Weldom

1
WULGARYZMY


Zdając sobie sprawę, że nie jest fair skakać po tekstach, nie dając Autorom tej samej możliwości, mając też świadomość, że punktować błędy jest o wiele prościej niż samemu ich uniknąć, daje skromny swój miniaturowy tekst.
Niech pofruną zgniłe warzywa.



WELDOM




Zabiłem skurwiela.
Normalnie i po prostu.
Pamiętam tłustego faceta kopiącego owczarka niemieckiego. Pies leżał na boku i wydawał z siebie dźwięki, jakich żadna żywa istota wydawać nie powinna. Tłuścioch wymierzał kopnięcia mocno i fachowo. I zupełnie bezlitośnie. Krzyczał coś, że pies pojawił się nie wiadomo skąd. Coś o ubrudzonych, wymagających prania spodniach.
Ślepa nienawiść eksplodowała we mnie nagle i natychmiast.
W jednej chwili szedłem sobie spokojnie ulicą, myśląc o czekającym mnie dnia następnego wylocie do Indii, a w następnej chwili tłukłem łbem tego faceta o kant chodnika.
Bum! Bum! Bum!
Uderzałem raz za razem, w morderczym szale.
Plask! Plask! Plask!
Jego włosy wymknęły się z mojej śliskiej od płynów mózgowych ręki.
Potem wziąłem psa na ręce i pobiegłem.
Nie, nie do weterynarza.
Do szpitala.
Normalnego, ludzkiego w założeniu, szpitala.
Zemdlałem na progu.

* * * *
Obudziłem się w miękkim łóżku.
Cholera, szlag trafił Indie.
Zbytnio bolała mnie głowa żebym miał odwagę otworzyć oczy, ale zdobywając się na niemały wysiłek mogłem dokonać pobieżnej analizy sytuacji.
Miękkie łóżko sugerowało że nie jestem w więzieniu.
Kurwa.
Więzienie to nie była zła opcja. Przynajmniej kiedy drugą było Weldom.
I wtedy usłyszałem to zza drzwi.
- Wyszła z Jego brzucha wielka ryba z zębami ociekającymi krwią. I pożerała żywych aż ziemia pokryła się ciałami. A po rybie wyszła z serca Jego bestia o nogach wielu, pożerająca umarłych aż ziemia zrobiła się pusta. A gdy i żyjący, i umarli zniknęli z...
Dalszy ciąg przerwał trzask impulsu elektrycznego.
Weldom, kurwa.
Weldom z całą pewnością.
Zakład psychiatryczny dla przestępców zakwalifikowanych jako socjopaci, z dopiskiem "wyjątkowo niebezpieczny". Tak, dopisek powinien dotyczyć zarówno przestępców jak i samego zakładu. Zmywarka do naczyń, w której byłem nowym talerzem. Ktoś najwidoczniej uznał że mój mózg to resztki po kolacji.
Jedyna placówka w tym kraju jaka dostała pozwolenie na oficjalne używanie silnych impulsów elektrycznych w tak zwanej "terapii leczniczej".
Zaskrzypiały otwierane drzwi. Kilka sekund później usłyszałem ciężkie, wolne kroki.
- Pacjent B dwieście dwanaście, wstać.
Podniosłem leniwie głowę i po raz pierwszy otworzyłem oczy.
Mimo że oślepił mnie blask jarzeniówki, wyraźnie widziałem wielkiego, długowłosego pielęgniarza.
Stał i czekał, zaciskając rytmicznie lewą pięść. Wytatuowany niezdarnie na lewym przedramieniu smok wił się.
W rytm zaciskanej pięści, bo niestety muzyki tu nie puszczają.
- Powiedziałem. Wstać - powtórzył z jawną irytacją.
Podniosłem się z trudem. Chwiejąc się na nogach zrobiłem dwa kroki w jego kierunku.
- Posłuchaj - jego głos brzmiał teraz trochę łagodniej. - Rozwaliłeś facetowi łeb żeby uratować jakiegoś kundla. Fajnie. Twoja sprawa. Ale tutaj nie jesteś kimś. Jesteś następnym zakwalifikowanym w ICD10 jako F60.2, znaczy socjopata. Jasne?
- Jasne - wymamrotałem z trudem.
- Ok. - Ucieszył się szczerze, pokazując mi szpaler żółtych zębów. - Idziemy do szefa.
Wyszliśmy na korytarz. Jakiś brudny facet sikał, leżąc na podłodze. Inny, wytatuowany na twarzy, drapał paznokciami ściany zostawiając krwawe ślady. Ktoś śpiewał wykazując tak nieprawdopodobny brak słuchu, że dziękowałem losowi że się tu znalazł.
Jakaś kobieta tuliła do piersi zwiniętą w kłębek błękitną, szpitalną koszulę. Głaskała ją i nuciła coś cicho.
Zapewne kołysankę.
Usmarowany ekskrementami dziadyga podczołgał się do mnie i chwycił za nogawkę.
- Mam wsssskazówki... Mam kluczzzzz do tajemnic wszechśśśświata... - zasyczał.
Prowadzący mnie pielęgniarz przyłożył gładką, niebieską pałkę do przedramienia dziadygi.
Usłyszałem znajomy już dźwięk impulsu elektrycznego. Syczący jeszcze sekundę temu mężczyzna zabulgotał i zwalił się na podłogę.
- Wybacz. Wiesz jak jest, to same świry. - powiedział z przepraszającą miną pielęgniarz, obdarzając mnie jednocześnie nieśmiałym uśmiechem.
Kiwnąłem tylko głową.
Doszliśmy do ciężkich i wielkich drzwi, na których dumnie pyszniła sie tabliczka z napisem "Dyrektor".
Pielęgniarz klepnął mnie przyjacielsko w ramię. - Wchodzisz sam, polecenie szefa. Ale bez numerów ok?
Ponownie kiwnąłem głową.
Otworzyłem drzwi i wszedłem.
Dyrektor, niski człowiek o szpakowatych włosach stał plecami do mnie wpatrując się w przestrzeń za oknem.
- Z dniem dzisiejszym zostaje Pan zwolniony z zakładu psychiatrycznego w Weldom. Zostaje Pan zwolniony... nieoficjalnie, więc sugeruję po przekroczeniu bramy zatroszczyć się o siebie natychmiastowo. Wyjdzie Pan stąd prosto do magazynu, pobierze swoje ubrania i natychmiast uda się do głównego wyjścia. Nikt nie będzie Pana zatrzymywał. Jakieś pytania?
- Tylko jedno - wychrypiałem. - Dlaczego?
Odwrócił się od okna. Miał mądrą, uczciwą twarz człowieka, który wiele przeszedł.
- Bo to był mój pies.
Ostatnio zmieniony czw 10 sty 2013, 18:25 przez Godhand, łącznie zmieniany 4 razy.
"Każdy jest sumą swoich blizn" Matthew Woodring Stover

Always cheat; always win. If you walk away, it was a fair fight. The only unfair fight is the one you lose.

2
Opis pacjentów - zdecydowanie najlepszy punkt tego opowiadanka. Ma się wrażenie, jakbyś naprawdę tam kiedyś był i to opisywał xd Ale czemu Indie? Czemu facet broni owczarka i zabija przy tym człowieka? Rozumiem, że jest naprawdę kopnięty i dlatego też zanosi rannego psa do szpitala dla ludzi.
Obudziłem się w miękkim łóżku.
Wyobrażam sobie, że tam nie ma miękkich łóżek.
Więzienie to nie była zła opcja. Przynajmniej kiedy drugą było Weldom.
Nie taki straszny ten zakład się okazał ;] Na pewno w więzieniu byłoby dużo gorzej. Weldom? Bohater chyba już bywał w podobnych miejscach ;]
Jakiś brudny facet sikał, leżąc na podłodze.
Jakaś kobieta tuliła do piersi zwiniętą w kłębek błękitną, szpitalną koszulę. Głaskała ją i nuciła coś cicho.
Zapewne kołysankę.
Oto ci niezwykle groźni socjopaci? ;]
- Wybacz. Wiesz jak jest, to same świry. - powiedział z przepraszającą miną pielęgniarz, obdarzając mnie jednocześnie nieśmiałym uśmiechem.
5 minut wcześniej kazał bohaterowi pamiętać, że jest świrem i przypominał, jakie jest jego miejsce a teraz ze skrępowaniem przeprasza go za zachowanie innych pacjentów? Może on sam jest świrem? xd I czemu kazał bohaterowi pamiętać o jego miejscu w szeregu, skoro wyprowadza go na wolność? Może o tym nie wie? Ale skoro nie wie to czemu jest później miły dla niego?...
Z dniem dzisiejszym zostaje Pan zwolniony z zakładu psychiatrycznego w Weldom.
A więc był cały jeden dzień czy niecały? ;]]]
Wyjdzie Pan stąd prosto do magazynu, pobierze swoje ubrania i natychmiast uda się do głównego wyjścia.
Ciekawe czy zdążyły tam trafić ;]
- Bo to był mój pies.
Zaskakujący finał? Może i tak. Ale całkiem durny. Dyrektor tego zakładu miał może
mądrą, uczciwą twarz człowieka, który wiele przeszedł.
ale musiał być niezłym psycholem, żeby wypuszczać na wolność człowieka, który kogoś zabił, bo obronił jego psa i narażać tym samym swoją posadę i chyba od razu rezerwując sobie miejsce w swoim szpitalu jako pacjent ;]
Nie dziwi mnie, że podjąłeś się tematyki socjopatycznej, bo każdy z twoich bohaterów to socjopata i skończony idiota, i nie widzę ani jednego zachowania w ich postępowaniu, które byłoby nie tylko racjonalne, ale chociaż normalne...
Jedynka?
Roronoa Zoro: Chcesz mnie zabić?! Nie potrafiłeś nawet zabić mi nudy!

3
Mam dylemat z tym opowiadaniem.
Jest sprawne formalnie, językowo, ale (bo wiadomo, że to "ale" nastąpi)
Moim zdaniem brakuje w nim duszy. Duszy przekazu. Jest jak choinka w supermarkecie - niby poprawna estetycznie, ale choinki powinny stać obok stołu rodzinnego, w zapachu potraw i świerku.

Nie robię łapanki.
no...bo... lubię dusze.

__________

Wiem, że powinnam wytłumaczyć, co to dla mnie znaczy "brakuje duszy", ale nie umiem. Ono jest w przekazie dla mnie nudne, choć nie jest nudne, jest banalne, choć to też nie to słowo, jest wtórne czy jakoś tak. Brakuje w nim tego czegoś, co każe mi znane motywy odkrywać na nowo. No - właśnie ta choinka mi przyszła na myśl - za duża, za błyszcząca, za symetryczna, za sztuczna i.. bez sensu w hipermarkecie.
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

4
Jest sprawne formalnie
To opowiedz o formie tego utworu. Co w niej doceniasz.
językowo
W tym nazwanie starca w zakładzie psychiatrycznym zwyczajnym "dziadygą".
Moim zdaniem brakuje w nim duszy.
Jak się nie wie, co się ma na myśli to się mówi o takich metafizycznych sprawach.
Duszy przekazu.
SIC! Chodzi o brak wyraźnego przesłania, że powinno się zabijać ludzi znęcających się nad zwierzętami?
choinka w supermarkecie - niby poprawna estetycznie, ale
Poprawna estetycznie? 0.o
choinki powinny stać obok stołu rodzinnego, w zapachu potraw i świerku.
Choinki w zapachu potraw i świerku?
Mam dylemat z tym opowiadaniem.
Mam dylemat z twoim komentarzem...

5
matikala pisze:Mam dylemat z twoim komentarzem...
Ja też. ;)
Dziadyga jest Ok. Naprawdę.



I sama sobie zwrócę uwagę, żeby nie dyskutować o komentarzach do komentarzy na wątku "tu wrzuć".
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

6
Dokąd tak pędzisz na tym pięknym rumaku, szlachetny rycerzu? Prryyy...

1.Co gruby facet zrobił psu, że leżał i pozwalał się katować? Potrącił samochodem?
Ślepa nienawiść eksplodowała we mnie nagle i natychmiast.
Nie podoba mi się to zestawienie.
Godhand pisze:Tłuścioch wymierzał kopnięcia mocno i fachowo.
Czyli jakiś bandzior, rakarz? I taki fachowiec w kopaniu/biciu dał się powalić? Bez obrony, bez kopa, pięści na zębach, dłoni ciągnącej za włosy? Za szybko... Nie dajesz szansy na zasmakowanie krwi. Pachnie, ale nie czuć jej smaku w ustach.
Godhand pisze:Normalnego, ludzkiego w założeniu, szpitala.
Większy skrót byłby wyrazistszy. Samo: "Normalnego, ludzkiego."
Godhand pisze:Cholera, szlag trafił Indie.
Myśl? Szept? -> zapis
Godhand pisze:Zbytnio bolała mnie głowa żebym miał odwagę otworzyć oczy, ale zdobywając się na niemały wysiłek mogłem dokonać pobieżnej analizy sytuacji.
Interpunkcja. W kilku miejscach brak przecinków.
Godhand pisze:Dalszy ciąg przerwał trzask impulsu elektrycznego.
Tak sobie elektorwstrząsają pensjonariuszami w otwartym pomieszczeniu, żeby wszyscy słyszeli, widzieli?
Godhand pisze:Weldom, kurwa.
Weldom z całą pewnością.
Był już tam wcześniej, że tak dobrze rozpoznaje? Znaczy straszny z niego psychol, a scena z psem to tylko impuls do kolejnego szaleństwa?

Godhand pisze:Wytatuowany niezdarnie na lewym przedramieniu smok wił się.
W rytm zaciskanej pięści, bo niestety muzyki tu nie puszczają.
Wyjaśnisz ideę kropki po wił się? A może zmienić szyk?
Godhand pisze:Stał i czekał, zaciskając rytmicznie lewą pięść. Wytatuowany niezdarnie na lewym przedramieniu smok wił się.
W rytm zaciskanej pięści, bo niestety muzyki tu nie puszczają.
- Powiedziałem. Wstać - powtórzył z jawną irytacją.
Podniosłem się z trudem. Chwiejąc się na nogach zrobiłem dwa kroki w jego kierunku.
- Posłuchaj - jego głos brzmiał teraz trochę łagodniej. - Rozwaliłeś facetowi łeb żeby uratować jakiegoś kundla. Fajnie. Twoja sprawa. Ale tutaj nie jesteś kimś. Jesteś następnym zakwalifikowanym w ICD10 jako F60.2, znaczy socjopata. Jasne?
- Jasne - wymamrotałem z trudem.
- Ok. - Ucieszył się szczerze, pokazując mi szpaler żółtych zębów. - Idziemy do szefa.
Godhand pisze:- Wybacz. Wiesz jak jest, to same świry. - powiedział z przepraszającą miną pielęgniarz, obdarzając mnie jednocześnie nieśmiałym uśmiechem.
Pielęgniarz też potrzebuje pomocy psychologicznej, bo jego zachowanie jest niespójne. Rozkazuje, żeby wstał, zaciska pięści, irytuje się, że się guzdrze, a potem uśmiecha wylewnie, do mordercy, który zatłukł faceta, rozwalając mu głowę o chodnik? Toruje mu drogę, znęcając się nad innym pacjentem? To jest niespójne, chyba, że pielęgniarz to jeden z psychopatów, zatrudniony przez dyrekcje szpitala... :D
Godhand pisze:Ktoś śpiewał wykazując tak nieprawdopodobny brak słuchu, że dziękowałem losowi że się tu znalazł.
Dlaczego dziękował losowi? Przecież istniała możliwość, że będzie musiał tego słuchać przez jakiś czas.
Godhand pisze:- Wybacz. Wiesz jak jest, to same świry. BEZ KROPKI- powiedział z przepraszającą miną pielęgniarz, obdarzając mnie jednocześnie nieśmiałym uśmiechem.
Godhand pisze:dumnie pyszniła sie
się
dumnie wisiała/tkwiła/ błyszczała lub pyszniła się bez dumnie
Pielęgniarz klepnął mnie przyjacielsko w ramię. - Wchodzisz sam, polecenie szefa. Ale bez numerów ok?
Słowa pielęgniarza od nowej linii.

Specjalnie to mnie nie porwało, choć idea i morał ciekawe. :) Nie dajesz szans na rozsmakowanie się w sytuacji, przez to puenta nie jest tak mocna, jak mogłaby być.

Powodzenia.
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

7
Dzięki wszystkim za komentarze. Nie wiem czy wypada mi się ustosunkować, ale spróbuję.
Oczywiście pierwszy błąd popełniłem nie pisząc, że jest to baza do większego tekstu, uznałem że będzie to wyglądało jak tłumaczenie się z jego jakości.

Matikala:
Prawdopodobnie będziesz przyczyną mojego pierwszego warna, ale będzie warto.
Najpierw spróbuję racjonalnie.
Opis pacjentów - zdecydowanie najlepszy punkt tego opowiadanka. Ma się wrażenie, jakbyś naprawdę tam kiedyś był i to opisywał xd
Niestety nie byłem, ale uważam że było by to bardzo ciekawe doświadczenie. Na wielu płaszczyznach.
Czemu facet broni owczarka i zabija przy tym człowieka? Rozumiem, że jest naprawdę kopnięty i dlatego też zanosi rannego psa do szpitala dla ludzi.
Broni psa bo uważa to za słuszne. Po prostu. A zabija przy tym człowieka, bo jasno widać że nie kontroluje swojej reakcji.
Wyobrażam sobie, że tam nie ma miękkich łóżek.
Na "przejściówce" jest jedno ;)

Nie taki straszny ten zakład się okazał ;] Na pewno w więzieniu byłoby dużo gorzej. Weldom? Bohater chyba już bywał w podobnych miejscach ;]
To wiocha/małe miasteczko (czego nie napisałem - mój błąd). Strach przed Weldom polega na strachu przed lobotomią i zmianą w ludzkie warzywo. Bohater nie bywał w podobnych miejscach ale znając topografię maleńkiego miasteczka wie, że jeśli nie więzienie to właśnie Weldom.
Oto ci niezwykle groźni socjopaci? ;]
Kompletnie nie zrozumiałeś tego fragmentu tekstu. To są ci niezwykle groźni socjopaci, owszem. Z tym że my widzimy ich już po zabiegu lobotomii, co do którego możemy mieć pewność bo bohater nas naprowadza, a właściwie wprost daje sygnał:
Zmywarka do naczyń, w której byłem nowym talerzem. Ktoś najwidoczniej uznał że mój mózg to resztki po kolacji.
5 minut wcześniej kazał bohaterowi pamiętać, że jest świrem i przypominał, jakie jest jego miejsce a teraz ze skrępowaniem przeprasza go za zachowanie innych pacjentów? Może on sam jest świrem? xd I czemu kazał bohaterowi pamiętać o jego miejscu w szeregu, skoro wyprowadza go na wolność? Może o tym nie wie? Ale skoro nie wie to czemu jest później miły dla niego?...
Ok, masz trochę racji. Chodziło o sytuację kiedy pielęgniarz nie wiedząc czego się spodziewać po nowym pacjencie, traktuje go od początku ostro. Natomiast widząc współpracę ze strony bohatera podchodzi do niego łagodniej. W końcu ma z nim kontakt a z tymi po lobotomii nie.
A więc był cały jeden dzień czy niecały? ;]]]
"Z dniem dzisiejszym..." jest zwrotem urzędowym i jako taki powinien zostać potraktowany.
Co do tego jak długo był - nie wiem, zapytać należałoby jak długo był nieprzytomny.
Dyrektor zakładu musiał być niezłym psycholem, żeby wypuszczać na wolność człowieka, który kogoś zabił, bo obronił jego psa i narażać tym samym swoją posadę i chyba od razu rezerwując sobie miejsce w swoim szpitalu jako pacjent ;]
Ok, o ile zakładasz znane sobie polskie realia (a i tu nie do końca). Ale ja nie napisałem że to jest w Polsce, w naszych czasach, w naszych realiach. A ludzie mają takie zachowania jak ten dyrektor, to znaczy wybaczanie i zrozumienie dla bardzo złych uczynków, popełnionych w imię czegoś co kochają.
Nie dziwi mnie, że podjąłeś się tematyki socjopatycznej, bo każdy z twoich bohaterów to socjopata i skończony idiota, i nie widzę ani jednego zachowania w ich postępowaniu, które byłoby nie tylko racjonalne, ale chociaż normalne...
Rozumiem że masz mnie za podobnego bohaterom, cóż jest to Twoje święte prawo odbiorcy. Pamiętaj tylko że tekst to zaledwie zbiór literek.

Na tym miałem zakończyć ale nie mogę. Mnie pojechałeś - poniekąd słusznie. Ale czytam Twoje godne pożałowania komentarze pod tekstami Shinobiego, Kanadyjczyka i innych.
Komentarze nic dla autorów nie wnoszące, tryskające obrzydliwym ego autora i przeświadczeniem o jego własnej wszechwiedzy. Komentarze prześmiewcze i szydzące.
Komentarze człowieka, który myli Manna z Proustem, wkleja z internetu mądre teorie i kompletnie nie ma własnego (racjonalnego) zdania, wybierając sobie w tematach osobę, która będzie celem ataku. W "Fragmencie poradnika" Polisha, postanowiłeś bronić tekstu - tylko dlatego bo zanim tam wpadłeś ktoś go skrytykował. Wszystkie inne krytykowałeś jak tylko ktoś wyraził na ich temat pozytywną opinię. Tekstu Shinobiego po prostu nie zrozumiałeś, a że "Jerozolima" Kana cię zabolała to już zupełnie nie zrozumiałem.
Myślę sobie ok, może jesteś tak dobry że drażni Cię nasza nieudolność, więc wszedłem tam gdzie Twój tekst wisi i...
Nie, nie jesteś.
Nadto wszystko ważniejsze jest, że Twoja forma wymiany zdań z Nataszą robi z Ciebie w moich oczach zwykłego, niewychowanego gówniarza z (niestety dla nas) dostępem do internetu.
Teraz przyjmę z chęcią warna czy co tam się daje.

Natasza:
Masz rację. Tekst miał być zabawą i przekazu głębokiego nie ma. Brakuje w nim głębi, ponieważ autor nie czuje się na tyle pewnie, aby zaprezentować komuś teksty zawierające własne przemyślenia.

Dorapa:
Gdzie ja tam szlachetny... ;)
Co gruby facet zrobił psu, że leżał i pozwalał się katować?
Ależ nie wiem, zastałem sytuację, tak jak bohater.
Tak sobie elektorwstrząsają pensjonariuszami w otwartym pomieszczeniu, żeby wszyscy słyszeli, widzieli?
Dlaczego nie? Po pierwsze mają na to pozwolenie, legalne. Po drugie, to nie nasze realia, to że nie widzimy niczego wyraźnie odmiennego nie świadczy że zasady są takie jak w naszych, prawda?

W reszcie (prócz rozpoznania miejsca i zachowania pielęgniarza - z czego już wytłumaczyłem się naszemu przesympatycznemu nowemu koledze) oczywiście masz rację.
Dziękuję raz jeszcze za poświęcony czas.

Pozdrawiam,

Godhand
"Każdy jest sumą swoich blizn" Matthew Woodring Stover

Always cheat; always win. If you walk away, it was a fair fight. The only unfair fight is the one you lose.

8
Broni psa bo uważa to za słuszne. Po prostu.
Hmm... a tak z ciekawości czystej tylko spytam, czy jakie są twoje poglądy na temat zwierząt/ekologii?
Oglądam sobie teledysk Motionless in White "Immaculate misconception" i zdaje sobie sprawę, że atak wokalisty na jego krytyków spowodowany jest narastającym gniewem złością. Reżyser pokazuje nam skandujących na ulicy ludzi, którzy grożą mu piekłem, wrzucają na niego. Przypomina mi się również scena katowania konia w "Lalce". Zapoznaj się z obiema rzeczami i pomyśl, czy nie poszerzyć utwór o opis cierpienia kopanego psa i jak ten widok przeżywał bohater, jak narastał w nim szał, który kazał mu traktować psa jak człowieka i zanieść go do szpitala dla ludzi, a człowieka zabić za to, co zrobił.
Strach przed Weldom polega na strachu przed lobotomią i zmianą w ludzkie warzywo.
Może można było umieścić fragment opisujący straszliwe pogłoski związane z tym miejscem? Postać jakiegoś szalonego doktorka, którego po przebudzeniu przypomina sobie bohater, później ten odwiedza go w pokoju, jakby chciał się nim już "zająć", ale przychodzi sanitariusz i wybawia bohatera.
widzimy ich już po zabiegu lobotomii
O ile wiem to lobotomii się aktualnie nie stosuje, a żadne realia utworu nie wskazują, by ktokolwiek był jej poddany.
Zmywarka do naczyń, w której byłem nowym talerzem. Ktoś najwidoczniej uznał że mój mózg to resztki po kolacji.
Ja ten fragment traktuję jako metaforę, ale pranie mózgu, jakiego spodziewa się bohater to równie dobrze może być lobotomia, jak zwykła terapia psychologiczna.
Natomiast widząc współpracę ze strony bohatera podchodzi do niego łagodniej.
Mało tej współpracy, dlatego pielęgniarz wydaje się zbyt, zbyt ufny, jak na kogoś, kto ma do czynienia z wariatami.
"Z dniem dzisiejszym..." jest zwrotem urzędowym i jako taki powinien zostać potraktowany.
Co do tego jak długo był - nie wiem, zapytać należałoby jak długo był nieprzytomny.
Historia jest szybsza niż Jakub Kosecki.
A ludzie mają takie zachowania jak ten dyrektor, to znaczy wybaczanie i zrozumienie dla bardzo złych uczynków, popełnionych w imię czegoś co kochają.
Przepraszam cię, staram się już wszystko komentować bardzo łagodnie, ale w tym, co powiedziałeś teraz chodzi nie tylko o literaturę, ale o coś więcej. Uważasz, że wypuścić mordercę, niezrównoważonego gościa na ulicę bez przeprowadzenia żadnej terapii, tylko dlatego, że zabił kogoś w obronie psa, Twojego psa, jest zrozumieniem i wybaczeniem? W ogóle to wybaczenia mógłby się spodziewać od rodziny jego ofiary a nie od dyrektora, któremu nic się nie stało.
Pamiętaj tylko że tekst to zaledwie zbiór literek.
Chyba jednak coś więcej.

9
Dla mnie tekst jest dobry, opis jak główny bohater tłukł tego tłuściocha był najlepszy. Uśmiechnąłem się do ekranu kiedy doszedłem do tych "tajemnic wszechśśświata" :) Końcówka też bardzo fajna, no i ogólnie daję solidną 5.

Dlaczego nie 5+? Bo ta puenta była trochę, eee... jakby to ująć? Troszkę słaba, powinieneś rozwinąć bardziej historię aby ta puenta była naprawdę solidnym kopniakiem. No ale rozumiem że to miniaturka.

No i nie ty jeden się zastanawiasz co pewien forumowicz wyczynia na tym forum.
Śmieszne jest to, jak los nie pozwala ucieć przed przeznaczeniem.

10
Godhand pisze:Weldom z całą pewnością.
Zakład psychiatryczny dla przestępców zakwalifikowanych jako socjopaci, z dopiskiem "wyjątkowo niebezpieczny".
Godhand pisze:Wyszliśmy na korytarz. Jakiś brudny facet sikał, leżąc na podłodze. Inny, wytatuowany na twarzy, drapał paznokciami ściany zostawiając krwawe ślady. Ktoś śpiewał wykazując tak nieprawdopodobny brak słuchu, że dziękowałem losowi że się tu znalazł.
Jakaś kobieta tuliła do piersi zwiniętą w kłębek błękitną, szpitalną koszulę. Głaskała ją i nuciła coś cicho.
Zapewne kołysankę.
Usmarowany ekskrementami dziadyga podczołgał się do mnie i chwycił za nogawkę.
Ci ludzie nie wyglądają na wyjątkowo niebezpiecznych socjopatów. Raczej na klientów noclegowni dla bezdomnych, a może też izby wytrzeźwień. Do tego, w miejscu, gdzie przebywają przestępcy (a muszą być przestępcami, skoro zostali uznani za wyjątkowo niebezpiecznych), raczej nie ma takiej swobody plątania się po korytarzach. Co to za personel, który pozwala tym pacjentom-więźniom chodzić swobodnie, a w razie potrzeby używa paralizatora?
Przeczytałam w Twojej odpowiedzi, że są to pensjonariusze po lobotomii, lecz nie jest dobrze, kiedy informacje istotne dla zrozumienia tekstu pojawiają się w komentarzu do niego. Kiedy bohater już wie, że trafił do Weldom - dlaczego nie pociągnąłeś tego, nie dorzuciłeś choćby dwóch zdań, charakteryzujących to miejsce?
Godhand pisze:Zostaje Pan zwolniony... nieoficjalnie, więc sugeruję po przekroczeniu bramy zatroszczyć się o siebie natychmiastowo. Wyjdzie Pan stąd prosto do magazynu, pobierze swoje ubrania i natychmiast uda się do głównego wyjścia. Nikt nie będzie Pana zatrzymywał.
Mhm. Dyrektor ryzykuje stanowiskiem, a nawet procesem, skoro ot, tak sobie wypuścił na ulicę mordercę. Sama motywacja (bo to był mój pies) jest na swój sposób sympatyczna, ale wykonanie... A nie mógłby mu zasugerować "spontanicznej" ucieczki przez drzwi czy okno przypadkiem nie strzeżone, albo jakiejś innej wolty? Na zasadzie: pan znika, a ja nic o tym nie wiem?
Owszem, możesz mi odpowiedzieć, że skoro ten tekst jest jedynie "bazą" dla bardziej rozbudowanej historii, to dyrektor okaże się jakąś potężną postacią, która ma za nic przepisy prawa oraz procedury obowiązujące na styku wymiaru sprawiedliwości i medycyny, lecz ja znam tylko tę miniaturę i traktuję ją jako samodzielną całość. W jej ramach decyzja o oficjalnym wypuszczeniu (pójdzie pan... pobierze ubrania... nikt nie będzie zatrzymywał - cały personel wtajemniczony!) słabo się tłumaczy.
W takiej postaci jest to zaledwie szkic opowiadania. Z Twojego komentarza wynika, że dużo mieści się poza tekstem, który zaprezentowałeś, ale skoro zdecydowałeś się na formę miniatury, to już przepadło.
Piszesz sprawnie. Czasem trafiają się jakieś drobne potknięcia. Tutaj właśnie taki drobiazg:
Godhand pisze:dumnie pyszniła sie tabliczka z napisem "Dyrektor".
Wystarczyłoby samo pyszniła się. Nie można pysznić się skromnie ani nieśmiało.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

11
Co tu wiele mówić, z avatrem trochę jak z dekoracją pokoju. Odzwierciedla to, co w właścicielu siedzi. Twój avatar jest bardzo stylowy, ma specyficzną estetykę. Wyczuwa się w nim lekkość, może dezynwolturę, z pewnością klasę i wyrafinowanie, a już na pewno puste francuskie uliczki wystrojone gołębiami. Duchowo się z nim utożsamiam, dlatego postanowiłem tekst przeczytać, żywiąc silne wewnętrzne przekonanie, że przypadnie mi do gustu.

Z tym, że nie posiada ten utwór żadnego głębszego przekazu, zgodzić się nie moge, mimo że za pierwszym razem również tak pomyślałem. W tekście bardzo jest wyeksponowana fabularna konstrukcja, łatwo przez to o wrażenie, że odgrywała dla autora znaczenie pierwszorzędne. Ale sądzę, że to stąd, iż jest drogi Autor na tym etapie rozwoju pisarskiego, gdy bardzo dużą uwagę przywiązuje do strukturalnej strony tekstu. I nawet jeżeli faktycznie nie chciał niczego głębokiego przekazywać, to jednak - może nieświadomie - moim zdaniem przekazał.
"Bo to był mój pies". Dla mnie to literackie przedstawienie odwiecznego prawa, zgodnie z którym to, jak postępujemy wobec innych, odzwierciedli się w stosunku innych do nas. I ta złożoność świata... Ten odcień tajemnicy, zaskakująca nieprzewidywalność zdarzeń, które takowe wrażenie kształtują. W dodatku: idzie sobie koleś przez ulicę, gwizda sobie, dłonie w kieszeniach, słoneczko i sielanka, a tu nagle - pies kopany, a potem kopany człowiek i krew. W życiu też nie jest tak przypadkiem, że nagle z rutyny wybudza nas zupełnie niespodziewanie zdarzenie, o którym wcześniej nawet nie pomyślelibyśmy? Ale można tę interpretację posunąć dalej - niezależnie od okoliczności, to co ma znaczenie najistotniejsze, to nasza wewnętrzna postawa, która nie pozwoli nam się zgubić. Psychiatryk i już wydawało się, że rozpocznie się okres fatalnych udręk, a jednak nie - urzeczywistnia się prawo sprawiedliwości, i to w jak wyborny literacko (technicznie) sposób! A zatem: okoliczności, postacie i to wszystko inne, co symbolizowało dno, na które się stoczył bohater, spotęgowało dodatkowo wrażenie, że to kompletny koniec, ale płomyk nadziei, o której już pod koniec utworu nikt zdawał się nie pamiętać, nagle spektakularnie wybucha. Oto jest: czyń tak, jak chcesz, aby i Tobie czyniono.

12
Wiem, co chciałam powiedzieć poprzez wyrażenie "nie czuję duszy w tym utworze". Nie chodzi o przekaz ideowy - on jest jasny w hiperbolizacji i konwencji groteski. "Brak duszy" - to odczucie, że napięcie, ruchy tektoniczne struktury fabuły, wynikające z przekazu, nie wypływają z wewnątrz tekstu, z kategorii estetycznej i konsekwencji jej stosowania.
Istotą opowieści było stworzenie antyutopii - oto dyrektor szpitala wariatów wypuszcza nieobliczalnego mordercę w odruchu miłości do psa, w obronie którego dokonało się bestialskie morderstwo - ujawnia się system wartości owej antyutopii, patologiczna selekcja nakazów etycznych. Franciszkanizm szalony, chory u obu ujawnionych bohaterów, dewiacje moralne obu. To ciekawe - nie ma solidaryzmu wewnątrzgatunkowego, humanitaryzm, czy nawet humanizm (o ironio) dotyczy istoty gatunkowo obcej, kulturowo nawet hierarchizowanej z pogardą nisko (por. zabić jak psa, zejść na psy, psi syn, etc). I według mnie - nie ma tego wewnątrz, ekwiwalent sensu w obrazie, fabule, postaciach nie wnosi napięcia, jest pozornie dynamiczny, bo bazuje na efekcie (efekciarstwie?) toposów. Nie znalazłam wewnątrz realnego dyskursu etycznego, kulturowego wobec którego odbiorca zajmowałby stanowisko. Ot, obrazowanie gdzieś między kazaniami św. Franciszka a "Lotem nad kukułczym gniazdem" - ale bez duszy, która czuje moralnie.
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

13
Bardzo się cieszę, że tak różne wrażenia macie po kontakcie z tekstem.
Nie dysponuję chwilowo czasem aby odnieść się, ale to się zmieni.
Bardzo dziękuję za wszystkie komentarze.

Vautrin:
Na avatarze jest moja Żona i tak, bardzo bliskie jest nam to o czym piszesz.

Pozdrawiam,

Godhand

[ Dodano: Pon 17 Gru, 2012 ]
Jest chwila więc...

Matikala:

Poglądy na ekologię/zwierzęta mam racjonalne i wyważone. Jem mięso i nie kładę się pod kołami buldożerów w obronie każdego znanego sobie zagajnika. Natomiast okrucieństwo, którego celem są jednostki w mojej ocenie bezbronne (osoby starsze, dzieci, zwierzęta, osoby chore) wywołuje we mnie odruchy podobne do zachowania mojego bohatera.
I żeby było jasne, uważam że reakcja mojego bohatera była prawidłowa, choć środki oczywiście bardzo przesadzone (wszak to opowiadanko) , w realne sytuacji wystarczyłoby porządnie dać gościowi w twarz.
pomyśl, czy nie poszerzyć utwór o opis cierpienia kopanego psa i jak ten widok przeżywał bohater, jak narastał w nim szał, który kazał mu traktować psa jak człowieka i zanieść go do szpitala dla ludzi, a człowieka zabić za to, co zrobił.
Jak wychodzisz zza rogu a tam facet bije Twoje dziecko/szarpie się z Twoją Żoną/rysuje Ci kluczami samochód itd. to rozumiem że stoisz i czekasz cierpliwie, rozkoszując się narastającym szałem?
Mało tej współpracy, dlatego pielęgniarz wydaje się zbyt, zbyt ufny, jak na kogoś, kto ma do czynienia z wariatami.
Ok, tu macie wszyscy rację. Nic nie poradzę że zbyt głęboko w mojej głowie jest obraz wielu relacji "chandlerowskich" pomiędzy bohaterami. Więc może była to nieudana próba pokazania takiej właśnie.
Uważasz, że wypuścić mordercę, niezrównoważonego gościa na ulicę bez przeprowadzenia żadnej terapii, tylko dlatego, że zabił kogoś w obronie psa, Twojego psa, jest zrozumieniem i wybaczeniem?
Cała ta sytuacja dla kogoś będzie zwykłym morderstwem, dla kogoś ratowaniem psa. Dla kogoś bestialstwem, dla kogoś odruchem humanitarnym. Postrzeganie sytuacji jaka się wydarzyła, jej rozumienie w kategoriach etycznych jest dla obu (bohatera i dyrektora) takie samo. To porozumienie na poziomie ich pokrętnej i wybiórczej etyki.
Chyba jednak coś więcej.
Podziwiam. Dla mnie teksty pisane to niewiele więcej niż świetna rozrywka. Orgazmów intelektualnych nie doświadczam (z kilkoma wyjątkami, potwierdzającymi regułę - Pan Światła choćby)

Anglo-Sakson:
Dzięki serdeczne.

Rubia:

Uwagi oczywiście słuszne, a pomysł z inną formą opuszczenia zakładu bardzo dobry - dziękuję bardzo.

Vautrin:

Cóż, odkryłeś więcej niż chciałem żeby odkryto.
Ktoś odnajduje humanizm tu, ktoś gdzie indziej. Co byłoby gdyby to nie był pies dyrektora?
Czy pomyślałby "A gdyby to był mój pies"?
Czy my, widząc chamskie zachowanie w stosunku do staruszki na przystanku, pomyślimy "a gdyby to była moja babcia"?
Mój rysowany samochód, moja wybijana szyba, moje szarpane dziecko.
Myślmy.
I oczywiście Tobie najbardziej dziękuję.

Natasza:
Wykazałaś głębię tekstu w czasie wykazywania jego braku głębi ;)
A tak na poważnie, rozumiem i szanuję Twoje stanowisko. Czytelnik jednak musi się wewnętrznie ustosunkować do wyborów bohatera, niejako automatycznie. To jak to zrobi będzie zapewne rzutować na cały jego odbiór tekstu.

Pozdrawiam wszystkich i bardzo dziękuję,

Godhand
"Każdy jest sumą swoich blizn" Matthew Woodring Stover

Always cheat; always win. If you walk away, it was a fair fight. The only unfair fight is the one you lose.

14
Z tym, że nie posiada ten utwór żadnego głębszego przekazu, zgodzić się nie moge, mimo że za pierwszym razem również tak pomyślałem. W tekście bardzo jest wyeksponowana fabularna konstrukcja, łatwo przez to o wrażenie, że odgrywała dla autora znaczenie pierwszorzędne. Ale sądzę, że to stąd, iż jest drogi Autor na tym etapie rozwoju pisarskiego, gdy bardzo dużą uwagę przywiązuje do strukturalnej strony tekstu. I nawet jeżeli faktycznie nie chciał niczego głębokiego przekazywać, to jednak - może nieświadomie - moim zdaniem przekazał.
"Bo to był mój pies". Dla mnie to literackie przedstawienie odwiecznego prawa, zgodnie z którym to, jak postępujemy wobec innych, odzwierciedli się w stosunku innych do nas. I ta złożoność świata... Ten odcień tajemnicy, zaskakująca nieprzewidywalność zdarzeń, które takowe wrażenie kształtują. W dodatku: idzie sobie koleś przez ulicę, gwizda sobie, dłonie w kieszeniach, słoneczko i sielanka, a tu nagle - pies kopany, a potem kopany człowiek i krew. W życiu też nie jest tak przypadkiem, że nagle z rutyny wybudza nas zupełnie niespodziewanie zdarzenie, o którym wcześniej nawet nie pomyślelibyśmy? Ale można tę interpretację posunąć dalej - niezależnie od okoliczności, to co ma znaczenie najistotniejsze, to nasza wewnętrzna postawa, która nie pozwoli nam się zgubić. Psychiatryk i już wydawało się, że rozpocznie się okres fatalnych udręk, a jednak nie - urzeczywistnia się prawo sprawiedliwości, i to w jak wyborny literacko (technicznie) sposób! A zatem: okoliczności, postacie i to wszystko inne, co symbolizowało dno, na które się stoczył bohater, spotęgowało dodatkowo wrażenie, że to kompletny koniec, ale płomyk nadziei, o której już pod koniec utworu nikt zdawał się nie pamiętać, nagle spektakularnie wybucha. Oto jest: czyń tak, jak chcesz, aby i Tobie czyniono.
Nadinterpretacja. Wydobywasz z utworu sensy, których w nim nie ma. Nikt tego nie zabrania, można snuć wiele na temat sensów utworu, ale zupełnie nijak się to ma do uczciwego i filologicznego badania tekstu dzieła literackiego.
"Brak duszy" - to odczucie, że napięcie, ruchy tektoniczne struktury fabuły, wynikające z przekazu, nie wypływają z wewnątrz tekstu, z kategorii estetycznej i konsekwencji jej stosowania.
Konia z rzędem temu komu kto to zrozumie. Odczucie... że napięcie... ruchy tektoniczne struktury fabuły... wynikające z przekazu... nie wypływają... z wewnątrz tekstu... z kategorii estetycznej... i konsekwencji jej stosowania...
antyutopii
Nie, w tym tekście z pewnością nie jest przedstawiona antyutopia.
humanitaryzm, czy nawet humanizm (o ironio) dotyczy istoty gatunkowo obcej
Humanizm na pewno nie.
kulturowo nawet hierarchizowanej z pogardą nisko
Co to znaczy "być kulturowo hierarchizowanym"? Czy się hierarchizuje pod względem kultury ludzi i psy? I co to znaczy "być hierarchizowanym z pogardą nisko"?
I według mnie - nie ma tego wewnątrz, ekwiwalent sensu w obrazie, fabule, postaciach nie wnosi napięcia, jest pozornie dynamiczny, bo bazuje na efekcie (efekciarstwie?) toposów. Nie znalazłam wewnątrz realnego dyskursu etycznego, kulturowego wobec którego odbiorca zajmowałby stanowisko. Ot, obrazowanie gdzieś między kazaniami św. Franciszka a "Lotem nad kukułczym gniazdem" - ale bez duszy, która czuje moralnie.
Może ktoś znowu oskarży mnie, że się czepiam, ale czytając te zdania mam wrażenie, że tylko brzmią, jakby posiadały sens...
Jak wychodzisz zza rogu a tam facet bije Twoje dziecko/szarpie się z Twoją Żoną/rysuje Ci kluczami samochód itd. to rozumiem że stoisz i czekasz cierpliwie, rozkoszując się narastającym szałem?
Opis to nie znaczy zawsze opis a la Orzeszkowa w "Nad Niemnem". Zresztą taki opis mógłby mieć kilka zdań a i tak dotyczyć dosłownie momentu, w którym bohater percepuje całe zdarzenie.
Cała ta sytuacja dla kogoś będzie zwykłym morderstwem, dla kogoś ratowaniem psa. Dla kogoś bestialstwem, dla kogoś odruchem humanitarnym.
To dlaczego umieściłeś bohatera w psychiatryku? Wcale nie widzę tu poza tym relatywizmu, w jaki starasz się ubrać sytuację. Humanitarne byłoby uratować psa, ale czy humanitarne może być zabicie kogoś? Skoro bohater był silniejszy (a był, bo zabił człowieka!) to mógł uratować psa nie krzywdząc nikogo. Naprawdę sytuacja nie przedstawiała się w ten sposób, że jak nie zabije faceta to pies umrze.
Podziwiam. Dla mnie teksty pisane to niewiele więcej niż świetna rozrywka. Orgazmów intelektualnych nie doświadczam (z kilkoma wyjątkami, potwierdzającymi regułę - Pan Światła choćby)
Tss... powiedziałeś, że tekst to zbiór znaków, czyli nawet nie zbiór słów, ale znaków! I nic więcej wg ciebie. To znaczy, że przyglądasz się literkom jak znaczkom? A gdzie sens utworu? Gdzie semantyka? Skoro tekst to tylko znaczki i nic poza tym. W chińskim jest więcej znaczków do oglądania ^^ "Niewiele więcej niż świetna rozrywka"... chyba o przyjemność tekstu w tym wszystkim chodzi właśnie, a nie ochy i achy nad intelektualnym i estetycznym wymiarem tekstu.

Rubia edit: w komentarzach pod tekstem piszemy właśnie o nim, nie wdając się w polemiki z innymi komentatorami, zwłaszcza jeśli przedmiot dyskusji dotyczy spraw od tekstu dość odległych. Żeby prowadzić takie dyskusje, możesz założyć temat w Rozmowach o tekstach albo w Jak pisać.
Ostatnio zmieniony pn 17 gru 2012, 19:35 przez matikala, łącznie zmieniany 1 raz.

15
matikala pisze: Nie, w tym tekście z pewnością nie jest przedstawiona antyutopia. a właśnie, że tak. (przyp. N.)

Humanizm na pewno nie. Na pewno tak! (przyp. N.)
Czyli zdanie przeciwko zdaniu...
Nieomylność Twoja przeciw nieomylności mojej

_________________________

I wracając do samego tekstu i autorskiego komentarza: myślę, że właśnie ten streszczeniowy charakter zadział przeciwko tej konkretnie wersji opowieści.
Ostatnio zmieniony pn 17 gru 2012, 21:20 przez Natasza, łącznie zmieniany 7 razy.
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron