Wulgaryzmy
Czarny nenufar
WWWUmknął mi z pamięci moment, w którym Urban przestał być dla mnie znajomym z ulicy, kumplem z sali treningowej i od wódki, a stał się bratem. To nie był dla mnie dobry czas, po skasowaniu Kowala nie bardzo wiedziałem, co robić dalej. Arek dogorywał, Marta miała dla mnie coraz mniej czasu, a stary Kukacz naciskał, by wypełnić dawne zobowiązania.
WWWPowoli wszystko się zmieniało, a częścią tych zmian był mój nowy brat, Urban. Był podobny do mnie, dlatego tak bardzo go polubiłem. Miał jebnięcie i nie pierdolił się, gdy trzeba było się postawić. Był małomówny i to też mi pasowało, bo sam nie lubię dużo gadać. Teraz również, siedzimy w knajpie Malickiego i prawie nie rozmawiamy. Urban pali papierosa, ja dojadam ostatni kawałek pizzy. Kelnerka, mała Anita, przyniosła na tacy kolejne szklanki z piwem. Ustawia je przed nami i mówi:
- Pan przy tamtym stoliku powiedział, że płacicie również jego rachunek.
WWWPatrzę na nią i mrugam powiekami. Potem ocieram usta serwetką, rzucam ją niedbale na stolik i mówię:
- Który pan?
WWWKelnerka przenosi ciężar ciała na prawą nogę, wypina prowokacyjnie biodra i przez chwilę rozgląda się po sali. Potem wskazuje najbardziej oddalony stolik, pod ścianą knajpy, i mówi:
- Tamten.
WWWDotykam ręką jej biodra i odsuwam ją delikatnie, Anita uśmiecha się i poddaje mej dłoni. Wychylam się zza swojego stolika i patrzę w kierunku, który wskazała. Widzę czterech mężczyzn, również patrzą na nas. Cyganie, jak ja ich kurwa nie lubię. Urban również ogląda się zaciekawiony, potem zerka nerwowo w moją stronę.
- Pamiętaj - mówi. - ja mam zawiasy.
- Tak, wiem - odpowiadam zniecierpliwiony. Gdy coś wisi w powietrzu, Urban zawsze o tym wspomina.
- To jak będzie? - Kelnerka patrzy na mnie prowokacyjnie. - Co mam im powiedzieć?
- Będzie dobrze - mówię i podnoszę ze stolika szklankę z piwem. - Powiedz im, żeby spierdalali.
- Zapomnij. - Kelnerka potrząsa głową ze złością i odchodzi. Zatrzymuje się kilka kroków od naszego stolika i dodaje: - Mogę jedynie zadzwonić po pały.
- Na razie nie trzeba. - mówię. - Jeszcze zdążysz.
WWWPrzyglądam się tym mężczyznom. Najstarszy, mający około czterdziestki Cygan wskazuje ręką na swego młodszego towarzysza. Przerzucam na niego wzrok i widzę, jak ten koleś odchyla ortalionową kurtkę i pokazuje mi rękojeść noża. Śmieją się i pokazują nas palcami. Jeden z nich przeciąga palcem po gardle, jakby je podrzynał. Ten najstarszy macha do mnie ręką, chce bym przyszedł do jego stolika. Odwracam wzrok i patrzę na odchodzącą kelnerkę.
- Mati, co robimy? - Urban pochyla się w moją stronę.
- Nic. Czekamy.
WWWWidzę, jak stary Cygan wstaje ociężale i rusza w naszą stronę. Pozostali chcą iść z nim, ale ona pokazuje ręką, by czekali przy stoliku. Idzie powoli a ja przyglądam się mu dokładnie. Ma około czterdziestu lat, jest mocno otłuszczony i porusza się wolno. Patrzę na jego ramiona i barki, są mocne, ale ta siła nie wynika z treningu, tylko z genów. To duży i silny Cygan, taki się już urodził.
WWWPodchodzi do naszego stolika, opiera dłonie o blat i pochyla tak nisko głowę, że spokojnie mogę spojrzeć mu w oczy.
- Pany - mówi - ja wiem, że wy biegacie dla Kukacza. - Ociera dłonią pot z czoła i strząsa go do mojego talerza. - Kukacz dobrze płaci, wy bogate pany. Możecie chyba biednym cyganom obiad postawić? - Cygan zerka na swych towarzyszy i dodaje: - I co? Jak będzie?
WWWUrban opuszcza ręce pod stół i pochyla się nisko, jego głowa prawie dotyka blatu. Patrzy z dołu na cygana i dla kogoś, kto obserwuje nas z boku, może się wydawać, że Urban się boi. Wygląda jak pies, który łaszczy się przed swoim panem. Ja wiem, że zaciska palce na metalowych nogach krzesła, jest gotów do starcia. Nie patrzę na Cygana, bawię się stojącą na stoliku ciężką popielniczką z rżniętego szkła. Dotykam jej palcami, delikatnie muskam opuszkami jej wgłębienia, niczym łechtaczkę. Obok nas przechodzi kelnerka, jest naprawdę ładna. Cygan trąca dłonią pustą szklankę, która przewraca się i turla w kierunku brzegu stołu. Łapię ją w ostatniej chwili i odstawiam w bezpieczne miejsce. Podnoszę głowę i patrząc Cyganowi w oczy, mówię:
- Wracaj do swoich. Zapłacimy.
WWWWidzę ulgę na twarzy Urbana, gdy z westchnieniem prostuje się i opada na oparcie krzesła. Cygan odsuwa się od stolika i klepie mnie w ramię, ma ciężką łapę.
- Mądre pany - mówi. Odwraca się do swoich towarzyszy i mówi: - A nie mówiłem! Jeszcze zamówię kolejkę na ich koszt!
WWWCygan powoli idzie w kierunku baru, z dumą rozgląda się na boki. W wiszącym na ścianie lustrze widzę odbicie jego twarzy i jego błyszczące z dumy, czarne oczy. Stary, biedny, głupi Cygan! Gdyby spojrzał na stojącą obok kelnerkę, dojrzałby wyraz przerażenia na jej twarzy, gdy wstawałem od stolika za jego plecami. Potem, gdyby spojrzał w bok, dostrzegłby Urbana, jak zrezygnowany wstaje i podnosi do góry metalowe krzesło. Gdyby spojrzał w kierunku baru, dostrzegłby właściciela lokalu, starego Malickiego, jak nerwowo wyciąga komórkę i próbuje wybrać numer. Gdyby spojrzał na swoich towarzyszy, dostrzegłby przerażenie na ich twarzach i być może usłyszałby ich krzyki, gdy zrywali się, przewracając stolik. Gdyby w końcu spojrzał w lustro nad ich głowami, dostrzegłby moje odbicie za swoimi plecami, i widziałby, jak kopnięciem okutego buta łamię mu nogę w kolanie, a gdy pada, z całej siły uderzam go ciężką, szklaną popielniczką w głowę.
WWWNastępnego dnia, rano, spotkałem się Kukaczem i jego ludźmi w Teatrze Marionetek. Wtedy zrozumiałem, jak wielka moc w nim drzemie. Już wiedzieli o starciu z Cyganami, mieli nawet kopie raportów policyjnych i wyniki badań lekarskich poszkodowanych. Subiekt, prawa ręka Kukacza, pokazał mi w laptopie nagrania z monitoringu miejskiego, po czym streścił ustalenia śledczych. Mówił powoli, mieszając miejski slang z psim językiem.
WWWZ zeznań świadków nie można było ustalić dokładnego przebiegu zdarzeń. Kelnerka, mała Anita, była zbyt roztrzęsiona, gdyż w zamieszaniu ktoś wybił jej przednie zęby i po opatrzeniu przez lekarza pogotowia, ciągle płakała. Właściciel również nie potrafił pomóc policji, zbyt był zajęty liczeniem szkód w lokalu i kosztów remontu. Z obecnych przy zdarzeniu gości, większość uciekła przed przyjazdem policji, a ci, którzy zostali, patrzyli niestety w drugą stronę lub niewiele widzieli. Blondynka z dużym biustem pamiętała dwóch mężczyzn, byli łysi, mieli bluzy z kapturami, jeden miał czapkę na głowie. Jej anemiczny towarzysz zapamiętał, że na czapce było logo jednego ze stołecznych klubów piłkarskich.
WWWStarsza kobieta, która przechodziła ulicą akurat w chwili, gdy przez szybę knajpy wypadł jeden z Cyganów, zapamiętała dwóch mężczyzn, uciekających w kierunku pobliskich bloków. Nie widziała wyraźnie, gdyż jeden z odłamków szkła wpadł jej do oka, kilka innych pokaleczyło jej twarz. Taryfiarz, czekający na kurs w zaparkowanym obok samochodzie, widział, jak ci mężczyźni wyskakują przez tą wybitą witrynę i jeden celowo ląduje butami na głowie leżącego Cygana. I faktycznie, uciekli w kierunku bloków.
WWWPrzybyły na miejsce zdarzenia patrol policji zastał kompletnie zdemolowany lokal, kilku wystraszonych gości, właściciela, płaczącą kelnerkę bez zębów i czterech nieprzytomnych cyganów, z których jeden leżał na ulicy. Ze względu na bardzo ciężki stan poszkodowanych, zostali oni zabrani przez karetki do szpitala, a jednego z nich, tego z ulicy, przetransportowano helikopterem do Wojewódzkiego Szpitala Klinicznego, gdzie przeszedł udaną trepanację czaszki.
WWWPo przeprowadzeniu dochodzenia, na podstawie zastanego stanu lokalu i nielicznych zeznań świadków, ustalono ostateczną wersję wydarzeń. Czterdziestoletni Nemus N., nieformalny przywódca miejscowych Cyganów, został zaatakowany przez nieznanego mężczyznę, który kopnięciem złamał mu kolano i następnie pozbawił przytomności uderzeniem szklaną popielniczką. Dodatkowo, towarzysz mężczyzny, uderzeniem metalowego krzesła złamał nieprzytomnemu Nemusowi N. prawy obojczyk i zwichnął bark.
WWWJeden z ochroniarzy, prywatnie szwagier Nemusa N., doznał złamania z przemieszczeniem szczęki, pęknięcia trzech żeber oraz zwichnięcia prawej kości biodrowej.
WWWDrugi z ochroniarzy, ten który wyleciał przez szybę knajpy, doznał pęknięcia czaszki i złamania prawej ręki. Po dokładnym badaniu stwierdzono również zmiażdżenie jednego z jąder.
WWWOstatni z mężczyzn, sądząc ze śladów krwi, próbował schronić się za barem, gdzie został znaleziony nieprzytomny, z pękniętą czaszką i prawą ręką przybitą do podłogi stalowym nożem rzeźnickim.
WWWOgólnie, mieliśmy przejebane. Skasowaliśmy szefa cygańskiej mafii i rozpoczęliśmy półroczną wojnę gangów, w której zginęło dwóch ludzi Kukacza, pięciu Cyganów, jeden człowiek się zakochał, a drugi zrozumiał, że nie warto się litować nad innymi i zbierać nenufary dla jakiejś kobiety, nawet jeżeli ma się pewność, że ona nie jest kurwą.
2
Łuuu! Ale twardziel! Ale ich rozk.wił! Mocarne.
Co mi się wydaje:
Epizod w knajpie napisany w czasie teraźniejszym dynamiczny i bardzo wyrazisty. Akcja, wewnętrzny monolog i dialogi we wzorowej równowadze, wszystkiego tyle, ile trzeba. Sprawozdanie ze śledztwa z drobniutkimi akcentami ironii.
I bardzo intrygujące, inteligentnie dowcipne zakończenie.
Tego kawałka. A co będzie dalej???
Nastrój w dziesiątkę, opis miejsca pośredni, ale wystarczający, żeby dopełnić go kompletnie własną wyobraźnią, charakterystyki postaci oszczędne, ale trafne (przy czym na przykład pozostali Cyganie czy właściciel scharakteryzowani za pomocą czynności, jakie wykonują, ale ja ich WIDZIAŁEM).
Co mi przeszkadza.
Monolog głównego bohatera jest jeszcze ciut za grzeczny. Jakoś mi się przypomniał PitBull. Ci kolesie, co biegali u Kmieciaka nie byli tacy inteligentny i poukładani.
Urban jara, a w knajpie są popielniczki. To se pane ne vrati.
Scena marszu Cygana do baru. Na pozór naprawdę płynny balet, ale coś jednak zgrzyta. Cygan rozgląda się NA BOKI, ale nie widzi stojącej OBOK kelnerki i Urbana podnoszącego się Z BOKU z krzesłem w dłoni. W którym lustrze bohater widzi oczy Cygana? I ile tych luster w końcu jest? A jeśli bohater widzi w lustrze oczy Cygana, to czy Cygan nie widzi oczu Matiego i jego sylwetki prostującej się za swoimi plecami?
Kolejność zdarzeń w raporcie psiarni.
NAJPIERW
POTEM
TERAZ
NA KONIEC
Czyta się bardzo dobrze.
Jeśli ktoś tak jak ja lubi ten zakątek literatury, będzie miał kupę zabawy.
Kim jest tajemniczy Mati? Kibolem? To by była woda na młyn Władzy jedynej.Gdyby nie imię, dałbym sobie rękę uciąć, że pamiętnik Starucha :-)
Co mi się wydaje:
Epizod w knajpie napisany w czasie teraźniejszym dynamiczny i bardzo wyrazisty. Akcja, wewnętrzny monolog i dialogi we wzorowej równowadze, wszystkiego tyle, ile trzeba. Sprawozdanie ze śledztwa z drobniutkimi akcentami ironii.
I bardzo intrygujące, inteligentnie dowcipne zakończenie.
Tego kawałka. A co będzie dalej???
Nastrój w dziesiątkę, opis miejsca pośredni, ale wystarczający, żeby dopełnić go kompletnie własną wyobraźnią, charakterystyki postaci oszczędne, ale trafne (przy czym na przykład pozostali Cyganie czy właściciel scharakteryzowani za pomocą czynności, jakie wykonują, ale ja ich WIDZIAŁEM).
Co mi przeszkadza.
Monolog głównego bohatera jest jeszcze ciut za grzeczny. Jakoś mi się przypomniał PitBull. Ci kolesie, co biegali u Kmieciaka nie byli tacy inteligentny i poukładani.
Urban jara, a w knajpie są popielniczki. To se pane ne vrati.
Płaszczy przed panem albo łasi się do pana.Pilif pisze:Wygląda jak pies, który łaszczy się przed swoim panem.
Scena marszu Cygana do baru. Na pozór naprawdę płynny balet, ale coś jednak zgrzyta. Cygan rozgląda się NA BOKI, ale nie widzi stojącej OBOK kelnerki i Urbana podnoszącego się Z BOKU z krzesłem w dłoni. W którym lustrze bohater widzi oczy Cygana? I ile tych luster w końcu jest? A jeśli bohater widzi w lustrze oczy Cygana, to czy Cygan nie widzi oczu Matiego i jego sylwetki prostującej się za swoimi plecami?
Kolejność zdarzeń w raporcie psiarni.
NAJPIERW
Cyganów konsekwentnie wielką literą.Pilif pisze:Przybyły na miejsce zdarzenia patrol policji zastał kompletnie zdemolowany lokal, kilku wystraszonych gości, właściciela, płaczącą kelnerkę bez zębów i czterech nieprzytomnych cyganów, z których jeden leżał na ulicy.
POTEM
I tak dalejPilif pisze:Z zeznań świadków nie można było ustalić dokładnego przebiegu zdarzeń. Kelnerka, mała Anita, była zbyt roztrzęsiona, gdyż w zamieszaniu ktoś wybił jej przednie zęby i po opatrzeniu przez lekarza pogotowia, ciągle płakała.
TERAZ
I tak dalejPilif pisze:Po przeprowadzeniu dochodzenia, na podstawie zastanego stanu lokalu i nielicznych zeznań świadków, ustalono ostateczną wersję wydarzeń.
NA KONIEC
Pilif pisze:Ze względu na bardzo ciężki stan poszkodowanych, zostali oni zabrani przez karetki do szpitala, a jednego z nich, tego z ulicy, przetransportowano helikopterem do Wojewódzkiego Szpitala Klinicznego, gdzie przeszedł udaną trepanację czaszki.
Pały nie odpuszczą, nie da się ot, tak odmówić współpracy, bo się liczy na kalkulatorze.Pilif pisze:Właściciel również nie potrafił pomóc policji, zbyt był zajęty liczeniem szkód w lokalu i kosztów remontu
Trochę mam wątpliwości, czy jak ktoś ma czapkę na głowie to widać na pewno, że łysy. Ale może przesadzam :-)Pilif pisze:Blondynka z dużym biustem pamiętała dwóch mężczyzn, byli łysi, mieli bluzy z kapturami, jeden miał czapkę na głowie.
tęPilif pisze:ak ci mężczyźni wyskakują przez tą wybitą witrynę
Sądzę, że albo w raporcie wcześniej powinno się pojawić zdanie, iż pozostali Cyganie byli ochroniarzami bossa, albo raport powinien ich wymieniać jako „mężczyzn towarzyszących Nemusowi N”.Pilif pisze:Jeden z ochroniarzy,
Czyta się bardzo dobrze.
Jeśli ktoś tak jak ja lubi ten zakątek literatury, będzie miał kupę zabawy.
Kim jest tajemniczy Mati? Kibolem? To by była woda na młyn Władzy jedynej.Gdyby nie imię, dałbym sobie rękę uciąć, że pamiętnik Starucha :-)
3
Witam,
Mi się tekst podoba, nawet bardzo.
Łapać mi się nie chce więc się tylko ustosunkuję ogólnie.
Wolałbym, żeby ta historia opisywała dwóch zwykłych chłopaków, kumpli z maty, którzy zamknięci w tej sytuacji dokonują tam - w tej knajpie - małego armageddonu.
Bardzo podobną sytuację opisywał ktoś z chłopaków na Budo (oczywiście bez mafijnego tła) - więc takie sytuacje mają miejsce i dotykają również "zwykłych" ludzi.
Ogólnie jest kilka nieścisłości i miejsc w tym tekście gdzie obraz staje się na chwilę zamglony, co nie zmienia faktu, że czytało mi się to wszystko bardzo dobrze.
Pozdrawiam,
Godhand
Mi się tekst podoba, nawet bardzo.
Łapać mi się nie chce więc się tylko ustosunkuję ogólnie.
Wolałbym, żeby ta historia opisywała dwóch zwykłych chłopaków, kumpli z maty, którzy zamknięci w tej sytuacji dokonują tam - w tej knajpie - małego armageddonu.
Bardzo podobną sytuację opisywał ktoś z chłopaków na Budo (oczywiście bez mafijnego tła) - więc takie sytuacje mają miejsce i dotykają również "zwykłych" ludzi.
Ogólnie jest kilka nieścisłości i miejsc w tym tekście gdzie obraz staje się na chwilę zamglony, co nie zmienia faktu, że czytało mi się to wszystko bardzo dobrze.
Pozdrawiam,
Godhand
"Każdy jest sumą swoich blizn" Matthew Woodring Stover
Always cheat; always win. If you walk away, it was a fair fight. The only unfair fight is the one you lose.
Always cheat; always win. If you walk away, it was a fair fight. The only unfair fight is the one you lose.
4
Bardzo ciekawie pomyślane. Zmiany perspektywy, czasu, trybu - świetne. Nadal jednak, jak w poprzednim fragmencie, masz kłopot z niepotrzebnymi dopowiedzeniami (pogrubione bym wyrzuciła):
Druga sprawa: może coś mi umknęło, ale na początku widziałam grupę Cyganów - gości w knajpie. Na końcu okazuje się, że to ochroniarze. Coś tu nie gra.
Pozdrawiam
Pilif pisze:Cygan wskazuje ręką na swego młodszego towarzysza.
Pilif pisze: Śmieją się i pokazują na nas palcami. Jeden z nich przeciąga palcem po gardle, jakby je podrzynał.
To kilka przykładów, ale jest więcej takich miejsc, gdzie warto tekst nieco przeredagować, bo przez niepotrzebne oczywistości nie płynie gładko.Pilif pisze:najstarszy macha do mnie ręką,
Druga sprawa: może coś mi umknęło, ale na początku widziałam grupę Cyganów - gości w knajpie. Na końcu okazuje się, że to ochroniarze. Coś tu nie gra.
Pozdrawiam
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium
Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium
Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka
5
Troszkę rzeczy do czyszczenia jest. Na początek taka mała łapanka (starałam się po nikim nie powtórzyć, ale mogło się zdarzyć).
Podobało mi się, chociaż nie tak szalenie jak "Ballada o Kowalu". Trochę mnie znużyło to rozważanie raportów policyjnych. Zwłaszcza w tej części powtórzenia. Ja wiem, że specjalnie, ja wiem, że klimat, ale za dużo jednak.
Niemniej sam pomysł zmian perspektywy, sposobu opowiadania jest bardzo dobry. Scena ma klimat, bohaterowie od razu są wyraziści. Fajnie, naprawdę fajnie. Czekam na więcej
Tu nie dam głowy, jak jest poprawnie, ale sygnalizuję, że jak dla mnie lepiej by brzmiało "bym wypełnił dawne zobowiązania"Pilif pisze:a stary Kukacz naciskał, by wypełnić dawne zobowiązania.
Trzeba by to "bycie" trochę opanować.Pilif pisze:Powoli wszystko się zmieniało, a częścią tych zmian był mój nowy brat, Urban. Był podobny do mnie, dlatego tak bardzo go polubiłem. Miał jebnięcie i nie pierdolił się, gdy trzeba było się postawić. Był małomówny i to też mi pasowało, bo sam nie lubię dużo gadać.
Raczej zbędne. Czym innym miałby mrugać (zresztą chyba ten sam problem, który wypunktowała Thana).Pilif pisze:Patrzę na nią i mrugam powiekami.
Podobnie jak wyżej.Pilif pisze:zostali oni zabrani przez karetki do szpitala,
Podobało mi się, chociaż nie tak szalenie jak "Ballada o Kowalu". Trochę mnie znużyło to rozważanie raportów policyjnych. Zwłaszcza w tej części powtórzenia. Ja wiem, że specjalnie, ja wiem, że klimat, ale za dużo jednak.
Niemniej sam pomysł zmian perspektywy, sposobu opowiadania jest bardzo dobry. Scena ma klimat, bohaterowie od razu są wyraziści. Fajnie, naprawdę fajnie. Czekam na więcej

Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"
Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"
Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"
7
Nie moje klimaty, nie moje nastroje, lecz jednak podobało mi się. Nie będę na siłę wyszukiwała jakichś mankamentów. Czasem tylko niepotrzebnie dopowiadasz coś, co wynika z samej sytuacji, jak tutaj:
Zgadzam się z Leszkiem Pipką: w oficjalnych dokumentach muszą być Romowie. Polityczna poprawność na pewno dotarła na najniższe szczeble władzy.
Zastanawiam się, jak taka drobiazgowa rejestracja najrozmaitszych szczegółów wypadałaby w dłuższym tekście, czy nie spowalniałaby za bardzo narracji. Tutaj akurat rozegrałeś to całkiem zgrabnie: zamiast opisu samej bójki, z natury swojej dynamicznej, dajesz niespieszną relację z tego, co się działo przed i po. No i bardzo dobrze.
I tutaj:Pilif pisze:Przyglądam się tym mężczyznom. Najstarszy, mający około czterdziestki Cygan wskazuje ręką na swego młodszego towarzysza. Przerzucam na niego wzrok i widzę, jak ten koleś odchyla ortalionową kurtkę
Poza ostatnim zdaniem, to spoglądanie i patrzenie spokojnie można by pominąć. I tak wiadomo, że opis zachowania Cyganów jest rezultatem bezpośredniej obserwacji.Pilif pisze:Widzę, jak stary Cygan wstaje ociężale i rusza w naszą stronę. Pozostali chcą iść z nim, ale ona pokazuje ręką, by czekali przy stoliku. Idzie powoli a ja przyglądam się mu dokładnie. Ma około czterdziestu lat, jest mocno otłuszczony i porusza się wolno. Patrzę na jego ramiona i barki, są mocne, ale ta siła nie wynika z treningu, tylko z genów. To duży i silny Cygan, taki się już urodził.
WWWPodchodzi do naszego stolika, opiera dłonie o blat i pochyla tak nisko głowę, że spokojnie mogę spojrzeć mu w oczy.
Raczej: jeden z ochroniarzy Nemusa N, prywatnie jego szwagier... Nie można przecież wykluczyć, że i knajpa zatrudniała ochroniarzy.Pilif pisze:Jeden z ochroniarzy, prywatnie szwagier Nemusa N.,
Zgadzam się z Leszkiem Pipką: w oficjalnych dokumentach muszą być Romowie. Polityczna poprawność na pewno dotarła na najniższe szczeble władzy.
Zastanawiam się, jak taka drobiazgowa rejestracja najrozmaitszych szczegółów wypadałaby w dłuższym tekście, czy nie spowalniałaby za bardzo narracji. Tutaj akurat rozegrałeś to całkiem zgrabnie: zamiast opisu samej bójki, z natury swojej dynamicznej, dajesz niespieszną relację z tego, co się działo przed i po. No i bardzo dobrze.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.