Lovetag: Nekropolia (kryminał, wstęp)

1
volume 1

Nekropolia

... Maj 2007. Ciągnęli mnie na łańcuchu za samochodem. Słyszałem ich krzyki. Nie nabijali się ze mnie, może co najwyżej się dopingowali. Tak czy inaczej, przestawałem odczuwać ból; byłem przecież wykończony tymi całodobowymi torturami. A ich radosne wrzaski wirowały mi w głowie, w której myśli i tak były już niczym w kotle.

WWWDe Ville zatrzymał się z poślizgiem na przeciw bramy opuszczonego cmentarza. To była nekropolia Lovetag, mogiła żywych i umarłych.
- Gotowy? - Zmęczenie dawało się we znaki, obrazy pojawiały mi się przed oczami z pewnym opóźnieniem, bez płynności, jak w komiksie.
- Pójść z tobą czy popilnować wozu? - spytał drugi.
- Zostań, poradzę sobie. - Zachorio odpiął mnie od Cadillaca i podniósł. - Zostawiłem ci giwerę w schowku, ale będzie dla ciebie bezpieczniej, jeśli nie będziesz jej dotykał. - Poniósł mnie w stronę bramy. Wreszcie zwrócił się wprost do mnie: - Od tego momentu idziesz sam. - Ledwie stawiałem krok za krokiem. - Chyba trochę wymiękłeś przez te ostatnie lata. - Popatrzyłem na niego spode łba. Nie czułem doń gniewu, byłem zbyt zmęczony. - Uwierz na słowo, że cię rozumiem. Robiłeś swoje, Marx. Każdy z nas robi swoje. Zabicie cię to jeden z moich obowiązków.
Ale ja nie odzywałem się.
- Zamierzasz tak milczeć? - dopytywał. - Jeszcze z dobre pół kilometra przed nami. Przy takim tempie, jakim ty idziesz można by streścić książkę.
- Więc streść.
- Co?
- „W pustyni i w puszczy“.
- Jedyna lektura, przy której zasnąłem, Max. - Pochylił się, by zapalić papierosa. Zaczął iść dalej. - Innych nie czytałem.

WWWAle żeby zrozumieć sens tej opowieści, musimy cofnąć się 365 dni wstecz. Wtedy to poznałem Lisę, dziewczynę wszystkich. Nieszczupłą, niską dziewczyną, która przespała się z każdym, kto puścił jej oczko lub przepuścił ją w drzwiach, a mimo to była poważana. Lisa bowiem urodziła się jako Anna Marques, córka bossa mafii, zamordowanego w publicznej toalecie. Tak czy inaczej, poznała mnie z kimś, kto na zawsze miał odmienić moje losy:
...
- Detektyw Marx? - Olbrzymi Karl omalże zmiażdżył mi dłoń. - Nic o panu nie słyszałem.
- Ze wzajemnością - odparłem, uwolniwszy rękę.
- Skąd się znacie? - zwrócił się do Lisy.
- Był ochroniarzem mojego ojca.
...
W istocie, przydzielono mnie do ochrony świadka koronnego, jakim był don Marques.
...
- Masz jakieś plany wobec pana Marxa? - zaintrygowany wpatrywał się w Lisę.
- Wolałabym, żeby opuścił szeregi rodziny.
- Rodzina upadnie - odpowiedział Karl, zapalając papierosa na boku. - Ale my pozostaniemy.
...

WWWPrzez rok byłem zleceniobiorcą Karla i jego zgrai. Pilnowałem transportów, strzegłem katakumb, w których zliczali forsę i robiłem wszystko to, do czego mnie najęli.
Karl był dobrym szefem.

Nekropolia II

WWWDociągnął mnie aż na grób Marquesa.
- Zginiesz u jego boku. I tak odwróciłeś bieg śmierci - mówił Zachorio, paląc skręta.
- Przynajmniej dochowamy tradycji - odparłem.
- Tradycji stanie się zadość, jak to mówią.
- Mówią tak o sprawiedliwości.
- Nie znam sprawiedliwości. - Dopalił i rozgniótł skręta butem na nagrobnej płycie. - Ostatnie życzenie, panie Marx?
- Chciałbym zobaczyć zdjęcie Lisy.
...
WWWLisy już wówczas między nami nie było.
...
- Przykro mi, zostało w mieszkaniu. Nie będziemy tam wracać, prawda?
- Pech to pech, Zachorio. - Odwróciłem się doń plecami. - Nie szkoda ci, że to akurat tak się skończy?
- Nigdy nie wierzyłem w przyjaźniejszą stronę życia. - Usłyszałem, jak nabija colta. Wtedy rozległy się strzały. Gdy ucichły, obejrzałem się za siebie; martwy Zachorio patrzył w niebo.

WWWNikt się tego nie spodziewał.
Ostatnio zmieniony wt 13 maja 2014, 18:57 przez gabim, łącznie zmieniany 4 razy.

2
No więc tak. Nie jest źle. Muszę przyznać, że spodobał mi się ten tekst.
Rzeczą, która niestety przeszkadzała w odbiorze były zaimki osobowe użyte w nadmiarze.
Ale to typowe u początkujących pisarzy.
Zwróć uwagę na to:
- Zostań, poradzę sobie. - Zachorio odpiął mnie od Cadillaca i podniósł. - Zostawiłem ci giwerę w schowku, ale będzie dla ciebie bezpieczniej, jeśli nie będziesz jej dotykał. - Poniósł mnie w stronę bramy. Wreszcie zwrócił się wprost do mnie: - Od tego momentu idziesz sam.
Spokojnie można wyrzucić dwa zaimki.
A poza tym zaintrygowałeś mnie treścią. Ciekaw jestem CDN-u.
"Lotność umysłu i umiejętność prowadzenia wdzięcznej rozmowy są albo darem naturalnym, albo owocem edukacji rozpoczętej w kołysce"
Balzac

"Szczyt niesprawiedliwości to: uchodzić za sprawiedliwego nie będąc nim."
Platon

3
Bardzo krótki tekst i trudno orzekać, o czym to w ogóle będzie, jak rozwijać się będzie fabuła.
To co we mnie zadzwoniło niezgodą:
nie rozumiem, co się dzieje i całkowicie nie wchodzę w świat przedstawiony. Ilość segmentów oddzielanych kilkoma sposobami dał mi wrażenie, że otrzymałam przypadkowe puzzle z różnych obrazków
druga sprawa:
niemożność rozpoznania obszaru kulturowego, w którym toczy się akcja: imiona i nazwy świadczą o niepolskim, a Sienkiewiczem dostałam jak obuchem. Nie wprowadził we mnie niepokoju poznawczego, ale pozatekstowe wzruszenie ramion.
trzecia:
niepokoi mi się sposób budowania dialogów: wypowiedzi przeplatają się opowiadaniem (przedstawianiem zdarzeń) i to może być ciekawe, jeżeli ma przeciwwagę w wypowiedziach lub w konstruowanej scenie.

Ogólnie - nie wiem czy to jest szkic czy fragmenciki, więc skupianie się na poziomach tekstu wydało mi się na razie bezskuteczne

Ale może to być ciekawy pomysł na powieść. Albo nie. Nie wiem. Za mało danych
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

4
Nie nabijali się ze mnie, może co najwyżej się dopingowali
Na pewno się dopingowali, a nie jego - biegnącego na łańcuchu za samochodem?
zatrzymał się z poślizgiem na przeciw bramy
Naprzeciw.
Przy takim tempie, jakim ty idziesz można by streścić książkę
Podkreślone można wyrzucić - wiadomo, że to słabszy dyktuje tempo marszu.
cofnąć się 365 dni wstecz
Nie da się cofnąć do przodu, więc "wstecz" wypada. Trzysta sześćdziesiąt pięć słownie.
poznałem Lisę, dziewczynę wszystkich. Nieszczupłą, niską dziewczyną, która przespała się z każdym, kto puścił jej oczko lub przepuścił ją w drzwiach
Przeczytaj początek drugiego zdania - "Nieszczupłą, niską dziewczyną, która(...)" - brakuje czasownika.
Powtórzenie dziewczyny, puścił-przepuścił też niefortunnie wypada.
Nic o panu nie słyszałem.
- Ze wzajemnością - odparłem
Zgrzyta mi to. Strasznie sztuczne.
Usłyszałem, jak nabija colta.
Z tego co zrozumiałem, jest to raczej typ spod ciemnej gwiazdy - pistolet może mu być potrzebny w każdej chwili, więc dlaczego jest nienaładowany? Niech odbezpieczy pistolet - dźwięk też będzie wyraźny, a będzie to dużo bardziej realne.

Podobają mi się wtrącenia myśli bohatera:
...
Lisy już wówczas między nami nie było.
...
ale nie wiem, czy gdyby było ich więcej, to graficznie nie rozłożyłyby tekstu - co chwilę wolne miejsce i kolejne przerwy - to mogłoby źle wpłynąć na komfort czytania.

Scena pierwszej rozmowy jest słaba - mało z niej się dowiadujemy, jest też nierozwinięta. Jeśli ma to być główny bohater, to przyjęcie pierwszego zlecenia powinno być porządnie opisane.

Ogólnie wszystko, co nie dzieje się na cmentarzu bardziej przypomina mi plan czy streszczenie, a nie gotową historię.

Jeśli przysiądziesz i rozpiszesz swój pomysł na "większym formacie" to może wyjść z tego coś ciekawego. Dawno nie czytałem niczego o mafii, dlatego byłoby to miłe urozmaicenie.

5
Ja się jakoś łapię na tworzony przez Ciebie klimat... Zaciekawił mnie ten tekst, chociaż to zlepek obrazów, z których niewiele można na razie zrozumieć.
Językowo jest całkiem nieźle, chociaż momentami dla mnie nieco to zbyt porwane, poszarpane. Większość błędów, które i mnie się rzuciły w oczy wyłapał zaqr, więc nie będę powtarzać.

Co mi nie pasowało to to "W pustyni i w puszczy"... Co, dlaczego, czemu akurat tutaj?

Co do dialogów, to nie podobała mi się ta rozmowa powitalna przy pierwszym zleceniu. Jakaś taka bardzo sztuczna. Ogólnie w wypowiedziach bohaterów wchodzisz momentami w mocno wytarte schematy:
gabim pisze:- Mówią tak o sprawiedliwości.
- Nie znam sprawiedliwości.
Takie... A'la typowy, twardy gangster. Na razie to się sprawdza... Ale zastanawiam się, czy nie będzie drażniące przy dłuższym tekście - czy nie wywoła wrażenia "już to tysiąc razy było".

Wiele więcej na temat tego fragmenciku nie umiem powiedzieć. Jest nieźle, pytanie, co będzie dalej...

Pozdrawiam,
Ada
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron