Ola

1
Dawno nic nie wrzucałam.


Ola chwiejnym krokiem wyszła z dyskoteki. Filip najwyraźniej nie miał zamiaru iść za nią, skoro do tej pory siedział z kolegami przy barze. Idiota – wyrzuciła z siebie z złością. Takich jak on, mogła mieć na pęczki. Lubiła, kiedy zdobywali jej numer telefonu, chcieli, aby dodała ich do znajomych na fejsie, pisali sms, dzwonili, umawiali się. Cóż... nic dziwnego, przecież była najpopularniejszą dziewczyną w szkole. Nie to co te inne lansiary. Długie jasne włosy okalały jej delikatną twarz, muśniętą sztucznym słońcem z pobliskiego solarium. Podkreślone czarną kredką, niebieskie oczy, patrzyły pogardliwie na koleżanki z klasy. One chyba nigdy niczego się nie nauczą. Może to i lepiej. Przynajmniej mogła im pokazać, jak powinna wyglądać prawdziwa kobieta. I pokazywała. Wysokie białe kozaczki na cienkiej szpilce podkreślały smukłe i długie nogi. Krótka, ledwo zasłaniająca jędrne pośladki spódniczka, więcej odsłaniała, niż zakrywała. A to, że czasami nie było pod nią nic, zdawało się tylko podniecać chłopców. Obcisła bluzeczka z sporym dekoltem, zza którego wychylały się dwie krągłe półkule, przyciągała wzrok nie tylko kolegów z jej klasy. Teraz jednak nic jej to nie pomogło. Filip nie zamierzał ruszyć się z miejsca, przekładając rozmowę o ostatnim meczu, ponad spotkanie z nią. A specjalnie przyszła tu dzisiaj, żeby z nim porozmawiać. Nie mieściło jej się w głowie, że mógłby tak po prostu ją porzucić. Jak on to orzekł? Sorki laska, ale z plastikami nie gadam. Wciąż trzęsła się z oburzenia, wspominając jego słowa. Jak mógł ją tak potraktować? I to po tym jak obiecał jej przejażdżkę pożyczonym od ojca autem terenowym. Specjalnie postarała się wtedy, aby był zadowolony. A on próbował teraz wywinąć się z dotrzymania obietnicy.
Stukając obcasikami ruszyła szybkim krokiem w stronę najbliższego postoju taksówek. Jeśli Filip tak ją potraktował, to nie odezwie się do niego przez kolejne dwa dni. I zablokuje go na fejsie. Niech sobie nie myśli, że można z nią zadzierać.
Pusta o tej porze uliczka, chociaż oświetlona nie sprawiała przyjemnego wrażenia. Wręcz wydawała się jakaś groźna. A do tego na postoju nie było ani jednej taksówki. Pokręciła głową z zdziwieniem. Jak to możliwe? Przecież zawsze tu stały, wiedząc, że niedługo zamykają klub, w którym odbywała się dyskoteka. Wypite wcześniej piwo wciąż jeszcze szumiało jej w głowie, kiedy obrażona na taksówkarzy, Filipa i cały świat, wystukiwała tipsami numer do Andrzeja. Nie obchodziło jej, że być może już śpi. Ostatnio polubił któryś z jej linków na fejsie, oczekiwała więc teraz, że będzie w gotowości, aby po nią przyjechać. A jeśli nie on, to może Wojtek, który ostatnio uśmiechnął się do niej. Zdecydowanie ją lubił. Nie tak, jak inne dziewczyny w szkole. Ale cóż one mogły wiedzieć o życiu? Siedziały tylko nad książkami, marudząc coś o zbliżającej się maturze. Po co im matura? Skoro przecież wystarczyło ładnie się ubrać, pokręcić trochę tyłeczkiem i chłopcy lecieli jak pszczoły do miodu. Kupowali jej to na co miała ochotę, oczywiście w miarę możliwości i zawsze ktoś postawił jej piwo i fajki, przewiózł samochodem. Jej koleżanki planowały na jakie studia pójdą, szukały prac dorywczych, a ona śmiała im się w twarz. – Nie muszę się uczyć, bo jestem ładna – mówiła, patrząc na nie pogardliwie.
Teraz rozłościła się, kiedy numer Andrzeja nie odpowiadał. Co on sobie wyobraża? Spróbowała dodzwonić się do Wojtka. To samo. Wydęła różowe usta. Co oni sobie myślą? Jak mogli? Zerknęła na wyświetlacz telefonu. Była już prawie pierwsza w nocy. Matka w domu znowu będzie marudzić. Zawsze marudziła i czepiała się o wszystko. O ubiór, szkołę, zachowanie, wyjścia z znajomymi. Nudna kobieta. I te jej powtarzanie, że bez matury nic nie osiągnie. A sama co? Wielka pani magister bankowości, a na bezrobociu siedzi. I nawet do byle marketu na kasę jej nie chcą, bo niby zbyt wykształcona. Może, gdyby matka nie była taka stara i ubrała się w coś innego niż te kostiumiki, z grzeczną długością do kolan, to złapałaby jakiegoś frajera, bogatszego niż jej ojciec, który by na nią poleciał. A tak co? Ona nigdy nie będzie taka głupia, aby tkwić tyle czasu z kimś, kto zarabia zaledwie średnią krajową. Jak nie będzie go stać na spełnianie jej zachcianek to poszuka sobie innego. Ola rozejrzała się po ulicy. Taksówek nie było w dalszym ciągu. Będzie musiała wracać pieszo. Jedynym co w tej chwili przyszło jej do głowy, to że pobrudzi sobie nowe kozaczki. A przecież niedawno dostała je od tego kolesia, co woził ją nowym oplem. Westchnęła ciężko, po czym zrezygnowana ruszyła przed siebie. Oświetlona latarniami alejka parku, otoczona z obu stron posadzonymi krzewami i umieszczonymi pomiędzy nimi ławeczkami nie była długa. Obcasiki białych kozaczków zastukały po kostce, którą alejka była wyłożona.
- Ee! Laleczko! – ochrypły głos dobiegający zza chaszczy, kiedy była już w połowie
drogi, sprawił, że odrobinę wystraszyła się. Szybko rozejrzała się wokół, dostrzegając dwóch osobników w dresach. Teraz serce zabiło jej szybciej, a kolana ugięły się pod nią. Każda samotna dziewczyna na pewno przeraziłaby się ich widoku, na pustej, pogrążonej w nocnej ciszy, parkowej alejce. Nie zastanawiając się wiele, nie myśląc już o swoich kozaczkach, spróbowała biec przed siebie, byle jak najdalej od mężczyzn. Obcasiki chybotały się pod nią, spódniczka uniosła nieco w górę, a odsłonięte częściowo piersi, unosiły w szybkim, urywanym oddechu.
- Zaczekaj mała! – któryś z nich roześmiał się.
Nie miała ochoty poznawać ich bliżej, a tym bardziej spełniać ich próśb. Zadyszana, potykając się o krawężnik, który wyrósł nagle pod jej nogami w miejscu, gdzie kończyła się alejka, z trudem złapała równowagę, w ostatniej chwili unikając upadku. Wyprostowała się, odgarniając dłonią grzywkę z oczu, kiedy tuż przed nią zajarzyły dwa światła. Zanim dotarło do niej, że stoi na jezdni, dało się słyszeć przeraźliwy pisk opon. Poczuła jak coś pcha ją niespodziewanie, a jej ciało unosi się bezwładnie w górę. Przerażona, zacisnęła kurczowo powieki. Otoczyła ją kojąca ciemność.
- Możesz już otworzyć oczy – niski, męski głos rozbrzmiewał tuż przy jej uchu.
Zaskoczona zamrugała kilkakrotnie powiekami, uświadamiając sobie, że stoi przytulona do jakiegoś mężczyzny. Stoi? Dziwne... Pod jej stopami nie było nic, co wskazywałoby na twardy grunt. Otworzyła oczy natrafiając wzrokiem na czyjś tors i szerokie ramiona, które teraz obejmowały ją mocno. Podniosła głowę, dostrzegając twarz swojego wybawcy. Przystojniejszego mężczyzny od niego nie widziała. Krótkie, ciemne włosy miał lekko rozwichrzone, co dodawało mu chłopięcego uroku. Wystające kości policzkowe przechodziły łagodnie w twardo zarysowany podbródek. Przez głowę przemknęło jej, że ów nieznajomy osobnik jest bardzo męski. Jednak czarne, martwe oczy spoglądały na nią obojętnie, a alabastrowa twarz nie odzwierciedlała żadnego wyrazu. Jakby nie był tym zdziwiony, że trzyma w ramionach jakąś dziewczynę. Przechylił lekko głowę, przypatrując jej się uważnie i dopiero teraz na jego ustach zagościł lekki uśmiech. Kolejny raz zamrugała oczami, kiedy w czarnych oczach pojawił się jakiś szkarłatny błysk. Nie była pewna, czy nie przywidziało jej się to. Jednak chwilę później twarz mężczyzny zaczęła się jakby zmieniać. Oczy rozjaśniły się ogniem, rysy wyostrzyły, a jego twarz nie przypominała już twarzy niewinnego, przystojnego chłopca.
Wrzasnęła przerażona, szarpiąc się niespokojnie, jednak szybkim ruchem zasłonił jej usta ręką.
- Po pierwsze, zamknij się – cichy warkot dobył się spomiędzy jego ust. – Nie zrobię ci krzywdy – rysy jego twarzy zaczęły na powrót łagodnieć, a po chwili znów przypominał niewinnego młodzieńca.
Patrzyła na niego wystraszonymi oczami, jednak posłusznie przestała krzyczeć. Zresztą dość trudno było krzyczeć z jego ręką na ustach, zaciskającą się boleśnie na szczęce.
- Będziesz cicho? – spytał łagodnie.
Szybko przytaknęła.
- A po drugie... – zawiesił głos, wpatrując się w nią drapieżnie. – Mimo wszystko wciąż jestem mężczyzną, więc gdybyś mogła przestać się wyrywać... Ocierasz się o moje biodra i nie tylko... – uśmiechnął się zawadiacko.
Czym prędzej znieruchomiała, zastanawiając się, czy na pewno wychodząc wieczorem z domu na dyskotekę, założyła majteczki. A jeśli tak to które?
- A teraz złap mnie grzecznie za szyję – padło kolejne polecenie. – Pomogę ci dostać się do domu.
- Puść mnie – wyjąkała niepewnie.
- Nie chcesz, aby odwieźć się do domu?
- A czym jeździsz? – spytała podejrzliwie. W myślach prosiła o to, aby było to coś pięknego i wielkiego. Coś, co wzbudzi podziw jej koleżanek i zazdrość kolegów.
- Fiat – odparł spokojnie. – Czy to ważne? – przygarnął ją mocniej do siebie.
- Fiat? – wydęła pogardliwie usta, patrząc na niego z litością. – Chyba nie sądzisz, że wsiądę do czegoś takiego? Puść mnie – odzyskała już odwagę.
Może i był przystojny i miło było poprzytulać się do niego, ale niech sobie nie myśli, że ona jest taka łatwa. Nawet jeszcze jej drinka nie zaproponował, zaledwie przejażdżkę jakimś tandetnym gruchotem.
W czarnych oczach pojawiły się wesołe iskierki, a mężczyzna uśmiechnął się szeroko.
- Jak sobie życzysz – uśmiech poszerzył się, gdy rozwarł szeroko ramiona.
Do jego uszu dobiegł tylko pisk dziewczyny, spadającej w przepaść, nad którą wisieli.
Ostatnio zmieniony czw 11 kwie 2013, 20:24 przez Thorhalla, łącznie zmieniany 2 razy.
http://emthorhall.kawerna.pl/

2

Kod: Zaznacz cały

Nie rusz, Andziu tego kwiatka,
Róża kole, rzekła matka.
Andzia mamy nie słuchała,
Ukłuła się i płakała.
to jest stary jak świat wierszyk, który opowiada Twoją historię.

Julian Tuwim napisał ten wierszyk w różnych odsłonach stylistycznych
MIKOŁAJ REJ
Wierę, najpirwej dziatkom godzi się poćciwość,
Jako z ni jest żywota wszelaka szczęśliwość,
Wżdy się to w wirszu snadnie można pokazować,
Iżby się rodzicielskim słowiem nie sprzeciwiać.
Rzekła matka Anusie, by róż nie ruchała,
Aleć rozważne mowy Anuś nie słuchała;
Nizacz to wszystko maiąc, naprzeciw przestrodze,
O kolec się ukłuwszy, zapłakała srodze.

LEOPOLD STAFF
Wiem... zbyt drogo okupię radość nikłej chwili,
Która mnie smętkiem szczęścia złudnego upoi,
Gdy się za różą bladą tęsknota wysili
I zakwitnie przedziwnie w wątłej dłoni mojej.
Lecz muszę dłoń wyciągnąć, co mi służy wiernie,
Bo nazbyt mi tęsknota w cichym sercu wzbiera.
I krwawi się dłoń jedna o kolące ciernie,
Gdy druga - łzy radości i szczęścia ociera.

[...]

STANISŁAW PRZYBYSZEWSKI
Hanka stała z utkwionymi w jeden punkt oczyma. W mózgu jej płonęły wściekłe nawałnice szalonych paroksyzmów boleści. Te róże... te róże czerwone... Wirski zaśmiał się... He-he... Pani patrzy na kwiaty... A róże kolą... Krew! Rozumie pani? He-he... Z histerycznym łkaniem chwyciła róże z wazonu i sama zaczęła wbijać sobie w palce długie, ostre ciernie. Ryszardzie! Miłość moja! Ryszardzie, ten obłędny taniec chuci i śmierci! Ryszardzie, ha-ha, krew! Wirski wstał, kopnął ją, napił się koniaku, wypalił nerwowo kilka papierosów i wyszedł. A Hanka szlochała. Szlochał deszcz za oknem.

TADEUSZ MICIŃSKI
Ja - bardów król!
Ja - Wareg wśród wulkanów!
Od Orizawy stóp do Kamczadałów pędzę,
To los mój, los...
W Sybirach mroźnych lucyferowe siwych matek jęki:
Córko moja, Anno złotowłosa!
Żołdactwo cię hakami szarpie,
Złowieszcze pędzą harpie,
O, róży sarońskiej nie rwij dłońmi bladymi,
Ellenai! Ellenai!
Rozpuszczasz zwoje złotych kos
I krwawisz sobie palce o ciernie,
I płaczesz,
Królewno anhelliczna, magów gwiazdo!
To los twój, los...

MAURYCY MAETERLINCK
(Z cyklu "Quinze chansons")
Matko, zakwitł blady kwiat...
Córko, jedzie ktoś z oddali...
Matko, pierścień w wodę wpadł...
Córko, światło się nie pali...
Matko, zerwę blady kwiat...
Córko, ktoś nas długo szuka...
Matko, czekam tyle lat...
Córko, ktoś do okna puka...
Córko, córko, kole krzew!
Matko, kwiat ten zerwać muszę!
Córko, na twych dłoniach krew!
Matko, płaczą nasze dusze!*
J. Tuwim, Le style c'est l'homme, Czyli wierszyk o Andzi, co ukłuła się i płakała w interpretacji różnych poetów; w: Jarmark rymów


Pokazał, że banalna treść może zostać ujęta w oryginalny, niepowtarzalny dla autora sposób. Tuwim był oczywiście Mistrzem Co się Zowie :)

Przeczytałam Twoje - jest nijakie, sztuczne, bez Ciebie. Nie ma duszy w Twoim opowiadaniu: w stylu, sposobie patrzenia na bohaterkę, w sposobie kreowania konfliktu, w argumentacji psychologicznej. Ułożyłaś opowieść z frazesów, klisz, banałów.
Dlatego nie podobało mi się i minęłam je wzruszeniem ramion: no i co z tego? "Nie rusz Andziu..." tylko dwa nieba gorzej.
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

4
Thorhalla pisze:przecież była najpopularniejszą dziewczyną w szkole. Nie to co te inne lansiary. Długie jasne włosy okalały jej delikatną twarz, muśniętą sztucznym słońcem z pobliskiego solarium. Podkreślone czarną kredką, niebieskie oczy, patrzyły pogardliwie na koleżanki z klasy. One chyba nigdy niczego się nie nauczą. Może to i lepiej. Przynajmniej mogła im pokazać, jak powinna wyglądać prawdziwa kobieta. I pokazywała. Wysokie białe kozaczki na cienkiej szpilce podkreślały smukłe i długie nogi. Krótka, ledwo zasłaniająca jędrne pośladki spódniczka, więcej odsłaniała, niż zakrywała. A to, że czasami nie było pod nią nic, zdawało się tylko podniecać chłopców. Obcisła bluzeczka z sporym dekoltem, zza którego wychylały się dwie krągłe półkule, przyciągała wzrok nie tylko kolegów z jej klasy.
Tak szczerze to te wplecienie opisu postaci mi wyjątkowo nie pasuje. Dziewczyna opisuje sama siebie tu i teraz. A brzmi sztucznie- gdybyśmy tak myślały to stanąć trzeba w martwym punkcie by czas nie mijał - bo inaczej to tylko jego strata. A tak normalnie jeżeli to jest zapis myśli to powinien być żywy - zapis tego co nam przychodzi do głowy a nie mechaniczna wyliczanka.
Jak wydam, to rzecz będzie dobra . H. Sienkiewicz

5
Po pierwsze, autorka chyba pisała tekst na głodzie, bo pozjadała trochę literek;)

z złością, z zdziwieniem, z znajomymi
Po drugie, językowo dość ociężale ten tekst leci, a takie słówko jak - orzekł brzmi wyjątkowo archaicznie
ze sporym, jak on to orzekł?
Po trzecie, trzecioosobowa narracja moim zdaniem autorce nie leży. Jestem ciekaw prób w pierwszej osobie. Łatwiej wtedy zapanować nad treścią.

No i jeszcze to zdanie:
Wyprostowała się, odgarniając dłonią grzywkę z oczu, kiedy tuż przed nią zajarzyły dwa światła
Świata zajarzyły? Tak się mówi ?

Ogólnie tematyka na plus, ale sposób przedstawienia sytuacji owej panny co lubiła luksusowe samochody, takiej galerianki mnie nie przekonuje.

Pozdrawiam i życzę zapału w dalszych literackich próbach.
Dr Szymon mówi: Ban to styl niebycia. Następny!

6
Po przeczytaniu tekstu mam odczucie, że była to przypowieść XXI wieku o tym, co spotyka zadufane w sobie, pyszne nastolatki. Historia raczej przewidywalna i niezbyt głęboka. Stereotypowa. Plastiki idą do piekła.

Narracja raczej płynna, czytało się żwawo i bez większych zgrzytów, ale historia sama w sobie naiwna i mało odkrywcza. Nie poczułam żadnych emocji związanych z główną bohaterką.

7
Idiota – wyrzuciła z siebie z złością
Zacząłbym w nowej linijce (jak normalny dialog). Ze złością.
pisali sms
Raczej więcej niż jednego.
Długie jasne włosy okalały jej delikatną twarz, muśniętą sztucznym słońcem z pobliskiego solarium. Podkreślone czarną kredką, niebieskie oczy, patrzyły pogardliwie na koleżanki z klasy. One chyba nigdy niczego się nie nauczą. Może to i lepiej. Przynajmniej mogła im pokazać, jak powinna wyglądać prawdziwa kobieta. I pokazywała. Wysokie białe kozaczki na cienkiej szpilce podkreślały smukłe i długie nogi. Krótka, ledwo zasłaniająca jędrne pośladki spódniczka, więcej odsłaniała, niż zakrywała. A to, że czasami nie było pod nią nic, zdawało się tylko podniecać chłopców. Obcisła bluzeczka z sporym dekoltem, zza którego wychylały się dwie krągłe półkule, przyciągała wzrok nie tylko kolegów z jej klasy.
Dziewczyna mówi o samej sobie - i to w stanie nie do końca normalnym - raczej nie będzie formułować takich zdań (jak patrzę na opis wyglądu, to wydaje mi się, że w normalnym stanie też by ich nie sformułowała).
Jak on to orzekł?
To też zupełnie nie pasuje do jej "stylu".
Sorki laska, ale z plastikami nie gadam.
A to można by wyróżnić jakość w tekście - zamknąć w cudzysłów, albo użyć kursywy.
Stukając obcasikami ruszyła szybkim krokiem w stronę najbliższego postoju taksówek
Gryzie mi się to z chwiejnym krokiem z początku tekstu.
Jeśli Filip tak ją potraktował, to nie odezwie się do niego przez kolejne dwa dni
Czy sądzi, że jest tak ważna, że dwa dni będą dla niego wiecznością? Niech się uniesie - niech się nie odzywa bez terminu odwołania wyroku.
Pokręciła głową z zdziwieniem
Ze zdziwieniem - wcześniej też jakieś "e" Ci zjadło.
Przecież zawsze tu stały, wiedząc, że niedługo zamykają klub
Taksówki nie wiedziały - taksówkarze owszem.
Po co im matura? Skoro przecież wystarczyło ładnie się ubrać
Wyrzuciłbym to 'skoro" z początku.
kiedy numer Andrzeja nie odpowiadał
Tutaj podobnie jak z taksówkami - to Andrzej nie odpowiadał.
gdyby matka nie była taka stara i ubrała się w coś innego niż te kostiumiki, z grzeczną długością do kolan, to złapałaby jakiegoś frajera, bogatszego niż jej ojciec, który by na nią poleciał
Bogatszego niż ojciec - "jej ojciec" odnosiłoby się do dziadka bohaterki.
Obcasiki białych kozaczków zastukały po kostce, którą alejka była wyłożona.
Wyrzuciłbym wszystko co po przecinku - skoro idzie przez alejkę, a kozaki stukają o kostkę, to można domyślić się, że alejka wyłożona jest kostką.
- Ee! Laleczko! – ochrypły głos dobiegający zza chaszczy
Brakuje czasownika - co z tym głosem? Dobiegł ją, usłyszała go itp.
Teraz serce zabiło jej szybciej, a kolana ugięły się pod nią.
Dwa zaimki na tak krótkie zdanie to moim zdaniem za dużo.
Zaskoczona zamrugała kilkakrotnie powiekami
Wyrzuć powieki - jeśli mrugać to tylko nimi.
Pod jej stopami nie było nic, co wskazywałoby na twardy grunt. Otworzyła oczy natrafiając
Nie wspomniałaś, że znów zamknęła oczy.
a jego twarz nie przypominała już twarzy niewinnego, przystojnego chłopca
Wcześniej mówi, że wygląda męsko - gryzie się to z chłopcem.
zasłonił jej usta ręką.
Chyba bardziej pasowałaby dłoń.

Czytało się łatwo i bez większych problemów. Co do samej historii - nie przekonuje mnie kreacja bohaterki. Skoro ma to być "plastik" to niech myśli jak plastik cały czas, a nie tylko okazjonalnie. Zdania przez nią konstruowane są po prostu zbyt wyszukane.

Pojawienie się przybysza - ode mnie na plus, bo wprowadziłaś go w ciekawy sposób i dosyć dobrze opisałaś.

Historia całościowo też daje radę, przesłanie jest łatwe do zauważenia, ale nie o to chyba chodziło, żeby je zataić.

Zawsze musi być jakieś "ale" - tekst nie ma w sobie ognia. Nie ma czegoś, co spowodowałoby, że czytelnik łaknie dalszej części i chce czytać jak najszybciej, jak najwięcej. Tutaj jest opowieść dziewczyny, która mówi o swoim życiu, światopoglądzie, opisuje co dzieje się wokół. Dziać zaczyna się, gdy spotyka nieznajomego. Ten jednak szybko ją rzucił i skończyła się zabawa.

9
Brakuje mi tutaj spójności. A przez to nie wierzę narratorowi.
Jest próba podjęcia tematu plastik girls, ale moim zdaniem za dużo asekuracji.
Warto iść na całość. Niech ta panna będzie plastikowa na sto pro, a wtedy zaufam i będę chciał dalszego ciągu tej historii.
Na dzień dzisiejszy jej dalsze losy mnie nie interesują.
Pozdrawiam!
"Lotność umysłu i umiejętność prowadzenia wdzięcznej rozmowy są albo darem naturalnym, albo owocem edukacji rozpoczętej w kołysce"
Balzac

"Szczyt niesprawiedliwości to: uchodzić za sprawiedliwego nie będąc nim."
Platon

10
W czarnych oczach pojawiły się wesołe iskierki, a mężczyzna uśmiechnął się szeroko.
- Jak sobie życzysz – uśmiech poszerzył się, gdy rozwarł szeroko ramiona.
Do jego uszu dobiegł tylko pisk dziewczyny, spadającej w przepaść, nad którą wisieli.
_________________
A potem Ola powinna obudzić się zlana zimnym potem i przyrzec sobie, że już nigdy, ale to nigdy nie będzie wybrzydzać na markę samochodu, kiedy mężczyzna zaproponuje jej podwiezienie do domu...

Zaczęłam od końca, gdyż rzadko trafiają się opowiadania zakończone tak wyrazistym morałem. Gardzisz skromnym, chociaż uczciwym wybawcą? Wolisz pieniądze i blichtr? Zatem - giń!
Ciekawe, co by zrobił szewczyk Dratewka, gdyby ocalona przed smokiem księżniczka zaczęła stroić fochy, że takiego obdartusa to ona wcale nie chce za wybawiciela?

Wracam jednak do początku.
Thorhalla pisze:Cóż... nic dziwnego, przecież była najpopularniejszą dziewczyną w szkole. Nie to co te inne lansiary. Długie jasne włosy okalały jej delikatną twarz, muśniętą sztucznym słońcem z pobliskiego solarium. Podkreślone czarną kredką, niebieskie oczy, patrzyły pogardliwie na koleżanki z klasy. One chyba nigdy niczego się nie nauczą. Może to i lepiej. Przynajmniej mogła im pokazać, jak powinna wyglądać prawdziwa kobieta.
Twój narrator, chociaż trzecioosobowy, bardzo wyraźnie prezentuje punkt widzenia Oli, nie może więc równocześnie wprowadzać takich elementów czysto zewnętrznej charakterystyki, typowej dla obiektywnego obserwatora. Do tego, rzeczywiście, jak na myśli dziewczyny, która rozzłoszczona wraca sama z dyskoteki, cały ten fragment jest nazbyt uładzony.
Thorhalla pisze:Nie mieściło jej się w głowie, że mógłby tak po prostu ją porzucić. Jak on to orzekł? Sorki laska, ale z plastikami nie gadam. Wciąż trzęsła się z oburzenia, wspominając jego słowa. Jak mógł ją tak potraktować? I to po tym jak obiecał jej przejażdżkę pożyczonym od ojca autem terenowym.
To nie brzmi przekonująco. Wcześniej nie widział, że to plastik? Bo znajomość była chyba już dość zaawansowana? Wystarczyłoby zwykłe nie zawracaj głowy czy coś w tym guście. Wiadomo, że czasem kumple są ważniejsi.
Thorhalla pisze:Wciąż trzęsła się z oburzenia, wspominając jego słowa.
Thorhalla pisze:Wypite wcześniej piwo wciąż jeszcze szumiało jej w głowie,
Podkreślone - zbędne. To są sytuacje oczywiste. Wiadomo, że nie może szumieć w głowie piwo nie wypite.
Thorhalla pisze:Jedynym co w tej chwili przyszło jej do głowy, to że pobrudzi sobie nowe kozaczki.
No i znowu zgrzyt w narracji. Samą siebie ocenia, stwierdzając, że myśli tylko o głupstwach? Wystarczyłoby proste stwierdzenie: Pobrudzi sobie kozaczki.
Thorhalla pisze:Nie była pewna, czy nie przywidziało jej się to.
Czy to nie przywidzenie. Bez serii zaimków nie akcentowanych na końcu zdania.
Thorhalla pisze:- Po pierwsze, zamknij się – cichy warkot dobył się spomiędzy jego ust.
Wystarczy: warknął. To kolokwializm, lecz tutaj do przyjęcia. Do tego: Z ust albo spomiędzy warg.

Niezbyt przekonuje mnie taka bohaterka - składa się z samych stereotypów. Ponieważ atrakcyjna, więc stawia jedynie na tę swoją zewnętrzność, gardząc przy okazji koleżankami, matką i szkołą; ponieważ niezbyt zamożna z domu, więc mężczyzn traktuje wyłącznie jako źródło dochodów, a prestiż społeczny kojarzy się jej tylko ze stanem konta... Nie twierdzę, że takich dziewcząt nie ma, lecz nagromadzenie tych wszystkich cech w krótkim przecież opowiadaniu sprawia, że dziewczyna staje się cokolwiek groteskowa, zwłaszcza gdy tak pogardliwie odtrąca wybawcę, bo ten ma mało awantażowny samochód. Zdecydowanie wszystko ukierunkowane jest na końcowy morał, lecz nie jestem pewna, czy współczesny czytelnik przełknie takie wyraziste przesłanie moralne. To jest wzorzec z dziewiętnastowiecznej literatury dydaktycznej (co wychwyciła Natasza), ewentualnie z pewnego typu baśni, o dosyć jednoznacznej funkcji pouczającej.
Tym bardziej, że sam diabeł wszedł do gry.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”