W drodze do Antiochii [historyczne, fragment]

1
[Bardzo proszę o opinię. Pisadło moje nieszczęsne liczy wiele stron i posiada kilka wątków. Tytuł odnosi się tylko do poniższego tekstu. Ciężko było wykroić krótki fragment, który można właściwie odczytać bez powiązań z innymi. Wojny połowy III wieku są tematem-rzeką... ale czy potrafię o nich opowiedzieć? Czy też czytelnik nie znający realiów nie rozumie nic i zmaltretuje sobie mózg topornym stylem?
Szczerze mówcie, nie oszczędzajcie. Będę wdzięczna za każdy głos.
Nie mam pojęcia, czy powinnam wrzucić to tutaj, czy do dłuższych opowiadań – jeśli jest w złym miejscu, proszę o przeniesienie!]


___Daleka podróż nie była dla Atasza nowością, jednak do tej pory zawsze wędrował w towarzystwie Sureny. Stary arystokrata przez lata nie posiadał stałego domu – dawniej, gdy był jeszcze głównym doradcą Szapura, przemieszczał się razem z całym dworem w rytm rocznych podróży króla. Zimę spędzali w Ekbatanie, zaś wiosnę w Ktezyfoncie; obrzędy Nowego Roku świętowali zawsze w sercu Iranu w Isztakhr, w cieniu umarłego miasta Stu Kolumn.
___Atasz jednak nigdy wcześniej nie był na terenach należących do Rzymu, dlatego teraz niemal z czcią patrzył na linię Eufratu, którą wkrótce mieli przekroczyć w drodze na zachód. Ogromna rzeka nie przypominała porywistego, nie dającego się ujarzmić łódkami Tygrysu. Tutaj głęboka toń przejrzystej wody była spławna, chociaż wszystkowiedzący Gog twierdził, że tylko najodważniejsi decydowali się na żeglugę w górę nurtu, na północ od Anath. Eufrat wyznaczał granicę władzy Iranu. Na drugim brzegu – mimo licznych konfliktów i ku niezadowoleniu sasanidzkiego króla – wciąż utrzymywały się osady i fortece, w ostatnich latach coraz gęściej zasiedlane przez rzymskich legionistów.
- Robią to specjalnie – stwierdził Gog oskarżycielsko. – Mówią, że nadają tutaj tylko ziemię weteranom, a tak naprawdę zbierają żołnierzy. Gdybyś widział, jak jeszcze całkiem niedawno wyglądało Dura – spokojne, nieduże miasto! A teraz? Jeden wielki obóz wojskowy!
- Nadchodzi wojna – stwierdził Atasz, przypominając sobie zdenerwowaną twarz księcia Hormizda, który żądał rozmowy na osobności z jego przybranym ojcem.
- Nadchodzi, a my jesteśmy jedynie małym trybikiem w machinie. Im szybciej wybuchnie, tym gorzej dla nas – zaśmiał się Gog. – Posłowie to najlepsze kozły ofiarne, jakie można sobie wyobrazić.
- Niebezpieczna profesja – ocenił Atasz. – Aż dziw, że nigdy nie brakuje chętnych.
- Któż nie lubi ryzyka, bracie?... A jeśli się poszczęści, dary obu krajów są tak wystawne, że można żyć potem kilka lat w spokoju.
- Dziękuję za taki spokój… – Atasz zaczął się zastanawiać, czy jego udział w poselstwie nie wystawia na niebezpieczeństwo także Sureny. Miał nadzieję, że nie. Ostatecznie był tu tylko zwykłym żołnierzem, żeby nie powiedzieć – chłopakiem od wielbłądów.

___Noc mieli spędzić na wyspie, w ostatnim przyczółku irańskiej władzy - garnizon w Anath składał się z pięćdziesięciu zbrojnych, chronionych dodatkowo przez wody Eufratu. Przynieśli oni wino i mięso dla dostojników oraz chleb dla służby, spożywany wśród śpiewu w wesołym blasku pochodni; Atasz nie czuł jednak głodu i gdy tylko rozpakował juki, oddalił się od gwaru kolacji i trajkotania Goga. Jeśli jego towarzysz nie mijał się z prawdą, Anath była ostatnim miejscem, gdzie mogli poruszać się swobodnie. Od następnego ranka każdy krok członków poselstwa będzie bacznie obserwowany.
___Jak uda mu się w tych warunkach odszukać w Antiochii obcą kobietę dwa razy starszą od niego?...

___Anath była niewielką wyspą, przedzieloną osią jedynej drogi. Długie, równe kroki Atasza dudniły na bruku, gdy zmierzał w stronę przystani. Kiedy dotarł na brzeg, zachwyt zaparł mu dech.
___Światło odbijało się w marszczonym lustrze wody, która lśniła srebrem i wabiła otchłanią spokojnego nurtu. Co by było, gdyby zanurkował, dając się omotać czarowi drobnych fal i księżyca? Wydawało mu się teraz, że drugi brzeg jest krainą dewów, pokrytą białym śniegiem i ustrojoną gwiazdami spadającymi za horyzont.
___Atasz zdjął buty i pozwolił, by nurt obmył zmęczone stopy. Zastygł tak, z otarciami nóg kojonymi przez chłodną wodę, trwając w nabożnym zachwycie – gdy z zamyślenia wyrwał go czyjś cichy śmiech.
- Czyżbyś pierwszy raz widział piękny Eufrat? – spytał ktoś za jego plecami.
___Atasz wzdrygnął się i odwrócił w kierunku głosu. Obcy człowiek siedział spokojnie tuż nad brzegiem, z plecami opartymi o duży kamień. Gra świateł i cieni sprawiała, że chłopak w ogóle go wcześniej nie zauważył.
- Pierwszy raz od wielu lat – przyznał, wychodząc z wody i z pewnym zażenowaniem zakładając znów wysokie, skórzane buty, które wydawały się jeszcze bardziej uciskać jego kostki.
- Niezwykła rzeka, prawda? – rzekł tamten. – Szkoda, że jest pełna krwi.
- Co to znaczy? – spytał Atasz, patrząc znów na chłodny i rozedrgany nurt. – Ta noc jest jeszcze spokojna.
- Noc jest spokojna – przyznał nieznajomy – a dzień rani nozdrza smrodem wielbłądów, a uszy – krzykiem poganiaczy. Wędrujesz z poselstwem?
- Tak – Atasz uznał, że tą informację może ujawnić, a żadnej innej na szczęście nie posiada. Zaczął się zastanawiać, czy nieznajomy należy do garnizonu wyspy, czy też do otoczenia Głosu Króla. Jego płynna mowa nie ukrywała lekkiego, obcego akcentu. - Kim zaś jesteś ty, panie?
- Ja też wędruję – nieznajomy zapatrzył się na drugi brzeg. - Lecz w takich chwilach jak ta, nie w przestrzeni, lecz w czasie... dopóki nie wlazłeś zabłoconymi nogami w wodę tuż pod moim nosem.
- Nie rozumiem – stwierdził Atasz, ukradkiem spoglądając na swoje – wcale nie takie brudne – stopy.
- Ta wyspa widziała wiele spotkań między Rzymianami i ludami Iranu. Jak ważne są pozory szacunku! Gdy troszczono się, by nie naruszyć czci żadnego z mocarstw, spotykano się na neutralnym gruncie. Granicą był Eufrat, zaś Anath leży na samym środku granicy. Kiedyś przybył tutaj wysłannik Wielkiego Króla Mitrydatesa, Orobazos, by rozmówić się z rzymskim dowódcą. Przekazał wszystko i wykonał zadanie sumiennie, lecz gdy wrócił do swego władcy, ten nie pozwolił mu wyrzec nawet słowa, lecz rozkazał go ściąć. Jak sądzisz, dlaczego?
___Atasz spojrzał na nieznajomego ze zdziwieniem. Oczy, przywykając powoli do księżycowej poświaty, zaczęły dostrzegać szczegóły sylwetki – prosty strój, włosy jaśniejsze niż jego własne i twarz, której wieku nie dało się określić.
- Musiał uchybić w czymś godności króla – stwierdził. – Za to karze się natychmiastową śmiercią.
- Masz rację. Jakie to oczywiste dla ludzi Iranu. Uchybił godności… wysłuchał butnych Rzymian i pozwolił im spocząć u swego boku na uczcie. Więc zginął.
___Atasz zastanawiał się nie nad dalszymi słowami nieznajomego, lecz nad wywołanym przez niego imieniem. Mitrydates?... Czy chodziło o sławnego arsakidzkiego króla sprzed wielu wieków? Wydawało mu się ryzykowne wspominanie władcy upadłej dynastii, której ostatniego przedstawiciela zabił ojciec obecnego Króla królów.
- Kim jesteś? – spytał teraz nieznajomy z lekkim uśmiechem.
- Atasz, wychowanek Ardaszira Sureny – stwierdził chłopak w nieszczęsnym odruchu prawdomówności. Skarcił się za to w myśli. Na rzymskiej ziemi będzie musiał uważać z rozpowiadaniem o swojej tożsamości. – Czy poznam też twoje imię?
- Wychowanek Sureny… - powtórzył jego towarzysz w zadumie, ignorując pytanie. – Ciekawe. Twój pan usunął się teraz z dworu Króla królów, prawda?
- Jego lata pozwalają mu już na zasłużony odpoczynek – rzekł ostrożnie Atasz.
- Widzę, że się mnie obawiasz – uśmiechnął się znów nieznajomy. – Nie musisz. Wciąż jesteśmy na ziemi podległej wielkiemu Szapurowi. Tu nie ma szpiegów. Lecz uważaj na drugim brzegu. Ludność jest nam przychylna, bo jeszcze ich dziadowie, mimo że w większości byli Grekami, kłaniali się Iranowi. Lecz czasy się zmieniły i rządzą nimi teraz Rzymianie, chociaż nie wszystkim się to podoba.
- Jak to się stało? – spytał Atasz, patrząc znów na drugi brzeg rzeki. Dostrzegł gdzieś w oddali migoczące pochodnie.
- Chyłkiem – stwierdził nieznajomy. – Najpierw pojawili się wysłannicy z Palmyry, roztaczając opiekę nad drogami pustyni. Potem na wschód wyprawił się kaizar Werus i mimo że niewiele zdziałał – zostawił tu swoich pierwszych żołnierzy, a ci już nie odeszli. Małe placówki zmieniły się w garnizony, a kaizar Sewer wysłał do nich kolejne oddziały. Chciał zdobyć całe Międzyrzecze, lecz oparła mu się Hatra.
___Atasz pokiwał głową. Słyszał tę historię od Ardaszira Sureny. Pomyślał, że nazwa zburzonego miasta ostatnio często do niego powraca. Przywykł traktować takie rzeczy jako znaki.
___Jego towarzysz wziął w palce płaski, niewielki kamień i wprawnie rzucił na wodę. Oboje patrzyli jak odbija się od powierzchni Eufratu, znacząc niewidzialne arkady przęseł miniaturowego mostu.
- Krok po kroku… - stwierdził. – Tak od lat działa Rzym na tym terenie. Nie przywykł do tak ciężkiej pracy. Złości się. Lecz jest za słaby, by osiągnąć cokolwiek więcej. Teraz nadszedł czas dla Iranu. Cieszy cię to, Ataszu?
___Z dziwnym smutkiem spojrzał mu prosto w oczy.
___Atasz nie wiedział, co odpowiedzieć.
- Wszystkie sukcesy Wielkiego Króla radują moje serce – odpowiedział w końcu. – Lecz gdy rzeka spływa krwią, krew ta należy do ludzi.
___Nieznajomy pokiwał głową.
- Masz rację. – rzekł. – Dlatego idź teraz i wyśpij się, po raz ostatni na ojczystej ziemi. Kto wie, co zastaniesz tutaj, kiedy wrócisz.
___Atasz oddalił się posłusznie, z ziarnem niepokoju zasianym przez ostatnie słowa. Za sobą słyszał jedynie drobne fale rozbijające się o ostre kamyki na brzegu.

***

___Pierwszy przystanek po stronie rzymskiej mieli w Bibladzie, kolejny w Adanie, następny już w Dura. Do miasta wjeżdżało się niemal tunelem – tak nisko pod poziomem gruntu przebito właściwą bramę. Z wysokości świeżo podwyższonego krenelażu na poselstwo patrzyły podejrzliwe twarze wartowników.
- Szykują się do odparcia ewentualnego oblężenia – stwierdził Gog, obrzucając mury okiem znawcy, jak czynił to zawsze, czy chodziło o chorą nogę wielbłąda, czy też o rozpoznanie gatunku wina. Atasz szczerze zazdrościł mu tej pewności siebie.
- Mury nie są zbyt wysokie – ocenił Atasz – ciężko im będzie się bronić.
- Ciężko lub nie. Podobno pół armii Rzymu zgromadziło się w ich obrębie. Zresztą, sam zobaczysz.
___Rzeczywiście, za murami roiło się od żołnierzy. Spory ich oddział powitał karawanę jeszcze w bramie i od tej pory eskorta nie odstępowała Irańczyków nawet na krok. Atasz po raz pierwszy widział z bliska rzymskich legionistów z zachodu – w większości byli to niewysocy, ciemnowłosi ludzie w krótkich tunikach i pancerzach z nanizanych na sznurki łusek. Przyglądał się im z ogromnym zainteresowaniem. Więc tak wyglądała jedna z najpotężniejszych armii na świecie?
- Podobno są niezwykle wytrzymali i umieją wznieść mur z tarcz, którego nie potrafi przebić nasza konnica – zagadnął Goga.
- Podobno – odpowiedział tamten – ale jeśli cię to interesuje, spytaj lepiej Rasza, zna ich zwyczaje i włada ich mową. Ja ci wiele nie powiem.
___Język, rzeczywiście… Atasz wyłapywał z ogólnego szmeru tłumu grekę, której Ardaszir Surena kiedyś postanowił go nauczyć, sprowadzając dla chłopaka prawdziwego pedagoga. Nauka była prawdziwym utrapieniem dla obu stron do czasu, gdy pedagog podsunął mu – bez wiedzy Sureny – nowele i opowieści Lukiana, które Atasz, wówczas ledwo rozumiejący obce słowa, zaczął połykać z zachwytem.
___Życie w Dura wydawało się być postawione na głowie, lecz prawdziwy natłok Atasz ujrzał po przekroczeniu kolejnego muru, oddzielającego teren obozu od cywilnej części miasta. Straszyły tutaj ruiny domów porzuconych – raczej nie z własnej woli – przez mieszkańców. Legioniści mieszkali w prostokątnych blokach szybko wzniesionych baraków. I były ich setki, całe setki. W powietrzu unosiła się woń cebuli, z którą konkurował ostry zapach żołnierskiego garum.
- Czy rzymskie oddziały zawsze budują obozy? – zagadnął Rasza, który rozglądał się dookoła z pewną nostalgią.
- Tak. Z tego słyną. Nawet gdy zatrzymują się gdzieś na jedną noc, otaczają obozowisko wałem i fosą. Są jak pszczoły w ulu, albo mieszkańcy mrowiska, ale – uśmiechnął się, ukazując ciemne zęby – wystarczy, że ich królowa jest słaba lub ginie, rozpraszają się i nie wiedzą, co zrobić.
- Królowa? – opacznie zrozumiał Atasz, któremu przed oczami stanęła wyniosła pani, władająca całym wojskiem.
- Dowódca! – huknął Rasz. – Człowiek próbuje tu ubarwić życie odrobiną poezji, a ty wszystko tak dosłownie bierzesz! A ponoć niegłupi jesteś i nauczono cię czytać!
- Nauczono. I to w niejednym języku – odparł markotnie Atasz, tęskniąc nagle do ulubionej nowelki. Mógł wziąć ze sobą papirus.

___Tego wieczoru po raz pierwszy ujrzał Posła, gdy ten udał się na spotkanie z dux ripae – jak mu wyjaśnił cierpliwie Rasz – dowódcą wojsk nad Eufratem. Głos Króla miał szaty bogate i poobwieszane złotem, oraz dwa ogromne pukle loków, jakie nosili tylko najwyżsi dostojnicy. Atasz mógł się założyć, że powietrze w jego pobliżu jest ciężkie od perfum. Zaczął się zastanawiać, czy temu posłowi tez grozi ścięcie, jak nieszczęsnemu Orobazosowi, o którym opowiadał mu człowiek nad brzegiem Eufratu.

___Przygotowywał się na wygodną noc w baraku, w którym ich zakwaterowano. Otrzymali nawet jedzenie, polane oczywiście garum, które trzeba było z tego powodu jeść z zatkanym nosem; dostarczono też kilka amfor wina. Miał nadzieję zaprzyjaźnić się z którąś z nich późnym wieczorem. Jego towarzysze szeptali o smagłych kobietach, które sprzedawały swoje wdzięki w Dura. Atasz po chwili głębokiego namysłu stwierdził jednak, że skorzystanie z ich usług byłoby niegodne pomocnika posła samego króla Szapura.
___Zabierał się właśnie za pierwszą z brzegu amforkę, gdy do baraku wpadł jeden z dowódców, szeleszcząc połami grubego, podróżnego płaszcza.
- Gdzie pozostali? – warknął, omiatając wzrokiem prawie puste pomieszczenie.
- Poszli na miasto.. – wyjąkał Atasz, odruchowo skłaniając głowę.
- Na miasto! Na baby chyba! Zwijaj manatki chłopaku, wyjeżdżamy natychmiast. Już!
- Ale chłopaki… Gog… chcesz ich tu pozostawić, panie? – Atasz niemal upuścił amforkę.
- Nie mam czasu ich teraz szukać i ty też się nie waż. Wychodź natychmiast!
___Atasz, nie rozumiejąc nic, zgarnął swoje rzeczy do worka i złapał koc, a także, bez namysłu – dwie amforki. Przed barakiem zaskoczył go tłum rzymskich żołnierzy, mierzących go stanowczo nieprzychylnym wzrokiem.
- A ten tu co?... – prychnął ktoś po grecku – kolejny Pers? Wojny się wam zachciewa? Zawszone pomioty wielbłądów!
- Cisza! – usłyszał Atasz. Tłum rozstąpił się, szemrając niechętnie, lecz przepuszczając mały orszak. Głos Króla szedł w towarzystwie Rzymianina w pełnym uzbrojeniu i kilku żołnierzy z obu państw.
- Ponieważ jesteś posłem, pozwolimy ci odejść – mówił lodowatym tonem Rzymianin. – Wyjdziecie za mury miasta Dura i nie ważycie się ich więcej tknąć. Nasza eskorta odprowadzi was aż do brodu na Eufracie, gdzie wrócicie do swoich krain. Natychmiast.
___Atasz zaczynał rozumieć, co się stało. Wieści, jakie niosło poselstwo najwyraźniej nie spodobały się Rzymianom… co w takim razie zrobią z jego towarzyszami?
- Jest tu jeszcze kilku naszych chłopaków, panie! – zakrzyknął po grecku, nie zastanawiając się nad tym, co robi. - Gdy przyjdą, będą nas szukać, odeślij ich, lecz nie zabijaj!
___Jeden z Irańczyków podszedł do Atasza i chwycił go za ramię w żelaznym uścisku. Był o głowę wyższy, a szpikulec jego hełmu błyszczał w świetle pochodni.
- Nie odzywaj się nieproszony – szepnął przez zaciśnięte zęby.
- Ich strata – warknął Rzymianin, nawet nie patrząc na chłopaka – perska noga nie pozostanie w Dura. Wyjeżdżajcie natychmiast!
___Atasz niemal się przewrócił, popchnięty w kierunku grupki trzech Irańczyków eskortowanych przez dwóch legionistów.
- Wielbłądy tu zostają! – krzyknął jeszcze Rzymianin. – a wam, o szlachetni synowie pasterzy, przystoi wygodna podróż w zamkniętych wozach. Wrócicie na swoją pustynię i przekażecie odpowiedź waszemu Szapurowi!

___Za bramą rzeczywiście wsadzono ich bezceremonialnie do wozu. Atasz nie widział kompletnie nic. Wydawało mu się, że siedzi koło tego samego wysokiego człowieka, który kazał mu wcześniej milczeć. Myśl o Gogu i pozostałych, zabitych zapewne bez litości w chwili zupełnego zaskoczenia, nie dawała mu spokoju.
___Irańczycy milczeli, zaś pilnujący ich Rzymianie wymieniali krótkie zdania w swoim własnym języku. Wóz toczył się po nierównościach drogi, postukując głucho. Atasz zastanawiał się, dokąd zamierzają ich odesłać – czy przeprawić łódkami koło Adany lub Biblady? Bo przecież nie wieźć aż do Anath, kilka dni drogi od Dura?

___Nie minęło jednak wiele czasu, gdy do wnętrza wozu dotarł przenikliwy gwizd, jakby jakiegoś ptaka. Niemal jednocześnie towarzysz znów chwycił rękę Atasza, a na gdzieś zewnątrz rozległ się krzyk. Dwóch Persów rzuciło się na siedzących w wozie Rzymian. Atasz nie widział niemal nic, jednak domyślał się, co robią – niczym błyskawice wyjmują ukryte w nogawkach spodni sztylety i zatapiają je w piersi przeciwników. Wóz zachybotał się i stanął.
- Nie wychylaj się – szepnął towarzysz do Atasza, który już chciał wyskakiwać na zewnątrz. Nie pozostało mu więc nic innego, jak w odrętwieniu przysłuchiwać się odgłosom walki. Nagle zrozumiał sens rozkazu – w powietrzu rozlegał się świst strzał.
___Od dziecka był przyzwyczajony do bitew. Nie miał jeszcze dziesięciu lat, gdy służył Ardaszirowi Surenie pod Hatrą. Naoglądał się tam dość śmierci, by później nie drżeć na jej widok. Lecz teraz zamknął oczy, co w ogarniającej ich ciemności nie uczyniło dużej różnicy
___Ktoś zdarł zasłonę wozu i płomień pochodni zamigotał czerwonymi plamami pod powiekami Atasza.
- Wychodźcie! – krzyknął głos po grecku.
___Atasza popchnięto do przodu. Nawet się nie zorientował, kiedy wciśnięto mu do ręki uzdę konia. Niemal nie myśląc o tym, co czyni, wskoczył na niego i galopował w ślad za towarzyszami, jak najdalej od głównej drogi.

***

___Dopiero rankiem Atasz oprzytomniał na tyle, by zdać sobie sprawę z przebiegu ostatnich zdarzeń; że przez całą noc zajeżdżali konie, pędząc na zachód; że teren wokół nich jest pustynny i bezludny, a wschodzące słońce zaczyna już niemiłosiernie prażyć; a w końcu, że koń ma przytroczone solidne juki i duży bukłak z wodą. Nie zwalniając tempa jazdy, schylił się po niego upił łyk.
___Wkrótce jednak musieli zrobić przerwę, ukrywając się w zapadlinie między skałami. Było ich tylko pięciu; Atasz i czterech jeźdźców, których twarze ledwie kojarzył. W czasie podróży do Dura nie zwracał większej uwagi na arystokratów towarzyszących Głosowi Króla, przebywając wciąż w towarzystwie chłopaków w swoim wieku. Po raz kolejny zatroskał się nad ich losem.
___Lecz teraz, gdy jeden z jeźdźców oporządził już swojego konia i zawiesił mu worek z obrokiem, Atasz rozpoznał go. To był ten sam człowiek, z którym rozmawiał nad brzegiem Eufratu.
___Wysoki Pers, który w nocy trzymał się najbliżej chłopaka, podszedł teraz do niego, rzucając mu lamelkowy pancerz i rzymski hełm.
- Mam nadzieję, że będzie pasował – stwierdził. Nie przewidzieliśmy ciebie w tej wyprawie.
- Przecież wiedzieliście, że zostałem włączony do poselstwa – odpowiedział ze złością Atasz.
- Nie zauważyłeś, że poselstwo się rozpadło? – zaśmiał się drugi, soczyście i gardłowo.
- Zauważyłem - Atasz starał się jakoś powiązać wszystkie fakty – Trochę wcześnie w dodatku. Sądziłem, że zmierzamy do Antiochii, nie tylko do Dura.
- Kto powiedział, że nie zmierzamy? – odezwał się znajomy znad brzegu Eufratu. – Jedziemy do Antiochii tak szybko, jak to tylko możliwe.
- Czy możecie mi wytłumaczyć, co się właściwie stało, dostojni panowie? – spytał Atasz wprost, z lekkim przekąsem. – Czy służycie nadal władcy Iranu? Gdzie jest Głos Króla i dlaczego porzuciliście towarzyszy na pastwę losu?
- Głos Króla – zaśmiał się wysoki Pers – no cóż, staruszek nie skończył za dobrze. Widział ktoś takie uczesanie?
- Sam takie nosisz, gdy przebywasz na dworze – odparł drugi, rozwiązując juki – Posłuchaj, chłopcze. Widzę, że nawet w takiej chwili nie zapominasz o lojalności – dobrze to o tobie świadczy. Winniśmy ci kilka wyjaśnień. Jedno już usłyszałeś – cel naszej wędrówki się nie zmienił. Jest nim Antiochia.
- Cieszę się – westchnął Atasz. – Zmienił się więc jedynie skład i… rzucił krytycznym wzrokiem na pancerz – obywatelstwo, tak?
- Nadal służymy Iranowi. Jeśli o tą kwestię chodzi, tyle musi ci wystarczyć. Ale tak, wiele rzeczy uległo zmianie. Wybuchła wojna, chłopcze.
- Mam na imię Atasz – zaprotestował, pamiętając o swoich skończonych dziewiętnastu latach.
- Atasz, wychowanek Ardaszira ze szlachetnego rodu Suren. Pamiętam – stwierdził towarzysz. – Lecz tutaj twoje godności nie są ważne. Musisz nauczyć się maskować i przybierać różne imiona. Słyszałem twoją grekę – jest dobra i płynna. Tym lepiej dla ciebie.
- Czy słyszałeś i to, o czym wtedy mówiłem? – spytał Atasz – jak mogliście zostawić wszystkie sługi na pastwę Rzymian?
- swoim występem zaszkodziłeś im tylko, nie pomogłeś. Mamy przyjaciół w mieście, którzy – jeśli zaalarmowani Rzymianie nie pobiegli od razu do burdelu ich szukać – zabrali chłopaków do siebie do domu i ukryli. Z lekką niechęcią co prawda, bo sami nie pochwalają wypraw do przybytku Afrodyty.
- Przyjaciele… - powtórzył Atasz – widzę, że macie wielu przyjaciół, a część z nich pomogła wam pozbyć się Rzymian.
- Tak właśnie się stało – człowiek pokiwał głową. – Taki był plan. Teraz możemy w spokoju podróżować dalej.
- W spokoju? To nazywasz spokojem? Zresztą... powiedziałeś że wybuchła wojna!
- Tak. Wielki Król rusza na Mezopotamię. Jego wojska depczą nasze ślady, Ataszu a gdyby starość nie przyćmiła ostatnio umysłu Ardaszira Sureny i gdybyś nie żył w takim oddaleniu od spraw dworu, wiedziałbyś o tym dużo wcześniej. Oczywiście, dux ripae z Dura odrzucił naszą propozycję ugody. Był wystarczająco sprytny, by nas nie zabijać – stanowiłoby to idealny pretekst odwetu dla Szapura. Nie wie jednak, że Król królów ma już inny powód wojny.
- Jaki? – spytał Atasz, przymierzając hełm. Pasował dobrze, lecz był niemiłosiernie ciężki.
- Armenia – stwierdził wysoki Pers, wyciągając ze swoich juków krótki gladius.
Ostatnio zmieniony wt 13 maja 2014, 19:03 przez Galla, łącznie zmieniany 4 razy.

2
Galla pisze:krótki gladius
To sformułowanie znaczy, że istniała też odmiana długa gladiusa, a tak nie było.
Galla pisze:i rzymski hełm.
Galla pisze:Pasował dobrze, lecz był niemiłosiernie ciężki
Jeżeli dobrze zrozumiałem to te dwa sformułowania odnoszą się do tego samego hełmu, a jeżeli tak to dlaczego galea (jeżeli o ten typ hełmu) ma być niemiłosiernie ciężką? W stosunku do czego?
Wszechnica Szermiercza Zaprasza!!!

Pióro mocniejsze jest od miecza. Szczególnie pióro szabli.
:ulan:

3
Przeczytałam i zauważyłam kilka rzeczy utrudniających dobre zagłębienie się w opowieść.
Jest kilka kwiatków - przekombinowanych językowo moim zdaniem, jak np. tutaj:
Galla pisze:Tutaj głęboka toń przejrzystej wody była spławna, chociaż wszystkowiedzący Gog twierdził, że tylko najodważniejsi decydowali się na żeglugę w górę nurtu, na północ od Anath.
Są też bardzo przyjemne fragmenty:
Galla pisze:Światło odbijało się w marszczonym lustrze wody, która lśniła srebrem i wabiła otchłanią spokojnego nurtu. Co by było, gdyby zanurkował, dając się omotać czarowi drobnych fal i księżyca? Wydawało mu się teraz, że drugi brzeg jest krainą dewów, pokrytą białym śniegiem i ustrojoną gwiazdami spadającymi za horyzont.
W pierwszym akapicie pogubiłam się kto jest kto.
Galla pisze:Jego towarzysz wziął w palce płaski, niewielki kamień i wprawnie rzucił na wodę. Oboje patrzyli jak odbija się od powierzchni Eufratu, znacząc niewidzialne arkady przęseł miniaturowego mostu.
Tutaj bardziej niż towarzysz pasowałoby chyba rozmówca, bo dotychczas wymienili jedynie parę słów a nieznajomy mimo pytać wprost unika ujawnienia tożsamości. Towarzysz sugeruje bliższą znajomość i jakieś zaufanie.
Galla pisze:Wyjdziecie za mury miasta Dura i nie ważycie się ich więcej tknąć.
Tknąć murów? Coś mi tu zgrzytnęło.
Galla pisze:Atasz niemal się przewrócił, popchnięty w kierunku grupki trzech Irańczyków eskortowanych przez dwóch legionistów.
Albo grupki albo trzech, oba określenia niepotrzebne.
Galla pisze:- Nie zauważyłeś, że poselstwo się rozpadło? – zaśmiał się drugi, soczyście i gardłowo.
Soczyście się klnie.
- Czy możecie mi wytłumaczyć, co się właściwie stało, dostojni panowie? – spytał Atasz wprost, z lekkim przekąsem.
Pogr. niepotrzebne.
Galla pisze:- Wychodźcie! – krzyknął głos po grecku.
Krzyknął ktoś.
Jest trochę literówek, błędów w interpunkcji i zapisie dialogów do wyłapania.

Bardzo podoba mi się rytm i język tej opowieści. Z chęcią poczytałabym dalej, lubię takie teksty, odpowiednio poetycko przybrane i zaprawione historią. Jest kilka niejasności, które wynikają zapewne z faktu, że jest to wyrwany fragment. Jednak przyznam, że niektóre sceny są dla mnie niejasne, pomimo wyjaśnienia nie do końca zrozumiałam co zaszło w mieście. Myślę też, że niepotrzebnie rezygnujesz z pokazania walki, to mogłoby zdynamizować ten fragment. Brakuje mi też emocji bohatera, jego niepokoju o towarzyszy - w sumie jest tam jedno zdanie - i o swój dalszy los. Tych emocji nie słychać także w mowie Atasza, wypowiedzi są długie i kwieciste, nawet gdy się złości. Brak mimiki i gestów. Jego przemyślenia są też dość filozoficzne, brak takiej prozaiczności, takich bardziej osobistych myśli. Myślę, że to jest do dopracowania, rozszerzenia. Tak, żeby była to historia przygodowa a nie tylko tekst historyczny.
Niewątpliwie warto nad tym pracować.
Jak coś jeszcze mi przyjdzie do głowy, dopiszę.
Czarna Gwardia
Potęga słowa - II tekst

4
Grimzon pisze: To sformułowanie znaczy, że istniała też odmiana długa gladiusa, a tak nie było.
Nie było. Przyznam, że dodałam przymiotnik, bo pasował mi do rytmu zdania.
Grimzon pisze: Jeżeli dobrze zrozumiałem to te dwa sformułowania odnoszą się do tego samego hełmu, a jeżeli tak to dlaczego galea (jeżeli o ten typ hełmu) ma być niemiłosiernie ciężką? W stosunku do czego?
To nie była skórzana galea. Jeśli chodzi o typ - zapewne żelazny „Spangenhelm“, ciężki w odczuciu Atasza, przyzwyczajonego do jazdy z odkrytą głową (każdy Irańczyk z wyższych sfer ćwiczył się w konnym łucznictwie).

Caroll, dziękuję za wszystkie, bardzo cenne uwagi. Też czuję, że za mało „wnikam“ w postaci bohaterów – a to utrudnia czytelnikowi wytworzenie więzi. Zazwyczaj widzę w wyobraźni bardziej miejsce akcji, niż osoby (jakbym nie miała prawa wstępu do ich wnętrz, jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało). Muszę jakoś do nich dotrzeć... ;)

5
Galla pisze:To nie była skórzana galea. Jeśli chodzi o typ - zapewne żelazny „Spangenhelm“, ciężki w odczuciu Atasza, przyzwyczajonego do jazdy z odkrytą głową (każdy Irańczyk z wyższych sfer ćwiczył się w konnym łucznictwie).
Galea nie była tylko skórzana ale to zależy do jakiego źródła się zajrzy. Niektórzy rozróżniają podział na gale i cassis. Więc będąc skrupulatnym chodzi o cassis. Spangenhelm to tak nie do końca rzymski.
Wszechnica Szermiercza Zaprasza!!!

Pióro mocniejsze jest od miecza. Szczególnie pióro szabli.
:ulan:

6
Grimzon pisze: Galea nie była tylko skórzana ale to zależy do jakiego źródła się zajrzy. Niektórzy rozróżniają podział na gale i cassis. Więc będąc skrupulatnym chodzi o cassis. Spangenhelm to tak nie do końca rzymski.
Jasne. Ponieważ zdziwiłeś się na wzmiankę o ciężarze hełmu uznałam, że może myślałeś o skórzanym? Ale zdaje się, że skórzane galee wyszły wcześnie z użycia, w czasach cesarstwa były już brązowe lub żelazne. Nazwa Spangenhelm jest używana i dla hełmów późnorzymskich (chociażby James w "Evidence from Dura Europos for the origins of late roman Helmets").
A czy sami Rzymianie nazywali wtedy swoje hełmy cassis? Tu bym musiała zajrzeć do papirusów z Dura, może pojawiają się i hełmy, gdzieś wśród listów rozwodowych i rachunków za wino :D

7
Ponieważ lubię teksty historyczne, ten przyciągnął moją uwagę.
Galla pisze:_Daleka podróż nie była dla Atasza nowością, jednak do tej pory zawsze wędrował w towarzystwie Sureny
Pierwsze zdanie i zgrzytnęło. Różne można mieć skojarzenia z dalekę podróżą - ale na pewno nie z nowością - brzmi trochę dziwnie. I dalej
Galla pisze:_Daleka podróż nie była dla Atasza nowością, jednak do tej pory zawsze wędrował w towarzystwie Sureny.
Mam pytanie co ma nowość do wędrówki z towarzyszem?
Galla pisze:Stary arystokrata przez lata nie posiadał stałego domu – dawniej, gdy był jeszcze głównym doradcą Szapura, przemieszczał się razem z całym dworem w rytm rocznych podróży króla.
Za dużo w tym zdaniu się dzieje. Można to było ująć w kilku osobnych zdaniach i byłoby jasno i logicznie.
Galla pisze:obrzędy Nowego Roku świętowali zawsze w sercu Iranu w Isztakhr, w cieniu umarłego miasta Stu Kolumn.
Dlaczego w cieniu? Wymieniasz pewne miejsca (miasta), a nagle przechodzisz do cienia- brak powiązania
Galla pisze:Atasz jednak nigdy wcześniej nie był na terenach
'jednak" niepotrzebne i brak powiązania między zdaniem poprzednim a tym. Tzn. trzeba je napisać trochę inaczej, tym bardziej, że nastepne zdanie każe czytelnikowi przeskoczyć w zupełnie nowe rejony. To wprowadza chaos myślowy.
Galla pisze:którą wkrótce mieli przekroczyć w drodze na zachód
To szedł sam, czy w towarzystwie? Pogubiłam się...
Galla pisze:nie dającego się ujarzmić łódkami Tygrysu.
no raczej łódkami nie da sie ujarzmić żadnej rzeki
Galla pisze:Tutaj głęboka toń przejrzystej wody była spławna
po pierwsze: toń kojarzy mi się z- odchłań, głębia, a więc nie mogła być przezroczysta
po drugie: jeżel itoń, to co to ma wspólnego ze spławnością? Raczej tu mowa o nurcie - tzn. za dużo informacji w jednym zdaniu.
Hm, trochę za bardzo zagmatwany tekst jak na mój gust.
O całości wypowiem się jak przeczytam - nie rozpraszając się uwagami o stylu.

[ Dodano: Sob 04 Maj, 2013 ]
Mam podobne skojarzenia do odczuć Caroll , trrzeba nad tekstem popracować, bo wart grzechu :)
Jak wydam, to rzecz będzie dobra . H. Sienkiewicz

8
Hej, gebilis, dzięki za opinię!
Pierwsze zdanie i zgrzytnęło. Różne można mieć skojarzenia z dalekę podróżą - ale na pewno nie z nowością - brzmi trochę dziwnie.
Zrobiłam błąd, że nie przedstawiłam postaci. Powinnam była od razu wyjaśnić, że „stary arystokrata“ to Ardaszir Surena, a Atasz to jego przybrany syn. Został włączony do poselstwa zmierzającego do Antiochii i podróżuje po raz pierwszy bez opieki ojca. Tak więc zdanie miało mówić „był przyzwyczajony do wędrówek, lecz teraz po raz pierwszy musiał radzić sobie sam“.
Dlaczego w cieniu? Wymieniasz pewne miejsca (miasta), a nagle przechodzisz do cienia- brak powiązania
Tego nie należy brać dosłownie. Ruiny starego miasta (Persepolis) były uważane za zaklęte i niepokojące; w ten sposób rzucają cień na nową osadę.
po pierwsze: toń kojarzy mi się z- odchłań, głębia, a więc nie mogła być przezroczysta
po drugie: jeżel itoń, to co to ma wspólnego ze spławnością? Raczej tu mowa o nurcie - tzn. za dużo informacji w jednym zdaniu.
Eufrat jest niezwykle czysty i głęboki. Woda jest przejrzyście niebieska, widać w niej ławice ryb. Jeśli jest tak teraz, to przed wiekami mogło być tylko lepiej :) Także skojarzenie miałaś dobre, a co do zdania, racja – należy je uprościć.
Mam podobne skojarzenia do odczuć Caroll , trrzeba nad tekstem popracować, bo wart grzechu
Dzięki za ziarno otuchy na koniec.

Ciężko mi walczyć ze szczegółami, może dlatego że sama lubię gimnastykować mózg i odtwarzać powiązania i tło. Tym bardziej, że pewne schematy mam już „wgrane“, a przecież ktoś spoza tematu nie może umiejscowić wydarzeń geograficznie i nie kojarzy np. że wymienione miasta to stolice Iranu, czy Głos Króla – to musi być główny poseł.

Jeszcze kilka uwag do wątpliwości Caroll – w mieście nie wydarzyło się wiele więcej, niż widział Atasz. W Dura nad Eufratem przebywał jeden z głównych dowódców rzymskich. Poseł przekazał warunki, które mają zostać spełnione, by Iran nie zaatakował Rzymu. Miał jechać do samej Antiochii by omówić to także z prefektem.
Warunki były dla Rzymian nie do przyjęcia, dlatego poselstwo nie dostało zgody na dalszą wędrówkę i zostało zawrócone na ziemie Iranu.

Irańczycy spodziewali się takiego obrotu spraw, dlatego już wcześniej przygotowali plan awaryjny: upozorowany napad i ucieczka kilku osób z poselstwa. Ci mieli za wszelką cenę dotrzeć do Antiochii.
Sami bohaterowie są fikcyjni, lecz sytuacja - prawdopodobna. Bo co się działo później, można już wyczytać... W każdym razie była to jedna z ciekawszych wojen starożytności.
III wiek to niezwykle zagmatwana epoka, a ja świeżo po magisterce zatracam może obraz jej niejasności :D

Tak więc wypada usunąć połowę szczegółów i dodać trochę „ducha“ i przeżyć, zamiast historii? Może i dobrze, że mam ostatnio sporo czasu...

9
Galla pisze:Jeszcze kilka uwag do wątpliwości Caroll – w mieście nie wydarzyło się wiele więcej, niż widział Atasz.
Na pewno, ale jako czytelnik wiem tyle co on zobaczył. Moje wątpliwości dotyczyły tego, że bez tła i kontekstu, ta scenę trudno zrozumieć. Myślę, że trzeba by ją lepiej zbudować, tak żeby bohater więcej zobaczył i usłyszał, a nie został oderwany od amfory wina i w sumie trafił na koniec akcji.
Galla pisze:Tak więc wypada usunąć połowę szczegółów i dodać trochę „ducha“ i przeżyć, zamiast historii?
Może nie tyle usuwać, co "doprawić" charakter bohatera, jego ekspresję i perspektywę, bo na ten moment historia jest zbyt "sucha". Ale z chęcią będę ją śledzić. Uwielbiam opowieści, z których można się czegoś nauczyć:)
Galla pisze:III wiek to niezwykle zagmatwana epoka, a ja świeżo po magisterce zatracam może obraz jej niejasności
Tak, widać trochę, że dla ciebie to oczywiste co się zdarzyło i o co chodzi, jednak ja z fragmentów rozmów, mało konkretnych uwag zbudowałam mocno wybrakowany obraz tego zdarzenia. Spróbuj pisać jakbyś miała do czynienia z laikami (zwłaszcza na poziomie konstruowania wydarzeń i wyjaśniania ich kontekstu).
Czarna Gwardia
Potęga słowa - II tekst

10
Podoba mi się ten fragment. Dobrze prowadzisz narrację - niespiesznie, szeroko, ale swobodnie i z wyczuciem detali. Podoba mi się też sposób, w jaki określiłaś bohatera: chłopak jest na tyle blisko ważnych osób w państwie, że może sporo wiedzieć o sprawach władców i ich otoczenia, przy tym zna języki i jest ogólnie obyty, lecz równocześnie na tyle młody, że ciągle się uczy, a więc musi wypytywać - to ułatwia przekazywanie informacji ważnych również dla czytelnika, nie zorientowanego przecież w realiach epoki. Takie ujęcie lepiej się sprawdza, niż duże porcje wiedzy serwowane bezpośrednio przez wszechwiedzącego narratora. Mam nadzieję, że później, w działaniu, Atasz nabierze większej wyrazistości, skoro ma również własną, tajną misję do wypełnienia.
Moi poprzednicy urządzili już łapankę językową, więc ja wyciągnę tylko dwie metafory, które niespecjalnie mnie przekonały:
Galla pisze:Jego towarzysz wziął w palce płaski, niewielki kamień i wprawnie rzucił na wodę. Oboje patrzyli jak odbija się od powierzchni Eufratu, znacząc niewidzialne arkady przęseł miniaturowego mostu.
Bardziej pasowałyby mi tu miniaturowe arkady przęseł niewidzialnego mostu. Bo to przecież cały most był imaginacyjny.
No i obaj patrzyli (mężczyźni!), a nie oboje.
Galla pisze:- Wszystkie sukcesy Wielkiego Króla radują moje serce – odpowiedział w końcu. – Lecz gdy rzeka spływa krwią, krew ta należy do ludzi.
Płynnie i kwieciście, dobrze to brzmi w powieści historycznej. Lecz gdy rzeka spływa krwią, krew ta już do ludzi nie należy.
Ogólnie, fragment zapowiada interesującą całość. Bardzo jestem ciekawa, co (i jak)będzie dalej.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron