Obraz jutra - Prolog [Fantasy]

1
Wulgaryzmy.
Opowieść o woju, co ognia się boi
Żyjącym w świecie, gdzie od magii się roi
Za nią również nie przepada
A to przez jednego maga
Zwołał kumpli, zaczarował
Żądzą zemsty się kierował
Prawie zmienił go w popiół
Lecz nasz woj wpadł wtedy w dół
Ogień go sięgał niemrawo
Choć poczuło jego ciało
Co to piekło jest na skórze
Która cała jest w purpurze
Lecz magowie, prawo znali
I szybciutko wnet nawiali
Gdy pewnego kupca córka
Wygoniła ich z podwórka
A na imię jej Istrenna było
Poparzone coś "Zir" się przedstawiło
Prędko wspólny język wnet złapali
Na wspólny szlak się dogadali
I choć Zir się ognia bał
Przy panience zawsze stał
A to są właśnie o tym woju utwory
Co na słowo "magia" był zawsze chory.
.::.
- Dokąd jedziemy? - zapytała dziewczyna, siedząca na siwku.
- Mówiłem ci już dwa razy - warknął mężczyzna, siedzący na kasztanku - nie powtórzę po raz trzeci.
- Powiedz dokąd.
- Mówiłem ci już...
- Powiedz albo zacznę śpiewać - zagroziła mu dziewka.
- Tylko nie to... - jęknął. Jak widać, niewielki szantaż okazał się wielkim sukcesem. Jednakże mężczyzna znów przez dłuższą chwilę milczał.
- A więc...? - ponaglała go.
- Nic już nie mów i jedź przed siebie - rzucił pod nosem.
- Mam taką piosenkę w repertuarze!
- O, Asunae, Bogini Wieszczy, ulituj się nade mną i każ jej przestać...
.::.
- Możemy się zatrzymać? Tyłek mnie już boli... - narzekała dziewczyna.
- Jak boli, to wciąż go masz - odpowiedział jej mężczyzna. - Tak więc, możemy jeszcze jechać.
- To nie jest zabawne! - wygarnęła mu.
- Nie miało być - wzruszył tylko ramionami.
Dziewka mamrotała przez chwilę coś pod nosem, jednakże mężczyźnie nie było dane tego dosłyszeć.
.::.


Po godzinie, podczas której dziewczyna bez przerwy narzekała na bolącą rzyć, mężczyzna postanowił, że się zatrzymają. Na miejsce postoju wybrał... dość zwyczajne miejsce. Nieduża półkolista polana, od północy otoczona była zagajnikiem rzadko porośniętym drzewami. Na podłożu widniały suche, połamane gałęzie i rdzawo brązowe liście - oznaka zbliżającej się małymi krokami zimy. Niedaleko płynął strumyk o niezbyt bystrym nurcie. Idealny do wzięcia szybkiej kąpieli.
Mężczyzna zeskoczył z konia jednym, płynnym ruchem. Widać po nim było, że ze swoim wierzchowcem jest za pan brat. Lata spędzone w siodle robiły swoje. Natomiast dziewczyna miała problemy z zejściem z grzbietu siwka. Z trudem wyjęła nogę ze strzemienia i przełożyła ją nad głową zwierzęcia. Z głośnym sykiem zsunęła się na ziemię. Pozbawiony włosów mężczyzna rozbawiony przyglądał się temu, co wyrabia jego towarzyszka. Nie ruszył się ani milimetr, żeby jej pomóc. Niech radzi sobie sama, skoro chciała, mimo jego wyraźnych sprzeciwów, włóczyć się razem z nim.
Zdjął z kasztanka sakwy i położył je na ziemi. To samo zrobił z siodłem. Puścił zwierzę luzem, które było wierne tak bardzo, jak tylko może być wierny koń, jakiemu wystarczy garść owsa lub jabłko, by poszło za tobą wszędzie. Na szczęście nie było w pobliżu osoby, która mogłaby podjąć się próby przekupienia wierzchowca.
- Ech... Jestem okropnie głodny - odezwał się do niej, słysząc burczenie swego żołądka, niewątpliwie domagającego się jedzenia. I to w trybie natychmiastowym.
- Ano. Zjadłoby się coś - usłyszał w odpowiedzi od rozcierającej bolący tyłek dziewczyny. - Na przykład... pieczoną wiewiórkę. Albo...
- Nie, nie, nie! - łysy wojak nie pozwolił dokończyć towarzyszce. Na słowo "pieczoną" dostał wręcz szału. Przed oczami stanęły mu obrazy, dość nieprzyjemne, których wolałby nigdy więcej nie widzieć. - Nie będziemy nic jeść, co zostało upieczone. W ogóle tego, co ma jakikolwiek związek z ogniem!
Schylił się i wyciągnął z juków suchary, mrucząc pod nosem o tym, jak dobrze pamięta zapach palonego mięsa.
- Łap. To nasza dzisiejsza kolacja.
- Ogniska także nie zamierzasz rozpalać? - zapytała zdziwiona dziewczyna, starając się chwycić rzucone jej jedzenie. Niespecjalnie jej to wyszło i suchary spadły na ziemię. Podniosła je i spojrzała badawczo na łysego wojaka. W takim stanie jeszcze go nie widziała.
- Nie! - warknął.
- Oszalałeś!
- Niewykluczone.
- Powinnam cię oddać w ręce medyków...
- Już raz to zrobiłaś! I zobacz, jak na tym wyszedłem. Całe ciało pokrywają blizny. Co do milimetra.
- Ale przynajmniej żyjesz, ty stary tłumoku! Powinieneś być mi wdzięczny!
- Wdzięczny? Za co? Cały czas trujesz mi dupę. Bez przerwy! Szału można z tobą dostać, dziewczyno.
- W każdej chwili mogę cię opuścić.
- Nie zrobisz tego.
- Taki pewny?
Mężczyzna nie odezwał się, tylko skierował w stronę zagajnika.
- A ty dokąd? - zawołała za nim dziewczyna.
- Przejść się.
Wzruszyła ramionami. Na starość ludzie zawsze stają się dziwni i nikt na to nie poradzi. Nazbierała gałązek i złożyła je w stos. Kilka chwil później i ognisko wesoło trzaskało, a płomyk buchał przyjemnym ciepłem.
Jakiś czas potem do obozowiska wrócił mężczyzna. Wziął tylko wiaderko i znowu gdzieś polazł. Ciemnowłosa nie przejęła się tym i dalej ogrzewała ciało przy ognisku.
Nie minęło więcej, niż dziesięć minut, a łysy wojak wrócił ponownie. Z wiaderkiem pełnym chlupoczącej wody w ręce. Podszedł do ogniska i wylał zawartość kubła.
- Ups. Nie chciałem, maleńka - rzucił przepraszająco. - To... jakoś tak samo wyszło.
Odszedł na bezpieczną odległość, odłożył wiaderko byle gdzie, sięgnął po derkę, leżącą obok sakw i rozłożył ją po drugiej stronie polany, naprzeciwko dziewczyny. Położył się.
- Dobranoc - rzekł.
- Skurwiel - mruknęła ciemnowłosa.
- Powiedz jeszcze raz, bo nie słyszałem.
- Skurwiel! - prawie, że krzyknęła.
- Teraz dobrze - mlasnął językiem i obrócił się na bok. Chwilę później słychać było ciche pochrapywanie. Dziewczyna dalej siedziała przy zgaszonym ognisku. Była strasznie zła na łysego mężczyznę. Jednakże w końcu i ona zasnęła...
.::.
Oparł śpiącą dziewczynę o pień brzozy. To był powód, dlaczego wczoraj wędrował po zagajniku; szukał odpowiedniego drzewa. Odpowiedniego do przywiązania jego "zawszonej towarzyszki". Wziął linę, okręcił wokół ciała ciemnowłosej, zrobił parę supłów. Odsunął się na krok i spojrzał krytycznym okiem na swoje dzieło.
- Jeszcze raz i będzie w porządku - powiedział pod nosem, kończąc wiązanie. Zebrał swoje manatki, osiodłał konia, wskoczył na grzbiet.
Odjechał. Nie śpieszył się.
Obudziwszy się, rozejrzała, by stwierdzić, że została najzwyczajniej w świecie przywiązana do drzewa.
Nie minęło dziesięć minut, a usłyszał głośne i wyraźne:
- Wracaj tu, ty suczy synu! - Głos niewątpliwie należał do dziewczyny, która towarzyszyła mu wczorajszego dnia. Właśnie, towarzyszyła.
- Co za piękny początek dnia...
W końcu się jej pozbył. Nikt nie będzie próbował rozpalać ogniska, nikt nie będzie namawiał go na pieczone jedzenie. A co najważniejsze, nareszcie nastanie błoga cisza, niezakłócona nieustannym gadaniem dziewki.
.::.
Nagle rozległ się krzyk. Co gorsza, kobiecy krzyk. Zir zmusił kasztanka do zawrócenia, a następnie do galopu. Co prawda, chciał pozbyć się dziewczyny, ale nie chciał, żeby coś się jej stało.
Chwilę potem był już na polanie, na której spędzili ostatnią noc. Siwka należącego do ciemnowłosej nigdzie nie zobaczył. Zły znak. Zeskoczył z grzbietu swojego konia. Przy lądowaniu poczuł, że coś zatrzeszczało mu w kolanie, ale nie przejął się tym. W tej chwili były ważniejsze rzeczy, a raczej osoby. Pędem skierował się w stronę zagajnika, w którym zostawił dziewkę przywiązaną do drzewa. Oby jej nic nie było.
Nie zobaczył jednak dziewczyny. Podszedł do brzozy i obejrzał więzy. Tak, jak się spodziewał, były przecięte. Nie wiedział, czy to dobrze czy źle. Z jednej strony dobrze, bo było wiadome, że nie dopadły jej dzikie zwierzęta. Z drugiej jednak... Wolał nie myśleć, kto lub co porwało dziewkę.
Rozejrzał się w poszukiwaniu jakichkolwiek śladów. O, jest! Urwany kawałek jasnoniebieskiej tkaniny, z której uszyta została suknia jego towarzyszki, wiszący na pozbawionym liści krzaku. Kawałek dalej kolejny skrawek materiału. Mężczyzna ruszył za tropem. Byleby zdążyć...
Gwizd. Łysy wojak zatrzymał się, jakby niepewny tego, co przed chwilą usłyszał. Przypomniało mu się pewne zdanie, wypowiedziane przez jego przyjaciela. "Zauważyłem, że ludzie bardzo rzadko patrzą w górę. Nie popełnij tego samego błędu i nie daj się zaskoczyć." Mężczyzna spojrzał w górę... I jego plecy dotknęły zimnej ziemi. Na nim siedziała osoba, której właśnie szukał - ciemnowłosa. W stronę jego twarzy poleciała piąstka, a za nią druga. Próba zasłonięcia się przed zadawanymi ciosami zakończyła się niepowodzeniem. Był zbyt zdziwiony.
- Co ty robi... - przerwała mu kolejna piącha, tym razem powodująca niewielki krwotok z nosa.
- Jak mogłeś mi to zrobić?! - usłyszał. Grad ciosów nie ustawał, wręcz przeciwnie, narastał. - Jak mogłeś mnie tak zostawić?!
- Dziewczyno, uspokój się! Jeszcze nam ubijesz biednego wojaka... - Mężczyzna usłyszał czyjś głos. Kilka uderzeń serca i poczuł, że ciężar uciskający jego klatkę piersiową znikł.
- Puść mnie! On właśnie na to zasługuje! Na bycie ubitym jak pies!
Obity mężczyzna otarł twarz z krwi.
- Potrafi przywalić - stwierdził, masując szczękę.
- I z chęcią zrobię to jeszcze raz! - warknęła, próbując wyrwać się z żelaznego uścisku trzymającego ją... Nasz bohater zastanawiał się, kim jest nieznajomy. - Jak mogłeś mi to zrobić?! - dziewczyna powtórzyła pytanie.
- Normalnie - odparł. Krew w żyłach jedynej przedstawicielki płci żeńskiej w tym towarzystwie zawrzała.
- Panie, nie denerwuj jej jeszcze bardziej. Już i tak ledwo ją powstrzymuję...
- Nie mów do mnie "panie" - mruknął wojak. - Nie zasługuję na to. Masz jakieś imię?
- Puść mnie - ponowiła prośbę. - Nic mu nie zrobię, obiecuję. - Dziewczyna została kompletnie zignorowana przez obu mężczyzn.
- Kerl.
- Kerl? Dość niecodzienne imię.
- Nie ja wymyślałem - nowo poznany mężczyzna wzruszył ramionami, puszczając przy okazji dziewczynę, która już się uspokoiła. O dziwo, stała tylko i przysłuchiwała się rozmowie. - I w dodatku jestem bardem. Dziwne połączenie, nieprawdaż?
- Bardem? - zapytał zdziwiony właściciel kasztanka. - Nie widzę nigdzie lutni...
- Nie widzi pan... Przepraszam, zapomniałem. Nie widzisz, bowiem nie gram na lutni. Moim instrumentem jest flet - wypiął dumnie pierś.
- Flet? - zapytali jednocześnie wojak i dziewka, która oparła pięści na biodrach
- Patrzcie no, bard z fletem - kontynuowała ciemnowłosa. - Ciekawi mnie, panie bardzie od siedmiu boleści, jak pan śpiewa, skoro do grania na instrumencie, którego używacie, potrzebne są usta.
"Bard" strofowany podrapał się po potylicy.
- Mogłabyś powtórzyć? Zgubiłem się na słowach "od siedmiu boleści"...
- To jest jakiś żart... - jęknęła dziewczyna. - Zir, możemy jechać dalej? - spojrzała błagalnie na łysego mężczyznę.
- Oczywiście, że tak - odpowiedział i skierował się w stronę polany, zostawiając "Barda". - W jaki sposób ty się uwolniłaś?
- A, to zostanie moją słodką tajemnicą - wyprzedziła go tylko po to, by odwrócić się i pokazać mu język. Mężczyzna pokręcił tylko z niezadowoleniem głową i szedł za nią. - Gdzie ja tego konia zostawiłam...? - zastanawiała się.
- Powiedz, no...
- Pozwolisz mi sobie towarzyszyć?
Wojak westchnął. To była trudna decyzja, ale ciekawość zwyciężyła nad zdrowym rozsądkiem.
- Pozwolę.
- A pozwolisz mi śpiewać, kiedy tylko sobie zażyczę?
- Nigdy!
- No to nie dowiesz się, w jaki sposób się uwolniłam.
"Co mam do stracenia? Najwyżej zatkam sobie uszy..." - myślał mężczyzna.
- Niech Ci będzie. Mów.
- Cóż... Siedziałam oparta o pień drzewa i określałam zawód twej matki, ojca twego, babki oraz siostry...
- Nie mam siostry - sprostował.
- Chcesz się dowiedzieć czy nie? Chcesz? No, to milcz łaskawie. - Nabrała powietrza w płuca. - Doszłam tak aż do twego psa, kiedy napatoczył się nasz "Bard" od siedmiu boleści. Ładnie poprosiłam go o rozwiązanie, ale że z niego fajtłapa, rozciął sznur.
- Wypraszam sobie! - zaprotestował Kerl, podążający za dwójką naszych bohaterów. Został jednak zignorowany.
- Taaa, zmarnował tak piękną linę...
- Mniejsza o linę. Wracając do tego, co mówiłam, rozciął sznur. Wtedy to do mojej głowy zawitał ten diabelski plan. Podarłam troszku moją suknię i zawiesiłam skrawki na krzakach. Potem wydarłam się ile sił w płucach i wdrapałam na drzewo. A resztę znasz.
- Ano, znam - potwierdził rozczarowany, znów wycierając twarz z krwi.
- Powinienem napisać o tym balladę - odezwał się "Bard".
- Żadnego układania ballad! Szczególnie na mój temat.
- A mnie by się taka spodobała - powiedziała zamyślona dziewczyna. - Już go lubię.
- Nikt cię nie pytał o zdanie, Istr - zirytował się Zir. - Idź po konia.
- Idę, już idę...
A czy wy zirytujecie się zachowaniem "Barda"? Zobaczymy...
Ostatnio zmieniony czw 11 kwie 2013, 23:06 przez Str8Luigi, łącznie zmieniany 1 raz.

2
Hej,
Opowieść o woju, co ognia się boi
Żyjącym w świecie, gdzie od magii się roi
Za nią również nie przepada
A to przez jednego maga
Zwołał kumpli, zaczarował
Żądzą zemsty się kierował
Prawie zmienił go w popiół
Lecz nasz woj wpadł wtedy w dół
Ogień go sięgał niemrawo
Choć poczuło jego ciało
Co to piekło jest na skórze
Która cała jest w purpurze
Lecz magowie, prawo znali
I szybciutko wnet nawiali
Gdy pewnego kupca córka
Wygoniła ich z podwórka
A na imię jej Istrenna było
Poparzone coś "Zir" się przedstawiło
Prędko wspólny język wnet złapali
Na wspólny szlak się dogadali
I choć Zir się ognia bał
Przy panience zawsze stał
A to są właśnie o tym woju utwory
Co na słowo "magia" był zawsze chory.

Przepraszam. To jest koszmarne.

- Dokąd jedziemy? - zapytała dziewczyna, siedząca na siwku.
- Mówiłem ci już dwa razy - warknął mężczyzna, siedzący na kasztanku - nie powtórzę po raz trzeci.
Należy jakkolwiek zmienić pierwsze (drugie) zdanie żeby nie brzmiały identycznie.
...dosiadający konia o maści kasztanowej... - choćby tak.
- Powiedz albo zacznę śpiewać - zagroziła mu dziewka.
- Tylko nie to... - jęknął. Jak widać, niewielki szantaż okazał się wielkim sukcesem.
Jak widać? Okazałby się sukcesem gdyby otrzymała odpowiedź. A tak się nie stało.
- O, Asunae, Bogini Wieszczy, ulituj się nade mną i każ jej przestać...


Z kontekstu wynika że prosi żeby przestała śpiewać, a przecież nawet nie zaczęła. Chyba że chodzi o "marudzenie".
- Możemy się zatrzymać? Tyłek mnie już boli... - narzekała dziewczyna.
- Jak boli, to wciąż go masz - odpowiedział jej mężczyzna. - Tak więc, możemy jeszcze jechać.
- To nie jest zabawne! - wygarnęła mu.
SJP.PWN.
wygarnąć — wygarniać
1. «wyjąć coś z czegoś»
2. pot. «powiedzieć komuś śmiało coś przykrego»
3. pot. «wystrzelić z broni palnej»
4. pot. «wyprowadzić kogoś skądś, zwykle pod przymusem»

Raczej średnio przykre dla adresata i średnio śmiałe stwierdzenie. Ogólnie usunąłbym "wygarnęła mu". Może jakieś krzyknęła, warknęła, wycedziła ale nie wygarnęła.
- Nie miało być - wzruszył tylko ramionami.
Dziewka mamrotała przez chwilę coś pod nosem, jednakże mężczyźnie nie było dane tego dosłyszeć.
Nie było dane mnie kojarzy się (może niesłusznie) z czymś dobrym, pozytywnym czego ktoś nie otrzymał. W kontekście sytuacji jej mamrotanie (zapewne marudne) do pozytywnych nie należy.
Na miejsce postoju wybrał... dość zwyczajne miejsce.
A jakie miał wybrać? Niezwyczajne? A jakie to?
Mężczyzna zeskoczył z konia jednym, płynnym ruchem.
Pokaż mi proszę zeskok (z czegokolwiek) w dwóch ruchach.
Z trudem wyjęła nogę ze strzemienia i przełożyła ją nad głową zwierzęcia.
Strzemiona?
Pozbawiony włosów mężczyzna rozbawiony przyglądał się temu, co wyrabia jego towarzyszka.
Informacja, że jest pozbawiony włosów jest w tym momencie tekstu groteskowa.
Puścił zwierzę luzem, które było wierne tak bardzo, jak tylko może być wierny koń, jakiemu wystarczy garść owsa lub jabłko, by poszło za tobą wszędzie.
Masakra. Zdanie do przebudowy.
Zwierzę - wierne.
Koń - poszedł (a nie - poszło).
Po co tak komplikujesz sobie życie?

Puścił wierne zwierzę luzem. Wystarczała garść owsa lub jabłko aby wierzchowiec nie odstępował swego pana na krok.
Jakoś tak.
- Ech... Jestem okropnie głodny - odezwał się do niej, słysząc burczenie swego żołądka, niewątpliwie domagającego się jedzenia. I to w trybie natychmiastowym.
Groteskowo. Tryb natychmiastowy pasuje raczej do współczesnych pism służbowych a nie opisu że ktoś jest głodny.
- Nie, nie, nie! - łysy wojak nie pozwolił dokończyć towarzyszce. Na słowo "pieczoną" dostał wręcz szału. Przed oczami stanęły mu obrazy, dość nieprzyjemne, których wolałby nigdy więcej nie widzieć. - Nie będziemy nic jeść, co zostało upieczone. W ogóle tego, co ma jakikolwiek związek z ogniem!
Znaczy wegetarianin. Fan chleba, sera i warzyw. Jako że nie było supermarketów to trudno wyobrazić sobie kogoś kto nie je nic pieczonego (bo ogień) i gotowanego (bo na ogniu). A to wojak, silny powinien być. No i w podróży chyba prościej polować niż wozić ze sobą zapasy?
Schylił się i wyciągnął z juków suchary...
Juk?
- Ogniska także nie zamierzasz rozpalać? - zapytała zdziwiona dziewczyna, starając się chwycić rzucone jej jedzenie.
Zdanie sugeruje że przez cały czas zadawania pytania starała się złapać rzucone jej jedzenie. Śmiem twierdzić, że próba łapania (udana czy nie) tyle aż nie trwała.
- Już raz to zrobiłaś! I zobacz, jak na tym wyszedłem. Całe ciało pokrywają blizny. Co do milimetra.
Chyba ciut przesadza. Nie potrafię sobie tego wyobrazić.
- Wdzięczny? Za co? Cały czas trujesz mi dupę. Bez przerwy! Szału można z tobą dostać, dziewczyno.
Chyba troszkę zbyt nowoczesny ten zwrot.
Z wiaderkiem pełnym chlupoczącej wody w ręce.
Woda nie chlupała mu w ręcę tylko w wiadrze.
Nióśł wiadro pełne chlupoczącej wody.
Oparł śpiącą dziewczynę o pień brzozy. To był powód, dlaczego wczoraj wędrował po zagajniku; szukał odpowiedniego drzewa. Odpowiedniego do przywiązania jego "zawszonej towarzyszki". Wziął linę, okręcił wokół ciała ciemnowłosej, zrobił parę supłów. Odsunął się na krok i spojrzał krytycznym okiem na swoje dzieło.
- Jeszcze raz i będzie w porządku - powiedział pod nosem, kończąc wiązanie. Zebrał swoje manatki, osiodłał konia, wskoczył na grzbiet.
Nadzwyczaj mocny sen, trąci brakiem wiarygodności. Nie mógł jej... nie wiem, spić?
Nie minęło dziesięć minut, a usłyszał głośne i wyraźne...
Po dziesięciu minutach jazdy (nawet wolnej) raczej by jej nie usłyszał. Nie mam pojęcia jaki jest zasięg ludzkiego głosu ale był około kilometr od niej.
W tej chwili były ważniejsze rzeczy, a raczej osoby.
A nie osoba?
Byleby zdążyć...
Zdążyć przed czym, skoro nie wie co się dzieje?
Gwizd. Łysy wojak zatrzymał się, jakby niepewny tego, co przed chwilą usłyszał. Przypomniało mu się pewne zdanie, wypowiedziane przez jego przyjaciela. "Zauważyłem, że ludzie bardzo rzadko patrzą w górę. Nie popełnij tego samego błędu i nie daj się zaskoczyć."
Daj spokój. Usłyszał gwizd i w tym samym momencie przypomniał sobie zdanie? Jego mózg zadziałał - gwizd, nie daj się zaskoczyć?
I jego plecy dotknęły zimnej ziemi.
Został uderzony i się przewrócił, więc jego plecy zetknęły się z ziemią gwałtownie. Dotknęły sugeruje że odbyło się to delikatnie.
Mężczyzna spojrzał w górę... I jego plecy dotknęły zimnej ziemi. Na nim siedziała osoba, której właśnie szukał - ciemnowłosa. W stronę jego twarzy poleciała piąstka, a za nią druga. Próba zasłonięcia się przed zadawanymi ciosami zakończyła się niepowodzeniem. Był zbyt zdziwiony.
Niskie drzewo, niskie gałęzie. Ona siedzi na drzewie nie wyżej niż zasięg jej ramion, on jej nie widzi (mimo, że raczej nie musiałby patrzeć w górę jak sugerujesz wcześniej). Nie umie się obronić w walce wręcz bo się zdziwił, chociaż on wojak a ona wątła dziewka.
- Co ty robi... - przerwała mu kolejna piącha, tym razem powodująca niewielki krwotok z nosa.
Raz (maleńka) piąstka, raz (wielka) piącha.

-
Jak mogłeś mi to zrobić?! - usłyszał. Grad ciosów nie ustawał, wręcz przeciwnie, narastał. - Jak mogłeś mnie tak zostawić?!
Próbowałeś Autorze tak kogoś bić? Nawet sprawny mężczyzna szybko się męczy wyprowadzając nieustającą serię ciosów, a nasza bohaterka sprawnym mężczyzną nie jest.
- Dziewczyno, uspokój się! Jeszcze nam ubijesz biednego wojaka... - Mężczyzna usłyszał czyjś głos. Kilka uderzeń serca i poczuł, że ciężar uciskający jego klatkę piersiową znikł.
- Puść mnie! On właśnie na to zasługuje! Na bycie ubitym jak pies!
Obity mężczyzna otarł twarz z krwi.
- Potrafi przywalić - stwierdził, masując szczękę.
- I z chęcią zrobię to jeszcze raz! - warknęła, próbując wyrwać się z żelaznego uścisku trzymającego ją... Nasz bohater zastanawiał się, kim jest nieznajomy...
...i skąd u licha wie, że jest wojakiem?
- Nie mów do mnie "panie" - mruknął wojak. - Nie zasługuję na to. Masz jakieś imię? (...)
(...)- Nie widzi pan... Przepraszam, zapomniałem. Nie widzisz, bowiem nie gram na lutni. Moim instrumentem jest flet - wypiął dumnie pierś.
Raczej - nie widzisz panie...
Bo "panie" nie "pan".
"Bard" strofowany podrapał się po potylicy.
Koszmarnie. Poza tym "strofowany" znaczy że to dalej się dzieje, a już się nie dzieje.
- To jest jakiś żart... - jęknęła dziewczyna. - Zir, możemy jechać dalej? - spojrzała błagalnie na łysego mężczyznę.
- Oczywiście, że tak - odpowiedział i skierował się w stronę polany, zostawiając "Barda".
No tak. Jego jedynym marzeniem było się jej pozbyć. A teraz "możemy jechać? - Jasne, że tak."

-
Cóż... Siedziałam oparta o pień drzewa i określałam zawód twej matki, ojca twego, babki oraz siostry...
Żeńskiej części się domyślam, a jak określała zawód ojca jego? Powiedz, powiedz, powiedz, proszę.

To nie jest dobry tekst. Postacie są schematyczne do bólu, jest kilka błędów logicznych.
Napisz to raz jeszcze.

Pozdrawiam,

G.


P.S.
A czy wy zirytujecie się zachowaniem "Barda"?
Na razie zirytowałem się nieścisłościami w tekście ;)

Weryfikacja zatwierdzona przez Rubię.
Ostatnio zmieniony czw 11 kwie 2013, 23:05 przez Godhand, łącznie zmieniany 1 raz.
"Każdy jest sumą swoich blizn" Matthew Woodring Stover

Always cheat; always win. If you walk away, it was a fair fight. The only unfair fight is the one you lose.

3
Dziękuję bardzo, panie Urbański, że poświęcił pan swój jakże cenny czas i przeczytał pan mój tekst oraz go "skomentował". Mam jednakże kilka zastrzeżeń:
A jakie miał wybrać? Niezwyczajne? A jakie to?
Niech pan użyje swej wyobraźni i wymyśli, jakie miejsce może być niezwyczajne na biwak. No chyba, że panu jej brakuje i trzeba wyjaśnić : )
Pokaż mi proszę zeskok (z czegokolwiek) w dwóch ruchach.
O proszę... To, że ja napiszę, że jednym ruchem ręki odgarnąłem włosy, nie znaczy, że nie można tego zrobić w dwóch. Bo można.
Po dziesięciu minutach jazdy (nawet wolnej) raczej by jej nie usłyszał. Nie mam pojęcia jaki jest zasięg ludzkiego głosu ale był około kilometr od niej.
Przykro mi mówić, ale ktoś tu ma problemy z czytaniem ze zrozumieniem. Nigdzie nie napisałem, że minęło dziesięć minut. No cóż. Polecam zakup okularów albo kupno mocniejszych, jeśli już pan jakieś posiada : )
Niskie drzewo, niskie gałęzie. Ona siedzi na drzewie nie wyżej niż zasięg jej ramion, on jej nie widzi (mimo, że raczej nie musiałby patrzeć w górę jak sugerujesz wcześniej). Nie umie się obronić w walce wręcz bo się zdziwił, chociaż on wojak a ona wątła dziewka.
Tutaj także nie było opisu drzewa. I przykro mi, że pozbawił pan Istr umiejętności skakania z wyższej gałęzi i uderzania kogoś wraz z naturalnym przygwożdżeniem do ziemi.
Nadzwyczaj mocny sen, trąci brakiem wiarygodności. Nie mógł jej... nie wiem, spić?
Podam jeden przykład:
Geralt pchnął strzygę? Zalatuje brakiem wiarygodności, WEDŁUG MNIE jak było w opisie, że była masywna to nie mógł jej pchnąć i koniec. I ja wiem lepiej. Panie Sapkowski, czas na poprawki.
Chyba ciut przesadza. Nie potrafię sobie tego wyobrazić.
Coś słabą ma pan wyobraźnię : ) Skoro został prawie spalony, logicznym jest, że będzie miał blizny na całym ciele.

Również pozdrawiam.

4
Hej,
Niech pan użyje swej wyobraźni i wymyśli, jakie miejsce może być niezwyczajne na biwak. No chyba, że panu jej brakuje i trzeba wyjaśnić : )
Trzeba. Wyobrazić mam sobie to co Autor opisuje, i tylko to. To tekst a nie zgaduj-zgadula.
O proszę... To, że ja napiszę, że jednym ruchem ręki odgarnąłem włosy, nie znaczy, że nie można tego zrobić w dwóch. Bo można.
Tyle, że ruch ręki możesz zatrzymać i kontynuować, skoku (spadania) nie. Mała różnica a cieszy.
Przykro mi mówić, ale ktoś tu ma problemy z czytaniem ze zrozumieniem. Nigdzie nie napisałem, że minęło dziesięć minut. No cóż. Polecam zakup okularów albo kupno mocniejszych, jeśli już pan jakieś posiada : )
Ok. Napisałeś "nie minęło dziesięć minut..." więc wywnioskowałem, że to okres czasu dziesięciu minutom bliski, ale krótszy.
Tutaj także nie było opisu drzewa. I przykro mi, że pozbawił pan Istr umiejętności skakania z wyższej gałęzi i uderzania kogoś wraz z naturalnym przygwożdżeniem do ziemi.
Też ok. Choć naciąganie, wziąłem pod uwagę opis a nie co miałeś na myśli.
Coś słabą ma pan wyobraźnię : ) Skoro został prawie spalony, logicznym jest, że będzie miał blizny na całym ciele.
Na całym ciele - zgadzam się. Chodziło o zwrot "co do milimetra" , z którym zgodzić się nie mogę.

Pozdrawiam,

Urbański (sorry B.A. nie mogłem się powstrzymać :))
"Każdy jest sumą swoich blizn" Matthew Woodring Stover

Always cheat; always win. If you walk away, it was a fair fight. The only unfair fight is the one you lose.

5
Str8Luigi pisze: Niedaleko płynął strumyk o niezbyt bystrym nurcie. Idealny do wzięcia
jak to strumyki o bystrym nurcie - są idealne do wzięcia...

Należy unikać tego typu koincydencji - po prostu wychodzi śmiesznie
Str8Luigi pisze:Z trudem wyjęła nogę ze strzemienia i przełożyła ją nad głową zwierzęcia. Z głośnym sykiem zsunęła się na ziemię.
głośny syk został wydany przez:
a) dziewkę górą
b) dziewkę dołem
c) siwka
d) siodło
Str8Luigi pisze:Pozbawiony włosów mężczyzna rozbawiony przyglądał się temu,
Niespodziewana informacja o tych włosach powoduje domniemanie, że mężczyzna wyłysiał od syku lub rozbawienia
Str8Luigi pisze: usłyszał w odpowiedzi od rozcierającej bolący tyłek dziewczyny.
Prawdę mówiąc ten tyłek dziewczyny mnie już nudzi. Po długiej jeździe konnej nie boli tyłek tylko "rozkrok"


Tekst jest niestety baaardzo kiepski - opowieść o łysym i tyłku dziewczyny ciągnie się niemiłosiernie, dialogi są katastrofą, język narracji koszmarem. Rozumiem, że miało być rubasznie i "z przytupem", ale nie wyszło. Jest nieporadnie. Daleka jeszcze droga przez autorem...
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

6
Przepraszam obu panów za karygodny błąd, jakim jest zaistniałe pomylenie nicków/nazwisk.
Na całym ciele - zgadzam się. Chodziło o zwrot "co do milimetra" , z którym zgodzić się nie mogę.
Postać wypowiadała te słowa. Ma więc prawo do przesady : )

Tak czy siak, dziękuję panu Godhand'owi i pani Nataszy za wskazanie błędów. Uwagi wezmę do serca i tekst poprawię.
Pozdrawiam.

7
Str8Luigi,
masz historię, postaci i ich świat. Ona w Tobie dojrzewała i żądała urzeczywistnienia w opowieści. Tu pojawia się problem: język opisowo-szkolny niszczy urok Twojej opowieści, a sądząc z wymiany zdań w komentarzach, nie dostrzegasz istoty wskazanych przez Godhanda błędów. Zarzuciwszy mu złą wolę skupiłeś się na odpieraniu zarzutów.

1. Piosenka inicjująca zdarzenia - jak rozumiem stworzyłeś ją na potrzeby tzw. przedakcji i ma ona charakter pieśni ludowego barda. To trudne zadanie dla piszącego - masz tu formę ballady, artystyczną, wierszowaną, w której snujesz opowieść o uniwersum, zasadach świata, zdarzeniach, które są ważne. I ja - jako odbiorca czytam to i niewiele rozumiem. To parodia ballady? Komizm? Pieśń - durna i denerwująca - tej dziewczyny, bo ona to śpiewa podczas podróży?
Skup się najpierw na tym tekście: ponieważ- jak mniemam - nie masz doświadczeń poetyckich - wsadź ją jako cytat -przytoczenie w usta dziewczyny - niech ona śpiewa paskudnie i ponosi odpowiedzialność za paskudną balladę. Wtedy oczywiście piosenka musi być krótsza, dosadniejsza - ale uwiarygodni i ubarwi dialog dziewczyny z bohaterem.

2.
Str8Luigi pisze: - Możemy się zatrzymać? Tyłek mnie już boli... - narzekała dziewczyna.
- Jak boli, to wciąż go masz - odpowiedział jej mężczyzna. - Tak więc, możemy jeszcze jechać.
- To nie jest zabawne! - wygarnęła mu.
- Nie miało być - wzruszył tylko ramionami.
Dziewka mamrotała przez chwilę coś pod nosem, jednakże mężczyźnie nie było dane tego dosłyszeć.
Ten dialog NIC nie wnosi. Bez niego nic opowieść nie traci.
Przejrzyj swoją opowieść pod tym kątem - wywal wszystko, co jest o niczym, tzn. nie posuwa akcji naprzód, nie daje wyobraźni czytelnika ważnych znaków, bym mogła zadomowić się w Twoim świecie. Kiedy bohaterowie wędrują, jest zawsze czas na topografię, rozmowę o przeszłości, przyszłości, prezentację wyglądu bohaterów, ich wzajemnych relacji.
Kiedy zatrzymałeś wędrująca parę - było po akcji. Odbiorca nie wiedział, po co męczył się podążając za bohaterami na wierzchowcach - ot, wiem, że bolał dziewkę tyłek i wkurzała towarzysza.
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

8
No i kilka słów ode mnie. Poniższe zwroty (nawet zakończone emotkami) są niedopuszczalne w stosunku do osób, które poświęcają czas na sprawdzenie twojego tekstu. Nie zgadzasz się z uwagami twoje prawo i możesz to wyrazić, ale bez osobistych wycieczek.
Str8Luigi pisze:Niech pan użyje swej wyobraźni i wymyśli, jakie miejsce może być niezwyczajne na biwak. No chyba, że panu jej brakuje i trzeba wyjaśnić : )
Str8Luigi pisze:Przykro mi mówić, ale ktoś tu ma problemy z czytaniem ze zrozumieniem. Nigdzie nie napisałem, że minęło dziesięć minut. No cóż. Polecam zakup okularów albo kupno mocniejszych, jeśli już pan jakieś posiada : )
Str8Luigi pisze:Tutaj także nie było opisu drzewa. I przykro mi, że pozbawił pan Istr umiejętności skakania z wyższej gałęzi i uderzania kogoś wraz z naturalnym przygwożdżeniem do ziemi
Wszechnica Szermiercza Zaprasza!!!

Pióro mocniejsze jest od miecza. Szczególnie pióro szabli.
:ulan:

9
Nie będę znęcał się nad tekstem, bo zrobili już to inni. Pomijam też sarkazm autora, który nosi znamiona mechanizmu obronnego. Str8Luigi tutaj nikt nie atakuję cię personalnie, po prostu komentujemy i analizujemy twój tekst, który swoją drogą jest żałosny. Po prostu.
Chciałem nawet napisać coś w duchu odpowiedzi autora, to znaczy sarkastycznie i bufoniarsko, ale mi wychudło...
Z trudem wyjęła nogę ze strzemienia i przełożyła ją nad głową zwierzęcia.
Natomiast to zdanie mnie po prostu zauroczyło. Ponieważ i Natasza i Godhand doszukali się w nim zupełnie różnych nieścisłości... A ja osobiście, jeszcze innych.

Tzw. "normalnym" spoosbem zsiadanie z konia jest przełożenie nogi nad grzbietem konia, a nie jego głową. To nawet zabawne, że innym to umknęło.
Dla mnie babol miesiąca. Gratuluję i pozdrawiam!

10
slavec2723 pisze:Tzw. "normalnym" sposbem zsiadanie z konia jest przełożenie nogi nad grzbietem konia, a nie jego głową. To nawet zabawne, że innym to umknęło.
Nic nie umknęło. Każdy może zsiadać z konia jak lubi. :)
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

11
Hej,
Każdy może zsiadać z konia jak lubi.
Tak jak koń lubi.

Pozdrowienia Slavec,

G.
"Każdy jest sumą swoich blizn" Matthew Woodring Stover

Always cheat; always win. If you walk away, it was a fair fight. The only unfair fight is the one you lose.

12
slavec2723 pisze:Tzw. "normalnym" spoosbem zsiadanie z konia jest przełożenie nogi nad grzbietem konia, a nie jego głową. To nawet zabawne, że innym to umknęło.
Dla mnie babol miesiąca.
Zsiadanie w ten sposób jest wykorzystywane przy jeżdżeniu na oklep lub bez strzemion, jak również można tak spokojnie zsiąść z kulbaki westowej. Nie jest to nic dziwnego ani super trudnego, choć niezbyt wygodne przy zsiadaniu z wysokiego konia - wtedy jednak lepiej wykorzystać strzemię. W ten sposób np. zsiadali Indianie czy Mongołowie.
Czarna Gwardia
Potęga słowa - II tekst

13
Mam nadzieję, że te koślawe rymowanki na początku to dzieło Twojego barda albo pieśń śpiewana przez dziewczynę. Należałoby to zaznaczyć bezpośrednio pod tekstem. I tak przy okazji: rymy mogą być niedokładne, lecz rytm w strofach musi być zachowany, gdyż jego łamanie jest męczarnią dla uszu.

Nie będę sprawdzała zdania po zdaniu, moje uwagi ograniczę do kilku spraw. Najpierw prezentacja bohaterów.
1. Czy oni nie mają imion? Przecież to zmusza Cię do ustawicznego powtarzania, że wojak to, a dziewczyna tamto... Imię rzeczonego wojaka - bodajże Zir - pojawia się gdzieś w środku fragmentu, w kontekście, gdzie nie ma żadnego znaczenia. Imienia dziewczyny w ogóle nie wyłapałam. Przynajmniej jedno mogłeś wprowadzić na samym początku, choćby tak:
Str8Luigi pisze:- Zir, dokąd jedziemy? - zapytała dziewczyna, siedząca na siwku.
A drugie gdzieś dalej:
Str8Luigi pisze:- Dobranoc, Amando - rzekł.
- Skurwiel - mruknęła ciemnowłosa.
Wtedy nie musiałbyś gimnastykować się z wymyślaniem nowych określeń, na oznaczenie tych paru osób, które biorą udział w akcji.

I tutaj druga kwestia. Nadużywasz czasowników atrybucji dialogu oraz niepotrzebnie podkreślasz, kto co mówi. To bardzo obciąża tekst.
Str8Luigi pisze:- Możemy się zatrzymać? Tyłek mnie już boli... - narzekała dziewczyna.
- Jak boli, to wciąż go masz - odpowiedział jej mężczyzna. - Tak więc, możemy jeszcze jechać.
- To nie jest zabawne! - wygarnęła mu.
- Nie miało być - wzruszył tylko ramionami.
Tam są tylko dwie osoby, jasne więc, że nikt inny dziewczynie nie odpowie. A wygarnęła mu to określenie stanowczo na wyrost i trochę obok tej sytuacji. Pogrubione - spokojnie można usunąć.
Podobnie w innych sytuacjach:
Str8Luigi pisze:- Taki pewny?
Mężczyzna nie odezwał się, tylko skierował w stronę zagajnika.
- A ty dokąd? - zawołała za nim dziewczyna.
- Przejść się.
Nadal są tylko dwie osoby i już doskonale wiemy, że to mężczyzna i dziewczyna. Pamiętaj, że w składni polskiej istnieje podmiot domyślny. Warto go wykorzystywać.
Te uwagi dotyczą całego tekstu, dlatego że im dalej, tym gorzej: pojawia się trzecia osoba, bard (dlaczego "Bard"?) i wtedy stosujesz już coraz bardziej karkołomne określenia, typu właściciel kasztanka, żeby ich odróżnić. A imię dziewczyny wprowadzasz chyba w ostatnim zdaniu tego fragmentu, stanowczo za późno.
Str8Luigi pisze:Z głośnym sykiem zsunęła się na ziemię. Pozbawiony włosów mężczyzna rozbawiony przyglądał się temu, co wyrabia jego towarzyszka.
W jakichś zaskakujących miejscach przemycasz informacje o wyglądzie postaci. Nie mógłbyś tego zrobić wcześniej? Kiedy oni tak jadą i jadą przez las, to może rozmawiając, ów wojak podrapałby się po łysinie?
Str8Luigi pisze:Po godzinie, podczas której dziewczyna ciągle narzekała
Str8Luigi pisze:Nie minęło więcej, niż dziesięć minut, a łysy wojak wrócił ponownie.
Str8Luigi pisze:Nie ruszył się ani milimetr,
Str8Luigi pisze:Całe ciało pokrywają blizny. Co do milimetra.
Wprowadzasz godziny i minuty (a mają oni zegarki w tej głuszy?) oraz milimetry, które należą do systemu metrycznego, dopiero od niedawna funkcjonującego w cywilizacji europejskiej. Trochę mi to zgrzyta w opowieści fantasy.

Logika wydarzeń też miejscami kuleje:
Str8Luigi pisze:Oparł śpiącą dziewczynę o pień brzozy. To był powód, dlaczego wczoraj wędrował po zagajniku; szukał odpowiedniego drzewa. Odpowiedniego do przywiązania jego "zawszonej towarzyszki". Wziął linę, okręcił wokół ciała ciemnowłosej, zrobił parę supłów.
Bez cudów. Normalnie śpiąca, a nie pijana, musiałby się obudzić.
Str8Luigi pisze:Nagle rozległ się krzyk. Co gorsza, kobiecy krzyk. Zir zmusił kasztanka do zawrócenia, a następnie do galopu. Co prawda, chciał pozbyć się dziewczyny, ale nie chciał, żeby coś się jej stało.
Ludzki pan. Mogły ją zjeść wilki, zagryźć rysie, mogła umrzeć z pragnienia, zanim by ktoś ją znalazł. A jakby znalazł, taką związaną, to też różnie mogłoby być. Przywiązuje w lesie dziewczynę do drzewa, ale jej nie krzywdzi...

Ogólnie - za dużo tutaj banalnego gadania o niczym. Tak bywa w życiu, ale jeśli piszesz powieść, to w tym dosyć już długim fragmencie powinno znaleźć się wprowadzenie czytelnika w zamiary i cele bohaterów. Choćby to miały być tylko dwa-trzy zdania. Przecież podróż przez las nie jest ich ulubionym sposobem spędzania wolnego czasu?

Jest jednak coś wciągającego w Twoim tekście, przy wszystkich jego mankamentach. Pisz dalej.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron