Matczyna miłość

1
Wiatr zawodził głucho, rzucając płatkami śniegu we wszystkie strony. Księżyc świecił spokojnie pełnym blaskiem, jakby nie zwracając na to wszystko uwagi.
W oddali świeciły dwa reflektory radiowozu, przedzierającego się przez zaspy.
- Cholera, co za pogoda – powiedział jeden z policjantów, pocierając dłonie i chuchając w nie.
- No, że akurat dzisiaj zachciało im się nas wysyłać do tych Szczawickich – odpowiedział drugi.
- Co w ogóle o tym wszystkim myślisz? Jak na moje to trochę to wszystko podejrzane…
- Cała sprawa jest jakaś dziwna, ale to, że akurat ich podejrzewają to przegięcie. Przecież jakim cudem starsze małżeństwo mieszkające na odludziu może porywać i mordować ludzi? Chyba ci z góry za dużo filmów się na oglądali…
- No, ale sama sprawa z tym, że już trójkę ludzi wyłowili z jeziora daje do myślenia.
- Niby tak. Z drugiej strony szkoda, że nie zastaliśmy synka. Jeśli ktoś z tej trójki ma być rąbnięty to stawiam na niego. Weź pomyśl – kto normalny w wieku 30 lat mieszkałby dalej na takim odludziu.
- On chyba nie jest taki całkiem normalny, słyszałem, że od zawsze był trochę przygłupawy.
- To tym bardziej. Sam jestem ciekaw jak zakończy się ta cała sprawa i o co w tym wszystkim chodzi, ale o nich jak najszybciej bym zapomniał i przestał niepokoić. Widziałeś jak się ta starsza pani zestresowała?

Rozmawiając, nie zauważyli, kiedy minęli mężczyznę, ze sporą torbą przewieszoną przez ramię. Szedł zziębnięty przed siebie, szukając noclegu. Nie wiedział, że zamiast iść w stronę miasta, oddala się od niego. Za kilkanaście minut miał dojrzeć światło dochodzące z samotnego gospodarstwa.
***
- Synek, możesz już wyjść – powiedziała starsza kobieta, pukając do drzwi wychodka stojącego pod płotem. – Dalej, wyłaź bo zimno – krzyknęła trochę głośniej, zasłaniając twarz bawełnianą chustą.
Drewniane drzwi otworzyły się i wyszedł z nich wysoki mężczyzna. Posłusznie poszedł za matką.
- Cholerni policjanci, nie wiem czego od nas chcą, przecież nikomu nie przeszkadzamy na tym odludzi – powiedziała kobieta, zdejmując szalik i czapkę z syna, kładąc je na piecu.
- Mówiłem, żeby się uspokoił i zostawił tamtych ludzi – z rogu kuchni dobiegł gruby męski głos.
- Bogdan, zostaw go, widzisz, że się denerwuje.
- I niech się denerwuje głupi debil, ja nie chcę mieć przez niego kłopotów.
- Marek, nie denerwuj się, nie słuchaj ojca – powiedziała matka do swojego syna, wspinając się na palce aby móc go pogłaskać po przerzedzonych włosach. – Połóż się lepiej spać, odpocznij trochę.
- Tak, połóż się spać, a jak wstaniesz utop następnych – warknął ojciec. – Zastanawiał się ktoś w ogóle co my zrobimy z tamtą dwójką w piwnicy? Za dużo widzieli, na pewno nie możemy ich wypuścić. Ale ja ich się na pewno nie pozbędę.
Słysząc słowo „pozbędę”, syn zawył głośno i zaczął klaskać.
- Co za debil… - burknął pod nosem ojciec, widząc reakcję swojego dziecka.

Nagle rozległo się pukanie do drzwi.
Małżeństwo wymieniało między sobą wymowne spojrzenie, po czym mąż wskazał głową na syna i pokazał, że ma wyjść do drugiego pokoju. Matka chwyciła go pod pachę i odprowadziła. Ojciec otworzył drzwi i jego oczom ukazał się tajemniczy przybysz – wysoki, chudy mężczyzna, z kilkudniowym zarostem, chowający twarz za wysokim kołnierzem kurtki. Przebierał w miejscu nogami aby się rozgrzać.
- Dobry wieczór – powiedział, widząc gospodarza. Ciężko sapał.
- Dobry wieczór – odpowiedział starszy mężczyzna
- Chyba się zgubiłem – na drogowskazie było napisane, do miasta mam 3 kilometry, a ja kompletnie nie wiem gdzie jestem.
Gospodarz przypomniał sobie rozwidlenie dwóch dróg i drogowskaz z przekręconą strzałką – kilka miesięcy temu jakiś żartowniś postanowił zrobić psikusa i przestawił znak w taki sposób, że większość przyjezdnych zamiast jechać czy iść w stronę miasta, odbijała w całkiem przeciwnym kierunku. To stało się główną przyczyną ich ostatnich kłopotów.
- Przepraszam, proszę pana? – zapytał niepewnie przybysz, próbując obudzić mężczyznę z zamyślenia.
- Ach, tak, domyślam się gdzie pan zobaczył ten drogowskaz. Nie pan pierwszy został zmylony, miasta jest w całkiem przeciwną stronę, stąd będzie jakieś siedem kilometrów.
- Siedem? Żartuje pan? Da się o tej porze jakoś tam dostać?
- Nie, dzisiaj już za późno. Pierwszy PKS odjeżdża jutro, za dziesięć siódma, na przystanek będzie jakiś kilometr.
- A może będę mógł się za chwilę u państwa zatrzymać? – pozwolił się spytać przybysz, widząc, że na ganku pojawiła się również kobieta.
- Oczywiście, niech pan wchodzi – powiedziała, nie dając mężowi dojść do słowa.
Ten spojrzał na nią z wyrzutem, wskazując głową w stronę pokoju syna.
- Proszę zdjąć te mokre rzeczy położę je na piec, niech się trochę ogrzeją – zaproponowała kobieta, wieszając obok czapki i szala syna, kurtkę nowego gościa.
- Sami tutaj państwo mieszkają? – zapytał nowoprzybyły, rozglądając się wkoło.
- Mamy jeszcze syna, ale cały dzień źle się czuł i poszedł spać – odpowiedział szybko ojciec.
- A pan skąd jest, jeśli można wiedzieć? – przyjaźnie zapytała gospodyni, stawiając na ogniu imbryk i wsypując do trzech szklanek kawę.
- Takie małe miasteczko, niedaleko morza, pewnie państwo nie będą kojarzyć.
- Kobieto, co ty tam sypiesz do tych szklanek? Daj spokój, ja tu mam coś lepszego – powiedział gospodarz, wyciągając z uśmiechem na ustach litr samogonu. Kompletnie nie wiedział jak się zachować przy nowym gościu, a jedyne co przyszło mu do głowy to postawienie na stole alkoholu.

Z szafki wyciągnął dwa kieliszki, w lodówce znalazł słoik pełen zakiszonych ogórków, które idealnie nadały się na zagryzienie. Widząc to kobieta pokręciła tylko głową.
- Kawę możemy wypić potem – powiedział przyjezdny, chcąc być w porządku dla każdego z gospodarzy.
Chwilę potem obaj mężczyźni w błyskawicznym tempie zaczęli opróżniać butelkę. Będąc w połowie, zaczęły dawać o sobie znać pierwsze oznaki upojenia.
- A ty, Janusz (zdążyli już przejść na ty), czego szukasz na takim odludzi jak to nasze? Przecież tu nic nie ma – wszyscy wyjeżdżają, pracy brak, wszędzie bieda – zapytał gospodarz.
- Jako, że już się dobrze znamy, mogę ci opowiedzieć swoją nieciekawą historię – zaczął Janusz. – W swoich rodzinnych stronach pracowałem jako księgowy, w miejscowym tartaku. Właścicielem był lokalny bogacz, wszędzie znany i szanowany. Kasa była z tego niezła, sam zakład dawał pracę kilkuset osobom. Zresztą, nieważne. Tak więc ten właściciel miał starszą córkę. Niezbyt piękna, ale dawała radę.
- Niech zgadnę – przyłapał was?
- A żebyś wiedział. Akcja była z tego niesamowita – pomijając fakt, że córka miała ledwo siedemnaście lat – w tym momencie gospodarz się zaśmiał – to jeszcze wyrzucił mnie oczywiście z roboty. W mieście byłem już przegrany – wszyscy mieli mnie za pedofila, nigdzie nie mogłem znaleźć pracy, zacząłem dostawać pogróżki, każdy był przeciwko mnie.
- Nawet matka?
- Matka nie żyje od czterech lat. Może, gdyby żyła, inaczej by to wyglądało, ale teraz jest jak jest i tego się trzymajmy. Więc powiedziałem, że mam to wszystko w dupie, wziąłem swoje oszczędności i wyjechałem stamtąd. Trafiłem tutaj, ale z tego co widzę, na karierę nie mam co liczyć.
- No ba. A ile masz tych oszczędności?
Gość wyjął z torby plik banknotów i pomachał nim.
- Będzie prawie trzydzieści tysięcy. Niby nie za wiele, ale na nowy start powinno wystarczyć.
- No na pewno. Ale tutaj nie masz co liczyć na nowy start.
- Dobra, Bogdan, słuchaj, muszę się iść wylać, jak wrócę dokończymy – zdjął już mniej wilgotną kurtkę z pieca i wyszedł na dwór.
Przez cały ten czas, w sąsiedniej izbie, siedziała żona i słuchała ich rozmowy. Kiedy usłyszała, że Janusz wychodzi z pomieszczenia w mgnieniu oku pojawiła się w kuchni.
- Bogdan, posłuchaj mnie. Weźmy mu te pieniądze.
- Zwariowałaś kobieto? Gościa chcesz okraść? W ogóle na co ci te pieniądze? I tak nic nie kupujesz.
- Wiesz dobrze, że oszczędzam na ośrodek dla Stefana.
- Po co mu ten ośrodek? Z debila i tak już nic nie będzie, niech siedzi tutaj gdzie jest i się nie wychyla. Mało mamy przez niego kłopotów?! Idź stąd już lepiej, połóż się spać.
Słysząc, że Janusz jest już na ganku syknęła tylko pod nosem coś w stronę męża i znowu zniknęła w mroku sąsiedniej izby.
Po kilkunastu minutach obaj mężczyźni byli już mocno zaprawieni i szykowali się do snu. Wcześniej gospodyni przygotowała dla gościa posłanie w drugim pomieszczeniu, a sama zdążyła położyć się spać.
- Cholera, nie możesz tutaj spać. Okna tu strasznie nieszczelne, zamarzniesz na śmierć – powiedział gospodarz, widząc pościelone łóżko.
- Daj spokój Bogdan, położy się jakiś koc na parapecie i będzie ciepło.
- Nie, czekaj, niech młody się tutaj prześpi, ten jeden raz nic mu się nie stanie.
- Przecież mówiłeś, że źle się czuje, daj spokój, niech śpi tam gdzie teraz, mi tu będzie wygodnie.
- Cicho bądź , dzisiaj musisz się wyspać. Weź idź do kuchni, jak ci za chwilę przygotuję prawdziwe spanie.
- To ja jeszcze idę się wylać, rób co chcesz, ja za chwilę wracam i kładę się spać, nie ważne gdzie – powiedział Janusz, z trudem pokonując pijacką czkawkę.
Ojciec stanął nad łóżkiem syna i zaczął go szturchać.
- Wstawaj debilu, idziesz spać gdzie indziej.
Wziął wpół przytomnego syna pod pachę i zaprowadził do drugiej izby, wskazując mu miejsce do spania.
Kiedy Janusz wrócił z dworu miał już przygotowane posłanie w innej izbie i zadowolony położył się spać.
***
Kobieta otworzyła oczy i sprawdziła czy mąż już zasnął. Szturchała go i kopała, jednak ten w pijackim śnie niczego nie czuł. Jedynym znakiem życia jaki dawał to głośne pochrapywanie, wydawane od czasu do czasu.
Niepostrzeżenie wstała i najciszej jak tylko potrafiła poszła do kuchni. Z szafki wyjęła nóż i stanęła pod drzwiami do pokoju, w którym wcześniej spał syn.
- Robię to dla ciebie – szepnęła pod nosem, nie wiedząc o wcześniejszej zamianie łóżek.

Odwróciła się i zaczęła się skradać do sąsiedniej izby. W wypełnionym mrokiem pomieszczeniu nie potrafiła rozróżnić kto tak naprawdę tam śpi. Była przekonana, że ich gość, któremu wcześniej przygotowała tutaj miejsce do spania. Stanęła przed łóżkiem i zdecydowanym ruchem przecięła tętnicę szyjną. Krew trysnęła jak z fontanny, rozchlapując się na drewnianej podłodze. Nie zdawała sobie sprawy z tego co przed chwilą zrobiła. Zabity nie wydał z siebie ani jednego dźwięku. W ostatnim momencie życia drgnął tylko spazmatycznie i opadł martwy na prześcieradło.

Gospodyni cofnęła się w stronę ściany i po omacku wyszukała włącznik światła. W najśmielszych snach nie spodziewała się tego co ma przed chwilą zobaczyć. Kiedy jasność wypełniła całe pomieszczenie i jej oczy zdołały dostrzec makabryczny widok krzyknęła, zakrywając usta dłonią. Padła na kolana, upuszczając nóż. Obraz, który widziała przed sobą wypalał jej oczy – martwe, zakrwawione ciało mężczyzny, z wybałuszonymi oczyma. Leżące bezwładnie na łóżku. Głośno jęcząc ruszyła na kolanach w stronę ciała. Chwyciła bezwładną dłoń, zaczęła ją głaskać i całować.

Krzyk kobiety obudził tylko Janusza, na którym wypity alkohol nie zrobił takiego wrażenia jak na gospodarzu. Mężczyzna zaciekawiony tym co słyszy, wstał i żwawym krokiem wszedł do kuchni. Zobaczył, że w sąsiedniej izbie pali się światło. Kiedy pojawił się w drzwiach, stanął jak wryty.

Zakrwawione ciało mężczyzny i klęcząca obok niego kobieta. Matka, z załzawioną i ochlapaną krwią twarzą odwróciła się. Jej wygląd w jednej chwili zmienił się diametralnie – z zszokowanej i załamanej kobiety na groźną i zdecydowaną.
- TY! – krzyknęła, wskazując palem na Janusza.
Mężczyzna odruchowo cofnął się. Jedyne co przyszło mu do głowy to zabrać swoje rzeczy i uciec stąd jak najdalej. Wbiegł do swojej sypialni, pośpiesznie zabrał torbę, kompletnie zapominając o pieniądzach, pozostawionych poprzedniego wieczoru na stole.
W kuchni czekała już na niego kobieta. W jednej ręce trzymała zakrwawiony nóż.
- Kobieto, nie wiem o co ci chodzi, ale odsuń się i daj mu stąd wyjść. Nic nikomu nie powiem, tylko daj mi stąd wyjść!

Ta jednak nie posłuchała i rzuciła się w jego stronę z nożem. Zaczęli się szarpać, ostrze o kilka centymetrów minęło jego twarz. W końcu udało mu się ją obezwładnić. W amoku stracił nad sobą panowanie. Zacisnął obie ręce na szyi kobiety. Morderczy uścisk z każdą sekundą pozbawiał ją powietrza. Kiedy kolor skóry zaczął przechodzić w biały, a ona sama traciła przytomność, uścisk nagle zelżał. Mężczyzna padł nieprzytomny na podłogę. Za nim stał Bogdan, trzymający oburącz patelnię.
- Co tu się dzieje, czemu on ciebie dusił?!
Jednak kobieta znowu wróciła do poprzedniego stanu – ukryła twarz w dłoniach i zaczęła zanosić się płaczem. Gospodarz zauważył światło dochodzące z drugiej izby, zaciekawiony nim ruszył w tamtą stronę. To co zobaczył, nie zrobiło na nim takiego wrażenia, jak na poprzedniej dwójce. Ze spokojem zgasił światło i wrócił do żony. Przyklęknął przy niej, położył obie dłonie na kolanach i zapytał:
- Kto to zrobił?
Nie usłyszał odpowiedzi.
- Kto to zrobił? – zapytał najspokojniej jak tylko potrafił. – On? – wskazał na leżącego przed nim mężczyznę.
Kobieta pokiwała przecząco głową.
- A więc dlaczego?

Znowu brak odpowiedzi, tylko ciągły szloch.
- Słuchaj, mamy tutaj niezłe zamieszanie więc chociaż na chwilę zapomnij o tym martwym debilu w łóżku i wyjaśnij mi co tutaj się stało – następnie wstał i nalał szklankę wody. Wypił ją błyskawicznie, pochłaniając jeszcze sześć następnych.
- Nie nazywaj go tak – wyszeptała po jakimś czasie kobieta.
- Tak czyli jak? – zapytał ze spokojem mąż, siedząc na krześle i paląc papierosa.
- Debil. On nigdy nim nie był. Ty nim byłeś. Nigdy go nie chciałeś
- Może i nie chciałem, ale to nie ja go zabiłem, tylko ty. Zresztą, dobrze zrobiłaś, chociaż raz coś ci wyszło.
Te słowa zadziałały na nią jak płachta na byka. Znowu z wystraszonej osóbki stała się rozwścieczoną furiatką. Ruszyła w stronę zdezorientowanego męża i nim ten zdążył się zorientował, ostrze noża przeszyło jego szyję na wylot. Gwałtownie zaczął łapać powietrze, mocno chwytając swoją żonę za nadgarstek. Po kilkunastu sekundach padł martwy.
Ze spokojem ruszyła w stronę swojego martwego syna. Znowu uklękła przy jego martwym ciele i zaczęła głaskać po coraz zimniejszej dłoni. W pewnym momencie jej serce nie wytrzymało natłoku ostatnich wydarzeń i padła martwa, u stóp swojego syna. Nawet po śmierci nie wypuściła z rąk jego dłoni, ciągle trzymając ją w matczynym uścisku.
***
Policjant zapukał kilkakrotnie do drzwi, ale nie doczekał się odpowiedzi. Sprawdził czy są otwarte i wszedł, za nim niepewnie kroczył jego kolega.
- Ale smród – powiedział ten z tyłu. – Jakby ciało się rozkładało.
- No właśnie, jakby ciało się rozkładało – powiedział cicho drugi.
Kiedy obaj stanęli w kuchni, nogi się pod nimi ugięły.
- W-w-w-wezwij posiłki, mamy tu niezły gnój.
W tej samej chwili drugi policjant zwymiotował na podłogę. Starszy kolega wziął go za ramię i wyprowadził za zewnątrz.
- Oddychaj głęboko, ja zadzwonię po wsparcie.
- Jakie wsparcie? – zapytał policjant, ciężko oddychając. – Przed czym ty się chcesz bronić? Widziałeś co tam się stało? Ty dzwoń lepiej po patologa i zakład pogrzebowy, niech to posprzątają.
- Nieważne, ogarnij się, ja mam kilka telefonów do wykonania.
***
Po godzinie na podwórzu roiło się od samochodów i ludzi. Wszyscy gdzieś dzwonili, zabezpieczali miejsca zbrodni, coś pisali. Młoda policjantka wyszła właśnie z piwnicy, przeszukując całe gospodarstwo.
- Na dole kolejne dwa ciała.
- Cholera jasna, co tu się stało?
- Z tego co zdążyłam zauważyłam, tamta dwójka z piwnicy zmarła trochę później, bo ciała nie zdążyły nawet nadgnić, do tego mają jeszcze normalny kolor. Żadnych oznak walki też nie widać.
- Dobra, idę powiedzieć chłopakom, że w piwnicy też będą mieli robotę i zwijamy się stąd.
Po kilku godzinach sytuacja już się trochę uspokoiła, większość radiowozów i innych aut wróciła tam skąd przyjechała, został tylko kilka osób, wśród nich jeden z patologów oraz inspektor.
- I co, już coś wiecie? – zapytał ten drugi.
- Na razie tylko tyle, że ten łóżku i ten drugi, z nożem w szyi, na pewno zginęli nienaturalnie. Kobieta dostała zawału, a ten odpicowany, co leży koło pieca ma niezłego guza w okolicach skroni – ktoś musiał go po prostu mocno uderzyć i wskutek tego umarł. Jak zbierzemy odciski palców i materiał genetyczny będzie wiadomo trochę więcej. Dziwna sprawa z tą dwójką w piwnicy – nie żyją co najwyżej od dwunastu godzin, obaj mają skrępowane ręce. Również nie widać, żeby mieli zostać zamordowani – z tego co wstępnie wiadomo zmarli z odwodnienia. I jeszcze te pieniądze na stole. Jeśli cała ta rzeźnia wydarzyła się z powodu tych paru tysięcy to ja… Wyobrażasz sobie?
- Jasne, że nie. Kto mógł sobie takie coś wyobrazić?
Ostatnio zmieniony czw 10 sty 2013, 18:22 przez Valrim, łącznie zmieniany 3 razy.

2
Witaj,

Część podkreśleń ewidentnie do poprawy, część moje złośliwe fanaberia, zalecam segregację według własnego rozumu.
Wiatr zawodził głucho, rzucając płatkami śniegu we wszystkie strony
Brzmi średnio.
Księżyc świecił spokojnie pełnym blaskiem, jakby nie zwracając na to wszystko uwagi.
Rozumiem że była pełnia? Czy niebo bezchmurne?
"Pełny" jest w tym zdaniu kiepskim przymiotnikiem.
Pogrubione usunąć - wyjdzie to zdaniu na dobre.
W oddali świeciły dwa reflektory radiowozu
Informacja o liczbie reflektorów zbędna.
- No, że akurat dzisiaj zachciało im się nas wysyłać do tych Szczawickich – odpowiedział drugi.
Może się czepiam ale "im" czyli komu? Nie znane mi są arkana pracy policjanta, ale chyba interwencję/patrol zleca mu jakiś dyspozytor, ewentualnie na wioskach gdzie takowego nie ma, bezpośredni przełożony.
Weź pomyśl – kto normalny w wieku 30 lat mieszkałby dalej na takim odludziu.
Powinien na końcu być pytajnik, czy się mylę?
- To tym bardziej. Sam jestem ciekaw jak zakończy się ta cała sprawa i o co w tym wszystkim chodzi, ale o nich jak najszybciej bym zapomniał i przestał niepokoić. Widziałeś jak się ta starsza pani zestresowała?
Czekaj. Trzy trupy a gliniarz martwi się stresem starszej pani? Ok, empatia, ale on jest przyzwyczajony do stresu osób mających z nim kontakt (wiele osób denerwuje się przy kontakcie z policją). Trzy trupy powtarzam. On może myśleć że ten trop jest błędny ale wyrzuty sumienia? Nie sądzę.
Rozmawiając, nie zauważyli, kiedy minęli mężczyznę, ze sporą torbą przewieszoną przez ramię. Szedł zziębnięty przed siebie, szukając noclegu. Nie wiedział, że zamiast iść w stronę miasta, oddala się od niego. Za kilkanaście minut miał dojrzeć światło dochodzące z samotnego gospodarstwa.
Niestety bzdura. Jest ciemno ale księżyc świeci "pełnym blaskiem". I śnieg pada, a kroki na śniegu brzmią wyraźnie. Dwa policjanci, trzy trupy, a oni nie zauważają podejrzanego mężczyzny mijając go!
On szuka noclegu, nie wie gdzie iść i nie pyta policjantów o drogę!
To się kupy nie trzyma.
próbując obudzić mężczyznę z zamyślenia.
Z zamyślenia można chyba "wyrwać" , obudzić tylko z letargu bądź snu.
Nie pan pierwszy został zmylony, miasta jest w całkiem przeciwną stronę, stąd będzie jakieś siedem kilometrów.
Literówka.
pozwolił się spytać przybysz
Komu pozwolił zadać sobie pytanie?
- Proszę zdjąć te mokre rzeczy położę je na piec, niech się trochę ogrzeją – zaproponowała kobieta, wieszając obok czapki i szala syna, kurtkę nowego gościa.
Raczej aby przeschły.
- A pan skąd jest, jeśli można wiedzieć? – przyjaźnie zapytała gospodyni, stawiając na ogniu imbryk i wsypując do trzech szklanek kawę.
Imbryk kojarzy mi się z czymś porcelanowym, choć mogę się mylić.
Co do zdania to zabrakło mi poprzedzającego z pytaniem czy gość napije się kawy.
Z szafki wyciągnął dwa kieliszki, w lodówce znalazł słoik pełen zakiszonych ogórków, które idealnie nadały się na zagryzienie. Widząc to kobieta pokręciła tylko głową.
- Kawę możemy wypić potem – powiedział przyjezdny, chcąc być w porządku dla każdego z gospodarzy.
Dwa pierwsze brzmią mi źle. Dalej to wygląda jakby było dwóch mężczyzn gospodarzy, raczej powinien to w tekście być gospodarz oraz gospodyni.
- Będzie prawie trzydzieści tysięcy. Niby nie za wiele, ale na nowy start powinno wystarczyć.
Ma trzydzieści tysięcy i łazi po jakiś wioskach, zagubiony? Telefonu nie ma? Taksówek? Każdy na odludziu zawiezie go za grosze. A, zapomniałem. On mija ludzi ale ich nie widzi. Nawet jak chodzą dwójkami.

Dalej nie jadę, droga nieprzejezdna.
To chyba Twój kolejny tekst o ile mnie pamięć nie myli i jest lepiej.
Historia nawet mnie wciągnęła, językowo nieporadnie ale na to masz czas.
Zawsze wczuj się w bohaterów. Co myślą? Co czują? Jakie mają powody by robić to co robią?
Poważnie, jest lepiej. Czytaj i pisz. Pisz i czytaj.

Pozdrowienia,

Godhand
"Każdy jest sumą swoich blizn" Matthew Woodring Stover

Always cheat; always win. If you walk away, it was a fair fight. The only unfair fight is the one you lose.

3
Wiatr zawodził głucho, rzucając płatkami śniegu we wszystkie strony. Księżyc świecił spokojnie pełnym blaskiem, jakby nie zwracając na to wszystko uwagi.
To jest brzydki początek. Niezręczny. Wiatr rzuca płatkami we wszystkie strony? Śnieg to nie kamienie. I nie rozumiem związku przyczynowo-skutkowego między świeceniem pełnym blaskiem, a nie zwracaniem uwagi na silny wiatr. A, że wiatr gwałtowny, a księżyc spokojnie świeci? No dobra, coś w tym jest, ale według mnie za mało, żeby było fajnie. Poza tym takie opisy przyrody na samiutki początek to zawsze średni pomysł. Nie przykuwają uwagi, szczególnie jak są źle napisane.
(...) powiedział jeden z policjantów, pocierając dłonie i chuchając w nie.
Brzydkie, tym "i chuchając w nie" tworzysz krzywy szyk, zaburzasz harmonię zdania.
(...) powiedziała starsza kobieta, pukając do drzwi wychodka stojącego pod płotem.
Czy czytelnik naprawdę potrzebuje wiedzieć, że wychodek jest pod płotem? To taki chwast słowny, wyrwij go, będzie dynamiczniej i ładniej.
(...) powiedziała kobieta, zdejmując szalik i czapkę z syna, kładąc je na piecu.
I znowu. Nie potrzebuję tego bonusa, nie obchodzi mnie los tego szalika i tej czapki, wystarczy, że wiem, że bohater już ich na sobie nie ma, bo mama mu zdjęła. Koniec. Nie chcę wiedzieć, gdzie je kładzie, bo to nie ma żadnego znaczenia. Bez tego jest czyściej. Dynamiczniej. Ładniej.
(...) nie słuchaj ojca - powiedziała matka do swojego syna (...)
Z kontekstu wynika do kogo mówi, więc niepotrzebne "do swojego syna".
- Co za debil… - burknął pod nosem ojciec, widząc reakcję swojego dziecka.
I znowu - wiadomo, że dlatego burknął, nie musisz tego pisać. To niby takie detale, ale znacząco szpecą styl.
Małżeństwo wymieniało między sobą wymowne spojrzenie (...)
Wymieniło.
- Dobry wieczór – odpowiedział starszy mężczyzna
Wynika z kontekstu, rozmawiają we dwóch, odezwał się przybysz, więc teraz mówi gospodarz. Można usunąć.
(...) próbując obudzić mężczyznę z zamyślenia.
Obudzić z zamyślenia brzmi dosyć niezręcznie. Wyrwać z zamyślenia.
(...) pozwolił się spytać przybysz (...)
Brrr, brzydko brzmi.
(...) zaproponowała kobieta, wieszając obok czapki i szala syna, kurtkę nowego gościa.
Ten czapka i szal mają o wiele za dużo czasu antenowego, będzie z nimi jakiś twist? :D Poza tym daruj sobie "kobieta", masz "zaproponowała", a że nie ma tam innej osoby mówiącej w rodzaju żeńskim, wiadomo kto to.
- Sami tutaj państwo mieszkają? – zapytał nowoprzybyły, rozglądając się wkoło.
I znowu. Nikt inny nie mógł zadać takiego pytania, oczywiste jest, że to nowoprzybyły, nie ma potrzeby o tym pisać.
A pan skąd jest, jeśli można wiedzieć? – przyjaźnie zapytała gospodyni (...)
Wiem, nudny jestem, ale to "przyjaźnie" jest zbędne, bo ja widzę, jak ona się zapytała, narrator nie musi mi tego pisać.
(...) wyciągając z uśmiechem na ustach (...)
A gdzie indziej miałby mieć ten uśmiech?
A ty, Janusz (zdążyli już przejść na ty), czego szukasz na takim odludzi jak to nasze? Przecież tu nic nie ma – wszyscy wyjeżdżają, pracy brak, wszędzie bieda – zapytał gospodarz.
Brrr, brzydkie, daj sobie spokój, czytelnik ogarnie, że są pijani i już się zakolegowali. Poza tym (mistrz nudy Patren kontratakuje!) usuń to "zapytał gospodarz", bo jest niepotrzebne, a przez swoją niepotrzebność, brzydkie.
- Jako, że już się dobrze znamy, mogę ci opowiedzieć swoją nieciekawą historię (...)
O nie, przemodeluj to, bo brzmi zbyt oficjalnie i tym samym drewnianie.
Wcześniej gospodyni przygotowała dla gościa posłanie w drugim pomieszczeniu, a sama zdążyła położyć się spać.
Brzydko brzmi. Może wpleć to o tym, że sama już się położyła gdzieś indziej.
Jedynym znakiem życia jaki dawał to głośne pochrapywanie, wydawane od czasu do czasu.


Szyk. Na odwrót: Jedynym znakiem życia jaki dawał, było wydawane od czasu do czasu głośne pochrapywanie.
- Robię to dla ciebie – szepnęła pod nosem, nie wiedząc o wcześniejszej zamianie łóżek.
Daj spokój, daj czytelnikowi szansę, nie traktuj go jak bobasa. ;) Nie dość, że go tak traktujesz, to jeszcze burzysz sobie dobrą okazję do budowania napięcia: może jednak wie? Co robi? Komu się oberwie? A tak: spalasz akcję.
Odwróciła się i zaczęła się skradać do sąsiedniej izby.
Nie muszę wiedzieć, że się odwróciła, po kij mi to? Zacznij już od tego, że zaczęła się gdzieś skradać.
(...) pośpiesznie zabrał torbę, kompletnie zapominając o pieniądzach, pozostawionych poprzedniego wieczoru na stole.
... Zapomniał zabrać ze stołu trzydzieści tysięcy w gotówce? I przede wszystkim: nosił TRZYDZIEŚCI TYSIĘCY w gotówce i pokazywał je obcym ludziom? Nawet alkohol tego nie usprawiedliwia.
W jednej ręce trzymała zakrwawiony nóż.
Po prostu w ręce, wiemy, że w jednej.
Ta jednak nie posłuchała i rzuciła się w jego stronę z nożem.
Skoro się rzuca, to wiem, że nie słucha. Wywal. ;)
Sprawdził czy są otwarte i wszedł, za nim niepewnie kroczył jego kolega.
Dałbym to do następnego zdania.
- Ale smród – powiedział ten z tyłu. – Jakby ciało się rozkładało.
- No właśnie, jakby ciało się rozkładało – powiedział cicho drugi.
Kiedy obaj stanęli w kuchni, nogi się pod nimi ugięły.
- W-w-w-wezwij posiłki, mamy tu niezły gnój.
Plastikowy dialog, szczególnie ostatnia kwestia. To o rozkładającym się ciele też słabe, prędzej mówiliby po prostu o nieświeżym mięsie.
(...) co leży koło pieca ma niezłego guza w okolicach skroni – ktoś musiał go po prostu mocno uderzyć i wskutek tego umarł.
Łoł, zabił go uderzeniem patelni?

Historia ma potencjał, ale zabija ją nielogiczność, zbytnia przewidywalność i brak ciekawego zakończenia. Koleś chodzi po wioskach z trzydziestoma tysiącami, nie zatrzymuje policjantów, zostawia kasę na stole, ginie od uderzenia patelnią. Poza tym od momentu, kiedy się pojawia, czytelnik wie, że nie wyjdzie stąd żywy - i to by jeszcze nie było złe, ale wszystko rozwija się w zbyt klasycznym kierunku. Jedyny mały twist to że zabija swojego syna, ale powiązane z tym napięcie i zaskoczenie zabijasz wcześniejszym opisami. Gdybyś darował sobie cały dialog o łóżkach, gdyby to wyszło później, miałbyś ciekawy zwrot akcji. Pomyśl nad tym.

No i zakończenie. Wszyscy umierają, przyjeżdża policja, koniec? Takie to nudne i niepotrzebne. Myślałem, że będzie coś ciekawego z tym przybyszem, że tak długo o nim cicho, ale okazuje się, że zabiło go jedno uderzenie patelnią. Policjanci zastają dziwną scenę zbrodni, i co w związku z tym? Na dobrą sprawę cały wątek policji jest zbędny. Brakuje dopełniającego zakończenia. Może gdybyś opisał ładniej scenę śmierci matki, mniej ckliwie, ciekawiej, to by było dobre zakończenie. Wszystko tylko nie "przyjeżdża policja i rozmawia o tym, co też się tutaj mogło wydarzyć". Co mnie to, przecież ja wiem, co się wydarzyło.

Stylistycznie ujdzie, widać potencjał i to jest najważniejsze. Im więcej będziesz pisał i czytał, i uczył się na błędach, tym będziesz lepszy i coraz bardziej indywidualny. Pracuj! Zwracaj przede wszystkim uwagę na pustosłowie, na te chwasty, czytaj tekst pod kątem: co to słowo/zdanie/opis wnosi do mojej historii? Jaki walor? Merytoryczny, estetyczny? Jak żaden - wypieprzyć bezlitośnie. Zaufaj mi, usunąłem tak ostatnio jakieś 180 stron. :D

Tak jak mówił Godhand, pamiętaj też, że bohaterowie są najważniejsi. Uautentyczniaj ich, ozdabiaj detalami, indywidualizuj, wpompowuj krew i lep kości. Oni są fundamentem każdej historii!

Ogółem to średnie opowiadanie, ale uważam, że średnie to i tak nieźle. Jest potencjał. Cały ten pomysł był całkiem dobry, tylko zabrakło mu trochę oryginalności i lepszej realizacji. Zdecydowanie pisz dalej i gwarantuję Ci, że będzie lepiej i lepiej, i lepiej. :) Życzę powodzenia!

Pozdro 600,
Papatren
"Życie jest tak dobre, jak dobrym pozwalasz mu być"

4
Jest nieźle. Fabuła spójna, chociaż motyw "czerwonej oberży", gdzie morduje się przypadkowych przyjezdnych, trochę ograny. Dwukrotne odwiedziny policji można uznać za klamrę, spinającą konstrukcję całości.
Powinieneś zadbać jednak o logiczną spójność całości. Dla mnie najbardziej nieprawdopodobne jest, że facet z takim plikiem gotówki brnie sobie w śniegu, próbując na piechotę dotrzeć do miasteczka. I w ogóle, jego historia to najsłabsza część opowiadania.
Valrim pisze:córka miała ledwo siedemnaście lat – w tym momencie gospodarz się zaśmiał – to jeszcze wyrzucił mnie oczywiście z roboty. W mieście byłem już przegrany – wszyscy mieli mnie za pedofila, nigdzie nie mogłem znaleźć pracy, zacząłem dostawać pogróżki, każdy był przeciwko mnie.
Siedemnastolatka i pedofilia? Dziewczyna w tym wieku może nawet za mąż wyjść. Konflikt z ojcem, to całkiem zrozumiałe, ale nie z całym miastem.
Valrim pisze:Więc powiedziałem, że mam to wszystko w dupie, wziąłem swoje oszczędności i wyjechałem stamtąd. Trafiłem tutaj, ale z tego co widzę, na karierę nie mam co liczyć.
To on sobie wybrał nowe miejsce do życia stukając palcem w mapę? Powinieneś to jakoś uwiarygodnić. Mógł na przykład od kumpla usłyszeć, że w mieścinie jest jakiś dobrze prosperujący zakład, a teraz gospodarz mówi, że zakład właśnie zbankrutował... Jakiś konkret by się przydał, bo nikt nie wyjeżdża na stałe tak całkiem w ciemno.
Valrim pisze:Za nim stał Bogdan, trzymający oburącz patelnię.
No, jednak nie, jak już zauważył Patren. Nawet ciężka, żeliwna patelnia narzędziem zbrodni może być raczej tylko w komediach. Proponowałabym choćby polano - przecież na tym odludziu w kuchni ewentualnie w piecu muszą palić przede wszystkim drewnem.

Sporo potknięć językowych wyłapali już Godhand i Patren, ja napiszę więc tylko o sprawie bardziej ogólnej: używasz zbyt wielu słów dla opisu sytuacji całkiem prostych. Jak tu:
Valrim pisze:Krzyk kobiety obudził tylko Janusza, na którym wypity alkohol nie zrobił takiego wrażenia jak na gospodarzu. 1.Mężczyzna zaciekawiony tym co słyszy, wstał i 2.żwawym krokiem wszedł do kuchni. Zobaczył, że w sąsiedniej izbie pali się światło. 3. Kiedy pojawił się w drzwiach, stanął jak wryty.
1. Wiadomo, że Janusz to mężczyzna i że motorem jego działania będzie ciekawość.
2. żwawy krok to potworny stereotyp językowy
3. Lepiej byłoby prościej, np. Zajrzał tam i stanął jak wryty.

Zastanawiaj się, czy tego samego nie dałoby się napisać bez szczegółowego rejestrowania nieistotnych drobiazgów. Wiadomo przecież, że żeby zobaczyć, co się dzieje w dalszej części domu, trzeba wstać, przejść, zajrzeć, itp.
Valrim pisze:- Robię to dla ciebie – szepnęła pod nosem, nie wiedząc o wcześniejszej zamianie łóżek.
Tutaj też dopowiadasz coś, co jasno wynika z przebiegu akcji. Czytelnik jeszcze nie zdążył zapomnieć o tej zamianie, to działo się zaledwie kilka zdań wcześniej.

Cała ostatnia część, ta policyjna, mogłaby być bardziej zwięzła. I tak wszyscy już wiemy, co i jak się stało. Istotne jest tylko to, że ci dwaj uwięzieni nieszczęśnicy umarli z głodu. Tak więc należałoby jedynie wiarygodnie uzasadnić przyjazd policjantów i podkreślić, że mamy kolejnych nieboszczyków (co wcale nie jest takie oczywiste, gdyż mogli przecież uwolnić się z więzów, a wtedy to oni zawiadomiliby policję).

Jak napisałam na początku, na plus liczy się fabuła. Musisz jednak zadbać o logikę detali. No i solidnie popracować nad stroną językową.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron