Walizeczka

1
Wulgaryzmy


Walizeczka

Poznań, Wilhelmsplatz, środa 18 kwietnia 1919 roku, dwa kwadranse przed północą.

Mżyło. Kamienna alejka lśniła w świetle księżyca. Chłodna noc dawała o sobie znać kilku kurewkom stojącym pod kawiarnią Arkadia. Ich alabastrową cerę pokrywała gęsia skórka, nogi się trzęsły, a ramiona otulały obfite piersi. Na oczach nosiły zmyślne maski weneckie.
Wyrzuciłem peta na ziemię i zdeptałem go kamaszem. Dość tego, ile można czekać?
Podszedłem do prostytutek polujących na bogatą klientele. Blondyna i ruda. Boże jaką mam słabość do rudowłosych dam. Stres dawał już powoli o sobie znać. Dłonie miałem wilgotne, brzuch bolał mnie niemiłosiernie, być może pogawędka pozwoli mi się nieco rozluźnić.
- Witam drogie panie – zapaliłem kolejnego papierosa.
Kobiety spojrzały na mnie z nieudawaną niechęcią. Na ich ustach pojawił się delikatny grymas. Ostatnio miałem ciężkie dni, żona zostawiła mnie z dwójką dzieci. Sam nie jestem w stanie wychować tych diabelskich stworów. Pijałem powyżej średniej krajowej. Pieprzona praca zabierała tyle czasu, że podstawowe zasady higieny zostały zachwiane. Zarost i tłuste włosy były nieoderwalną ozdobą szpetnej gęby. Nie dziwota, że ludzie tak reagują.
- Dobry wieczór panu – grymas znika, pojawia się udawana uprzejmość. – Jak mija wieczór?
Wiedzą, że jestem szpiclem. Czują to, stąd ta cała grzeczność. Widziały jak obserwuję kawiarnie, są bystrzejsze niż sądziłem.
- Wspaniale! Pełnia księżyca sprawia, że mam ochotę na dobre rżnięcie – mój śmiech wypełnił alejkę. – Widzę, że panie tylko czekają na okazję.
Czerwień zalała ich policzki. Czyżby nie spodziewały się takiej bezpośredniości z mojej strony? Wstydliwe kurwy, kto to widział. Dochodziła północ, a mój najgorszy wróg powinien niedługo się zjawić. Do trzech razy sztuka. Tym razem go dorwę i nie wyląduję w…
- My tylko… - jasnowłosa przerwała dywagacje moich myśli.
- Dobra, zmykać mi stąd drogie panie – wskazałem palcem na dryndziarza, który akurat przystanął niedaleko – i radzę nie protestować! Zresztą na mój koszt. Znają mnie tu dość dobrze. – Uniosłem porozumiewawczo rękę w stronę woźnicy.
Przyglądałem się jak odchodziły. Blondyna wdzięcznie kroczyła i kusiła długimi nogami, a jej czerwona podwiązka tuż pod prawym pośladkiem tańczyła ponętnie. Miałem ochotę ją rozwiązać i otworzyć ten gorący prezent. Ruda delikatnie objęła w pasie przyjaciółkę i pobiegły szybko, aby zwiać przed deszczem.
W knajpie panował zgiełk. Moje nozdrza wypełnił ciężki zapach potu i dymu papierosowego z dodatkiem jakiś tandetnych, kobiecych perfum. Kapela grała głośno nieznane mi bliżej dzieło, a ludzie plątali się między stolikami. W rogu siedział ten chędożony cmokier. Znana szumowina. Zadbany czarny wąsik, elegancki kapelusz i błyszczące lakierki. Znak szczególny – sztuczne oko. Pod jego krzesłem stała walizka. Czeka na spotkanie z moim największym wrogiem. To on dał mi cynka o spotkaniu. Dla zabicia czasu poję się wódką. Cholera. Spóźnia się.
- Czy podać panu coś jeszcze? – ocknąłem się i podniosłem twarz ze stolika.
- Nie, dziękuję. – machnąłem ręką, aby kelnerka odeszła.
Już prawie pierwsza. Ten kretyn dalej siedzi sam przy stole. Jest nieco podenerwowany. Boże kto mu robił tę sztuczną gałę, co za fuszerka. Wygrzebałem peta z papierośnicy i zamówiłem kolejną szklankę wódki – ostatnia, przysięgam.
Do kawiarni weszła szczupła kobieta w czarnych pończochach i butach z wysoką cholewą. Gorset ciasno opinał jej korpus podnosząc wysoko piersi. Parasolkę zostawiła przy wejściu. Mały purpurowy kapelusik zaciągnęła na oczy i ruszyła w stronę stolika w rogu. To musi być ona. Jednak przyszłaś moja droga. Biodrami kołysała na boki. Mały, zgrabny stateczek na wzburzonym morzu. Usiadła. Klakier ucałował jej dłoń. Przetarłem usta i rozluźniłem kołnierz. Zrobiło się gorąco, teraz muszę uważać.
Ściągnij kapelusz moja droga. Pokaż swoje spięte, płomieniste włosy. Nazywała się Emily, ale my w kryminalnym nazywaliśmy ją Namiętna Lilly. Miałem ją dorwać już pół roku temu i właściwie ją miałem – dwa razy. Niestety w zupełnie innym tego słowa znaczeniu. Aktualnie wisi nad jej głową kara śmierci. Tym razem spadnie jak gilotyna, nikt za nią nie będzie płakał. Nie ma przyjaciół, ani rodziny. Jakimś dziwnym trafem wszyscy znajomi Emily odchodzą na drugą stronę świata. Cztery wisielce, pięciu skoczków i dwa topielce. Poza tym podejrzana w sprawie zaginięcia dwóch młodych mężczyzn. Całkiem dobry wynik jak na osiemnastoletnią pannę.
Puściła do mnie oczko. Psia krew. Musiała zauważyć już wcześniej, że tu jestem. Jej towarzysz gdzieś zniknął. Czas działać.
Podniosłem się z miejsca. W tym momencie poczułem, że przesadziłem jednak z wódą. Chwiejnym krokiem z trudnością mijając stoliki dotarłem w końcu do celu. Potknąłem się i upadłem na coś przy krześle. Walizka. Przesunąłem ją pod stół. Usiadłem na miejscu cmokiera i poczęstowałem ją papierosem. Obraz tańczył mi przed oczami.
- To już koniec Emily, przed wejściem czeka kilku moich kolegów – walnąłem prosto z mostu. - Klamka zapadła, tym razem cię mam. Zrób mi jeszcze tę ostatnią przyjemność i daj sobie spojrzeć w oczy.
Nie odzywała się. Zdjęła kapelusz z głowy.
Kurwa! To nie ona! Szarpnąłem jej nakrycie i wyrzuciłem gdzieś w bok.
- Panie wachmistrzu – uśmiechnęła się szyderczo – alkohol kiedyś pana zniszczy. Pamięta pan te dwie kurwy, z którymi pan rozmawiał przed budynkiem? Nic nie przychodzi do głowy? Czy jedna z nich nie wyglądała panu znajomo? – jej uśmiech przerodził się w chichot.
- Emily… - miałem ochotę na kolejną szklankę wódy.
- To nie jedyny pana problem. Otóż, mężczyzna, który grzał to miejsce przed panem zostawił ciekawą pamiątkę. Proszę otworzyć tę walizkę. Radzę jednak zrobić to dość dyskretnie. Dla pana dobra oczywiście.
Dłonie mi drżały. Przełknąłem ślinę i otworzyłem bagaż. Prawie zwróciłem to co zdążyłem już w siebie wlać. Wewnątrz walizki były czyjeś członki. Poćwiartowane kończyny; dłonie, stopy, nawet wnętrzności.
- Nie zauważył pan, że zamordowani znikali w dniach, w których posuwał pan Emily? – zaciągnęła się papierosem. - Leżeli nieprzytomni tuż pod podłogą, kiedy pan oddawał się pokusie. Piłował ją jak deskę. Ehh, był pan oczywiście zbyt pijany, żeby wyczuć delikatny swąd zwłok – zgasiła papierosa o blat. – Kiedy pan leżał nagi na sofie, Emily dokonywała mordu w pańskich łachach. Rozkwaszała im pyski pańskimi buciorami. – Spojrzałem odruchowo pod nogi. - Tak, tymi. Jest pan winny tych zbrodni. Jeszcze ta walizka. Przełajdaczona sprawa. Siedzę z mordercą przy jednym stoliku.
- K.. kim… ty kurwa jesteś?
- Ja? Ja jestem przypadkową kurwą z ulicy. – odsunęła krzesło od stołu. – Wpadłam tylko by schronić się przed deszczem . Żegnam pana i życzę dobrej nocy…
Ostatnio zmieniony czw 10 sty 2013, 18:13 przez Donnie, łącznie zmieniany 4 razy.
//Przygarnę wszystkie niechciane książki!//

2
Witam,
całość czyta się płynnie, praktycznie jednym tchem.
Aktualnie wisi nad jej głową kara śmierci. Tym razem spadnie jak gilotyna, nikt za nią nie będzie płakał. Nie ma przyjaciół, ani rodziny.
Tu musiałem zatrzymać się na dłużej. Nie wiem, czy chodziło o to, że spadnie na nią zasłużona kara czy jej głowa. Za bardzo nasuwa mi się obraz dekapitacji.
Wygrzebałem peta z papierośnicy i zamówiłem kolejną szklankę wódki – ostatnia, przysięgam.
taki drobiazg.
faktycznie ma być ostatnia, czy może jednak ostatnią?
delikatny swąd zwłok
Jeśli ciała nie były popalone, to lepiej zmienić to na smród/odór. swąd - zapach spalenizny.

Ogólnie podoba mi się to jak piszesz. Mam jednak niedosyt, ale rozumiem, zgodnie z przypisem przy temacie to tylko fragment większej całości.

3
Donnie pisze:- Ja? Ja jestem przypadkową kurwą z ulicy. – odsunęła krzesło od stołu.
Kropka w środku jest potrzebna. Ale potem powinna być duża litera ;-)

O spacji przed kropką w następnym zdaniu nie wspomnę.

Ale...
qaz56 pisze:Cytat:
Wygrzebałem peta z papierośnicy i zamówiłem kolejną szklankę wódki – ostatnia, przysięgam.


taki drobiazg.
faktycznie ma być ostatnia, czy może jednak ostatnią?
Mnie bardziej zastanawia, kto nosi pety w papierośnicy?

[ Dodano: Sob 22 Gru, 2012 ]
Donnie pisze:Czy jedna z nich nie wyglądała panu znajomo?
Nie wiem, czy słowo "panu" jest tu potrzebne, bo jakoś rozbija frazeologizm.

[ Dodano: Sob 22 Gru, 2012 ]
Donnie pisze:środa 18 kwietnia 1919 roku
I jeszcze coś...

http://halloween.friko.net/dzien/18-04-1919

18 kwietnia w środę 1919 roku był... piątek. Wielki Piątek zresztą ;-)
Pozdrawiam
Maciej Ślużyński
Wydawnictwo Sumptibus
Oficyna wydawnicza RW2010

4
Tekst czyta się dość lekko i przyjemnie, ale jest trochę błędów różnego rodzaju. Wymieniam poniżej te, które zauważyłem przy pierwszym czytaniu.
Ich alabastrową cerę pokrywała gęsia skórka
Cera to skóra twarzy, nie może jej pokrywać gęsia skórka, która tworzy się przy mieszkach włosowych.
Wyrzuciłem peta na ziemię i zdeptałem go kamaszem.
Raczej przydeptałem. Zdeptałem kojarzy mi się z pastwieniem się nad niedopałkiem.
Podszedłem do prostytutek polujących na bogatą klientele.
Klientelę.
Boże[,] jaką mam słabość do rudowłosych dam.
Brakujący przecinek. W jeszcze jednym miejscu jest identyczna sytuacja.
Kobiety spojrzały na mnie z nieudawaną niechęcią.
Nie wiem, czemu miałyby udawać niechęć. Chyba chodzi o nieskrywaną niechęć.
Pijałem powyżej średniej krajowej.
Chyba piłem. Pijałem sugeruje okazjonalne wychylenie kieliszka, a to na pewno nie jest powyżej średniej.
Zarost i tłuste włosy były nieoderwalną ozdobą szpetnej gęby.
Myślę, że chodziło o były nieodłączną częścią mojej szpetnej gęby.
Widziały jak obserwuję kawiarnie, są bystrzejsze niż sądziłem.
Z dalszego ciągu wnioskuję, że chodziło o jedną kawiarnię. A nawet słowo kawiarnia słabo pasuje, bo okazało się, że to była knajpa typu mordownia (gra słów przypadkowa).
- My tylko… - jasnowłosa przerwała dywagacje moich myśli.
Dywagacje to tutaj tyle, co rozważania. Rozważania moich myśli brzmią... tak sobie. Przerwała tok moich myśli, przerwała moje rozważania, tak by było lepiej.
Ruda delikatnie objęła w pasie przyjaciółkę i pobiegły szybko, aby zwiać przed deszczem.
W knajpie panował zgiełk.
Tutaj jest nieciągłość, brakuje kawałka tekstu.
Moje nozdrza wypełnił ciężki zapach potu i dymu papierosowego z dodatkiem jakiś tandetnych, kobiecych perfum.
Jakichś.
Pod jego krzesłem stała walizka. Czeka na spotkanie z moim największym wrogiem.
Zgubiony podmiot. To chyba nie walizka czeka na spotkanie.
To on dał mi cynka o spotkaniu.
Mówi się dać cynk, a nie dać cynka.
Wygrzebałem peta z papierośnicy i zamówiłem kolejną szklankę wódki
Pet to niedopałek, chyba chodziło o papierosa.
Jednak przyszłaś[,] moja droga.
Brakujący przecinek. Identyczna sytuacja powtarza się jeszcze raz.
Miałem ją dorwać już pół roku temu i właściwie ją miałem – dwa razy. Niestety w zupełnie innym tego słowa znaczeniu.
To jest wg mnie przekombinowane.
Aktualnie wisi nad jej głową kara śmierci.
Napuszone słownictwo. Teraz wisi.
Jakimś dziwnym trafem wszyscy znajomi Emily odchodzą na drugą stronę świata.
Błąd frazeologiczny. Na tamten świat, a nie na drugą stronę świata.
Cztery wisielce, pięciu skoczków i dwa topielce.
Czterech wisielców, dwóch topielców, jeśli to sami mężczyźni. Jeśli nie, to czworo, dwoje.
Psia krew.
Psiakrew.
Chwiejnym krokiem[,] z trudnością mijając stoliki[,] dotarłem w końcu do celu.
Brakujące przecinki.
To nie jedyny pana problem.
Niejedyny.
Otóż, mężczyzna, który grzał to miejsce przed panem[,] zostawił ciekawą pamiątkę.
Pierwszy pogrubiony przecinek (po otóż) do wyrzucenia, drugiego brakowało.
Ehh, był pan oczywiście zbyt pijany, żeby wyczuć delikatny swąd zwłok
Ech. O swędzie już była mowa.
Wpadłam tylko[,] by schronić się przed deszczem .
Brakujący przecinek. I oczywiście zbędny odstęp przed kropką.
Weiter, weiter ins Verderben

5
Okamzik:
Dobrze wykonany kawałek weryfikacji.
W świetle mojego ostatniego komentarza - duży wkład aktualnie.
Pozdrawiam z narastającym szacunkiem,

Godhand
"Każdy jest sumą swoich blizn" Matthew Woodring Stover

Always cheat; always win. If you walk away, it was a fair fight. The only unfair fight is the one you lose.

6
Godhand, w regulaminie wyraźnie stoi, że NIE komentujemy komentarzy. Nie widzę w Twoim poście odniesienia do tekstu. Na przyszłość, proszę, zwróć na to uwagę. Pochwały pod adresem komentujących możesz słać przez PW. Dziękuję :)
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"

7
Dzień dobry!
Ich alabastrową cerę pokrywała gęsia skórka, nogi się trzęsły, a ramiona otulały obfite piersi.


Cooooo? To chyba najdziwniejszy błąd, jaki ostatnio czytałem. Nie ogarniam. :D Aaaaaaa! Dobra, sorry, już. Nie wiem czemu, ale po przeczytaniu byłem pewny, że chodzi o to, że to te piersi otulały ramiona. Zszokowany stwierdziłem, że to musiały być naprawdę NIEZWYKLE obfite piersi... Zajęło mi chwilę, zanim odwróciłem role. :D
Na oczach nosiły zmyślne maski weneckie.
Na oczach? Ja się cokolwiek nosi na oczach? Wydaje mi się, że to niemożliwe.
Boże jaką mam (...)
Boże przecinek.
Dłonie miałem wilgotne, brzuch bolał mnie niemiłosiernie, być może pogawędka pozwoli mi się nieco rozluźnić.
Pogrubione zbędne i brzydkie.
- Witam drogie panie – zapaliłem kolejnego papierosa.
Dwie sprawy:
a) gdy zwracamy się do kogoś, stawiamy przed tym kimś przecinek. W tym wypadku: witam, drogie panie. Albo: dzień dobry, Piotrze. Prosta, przydatna zasada;
b) jeśli tekst, który następuje po kwestii dialogowej, nie odwołuje się bezpośrednio do tej kwestii (czyli "powiedział Jarek", "westchnął Krzysztof", bla, bla, bla), tylko jest o czymś zupełnie innym (w tym wypadku: zapaliłem kolejnego papierosa), zapis wygląda tak:

- Witam, drogie panie. - Zapaliłem kolejnego papierosa.

Jak widzisz, niezwiązane zdanie musi być odseparowane kropką i tym samym wielką literą.
Kobiety spojrzały na mnie z nieudawaną niechęcią.
A czemu ta niechęć miałaby być udawana? Ten epitet wydaje się bardzo zbędny.
Ostatnio miałem ciężkie dni, żona zostawiła mnie z dwójką dzieci.
Myślę, że ta informacja jest na tyle istotna, że podana w takiej formie pojawia się zbyt nagle. Dziwnie to brzmi.
- Dobry wieczór panu – grymas znika, pojawia się udawana uprzejmość.
Dokładnie ta sama akcja, co wcześniej.
(...) dał mi cynka (...)
cynk
Już prawie pierwsza. Ten kretyn dalej siedzi sam przy stole. Jest nieco podenerwowany. Boże kto mu robił tę sztuczną gałę, co za fuszerka. Wygrzebałem peta z papierośnicy i zamówiłem kolejną szklankę wódki – ostatnia, przysięgam.


Mieszasz tutaj narrację teraźniejszą z przeszłą.
Biodrami kołysała na boki.
Zbędne dookreślenie. Jak ktoś kołysze biodrami, to wiadomo jak.

Z fragmentem kryminału jest taki problem, że jednak w kryminale bardzo istotna jest całość. Przy rozmowie w kawiarni miałem wrażenie, że to wszystko jakieś wyjęte z kontekstu jest, zbyt gwałtowne. Nie mogłem ze zrozumieniem pokiwać głową, kiedy kobieta mówiła o morderstwach popełnianych w czasie miłosnych uniesień, nie rozumiałem, czemu niby główny bohater został wrobiony, po co ta walizeczka ustawiona na tani szok. Nie miałem dobrego punktu widzenia, więc trudno mi oceniać fabułę. Mogę jedynie powiedzieć, że pomysł z tym przebieraniem się i osiemnastoletnią, morderczą femme fatale jest ciekawy, ale sama rozmowa z wysłannikiem była zbyt raptowna i sztuczna. No i nieprawdopodobne jest, że na ulicy nie poznał Emily, z którą przecież spał dwa razy. Rozchwiane to wszystko.

Ale ogółem, mimo licznych potknięć, czytało się całkiem dobrze. Nieźle gawędzisz, Twoja historia snuła się w rytmie, który nie nudził. Błędy krztusiły narrację, jednak byłem na tyle zaciekawiony, że czytałem dalej. Niestety, powtórzę jeszcze raz: scena w kawiarni, gdy pojawia się kobieta, jest kiepsko napisana i dosyć nieprawdopodobna. Brakuje tam napięcia i większego zaangażowania, jakbyś chciał to mieć jak najszybciej za sobą. Szkoda, bo to jednak najważniejsze momenty, a psują dobre wrażenie. Napisałbym to jeszcze raz, spokojniej, ładniej, dokładniej. Zrób z tego ciekawą, psychologiczną walkę, a nie robione na kolanie streszczenie.

Superowych świąt życzy
Patryk
"Życie jest tak dobre, jak dobrym pozwalasz mu być"

8
Starałem się nie powtarzać tego, co ktoś już mówił.
Wyrzuciłem peta na ziemię
Rzuciłem peta na ziemię - wyrzucić można do kosza/przez okno itp. ale nie na coś.
Stres dawał już powoli o sobie znać. Dłonie miałem wilgotne, brzuch bolał mnie niemiłosiernie
"dawał powoli o sobie znać" - czyli dopiero zaczynają się objawy stresu, a on już ma mocne bóle brzucha - co będzie się działo kiedy zacznie się mocno stresować?
Kobiety spojrzały na mnie z nieudawaną niechęcią
Jak dla mnie, "nieudawaną" można wyrzucić.
podstawowe zasady higieny zostały zachwiane
Zasad nie da się zachwiać - można je łamać czy też nie przestrzegać ich.
Zarost i tłuste włosy były nieoderwalną ozdobą szpetnej gęby
Czyli że cały czas miał zarost i tłuste włosy - nie od kiedy opiekuje się dziećmi, ale od zawsze. "Stały się" zamiast "były" i będzie dobrze.
No i "nieoderwalna ozdoba" nijak mi nie pasuje.
Widziały jak obserwuję kawiarnie
Kawiarnię - jedną obserwował.
jasnowłosa przerwała dywagacje moich myśli
Raczej: dywagację "w moich myślach".
Znają mnie tu dość dobrze
Bez "dość" to zdanie byłoby bardziej przekonujące.
a jej czerwona podwiązka tuż pod prawym pośladkiem tańczyła ponętnie
Szyk: "podwiązka tańczyła ponętnie tuż pod prawym pośladkiem" - czasem musisz pokombinować w jaki sposób poskładać zdanie, żeby brzmiało najlepiej.
W knajpie panował zgiełk.
No to knajpa czy kawiarnia? To spora różnica.
W rogu siedział ten chędożony cmokier
A ja bym został przy "pierdolony" i nie kombinował.
Znak szczególny – sztuczne oko
A teraz poczułem się jak agent wyruszający na misję. Przekazałeś tą informację strasznie sztucznie i sucho.
To on dał mi cynka o spotkaniu
Cynk.
Gorset ciasno opinał jej korpus
No z tym korpusem to się wyrwałeś - to słowo zupełnie tu nie pasuje!
Jakimś dziwnym trafem wszyscy znajomi Emily odchodzą na drugą stronę świata
Brakuje w tym zdaniu czegoś w stylu "w dziwnych okolicznościach" czy cuś - bo to, że odchodzą jest naturalne dla każdego człowieka.
Poćwiartowane kończyny; dłonie, stopy, nawet wnętrzności
Od kiedy wnętrzności są kończynami?
Emily dokonywała mordu w pańskich łachach. Rozkwaszała im pyski pańskimi buciorami
O ile "pożyczanie" ubrań przejdzie, to buty raczej byłyby na nią po prostu za duże.

Czytało się płynnie, ale zdecydowanie musisz jeszcze popracować - w niektórych momentach przestawałem rozumieć "co autor miał na myśli". Nie chce mi się wierzyć, że nie rozpoznał twarzy kobiety, z którą dwukrotnie spał. Bardzo to naciągane.
W tekście jest cała masa przeskoków i niewiadomych - dlaczego "wspólnik" go wkopał jest dosyć łatwo się domyślić, ale skąd wziął on walizkę?; jakim cudem policja nie zauważyła brakujących członków(czy to może już kolejne ofiary?)?; dlaczego tak się nawalił przed bardzo ważną akcją(jeśli przez stres to napisz, że pił przez stres)?
Przeczytaj tekst raz czy drugi i spróbuj popatrzeć na niego obiektywnie - tak jakbyś nie wiedział na temat zbrodni, kobiety i mężczyzny nic poza tym, co znajduje się w tekście. Wtedy powinieneś zobaczyć "dziury".
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”