Dawca

1
WWWPotrafił dostrzec niedolę innych. Sam, bez niczyjego przymusu wyciągał pomocną dłoń. Nie wiedział jeszcze wtedy, jak wiele może dobrego zrobić. Zaczynało się zupełnie niepozornie, od przeprowadzenia staruszki przez ulicę. Z dnia na dzień, dostrzegał kolejne sposobności, do czynienia dobra.

WWWPierwsze tygodnie po przebudzeniu świadomości miał sobie za złe, za swą dotychczasową ślepotę. Nie umiał odszukać argumentów, mogących obronić jego dotychczasową znieczulicę na niedolę i ubóstwo innych. Nawet fakty pochodzenia z biednej rodziny nie był dostatecznym powodem. „Wykorzystywać każdą chwilę”. Od tamtego dnia, to było jego motto. Pragnienie zmiany świata opętało myśli, wgryzło się w jego duszę. Zakochał się w tych wszystkich „dziękuję”. Czy tak czuli się właśnie święci? Męczyły go wciąż głosy, dobywające się z głębi świadomości. Szydziły z niego. Wołały jak upiory przeszłości. Jak siwiejący ojciec, który nigdy nie był zadowolony.

- Nie jesteś dość dobry - mawiał niczym mantrę.

Teraz mu wreszcie pokaże! - pomyślał gorączkowo.

WWWPo mieście przemieszczał się zawsze miejską komunikacją, bardzo nie lubił aut. Odbierał zbyt dużo okazji do pomocy. Owszem, można było zatrzymać się przed przejściem i przepuścić oczekujących. Ci rzadko okazywali wdzięczność. Tramwaje! Te były wręcz stworzone do robienia tych drobnych uczynków. Z namiętnością zajmował miejsce, by później móc je odstąpić staruszce. Wszystko, by tylko usłyszeć jedno słowo:
- dziękuję.
WWWJak wspaniała była możliwość pomocy kobiecie z dzieckiem! I to takiej z ciężkim wózkiem, który trzeba było wnieść do środka. Układało się doskonale, do momentu gdy zauważył, że nie tylko on pomaga. Ktoś bezczelnie okradał go z JEGO aktów dobroci.

Miał ochotę pozbyć się ich wszystkich.

WWWNikt nie miał prawa stanąć mu na drodze do świętości. Musiał zintensyfikować jeszcze swoje działania. Chodził codziennie do kościoła na poranną mszę, szukając natchnienia. Słuchał kazań w napięciu, choć nie bardzo pojmował przykazania. Nikt nie nauczył go dekalogu. Ojciec pił, zbyt zajęty samym sobą. Wielokrotnie podczas czytań wyobrażał sobie siebie jako jednego ze świętych. Piękna złocista aureola, nieskazitelne białe szaty. Tego właśnie pragnął. Mądry człowiek z tego księdza, ale za mało robił. Samo pustosłowie!

- Działać, tu trzeba działać - sapał. Więcej już nie powrócił w kościelne ławy.

WWWPracował wiele i to co zarobił wydawał na wszelkie zbożne cele. Przez co zaczynał być rozpoznawany w swoim mieście. Głosy w jego wnętrzu zaczęły zarzucać mu nieskromność. Odsunął się więc w cień, na kolejne kilka tygodni. Bolejąc nad koniecznością nieczynienia większego dobra, popadał w chorobę. Jednak nawet wówczas nie potrafił usiedzieć w miejscu. Szukał z ukrycia osób, którym trzeba było pomóc. Rozglądał się głównie za biednymi rodzinami, którym później wysyłał anonimowo pieniądze i mimo że nie słyszał magicznego słowa wiedział, że padało.

WWWPo pierwszym roku swej działalności, zaczął myśleć o sobie jako o Dawcy. Przecież dawał wiele, nie chcąc niczego więcej niż tylko sposobności do kroczenia swą świętą ścieżką. Tracił jednak zapał. Niedola świata w żadnej mierze nie zmniejszała się. Ludziom zaczęła powszednieć jego pomoc. Coraz żadnej dostrzegał wdzięczność w oczach, bolało.

- Żadnego „dziękuję” – powiedział do siebie, zgniatając poranną gazetę.

I znów wtedy dały znać o sobie głosy z jego wnętrza. Tym razem także zwodniczo przypominały szyderczy głos jego ojca. Kpiły z niego. Nie wiedział, co z tym począć. Był tak bliski załamania. W jego świadomości, ponownie coś się odblokowało. Pojął kolejny element nieskończonej układanki. To Bóg wystawiał go na próbę jak Hioba. Był pewien. Działał od teraz z jeszcze większym zacięciem.

WWWJego droga do świętości skierowała go ku ludziom chorym, ku upodlonym przez los, ku takim, którzy utracili szacunek sami do siebie. Wpierw zajął się jednym z miejscowych kloszardów. Ten zapijał się do utraty zmysłów codziennie, o ile miał za co kupić najtańszy alkohol. Niestety, na tym polu nie udało mu się niczego zdziałać. Nie pomogło ani dobre słowo, ani pieniężny datek- przepijany z nieukrywaną radością. Dawca umył i ubrał pijaka, licząc, że ten znajdzie pracę i wróci do społeczeństwa. Mylił się. Obiecał sobie wrócić do tego człowieka jeszcze raz, później. Znacznie później, gdy znajdzie właściwe rozwiązanie.

WWWSam nie dorabiał się niczego materialnego. Co zarobił, oddał potrzebujący. Co miał, sprzedał. Sam już nie dojadał od wielu tygodni. Pomagał jednak cały czas, złoszcząc się na innych, którzy robili większe dobro. Walczył wytrwale ze swym małostkowym lenistwem. Dawał z siebie wszystko.
WWWRozpoczął współpracę z hospicjum, w ramach wolontariatu. Miejsce do którego trafił wydało mu się cmentarnym przedsionkiem. Pokoje w barwie nagrobków i te dwu-watowe żarówki, świecące słabiej od zniczy nie skłaniały do innych odczuć.
WWWLudzie go tu lubili, z jakiego powodu dokładnie, ciężko orzec. Po prostu był. Jedynie dzieci podchodziły do niego z większą rezerwą. Czasami potrafił wyglądać niczym przewoźnik na styksie. Nie skutkował nawet uprzejmy uśmiech rzucany na lewo i prawo.

Głód, pojawiał się już każdego dnia. Wychudł na twarzy w stopniu umożliwiającym stwierdzenie, że nie poznałaby go własna matka. Misje swą wstrzymał na kolejne kilka tygodni. W międzyczasie, okolica w której mieszkał stała się znacznie spokojniejsza. Z okolicy zniknęły wszystkie ujadające psy i bezpańskie koty. Sąsiedzi byli bardzo zadowoleni a i on nie mniej. Wakacje od świętości zaowocowały zastrzykiem energii do dalszego pięcia się pod górę. Musiał przecież wyprzedzić tych wszystkich śmiertelników o całą długość.

WWWPoznany przez niego świat ludzi chorych, uświadomił mu jak wielkie są potrzeby. Brakowało wszystkiego. Lekarstw, rąk do pracy, sprzętu. Zupełnym przypadkiem trafił na ludzi oczekujących przeszczepu organów. Chciał im pomóc. W pierwszym odruchu wypisał z miejsca zgodę na wykorzystanie swych organów, po ewentualnej śmierci - choć tak po prawdzie liczył na wniebowzięcie. Nic więcej w tym temacie nie był w stanie uczynić.

WWWPrzygotowywał właśnie kolejną porcję gulaszu, który zamierzał wydać tego wieczora biednym i potrzebującym. Kawałki owłosionego mięsa pływały w kotle. Wrony oprawiało się znacznie lepiej.
WWWDumał ciężko jak jeszcze rozwiązać problem niedoborów żywieniowych. Jak zmniejszyć liczbę głodujących. Odpowiedź pojawiła się sama, z zupełnie nie oczekiwanej przez niego strony. Olśniło go, przy rozdawaniu posiłku. Myśli kołatały się po umęczonej głowie. Spojrzał na tworzącą się właśnie kolejkę. Ludzi stała cała rzesza, był i znajomy pijaczyna. Strawy nie starczyło jednak dla wszystkich.

- Tak wielu potrzebujących. - Załamywał ręce.
Głosy z wnętrza podszeptywały rozwiązanie. Zamierzał wprowadzić je w życie. Przygotował wiele kartek.

WWWNoce stawały się chłodniejsze, lecz i tak można było spacerować z przyjemnością w świetle księżyca. Na ławeczce którą mijał, siedziała zakochana para. Romantyczny nastrój nie udzielał się jemu. Poprawił szal i ruszył do kryjówki kloszarda. W połowie drogi zwątpił, czy postępuje słusznie. Co jeśli to nic nie zmieni? - pytał się w duchu. Przyspieszył kroku, rozcierając w międzyczasie skostniałe dłonie. Zajęło mu kilka minut odszukanie pijaczyny. Tamten upajał się najtańszym winem w samotności. Nora cuchnęła okropnie. Osłonił nozdrza.
- Mam do Ciebie sprawę! - zawołał do niego Dawca. Nie usłyszał.
WWWDalsze sprawy potoczyły się bardzo szybko. Zarzucony szal owinął się wokoło szyi alkoholika szybciej niż mogłaby skoczyć kobra. Pętla zacisnęła się mocno. Naprężone ręce trzymał długo w jednej pozycji, nie dając szansy na rozluźnienie uścisku. Charkot umierającego przybrał na sile. W ostatnich chwilach ciało podrygiwało, by nagle znieruchomieć i osunąć się na ziemię.

- Sądziłem – rzekł - że Bóg chce bym wyciągał z bagna takich jak Ty. Stawiał na nogi. Byłem głupcem. Iluminacja potrafi przyjść z mroków. - Pokiwał z zadowoleniem głową. - Jesteś jedynie materiałem, a ja narzędziem w jego planie! Przynoszę ulgę Twemu zbrukanemu życiu. Pewnie twe organy do niczego się nie nadadzą – mruknął. - Szkoda, bo znalazłem piękny kociołek ale będą inni.
Martwe oczy zdawały się zerkać na niego z wyrzutem.
- Bezdomni oczekujący wyzwolenia z mej ręki. Będą dawcami. Bez obaw, spełnisz dobry uczynek – zapewnił. - Zapomniałem Ci powiedzieć, właśnie zgodziłeś się przekazać swe truchło akademii medycznej. - Dawcy nie przeszkadzało, że mówił do trupa. Wsunął mu zapisaną kartkę do kieszeni i wrócił do siebie. Przed nim było wiele pracowitych nocy.

WWWOd opisywanych wydarzeń dzieli nas już dziesięć lat. Mój mentor odszedł z tego świata. Uważam go ze pierwszego pośród nas - apostoła pierwszej szarży. Pamiętano o nim przez pryzmat, jego niezrozumianych nauk. Nie potrafili zaakceptować jego świętego toku myślenia.
WWWUmęczone serce nie wytrzymało nagonki. Zmarł jednak z uśmiechem na twarzy, wiedząc, że czynił całe życie dobro. Doskonale pamiętam jak wspólnie realizowaliśmy jego prawa. Wiele się przy nim nauczyłem. Pamiętam także jak gotowaliśmy wyśmienity gulasz, zawsze były po niego kolejki. Ludzie cały czas przychodzili po dokładki. Szkoda, że zaczęło brakować bezpańskich psów.
WWWA teraz ja i Ci których obdarował swym ciałem, musimy kontynuować jego dzieło. We mnie bije jego serce. Dawco, Twa świętość przetrwa. Zbliża się noc, a tu jeszcze tyle do zrobienia.
Ostatnio zmieniony pt 28 gru 2012, 00:35 przez qaz56, łącznie zmieniany 2 razy.

3
Co tu dużo mówić...
Napisałeś tekst który mnie zainteresował, tak bardzo że doczytałem do końca (w moim przypadku to graniczy z cudem, jeśli chodzi o czytanie z monitora). Było warto, bardzo dobre opowiadanko, które skłania do myślenia a nawet do osobistej refleksji.
Moje niezbyt wprawne oko nie dostrzegło błędów (ah, czytało się płynnie, nie kaleczyłeś, brawo) chociaż komentarz powyżej pokazuje parę.

5+
Śmieszne jest to, jak los nie pozwala ucieć przed przeznaczeniem.

4
Pierwsze tygodnie po przebudzeniu świadomości miał sobie za złe, za swą dotychczasową ślepotę
W pierwszych tygodniach po przebudzeniu(w trakcie tych tygodni miał za złe) - pierwsze tygodnie, mógł uważać za złe(jako okres czasu uważał je za złe).
Nawet fakty pochodzenia z biednej rodziny nie był dostatecznym powodem
Fakt - jest przecież jeden.
mawiał niczym mantrę
Powtarzał niczym mantrę.
Owszem, można było zatrzymać się przed przejściem i przepuścić oczekujących
Jakim przejściem? Jakich oczekujących?
Ci rzadko okazywali wdzięczność.
Ci jednak rzadko - czyli chciał czynić dobro, czy chciał, żeby go podziwiali?
do robienia tych drobnych uczynków
Brakuje mi tu określenia tych uczynków - najlepiej byłoby zamienić "dobre uczynki" na jeden wyraz i go tam wstawić, ale nie kojarzę takiego.
Wszystko, by tylko usłyszeć jedno słowo:
- dziękuję.
Zapisałbym zwyczajnie, po dwukropku.
Musiał zintensyfikować jeszcze swoje działania
Wg mnie "jeszcze" jest zbędne. I ogólnie to nie podoba mi się słowo zintensyfikować(jakieś takie fuj ma w sobie).
Wielokrotnie podczas czytań wyobrażał sobie siebie jako jednego ze świętych. Piękna złocista aureola, nieskazitelne białe szaty. Tego właśnie pragnął. Mądry człowiek z tego księdza, ale za mało robił. Samo pustosłowie!

- Działać, tu trzeba działać - sapał. Więcej już nie powrócił w kościelne ławy.
Na początku mówisz "wielokrotnie" co kieruje czytelnika na to, że była to sytuacja systematyczna, albo chociaż powtarzalna. Problem pojawia się później: "więcej nie powrócił" - przed czymś takim powinna pojawić się informacja, że pewnego razu uznał, że pustosłowie i że nie wróci.
Pracował wiele i to co zarobił wydawał na wszelkie zbożne cele. Przez co zaczynał być
Po co tutaj te "wszystkie"? Ciężka praca jest bardziej poruszająca niż dużo pracy.
Nie rozdzielałbym tego i zamiast kropki dał przecinek - dłuższe zdanie jest miłym urozmaiceniem tekstu.
Odsunął się więc w cień, na kolejne kilka tygodni.
Tutaj z kolei "kolejne" wydają mi się zbędne.
Coraz żadnej dostrzegał wdzięczność w oczach, bolało
To "bolało" jakoś średnio wpasowane w zdanie.
I znów wtedy dały znać o sobie głosy z jego wnętrza. Tym razem także zwodniczo przypominały szyderczy głos
Powtórzenie. Wtedy znów - taki szyk jest wg mnie ładniejszy.
Działał od teraz z jeszcze większym zacięciem.
Od wtedy - mówi przecież o przeszłości.
go ku ludziom chorym, ku upodlonym przez los, ku takim
Zostawiłbym tylko pierwsze "ku".
Ten zapijał się do utraty zmysłów codziennie, o ile miał za co kupić najtańszy alkohol
Codziennie bardziej pasowałoby bliżej początku zdania(tak około po "ten")
ani pieniężny datek- przepijany
<przerwa><myślnik><przerwa>
wróci do społeczeństwa. Mylił się. Obiecał sobie wrócić do tego człowieka jeszcze raz, później
Powtórzenie. Do niego później - nie bój się zaimków(ale też ich nie nadużywaj). "Jeszcze raz" bym wyrzucił, bo co jeśli za drugim razem też się nie uda? "Ok, fajrant, dwa razy próbowałem"?
Sam nie dorabiał się niczego materialnego. Co zarobił, oddał potrzebujący. Co miał, sprzedał.
Skoro później masz coś, co jest już zakończone(zarobił, sprzedał), to zakończone powinno być też to, co jest na początku: dorobił.
Potrzebującym - zjadłeś literkę.
złoszcząc się na innych, którzy robili większe dobro
(...)na tych, którzy
i te dwu-watowe żarówki
Dwuwatowe bez myślnika. Trochę przesadziłeś swoją drogą z pozbawianiem ich mocy.
niczym przewoźnik na styksie
Przewoźnik przez Styks moim zdaniem(o ile "przez" nie jestem pewien, to nazwa na pewno dużą literą)
rzucany na lewo i prawo
Na prawo i lewo - taki jest frazeologizm.
Głód, pojawiał się już każdego dnia
Bez przecinka.
Wychudł na twarzy w stopniu umożliwiającym stwierdzenie, że nie poznałaby go własna matka
Przekombinowane - wychudł na twarzy tak, że(śmiało można było powiedzieć) nie poznałaby go własna matka.
Misje swą wstrzymał na kolejne kilka tygodni
Misję. Kolejne względem czego?
Przygotowywał właśnie kolejną porcję gulaszu, który zamierzał wydać tego wieczora biednym i potrzebującym.
Brakuje tu "gdy" i dalszej części - po prostu zdanie jest niepełne.
Zegar wybił już godzinę dwunastą, której wszyscy czekali. I co? I pstro - wybił i tyle.
Zegar wybił już godzinę dwunastą, której wszyscy czekali, gdy do sali wszedł on. Wybił -> wszedł, wiadomo na co czekali.
Romantyczny nastrój nie udzielał się jemu
Jemu wrzuciłbym na początek. Albo "mu się nie udzielił".
Poprawił szal i ruszył do kryjówki
Jakoś nie pasuje mi szalik do świętego-męczennika(serio).
Zajęło mu kilka minut odszukanie pijaczyny
Odszukanie pijaczyny zajęło mu kilka minut - zdania zazwyczaj brzmią najlepiej przy konstrukcji: podmiot, czasownik, reszta zdania.
Zarzucony szal owinął się wokoło szyi alkoholika
Dobra, niech ma ten szal ;)
Charkot umierającego przybrał na sile
A nie powinno być na odwrót? Coraz mniej sił= coraz mniej charkotu.
Pewnie twe organy do niczego się nie nadadzą – mruknął. - Szkoda, bo znalazłem piękny kociołek ale będą inni.
Dobra, po pierwszym zdaniu myślałem, że chciał oddać jego organy na przeszczep, ale nagle pojawił się kociołek. To co on w końcu chce iść z pijaczkiem na stół operacyjny czy do kuchni?
zgodziłeś się przekazać swe truchło akademii medycznej
No i bang - trzecia opcja się pojawiła.
pierwszego pośród nas - apostoła pierwszej szarży
jak wspólnie realizowaliśmy jego prawa
Prawa można przestrzegać, ale nie można go realizować - realizuje się postanowienia/wytyczne.


Pomysł mi się spodobał, chociaż było kilka potknięć. Musisz popracować nad logiką tekstu i nad ogólnym warsztatem: nie jest źle, ale mogłoby być lepiej, nie mówiąc już o tym, że powinno być wyśmienicie.
Tak jak już było mówione: na początku za dużo wody, jakby to była praca konkursowa to bym ją odrzucił, myśląc, że całość będzie taka byle jaka.
Pamiętaj, że początek musi zachęcać czytelnika do wgłębienia się w Twoją opowieść - nudne fragmenty dawaj wtedy, gdy czytelnik już się wkręcił, albo gdy chcesz przyhamować akcję.
Uważaj na czas - pamiętaj, że jeśli piszesz o przeszłości, to czas przeszły będzie obecny cały czas(poza wyjątkami).
Dobra, miałem tu napisać coś jeszcze, ale już zapomniałem o co chodziło, jak sobie przypomnę, to napiszę.
Pozdrawiam, ja.

5
Ciekawy pomysł na opowiadanie. Natomiast jeśli chodzi o wykonanie, mam parę uwag. Najpierw kwestie językowe.
qaz56 pisze:Nie wiedział jeszcze wtedy, 1. jak wiele może dobrego zrobić. 2. Zaczynało się zupełnie niepozornie, od przeprowadzenia staruszki przez ulicę.
1. Lepiej brzmiałoby jak wiele dobrego może zrobić.
2. Raczej zaczęło się od przeprowadzenia staruszki, forma dokonana bardziej tu pasuje.
qaz56 pisze:Z dnia na dzień, dostrzegał kolejne sposobności, do czynienia dobra.
Chyba raczej codziennie, gdyż z dnia na dzień oznacza szybką zmianę, co kłoci się trochę z niedokonaną formą czasownika dostrzegał.
qaz56 pisze:1. Pierwsze tygodnie po przebudzeniu świadomości 2.miał sobie za złe, za swą dotychczasową ślepotę
1. W pierwszych tygodniach
2. Miał sobie za złe dotychczasową ślepotę (wiadomo, że swoją).
qaz56 pisze:Nie umiał odszukać argumentów, mogących obronić jego dotychczasową znieczulicę
qaz56 pisze:Nawet fakty pochodzenia z biednej rodziny nie był dostatecznym powodem.
qaz56 pisze:Wychudł na twarzy w stopniu umożliwiającym stwierdzenie, że nie poznałaby go własna matka.
qaz56 pisze:Nic więcej w tym temacie nie był w stanie uczynić.
To jest język urzędniczy, poważny zgrzyt w narracji. Wszystkie te zdania można uprościć bez utraty sensu.
1. Nie miał nic na obronę swojej dotychczasowej znieczulicy
2. Nawet fakt, że pochodził z biednej rodziny, nie uzasadniał...
3. Tak wychudł na twarzy, że nie poznałaby go...
4. Nic więcej nie był w stanie uczynić.
qaz56 pisze:W międzyczasie, okolica w której mieszkał stała się znacznie spokojniejsza. Z okolicy zniknęły wszystkie ujadające psy
Powtórzenia.
To jest tylko część usterek, jakie wyłapałam, zdarzają się również i ortografy, jak styks i trochę dyskusyjnych związków frazeologicznych.
Interpunkcję stosujesz fantazyjną, wrzucając wiele zbędnych przecinków i pomijając je tam, gdzie powinny być. Niestety, nie mam tyle cierpliwości, żeby to poprawiać.
A teraz parę wątpliwości związanych z samą fabułą:
qaz56 pisze:Pragnienie zmiany świata opętało myśli, wgryzło się w jego duszę. Zakochał się w tych wszystkich „dziękuję”.
W dwóch kolejnych zdaniach piszesz o dwóch zupełnie odmiennych, jeśli nie sprzecznych, motywacjach. To w końcu pragnie zmieniać świat, czy pragnie wdzięczności? Można by to jakoś połączyć, choćby tak: Pragnienie zmiany świata [...] wgryzło się w jego duszę, a do tego zakochał się w tych... albo podobnie.
qaz56 pisze:bardzo nie lubił aut. Odbierał zbyt dużo okazji do pomocy.
Chyba auta odbierały.
qaz56 pisze:Przygotowywał właśnie kolejną porcję gulaszu, który zamierzał wydać tego wieczora biednym i potrzebującym. Kawałki owłosionego mięsa pływały w kotle. Wrony oprawiało się znacznie lepiej.
Tylko nie próbuj wmawiać, że z wron da się zrobić gulasz. Może rosół, ale chudy.
qaz56 pisze:Pewnie twe organy do niczego się nie nadadzą – mruknął. - Szkoda, bo znalazłem piękny kociołek ale będą inni.
qaz56 pisze:Zapomniałem Ci powiedzieć, właśnie zgodziłeś się przekazać swe truchło akademii medycznej. - Dawcy nie przeszkadzało, że mówił do trupa. Wsunął mu zapisaną kartkę do kieszeni i wrócił do siebie. Przed nim było wiele pracowitych nocy.
Sugerujesz kanibalizm i równocześnie wycofujesz się z niego. I to nie tylko w tych zacytowanych zdaniach, gdyż pisanie karteczek wiąże się z zupełnie innym pomysłem na przysparzanie "dawców". Teoretycznie, Twój bohater może myśleć i o jednym, i o drugim, ale żeby wszystko wypadło przekonująco, potrzebna byłaby inna konstrukcja tej części tekstu.
qaz56 pisze:Umęczone serce nie wytrzymało nagonki. Zmarł jednak z uśmiechem na twarzy,
qaz56 pisze:A teraz ja i Ci których obdarował swym ciałem, musimy kontynuować jego dzieło. We mnie bije jego serce.
Mam nadzieję, że bije jedynie metaforycznie, gdyż serce po zawale nie nadaje się do przeszczepu. A skonsumowane raczej nie bije.
Zakończenie trochę mi zazgrzytało, gdyż nieoczekiwanie pojawił się narrator pierwszoosobowy, przyjaciel czy współpracownik dawcy. Może jestem tradycjonalistką, lecz uważam, że nie jest to dobry pomysł, gdy w końcowych zdaniach, niczym diabeł z pudełka, wyskakuje zupełnie nowa postać. Jeśli już, to bardziej by mi tu pasowała klamra, czyli również taki początek opowiadania, który wskazywałby, że jest to opowieść spersonalizowanego narratora, związanego z bohaterem tekstu.

W sumie, Twój bohater wypada całkiem przekonująco. To duży plus. Natomiast warstwa językowa tekstu wymaga dopracowania.
Pozdrawiam
Rubia
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”