Wulgaryzmy
WWW[/colorWWWWWWWWWWWWWWWDetal
WWWWnętrze zakładu fotografii artystycznej „Zwierciadło” przywitało Jacka nieciekawym widokiem. Ciężkie, drewniane drzwi i zawieszone w oknach wielkie zdjęcia kryły – przed wzrokiem przechodniów – prawdziwą rupieciarnię. Duża część pomieszczenia zajęta była regałami, na których zalegały jakieś stare aparaty, gramofon, taśmy filmowe i inne, niezidentyfikowane sprzęty. Oklejone szarą, paskudną tapetą ściany zdawały się giąć pod ciężarem oprawionych w ramki fotografii i rysunków. Większość z nich nie spodobała się Jackowi, jak cały ten zakład-muzeum. Nawet powietrze było tu duszne, przesycone wonią starości i kurzem. Zakaszlał.
WWWZ głębszego pomieszczenia wysunęła się siwa, pomarszczona głowa, a za nią reszta ciała zasuszonego staruszka. Jego wygląd doskonale komponował się z całym otoczeniem.
WWW– Dobry. Pan…?
WWW– Jacek Franciszewski. Mam odebrać zdjęcia żony, Magdaleny.
WWW– Tak. Małżonka wspominała. Pan usiądzie i poczeka.
WWWJacek przycupnął na stercie gazet i innych papierów ułożonej na jedynym tutaj krześle, nie wiedzieć czemu uśmiechając się do czubka głowy grzebiącego pod blatem dziadka. Dwudziesty pierwszy wiek, a wciąż w Warszawie można znaleźć takie przedpotopowe miejsca, pomyślał z niesmakiem. Po dłuższej chwili oczekiwania, w dłoni fotografa pojawiła się duża koperta. Franciszewski podszedł do staruszka, wziął ją i otworzył.
WWWMagda spoglądała na niego ze wszystkich pięciu zdjęć. Wbrew poprzedniej opinii o kunszcie tego zakładu, nie były one wcale złe. Szczególnie spodobało mu się ostatnie, plenerowe. Na piątej fotografii Madzia, ubrana w koszulę, stała w cieniu jabłoni, bokiem do obiektywu, z prawą ręką i oczami sięgającymi w górę, ku gałęziom obwieszonym jabłkami. Jednak ciężko było ocenić, czy zdoła dosięgnąć któregoś z owoców, czy jej dłoń muśnie tylko zieloną skórkę. Łąka w tle tonęła w słońcu, co dawało wspaniały kontrast. W całej tej kompozycji kryła się jakaś zagadka, coś nierozstrzygniętego. Jednak jeden mały detal minimalnie zaburzał harmonię całości. W głębokim dekolcie koszuli, mniej więcej pomiędzy piersiami widoczna była niewyraźna, czarna plamka, której na pewno nie powinno tam być. Błąd w druku? Przelatujący owad? Nie psuło to jednak ogólnie pozytywnego wrażenia. Jego jasnowłose kochanie było jeszcze piękniejsze niż pół roku temu, w dniu ślubu. Pamiętał to jak wczoraj.
WWW– Te zdjęcia są naprawdę dobre, gratuluję umiejętności. I modelki.
WWW– Syn je robił, nie ja. Wie pan, oczy już nie te, co dawniej. Ja zajmuję się… innymi rzeczami – Dwa ostatnie słowa wypowiedział niewyraźnie.
Jacek chciał zapytać, czym są te „inne rzeczy”, ale jednak powstrzymał się. Historyjki podstarzałych, apatycznych typów właściwie mało go interesowały.
WWW– To wszystko. Syn dzisiaj prześle zdjęcia na, eee… email pani Magdy – dodał szybko dziadek.
WWWJacek z powrotem włożył zdjęcia do koperty, pożegnał się i już miał wychodzić, gdy zadzwoniła komórka. Na wyświetlaczu widniał nieznany numer. Odebrał na miejscu.
WWW– Halo?
WWW– Witam, z tej strony komisarz Maciej Zieleń, policja. Czy rozmawiam z panem Jackiem Franciszewskim, mężem Magdaleny Franciszewskiej?
WWW– Tak… a o co chodzi? Coś się stało?
WWW– Niestety… Mam dla pana bardzo złe wiadomości… Powiem wprost; pańska żona nie żyje.
WWWJacek zamarł na dobre dziesięć sekund. Miał wrażenie, że jego serce również stanęło. Potem wybuchnął śmiechem. – To jakiś pierdolony żart!? Co to w ogóle… Kim ty…
WWW– Proszę pana, jestem z policji. Trzy godziny temu Magdalenę Franciszewską potrącił samochód. Zmarła natychmiast. Jej ciało jest teraz w szpitalu Bielańskim. Bardzo mi przykro. Jeżeli pan sobie życzy, poinformujemy rodzinę pańskiej żony. Dołożymy wszelkich starań, żeby ten kierowca…
WWWJacek rozłączył się. Wypuszczony z dłoni telefon upadł na podłogę. On sam również się na nią osunął.
WWW– Panie kliencie, wszystko w porządku?
WWW[/colorWWWWWWWWWWWWWWW***
WWWZapamiętał tylko, że po wizycie w szpitalu zadzwonił do biura i wziął wolne na tydzień. Później zaczął pić. Zaczął i nie planował kończyć. Pierwszego dnia, czy dokładniej pierwszej nocy wspierali go w tym starzy kumple – ci, którzy jeszcze nie całkiem o nim zapomnieli. Sam nie wiedział, co wnerwiało go bardziej – ich udawane współczucie, kompletne ignorowanie jego bólu czy porady typu „musisz wziąć się w garść”. Odwiedzili lokale i kluby, w których nie był od lat. Przypominały mu o życiu, które porzucił i które już go nie pociągało. Wtedy coś musiało się wydarzyć, bo drugiej nocy był z nim już tylko Marek. Nie wiedział, co zrobił i nie bardzo go to obchodziło. Jedyne, co zapamiętał to alkohol i głośne techno.
