"Niebieska sukienka."

1
„Niebieska sukienka.”

Noc była ciemna i bezwietrzna. Dookoła panowała wszechobecna cisza, dzięki której można by usłyszeć każdy szelest. Każdy krzyk i bezbronne wołanie o pomoc. Drzewa ukryte w mroku stały wyprostowane przyglądając się z uwagą, czemuś co nie powinno się nigdy zdarzyć. Niebo pokryte granatową taflą pozbawione było najmniejszej gwiazdy, która ozdabiałaby swoim blaskiem ponurą powierzchnię. Jednak był chociaż On. Jaśniejący Księżyc, który przybierając sierpowaty kształt daje nam znak. Znak, że śmierć znów zebrała swoje żniwo.

Noc była ciemna i bezwietrzna. Ona stała całkiem sama. Odziana w makijaż, który jeszcze tak niedawno był perfekcyjny. Teraz wokół oczu znajdowały się czarne plamy pozostałe po drogim tuszu, a markowa pomadka już dawno straciła swój dawny połysk. Przestraszone spojrzenie było już obojętne, pozbawione jakiejkolwiek nadziei.

Z oddali dochodził dźwięk syren policyjnych. Z czasem stawały się coraz głośniejsze. Ich intensywność zakłóciła krystaliczną ciszę, która otaczała ją swoimi ramionami pośród ciemności. Dziewczynę, która stała sama na betonowej jezdni obok obcego, niegdyś sielskiego lasku. Z rozedrganymi rękoma, z których powoli, nie spiesząc się nigdzie spadały bezszelestnie krople krwi. Już tak obcej krwi.

Obok wysokich butów z obłoconymi obcasami i ubrudzonym materiałem leżał on. Zakrzywiony nóż, w czerwonej otoczce na połyskującym niegdyś ostrzu. A ona stała sama w niebieskiej sukience, podczas ciemnej noc.

Zerwał się wiatr.

***

-Pośpiesz się proszę! Chciałbym wyjechać nieco wcześniej.

Z dolnego piętra dochodziły do niej słowa jej nowego chłopaka, jednak ona miała nieco inne zajęcie, niż zwracanie uwagi na sens wypowiedzianych przez niego słów. Roztargniona biegała po całym mieszkaniu w poszukiwaniu najpotrzebniejszych rzeczy, które na przekór, nagle gdzieś zniknęły. Złośliwość rzeczy martwych – myślała w duchu.

-Gdzie jest ta kosmetyczka? Niedawno gdzieś ją tu widziałam – krzyczała zagłuszając głośne radio, które ktoś nagle włączył na dole.

Zdyszana, przeskakując zwinnie pomiędzy porozrzucanymi ciuchami, starała się nie zapomnieć o żadnym szczególe. Czekają ją w końcu pierwsze, od wielu lat wakacje, a przecież wszystko może się przydać.

-O tu Cię mam! – krzyknęła zaskoczona i szybkim ruchem wyciągnęła spod łóżka wypchaną specyfikami upiększającymi kosmetyczkę.

Upychając ją w torbie podróżnej musiała zużyć wiele swojej siły, aby sprostać tak pozornie banalnemu zadaniu. Pochłonięta tą czynnością usłyszała jednak strzępki rozmowy, jakie dochodziły z innego pomieszczenia, przedzierając się przez wysokie barytony z radia.

-Kiedy będą pieniądze? … Co to ma … ? Ok…Tak, piękna … Będzie…tam. Niebieska – to jej chłopak rozmawiał z kimś pośpiesznie przez telefon. Zaciekawiona tą dość nietypową rozmową schodząc po drewnianych, dębowych schodach liczyła na jakieś wyjaśnienie. Zastanawiała się o jakie pieniądze może chodzić, przecież wszystko było już opłacone.

-Muszę kończyć . Na razie – zaskoczony mężczyzna pośpiesznie skończył rozmowę i zajął się robieniem kanapek, które rzekomo były bardzo potrzebne w podróży.

-Z kim rozmawiałeś, Kochanie? – zapytała, gdy znalazła się blisko Ukochanego.

Nie mieli przed sobą tajemnic, a ta krótka rozmowa nie pasowała do typowych zachowań jej chłopaka. Wydawał się jakiś przestraszony czy nawet speszony, że usłyszała kawałek rozmowy.

-Oo, słyszałaś. Wybacz, ale nie mogę Ci powiedzieć, bo wtedy zdradziłbym Tobie mój niecny plan – z małym zakłopotaniem i śmiechem na ustach wyjaśnił niby żartem dziewczynie to co słyszała.

Ton wypowiedzi i wyraz jego twarzy, sprawił, że nie wierzyła mu jak zawsze. W pewnym momencie przestraszyła się nawet jego spojrzenia, które sprawiło, że był on nieco inny niż zwykle. Jednak szybko odgoniła od siebie te niedorzeczne myśli i wróciła do swojego pokoju.

Gdyby tylko wiedziała, że jej obawy były słuszne.

***

Stała przy otwartym oknie. Pamiętała dokładnie jak się poznali, jak szybko zwykła znajomość stała się czymś poważniejszym. Kilka rozmów, kilkanaście spotkań, niezliczona ilość spacerów, a oni po niespełna trzech miesiącach pakują cały swój dobytek. Zabierają ze sobą całe dotychczasowe życie i wyjeżdżają na podróż marzeń, na podróż w pogoni za łatwym zarobkiem, który otworzy jej drogę do lepszego życia.

Dla niej to ogromna szansa, wielka nagroda od losu za te wszystkie nieprzespane noce, za godziny lęku i bólu, które przyszło jej żyć z dala od rodziny, której nie miała, w domu zastępczym, w którym nigdy nie dostała wsparcia i akceptacji. Tęskniła za uczuciem, którego przecież nigdy nie poznała.

Gorące Włochy, pojawiające się jako malownicza Italia we wszelakich kolorowych czasopismach, miały być przepustką do lepszego świata. To one miały wyznaczyć poprawną drogę do odzyskania równowagi.

Dla niego natomiast to kolejny etap w życiu. Nowe miejsce do zwiedzenia, nowa firma do poprowadzenia. Nie był jej rówieśnikiem ,przez co był bardziej doświadczony. Miał już na swoim koncie nie jeden sukces, jak i niejedną porażkę. Różnica wiekowa wynosiła ponad dziesięć lat, jednak nie przeszkadzało to niczemu, oprócz opinii publicznej.

Stała przy otwartym oknie, a on podszedł do niej cicho i objął ramionami, pośpiesznie całując ją w rozgrzaną szyję. Ciało przeszedł lekki dreszczyk, który wyrwał ją z zamyślenia. Czuła się wspaniale, gdy tak stali razem wtuleni w siebie, zapominała wtedy o całym świecie. Liczył się tylko on.

***

Wyjechali.
Ostatnio zmieniony wt 15 sty 2013, 19:22 przez Innocence, łącznie zmieniany 1 raz.

2
Innocence pisze:Dookoła panowała wszechobecna cisza, dzięki której można by usłyszeć każdy szelest. Każdy krzyk i bezbronne wołanie o pomoc.
Trochę drętwo dla mnie brzmi to powtórzenie. Niczym sztuczny patos.
Innocence pisze:Jednak był chociaż On. Jaśniejący Księżyc, który przybierając sierpowaty kształt daje nam znak.
Szyk zdania wybija z rytmu. Niepotrzebnie odzieliłaś te dwa zdania.
Innocence pisze: Ona stała całkiem sama. Odziana w makijaż, który jeszcze tak niedawno był perfekcyjny.
Rozumiem, że skoro piszesz o odzieniu i pojawia się opis makijażu, to znaczy, że była naga?
Innocence pisze:Przestraszone spojrzenie było już obojętne, pozbawione jakiejkolwiek nadziei.
No to było przestraszone, czy obojętne? Może bardziej posowałaby - strach ustąpił miejsca obojętności? czy coś w tym stylu.
Innocence pisze:Obok wysokich butów z obłoconymi obcasami i ubrudzonym materiałem leżał on. Zakrzywiony nóż,
Dlaczego jaśniejący księżyc jest z dużej litery a zakrzywiony nóż z małej?

"Roztargniona biegała po całym mieszkaniu w poszukiwaniu najpotrzebniejszych rzeczy, które na przekór, nagle gdzieś zniknęły. "

usuń to "na przekór"

"schodząc po drewnianych, dębowych schodach"

dębowe=drewniane. Nie widziałam jeszcze metalowych, debowych schodów.

"Z kim rozmawiałeś, Kochanie?"

Kochanie z małej litery. Chyba, że mówi do Jasniejącego Księzyca :-)

"-Oo, słyszałaś. Wybacz, ale nie mogę Ci powiedzieć, bo wtedy zdradziłbym Tobie mój niecny plan – z małym zakłopotaniem i śmiechem na ustach wyjaśnił niby żartem dziewczynie to co słyszała.

Ton wypowiedzi i wyraz jego twarzy, sprawił, że nie wierzyła mu jak zawsze. W pewnym momencie przestraszyła się nawet jego spojrzenia, które sprawiło, że był on nieco inny niż zwykle. Jednak szybko odgoniła od siebie te niedorzeczne myśli i wróciła do swojego pokoju."

Naiwna ta kobitka. zazwyczaj kobiety przejawiają naturę ciekawską i wśbiską. Ta jest jakaś dziwna. Właśnie przyłapuje swojego "nowego chłopaka" na jakichś szemranych rozmowach, koleś głupawo się tłumaczy, a laską wzrusza ramionami i idzie dalej pakowac swoją "kosmetyczkę"

Hmmmm, tekst trochę przegadany. Jest zbyt krótki, by poczuć zażyłość między chłopakiem a dziewczyną. Moment poszukiwania kosmetyczki przysporzyły więcej dreszczy, niż dziewczyna stojąca jak się dalej okazuje w niebieskiej sukience gdzies w ponurym, owładniętym potęzna ciszą, mrocznym lesie przy Jaśniejącym Księżycu.

Zdecydowanie lepiej wychodząCi dialogi. Sa bardziej naturalne. cała reszta oblana jest sztucznym patosem. czekam na coś fajnego, a znajduję ... kosmetyczkę :-)

Pozdrawiam

3
Innocence pisze: Noc była ciemna i bezwietrzna. Dookoła panowała wszechobecna cisza, dzięki której można by usłyszeć każdy szelest. Każdy krzyk i bezbronne wołanie o pomoc. Drzewa ukryte w mroku stały wyprostowane przyglądając się z uwagą, czemuś co nie powinno się nigdy zdarzyć. Niebo pokryte granatową taflą pozbawione było najmniejszej gwiazdy, która ozdabiałaby swoim blaskiem ponurą powierzchnię. Jednak był chociaż On. Jaśniejący Księżyc, który przybierając sierpowaty kształt daje nam znak. Znak, że śmierć znów zebrała swoje żniwo.

Noc była ciemna i bezwietrzna.
Moim zdaniem cały ten fragment jest napisany na tak wysokim patosie, że zaczyna irytować, śmieszyć. Nie możesz się zdecydować, czy oddać emocje opisem ciszy, księżyca, nieba. Nagromadzenie "złowrogości" jest natrętne, przez co nie wywołuje pożądanych emocji.
Innocence pisze:Ona stała całkiem sama. Odziana w makijaż, który jeszcze tak niedawno był perfekcyjny . Teraz wokół oczu znajdowały się czarne plamy pozostałe po drogim tuszu, a markowa pomadka już dawno straciła swój dawny połysk. Przestraszone spojrzenie było już obojętne, pozbawione jakiejkolwiek nadziei.
W tym zdaniu jest ciekawa metafora "odziana w makijaż" (ciekawie się rozwija niejako poza tekstem, w wyobraźni - nagość się tej dziewczyny jest przejmująca, właśnie przez to, że nie została opisana.

Potem popsuta została poetyką nadmiaru:
- że makijaż perfekcyjny był
- że tusz był drogi ( i zdumienie - tusz wypalił jej te dziury? drogi tusz, ten wodoodporny?)
- że pomadka markowa (markowe nie tracą połysku - przynajmniej za to płacę)
- że spojrzenie było przestraszone albo obojętne, bo narrator nie może się zdecydować jakie. W dodatku spojrzenie pozbawione nadziei - to frazeologiczna "kaszanka" - spojrzenie może być pozbawione błysku, blasku. Z nadzieją nie jest to łączliwe frazeologicznie - w tym kontekście na pewno.
Innocence pisze:Z oddali dochodził dźwięk syren policyjnych. Z czasem stawały się coraz głośniejsze.


Bo tu masz tak: konstrukcję paralelną - najpierw "z oddali" - gdzieś sobie jechały w oddali i my to słyszymy - nie wiadomo, czy te syreny jadą dziewczynie na pomoc, ale zaczynało się ciekawie - oto stało się coś złego, a syreny są tak daleko, za daleko, nie przyszły na pomoc.
Potem niszczysz znowu klimat napięcia - wprowadzasz wymiar czasu przez owo "z czasem" - to jest pozostawienie nomen omen czasu, by napięcie siadło. Gramatycznie - składniowo - taka paralela jest w tym układzie szkodliwa dla emocji. Imo.
Innocence pisze: Ich intensywność zakłóciła krystaliczną ciszę, która otaczała ją swoimi ramionami pośród ciemności.
Katastrofa :( to zdanie jest... durne. Przecież wyły syreny - krystaliczna cisza z wyjącymi syrenami to absurd. Zakłócić to fatalny wybór słowa, gdyż potem personifikujesz ową ciszę.
cisza (mająca ramiona!) pośród ciemności była krystaliczna (mimo w/w syren!) - nie daję rady! słowo! mnie to śmieszyło kiczem i egzaltacją.
Innocence pisze: Dziewczynę, która stała sama na betonowej jezdni obok obcego, niegdyś sielskiego lasku.
to zdanie jest kalekie składniowo. Ja rozumiem zabieg elipsy w nadrzędnym szczątkowym wypowiedzeniu ("Dziewczynę,..."). Ale tematem czasownikowym w poprzednim zdaniu (to kontekst dla elipsy) jest zakłóciła (mówiłam że fatalne słowo!).

W pierwszej chwili nie skojarzyłam, KTO jest obcym - obok KOGO stała dziewczyna? :)
lasek był niegdyś sielski? a teraz jest obcy?
"obcy" nie jest antonimem "sielski", a poza tym masz skłonności do antycypowania emocji. Wydaje się, że wmawiasz je (te emocje) nazywaniem ich w narracji. Nie znoszę tego - kiedy się nazywa, a nie opisuje. Ja temu za grosz nie wierzę.

Sądząc z poetyki próbowałaś stworzyć "klimatyczny", ekspresjonistyczny opis a la Żeromski. Z metaforami i innymi bajerami. IMo daj sobie na razie z tym spokój. Spróbuj, ze tak rzeknę, normalnie. Niech cisza nie ma ramion, a tusze nie wydzióbują czarnych plam w perfekcyjnych makijażach.

Być może wrócę do części rodzajowej. Ekspresjonizm (sic) mnie odrzucił.

i
Weryfikacja zatwierdzona przez Caroll.
Ostatnio zmieniony wt 15 sty 2013, 19:21 przez Natasza, łącznie zmieniany 1 raz.
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

4
Pierwszy fragment bardzo szczegółowo zanalizowała Natasza. Przyznam, że od patosu i egzaltacji w aż zgrzytnęły mi zęby, przeszłam zatem dalej.
Innocence pisze:Z dolnego piętra dochodziły do niej słowa jej nowego chłopaka, jednak ona miała nieco inne zajęcie, niż zwracanie uwagi na sens wypowiedzianych przez niego słów.
To zdanie jest nad wyraz niezręczne.Bardzo pretensjonalny, a przez to sztuczny styl. Zwróć uwagę na podkreślony fragment. Przede wszystkim z dolnego piętra czego? No i dlaczego aż tak wykombinowana konstrukcja: dochodziły ją słowa? Jej nowego chłopaka tez brzmi sztucznie. Przecież ma chyba jakieś imię, co?
Nie można jakoś tak prościej: Pospiesz się, dobra?! - Krzyknął z dołu Piotrek, najwyraźniej zniecierpliwiony czekaniem.
Albo:
- Możesz się pospieszyć?- Dobiegło ją z dołu wołanie Krzyśka.
Innocence pisze: Roztargniona [przecinek] biegała po całym mieszkaniu w poszukiwaniu najpotrzebniejszych rzeczy, które na przekór, [bez] nagle gdzieś zniknęły.
Interpunkcja to zjawisko, które powinno być znane aspirującemu pisarzowi.
Co to za najpotrzebniejsze rzeczy? Same zniknęły? Najpotrzebniejsze do czego? Zajęć z malarstwa? Wycieczki w plener? Naprawy motoru?
Innocence pisze:-[SPACJA]Gdzie jest ta kosmetyczka? Niedawno gdzieś ją tu widziałam – krzyczała [przecinek] zagłuszając głośne radio, które ktoś nagle włączył na dole.
krzyknęła
Jaki ktoś? Przecież wie, że jest tam ten jej nowy chłopak, nie?
I zaraz, ona zagłuszyła radio krzykiem? Niezły dech. Tylko po co? Przecież jej wypowiedź to pytanie retoryczne do samego siebie.
Innocence pisze:Zdyszana, przeskakując zwinnie pomiędzy porozrzucanymi ciuchami, starała się nie zapomnieć o żadnym szczególe. Czekają ją w końcu pierwsze, od wielu lat wakacje, a przecież wszystko może się przydać.
O rany. Niezły bełkot wyszedł. Dziewczyna szuka najpotrzebniejszych rzeczy, przemykając zwinnie pomiędzy ciuchami i nie zapominając o szczegółach.
O czym właściwie chciałaś napisać? Jakie informacje wnosi to zdanie? Poza stertą uogólnień typu:
wszystko, żadne, nic, każdy, ktoś
Innocence pisze:Upychając ją w torbie podróżnej musiała zużyć wiele swojej siły, aby sprostać tak pozornie banalnemu zadaniu.
Niesamowite. Czekaj, czy ty naprawdę piszesz o pakowaniu torby? A może to jakiś wyuzdany taniec lub zapasy? Skoro trzeba zwinnie przemykać, można się zdyszeć i nie lada siły trzeba, by ukończyć tego questa? Wybacz ironię, ale taka forma po prostu odrzuca.
Innocence pisze:Pochłonięta tą czynnością usłyszała jednak strzępki rozmowy, jakie dochodziły z innego pomieszczenia, przedzierając się przez wysokie barytony z radia.
baryton - to rodzaj głosu. Radia nie mają barytonu. Mogą mieć np. basy, ale cały ten kawałek to bezsens, najpierw ona przekrzykuje radio, które jest na dole, piętro niżej, i jest na tyle głośne, że jej przeszkadza, potem jednak słyszy strzępki rozmowy, które nie są wcale zagłuszone. No i kto włącza bardzo głośno radio, żeby przy nim rozmawiać przez telefon?
Innocence pisze:Nie mieli przed sobą tajemnic, a ta krótka rozmowa nie pasowała do typowych zachowań jej chłopaka.
Pierwsze zdanie to banał ociekający naiwnością, ale niech będzie. Co to są typowe zachowania? Po raz kolejny udało ci się tak napisać, żeby niewiele treści zawrzeć w zdaniu.
Innocence pisze:-Z kim rozmawiałeś, Kochanie? – zapytała, gdy znalazła się blisko Ukochanego.
Co to za maniera z tymi wielkimi literami?
To wszystko sztuczne takie, gryzie się ze sobą. Popatrz: To jest jej nowy chłopak, myśli o nim instrumentalnie przez tą funkcję: bycie chłopakiem, nawet nie po imieniu, co sprawia, że jak mi serwujesz: nie mieli tajemnic i przesłodzone kochanie, ukochany, to tego nie kupuję.
Innocence pisze:-Oo, słyszałaś. Wybacz, ale nie mogę Ci powiedzieć, bo wtedy zdradziłbym Tobie mój niecny plan – z małym zakłopotaniem i śmiechem na ustach wyjaśnił niby żartem dziewczynie to co słyszała.
Jakaś karkołomna konstrukcja.
Wyjaśnił z uśmiechem zakłopotania.
Ton wypowiedzi i wyraz jego twarzy, sprawił, że nie wierzyła mu jak zawsze. W pewnym momencie przestraszyła się nawet jego spojrzenia, które sprawiło, że był on nieco inny niż zwykle.
Zupełnie nie wiadomo, dlaczego i co w tym tonie było, co ja przestraszyło. Ani dlaczego wyraz twarzy (uśmiech, zakłopotanie) ją zaniepokoił. W sumie sama się nie możesz zdecydować, czy on był speszony czy przestraszony, nie mówiąc już, że nie mam pojęcia co strasznego jest w nieco innym niż zwykle spojrzeniu, cokolwiek to oznacza.
Innocence pisze:Jednak szybko odgoniła od siebie te niedorzeczne myśli i wróciła do swojego pokoju.
A dlaczego? Coś się zmieniło, że pomyślała inaczej?
Innocence pisze:Gdyby tylko wiedziała, że jej obawy były słuszne.
Tyle, że ona nie formułuje żadnych obaw, ma jedynie niejasne przeczucie, że on coś zataja.
Innocence pisze:Pamiętała dokładnie jak się poznali, jak szybko zwykła znajomość stała się czymś poważniejszym. Kilka rozmów, kilkanaście spotkań, niezliczona ilość spacerów, a oni po niespełna trzech miesiącach pakują cały swój dobytek.
Czy to inna bohaterka czy ta sama?
Bezsens: kilka i kilkanaście czyni niezliczoną liczbę (spacery są policzalne) niemożliwą.
Do tego konstrukcja: takie użycie spójnika "a" sugeruje, że druga część zdania powinna zawierać treść niezgodną z tym, co można wnioskować ze zdania poprzedzającego. A tutaj nijak się ma jedno do drugiego: spacery i spotkania (stopień znajomości, zażyłości) do pakowania dobytku (wyprowadzanie się, eksmisja, wyrzucenie z domu, wyjazd niekoniecznie zależny od relacji)?
Innocence pisze:Zabierają ze sobą całe dotychczasowe życie i wyjeżdżają na podróż marzeń, na podróż w pogoni za łatwym zarobkiem, który otworzy jej drogę do lepszego życia.
Powtórzenia i gonienie w piętkę.
Innocence pisze:Tęskniła za uczuciem, którego przecież nigdy nie poznała.
Skoro go nie poznała to jak może za nim tęsknić? Nie wie co to jest. Za jakim uczuciem? Miłości? Radości? Zazdrości? Nienawiści? To wszystko uczucia.
Innocence pisze: To one miały wyznaczyć poprawną drogę do odzyskania równowagi.
To zdanie to chyba kwintesencja całego stylu. Włochy (państwo, miejsce) miały wyznaczyć drogę (jak? na mapie? nagle byt się stworzył) i to nie byle jaką, bo poprawną (poprawny=1. «zgodny z faktami lub prawami logiki» 2. «zgodny z obowiązującym konwenansem» 3. «przestrzegający obowiązujących norm» czyli jaką właściwie?) do równowagi (czego?). Uch. Ciężkostrawne.

Podsumowując, całkowicie nie panujesz nad przekazem. Karkołomne, napakowane patosem metafory, kontra puste, niosące mało treści konstrukcje zdań. Używasz wyrażeń takich jak: taki jak zwykle, typowy, a przecież czytelnik nie wie jaki to jest ten typowy, jak zwykle. Jest to zatem puste sformułowanie.
Cała akcja toczy się wokół szukania kosmetyczki i pakowania torby. Jest to czynność banalna, jednak może być pretekstem do zawiązania akcji i nakreślenia bohaterów, a jednak udaje ci się tego nie zrobić, mimo użycia całkiem sporej liczby słów.
Potem scena przy oknie, nawrzucane chaotycznie kilka informacji, enigmatyczne zakończenie i już. Brak akcji, trochę oderwanych, niezbyt spójnych ze sobą przemyśleń, no i język, niezwykle niezgrabny, to wszystko razem sprawia niezbyt przyjemne wrażenie.
Moim zdaniem warto zarzucić ociekanie tragedią i rozdzierający żal, a napisać po ludzku co i jak, kto kogo i dlaczego.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron