Wyrok

1
Cała czwórka wpatrywała się w siedzącego za biurkiem detektywa. Ten, usadowiony wygodnie na skórzanym krześle biurowym, spoglądał na każdego z nich, uśmiechając się z zadowoleniem. W pomieszczeniu od pewnego czasu panowała grobowa cisza.
- Mogę wiedzieć dlaczego zebrał nas pan tutaj wszystkich? – niewytrzymała Elżbieta, jedyna kobieta z całego towarzystwa. – Przecież to ja pana wynajęłam i to mnie miał pan składać raporty z wszystkiego czego się pan dowie.
- Proszę być spokojna, pani Elżbieto. Za chwilę wszystko wyjaśnię i zapewniam, że wszyscy będziecie państwo ogromnie zaskoczeni moimi rewelacjami – odpowiedział pewnym tonem detektyw, tym razem świdrując spojrzeniem wysokiego bruneta, który wyraźnie się pocił. – Otóż to było tak…

21.11.2012
- Co tam ciekawego? – zapytała asystentka detektywa Kowalskiego, widząc wychodzącą z biura klientkę.
- Interesująca sprawa. Jej mąż kilka dni temu wrócił z wyjazdu służbowego. Nic nadzwyczajnego, po prostu miał kilka spotkań w innym mieście, jakieś prezentacje, nieważne. Według niej małżonek nie był na żadnej delegacji tylko załatwiał swoje sprawy. Nie wie jakie. Od pewnego czasu dziwnie się zachowuje, ma nawet drugi telefon. Kobieta jest kompletnie zdezorientowana i nie wiec co robić.
- Kochanka?
- Właśnie taka była moja pierwsza myśl, ale kiedy zapytałem ją co dokładnie podejrzewa, powiedziała, że nie wie. A sam pomysł z kochanką jest według niej bardzo nieprawdopodobny.
- To trochę dziwne. Czego mamy dokładnie szukać?
- Na razie jesteśmy w kropce, musimy znaleźć jakiś punkt zaczepienia. Spisałem jego dane na kartce, powęsz trochę, ja pojadę do firmy gdzie pracuje mąż, może uda mi się czegoś dowiedzieć…
- A żona tam wcześniej nie była? Skoro tak sobie nie ufają to chyba zdążyła już popytać u niego w pracy?
- Nic jej nie chcieli powiedzieć. To ją całkiem wkurzyło i zdecydowała się przyjść do nas.
Asystentka pokręciła głową i uśmiechnęła się lekko pod nosem.
- Dobra, to tu masz te dane, ja jadę do firmy.
Detektyw Kowalski założył swój czarny prochowiec oraz kapelusz i wyszedł.

Jadąc do firmy męża klientki próbował wpaść na pomysł jak dowiedzieć się czegoś więcej o podejrzanym, jednocześnie nie zwracając na siebie uwagi. Na przerzedzonym parkingu przed budynkiem firmy bez problemu znalazł miejsce do zaparkowania, tuż przed przeszklonym wejściem do obiektu.
Minął ochroniarza i stanął po środku ogromnego holu. Całą przestrzeń wypełniały odgłosy stukania w klawiaturę. Pod ścianą znajdowała się recepcja, a za wysoką ladą siedziała młoda kobieta. Na pierwszy rzut oka wydała się być miła i pewnie z miłą chęcią udzieliłaby kilku informacji.
- Witam – powiedział z uśmiechem detektyw.
Kobieta oderwała wzrok od monitora i znad okrągłych oprawek spojrzała na gościa. Kosmyk czarnych włosów opadał jej na czoło. Usta pomalowane ognistoczerwoną szminką rozwarły się lekko. Detektywowi Kowalskiemu serce zaczęło bić szybciej.
- Witam, w czym mogę pomóc? – delikatnie, niemal szeptem, zapytała recepcjonistka.
- Eee, czy jest… - przerwa na głęboki wdech. – Byłem umówiony na spotkanie z panem Marchwickim. Czy jest u siebie?
Recepcjonistka skupiła wzrok na monitorze i odpowiedziała:
- Tak, wie pan jak się tam dostać?
- Szczerze mówiąc, niespecjalnie – odpowiedział lekko speszony detektyw.
- Windą na trzecie piętro, pokój 302. Blisko wyjścia z windy, bez problemu pan znajdzie – powiedziała z lekkim, kpiącym uśmieszkiem, recepcjonistka.
Ni
Detektyw Kowalski szybkim ruchem wziął z lady kapelusz i wzrokiem utkwionym w czubkach swoich świeżo wypastowanych butów ruszył w stronę windy. Wiedział, że kompletnie nie wie co ma robić, bo nie tak wyobrażał sobie spotkanie z recepcjonistką. Nie spodziewał się, że przyjdzie mu się skonfrontować z facetem, którego ma rozgryźć. Trzeba będzie, tak jak zwykle, improwizować.
Wyszedł z windy i od razu znalazł się przed pokojem 302. Zapukał.
- Proszę – odpowiedział mu ciepły głos.
Ostrożnie chwycił za klamkę i otworzył drzwi. Mężczyzna siedzący za biurkiem zawalonym papierami, podniósł głowę i wskazał gościowi krzesło naprzeciw siebie.
- Proszę siadać – dodał z uśmiechem.
- Dzień dobry, pewnie dziwi się pan z mojej wizyty – powiedział nieśmiało detektyw, powoli siadając na miękkim krześle.
- Nie spodziewałem się nikogo, ale to miło, że ktoś do mnie zajrzał – odpowiedział mu mężczyzna, z tym samym, dobrotliwym uśmiechem. – W czym mogę pomóc?
Detektyw usztywnił się i wziął głęboki wdech.
- Nazywam się Jan Nowak, pracuję w księgowości firmy. Przyszedłem do pana w związku z niedawnym wyjazdem służbowym do Białegostoku.
Marchwicki, dotąd bez przerwy uśmiechnięty, teraz przybrał poważną minę. Zaczął niespokojnie ruszać palcami, przyglądał się uważnie Kowalskiemu.
- A cóż takiego się stało? Coś nie tak? – zapytał poważnie pracownik.
- Taak, to znaczy… To znaczy, znalazłem kilka… Kilka nieprawidłowości w wykazie płatności za paliwo – dokończył szybko detektyw, mówiąc pierwszą myśl, która przyszła mu do głowy.
- Za paliwo? – powtórzył Marchwicki. – Mogę przysiąc, że oddałem wam wszystkie faktury… Czego dokładnie brakuje?
- Znaczy… Chyba musieliśmy zapodziać kilka papierków, taki u nas bałagan – mówił z wymuszonym uśmiechem detektyw. – Musiałem się upewnić czy niczego pan nie zapomniał nam oddać.
- Oczywiście, wszystko co miałem do zwrócenia, zwróciłem wam.
- Może faktycznie to błąd z naszej strony, taki mamy bałagan w dziale. A tak w ogóle, udał się wyjazd? – palnął Kowalski.
Marchwicki spojrzał na niego podejrzliwie, wytężając wzrok.
- Wie pan, zwykły wyjazd służbowy… Kilka spotkań, prezentacji… Nic specjalnego – odchrząknął nerwowo. – Pan na pewno jest z księgowości? Nigdy pana tam nie widziałem…
Detektyw podniósł się szybko.
- Nic dziwnego, mam swoje biurko na uboczu, nigdy mnie nie widać, staram się nie zwracać niczyjej uwagi tylko skupiać się na swoich zadaniach. W każdym razie dziękuję za poświęcony czas i przepraszam za kłopot.
Marchwicki wstał i obaj mężczyźni podali sobie dłonie na pożegnanie. Przy wyjściu detektyw zauważył, leżący na szafce, biuletyn informacyjny dla osób cierpiących na nowotwór.
Będąc już w holu, uśmiechnął się zalotnie do recepcjonistki, przy okazji potykając się własne nogi, mało co nie upadając. Ta uśmiechnęła się tylko ironicznie i wróciła do pracy.

- I co, znalazłaś już coś ciekawego na temat naszego znajomego? – zapytał Kowalski swojej asystentki.
- Nic specjalnego – magister ekonomii, od urodzenia mieszka tutaj, niekarany, rok po ukończeniu studiów zaczął pracę w tej korporacji jako analityk. Facet niczym się nie wyróżnia. Co u ciebie?
- To samo. Sprawy w firmie trochę się pokomplikowały i musiałem się z nim spotkać twarzą w twarz. Jestem pewny, że w tym Białymstoku nie był na wyjeździe służbowym. Jak zacząłem mówić na ten temat kompletnie nie wiedział co robić, strasznie się zdenerwował, zapędziłem go w kozi róg – powiedział z dumą detektyw.
- Czyli wiemy, że coś kręci. Tylko co? Może faktycznie ma tą kochankę?
- Nie wierzę w to, nie widziałaś go. Kompletnie nie ten typ faceta.
- A jakim typem faceta trzeba być, żeby mieć kogoś na boku? – zapytała z przekąsem asystentka.
- Dobrze wiesz co miałem na myśli – odpowiedział z uśmiechem detektyw. – Ale jedna rzecz faktycznie rzuciła mi się w oczy – przy wychodzeniu z jego biura zauważyłem biuletyn informacyjny dla osób chorych na raka.
- No, to może być niezłe. Ale klientka nic nie mówiła o chorobie męża?
- Nic, co jeśli to przed nią ukrywa? Zresztą, na tą chwilę nie mamy nawet podstaw żeby takie coś insynuować, pomijając tą gazetkę. Trzeba szukać dalej, ale chociaż mamy jakiś punkt zaczepienia.

22.11.12
- Pani Elżbieto, zapytam panią wprost – czy pani mąż ma raka? – zapytał najpoważniej jak umiał detektyw Kowalski.
Chwila ciszy, po której odezwała się kobieta.
- Czyli już pan wie… Mogę wiedzieć jak pan do tego doszedł?
- Powiedzmy, że w wyniku nietypowego zbiegu okoliczności musiałem skonfrontować się z pani mężem twarzą w twarz i kilka rzeczy zwróciło moją uwagę w tym kierunku. Skoro już to wiemy, to może pani podejrzenia co do celu tego wyjazdu do Białegostoku mają coś wspólnego z nowotworem?
- Nie, wątpię. W kwestii jego choroby nie mamy przed sobą żadnych tajemnic, mówimy sobie wszystko.
- Szkoda.
- Słucham?
- Znaczy, szkoda, bo myślałem, że tutaj będzie nasz punkt zaczepienia. Ale z tego co pani mówi, zmierzalibyśmy tylko do końca ślepej uliczki – Kowalski zdał sobie sprawę z metafory jakiej użył, wypiął dumnie pierś do przodu i uśmiechnął się, pokazując szereg równych, białych zębów.

Kowalski drugi dzień pod rząd minął w wejściu do firmy tego samego ochroniarza, od którego po raz kolejny zajeżdżało wódką i papierosami. Przemknął szybko obok niego i stanął przed recepcją, robiąc następną próbę wyciągnięcia jakichkolwiek informacji od atrakcyjnej recepcjonistki.
- W czym mogę pomóc? - znowu ten sam głos, od którego Kowalskiemu miękną nogi.
Tym razem postanowił być niewzruszony.
- Chciałbym się dowiedzieć czegoś więcej na temat pracownika Marchwickiego.
- Nie jestem osobą, która może zdradzać informacje o zatrudnionych w firmie przypadkowym osobom. Czy to czasem… Czy to czasem pan nie był wczoraj u niego na jakimś spotkaniu?
- Widzi pani… Jestem prywatnym detektywem, wynajętym przez jego żonę. Przed tygodniem wrócił z delegacji służbowej. Jednak małżonka podejrzewa, że on nie był wcale na delegacji. Gdyby tylko mogła pani to sprawdzić…
Recepcjonistka wpatrywała się uważnie w detektywa.
- No dobrze, ma pan jakiś dokument?
Kowalski wyjął z wewnętrznej kieszeni swojego prochowca legitymację detektywistyczną. Kobieta przyjrzała się dokładnie dokumentowi. Pod jej nosem pojawił się delikatny uśmieszek.
- Niech będzie. Co chciałby pan wiedzieć?
- Czy pan Marchwicki był w tym miesiącu na jakimś wyjeździe służbowym.
Recepcjonistka zaczęła przeszukiwać komputer, żeby po dłuższej chwili stwierdzić, że Marchwicki w dniach kiedy domniemanie był na delegacji, wziął urlop. Detektyw Kowalski uśmiechnął się szeroko.
- Ciekawe, bardzo ciekawe… Ma tam pani może jeszcze jakieś ciekawe informacje?
- Nic specjalnego, pan Marchwicki nie był szczególni barwną postacią. Chociaż… Zaraz… - chwila ciszy, która dla Kowalskiego wydała się trwać kilka godzin. - Z tego co widzę, pan Marchwicki złożył wypowiedzenie, które zacznie obowiązywać od… nowego roku. Tak, widzę wyraźnie, od dnia 1 stycznia rezygnuje ze stanowiska.
Kowalski wyciągnął z drugiej kieszeni notes z długopisem i udawał, że zapisuje to co mówi mu recepcjonistka. Przeczytał gdzieś, że ludzie widząc jak ich informacje są gdzieś zapisywane, czują się ważni i bardziej otwarci.
- Nawet nie wie pani jak bardzo zdołała mi pomóc. Proszę, oto moja wizytówka, proszę dzwonić, kiedy tylko zajdzie potrzeba.
Wymienili między sobą uśmiechy i detektyw Kowalski, zadowolony z przebiegu śledztwa, ruszył w stronę samochodu, w głowie układając sobie to, co ma do przekazania klientce.
Ostatnio zmieniony ndz 20 paź 2013, 12:32 przez Valrim, łącznie zmieniany 2 razy.

2
Powiem tak: opowiadanie ma potencjał (jeśli oczywiście coś ciekawego się w nim wydarzy) ale warsztatowo pozostawia wiele do życzenia.
Valrim pisze:Cała czwórka wpatrywała się w siedzącego za biurkiem detektywa. Ten, usadowiony wygodnie na skórzanym krześle biurowym, spoglądał na każdego z nich, uśmiechając się z zadowoleniem.
- za dużo tego siedzenia...
Valrim pisze:niewytrzymała Elżbieta,
- ORT.
Valrim pisze:Proszę być spokojna,
- proszę się uspokoić albo proszę zachować spokój
Valrim pisze:Spisałem jego dane na kartce, powęsz trochę, ja pojadę do firmy gdzie pracuje mąż, może uda mi się czegoś dowiedzieć…
- "mąż" do wyrzucenia, wiadomo, że o niego chodzi
Valrim pisze:Minął ochroniarza i stanął po środku ogromnego holu. Całą przestrzeń wypełniały odgłosy stukania w klawiaturę.
- W ogromnym holu? nie wierzę...

Valrim pisze:Minął ochroniarza i stanął po środku ogromnego holu.
- ORT.

Valrim pisze:Na pierwszy rzut oka wydała się być miła i pewnie z miłą chęcią udzieliłaby kilku informacji.
Valrim pisze:Ni
- tu chyba czegoś brakuje...
Valrim pisze:Dzień dobry, pewnie dziwi się pan z mojej wizyty
- dziwi pana moja wizyta

Resztę zostawię dla innych ;)
Zastanow się nad postacia detektywa. Sprawia on na mnie wrażenie takiej trochę "memy" i jakoś nie potrafię uwierzyć, że jest dobry w swoim zawodzie.
Nie jest naj­ważniej­sze, byś był lep­szy od in­nych. Naj­ważniej­sze jest, byś był lep­szy od sa­mego siebie z dnia wczorajszego. - Mahatma Gandhi

"tylko grafomani nie mają żadnych wątpliwości odnośnie swojej tfurczości" - Navajero

3
Cześć,

No to ja jako Twój "stały czytacz" , jak to sam nazwałeś.
Cała czwórka...
Strasznie dziwny ten początek, jeśli zdanie wcześniej wymieniłbyś te cztery osoby to w porządku. Ale tak to brzmi jakby było kontynuacją czegoś - czego nie ma. Wystarczy "cztery osoby wpatrywały się w ..."
Ten, usadowiony wygodnie na skórzanym krześle biurowym, spoglądał na każdego z nich
Jest wśród siedzących kobieta więc "na każde z nich" lub "na każdą z osób".
Proszę być spokojna
"Proszę być o to spokojną" lub w tym kontekście najlepiej "proszę się uspokoić Pani Elżbieto".
Nie wie jakie. Od pewnego czasu dziwnie się zachowuje, ma nawet drugi telefon. Kobieta jest kompletnie zdezorientowana i nie wiec co robić.
"Nie wie jakie" dotyczy Elżbiety. Dalsza część opowiada o mężu jednak brak na ten temat wzmianki przez co brzmi jakby Elżbieta miała drugi telefon i dziwnie się zachowywała.
ja pojadę do firmy gdzie pracuje mąż
Jadąc do firmy męża klientki
Z pierwszego zdania wynika że jest pracownikiem, z drugiego że właścicielem.
Chyba że ciężko pracującym w swojej firmie właścicielem.
wydała się być miła i pewnie z miłą chęcią udzieliłaby kilku informacji
Raz, że wystarczyłoby "chętnie" , dwa, że miły uśmiech nie oznacza i oznaczać nie może chętnego dzielenia się informacjami.
Profesjonalny uśmiech (np. w pracy recepcjonistki) to jedno, a przekraczanie (i to chętne!) kompetencji - to już zupełnie co innego.

Kobieta oderwała wzrok od monitora i znad okrągłych oprawek spojrzała na gościa. Kosmyk czarnych włosów opadał jej na czoło. Usta pomalowane ognistoczerwoną szminką rozwarły się lekko. Detektywowi Kowalskiemu serce zaczęło bić szybciej.
- Witam, w czym mogę pomóc? – delikatnie, niemal szeptem, zapytała recepcjonistka.
- Eee, czy jest… - przerwa na głęboki wdech. – Byłem umówiony na spotkanie z panem Marchwickim. Czy jest u siebie?
Recepcjonistka skupiła wzrok na monitorze i odpowiedziała:
- Tak, wie pan jak się tam dostać?
- Szczerze mówiąc, niespecjalnie – odpowiedział lekko speszony detektyw.
- Windą na trzecie piętro, pokój 302. Blisko wyjścia z windy, bez problemu pan znajdzie – powiedziała z lekkim, kpiącym uśmieszkiem, recepcjonistka.
Czekaj. On myślał że jest miła (tak ocenił), okazała się raczej zalotna i zmysłowa (podkreślenie koloru ust, rozwarcie ust, szept) , po czym zakończyła kpiącym uśmieszkiem.
Kobieta zmienną jest ale aż tak, zamieszane trochę.
Detektyw Kowalski szybkim ruchem wziął z lady kapelusz
Odkładał go tam?
i wzrokiem utkwionym w czubkach swoich świeżo wypastowanych butów
"I z wzrokiem..."
Wiedział, że kompletnie nie wie co ma robić, bo nie tak wyobrażał sobie spotkanie z recepcjonistką
Strasznie mi zgrzyta to zdanie - ale to moja osobista opinia.
- Dzień dobry, pewnie dziwi się pan z mojej wizyty – powiedział nieśmiało detektyw, powoli siadając na miękkim krześle.
...jest pan zaskoczony moją wizytą... - lepiej.
- Nie spodziewałem się nikogo, ale to miło, że ktoś do mnie zajrzał – odpowiedział mu mężczyzna, z tym samym, dobrotliwym uśmiechem. – W czym mogę pomóc?
Facet mający pracy po łokcie to mówi? Nie wierzę.
przy wychodzeniu z jego biura zauważyłem biuletyn informacyjny dla osób chorych na raka.
- No, to może być niezłe.
Rozumiem że pomogła powiedzieć: "O, to jest jakiś trop/punkt zaczepienia/wskazówka" ale "to może być niezłe"? Jeszcze w kontekście chorobowym? Nie. Po prostu nie.
- Widzi pani… Jestem prywatnym detektywem, wynajętym przez jego żonę. Przed tygodniem wrócił z delegacji służbowej. Jednak małżonka podejrzewa, że on nie był wcale na delegacji. Gdyby tylko mogła pani to sprawdzić…
Recepcjonistka może to sprawdzić? W takim razie księgowość (za której pracownika podał się podejrzanemu nasz detektyw) tym bardziej. Potem dowiadujemy się że Marchwicki wziął urlop o czym detektyw - będąc faktycznie z księgowości - musiałby wiedzieć, a nie wiedział, więc jego przykrywka straciła sens już w trakcie spotkania gdyż Marchwicki musiał wiedzieć, że księgowość musi wiedzieć :)
- Nic specjalnego, pan Marchwicki nie był szczególni barwną postacią.
Jest a nie był, plus zaginione e.

Tyle ode mnie bo nie powtarzałem tego co wyłapała Magic.
Jest coraz lepiej moim zdaniem, zresztą sam przeczytaj pierwsze wstawione przez siebie na Wery opowiadanie. Poprawiaj, czytaj i tak w kółko.
To może być niezły tekst (po grubym szlifowaniu oczywiście).

Pozdrawiam,

Godhand
"Każdy jest sumą swoich blizn" Matthew Woodring Stover

Always cheat; always win. If you walk away, it was a fair fight. The only unfair fight is the one you lose.

4
Umów się na randkę z Panną Interpunkcją. Co prawda, ma Ona wiele sztywnych zasad, bywa upierdliwa, ale nie widziałam jeszcze takiego, który by narzekał, poznawszy Ja bliżej. :D
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

5
Kilka rzeczy:
Powtórzenia, które z pewnością bez problemu zlikwidujesz.
Valrim pisze:Za chwilę wszystko wyjaśnię i zapewniam, że wszyscy będziecie państwo ogromnie zaskoczeni moimi rewelacjami
Valrim pisze:Na pierwszy rzut oka wydała się być miła i pewnie z miłą chęcią udzieliłaby kilku informacji.
Valrim pisze:Będąc już w holu, uśmiechnął się zalotnie do recepcjonistki, przy okazji potykając się własne nogi, mało co nie upadając. Ta uśmiechnęła się tylko ironicznie i wróciła do pracy.
Pewne niedoskonałości językowe:
Valrim pisze:Na przerzedzonym parkingu przed budynkiem firmy
Co to jest "przerzedzony parking"?
Valrim pisze:Detektyw Kowalski szybkim ruchem wziął z lady kapelusz i ZE wzrokiem utkwionym w czubkach swoich świeżo wypastowanych butów PRZECINEK ruszył w stronę windy.
Valrim pisze:- Dzień dobry, pewnie dziwi się pan z mojej wizyty
dziwi pana moja wizyta
jest pan zdziwiony z powodu mojej wizyty
moja wizyta pana dziwi

Rzeczy fabularne i logiczne:
Valrim pisze:- Pani Elżbieto, zapytam panią wprost – czy pani mąż ma raka? – zapytał najpoważniej jak umiał detektyw Kowalski.
Chwila ciszy, po której odezwała się kobieta.
- Czyli już pan wie… Mogę wiedzieć jak pan do tego doszedł?
Wynajęła detektywa i trzymała przed nim w tajemnicy, że mąż ma raka? A może to miał być sprawdzian jego skuteczności?

Recepcjonistka bez oporu zdradza detektywowi tajemnice służbowe: Marchwicki nie był na wyjeździe służbowym, wziął urlop, mało tego złożył wypowiedzenie. Papla z tej zalotnicy. W porządnej firmie wyleciałaby na zbyty pysk z pracy za taką skłonność do informowania detektywów.

Detektyw Kowalski wchodzi do holu w prochowcu, z kapeluszem w ręce (sądzę, że go zdjął), jak człowiek z ulicy. Recepcjonistka od razu kieruje go na trzecie piętro. Wjeżdża windą, puka do 302. Wchodzi, ciągle z płaszczem i kapeluszem w ręku. I mówi, że jest z księgowości? Księgowość jest w innym budynku? Może to szczegół nie wart uwagi, ale pomyślałam, że w dużych firmach jest dział księgowości i prędzej by do niego zadzwonili, niż wysyłali pracownika. Ta scena nasunęła mi pewne spostrzeżenie. Otóż: detektyw to niezła ciapa. Ma prochowiec i kapelusz - czyli sztafaż zachowany. A jednak niemal rumieni się na widok seksownej recepcjonistki, która zresztą nieźle się bawi jego zawstydzeniem. Do tego idzie jak baran do klienta i nieudolnie prowadząc rozmowę, informuje go, że ktoś interesuje się jego wyjazdem. Przecież Marchwicki wie, że nie był w delegacji, więc rzekomy księgowy też o tym wie, oczywiście o ile jest tym, za kogo się podaje. Bo jakie faktury za paliwo, skoro nie było służbowego wyjazdu. Kto to widział, żeby w taki sposób się ujawniać! Ze wstępu należy wywnioskować, ze sprawę rozwiązał, znalazł winnych, więc może w tym jest jakaś metoda. :D

Powodzenia na polu kryminalistyki.
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

6
Nikt nie zauważył dużego byka, więc śpieszę wytknąć:
Na pierwszy rzut oka wydała się być miła i pewnie z miłą chęcią udzieliłaby kilku informacji.
Konstrukcja jest niepoprawna, to pleonazm, bo owo "bycie" zawiera się już w "wydała się" (tak samo jak w "okazał się", "zdaje się"), co fachowo można nazwać naddatkiem semantycznym. Poza tym jest to kalka językowa z niemieckiego. To częsty błąd, warto obejrzeć sobie jak mówi o nim profesor Miodek (o TU) i wystrzegać się na przyszłość :)

Młody autorze, życie przed Tobą, poświęć choć trochę tego czasu na kilkukrotne przeczytanie swojego tekstu, zanim prześlesz go dalej. Literówki nie wynikają z niewiedzy, ale zawsze z niedbalstwa i pośpiechu. Powodzenia!
http://lubimyczytac.pl/autor/141613/nat ... czepkowska

7
Sz. P. pięknie dziękujemy za miodzio od Miodka. :D

A żeby modzio się nie denerwował, to wyciągnę jeszcze poniższe zdanie:
Valrim pisze:Przemknął szybko obok niego i stanął przed recepcją, robiąc następną próbę wyciągnięcia jakichkolwiek informacji od atrakcyjnej recepcjonistki.
podejmując próbę

:D
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron