Onaija

1
WULGARYZMY


Poniżej fragment opka, nad którym pracuję od dłuższego czasu. Jest jeszcze nieskończone (na papierze mam 70%), dlatego wrzucam początek. Prośba o opinię i weryfikację.


Onaija

WWWWyjmuję z apteczki ostatnią tabletkę aspiryny, kładę ją na brzegu umywalki i starannie rozgniatam szklanką. Nie mogę już dłużej czekać, ból głowy promieniuje od potylicy w kierunku oczu i karku, sprawiając, że z trudem dostrzegam własne odbicie w lustrze. Ostrożnie zmiatam drobinki aspiryny do szklanki, dolewam zimnej wody i wypijam.
WWWMrużę oczy i przez chwilę uważnie patrzę w lustro nad zlewem. Potem pochylam głowę i dotykam czołem zimnego szkła. Zamykam oczy, czuję, że ból powoli ustępuje. Na powierzchni lustra dostrzegam maleńkie kropeczki pasty, odruchowo sięgam dłonią w to miejsce i próbuję zdrapać je paznokciami. Potem otwieram usta i dotykam ich językiem. Czując słodko-miętowy smak odsuwam do tyłu głowę i uśmiecham się do odbicia w lustrze. Z przerażeniem dostrzegam, że moje usta wykrzywiają się w dziwnym grymasie. Ból powraca, a wraz z nim jego brat, lęk. Czuję jego zimną dłoń, przesuwa się po karku i między łopatkami, potem wzdłuż kręgosłupa i na brzuch. Drżę.
– Utyje – szepczę i lekko uderzam głową w lustro. – Utyje szarańcza.
WWWObejmuję palcami ramę lustra i ponownie uderzam głową w szkło. I jeszcze raz, tylko mocniej. Wysuwam język i tworzę na lustrze wilgotny znak krzyża. Cofam się do tyłu i ustawiam tak, by ma twarz znajdowała się na środku przecięcia jego ramion. Teraz odbicie jest zniekształcone, wykrzywione niczym odrażająca maska.
WWWPodnoszę otwarte dłonie, szeroko rozsuwam palce i oglądam je uważnie. Zaciskam pięści i przyjmuję postawę bokserską, z uniesionymi ramionami i głową wciśniętą między barki. Znów czuję ból, i lęk, który zimnymi palcami kreśli kółka na mym brzuchu. Napinam mięśnie i z całej siły zaciskam pięści, czuję jak drętwieją mi palce dłoni. Patrzę w lustro, nie odwracam wzroku.
WWWTracę równowagę i by nie upaść, opieram dłonie o umywalkę. Ból jest potworny, niczym dzikie zwierze drze pazurami wnętrze mej czaszki. Dygoczę, znów czuję zimne dłonie lęku, przesuwają się po mym brzuchu w górę, ku sercu.
WWWGwałtownie otwieram oczy i widzę wybuch tysiąca słońc. Wraz z nim przychodzi wybawienie, ból ustępuje, widzę, jak znika w głębi lustra. Przekrzywiam głowę i wyciągam ku niemu rękę, opuszkami palców dotykam zimnego szkła. Opuszczam głowę i widzę kropelki krwi spadające do umywalki, potem czuję łzy płynące po policzkach i słony smak w ustach. Gdzieś zza drzwi słyszę głos pana Smutniutkiego:
Wszystko w porządku?
– Tak... – odpowiadam niewyraźnie i próbuję zatamować krwawienie z nosa. – Zaraz...przyjdę...
– Pośpiesz się.
WWWPan Smutniutki jest dużym, postawnym mężczyzną i teraz, gdy odchodzi od drzwi, przy każdym jego kroku skrzypią deski w podłodze na korytarzu. Po chwili, gdy wchodzi na dywan w pokoju, jego kroki cichną. Odchylam do tyłu głowę i ciągle nasłuchując, przyciskam palcami miejsce pomiędzy nosem i górną wargą, to sprawdzony sposób na zatamowanie krwotoku. Jednocześnie wyjmuję z kieszeni chusteczkę higieniczną i ścieram krew spływająca mi po policzkach.
WWWZ pokoju dobiega do mnie zgrzyt otwieranego okna i charakterystyczny szczęk mosiężnej zapalniczki –pamiątki, którą pan Smutniutki przywiózł kiedyś z zagranicznej wycieczki. Po chwili czuję również chłód mroźnego, zimowego powietrza, zmieszany z dymem papierosowym i wdzierający się do małej łazienki przez szparę w uchylonych drzwiach.
WWWKrew przestaje lecieć, więc obmywam twarz zimną wodą i dokładnie wycieram ręcznikiem. Odwijam z rolki długi kawałek papieru i starannie wycieram lustro i umywalkę. Ponownie obmywam twarz wodą, zakładam okulary i odwracam się ku drzwiom. Idąc błądzę palcami po szarych płytkach łazienkowych, dotykam kosza na brudne rzeczy i szorstkiego ręcznika, by w końcu bez patrzenia chwycić klamkę. Oglądam się jeszcze, sprawdzam, czy wszystko jest na swoim miejscu, i wychodzę starannie zamykając za sobą drzwi.
WWWGaszę światło w łazience i idę powoli, opierając się o ścianę korytarza. Po podłodze przebiega duży, tłusty szczur i znika w pokoju. Ma mokre łapki i teraz idę za ich błyszczącym śladem. Zatrzymuję się przy otwartych drzwiach do pokoju i obserwuję pana Smutniutkiego. Stoi przy otwartym oknie i pali papierosa.
– Długo cię nie było. – Odwraca głowę w moją stronę. – Wszystko w porządku?
– Tak, proszę pana.
– Nie wyglądasz dobrze. Chcesz papierosa?
WWWKręcę przecząco głową i podchodzę do stołu. Ostrożnie odsuwam krzesło i siadam. Spod szafy z książkami wybiega kolejny szczur. Biegnie w moją stronę i znika pod stołem. Napinam mięśnie w oczekiwaniu i po chwili czuję jego ciepłe futerko, gdy ociera się o mą stopę.
– Ładny masz stąd widok – mówi pan Smutniutki zaciągając się papierosem. – Które to piętro?
– Trzecie.
– Trzecie? – Wychyla się przez okno i wyrzuca niedopałek. – Faktycznie. Jakoś nigdy nie zwróciłem na to uwagi – opiera dłonie o framugę. – Zamknąć?
– Nie, może zostać otwarte.
– Jak wolisz –mówi rozglądając się uważnie po pokoju. –To ta sama walizka?
– Proszę?
– Walizka! –Pan Smutniutki podchodzi do czarnej bagażówki, stojącej przy regale z książkami. – To ta sama?
WWWZastanawiam się chwilę. Ból głowy powoli ustępuje i mogę skupić się na rozmowie.
– Tak. Dostałem ją od pana wraz z kluczami do mieszkania.
– Kupiłem ją w Białymstoku... – Pan Smutniutki próbuje podnieść walizkę. Patrzy na mnie ze zdziwieniem. – Co to? – pyta. – Myślałem, że jest pusta.
– Trzymam w niej ubrania.
– Chcesz powiedzieć, że od trzech lat wszystkie rzeczy trzymasz w walizce?
– Od zawsze – mówię. – Tylko kiedyś miałem mniejszą walizkę.
– Dobre! – Pan Smutniutki kiwa głową i podchodzi do regału z książkami. – Z taką walizką można ulotnić się z mieszkania w pięć minut. – Mruży oczy, próbując odczytać tytuły. – A książki?
– Nie rozumiem.
– Książki. Gdybyś musiał stąd pryskać, nie mógłbyś zabrać wszystkich.
– Może jedną, lub dwie...
– A którą?
– Nie wiem. Nigdy się nad tym nie zastanawiałem.
– Pomyśl – mówi pan Smutniutki wodząc palcami po grzbietach książek. – O, ta wygląda ciekawie. Józef i jego bracia. O czym to?
– Nie wiem. Nie pamiętam.
– Zobaczmy. – Pan Smutniutki zdejmuje książkę z półki i otwiera na jednej z pierwszych stron. – Prolog. Zstąpienie do piekieł. Brzmi nieźle... – Przewraca kilka kartek i spogląda na mnie. – I co? Zastanowiłeś się?
– Nie lubię Manna...
– Nie o tym mówię.
WWWPan Smutniutki kładzie książkę na stole i siada na krześle obok mnie.
– Prosiłem cię wcześniej o przysługę – mówi patrząc mi w oczy. – Miałeś się zastanowić, więc pytam.
WWWOdwracam wzrok i zaczynam niepewnie:
– Proszę pana...
– Łukasz! – Pan Smutniutki przerywa mi zdecydowanie. – O co chodzi? Boisz się?
– Nie.
– Bo nie ma czego. To zwykła dziewczyna, pełno takich na ulicach.
– Wiem.
– Więc o co chodzi? –Pan Smutniutki jest wyraźnie wzburzony. – Kurwa, Łukasz – Ociera pot z czoła i dodaje: – Ja już naprawdę nie wiem, jak mam z tobą rozmawiać.
WWWOpuszczam głowę i patrzę w oczy szczura u mych stóp. Kropelki potu z mych dłoni spadają na jego ciemne futerko. Po chwili słyszę chrapliwy szept pana Smutniutkiego:
– Wiesz, że kolejny raz już nie poproszę.
WWWPodnoszę głowę, lecz nie patrzę mu w oczy. Pan Smutniutki wzdycha przeciągle i mówi.
– Ok. Zapomnij o tym –Wstaje od stołu i wychodzi na korytarz –Nie było rozmowy.
WWWOdchylam się do tyłu i widzę jak zakłada płaszcz, nerwowo zapinając guziki. Nie muszę nic mówić. Mogę pozwolić mu wyjść, zadzwonię do niego jutro i przeproszę. A jednak biorę głęboki wdech i mówię:
– Proszę pana...
WWWZnieruchomiał z szalikiem w dłoni.
– ...zrobię to.
WWWPan Smutniutki powoli wraca do pokoju i podnosi ze stołu książkę. Wystraszony szczur ucieka spod stołu i wskakuje na parapet.
– Pożyczę – Pan Smutniutki potrząsa książką przed mymi oczyma, po czym wyciąga z kieszeni płaszcza małą karteczkę i kładzie ją na stole. – To numer telefonu do tej dziewczyny. Odbierzesz ją jutro z dworca i przenocujesz. –Pan Smutniutki ociera palcami usta i dodaje: – Jej pociąg ma przyjechać o dziewiątej, zadzwoń do niej wcześniej.
WWWPan Smutniutki wyciąga z portfela kilka banknotów i kładzie je stole.
– Tu masz kasę. Powinno wystarczyć na jedzenie i coś ekstra. – Opiera dłonie na poręczy krzesła i przysuwa usta do mego ucha. – Nie martw się, to tylko jedna noc. Następnego ranka przyjadę tu z panem Orzycem i zabieramy ją busem do Niemiec. Nie wystrasz jej, ona nic nie wie. Myśli, że będzie tam pracować uczciwie... – Słyszę wyraźnie obrzydliwe mlaskanie jego ust. – I będzie!
WWWPan Smutniutki odsuwa się do tyłu i staje za moimi plecami. Kładzie dłonie na moich ramionach, czuje jego ciepły oddech na szyi.
– Łukasz, nie zepsuj tego. Panu Orzycowi bardzo zależy na tej dziewczynie. Ma plany względem niej.
WWWPan Orzyc to najstraszniejszy i najokrutniejszy człowiek, jakiego spotkałem w życiu. Jest ochroniarzem pana Smutniutkiego i jednocześnie wspólnikiem w jego interesach. Były zapaśnik wagi ciężkiej, odrażający sadysta, który swoim widokiem odstrasza wszystkich. Najgorsza jest jego twarz, która wygląda, jakby jej środek, wraz z ustami i nosem, został potwornym ciosem pięści wtłoczony do wnętrza czaszki. I dłonie, szerokie i mocne, o rozbitych kłykciach, które bieleją, gdy zaciska pięści. Czuję, że powraca ból. I jego brat, lęk.
WWWPan Smutniutki staje obok mnie i wyciąga rękę na pożegnanie. Powoli wstaję od stołu, ustawiam krzesło tak jak stało wcześniej i ściskam jego dłoń.
– Do jutra.


WWWStarannie zamykam drzwi mieszkania i zerkam przez szkiełko judasza, czy pan Smutniutki faktycznie już sobie poszedł. Uspokajam się, widząc jego plecy, gdy schodzi na klatkę schodową poniżej. Wracam do pokoju i staję przy oknie. Zaczynam odliczać liczby kolejno od zera, przy trzydziestu pięciu dostrzegłem pana Fermię wychodzącego z naszej kamienicy.
WWWPonownie siadam przy stole i patrzę w okno. Szczurołap, siedzący dotąd nieruchomo na parapecie, zdejmuje z głowy ten śmieszny, zielony kapelusz, którego tak bardzo nie lubię, i wsuwa go za pasek spodni. Potem dotyka palcami swych jasnopopielatych włosów i odrzuca na bok kilka niesfornych kosmyków, które po chwili znów wpadają mu w oczy. Szczurołap patrzy na mnie uważnie i dostrzegam, że ma twarz Włóczykija z Doliny, jasną i czystą, pełną dziecięcej naiwności, niezabrudzoną troskami dorosłych.
– Nieźle to rozegrałeś. – Szczurołap z westchnieniem wyjmuje spod płaszcza małą, wrzościową fajkę i zaczyna czyścić ją żelaznym gwoździem. Zupełnie nie zwraca uwagi na grudki popiołu spadające na podłogę. – To było piękne.
– Szczurołap chyba nie palił fajki.
– Wiem. – Nie patrzy na mnie, skupiony na nabijaniu cybucha tytoniem. – Ale przyznasz też, że nie miał twarzy Włóczykija.
– A to już mój wymysł. Zdajesz się dzięki temu bardziej sympatyczny.
– Niech i tak będzie. – Szczurołap pociera zapałką o parapet i przypala fajkę. Przymyka oczy i wypuszcza ustami kłąb aromatycznego dymu. – Ty to potrafisz!
– No pewnie!
– Widziałeś jego minę? – Szczurołap począł przechadzać się po pokoju. Musiał przy tym zdeptać popiół leżący na podłodze, gdyż po chwili dostrzegłem ciemne ślady jego butów na jasnych deskach parkietu. – Był zupełnie zaskoczony. Widziałeś jak prosił? Miał oczy, jak kot w butach.
– A słyszałeś, jak pytał o Manna? – Spojrzałem na niego triumfalnie. –Aż mi przykro było, normalnie czułem zażenowanie. Jak można tego nie znać?
– Ale ty pokazałeś mu, kto tu rządzi!
– No pewnie. – Strząsnąłem popiół z niewidzialnego papierosa. – Pan Smutasek robi, co zechcę. Widziałeś jego minę?
– Ładnie to rozegrałeś. A co z dziewczyną?
– Nic. Zagadam z nią i będzie mi jadła z dłoni.
– Ja nie jestem taki odważny jak ty. Tak bardzo boję się jutrzejszego dnia. – Szczurołap zatrzymuje się na chwilę i wskazuje cybuchem na papieros w moich dłoniach. – Nie otwierasz okna?
WWWZaciągam się mocno papierosem, który nie istnieje, potem robię małe kółeczko z dymu, który nie dławi płuc, i mówię:
– Pieprzę to.
Ostatnio zmieniony ndz 30 gru 2012, 12:57 przez Filip, łącznie zmieniany 3 razy.

2
Pilif pisze:Cofam się do tyłu
Pleonazm. Strzeż się, bo masz do nich skłonności. ;)
http://obcyjezykpolski.strefa.pl/?md=archive&id=31
Pilif pisze:by ma twarz znajdowała się na środku przecięcia jego ramion.
Dlaczego ma, a nie moja? Dlaczego znajdowała się, a nie znalazła się? Dlaczego na środku przecięcia, a nie w punkcie przecięcia?
Pilif pisze:Podnoszę otwarte dłonie, szeroko rozsuwam palce i oglądam je uważnie.
Po co otwarte? Ogląda dłonie czy palce?
Pilif pisze:Ból jest potworny, niczym dzikie zwierze drze pazurami wnętrze mej czaszki. Dygoczę, znów czuję zimne dłonie lęku, przesuwają się po mym brzuchu w górę, ku sercu.
Zwierzę. Literówka. Zaimek do usunięcia. Już wiemy, że to jego brzuch.
Pilif pisze:Przekrzywiam głowę i wyciągam ku niemu rękę, opuszkami palców dotykam zimnego szkła. Opuszczam głowę i widzę kropelki krwi
Zastosowanie identycznej konstrukcji następujących po sobie zdań nie ma tu uzasadnienia.
Pilif pisze:Gdzieś zza drzwi słyszę głos pana Smutniutkiego:
Byłoby lepiej: Zza drzwi dochodzi głos...
Pilif pisze:ścieram krew spływająca mi po policzkach.
Policzki są obok nosa, a krew płynie w dół, raczej będzie ją miał na ustach i na brodzie, nie na policzkach.
Pilif pisze:Z pokoju dobiega do mnie zgrzyt otwieranego okna
Zaznaczone do wyrzucenia.
Pilif pisze: Po chwili czuję również chłód mroźnego, zimowego powietrza, zmieszany z dymem papierosowym i wdzierający się do małej łazienki przez szparę w uchylonych drzwiach.
Uch! To nie chłód był zmieszany z dymem, tylko powietrze. Imiesłowu można spokojnie uniknąć. Czy fakt, że łazienka jest mała, ma tutaj jakiekolwiek znaczenie?
Propozycja (nieidealna, ale do przemyślenia jako punkt wyjścia):
Po chwili czuję, jak przez szparę w uchylonych drzwiach wdziera się do łazienki powiew mroźnego, zimowego powietrza zmieszanego z dymem papierosowym.
Pilif pisze:Krew przestaje lecieć
Płynąć. W końcu przestaje? Wreszcie? Czegoś tu brak.
Pilif pisze:obmywam twarz zimną wodą i dokładnie wycieram ręcznikiem. Odwijam z rolki długi kawałek papieru i starannie wycieram lustro i umywalkę. Ponownie obmywam twarz wodą, zakładam okulary i odwracam się ku drzwiom. Idąc błądzę palcami po szarych płytkach łazienkowych, dotykam kosza na brudne rzeczy i szorstkiego ręcznika, by w końcu bez patrzenia chwycić klamkę. Oglądam się jeszcze, sprawdzam, czy wszystko jest na swoim miejscu, i wychodzę starannie zamykając za sobą drzwi.
Przez tę szczegółowość w opisie czynności popadasz w pułapkę powtórzeń, których trudno uniknąć. Chodzi o to, że on próbuje w ten sposób opanować lęk, tak? Ta drobiazgowość przywraca mu poczucie bezpieczeństwa? Może powinien przy tym opisie czynności "odhaczyć" w myśli poszczególne punkty, porównać ze stanem idealnym i uznać wynik kontroli za dostateczny? Będzie wtedy trochę przestrzeni pomiędzy kolejnymi czynnościami i może powtórzenia nie będą tak razić.
Pilif pisze: idę za ich błyszczącym śladem.
Do wyrzucenia. Ślad się nie porusza, więc nie można iść za nim. Można iść śladem.
Pilif pisze:obserwuję pana Smutniutkiego. Stoi przy otwartym oknie i pali papierosa.
– Długo cię nie było. – Odwraca głowę w moją stronę. – Wszystko w porządku?
– Tak, proszę pana.
Już wcześniej dostaliśmy informację, że on otworzył okno i zapalił. Teraz się to jedynie potwierdza, a jest opisane tak, jakby to była informacja podana po raz pierwszy. Poza tym, Smutniutki już wcześniej pytał, czy wszystko w porządku i dostał odpowiedź, że tak. Dlaczego pyta jeszcze raz o to samo w identyczny sposób?
Pilif pisze:Spod szafy z książkami
Na pewno szafy? Nie regału?
Pilif pisze:gdy ociera się o stopę.
Moją.
Pilif pisze: podchodzi do czarnej bagażówki, stojącej przy regale z książkami.
http://sjp.pwn.pl/slownik/2442429/baga%C5%BC%C3%B3wka
A jednak regał! ;)
Pilif pisze:– Może jedną, lub dwie...
Bez przecinka.
Pilif pisze:Józef i jego bracia.
Cudzysłów.
Pilif pisze:i siada na krześle obok mnie.
Istotne jest, że siada obok niego, prawda? Na krześle czy na dmuchanym materacu - to nie ma w tym momencie znaczenia. Po co więc to krzesło?
Pilif pisze: Kropelki potu z mych dłoni spadają na jego ciemne futerko.
Niewiarygodne to. Dłonie spocone aż tak, żeby z nich kapało? I w dodatku kapie tak precyzyjnie, że trafia akurat w szczura? A gdyby nawet... Szczur to wyjątkowo płochliwe zwierzę - gdyby poczuł choć jedną kroplę spadającą na niego, natychmiast by zwiał.
Pilif pisze:Pan Smutniutki odsuwa się do tyłu i staje za moimi plecami.
A gdyby tak po prostu stanął za plecami? Bez odsuwania się do tyłu?
Pilif pisze:Zagadam z nią i będzie mi jadła z dłoni.
Frazeologia. Z ręki. Jeść komuś z ręki, nie z dłoni.

Jaki jest stosunek bohatera do szczurów? Najpierw wydaje się, że je lubi. Patrzenie w oczy. Podążanie śladem. Ciepłe futerko. A potem okazuje się, że jest w dobrej komitywie ze Szczurołapem... Nieważne czy są to postacie prawdziwe, czy wyobrażone, chodzi o określenie bohatera względem nich - jak to jest?
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

3
thana zrobiła łapanke, więc odpuszczę - chociaż irytujący jest zwyczaj archaizowania zaimków, te wszystkie "mą", "mym", "swą", etc. kłócą się z warstwą fabularną.

uwazam, ze kawałek jest przegadany - choćby fragment, gdy łukasz stoi przed lustrem - to wszystko mozna ściąć, bo nic nie wnosi w fabułę - facet tkwi w łazience, bierze aspirynę i wychodzi. pozmiatane.
a ten lize lustro, wali w nie głową, palce ogląda.

zdarzył ci sie kiedyś ból głowy tak silny, ze jęczałes? na cos takiego jedna aspiryna nie wystarczy, to raz, dwa, że nikt, komu tak głowe rozsadza nie bedzie tkwił w lazience, a już z pewnoscią nie bedzie tłukł łbem o lustro, bo każdy ruch jest problemem - jedyne, na co człowiek ma wtedy ochote, to połknać leki, zasonić okna i walnąć się do łózka, nakrywając głowe kocem, mając nadzieję, ze pigułki zaczną działać, zanim je wyrzygasz.
Krew przestaje lecieć, więc obmywam twarz zimną wodą i dokładnie wycieram ręcznikiem. Odwijam z rolki długi kawałek papieru i starannie wycieram lustro i umywalkę. Ponownie obmywam twarz wodą, zakładam okulary i odwracam się ku drzwiom. Idąc błądzę palcami po szarych płytkach łazienkowych, dotykam kosza na brudne rzeczy i szorstkiego ręcznika, by w końcu bez patrzenia chwycić klamkę. Oglądam się jeszcze, sprawdzam, czy wszystko jest na swoim miejscu, i wychodzę starannie zamykając za sobą drzwi.
to przypomina "dzień świra" - na dokładkę ma mase zbednych informacji, tak na dobra sprawę czytelnikowi zbędnych. facet wychodzi z łazienki - zobacz, że machnąłęś tonę tekstu, którego braku nikt nie zauwazy - "odwracam się ku drzwiom", "odwijam z rolki długi kawałek papieru", etc.

tak na marginesie - kto trzyma kuchenne ręczniki w łazience?
(1) idę powoli, opierając się o ścianę korytarza. (2)Po podłodze przebiega duży, tłusty szczur
1 tak z głupia frant spytam - facetowi przeszedł ból głowy w łazience, si?, po jednej (!) aspirynie, si?, więc czemu idzie opierając się o ścianę? no i jak technicznie to sobie wyobrażasz, bo jak sie to pisze, brzmi cool, ale na dłuższą metę tak się nie da - nawet bohaterowie kina akcji traktują scianę jako chwilową podpórkę, a nie tor, po którym się poruszaja.
2 tak podłoga to chyba oczywista oczywistość, nie? chyba, ze w korytarzu pojawiają się regały, szafki, ale wtedy warto to zaznaczyć w tekscie.
Kręcę przecząco głową i podchodzę do stołu. Ostrożnie odsuwam krzesło i siadam.
można pokrecic głową twierdzaco?
no i znów za dużo opisów co i jak po kolei bohater robi - to jest zbędne, napisz, ze wszedł i siadł, a nie, ze podszedł, odsunął krzesło (dlaczego "ostrożnie", tak btw, ze szkła było? drogocenne jakies? nie chcial podłogi porysować? krzeslo się odsuwa i już, chyba, ze występują okolicznosci determinujące specjalny sposób wykonania czynności.) i siadł.

masz takich wypełniaczy tonę - czytanie ich, to jak przedzieranie sie przez kisiel: na krótka metę nowe i ciekawe, bo w sumie za często sie nie zdarza, na dłuższą to problem, bo czynności, które zwykle robisz mimochodem, zajmują znacznie więcej czasu i energii.
tu jest tak samo - człowiek brnie przez tekst, mając wrażenie, ze znajduje się w tym samym miejscu.
– Prosiłem cię wcześniej o przysługę – mówi patrząc mi w oczy. – Miałeś się zastanowić, więc pytam.
Odwracam wzrok i zaczynam niepewnie:
– Proszę pana...
– Łukasz! – Pan Smutniutki przerywa mi zdecydowanie. – O co chodzi? Boisz się?

– Proszę pana... - Zaczynam niepewnie, odwracajac wzrok. <- twoja konstrukcja sprawia, ze oczekujemy, że bohater COŚ zacznie. nie mówic, robić. no, ale tego się nie dowiadujemy, bo - ku mojemu zdumieniu - facet próbuje mówic.
"– Łukasz! – Pan Smutniutki przerywa mi zdecydowanie. – O co chodzi? Boisz się?" - owo poczatkowe "Łukasz!" sugeruje podniesiony ton, irytację. tylko dlaczego, skoro Lukasz nie zdązyl przedstawic argumentów, na dobrą sprawę nie powiedział nic konkretnego, wiec skąd wykrzyknik?
lepiej by zabrzmiało, gdyby pan S. spokojnie spytał "– O co chodzi? Boisz się?".
– Więc o co chodzi? –Pan Smutniutki jest wyraźnie wzburzony. – Kurwa, Łukasz – Ociera pot z czoła i dodaje: – Ja już naprawdę nie wiem, jak mam z tobą rozmawiać.
nic z tym kawałku nie sugeruje powodu irytacji pana S. - imo - reaguje on na wyobrażenie autora o tym, co mógł (ewentualnie, ale tego nie zrobił, bo nie ma inf w tekście) łukasz pomyślec, bo nie powiedział nic uzasadniającego taki wybuch.
– Jej pociąg ma przyjechać o dziewiątej,
przyjedzie pociagiem o 9?
Jest ochroniarzem pana Smutniutkiego i jednocześnie wspólnikiem w jego interesach.
zaimek zbędny. tu też:
– Ale ty pokazałeś mu, kto tu rządzi!
no nie wiem, tekst jest zatłoczony, mam wrazenie, ze pisany tak, jakby autor bał się, że wyjdzie mu "idąc do szkoły świeciło słońce" - kazdy ruch, nawet najdrobniejszy, gest, mrugniecie, kropla krwi czy potu posiada cieżar gatunkowy znacznie przeważajacy realne miejsce w opowiadaniu, co owocuje znużeniem odbiorcy i chęcią przeskoczenia kolejnych akapitów.
dialogi sa sztywne, wypełnione zaimkami, okragłymi zdaniami, których nikt w takim kontekscie nie używa, np. "normalnie czułem zażenowanie." - mówisz tak? nie, powiesz: byłem zażenowany.

jak dla mnie to jest do zaorania - opowieść ma czytelnika wciągnąc, to mnie znużyło.
Serwus, siostrzyczko moja najmilsza, no jak tam wam?
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.

4
ravva pisze:no nie wiem, tekst jest zatłoczony, mam wrazenie, ze pisany tak, jakby autor bał się, że wyjdzie mu "idąc do szkoły świeciło słońce" - kazdy ruch, nawet najdrobniejszy, gest, mrugniecie, kropla krwi czy potu posiada cieżar gatunkowy znacznie przeważajacy realne miejsce w opowiadaniu, co owocuje znużeniem odbiorcy i chęcią przeskoczenia kolejnych akapitów.
dialogi sa sztywne, wypełnione zaimkami, okragłymi zdaniami, których nikt w takim kontekscie nie używa, np. "normalnie czułem zażenowanie." - mówisz tak? nie, powiesz: byłem zażenowany.

jak dla mnie to jest do zaorania - opowieść ma czytelnika wciągnąc, to mnie znużyło.
Miałam podobne odczucia, ale zawsze w takich przypadkach zanim skrytykuję, to zastanawiam się, czy przypadkiem tak nie miało być. W dobrze zrobionym tekście od razu wiadomo, że "w tym szaleństwie jest metoda" (jeżeli rzeczywiście jest). W tekstach niewyszlifowanych, niewykończonych często takich rzeczy nie widać albo nie brzmią tak jak powinny. Tutaj może być tak, że ta drobiazgowość ma za zadanie pokazać rys psychiki bohatera - jego sposób radzenia sobie z lękiem, coś podobnego do nerwicy natręctw. Być może nie należy tego wykreślać, ale przeciwnie - podkreślić?
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

5
Thana pisze: zastanawiam się, czy przypadkiem tak nie miało być. W dobrze zrobionym tekście od razu wiadomo, że "w tym szaleństwie jest metoda" (jeżeli rzeczywiście jest). W tekstach niewyszlifowanych, niewykończonych często takich rzeczy nie widać albo nie brzmią tak jak powinny.
tez mi to po głowie chodziło. mozna opisac drobiazgowo, co robi bohater - stad nawiązanie w komentarzu do "dnia swira" - ale nie w ten sposób - kawałek napisany jest tak, jakby zrobił to dzieciak, starający się dokładnie napisać, nie opisać, wszystko w sposób zapewniający brak ewentualnych pomyłek, vide:
Wysuwam język i tworzę na lustrze wilgotny znak krzyża. Cofam się do tyłu i ustawiam tak, by ma twarz znajdowała się na środku przecięcia jego ramion. Teraz odbicie jest zniekształcone, wykrzywione niczym odrażająca maska.
a przecież to samo mozna osiagnać np. tak:

jezykiem narysowałem wilgotny krzyż, przesunąłem się, patrząc na zdeformowane mokrą powierzchnią odbicie.



edit. lit.
Serwus, siostrzyczko moja najmilsza, no jak tam wam?
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.

6
ravva i Thana dość szczegółowo rozwałkowały tekst, mam nadzieję, że się nie powtórzę, jednak mimo podobieństwa pewnych spostrzeżeń, dodam je, ponieważ mam wrażenie, że jest to istotna informacja, jeśli kilka osób podobnie coś odbiera. Namotałam, nie?
Dobra:
Pilif pisze:Wyjmuję z apteczki ostatnią tabletkę aspiryny, kładę ją na brzegu umywalki i starannie rozgniatam szklanką.1 Nie mogę już dłużej czekać, ból głowy promieniuje od potylicy w kierunku oczu i karku, sprawiając, że z trudem dostrzegam własne odbicie w lustrze. Ostrożnie zmiatam drobinki aspiryny do szklanki, dolewam zimnej wody i wypijam.
2 Mrużę oczy i przez chwilę uważnie patrzę w lustro nad zlewem. Potem pochylam głowę i dotykam czołem zimnego szkła. Zamykam oczy, czuję, że ból powoli ustępuje.
Już ravva zauważyła nieadekwatność nasilenia bólu głowy i aspiryny. Ponadto cała ta scena się ze sobą gryzie, zobacz:
1 - sugerujesz bardzo silny ból, zaburzający widzenie...
2 - ...ale nie uważne spoglądanie w lustro?
Drobiazgowość dopowiadania: mrużę oczy i spoglądam... pochylam głowę i dotykam... jakby każda czynność wymagała dodatkowej czynności ją poprzedzającej. Za dużo.
Pilif pisze: Ból powraca, a wraz z nim jego brat, lęk.
Czemu ból powoduje u bohatera lęk?
Ten ból i lęk dominują całkiem spory kawałek tekstu, jak na mój gust za długi. Pojawia się ból, potem lęk, potem znów ból, i znów lęk tylko nie wiadomo o co w tym całym zamieszaniu chodzi. Przez to przegadanie na początku efekt powtórzenia tych wrażeń w tekście blaknie.
Dialog z panem Smutniutkim zapowiadał się ciekawie, ale wypadł blado - dużo zdań, mało treści, są jakby zapełnione na siłę. Są dla mnie odrobinę zbyt uładzone, zwłaszcza wypowiedzi pana S. Słowa nie pasują do mimiki i gestykulacji jaką opisujesz.
Końcówka rysuje coś ciekawego, ale znów mam wrażenie rozmowy o niczym. Nawet jeśli to urojenie:
Pilif pisze:– Ale ty pokazałeś mu, kto tu rządzi!
– No pewnie. – Strząsnąłem popiół z niewidzialnego papierosa. – Pan Smutasek robi, co zechcę. Widziałeś jego minę?
– Ładnie to rozegrałeś. A co z dziewczyną?
to powinno się odnosić do czegoś co zaistniało, tzn przekonanie o tym "kto rządzi" powinno towarzyszyć Ł także w trakcie rozmowy, tymczasem on jest najpierw przestraszony (wspomina lęk, a monolog wewnętrzny ma spójny z przeżywaniem - pan O jest dla niego straszny, niepokoi go zachowanie pana S ) a potem nagle zupełnie odrzuca to co się stało. Sprawia to, że ja tego nie kupuję. Bo mógłby się bać, ale jednak to urojenie wielkościowe "ale mu pokazałem" czy manipulacja, te myśli, że S jest żałosny powinny mu cały czas towarzyszyć. Nie ma znaczenia, że nagłaśnia je potem postać szczura. Zupełnie nie umiem umiejscowić sensu bólu głowy - jaką interpretację nadaje mu Ł? Skąd on jest? Kara? Przymus? Guz mózgu? Migrena? Supermoc?
A tym bardziej dlaczego uderza głową w lustro. Mam wrażenie, że jest to ciekawy pomysł, ale trzeba by go jakoś inaczej poprowadzić. Bo tu się rozmywa.

7
Dzięki za opinie ;)
Techniczne uwagi jak zwykle celne i b. pomocne - tu bez szemrania naniosę poprawki.

Odnośnie głównego bohatera - uznajmy, że jest to eksperyment, którego szczegóły zna tylko autor :) Nie chcę zmieniać zachowania tej postaci - dzięki uwagom wiem jednak, które elementy poprawić, by tekst stał się bardziej zrozumiały. Dzięki.

8
Zapowiada się nieźle.
Dziewczyny przeorały już tekst zdanie po zdaniu, więc ja dorzucę tylko parę uwag bardziej ogólnych. Cały opis zachowań Twojego bohatera w łazience (nadmiernie szczegółowy, lecz mnie to specjalnie nie raziło) pozbawiony jest ukierunkowania. Aspiryna, plamki na lustrze, rysowanie krzyża, potem wędrówka przez przedpokój wzdłuż ściany - miałam wrażenie, że to poranek po długiej imprezie, a chłopak jest na kacu.
Może i jest, ale ten lęk, brat bólu, ma swoją przyczynę, bynajmniej nie fizjologiczną. Zabrakło mi w tym fragmencie jakiegoś sygnału, choćby w postaci jednego zdania, że Łukasz nie chce wyjść z łazienki, nie chce rozmowy, boi się tego, co zdarzy się za chwilę. Takie podejście behawioralne - charakterystyka emocji bohatera poprzez jego zachowania - na ogół przynosi dobre efekty, lecz zachowania czasem są niejednoznaczne i coś jednak potrzeba do nich dorzucić, dopowiedzieć. Bo ból i lęk mogą być jedynie finałem intensywnie przeżytej nocy.
A teraz rozmowa:
Pilif pisze:WWWOdwracam wzrok i zaczynam niepewnie:
Proszę pana...
– Łukasz! – Pan Smutniutki przerywa mi zdecydowanie. – O co chodzi? Boisz się?
Wstęp w postaci niepewnego Proszę pana nie sugeruje odmowy, nie uzasadnia zatem reakcji pana S. To może być raczej zapowiedź targowania się, chęć ugrania czegoś... Nawet uparte milczenie jest lepszym sygnałem odrzucenia, niż takie całkowicie neutralne, zdawkowe zagajenie.
Pilif pisze:Ponownie siadam przy stole i patrzę w okno. Szczurołap, siedzący dotąd nieruchomo na parapecie, zdejmuje z głowy ten śmieszny, zielony kapelusz,
A to mi się nie podoba, gdyż jest wpuszczaniem czytelnika w maliny. Byłam przekonana, ze w pokoju znajdują się dwie osoby, a raptem okazuje się, że cały czas był tam ktoś jeszcze. Szczurołap nie bierze udziału w rozmowie, więc teoretycznie nie musisz o nim wspominac, ale skoro Twój bohater dostrzega szczura, walizkę, różne detale pomieszczenia, to pominięcie Sz. jest zgrzytem.
Pilif pisze:– Był zupełnie zaskoczony. Widziałeś jak prosił? Miał oczy, jak kot w butach.
– A słyszałeś, jak pytał o Manna? – Spojrzałem na niego triumfalnie. –Aż mi przykro było, normalnie czułem zażenowanie. Jak można tego nie znać?
– Ale ty pokazałeś mu, kto tu rządzi!
– No pewnie. – Strząsnąłem popiół z niewidzialnego papierosa. – Pan Smutasek robi, co zechcę. Widziałeś jego minę?
– Ładnie to rozegrałeś. A co z dziewczyną?
Kot w butach jest zwierzęciem bardzo sprytnym i potrafi ograć każdego, więc nie jestem pewna, czy to porównanie pasuje do tego akurat kontekstu.
A co do reszty rozmowy: chłopcy karmią się iluzjami? Bo z całości wynika dość jednoznacznie, że rządzi pan S.
I jeszcze jedno:
Pilif pisze:Szczurołap pociera zapałką o parapet i przypala fajkę.
Pilif pisze:Szczurołap począł przechadzać się po pokoju.
Pilif pisze:Strząsnąłem popiół z niewidzialnego papierosa.
Pilif pisze:Zaciągam się mocno papierosem,
To są zdania z opisu jednej sytuacji. Narrację prowadzisz w czasie teraźniejszym, więc zadbaj o to, żeby czas przeszły pojawiał się - konsekwentnie - tylko wtedy, kiedy jest to uzasadnione następstwem zdarzeń. Jest przy tym trochę gimnastyki, ale warto.
Wciągnął mnie ten fragment, sytuacja wyjściowa ma potencjał. Forma wymaga dopracowania, nie są jednak potrzebne jakieś dramatyczne ingerencje.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

9
rubia pisze:Może i jest, ale ten lęk, brat bólu, ma swoją przyczynę, bynajmniej nie fizjologiczną. Zabrakło mi w tym fragmencie jakiegoś sygnału, choćby w postaci jednego zdania, że Łukasz nie chce wyjść z łazienki, nie chce rozmowy, boi się tego, co zdarzy się za chwilę. Takie podejście behawioralne - charakterystyka emocji bohatera poprzez jego zachowania - na ogół przynosi dobre efekty, lecz zachowania czasem są niejednoznaczne i coś jednak potrzeba do nich dorzucić, dopowiedzieć.
Dzięki za opinię, Rubio. Gdy czytam Twój komentarz, to trochę mi głupio, bo kiedyś, pod innym tekstem, dałaś mi bardzo mądrą radę:
Emocje czy motywacje Łukasza nie muszą być ani oczywiste, ani całkowicie zrozumiałe nawet dla niego samego, lecz powinieneś dać czytelnikowi jakiś wgląd w coś, co się rozgrywa poza zdarzeniami.
Umknęło mi to i znów powielam stare błędy. Muszę bardziej się pilnować, dzięki.

Odnośnie Szczurołapa - on nie istnieje, jest wytworem wyobraźni bohatera. Nieprzypadkowo ma też twarz Włóczykija z Doliny, i... chyba rzeczywiście zbytnio się pośpieszyłem z wrzuceniem tego tekstu :P

10
Pilif pisze:Odnośnie Szczurołapa - on nie istnieje
Przemknęło mi przez głowę, że on nie jest rzeczywisty. Ale tak szczegółowo opisałeś jego zachowania, że wycofałam się z tego podejrzenia. Miałam na studiach kolegę, który nieodparcie kojarzył mi się właśnie z Włóczykijem, więc w takim ustawieniu realnej postaci nie widzę nic niezwykłego, nawet gdyby ksywka pochodziła z innej bajki :D Szczurołap, który oswoił szczury... W takim razie pokombinuj ze zdaniem wprowadzającym, coś w stylu, że jeszcze przed chwilą go tu nie było, a teraz siedzi na parapecie... Tak, żeby było wiadomo, że wziął się znikąd.
Pozdrawiam
R
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

11
Pilif pisze:Odnośnie Szczurołapa - on nie istnieje, jest wytworem wyobraźni bohatera.
To było dla mnie zrozumiałe, jednak zabrakło mi spójności - przekonania jakie wypowiada powinny jakoś pozostawać w sensownej relacji z zachowaniami i myślami Ł. Mam na myśli to, co zauważyła rubia:
rubia pisze:A co do reszty rozmowy: chłopcy karmią się iluzjami? Bo z całości wynika dość jednoznacznie, że rządzi pan S.
Ł w rozmowie z szczurołapem się zgadza "że porządził", a jednak gdy sytuacja się dzieje jego zachowanie, emocje ani monolog wewnętrzny nie wskazują, że tak sądzi. Czyli co? Nagle mu się zmienia?
Nie chodzi tu o to byś zmieniał zachowania bohatera, ale dał wgląd w to jak on sam choćby je interpretuje - to może być ciekawe. Inaczej jest to zbiór dziwacznych czynności.
Czarna Gwardia
Potęga słowa - II tekst
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”