiało
przedstawił go ktoś nie coś- zmień ten zapis wprowadzając człowieka, bo donośny głos mógł najwyżej bohater usłyszeć
Felik pisze:Wszedł ostrożnie do środka jakby stąpał po pękającym lodzie. Z pewnego punktu widzenia w istocie tak było. Gniazdo żmij gotowych pożreć siebie nawzajem. Obrzucił szybkim wzrokiem towarzystwo zgromadzone naokoło okrągłego stołu. Wszyscy są – szepnął w myślach z niesmakiem. Stoją skłonieni i wpatrują się w czubki swych butów. W większości…
ewidentnie do przeróbki - zbyt metaforycznie próbujesz opisać to co powinno być opisane dosadnie, a nawet rabusznie- scena ich fałszywego traktowania się nawzajem by się przydała ale w prostym dosadnym opisie
Felik pisze: - W końcu jesteś – odezwał się jego brat, Anemetius, jako jedyny siedzący swobodnie na swoim miejscu – Zaczynaliśmy się już powoli nudzić.
niepotrzebne wtrącenie

[ Dodano: Czw 06 Cze, 2013 ]
Felik pisze: Wrota trzasnęły głucho.
zatrzasnęły się - ja bym dodała: za jego plecami, bo lubię czasem dosadnie podkreślić sytuację
Felik pisze:Usiadł, a kiedy to zrobił, pozostała cześć uczestników narady poszła w jego ślady.
brzmi trochę niefortunnie tak jak i tu
Felik pisze:Ostatnimi czasy jego stan zdrowa bardzo się pogorszył
Felik pisze:Nie chciał o tym mówić, ale obawiał się najgorszego.
wyrzucić
Felik pisze:Miał swoje podejrzenia, jednak brak jakichkolwiek dowodów.
kto? ojciec czy syn?
I na tym kończę łaponkę - bo tylko sugeruję ci byś był bardziej wrażliwy na słowo. Twój styl to plastyczne przedstawienie rzeczywistości - i tak trzymaj - bo to nadaje bajkowość i koloryt twoim opowieściom - jednak nie pozwól słowom żyć własnym życiem - zdyscyplinuj je, by oddawały twoje myśli, a nie wyrywały się z kontekstu.
Opowiadanie przyciągające uwagę, wciągające, ale dużo pracy przed tobą nad zdyscyplinowaniem naratora by wyrażał jasno swe myśli. Powodzenia w dalszych próbach pisarskich - ja czytam dalej...
Jak wydam, to rzecz będzie dobra . H. Sienkiewicz
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron