Czarne Sotnie

1
Zawiera wulgaryzmy oraz śladowe ilości orzechów arachidowych.
CZARNE SOTNIE

Gdy usiadł na starym drewnianym krześle, można by usłyszeć cichy krzyk luźnej sośniny wołającej o inny, mniej zakuty metalem zad. Można by, gdyby nie górujący nad nim dźwięk, rozbijanej właśnie o stół głowy młodego mnicha. Rytmiczne uderzenia zdawały się być dziełem jakiegoś pułkowego bębniarza, wybijającego równy marsz czołem wspomnianego nieszczęśnika.

-Dosyć Aris.

Globus spadł jeszcze raz na blat, po czym cała reszta wylądowała już na klepisku. Zupełnie bezwładnie, ale z subtelną i docenianą chyba jedynie przez bębniarzy finezją.

-Żyje?
-Nie wiem panie. Tak tłukłem i chyba z zamyślenia się, wie pan, rozkojarzyłem.

Aris najdelikatniej jak tylko umiał, kopnął biedaka w miednicę. Rozległ się jęk, a zaraz potem charkanie. Młodzieniec pomacał się po twarzy i zaczął wyjmować z ust połamane zęby. Powoli, po jednym, tak żeby mógł z każdym się pożegnać.

-Panie, gówniarz żyje.
-Dobrze. Posadź go na czymś. Posadź, a nie rzuć idioto. Dobrze. Pewnie się zastanawiasz młody człowieku, co mnie tu sprowadza. Otóż przyjmijmy, że jestem takim wędrownym dziadem. Nie, nie przerywaj mi, pozwól, że skończę. Więc jestem takim wędrownym dziadem i mam tobie do opowiedzenia pewną historię. Może ją znasz, dzieciom się ją opowiada, ale zawsze warto przypomnieć te najlepsze, a tę lubię najbardziej. Otóż był sobie kiedyś król i ten król miał dwunastu rycerzy. Wiernych jak jasna cholera. Wleźliby za nim do własnej dupy, jakby im kazał. Tylko, że widzisz mój przyjacielu, król ten miał też żonę. Królową. Pewnego dnia doszło uszu naszego monarchy, że ta kurwa puszcza się z którymś z tych dwunastu najwierniejszych kundli, jakich znała ludzkość. Jak myślisz, co zrobił nasz król?

Młody mnich trzęsąc się na małym taborecie, wzruszył ramionami tak szybko, jakby za wszelką cenę chciał posunąć rozmowę dalej. Jak najdalej od niego samego.

-Mówisz, że nie wiesz. Dobrze. Król kazał postawić ich wszystkich w rzędzie. Wszystkich dwunastu najwierniejszych rycerzy. W sumie będąc ścisłym to jedenastu i jednego śmierdzącego padalca. No i ten cały rządek miał przed królem wywalić swoje kutasy. Tak na wierzch, wiesz o co chodzi. Nie krzyw się, wiem że mnisi też lubią pociupciać i świętego mi tu nie zgrywaj. No i jak oni już te swoje knagi powyjmowali, to kazał katu po kolei im je ucinać. Do momentu, aż padalec się przyzna oczywiście. I fiuty zaczęły spadać na ziemię jak świerkowe szyszki. Jeden, drugi, trzeci... Padło ich aż siedem, kiedy w końcu ósmy rycerz przyznał się do pochędorki z królową. Król oczywiście obciął mu za to łeb siekierą. Własnoręcznie. Wiesz jaki płynie z tego morał?

Młodzieniec pokiwał przecząco porozcinaną i obrzękłą od uderzeń głową. Był na tyle wystraszony, że nie próbował nawet wycierać zasychającej już krwi.

-Dobrze. W takim razie zdradzę ci ten sekret. W życiu każdego mężczyzny przychodzi taki moment, kiedy albo traci jaja, albo traci łeb.

Dowódca wstał z krzesła, które tym razem wydało dźwięk podobniejszy uldze. Zdjął z ramion grubą, wilczą skórę, a z głowy misiurkę. Płomienie z palonych na zewnątrz chat odbijały się w małych płytkach jego bechteru. Sięgnął do małej sakiewki, wyjmując nabitą fajkę i zapalił, podchodząc do jeńca.

-Teraz zadam tobie kilka pytań. Wiem, że wy, młodzi, macie makówki pełne ideałów i przez to niezwykle uparte. Już nawet nie wspomnę o tym, co robi z wami habit, ale spróbuję ciebie przekonać, że nie masz na tyle odwagi, honoru, czy głupoty, (nazywaj to jak lubisz) żeby pozbawić siebie życia, a mnie cennego czasu.



Następny poranek był ciepły. Słońce choć z trudem, to jednak przebijało się przez dym ze strawionych ogniem chat i klasztoru. Powietrze przepełniał smród spalenizny. Gdzieniegdzie dało się tez wyczuć słodką nutę gnijącego ciała i końskich odchodów. Końskie odchody były o tyle nietypowe, że w dzień powszedni waliło tu łajnem bydlęcym. Końskie jest droższe, jak i sam koń. Z jedynego ostałego w pożarze domu wyszedł dowódca. Tym razem miał na sobie tylko białą, wiązaną koszulę, skórzane spodnie, i podbijane buty cesarskiej jazdy. Bez tej całej masy skór i zbroi, wydawał się być mniejszy niż wczorajszej nocy. Wziął głęboki wdech, delektując się po trochu zapachem swojego dzieła, na sposób kucharza nurzającego nos w aromacie swojej potrawy. Nagle z daleka zdało się słyszeć tętent kopyt. Narastał on coraz szybciej, ale nie zwiastował jakiejś większej liczby jeźdźców. Istotnie nadjeżdżał tylko jeden.

-Setnik Falkenhayn! Gdzie wasz starszy żołnierzu?
-Ja jestem Falkenhayn. Jakie masz wieści?

Goniec zsiadł z konia i poprawiając kolet, podszedł do dowódcy.

-Cesarz nie żyje od dwóch dni. Rada regencyjna nakazuje rozwiązanie wszystkich jednostek Czarnych Sotni.
-Wiem gdzie znajduje się Jean Geestzeit, nie mogę teraz rozpuścić ludzi.
-Buntownicy zostali zrehabilitowani edyktem rady, mnisi również. Radzę się w porę przestawić kolego, bo chodzą słuchy, że młody cesarz ma przyjąć wiarę południa.

Przestawić się – pomyślał Igor Falkenhayn patrząc na zgliszcza klasztoru i jego żołnierzy wrzucających ciała pozabijanych mieszkańców na taczki.

-Dobrze. Zapraszam do środka. Pewnie towarzysz zmęczony drogą, to podzielimy się mięskiem. Jakieś winko tez pewnie się znajdzie. Tam dogadamy całą resztę. Żołd i inne sprawy.
-Nie odmówię.
-Przodem, zaraz dołączę tylko przekaże rozkazy.

Igor odprowadził wzrokiem znikającego w domostwie gońca, po czym ruszył ku żołnierzom porządkującym wioskę. Jeden z nich spity jak świnia nosił na szyi czyjeś flaki, wymachując nimi jak panienka w burdelu. Reszta miała z niego przedni ubaw, dolewając mu miodu prosto do wyszczerbionej gęby. Oparty o najbliższy płot stał chorąży Aris. Do niego właśnie podszedł Falkenhayn. Po krótkiej wymianie zdań, osiłek żwawym krokiem ruszył do kwatery setnika, a on sam krótko, choć treściwie odezwał się do żołnierzy.

-Panowie, siodłać kobyły. Jedziemy popruć kilka habitów.
Ostatnio zmieniony czw 10 sty 2013, 18:18 przez Nazz, łącznie zmieniany 4 razy.
The Dude abides.

2
gdyby nie górujący nad nim dźwięk, rozbijanej właśnie o stół głowy młodego mnicha
"Właśnie" jest zbędne.
wybijającego równy marsz
Wybębnić można rytm, pod który żołnierze dopasują kroki i będą szli rytmicznie, ale wybić rytmicznego marszu się nie da.
Globus spadł jeszcze raz na blat, po czym cała reszta wylądowała już na klepisku
"Globus" mi nie pasuje - rozumiem, że to skrót myślowy od głowy w kształcie globusa, ale jakoś niekoniecznie ładnie to brzmi.
Cała reszta czego? "Już" - zbędne.
subtelną i docenianą chyba jedynie przez bębniarzy finezją
Powtórzenie bębniarzy.
Sięgnął do małej sakiewki, wyjmując nabitą fajkę i zapalił, podchodząc do jeńca
Musisz uważać na następstwo czasów:
Sięgnął->wyjął i zapalił podchodząc do więźnia.
U Ciebie wychodzi na to, że jedną ręką wyjął fajkę, a drugą sięgał do sakiewki.
Teraz zadam tobie kilka pytań
Tobie zamień na "ci" - http://poradnia.pwn.pl/lista.php?id=523
czy głupoty, (nazywaj to jak lubisz) żeby pozbawić siebie życia
Nawias w narracji jest jeszcze do przełknięcia, ale w dialogu nie ma dla niego miejsca.
i końskich odchodów. Końskie odchody były o tyle nietypowe
Zapewne zamierzone powtórzenie, ale niezbyt ładnie brzmi, można powiedzieć po prostu, że "było ono o tyle nietypowe".
Narastał on coraz szybciej
Z tego wychodzi, że z metra na metr koń przyspieszał.
Radzę się w porę przestawić kolego
Te "kolego" nijak mi nie pasuje do języka, który powinien obowiązywać - po prostu zgrzyta.
party o najbliższy płot stał chorąży Aris(...)do kwatery setnika
Wprowadzasz dwa różne podziały wojska(chyba że są to dwa oddziały, które się ze sobą połączyły).

Mam co do tego tekstu mocno mieszane uczucia - z jednej strony spodobał mi się pomysł, jednak z drugiej zgrzytały mi różne sprawki techniczne:
Zdecydowanie brakuje mi dokładniejszego opisu przy dialogach, u Ciebie występuje bowiem czysty tekst, a przypisów do niego brak - szkoda, bo można nimi sporo rzeczy opisać, no i czytelnik wie kto do kogo w danym momencie mówi.
Czasami język postaci jest "nierealistyczny" - nie potrafię wyobrazić sobie cofnięcia się w czasie i usłyszenia takich zdań.
No i opisy, a raczej ich prawie całkowity brak - pamiętaj, że przez opisy można bardzo dużo przekazać, a u Ciebie są one bardzo szczątkowe(dym spalonych chat i klasztoru, smród itp, a przecież mógłbyś to trochę rozwinąć i "przejechać kamerą" po wiosce/miasteczku).

Czuję po tym tekście niedosyt - jest ciekawy, ale niedopracowany.

3
Mój pierwszy tekst od dłuższego czasu, więc mała rzeźnia. Mam tylko dwa "ale".
Czasami język postaci jest "nierealistyczny" - nie potrafię wyobrazić sobie cofnięcia się w czasie i usłyszenia takich zdań.
Z tą stylizacją języka mam właśnie problem. Nie w sensie, że nie potrafię, czy że nie chcę, tylko często spotykam się ze zdaniem: "Stylizacja jest niepotrzebna".
Wprowadzasz dwa różne podziały wojska(chyba że są to dwa oddziały, które się ze sobą połączyły).
Chorąży był często nie tyle stopniem, co tytułem nadawanym najlepszemu żołnierzowi jednostki, który trzymał jej proporzec, lub w przypadku większego oddziału kornet.

Dzięki za recke.
The Dude abides.

4
"Stylizacja jest niepotrzebna".
Stylizacja to raczej byłoby nadmierne stosowanie słów z tamtej epoki - ja mówię tylko o tym, że niektóre nie pasują, bo są zbyt nowoczesne.

Co do drugiego "ale" to nie miałem o tym pojęcia, dlatego mi się stopnie gryzły wzajemnie.

5
gdyby nie górujący nad nim dźwięk
Może lepiej "gdyby nie zagłuszał go dźwięk". Górować można na różnych polach.
z subtelną i docenianą chyba jedynie przez bębniarzy finezją.
Wiem, że to żart, ale jak dla mnie nie bardzo się trzyma kupy. Na pewno chodziło o finezję?
Z jedynego ostałego w pożarze domu wyszedł dowódca.
po pożarze, z pożaru
nurzającego nos w aromacie swojej potrawy
Jak dla mnie zbyt kwieciście w takim zgrzebnym tekście.
nosił na szyi czyjeś flaki, wymachując nimi jak panienka w burdelu.
Nie chcę myśleć do jakich burdelów chodzisz. Chyba że po prostu zapomniałeś dodać, czym wymachuje panienka.

Zgadzam się, że trochę tu brakuje narracji, nie tylko w opisie wioski, ale i postaci. Szczegółowo opisujesz w pewnym miejscu ubranie, ale zupełnie pomijasz wygląd bohaterów. Nie wyobraziłem ich sobie przez to.
Za to opowiadanie jest brawurowe, opowieść i dialogi wypadły naturalnie. Uśmiechnąłem się (przez łzy) z morału. To o wiele ważniejsze, więc generalnie na plus.

6
Nazz pisze:Globus spadł jeszcze raz na blat,
globus (określenie dowcipne) na określenie rozbijanej głowy? Nie pasuje.
Nazz pisze:Globus spadł jeszcze raz na blat, po czym cała reszta wylądowała już na klepisku.
Globus został na stole, a cała reszta na klepisku?
Nazz pisze:Tak tłukłem i chyba z zamyślenia się, wie pan, rozkojarzyłem.
Z zamyślenia się rozkojarzył? Jedno wyklucza drugie.
-Panie, gówniarz żyje.
Jego pan jest idiotą, któremu trzeba tłumaczyć znaczenie jęków i charczenia?
-Dobrze. Posadź go na czymś. Posadź, a nie rzuć idioto. Dobrze.
Aż się prosi, być wcisnął opis tego, co robią. Aris podźwignął pobitego. Jak? Chwycił pod pachy? Szarpnął za włosy, że ten z jękiem podniósł się, by uniknąć kolejnego cierpienia? Rzucił go na stołek? Na krzesło?
Nazz pisze:Pewnie się zastanawiasz młody człowieku, co mnie tu sprowadza. Otóż przyjmijmy, że jestem takim wędrownym dziadem. Nie, nie przerywaj mi, pozwól, że skończę.

Dodaj uwagi kto do kogo mówi, jakie robi miny, jak obity młodzik próbuje coś powiedzieć, jak to czyni, itd.

Tu następuje zabawna historyjka o obcinaniu głów i jaj. Jak dla mnie ani pouczająca, ani zabawna. A morał... Hmm... Ale jestem kobietą, nie muszą mnie bawić męskie, żołnierskie dowcipy. I na ogół nie bawią. Ale to tylko moje widzimisię.
Nazz pisze:wydało dźwięk podobniejszy uldze.
wydało dźwięk pełen ulgi, zbliżony do ulgi...
Nazz pisze:Gdzieniegdzie dało się tez wyczuć słodką nutę gnijącego ciała i końskich odchodów.
Wczoraj była rzeź, a dziś już śmierdzą gnijące ciała? Za szybko.
Nazz pisze:Bez tej całej masy skór i zbroi, wydawał się być mniejszy niż wczorajszej nocy.
całej masy niepotrzebne
Nazz pisze:Nagle z daleka zdało się słyszeć tętent kopyt. Narastał on coraz szybciej, ale nie zwiastował jakiejś większej liczby jeźdźców. Istotnie nadjeżdżał tylko jeden.
Nieładnie. Napisz to inaczej.
Nazz pisze:Przestawić się – pomyślał Igor Falkenhayn patrząc na zgliszcza klasztoru i jego żołnierzy wrzucających ciała pozabijanych mieszkańców na taczki.
Żołnierze byli klasztoru czy Igora?
Nazz pisze:wszystkich jednostek Czarnych Sotni
Myślałam, że sotnia to jednostka, ale widać Czarna Sotnia to coś innego. Nazwa jakiegoś ugrupowania?
Nazz pisze:Radzę się w porę przestawić kolego, bo chodzą słuchy, że młody cesarz ma przyjąć wiarę południa.
Nie dostał w ryj za to kolego? Byle goniec się tak spoufala?
Nazz pisze:Jeden z nich spity jak świnia nosił na szyi czyjeś flaki, wymachując nimi jak panienka w burdelu.
Nie byłam nigdy w burdelu, ale prędzej bym pomyślała, że zobaczę tam faceta wymachującego fujarką, niż panienkę lekkich obyczajów machająca flakami.

Ech, te męskie opowieści. Nic ino rzeź, flaki, dziwki i honor. Blee... Ale na pewno znajdą się chętni do poczytania.

Zdecydowanie musisz rozbudować, uplastycznić świat. Niech w tej opowieści będzie coś poza wypowiedziami setnika, Arisa i gońca.

Powodzenia.
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”