WWWZ Markiem znali się jeszcze z podstawówki. Całą młodość spędzili razem, na studiach oboje uczyli się ekonomii na tym samym roku. Łączyło ich właściwie wszystko poza pokrewieństwem. Jeżeli kogokolwiek miałby nazwać przyjacielem, to chyba tylko jego. Drugiej nocy od śmierci Magdy, sami nie wiedząc jak, znaleźli się w jakieś obskurnej knajpie z dala od centrum. Na drewnianym stole, przy którym siedzieli, stała częściowo opróżniona butelka wódki. Obok niej druga, pusta. W ich stanie nawet pozycja siedząca mogła sprawiać trudność.
WWW– Wiesz co, Marek? W całym życiu może ze trzy razy powiedziałem, że ją kocham. Jakbym wstydził się tego. A przecież, kurwa… ja zawsze ją… – mówił bełkotliwie, coraz bardziej dziwiąc się swojej wylewności. – Ale może nie? Może poczułem to dopiero po tym, jak umarła? Podobno najbardziej brakuje tego, co się straciło.
WWW– Przestań pierdolić. Sam już nie wiesz, co mówisz. – Chociaż wypili tyle samo, Marek zachowywał się i mówił bardziej trzeźwo.
WWW– Gdy byłem w szpitalu… Magda leżała na łóżku. Cała była przykryta białym materiałem. Dotknąłem jej twarzy przez ten całun i… przeraziłem się. To nie była jej twarz, rozumiesz?! Już nie. Nie miałem odwagi, żeby ją odsłonić. Wolałem nie mieć pewności. Albo po prostu zapamiętać ją taką, jak na zdjęciach. Później lekarze pytali się mnie, czy jestem całkowicie pewien, że to ona. I nawet nie odpowiedziałem. Wyszedłem bez słowa.
WWW– Ale ktoś musiał ją zidentyfikować.
WWW– Jej matka przyjechała. Z nią też nie dałem rady porozmawiać. Wymiękam przy tym wszystkim. Nie wiem, co robić. Ja już… – nie dokończył. Zamiast tego wychylił następną kolejkę.
WWWWypowiedziane słowa wisiały w powietrzu jak woń taniego alkoholu.
WWW– Pojutrze pogrzeb – powiedział Marek po długiej chwili.
WWW– Wiem. Matka nalegała, żeby pochować Magdę jak najszybciej. To dobrze.
WWW– To jutro nie pijemy, stary. Jakoś będziesz musiał przywlec się na cmentarz. Lepiej nie na kosmicznym kacu.
WWWWgapiony w kieliszek Jacek uśmiechnął się ponuro.
WWW– Nie ma mowy. Nie dam rady tam pójść.
WWWMarek spojrzał z niedowierzaniem, po czym nachylił się do kumpla.
WWW– Tam będzie cała jej rodzina, większość waszych znajomych. Ja też. Kurwa, rozumiem, że nie chciałeś przygotowywać pogrzebu, ale musisz przynajmniej się tam pojawić. Jak tego nie zrobisz, oni cię znienawidzą.
WWW– I chuj z tego? Wali mnie ich nienawiść. I tak bardziej przejebane być nie może.
WWW– Koniecznie chcesz wkurwić wszystkich ludzi koło siebie? Ty, a co byś zrobił, jakbym cie olał i wyszedł?
WWW– Rób, co chcesz.
WWW– Spoko. Masz okazję, żeby przemyśleć kilka spraw – Mówiąc to, wstał i chwiejnym krokiem skierował się do wyjścia.
WWWJacek został sam z flaszką, barowym gwarem i czterema zdjęciami, które właśnie wyjął z kieszeni kurtki i położył na stole.
WWW[/colorWWWWWWWWWWWWWWW***
WWWJacek obudził się i natychmiast tego pożałował. Głowa mu pękała, w ustach czuł suchość. Promienie słońca wpadające przez niezasłonięte okno drażniły jego facjatę. W jakimś zapomnianym sektorze świadomości pojawiła się myśl, że tegoroczna jesień jest zbyt piękna jak na jego samopoczucie. Jakby Bóg śmiał mu się wprost w twarz. Może deszcze i szaruga przyniosłyby mu jakieś ukojenie. Gdy wreszcie zwlekł się z łóżka i dostał do łazienki, przeraziło go odbicie w lustrze. Odkręcił kran. Ugasił pragnienie, obmył twarz, zmusił się do umycia zębów. Golenie było ponad jego siły. Wrócił do sypialni z przymkniętymi oczami, oddychając głęboko. Ubrał się, samemu nie wiedząc po co, bo i tak nie planował dzisiaj wychodzić z domu. Włączył komórkę, przekonując się, że kilka osób jednak się nim interesuje. Dziewięć nieodebranych połączeń i pięć SMS-ów. Nawet nie przeczytał. Przynajmniej nikt nie dobijał mu się do drzwi. Ale dopiero czternasta, jeszcze wiele może się dzisiaj zdarzyć.
WWWCo zrobić z tak pięknie rozpoczętym dniem, ironizował w myślach, wchodząc do kuchni i wyciągając piwo z lodówki. Stara metoda na kaca – klin klinem – zawsze okazuje się niezawodna. Przez chwilę grzebał w szufladach w poszukiwaniu otwieracza, co powiększało i tak spory już bałagan. Gdy już znalazł, otworzył butelkę i zaczął pić na stojąco. Pociągał długie, wolne łyki, pozwalając, by spłynęła na niego odrobina spokoju i uporządkowała myśli.
WWWLuka w pamięci dawała o sobie znać. Z ostatnich dni pamiętał tylko urywki. Nie był przekonany, czy to przez alkohol, czy przez jakieś mechanizmy wyparcia, ale jedno wiedział na pewno – że wszystko zaczęło się od śmierci Magdy. Czuł pustkę i kompletną obojętność wobec świata. Chciałby zapłakać, ale nie potrafił. Chciałby odczuć prawdziwe, empatyczne cierpienie, a nie tylko zwykły żal, świadomość dziecka, któremu ktoś zabrał cukierka. Co z tego, że szczerze ją kochał? Że była najważniejsza? To egoistyczna miłość, tak różna od tej, jaką darzyła ją rodzina. Między innymi dlatego nie potrafił spojrzeć im w twarz.
WWWMiał tylko jeden plan: olać to wszystko. Sprzedać mieszkanie, wyjechać gdzieś daleko, zerwać kontakty. Spalić mosty. Uciec. Wszystko tutaj, każdy mebel i przedmiot, przypominało mu o niej. To nie będzie łatwe, coś ukrytego głęboko w psychice powstrzymywała go, ale wiedział, że musi to zrobić prędzej czy później, inaczej zwariuje. Jedyne, co chciałby zachować na pamiątkę, to tamte pięć fotografii. Postanowił obejrzeć je po raz kolejny.
WWWKurtka leżała na oparciu krzesła. Serce zabiło Jackowi mocniej, gdy sięgnął do kieszeni. Ze zdjęciami, które tam znalazł, nie rozstawał się od wizyty u fotografa. Ale coś było nie tak. Jednego, tego najlepszego, brakowało.
WWWOgarnęła go panika. Zaczął miotać się po mieszkaniu, ale w tym bajzlu ciężko było znaleźć cokolwiek. W końcu opanował się, usiadł i zastanowił, choć ból głowy wciąż mu doskwierał.
WWWDotarło do niego, że już wczoraj w barze miał tylko cztery fotografie. Próbował odnaleźć coś w gąszczu zatartych wspomnień, jednakże wysiłek szedł na marne. Wrócił myślą do jedynego z ostatnich wydarzeń, które wyraźnie odcisnęło się w jego pamięci, czyli przyjścia do szpitala. Już wtedy nie miał przy sobie piątego zdjęcia. Więc jeszcze wcześniej… Zostawił je u fotografa? Wtem poczuł dziwny przebłysk, jakby jakaś zamknięta furtka w jego głowie powoli zaczynała się uchylać. Coraz wyraźniej widział tę scenę; odbiór zdjęć, ten pieprzony telefon z policji…
WWWRozległ się dźwięk domofonu. Jacek podniósł się ciężko i klnąc pod nosem poszedł sprawdzić, kto to. Zresztą, ktokolwiek by to nie był i tak nie wejdzie do środka, Jacek nie miał dzisiaj ochoty widzieć się z nikim. Podniósł słuchawkę, myśląc, jak pozbyć się natręta. Usłyszał głos, który rozpoznał od razu. Był nie do pomylenia z żadnym innym. Serce podeszło mu do gardła.
WWWNie wykrztusił ani słowa. Przesłyszenie, halucynacja, powtarzał sobie w duchu, ale nie wierzył. A po chwili już nawet nie chciał wierzyć. Równocześnie odłamki jego pamięci skleiły się w jedną całość.
WWW[/colorWWWWWWWWWWWWWWW***
WWW– Panie kliencie, wszystko w porządku?
Nie czekając na odpowiedź, fotograf wyłonił się zza blatu. Stanął tak, z wyrazem zdziwienia na twarzy. Siedzący na podłodze Jacek nawet na niego nie spojrzał, wgapiony w coś, czego nie mógł dojrzeć nikt inny.
WWW– Magda nie żyje – to krótkie zdanie wypłynęło z niego bez udziału świadomości.
WWWDziadek otworzył usta, ale nie odezwał się. Jacek podziękował mu za to w duchu. Jedno słowo byłoby o jednym za dużo. Bo w końcu jak mógł pocieszyć go teraz ten śmieszny staruszek, żyjący w swoim świecie rupieci i starości? Co musiałby powiedzieć, żeby…
WWW– Jestem w stanie panu pomóc. Jeżeli mi pan zaufa, nie wszystko jeszcze stracone. Wystarczy, że zrobi pan jedną rzecz – da mi zdjęcie pani Magdy.
WWW– Wystarczy? Do czego? – wykrztusił.
WWW– Do przywrócenia jej do życia – stwierdził staruszek, a wyraz jego twarzy pozostał niewzruszony.
WWWDotarło do Jacka dopiero po chwili. Z trudem przezwyciężył chęć złamania fotografowi nosa. Ale pokusa wstania i skierowania się do wyjścia okazała się nie do odparcia. Zanim zdążył postąpić chociaż jeden krok, fotograf stanął mu na drodze i zacisnął palce na jego ramieniu. Determinacja ujawniła się również w spojrzeniu starych, choć wciąż przenikliwych oczu. I w głosie, który przybrał na sile:
WWW– Rozumiem pana niewiarę. Wygląda pan na racjonalnego człowieka, pewnie ma pan dobrze płatną pracę, mieszkanie, samochód. Komuś takiemu ciężko zrozumieć, że nie wszystko jest takie, jakim się wydaje. Ale widzę w pańskich oczach, że śmierć żony również jest dla pana nie do zaakceptowania. W to również nie potrafi pan uwierzyć.
WWW– Nie. Nie potrafię.
WWW– I to wystarczy. Dla pana ona wciąż żyje, a skoro tak, to będę w stanie wywołać ją z fotografii.
WWWŚciany zakładu podeszły do Jacka po raz drugi tego dnia, wirując mu przed oczami feerią wyblakłych barw ze starych zdjęć. Oparł się plecami o najbliższą z nich. Cisza tego miejsca i wyczekujący wzrok stojącego przed nim mężczyzny wertowały mózg Jacka w poszukiwaniu jakiejkolwiek logicznej myśli. Wywołać z fotografii? To nie może być prawdą. Choćby chciał – a chciał – nie mógłby uwierzyć. Ale czy potrafiłby teraz stąd wyjść, skazując się na poczucie, że zaprzepaścił jedyną szansę?
WWW– Jak?
WWW– Nauczył mnie tego Wilhelm Kleinberg ponad pół wieku temu, w Krakowie. Tylko raz dane mi było zobaczyć, jak…
WWW– Nie, chodzi mi o to, jaka ona będzie.
WWW– To zależy głównie od pana, od tego, kim jest w pana głowie. Będzie tym, o kim teraz pan myśli. Ale zdjęcie również jest ważne. Proszę wybrać najlepsze, oddające jej prawdziwy charakter.
WWW– Nie jestem w stanie w to uwierzyć.
WWW– Wiem. Ale i tak da mi pan to zdjęcie, panie Franciszewski. Bo teraz chwyci się pan każdej, nawet najdrobniejszej nadziei.
WWWJacek trzęsącymi się dłońmi wyjął fotografię, na której Magda stała przy jabłoni. Wręczył ją dziadkowi, z trudem odrywając wzrok od tak dobrze znanej, roześmianej twarzy. Znowu rzucił mu się w oczy dziwny defekt pod postacią czarnej plamki, umiejscowionej głęboko pod obojczykiem, ale nie przejął się tym.
WWW– I co dalej?
WWW– Wyjdzie pan stąd i oddali się. Ja wypełnię swoją rolę. Niech pan nie liczy na to, że pani Magda zmaterializuje się obok pana. Jeżeli wszystko się powiedzie, spotka ją pan dopiero za kilka dni. I niech mnie pan nie prosi, abym opisał moje przyszłe działania.
WWW– Nie zamierzam. Inne pytanie jest dla mnie ważne.
WWW– Słucham.
WWW– Przywrócił pan już kogoś do życia?
WWW– Nie – odparł po długiej chwili, wzdychając. – Rachunek musi być równy, życie za życie. Esencji istnienia nie da się podzielić tak, żeby starczyło i dla mnie, i dla kogoś innego. To jedna całość, jeden dar. Ożywienie pana żony będzie ostatnią rzeczą, jaką zrobię na tym świecie. Może być pan pewny, że nie popełnię błędu.
WWWJacek milczał. Ze wszystkich wiadomości, jakie tu usłyszał, ta wywołała w nim najmniejsze poruszenie.
WWW– Teraz pewnie zastanawia się pan, dlaczego chcę umrzeć dla osoby, której prawie nie znam. Prawda jest taka, że ja zwyczajnie jestem stary, naprawdę stary, choć może nie widać tego po mnie tak bardzo. Pogodziłem się już ze śmiercią. Tanatos może odwiedzić mnie w każdej chwili, a czasu, który mi został, nie zdołam spożytkować na nic wartościowego. Więc lepiej po prostu oddać go. Dla synergii. Miałem już kilka okazji, by poświecić się dla kogoś bliskiego. Wtedy bałem się to zrobić, czego do dzisiaj żałuję. Nawet nie wyobraża pan sobie, jakim ciężarem jest posiadanie takich zdolności. Prześladuje mnie odpowiedzialność za śmierć każdego człowieka, którego znałem. Nie przekażę nikomu tych umiejętności, bo już najwyższy czas położyć im kres. Roszady życia i śmierci nie powinny leżeć w ludzkich rękach.
WWWStarość, o której fotograf mówił, teraz wylazła z niego, rozlała się po skórze, zmąciła wzrok, zgarbiła sylwetkę. Teraz wyglądał jak półtrup. Jakby wiedza, którą nosił w sobie przez te wszystkie lata, wyniszczała go od środka, jak kwas trzymany w plastykowej butelce.
WWW– Jeżeli to, co pan mówi jest prawdą, to… mogę tylko powiedzieć dziękuję.
WWW– Dobrze, niech pan już idzie, chcę zacząć jak najszybciej. I jeszcze jedno; niech pan nie żegna się z nią w duchu. W ten sposób może pan wszystko zaprzepaścić.
Ale cały ten zakład i słowa fotografa zanikały, rozpływały się dla Jacka w bezkształtną breję. Przed oczami miał już tylko widok jej twarzy. Wyszedł bez słowa, dając się trochę otrzeźwić wczesnojesiennemu wiatrowi.
WWW[/colorWWWWWWWWWWWWWWW***
WWWMarek stał przed blokiem Jacka, powoli tracąc cierpliwość. Kolejny raz naciskał przycisk domofonu. I kolejny raz zaklął, nie doczekawszy się odpowiedzi. Tak właśnie objawiała się jego skłonność do pomagania niektórym ludziom wbrew woli ich samych. Zerwał się z pracy o czwartej, choć planował zostać dzisiaj do późna i skończyć przygotowywać ważną prezentację. Dał szefowi kolejny powód, by ten uważał go za obiboka, ale to nic nie znaczyło w porównaniu do z przyjaciela, który pozostawiony sam sobie mógł zrobić coś głupiego. Nikt inny nie potrafiłby teraz podnieść go na duchu. Swoją drogą, w ostatnich dniach Marek był dla Jacka jak ojciec. A teraz, z wiarą i wytrwałością godną rodzica uczącego dziecko mówić, wyczekiwał, aż jego dobry kumpel łaskawie odezwie się do niego przez domofon.
WWWNie doczekał się. Zamiast tego usłyszał nerwowe kroki po drugiej stronie drzwi, a po chwili chrobot klucza. Postać, która pojawiła się w progu nie była już tą samą, którą pożegnał wczoraj w barze. Od razu dało się zauważyć, że coś się zmieniło.
WWW– Co ty tu robisz? Nie mówiłeś, że przyjedziesz – Głos Jacka był niespokojny, a on sam wyglądał na bardzo zmieszanego.
WWW– I co z tego? To jakiś ekskluzywny lokal, że musze się zapowiadać?
Marek podał kumplowi rękę, a ten uścisnął ją o wiele mocniej, niż zazwyczaj.
WWW– Widzę, że się jakoś trzymasz. Wiesz, spodziewałem się, że jak mi otworzysz, będziesz na bani i z płaczem rzucisz mi się w ramiona. Dobra, wpuść mnie, na tym zadupiu wieje jak…
WWW– Słuchaj, nie możesz wejść. Nie mam dzisiaj czasu.
WWW– A co, jesteś z kimś? – powiedział, przy okazji ukrywając wzbierający gniew pod maską wymuszonego, wręcz szyderczego uśmiechu.
WWW– Tak.
WWWMarek dopiero teraz zauważył ślad szminki na twarzy kumpla i dobiegającą od niego delikatną woń damskich perfum. Był szczerze zaskoczony. Jacek zdecydowanie nie należał do osób, które preferowały przygodne znajomości.
WWW– Kiedy Magda umarła, co? Trzy dni temu? Tyle wystarczy, żeby o kimś zapomnieć?
WWW– To nie jest tak. Niełatwo to wyjaśnić.
WWW– Tu raczej nie ma co wyjaśniać. Twoja sprawa, co robisz.
WWW– Dobra, po prostu… w najbliższym czasie nie przyjeżdżaj do mnie. I nie dzwoń. Planuję na jakiś czas wyjechać.
WWW– Mówisz? Może powinienem się na ciebie wkurwiać, wiesz, ze względu na Magdę, ale jakoś nie mogę. Ja nigdy nie przeżyłem takiej straty jak ty. Nie mam pojęcia, jak bym się zachował. Dobra, miłego wieczoru życzę.
WWW– Cześć. Do zobaczenia.
WWWJacek obserwował Marka, gdy ten wsiadał do samochodu. Dopiero, gdy usłyszał warkot silnika, wrócił do środka i zamknął drzwi. Odetchnął z ulgą. Cieszył się, że kumpel nie miał o nic żalu, chociaż to, co on myślał, niewiele teraz dla Jacka znaczyło. Najważniejszy był fakt, że póki co będą mieli spokój. On i osoba czekająca na niego w mieszkaniu. Zaczął wchodzić po schodach, z każdym kolejnym stopniem czując coraz bardziej, jak opuszcza go stres, a ogarnia euforia. Nie mógł uwierzyć, że to prawda. Nawet teraz, gdy stanął pod drzwiami własnego mieszkania, wsłuchiwał się w odgłosy dobiegające z wnętrza, obawiając się tam wejść, jakby wszystko to w jednej chwili mogło okazać się snem i zniknąć.
WWWGdy wreszcie wszedł, Magda stała przed lustrem w przedpokoju i oglądała swoje odbicie tak, jakby widziała je pierwszy raz w życiu. Jacek spojrzał na nią tak samo. Mimo że wróciła do mieszkania dwie godziny temu, wciąż nie mógł się na nią napatrzeć. Była w koszuli i dżinsach, tym samym ubraniu, co na zdjęciu. Pozwoliła swoim jasnym włosom wirować w ich własnym rytmie, nie krępując ich żadnymi zapięciami, jak wcześniej często robiła. Teraz wydawała się jeszcze piękniejsza niż kiedyś.
WWW– Jacek, kto to był?
WWW– Marek.
WWW– Nie wpuściłeś go?
WWW– On… chciał mi tylko oddać pieniądze. Śpieszył się. – Gdy patrzył na jej olśniewającą sylwetkę, nie potrafił wymyślić lepszego kłamstwa. – Ale mniejsza o niego. Bardziej interesuje mnie, co u ciebie, skarbie.
WWW– Dziwnie się czuję. Nie potrafię przypomnieć sobie, co działo się dzisiaj w pracy. A, poza tym byłam dzisiaj u fotografa… ale pamiętam tylko jakiś sad…
WWW– To nic. Po prostu jesteś przemęczona. Ja też. Ale na szczęście wyjeżdżamy jutro na urlop. Oboje potrzebujemy kilku dni odpoczynku, prawda?
WWW– Urlop?
WWW– Nie mów tylko, że zapomniałaś. Wyjeżdżamy jutro nad morze. Przecież oboje już wzięliśmy wolne.
WWW– No tak, pamiętam – Jej twarz rozluźniła się, jakby faktycznie to sobie przypomniała.
WWWStała tuż obok niego. Przyciągnął ją do siebie i namiętnie pocałował. Ona jednak szybko oderwała się od jego ust i z prowokacyjnym uśmiechem uwolniła się z objęcia. Weszła do sypialni, a on był tam tylko chwilę później. Wznowili przerwaną czynność. Jacek przekonywał samego siebie w myślach, że wszystko jakoś wróci do normy. Po prostu musi minąć trochę czasu, zanim ona stanie się taka, jak dawniej. I prawdopodobnie będą musieli się przeprowadzić. Ale to wszystko nie miało dla niego żadnego znaczenia, gdy dotykał jej i czuł smak jej ust.
WWWJego dłoń przesunęła się po uwypuklonej części koszuli, by dotrzeć do górnego guzika, który szybko ustąpił. Tak samo jak te znajdujące się poniżej. Dwa odsłonięte właśnie dary natury sprawiły, że Jacek wreszcie uwierzył w prawdziwość istnienia najważniejszej kobiety w jego życiu. Mimowolnie dostrzegł to, co już wcześniej przykuło jego uwagę. Czarną plamkę, proporcjonalnie większą niż na zdjęciu, dokładnie w miejscu serca. Była zbyt duża, by można było ją uznać za zwykły pieprzyk. Nie potrafiła jednak zepsuć dzieła, jakim niewątpliwie było ciało Magdy. Musnął ciemny punkcik między jej piersiami, a następnie skupił na nim dotyk kilku palców. Chciał poczuć bicie serca swojej ukochanej.
WWWWyczuł coś zdeformowanego, co pulsowało nieregularnie, raz niemiłosiernie powoli, innym razem waliło w ułamku sekundy, minimalnie przemieszczało się na boki, jakby toczyło walkę, jakby chciało się wyrwać, nagle poczuł ból w czubkach palców… Cofnął rękę jak oparzony. Ale dziwne wrażenie rozpłynęło się jak szczypta soli w szklance wody. Po chwili znów dotykał Magdy. Ostatecznie uwolnił ją z okowów reszty zbędnego ubrania, a ona odwdzięczyła mu się tym samym.
WWW– Madziu, za rzadko mówię ci, że cie kocham.
WWWSpojrzała na niego szczerze zdziwionym, nierozumiejącym i przerażonym wzrokiem.
2
Takich informacji nie podaje się przez telefon, a na pewno policjant by tak nie postąpił. Najczęściej informację o śmierci najbliższej osoby podaje się w obecności co najmniej dwóch osób (bliskich zmarłej osoby) lub psychologa policyjnego.– Niestety… Mam dla pana bardzo złe wiadomości… Powiem wprost; pańska żona nie żyje.
Magda spoglądała na niego ze wszystkich pięciu zdjęć.
Na piątej fotografii Madzia stała (...) z prawą ręką i oczami sięgającymi w górę
Obwieszonymi.ku gałęziom obwieszonym jabłkami
Jakiejś.jakieś obskurnej knajpie
Zaraz będę płakał :(Wiesz co, Marek? W całym życiu może ze trzy razy powiedziałem, że ją kocham. Jakbym wstydził się tego. A przecież, kurwa… ja zawsze ją…
Później lekarze pytali się mnie, czy jestem całkowicie pewien, że to ona. I nawet nie odpowiedziałem. Wyszedłem bez słowa.
Nie musiał.– Ale ktoś musiał ją zidentyfikować.
Jeżeli miała dokumenty przy sobie, to nie ma konieczności identyfikacji zwłok. Jeżeli nie dało się stwierdzić tożsamości zwłok poprzez brak dokumentów to raczej nie zdobyliby tak łatwo numeru Jacka i to on sam zadzwoniłby na policję, żeby poinformować o zaginięciu, a wtedy wszystko by się wyjaśniło. Jeśli niemożność identyfikacji zwłok wynikała ze znacznych uszkodzeń ciała, wykonuje się badania DNA.
Na pewno nie można odejść sobie bez słowa, bo potwierdzenie tożsamości dokonuje się przy obecności policji.
Aha, i ciało znajduje się w kostnicy, która zazwyczaj znajduje się w osobnym budynku (nie w szpitalu).
Szpital jest dla chorych, kostnica - umarłych.Zmarła natychmiast. Jej ciało jest teraz w szpitalu Bielańskim.
Warto takie informacje znać. W przyszłości może ci się przyda, kiedy będziesz kryminał pisać

Mówi to policjant z miejsca wypadku? Przed sekcją zwłok, w czasie zabezpieczania dowodów, oględzin i przed dochodzeniem? Wolne żarty.Dołożymy wszelkich starań, żeby ten kierowca…
3
powietrze samo w sobie nie jest "duszne". Złe dopasowanie przymiotnika do rzeczownika.Verbis pisze:Nawet powietrze było tu duszne,
A tu znowu te sięgające oczy... Sięgać można wzrokiem. Oczami już nie bardzo.Verbis pisze:oczami sięgającymi w górę,
Tak się reaguje na mdlejącego człowieka? To miał być element komiczny?Verbis pisze:Jacek rozłączył się. Wypuszczony z dłoni telefon upadł na podłogę. On sam również się na nią osunął.
WWW– Panie kliencie, wszystko w porządku?
Pierwszej nocy po stracie żony ciągniesz kumpla do klubu? Sorry, nie kupuję tego.Verbis pisze:Pierwszego dnia, czy dokładniej pierwszej nocy wspierali go w tym starzy kumple – ci, którzy jeszcze nie całkiem o nim zapomnieli. Sam nie wiedział, co wnerwiało go bardziej – ich udawane współczucie, kompletne ignorowanie jego bólu czy porady typu „musisz wziąć się w garść”. Odwiedzili lokale i kluby, w których nie był od lat.
Obaj.Verbis pisze:Z Markiem znali się jeszcze z podstawówki. Całą młodość spędzili razem, na studiach oboje
Cholera, nie wiem, co w tym jest, ale zupełnie nie czuję bohaterów. Cała scena, dialog, wydają mi się skonstruowane na siłę. Gdzieś gubi się tu uzasadnienie psychologiczne - ten bohater nie koresponduje z samym sobą ze scen wcześniejszych. Trochę tak, jakby mi ktoś w środek jednego filmu pakował kadr z innego.WWW– Ale ktoś musiał ją zidentyfikować.
WWW– Jej matka przyjechała. Z nią też nie dałem rady porozmawiać. Wymiękam przy tym wszystkim. Nie wiem, co robić. Ja już… – nie dokończył. Zamiast tego wychylił następną kolejkę.
WWWWypowiedziane słowa wisiały w powietrzu jak woń taniego alkoholu.
WWW– Pojutrze pogrzeb – powiedział Marek po długiej chwili.
WWW– Wiem. Matka nalegała, żeby pochować Magdę jak najszybciej. To dobrze.
WWW– To jutro nie pijemy, stary. Jakoś będziesz musiał przywlec się na cmentarz. Lepiej nie na kosmicznym kacu.
WWWWgapiony w kieliszek Jacek uśmiechnął się ponuro.
WWW– Nie ma mowy. Nie dam rady tam pójść.
WWWMarek spojrzał z niedowierzaniem, po czym nachylił się do kumpla.
WWW– Tam będzie cała jej rodzina, większość waszych znajomych. Ja też. Kurwa, rozumiem, że nie chciałeś przygotowywać pogrzebu, ale musisz przynajmniej się tam pojawić. Jak tego nie zrobisz, oni cię znienawidzą.
WWW– I chuj z tego? Wali mnie ich nienawiść. I tak bardziej przejebane być nie może.
WWW– Koniecznie chcesz wkurwić wszystkich ludzi koło siebie? Ty, a co byś zrobił, jakbym cie olał i wyszedł?
WWW– Rób, co chcesz.
WWW– Spoko. Masz okazję, żeby przemyśleć kilka spraw – Mówiąc to, wstał i chwiejnym krokiem skierował się do wyjścia.
Kiepskie określenie.Verbis pisze: Promienie słońca wpadające przez niezasłonięte okno drażniły jego facjatę.
Na razie muszę przerwać... Jutro tu wrócę... Nierówne to opko i trochę męczy. Ale wrócę.
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"
Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"
Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"
4
Zbędne.Verbis pisze:Stanął tak, z wyrazem zdziwienia na twarzy.
Niby można by odpuścić, ale jakoś mi to powtórzenie zgrzytnęło.Verbis pisze:staruszek, żyjący w swoim świecie rupieci i starości?
Przydałby się podmiot.Verbis pisze:Dotarło do Jacka dopiero po chwili.
Podkreślenia - te rzędy słówek odnoszących się do czynności nie bardzo brzmią. Warto by przebudować te zdania - upłynnić jakoś.Verbis pisze:Z trudem przezwyciężył chęć złamania fotografowi nosa. Ale pokusa wstania i skierowania się do wyjścia okazała się nie do odparcia. Zanim zdążył postąpić chociaż jeden krok, fotograf stanął mu na drodze i zacisnął palce na jego ramieniu. Determinacja ujawniła się również w spojrzeniu starych, choć wciąż przenikliwych oczu.
Pogrubienie też po prostu kiepsko brzmi - rozwlekłe, przekombinowane określenie "w starych, przenikliwych oczach błysnęła determinacja" czy coś w tym stylu by starczyło.
Trochę rozjechała mi się wizja tego zdjęcia. Wcześniej magda jest tam widziana z profilu, patrzy w górę, jest "skupiona" na jabłku. Jakoś mi to nie koresponduje z wpatrywaniem się w "roześmianą twarz". Uśmiechniętą - może to jakoś z profilu widać, ale tak bardziej jednak widziałam ją tam jako zamyśloną czy coś...Verbis pisze:Wręczył ją dziadkowi, z trudem odrywając wzrok od tak dobrze znanej, roześmianej twarzy.
Pogrubione słówka zbędne. To "objawiała się" przekombinowane trochę.Verbis pisze:Tak właśnie objawiała się jego skłonność do pomagania niektórym ludziom wbrew woli ich samych.
Samo "skończyć" zdecydowanie wystarczy.Verbis pisze:Zerwał się z pracy o czwartej, choć planował zostać dzisiaj do późna i skończyć przygotowywać ważną prezentację.
Przegadujesz.Verbis pisze:Weszła do sypialni, a on był tam tylko chwilę później.
powtórzenieVerbis pisze:gdy dotykał jej i czuł smak jej ust.
Od strony językowej przeszkadzają głównie przegadane fragmenty (dużo słów, na opisanie błahych albo właśnie dynamicznych fragmentów czy czynności), przekombinowane miejscami zdania i trochę drobniejszych błędów. Warsztatowo jest co poprawiać, ale nie jest źle, styl natomiast zdecydowanie do wypracowania jeszcze.
Większy problem mam tutaj jednak z fabułą. Zwyczajnie się nudziłam. Bohater zupełnie "nie chwycił" - tekst cały czas rozjeżdżał mi się gdzieś na poziomie psychologii i zachowań postaci. A bez emocji i wczucia się w bohatera tutaj nie ma czego szukać. Sama akcja jest niezbyt porywająca. Kobieta ginie, fotograf mówi, że coś z tym zrobi i coś z tym robi - nie poznajemy za bardzo szczegółów, nic poza przeżyciami bohatera nie wypełnia nam czasu pomiędzy.
Pozdrawiam,
Ada
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"
Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"
Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"
5
Pomysł, że zmarłą można ożywić, "przywołując"ją do rzeczywistości z fotografii, daje rozmaite mozliwości stworzenia interesującego opowiadania. Gorzej jednak z wykonaniem. Na poziomie realiów życia szwankuje samo zawiązanie akcji:
I jeszcze parę drobiazgów:
O pewnym przegadaniu niektórych fragmentów wspomniała już Adrianna. Generalnie, piszesz jednak dość sprawnie i całość czytało mi się bez większych zgrzytów. Tym bardziej mógłbyś skupić się nad uwiarygodnieniem kolejnych sytuacji (realia działań policji!) i reakcji bohatera.
Otóż, nie. Jeśli ktoś zginął w wypadku czy zmarł nagle, policjant musi osobiście pofatygować się do rodziny. Między innymi po to, żeby nie było żadnych wątpliwości, że to nie jakiś ponury żart. Dlatego Jacek nie może dowiedzieć się w zakładzie fotograficznym, do tego przez telefon, że jego żona nie żyje. Ma to dość poważne konsekwencje, gdyż musiałbyś wówczas przebudować i opracować na nowo całą tę część, w której tajemniczy fotograf składa Jackowi równie tajemniczą propozycję. Wyszłoby to zresztą całej historii na dobre, gdyż w obecnym kształcie brak jest jej również wiarygodności psychologicznej:Verbis pisze:– Witam, z tej strony komisarz Maciej Zieleń, policja. Czy rozmawiam z panem Jackiem Franciszewskim, mężem Magdaleny Franciszewskiej?
WWW– Tak… a o co chodzi? Coś się stało?
WWW– Niestety… Mam dla pana bardzo złe wiadomości… Powiem wprost; pańska żona nie żyje.
WWWJacek zamarł na dobre dziesięć sekund. Miał wrażenie, że jego serce również stanęło. Potem wybuchnął śmiechem. – To jakiś pierdolony żart!? Co to w ogóle… Kim ty…
WWW– Proszę pana, jestem z policji. Trzy godziny temu Magdalenę Franciszewską potrącił samochód. Zmarła natychmiast.
To jest takie na łapu-capu i właściwie bez uzasadnienia. Facet właśnie dowiedział się, że żona zginęła, a już w chwilę potem - taka propozycja. To stanowczo za wiele, jak na parę minut codzienności. Tym bardziej, że obaj protagoniści widzą się pierwszy raz w życiu, nic o sobie nie wiedzą, a ich znajomość ograniczona jest do wymiany paru zdawkowych zdań... I dalej kolejne zaskoczenie: ceną za powrót Magdy do życia będzie śmierć fotografa. Niby wszystko się zgadza: staruszek swoje już przeżył i może rzeczywiście woli taki koniec, ale reakcja Jacka jest najzupełniej zdawkowa. Historii opowiedzianej w ten sposób brakuje napięcia, które wynika z autentyzmu przeżyć bohaterów. Wszystko dzieje się zdecydowanie za szybko: Jacek jeszcze nie zdążył uwewnętrznić śmierci żony, a już przyjmuje do wiadomości, że można ją wskrzesić i, co więcej, przełyka, jakby nigdy nic, wiadomość, że ceną będzie śmierć fotografa. Kupiłabym to wszystko, owszem, ale bardziej rozłożone w czasie i poparte refleksją oraz narastaniem sprzecznych emocji. W tej wersji całą tę kluczową przecież dla bohatera kwestię przedstawiłeś zdecydowanie na skróty. Jak rozumiem, on nie powinien zobaczyć swej żony martwej; może stąd wynika to zacieśnienie akcji. Ogólnie - zarys fabuły jest do przyjęcia, wymaga jednak innego rozpisania zdarzeń.Verbis pisze:Dziadek otworzył usta, ale nie odezwał się. Jacek podziękował mu za to w duchu. Jedno słowo byłoby o jednym za dużo. Bo w końcu jak mógł pocieszyć go teraz ten śmieszny staruszek, żyjący w swoim świecie rupieci i starości? Co musiałby powiedzieć, żeby…
WWW– Jestem w stanie panu pomóc. Jeżeli mi pan zaufa, nie wszystko jeszcze stracone. Wystarczy, że zrobi pan jedną rzecz – da mi zdjęcie pani Magdy.
WWW– Wystarczy? Do czego? – wykrztusił.
WWW– Do przywrócenia jej do życia – stwierdził staruszek, a wyraz jego twarzy pozostał niewzruszony.
I jeszcze parę drobiazgów:
Raczej Z pomieszczenia w głębi. Przecież nikt nie mierzył, które z pomieszczeń jest głębsze.Verbis pisze:Z głębszego pomieszczenia wysunęła się siwa, pomarszczona głowa,
Nie było wcześniej żadnej opinii o "kunszcie" zakładu, jedynie krytyka jego wyglądu, ale co to ma wspólnego z jakością zdjęć?Verbis pisze:Magda spoglądała na niego ze wszystkich pięciu zdjęć. Wbrew poprzedniej opinii o kunszcie tego zakładu, nie były one wcale złe.
A nie zwyczajnie: Proszę pana, [...]?Verbis pisze:– Panie kliencie, wszystko w porządku?
Obaj się uczyli, bo piszesz o Marku.Verbis pisze:Całą młodość spędzili razem, na studiach oboje uczyli się ekonomii
O pewnym przegadaniu niektórych fragmentów wspomniała już Adrianna. Generalnie, piszesz jednak dość sprawnie i całość czytało mi się bez większych zgrzytów. Tym bardziej mógłbyś skupić się nad uwiarygodnieniem kolejnych sytuacji (realia działań policji!) i reakcji bohatera.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.