Wyjątkowość szarego człowieka

1
Dźwięk budzika wyrwał Artura z sennego świata. Po kilku minutach bezsensownego wpatrywania się w sufit, postanowił wstać z łóżka. Przez cały ten czas dręczyła go jedna, ta sama myśl. Nie mógł pozbyć się wrażenia, że ten dzień, tak jak i każdy inny, będzie taki sam, szary, pozbawiony emocji. Już dawno uświadomił sobie, iż należy tylko do wielkiego systemu i nie znaczy w nim absolutnie nic.

Nawet wypicie kawy nie wywoływało żadnej reakcji w jego organizmie. Spożywał ją tylko i wyłącznie z przyzwyczajenia. Nie pobudzała go. Bardzo szybko ubrał się i umył, wziął swoje niezbędne rzeczy i wyszedł z domu, dwukrotnie przekręcając klucz w zamku. Pracował w wielkiej korporacji, zajmującej się ubezpieczeniami, do której przychodził na piechotę. Nie miał samochodu, nie był mu do niczego potrzebny. Jego prywatne życie praktycznie nie istniało.

Dzień w pracy toczył się jak zawsze. Wszedł do dużego biura. Dzielił je z kilkunastoma pracownikami, których imion nie pamiętał. Usiadł na swoim stałym miejscu, rozpakował się, odpalił komputer. Uruchomił pocztę i zaczął skrupulatnie odpowiadać na bezsensowne i irytujące maile. Miał oczywiście przerwę, którą zawsze spędzał w ten sam sposób. Trwonił ją beznamiętnie żując przygotowaną rano kanapkę i popijając wodą mineralną, zakupioną w znajdującym się na parterze bufecie. Na tym polegała jego robota. I tak w kółko, przez osiem godzin, każdego dnia.

Powoli miał już tego serdecznie dosyć. Wychodząc przez obrotowe drzwi firmy, w której pracował, rozmyślał nad tym, że jego życie jest kompletnie bezsensu. Równie dobrze mógłby umrzeć, a nie stanowiłoby to dla świata jakiejkolwiek różnicy. Wątpił czy na jego pogrzeb ktokolwiek by przyszedł, nie licząc księdza, mężczyzn niosących trumnę i jego matki, cierpiącej na schizofrenie. Biorąc oczywiście pod uwagę fakt, że została by eskortowana przez pracowników szpitala psychiatrycznego, w którym obecnie się znajdowała.

Już postanowił co zrobi dzisiejszego wieczoru. Przechodząc zatłoczoną ulicą z pracy do domu widział wielki klub nocny. Pójdzie tam i się zabawi. Tak na poważnie. Chyba pierwszy raz w życiu. Miał w końcu pieniądze, koszty nie grały roli. Harując jak wół firmie ubezpieczeniowej nie zarabiał zbyt wiele, ale biorąc pod uwagę oszczędny tryb życia Artura, miał odłożone sporo kasy. Oszczędzał przecież już dość długo, w lipcu minie jedenaście lat.

Przygotowując się do wyjścia zrezygnował z ubrania garnituru, z którym praktycznie nigdy się nie rozstawał. Założył zwykłe, niebieskie dżinsy i wygrzebaną z dna szafy, zieloną koszulkę. Trzykrotnie przed wyjściem sprawdził czy gaz i prąd został wyłączony, a także upewnił się, że jego portfel znajduje się w tylniej kieszeni spodni. Wyszedł z mieszkania. Jego oczom ukazało się ciemne, gwieździste niebo. W twarz uderzył go zimny, jesienny wiatr.

Głośna muzyka wewnątrz klubu powodowała, że Artur nie był w stanie się skupić. Rozejrzał się po wielkiej sali, nie rozpoznał żadnej z tańczącej tam osób. Podszedł do baru i zamówił whisky. Za czasów młodości był to jedyny trunek, który znosił. Może dlatego, że tam, skąd pochodzi, nie piło się innych trunków. Im dłużej siedział przy barze, tym bardziej kręciło mu się w głowie. Po pewnym czasie przestał już kontrolować ilość spożytego alkoholu.

Artur cierpiał na dziwną przypadłość. Gdy już spożył wystarczającą ilość alkoholu, to oczywiście nie kontrolował tego, co robi, ale mimo to wszystkie wydarzenia doskonale pamiętał. Dziwniejsze było to, że obserwował je z perspektywy trzeciej osoby. Brunet, który przed chwilą przy barze szybko opróżniał kolejne szklanki z whisky, teraz żywiołowo rozmawiał z dwiema uroczymi blondynkami, zapraszając je do tego, by usiadły z nim na kanapę.

To były jedyne obrazy, które w pełni mógł wyodrębnić. Potem już wszystko dookoła zaczęło wirować. Tylko co jakiś czas pojawiały się twarze nieznanych Arturowi osób. Czyjeś słowa odbijały się mu się w głowie jak echo po wielkiej, kamiennej sali. Zdawał sobie sprawę z tego, że wiele nie był w stanie zobaczyć i że tak naprawdę ten wieczór jeszcze się nie skończył. Jak mawiają, alkohol zmienia człowieka.

Artur leżał na podłodze swojego pokoju. Był cały zarzygany. Szybko uświadomił sobie, że zaspał do pracy. Poczłapał w kierunku lodówki i wyciągnął z niej wodę. Wypił kilka łyków w celu zaspokojenia niewyobrażalnego kaca. Mimo suchości i mdłości coś zastanawiało go o wiele bardziej. Na lewej ręce czuł lekki ból. Podciągnął rękaw i ujrzał małe, zaczerwienione ranki. Wyglądało to tak, jakby ktoś niewprawiony pobierał mu krew. Albo…

Po pokoju potoczył dźwięk wibracji dzwoniącej komórki. Zdezorientowany mężczyzna wziął telefon do ręki i z niedowierzaniem spojrzał na ekran. Widniał na nim nieznany mu numer, aczkolwiek nie była to pierwsza próba podjęcia połączenia przez nieznajomego. Wcześniej już telefonował, czterokrotnie. Artur drżącym ruchem nacisnął zieloną słuchawkę i przytknął telefon do ucha.

- Halo? – spytał się Artur, starając jak najbardziej opanować swój głos.
- No w końcu – odrzekł nieznajomy zimnym, męskim głosem. – Mam nadzieję, że się nie rozmyśliłeś, moja oferta jest wciąż aktualna.

Artur odrzucił od siebie telefon. Co to miało znaczyć?
Ostatnio zmieniony wt 13 maja 2014, 18:57 przez bożo, łącznie zmieniany 4 razy.

2
Hej,
Mam nadzieję że nie pękasz jak ciastko Lu(i)Go.
Nie mógł pozbyć się wrażenia, że ten dzień, tak jak i każdy inny, będzie taki sam, szary, pozbawiony emocji.
Jakaś nielogiczność. Czy można mieć wrażenie (i dręczącą myśl w dodatku) że nic się nie wydarzy?
Szarość, monotonia, przeczy znaczeniowo wrażeniu i dręczącej myśli. Szarość i monotonia to raczej brak wrażeń wszelakich.
Pracował w wielkiej korporacji, zajmującej się ubezpieczeniami, do której przychodził na piechotę. Nie miał samochodu, nie był mu do niczego potrzebny.
Według mnie raczej chodził niż przychodził (ale może się mylę). Samochód na dzień dzisiejszy jest w pewnym zakresie potrzebny każdemu, niezależnie od miejsca pracy i innych osobistych preferencji.
Usiadł na swoim stałym miejscu, rozpakował się, odpalił komputer.
Rozpakował brzmi jakby miał ze sobą dużo bagażu. Zakładam, że chodząc na piechotę wiele ze sobą nie nosił.
Uruchomił pocztę i zaczął skrupulatnie odpowiadać na bezsensowne i irytujące maile.
Skrupulatność za cholerę nie pasuje do obrazu bohatera. Ma tego dość, ma świadomość "płytkości" swojego zajęcia i swego miejsca na drabinie hierarchi. Wykonuje tę nudną i znienawidzoną pracę skrupulatnie? Nie sądzę.
Miał oczywiście przerwę, którą zawsze spędzał w ten sam sposób. Trwonił ją beznamiętnie żując przygotowaną rano kanapkę i popijając wodą mineralną, zakupioną w znajdującym się na parterze bufecie.
Opisałeś nam dość dokładnie czynności, jakie bohater wykonał przed wyjściem do pracy, przygotowania kanapek nie było.
Wychodząc przez obrotowe drzwi firmy, w której pracował, rozmyślał nad tym, że jego życie jest kompletnie bezsensu.
Bezsens ale bez sensu.
(...)cierpiącej na schizofrenie.
Schizofrenię.
Harując jak wół firmie ubezpieczeniowej nie zarabiał zbyt wiele, ale biorąc pod uwagę oszczędny tryb życia Artura, miał odłożone sporo kasy.
Coś się z narracją pochrzaniło.
(...)ale biorąc pod uwagę swój oszczędny tryb życia(...)
Oszczędzał przecież już dość długo, w lipcu minie jedenaście lat.
Ktoś oszczędzający kasę (bez celu!) liczy to dokładnie co do miesiąca? Poważnie?
Założył zwykłe, niebieskie dżinsy i wygrzebaną z dna szafy, zieloną koszulkę.
Jego oczom ukazało się ciemne, gwieździste niebo. W twarz uderzył go zimny, jesienny wiatr.
Nie jest mu zimno? Ja rozumiem, że nie wychodzi wieczorami, ale chyba mniej więcej zdaje sobie sprawę z wahań temperatur.
Rozejrzał się po wielkiej sali, nie rozpoznał żadnej z tańczącej tam osób.
A jak u licha ma kogoś rozpoznać, skoro to jego pierwszy od "niewiadomokiedy" wyskok? Chyba z pracy.
Podszedł do baru i zamówił whisky. Za czasów młodości był to jedyny trunek, który znosił. Może dlatego, że tam, skąd pochodzi, nie piło się innych trunków.
Cholera, jestem już stary. Zawsze myślałem że młodzież eksperymenty z alkoholem (niezależnie od środowiska i warstw społecznych) zaczyna od taniego wina, piwa ewentualnie, a tu taka niespodzianka! Whisky!
Brunet, który przed chwilą przy barze szybko opróżniał kolejne szklanki z whisky, teraz żywiołowo rozmawiał z dwiema uroczymi blondynkami, zapraszając je do tego, by usiadły z nim na kanapę.
"Do tego" - wywalić.
Zamiast "na kanapę" wstawić "na kanapie".
Zdawał sobie sprawę z tego, że wiele nie był w stanie zobaczyć(...)
Niezręcznie.
Wypił kilka łyków w celu zaspokojenia niewyobrażalnego kaca.
Oj. Kac to ból głowy.
Wypił kilka łyków w celu zaspokojenia bólu głowy? Nie prościej "wypił kilka łyków żeby zaspokoić dokuczliwe pragnienie"?
Mimo suchości i mdłości coś zastanawiało go o wiele bardziej.
Suchości w gardle? Bo brzmi jakby Artur był cały wysuszony :)
Po pokoju potoczył dźwięk wibracji dzwoniącej komórki.
Wibracja mojego telefonu nie wydaje dźwięku, chyba, że aparat leży na jakimś twardym podłożu. A nawet wtedy nie jest to dźwięk jaki może się "potoczyć".

Ogólnie.
Mnie ten tekst sie nie podoba. Ot, życiowy szarak postanawia zaszaleć, pije na umór i prawdopodobnie pruje w żyłę. Standard dla trzymanych przez całe życie pod kloszem (lub jak nasz bohater - trzymających się tam na własne życzenie) , obcokrajowców na delegacji w naszym kraju, i innych korporacyjnych degeneratów, dla których grzeczność jakiej nienawidzą jest częścią pracy. Zaszalał i narobił sobie kłopotów, może w coś się wplątał. Może będzie musiał się wstydzić, może bać.
Nie ciekawi mnie co dalej, chyba że bardzo (czytaj: bardzo, bardzo) zaskoczysz.
Czego Ci życzę.

G.
"Każdy jest sumą swoich blizn" Matthew Woodring Stover

Always cheat; always win. If you walk away, it was a fair fight. The only unfair fight is the one you lose.

3
Godhand już praktycznie wszystko powiedział o tym tekście.

Wydaje mi się, że o tym nie wspomniał:
tylko i wyłącznie
To trochę pachnie pleonazmem.

Jeśli chodzi o treść...nie wiem o co chodzi Wam Młodym :) Ale to już któryś tekst młodej osoby dotyczący zmęczonego życiem człowieka pracy, który permanentnie wali smuty i zapija się kawą bez smaku. Skąd szesnastolatek (z całym szacunkiem) ma wiedzieć jak wygląda życie takiego Artura? Moim zdaniem, autor potrafiłby napisać lepszy tekst, ale musi znaleźć odpowiedniejszy temat, który będzie w stanie bardziej poczuć. Fajnie, że jest zajawka na pisanie obyczaju. Ja chętnie bym poczytał o życiu współczesnego szesnastolatka, o sytuacji w gimnazjum, jego planach, marzeniach, miłościach, przyjaźniach. Chętniej niż o pogrążonym w nicości i beznadziei korpoludku Arturze.
Dr Szymon mówi: Ban to styl niebycia. Następny!

5
bożo pisze: z sennego świata.
senna atmosfera - nudno, nic się nie dzieje, zaraz usnę;
per analogiam - senny świat nie znaczy świat ze snu; raczej powinieneś użyć ze świata snów
bożo pisze: Przez cały ten czas dręczyła go jedna, ta sama myśl. Nie mógł pozbyć się wrażenia, że ten dzień, tak jak i każdy inny, będzie taki sam, szary, pozbawiony emocji.
Za dużo słów.
Przez cały czas dręczyła go jedna myśl, że ten dzień będzie taki sam jak każdy inny - szary, pozbawiony emocji.
bożo pisze:Nie pobudzała go
Już wcześniej napisałeś, że kawa nie wywoływała żadnej reakcji organizmu.
bożo pisze:Pracował w wielkiej korporacji, zajmującej się ubezpieczeniami, do której przychodził na piechotę.
Czy korporacja to budynek, żeby chodzić do niej na piechotę?
bożo pisze:Nie miał samochodu, nie był mu do niczego potrzebny. Jego prywatne życie praktycznie nie istniało.
Samochód jako dowód na to, że ma się życie prywatne... Ciekawe, choć niekoniecznie prawdziwe.
bożo pisze:Dzielił je z kilkunastoma pracownikami, których imion nie pamiętał.
Nie wierzę. Jeśli pracował tam od jakiegoś czasu, to siłą rzeczy musiał poznać imiona ludzi zapędzonych do tego samego biura.
bożo pisze:Usiadł na swoim stałym miejscu, rozpakował się, odpalił komputer. Uruchomił pocztę i zaczął skrupulatnie odpowiadać na bezsensowne i irytujące maile. Miał oczywiście przerwę, którą zawsze spędzał w ten sam sposób. Trwonił ją beznamiętnie żując przygotowaną rano kanapkę i popijając wodą mineralną, zakupioną w znajdującym się na parterze bufecie. Na tym polegała jego robota. I tak w kółko, przez osiem godzin, każdego dnia.
Podkreślony fragment wyrzuć na koniec akapitu, lepiej tam pasuje.
bożo pisze:Wychodząc przez obrotowe drzwi firmy, w której pracował, rozmyślał nad tym, że jego życie jest kompletnie bezsensu.
Wiemy, że pracował w firmie ubezpieczeniowej, po co nam o tym przypominać?
bez sensu
bezsensowny
bożo pisze:Wątpił czy na jego pogrzeb ktokolwiek by przyszedł, nie licząc księdza, mężczyzn niosących trumnę i jego matki, cierpiącej na schizofrenie. Biorąc oczywiście pod uwagę fakt, że została by eskortowana przez pracowników szpitala psychiatrycznego, w którym obecnie się znajdowała.
Informację o chorobie matki wrzuć do następnego zdania, w pierwszym robi tylko sztuczny tłok.
została by eskortowana - wyjątkowo niezgrabne wyrażenie; A co z ortografią?

Wątpił, czy na jego pogrzeb przyszedłby ktokolwiek oprócz księdza, mężczyzn niosących trumnę i matki. I teraz info o jej chorobie i szpitalu.
bożo pisze:Już postanowił PRZECINEK co zrobi dzisiejszego wieczoru. Przechodząc zatłoczoną ulicą z pracy do domu PRZECINEK widział wielki klub nocny.
Przecinków brakuje, gdzieniegdzie. :)
bożo pisze:Harując jak wół firmie ubezpieczeniowej nie zarabiał zbyt wiele, ale biorąc pod uwagę oszczędny tryb życia Artura, miał odłożone sporo kasy.
Harował jak wół(wiemy gdzie), ale nie zarabiał zbyt wiele. Prowadził jednak oszczędny tryb życia i miał odłożone sporo kasy/ Żył jednak oszczędnie i dzięki temu miał odłożone sporo kasy.
bożo pisze:Bardzo szybko ubrał się i umył, wziął swoje niezbędne rzeczy i wyszedł z domu, dwukrotnie przekręcając klucz w zamku.
bożo pisze:upewnił się, że jego portfel znajduje się w tylniej kieszeni spodni.
bożo pisze:Jego oczom ukazało się ciemne, gwieździste niebo.
To miło, że bohater bierze swoje rzeczy i swój portfel, do tego patrzy na świat swoimi oczami. A na serio - podkreślone zaimki wyrzuć. One inc nie znaczą, nic nie mówią, informują o czymś wiemy bez nich.
bożo pisze:Artur cierpiał na dziwną przypadłość. Gdy już spożył wystarczającą ilość alkoholu, to oczywiście nie kontrolował tego, co robi, ale mimo to wszystkie wydarzenia doskonale pamiętał.
Pierwsza przypadłość nie jest wcale taka dziwna. Większość pijących nie kontroluje tego co robi, gdy wypije wystarczającą ilość alkoholu. Druga przypadłość to już cecha osobnicza, są tacy, co zapominają.
bożo pisze:zapraszając je do tego, by usiadły z nim na kanapę.
Już było o zaimkach.
usiadły na kanapie
bożo pisze:Czyjeś słowa odbijały się mu się w głowie jak echo po wielkiej, kamiennej sali.
Już było o zaimkach. :)
odbijały się w głowie, jak echo w wielkiej...
potoczyć się po sali
bożo pisze:Był cały zarzygany.
Połącz to zdanie z poprzednim. Tak brzmi absurdalnie. Cały to za wiele - skarpetki też zarzygał? Włosy? Majtasy? Plecy też?
bożo pisze:Mimo suchości i mdłości coś zastanawiało go o wiele bardziej.
To zdanie jest mało zgrabne. Poza tym: chlał jak dziki poprzedniego wieczora i dziwi go Sahara w paszczy? Zastanawia się skąd mdłości? Zdecydowanie częściej powinien wychodzić z domu.
Proponuje: Rozumiał pragnienie i mdłości, ale nie rozumiał dlaczego boli go ramię. Podwinął rękaw i zobaczył...
Wprowadź w ten opis nieco nerwowości, zaskoczenia, zastanowienia. Bo rozumiem, że tajemnicze ukłucie jest powodem do zadumy nad samym sobą. Coś w rodzaju: I co ja znowu nabroiłem?
Trzeba przyznać, ze jak na gościa, który jedenaście lat siedział w domu i oszczędzał, poradził sobie całkiem nieźle. Alkohol, dragi i laski. Coś mi mówi, że drugie życie bohatera będzie o wiele bardziej pasjonujące od pierwszego. Jeśli nie - nie czytam.

Podsumowując:
Masz pomysł, ale wiele pracy przed Tobą, by nabrał on literackich kształtów. Sama idea to nie wszystko, najgorsze jest spisywanie historii. I z tym na razie sobie nie radzisz. Nie poddawaj się jednak. Repetitio est mater studiorum.

Powodzenia.
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”