Kiedy to pisałem, miałem (sądząc po wieku pliku) jakieś czternaście lat. Jest to jeden z moich ulubionych tekstów i pierwszy, który gdziekolwiek publikuję. Odkopując pracę, poprawiłem tylko literówki i inne małe błędy.
Przed samym tekstem jeszcze dwa słowa mnie. Jestem zdecydowanie umysłem ścisłym, mocno zniechęconym do tworu takiego jak "Język Polski" w rozumieniu szkolnym. Na szczęście dla mnie zdarza mi się sporo czytać, co skutkuje nieco mniejszym kalectwem językowym z mojej strony.
Znalazłem. Coś. Nie wiem tylko co. Kiedy patrzę na to wprost, nie widzę. Kiedy patrzę kątem oka, ucieka w bok. Wiem jednak, że tam jest. Czuję to. Nawet jak gdzieś idę, cały czas jest. Jest częścią mnie.
Idę. Drzwi się otwierają. Po chwili zastanawiam się, czy dotykałem klamki? Nie. Wsiadam do samochodu, jadę do pracy. Nie ma korków. To się nie zdarza. Jest wolne miejsce na parkingu. Wolne, przy samych drzwiach. Obok przejeżdża samochód i szuka miejsca dalej. Ludzie nie widzą tego, co wydaje im się niemożliwe.
Wchodzę do gabinetu. Siadam na wygodnym fotelu, ale przede mną nie ma stosu papierów. Za to z pokoju obok wychodzi młoda kobieta. Uprzejmym głosem powiadamia, że jest moją asystentką. Nie pamiętam, żebym ją wcześniej gdzieś widział, ale znam ją. Wiem jak się nazywa, ile ma lat, jakie studia skończyła. Nienaturalnie dobrze ją znam.
Zamiast papierów muszę zajmować się czym innym. Zapadam w głębszy trans. Głębszy od tego, w który zapadłem po śmierci dziadka. Tak głęboki, że tracę poczucie wszystkiego, ale pracuję. To nie jest czysto mechaniczna praca, ale ta część mózgu która jest odpowiedzialna za świadomość, nie pracuje. Pozostało wszystko inne: doświadczenie, wiedza. To, co jest w danej chwili potrzebne.
Nawet nie wiem, kiedy znalazłem się w domu, ale szok po śmierci dziadka powoli mija. Stało się to wczoraj, potem znalazłem Coś. Było na jego testamencie. Nie posiadał nic, więc nikomu nic nie zapisał. Nikomu poza mną. Napisał, że wszystko co należało do niego, co później znajdę, jest moje.
To była wskazówka. Dziadek mówił, że wiele cech objawia się co drugie pokolenie. Rzeczywiście miałem z nim trochę wspólnego. Obaj lubiliśmy te same książki, muzykę, filmy. Ale on miał coś więcej. Coś nieokreślonego, ale znanego. Teraz mam to ja.
Był niezwykły. Do późnej starości sprawny i pełen życia. On nie umarł. Poszedł dalej, zasypiając, bo tak chciał. Kiedy go znalazłem, oczy miał zamknięte, ręce skrzyżowane na piersi i uśmiech na twarzy. Wiedział że umrze, więc się przygotował. Zasnął z testamentem w rękach.
Na obiad pojechałem do włoskiej restauracji. Znowu żadnych korków, teraz każde drzwi się przede mną otwierały. Potem tylko wtedy, kiedy sobie tego zażyczyłem. W środku spotkałem jakiegoś młodego człowieka. Przysiadł się do mnie. Był świeżo po studiach, młodszy ode mnie o jakieś dziesięć lat. Sięgnął po szklankę. Nie, raczej szklanka przyleciała do jego ręki. Demonstracyjnie.
-Też jesteś...? Spodziewałem się. Zwykli ludzie nie widzą tego, co jest według nich niemożliwe. Kiedy zobaczą, mówią że to złudzenie.
Doznałem wstrząsu. Powinienem się domyślać, że są inni... Kto? Ten człowiek mógł mi pomóc.
-Po dziadku. Mówił, że to objawia się co drugie pokolenie. Tylko co?
-Jeszcze nie wiesz, ale mnie znasz. Ja ciebie też. Poczekaj, opowiem ci kim jesteś.
Nie czekałem. Miałem za dużo pytań.
-Czemu nie powiedział mi tego dziadek?
-Nie mógł. Nie uwierzyłbyś mu.
Chciałem zadać następne pytanie, ale zamyśliłem się. Młodzieniec kontynuował.
-Jesteśmy bardzo dalekimi krewnymi. Kuzynami. Tak, jak mówił twój dziadek, jest to dziedziczne, co drugie pokolenie. To rodzaj umiejętności, którą można szlifować. Ma elementy podświadomej telekinezy. Przedstawiając obrazowo: taka długa, niewidzialna i bardzo silna ręka. Można ją opanować, tak jak normalną rękę. Możesz też w ten sam sposób, podświadomie, wpływać telepatycznie na inne osoby, skłaniając na przykład każdego, kogo zechcesz, do głosowania na ciebie. Tę umiejętność też można rozwijać i opanowywać, ale jest to nieporównywalnie trudniejsze. Ona może działać tylko na pewnym obszarze, oraz z pewną siłą. Tak jak mówiłem trening może zwiększyć siłę twojej perswazji i zasięg, jaki możesz nią objąć. Jest tylko jedna wada tego, co odziedziczyłeś. Wraz z przejęciem zaciera się wiele wspomnień, i to ważnych. Możesz na przykład zapomnieć że masz syna. To chyba wszystko.
-Ilu nas jest?
Zacząłem myśleć o telepatach jako o „nas”. Bardzo szybko mi to przyszło.
-Nie tak wielu. Co najwyżej dwóch z twoich wnuków może, ale nie musi dołączyć do naszej grupy. Nasz wspólny przodek został sprowadzony na ziemię jakieś dwieście lat temu. To naprawdę mało osób.
-Chyba już pójdę... Muszę sobie poukładać to w głowie. Opowiesz mi więcej następnym razem. Tylko jak mnie znajdziesz...
-Znajdę cię. Wierz mi.
Wróciłem do domu z głową pełną myśli. Długo rozmyślałem nad tym co usłyszałem i zrobiłem, po czym poszedłem spać.
Następnego dnia dziadek żył...
2
psorek, przeczytałam i nie bardzo wiem, czego oczekujesz.
Jeżeli dalej zajmujesz się pisaniem, a tak pisałeś w wieku 14 lat, to sam potrafisz ocenić niedostatki tego tekstu, a wklejasz z sentymentu.
Jeżeli masz zamiar zadziałać z tym tekstem, przeredagować go, przerobić, wykorzystać, to lepiej byłoby zrobić to najpierw.
Nie bardzo widzę tu rolę weryfikacji. Odnosić się do chłopca, którym już nie jesteś? Uczyć go chodzić, kiedy już wspina się na skałki?
Tu masz moment, w którym straciłeś według mnie poetykę opowieści, jest "niesamowitość", takemniczość:
Jeżeli dalej zajmujesz się pisaniem, a tak pisałeś w wieku 14 lat, to sam potrafisz ocenić niedostatki tego tekstu, a wklejasz z sentymentu.
Jeżeli masz zamiar zadziałać z tym tekstem, przeredagować go, przerobić, wykorzystać, to lepiej byłoby zrobić to najpierw.
Nie bardzo widzę tu rolę weryfikacji. Odnosić się do chłopca, którym już nie jesteś? Uczyć go chodzić, kiedy już wspina się na skałki?
Tu masz moment, w którym straciłeś według mnie poetykę opowieści, jest "niesamowitość", takemniczość:
Ogólnie: rytm składniowy przypomina terkotanie pociągu. Monotonia konstrukcji zdań zabija dramaturgię zdarzeń.psorek pisze:Zapadam w głębszy trans. Głębszy od tego, w który zapadłem po śmierci dziadka.
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)
3
Jak dla mnie to w tym tekście panuje ogromny bałagan.
Jeśli to są Twoje początki drogi autorze to spoko, od czegoś trzeba było zacząć.
Chętnie poczytałbym aktualne próby i porównał czy dużo się zmieniło. Wierzę, że tak.
Szkoda, że nie wypowiedział się jeszcze żaden weryfikator pod tym tekstem. Trzeba to jednak zrozumieć. Pracy (realizowanej non profit) jest sporo. Dziś pojawił się, aż jeden tekst, a dzień jeszcze trwa, więc może ich być więcej, może nawet dwa. Trzeba być jednak dobrej myśli i ufać, że przyjdą, gdy już obrobią (za darmo) ten ugór.
Grimzon:Widzę że jedno ostrzeżenie to za mało. W takim razie dłuższa chwila na przemyślenia.
Jeśli to są Twoje początki drogi autorze to spoko, od czegoś trzeba było zacząć.
Chętnie poczytałbym aktualne próby i porównał czy dużo się zmieniło. Wierzę, że tak.
Szkoda, że nie wypowiedział się jeszcze żaden weryfikator pod tym tekstem. Trzeba to jednak zrozumieć. Pracy (realizowanej non profit) jest sporo. Dziś pojawił się, aż jeden tekst, a dzień jeszcze trwa, więc może ich być więcej, może nawet dwa. Trzeba być jednak dobrej myśli i ufać, że przyjdą, gdy już obrobią (za darmo) ten ugór.
Grimzon:Widzę że jedno ostrzeżenie to za mało. W takim razie dłuższa chwila na przemyślenia.
Ostatnio zmieniony śr 10 kwie 2013, 00:20 przez lamer, łącznie zmieniany 1 raz.
Dr Szymon mówi: Ban to styl niebycia. Następny!
4
Tekst, mimo swojego oczywistego kalectwa warsztatowego, do pewnego momentu miał w sobie coś psychotycznego, niepokojąco dziwnego. Nie wiem, czy było to zamierzone, ale sprawiło, że mimo wszystko czytałem dalej. Naiwne, debiutanckie zdania krzyżowały się z takimi, które - zamierzenie albo przypadkowo - swoją chaotycznością i ubogością wywoływały coś ciekawego. Potem jednak pojawił się drugi bohater i zaczął mówić o telepatii, dziedziczności, trenowaniu umiejętności i chybotliwa psychoza runęła. Zrobiło się nudno i już tylko naiwnie.
Warsztatowo jest słabo, ale to chyba jasne, nikt nie pisze super w wieku czternastu lat. W oczy kole przede wszystkim chaos, brak stopniowania napięcia, wyczucia, subtelności. Czuć, rzecz jasna, jakiś potencjał, jakąś potrzebę opowiadania, która przez te trzy lata - jeśli pielęgnowana - niewątpliwie się rozwinęła. Natasza ma rację, trochę to wszystko bez sensu, bo wrzuciłeś utwór pisarza, którym już nie jesteś. Trzy lata w takim wieku to ogrom czasu. I tak się dziwię, że nie spojrzałeś na to opowiadanie z pobłażaniem. W Twoim wieku kiedy patrzyłem na swoje teksty choćby sprzed kilku miesięcy, to dostrzegałem wiele niedoskonałości i byłem świadomy, że teraz mogę lepiej. Nie masz tak?
Wracając do tekstu: przede wszystkim trzeba było w nim zwolnić. Poświęcić więcej czasu poszczególnym zdaniom, nie gnać przed siebie, zgrabniej opisać wszystkie postacie, dać czytelnikowi poczuć świat przedstawiony. Sensowniej zakończyć (i, błagam, nie trzykropkiem
). Tak na dobrą sprawę, to w tekście trzeba byłoby przerobić gruntownie każdą część (poza tą ulotną psychozą), tylko po co? Jestem pewny, że teraz napisałbyś to zupełnie inaczej, o niebo lepiej.
Pozdrawiam,
Patryk
Warsztatowo jest słabo, ale to chyba jasne, nikt nie pisze super w wieku czternastu lat. W oczy kole przede wszystkim chaos, brak stopniowania napięcia, wyczucia, subtelności. Czuć, rzecz jasna, jakiś potencjał, jakąś potrzebę opowiadania, która przez te trzy lata - jeśli pielęgnowana - niewątpliwie się rozwinęła. Natasza ma rację, trochę to wszystko bez sensu, bo wrzuciłeś utwór pisarza, którym już nie jesteś. Trzy lata w takim wieku to ogrom czasu. I tak się dziwię, że nie spojrzałeś na to opowiadanie z pobłażaniem. W Twoim wieku kiedy patrzyłem na swoje teksty choćby sprzed kilku miesięcy, to dostrzegałem wiele niedoskonałości i byłem świadomy, że teraz mogę lepiej. Nie masz tak?
Wracając do tekstu: przede wszystkim trzeba było w nim zwolnić. Poświęcić więcej czasu poszczególnym zdaniom, nie gnać przed siebie, zgrabniej opisać wszystkie postacie, dać czytelnikowi poczuć świat przedstawiony. Sensowniej zakończyć (i, błagam, nie trzykropkiem

Pozdrawiam,
Patryk
"Życie jest tak dobre, jak dobrym pozwalasz mu być"
5
Ciekawa jestem, jak wygląda teraz Twoje pisanie. Bo bez tej wiedzy trudno mi troche to weryfikować.
Językowo ten tekst jest raczej słaby. W zdaniach jest bałagan, tak, jakbyś miejscami nie wiedział, na czym wpierw się skupić.
Zresztą tak jest z całym tekstem - mieszasz i klimat ucieka. Najpierw jest tajemniczo, potem wpada jakiś "ten drugi telepata" i bach! kawę na ławę. Nie ma korków, wszystkie wygody subtelne, płynne... Ale oczywiście seksowną asystentkę też musiałeś w to władować.
I tak dalej.
Niemniej na początku klimat mnie zaciekawił - trochę chyba w taki sposób, jak Patrena. Ale potem się to rozjechało. Zakończenie ma być takim szokiem, twistem... A mi powiało nudą i taką bardzo siłową zaskoczką. Ogólnie uważam, że na początki tekst jest całkiem fajny - ma dobre momenty, widać wyobraźnię i potrzebę opowiadania. Teraz jeszcze zapanowac nad językiem, kompozycją, wyważeniem poszczególnych elementów itd.
Pozdrawiam,
Ada
Językowo ten tekst jest raczej słaby. W zdaniach jest bałagan, tak, jakbyś miejscami nie wiedział, na czym wpierw się skupić.
Zresztą tak jest z całym tekstem - mieszasz i klimat ucieka. Najpierw jest tajemniczo, potem wpada jakiś "ten drugi telepata" i bach! kawę na ławę. Nie ma korków, wszystkie wygody subtelne, płynne... Ale oczywiście seksowną asystentkę też musiałeś w to władować.
I tak dalej.
Niemniej na początku klimat mnie zaciekawił - trochę chyba w taki sposób, jak Patrena. Ale potem się to rozjechało. Zakończenie ma być takim szokiem, twistem... A mi powiało nudą i taką bardzo siłową zaskoczką. Ogólnie uważam, że na początki tekst jest całkiem fajny - ma dobre momenty, widać wyobraźnię i potrzebę opowiadania. Teraz jeszcze zapanowac nad językiem, kompozycją, wyważeniem poszczególnych elementów itd.
Pozdrawiam,
Ada
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"
Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"
Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"