Herbatka na dwa serca

1
- Dzwonił?-
- Nie. Powiedziałam, że jak tylko da znać pierwszy będziesz wiedział. Uspokój się, kochanie. –
Mężczyzna stał przy kuchennym oknie. Przyglądał się, jak grupka dzieci na asfalcie zawzięcie rysuje coś kredami. Obok artystów przemknęły dwa rowerki. Wiosna wciskała się w każdy kąt. Zieleń młodych liści była jeszcze blada, a trawa dopiero przeciskała swoją grzywę przez pozimową martwotę zielonych skwerków, jednak zapach wiosny, taki specyficzny aromat ciepłej ziemi, pierwszych kwiatów, słońca z zaplątanymi w ten bukiet resztkami zimowego chłodu, ten zapach już coraz intensywniej przenikał dzień.
Kobieta podeszła i z czułością wtuliła się w pochylone lekko plecy męża.
- Nie martw się. Będzie dobrze. Wiesz najlepiej jaki z niego twardziel. –
Palcami dłoni przeczesywała włosy z tyłu jego głowy.
- Taaa, wiem. Moja krew w końcu… - Przerwał na chwilę.
Do grupki dzieci podszedł uroczy kudłaty chłopiec, trzy-, czteroletni. Za nim niespiesznie kroczył ojciec rozmawiając z kimś przez komórkę.
- Jak nasz księciunio, popatrz, tam. – Mężczyzna nagle przylgnął do szyby i zamknął oczy.
Podwórkowy gwar, szelest wiatru w koronie niedalekiego drzewa, wszystko to otuliło jego zmęczony umysł. Nagle zaczęły mu błyskać pod powiekami obrazy, odległe, wytarte, zakurzone wspomnienia.

Stoją na osiedlowym parkingu, mały zagląda z zaciekawieniem pod jakiś samochód osobowy trzymając jedną ręką dłoń ojca.
- Tato, a co to za juja?
- To? Rura wydechowa… -
- A czemu ona ją chowa?...

Wieczorem czytał mu jak zwykle do poduszki. Ostatni etap czytana wyglądał tak, że obaj leżeli w łóżku chłopca. Mały otulony kołdrą, ojciec na krawędzi jedną nogą opierając się o podłogę. W pewnym momencie syn przysunął się bokiem do ojca, wsunął głowę tak, że policzkiem leżał na jego ramieniu i szepnął.
- Ale kochasz mnie?....
Ojciec aż się zachłysnął. Przestał czytać. Spojrzał na synka. Ten odpowiedział takim przeraźliwie dojrzałym spojrzeniem, a w oczach miał troskę i czułość maźnięte cieniem uśmiechu.
-Oczywiście, synku... bardzo... bardzo... – Przytulili się do siebie.

Ojciec siedzi przy komputerze, słyszy idącego przez pokój malca, odwraca głowę w jego stronę i kątem oka widzi jak mały zaplatał się o stojący przy kanapie plastikowy kosz, pada jak długi. Ojcu serce zamiera, ale ostatkiem siły wstrzymuje oddech, z wysiłkiem powstrzymuje się przed panicznym biegiem w kierunku chłopca. Przygląda się dyskretnie. Mały najpierw leżąc zaczyna standardowe
- eeeeeEEEEE! – Jednak tak zawodząc rozgląda się uważnie, a zauważywszy, że nikt nie wpadł histerię kończy – EEEeeee tam! – I wstaje.
Dopiero wtedy ojciec odwraca się na obrotowym fotelu, woła synka, wyciąga ręce a ten wpada mu w ramiona jak małe tornado.
- Uderzyłeś się? –
- Taa, o, tu – mały pochyla głowę a paluszkiem pokazuje na strzechę zwichrzonych włosów .
Ojciec wtula się w głowę i całuje czubek głowy jednocześnie wciągając z lubością zapach dziecka.
- No i po krzyku.-


- Kochanie? Zamyśliłeś się.. –
- Bo on taki podobny…- Mężczyzna odsunął się lekko od okna, zobaczył odciśnięty na szybie swój policzek i mokre ślady. Przeciera dłonią twarz. Mokrą twarz.
- Jezu! Mężu, płaczesz? –
- Aaaa, bo by zadzwonił, cholera jasna, do starych i powiedział, że wszystko w porządku jest i tyle. –
Kobieta troskliwie obejmuje mężczyznę w pasie i odciąga go od okna
- Chodź, napijemy się herbatki. –
W salonie oboje usadowili się na kanapie.
Mężczyzna trzymał gorący kubek, popijał powoli herbatę i spoglądał na wyłączony telewizor.
- Boli to bycie rodzicem, jak cholera boli, nie? –
- Szczególnie jak ich nie ma i nie wiesz co się z nimi dzieje, to rzeczywiście piecze. A pamiętasz, że chcieliśmy jeszcze więcej dzieci? … A może do siostry dzwonił? –
Mężczyzna skrzywił się
- Nie, córunia już z dwadzieścia razy dzwoniła i tak go obsobaczyła za to milczenie, że mówię ci, jak stary marynarz, i to do mnie, do ojca, takimi strzelała tekstami, że na jego miejscu sam bym się wykastrował. – Oboje roześmiali się głośno. Kobieta pokiwała głową ze zdumienia.
- Jakim cudem ma taką niewyparzoną buzię?! Do dziś się zastanawiam. Przecież od kiedy rozumieli już pierwsze sylaby w domu nie usłyszeli złego słowa… chyba, że tatuś coś pod nosem walnął? Przyznaj się... –
- No przestań. Nawet na budowie się śmiali ze mnie, że kląłem jak przedszkolak… Kurka wodna, holenderrr. Taki charakterek ma dziewczyna po prostu, przynajmniej potrafi odszczeknąć cwaniaczkom. Piękna i groźna. Cała mamusia… -
- Ty, ty, kolego, uważaj sobie – Kobieta złapała za poduszkę i udała, że rzuca.
Zamilkli. Po chwili mężczyzna zgrzytnął zębami.
- Szlag by to, nie mógł księgowym zostać? Tylko ratownik, cholera, górski i strażak się zrobił. Po diabła mu puszczałaś tego strażaka Sama? Co?... –
Kobieta spojrzała niepewnie na męża. Potem uśmiechnęła się pod nosem
- Taa, ja puszczałam. Tatusiu. –
Odłożyła kubek, podeszła do męża, delikatnie wyjęła z jego dłoni kubek i też odłożyła na stolik. Potem usiadła mężowi na kolana i wtuliła się w jego głowę.
- Im bardziej się je kocha, tym bardziej człowiek się boi… To co mamy robić? Odkochać się?
Mąż objął ją serdecznie i głaskał.
- Nigdy w życiu. Za nic. Niech boli. A co mamy cenniejszego od tego bólu, kochana żono i matko moich dzieci? –
- No to o co chodzi? O ten ból? Mężu?... O niego chodzi? To ma być nagroda? Cel?... Mężu mój mądry, powiedz, czy o to chodzi?...

Ktoś zapukał do drzwi mieszkania.
- Dobra, kochanie, nie zasypiaj mi na kolanach. Pójdę otworzyć. Może przesłał telegram, albo co… -
Kobieta ożywiła się. Wstała i rzuciła idąc do kuchni
- Dobra, ty otwórz, a ja zrobię coś do jedzenia. –
Mąż podszedł do drzwi. Otworzył.
Na klatce stał wysoki, postawny, młody mężczyzna. Ogorzała, brudna, nieogolona twarz, zmierzwione włosy, zakurzona, mocno wyeksploatowana skórzana kurtka, brezentowa torba. Wyglądał jak połączenie Indiany Jonesa i członka motocyklowego gangu. Na jednym uchu miał założony opatrunek, też mocno zabrudzony, a bandaż podtrzymujący opatrunek, jak opaska tenisisty, wdzięcznie zadzierał mu grzywę na czole. Usta szczerzyły się w uśmiechu.
- Cześć tato. Niespodzianka.-
Ojciec złapał go w ramiona, ściskał z całej siły, głowę oparł na ramieniu syna i klepiąc go z całych sił po plecach krzyknął
- Kobieto zrób więcej jedzenia, gościa mamy! Księciunio!.... Synku!... Łobuzie…-
Ta wybiegła z kuchni, a z jej oczu łzy płynęły ciurkiem, choć usta zdobił szeroki uśmiech.
Szarpnęła za mężowskie plecy wciąż wciśnięte w stojącego roześmianego syna.
- Stary, daj się przywitać.. –
Mąż oderwał się od gościa, odwrócił do żony, chwycił ją w pół i śmiejąc się głośno powiedział gromkim głosem
- O TO chodzi, kochanie! O TO WŁAŚNIE CHODZI!... –
Ostatnio zmieniony ndz 09 gru 2012, 12:16 przez ExSilentio, łącznie zmieniany 2 razy.

2
ExSilentio pisze: Przyglądał się, jak grupka dzieci na asfalcie zawzięcie rysuje coś kredami
Zmieniłabym szyk wyrazów - wytrąca z rytmu
ExSilentio pisze: Obok artystów przemkneły dwa rowerki
tu poszukałabym innego określenia zamiast "dzieci
ExSilentio pisze: Wiosna wciskała się w każdy kąt
nowy watek
ExSilentio pisze: przez pozimową martwotę zielonych skwerków
jakoś nie mogę skojarzyć- co autor miał na mysli....:)
ExSilentio pisze:że mówię ci, jak stary marynarz, i to do mnie, do ojca, takimi strzelała tekstami, że na jego miejscu sam bym się wykastrował.
miało być mocne, ale wyszło jakoś nieszczególnie..
Ja jak zwykle, płaczka na zawołanie i " oczy mi się spociły" - ale opowiadanie super - z napięciem i klimatem i za to dzięki.
Jak wydam, to rzecz będzie dobra . H. Sienkiewicz

3
gebilis pisze:
ExSilentio pisze: Przyglądał się, jak grupka dzieci na asfalcie zawzięcie rysuje coś kredami
Zmieniłabym szyk wyrazów - wytrąca z rytmu
Zgadzam się:) "Przyglądał się, jak grupka dzieci zawzięcie rysuje coś kredami na asfalcie."
gebilis pisze:
ExSilentio pisze: Obok artystów przemkneły dwa rowerki
tu poszukałabym innego określenia zamiast "dzieci
Wydaje mi się, że to określenie pasuje do dziatwy szalejącej z kolorowymi kredami. Często to obserwowałem i często powstawały dzieła, oczywiście wzajemnie ze sobą konkurujące. A kto tworzy dzieła, obrazy? Artyści:) (i to nie tyle synonim dzieci, ile okreslenie ich zaangażowanego działania.
gebilis pisze:
ExSilentio pisze: Wiosna wciskała się w każdy kąt
nowy watek
Aaaa, akapit? no tak:)
gebilis pisze:
ExSilentio pisze: przez pozimową martwotę zielonych skwerków
jakoś nie mogę skojarzyć- co autor miał na mysli....:)
No, taki zdechnięty, wyliniały osiedlowy trawnik, na którym więcej kup niż roślin. A przecież jak wiosna eksploduje pełną siłą to już są takie soczyste, zielone skwerki na których chciałoby się położyć kraciasty koc i zjeść kanapkę z winem ;)) ... zapominając o tych kupach:))
Ale jeśli ktoś jeszcze podważy wyrazistość tego przekazu to to przemyślę:))
gebilis pisze:
ExSilentio pisze:że mówię ci, jak stary marynarz, i to do mnie, do ojca, takimi strzelała tekstami, że na jego miejscu sam bym się wykastrował.
miało być mocne, ale wyszło jakoś nieszczególnie..
No nie do końca miało być mocne. Starsze małżeństwo, zakochane w sobie... (a znałem i znam takie) nie używa "wyrazistych" sformułowań w rozmowach intymnych. Wszystko jest takie... wyhamowane... delikutaśne:)
Więc ten niewypał zamierzony:)

gebilis pisze:Ja jak zwykle, płaczka na zawołanie i " oczy mi się spociły" - ale opowiadanie super - z napięciem i klimatem i za to dzięki.
Za to natomiast dzięki:)

4
ExSilentio pisze:Odłożyła kubek, podeszła do męża, delikatnie wyjęła z jego dłoni kubek i też odłożyła na stolik. Potem usiadła mężowi na kolana i wtuliła się w jego głowę.
Tylu powtórzeń na raz, to dawno nie widziałam... ;)

Tak dziwacznego miejscami zapisu dialogów również... Twoje myślniki wyczyniają istne cuda. Weź to jakoś uporządkuj przy następnych tekstach. Irytuje.

Ogólnie to przyjemny tekst. Rozmowa wyszła naturalnie, chociaż dajesz swoim bohaterom czasem powypowiadać się nieco dziwacznie, przerysowanie. Wymowa prosta, pozytywna. Nie jestem szczególnie podatna na różne takie "łzowyciskacze" i inne emocjonalne, krótkie utworki. Ale ten mi się podobał. Zwłaszcza rozwiązanie. Już się bałam, że skończy się jakaś nędzną refleksją albo wieścią o śmierci chłopaka (tak, zeby dodać dramatyzmu), a tutaj coś przyjemnego i jeszcze bardzo dobrze korespondującego z wcześniejszym dialogiem.

Dobra robota.

Pozdrawiam,
Ada
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"

5
Przyglądał się, jak grupka dzieci na asfalcie zawzięcie rysuje coś kredami.
A nie "Przyglądał się, jak grupka dzieci zawzięcie rysuje kredami na asfalcie"? I wywaliłbym "coś", zbędne.
(...) wtuliła się w pochylone lekko plecy męża.
Zbyt szczegółowe, zbędne.
Palcami dłoni przeczesywała włosy z tyłu jego głowy.
Wiadomo, że nie palcami stóp, zbędne. ;) Wiem, nudny jestem.
Ojciec siedzi przy komputerze, słyszy idącego przez pokój malca, odwraca głowę w jego stronę i kątem oka widzi jak mały zaplatał się o stojący przy kanapie plastikowy kosz, pada jak długi.
Przeczytaj ten fragment; nie działa, prawda? I przecinek po "widzi".
Mężczyzna odsunął się lekko od okna, zobaczył odciśnięty na szybie swój policzek i mokre ślady. Przeciera dłonią twarz. Mokrą twarz.
- Jezu! Mężu, płaczesz? –
Wywal "swój". Napisałbym też "Przeciera dłonią mokrą twarz", bo tymi mokrymi śladami na szybie już dajesz znak, że płacze, nie ma potrzeby tego potrójnie stopniować. No i to "Mężu, płaczesz?" brzmi mocno sztucznie. Jeśli to ich taki prywatny slang, to nie zasygnalizowałeś tego czytelnikowi, czytelnik nie zna tych ludzi, i istnieje duża szansa, że się tutaj skrzywi. Ja się skrzywiłem. Nie rozumiem też ciągle, o co chodzi z tymi myślnikami, którymi zamykasz większość kwestii dialogowych.
Kobieta troskliwie obejmuje mężczyznę w pasie i odciąga go od okna
Nie mów mi, że troskliwie, bo widzę, że troskliwie. Zbędne dookreślenie. ;)

Fajnie się rozkręca ten tekst. Rozmowa przy herbacie wyszła super, o strażaku Samie i przeklinaniu, i tym wszystkim, naprawdę bardzo fajny dialog. Największy plus tego tekstu. Przedstawione wcześniej wspomnienia też były ładne, balansowałeś na krawędzi taniej ckliwości i udało Ci się zostać po tej dobrej stronie.

Stylistycznie jest całkiem sprawnie, podobała mi się m.in. grzywa trawnika, wytarte wspomnienia, oby jak najwięcej takich łakoci. Zdarzało się trochę nieścisłości językowych, potknięć, które wybijały mnie z rytmu i zbędnego pustosłowia, źle też zapisujesz dialogi (mówię o tych myślnikach na końcu) i miejscami nadużywasz wielokropków (w złym miejscu też je stawiasz - powinny być przed znakiem zapytania, nie po).

Ogółem to fajne opowiadanie z super przekazem, dialogiem i idealnym zakończeniem (jak powiedziała Arri: idealnie koresponduje z wcześniejszym dialogiem). Tekst nie unika wad, ale ogółem zgadzam się: dobra robota! Dzięki. :)

Pozdrawiam,
Papapatren
"Życie jest tak dobre, jak dobrym pozwalasz mu być"

6
Hej
Dzięki za weryfikację.
Praktycznie wszystko trafne.
Nie napiszę, w ramach wyjaśnień, że pisałem to pół godziny, bo nie. Trochę dłużej:) Niedużo, ale przecież nie o to chodzi:)
Czytałem za to mnóstwo razy i już nic nie widziałem złego. Dlatego Wasze uwagi są tak cenne:)
Patren pisze:
(...) wtuliła się w pochylone lekko plecy męża.
Zbyt szczegółowe, zbędne.
To "lekko" może... Jednak miałem taki obraz. Plecy mogą być różne. Kiedy kobieta tuli się do wyprostowanych barów, to ona szuka opieki, troski, kiedy zaś ogrzewa swoją osobą pochylone, zmęczone, albo zmartwione plecy, to wtedy plecy są pisklakiem, a ona pelikanem:)
Dlatego pochylone... bym chyba zostawił:)
Patren pisze:...Wiem, nudny jestem.
No, przecież to weryfikacja:)) Nie spodziewam się zbiorowej salsy i ziania ogniem na monocyklu:))
Patren pisze:
Ojciec siedzi przy komputerze, słyszy idącego przez pokój malca, odwraca głowę w jego stronę i kątem oka widzi jak mały zaplatał się o stojący przy kanapie plastikowy kosz, pada jak długi.
Przeczytaj ten fragment; nie działa, prawda?
Nie wiem w jakim sensie? Stylistycznie tak, połknąłem połączenie dziecka i padania:)
Ale sytuacyjnie to nie .. to akurat opisałem niemal na gorąco relacjonując co, w trakcie mojego pisania, zrobił mój synek... to było w czasie pisania tego opowiadania... czy tuż przed, ale jakoś tak. I tak sobie pomyślałem, że to będzie taki mój "haczyk", bo uwierz, że wtedy, kiedy Miki podleciał do mnie i się wtulił, wtedy widziałem mnóstwo jego przyszłości, i tą z bandażem i kurtką też:)
Więc rzeczowo zostaje, tylko do dopieszczenia, jak rozumiem:))
Patren pisze:
- Jezu! Mężu, płaczesz? –
No i to "Mężu, płaczesz?" brzmi mocno sztucznie. Jeśli to ich taki prywatny slang, to nie zasygnalizowałeś tego czytelnikowi, czytelnik nie zna tych ludzi, i istnieje duża szansa, że się tutaj skrzywi. Ja się skrzywiłem.
Hmmm... Nie wiem. To jest język mój i mojej żony. Tak mówimy do siebie, tak to czuję. Żona, mąż, to mocne słowa. Ludzie je olali, wyświechtali. Mówią "stara", "moja", po nazwisku, po panieńskim nazwisku, albo tak po imieniu ale z dystansem, z pozą etc..
A dla mnie to wszystko jest jeden wielki chłam. I z tym walczę. One brzmią sztucznie, bo ludzie tak zrobili. Takie słowa jednak są dla mnie kluczem rzeczywistości. Spłycenie pojęcia miłości, kochania, te wszystkie blichtry Walentines Day, jak również właśnie krzywienie się przy tak ważnych słowach... To dla mnie swoisty upadek.
Wszystko, każde słowo, ma w sobie ładunek dźwięku, emocji, empatii. I kiedy się mówi "mężu", tak jak moja żona do mnie, to wtedy nie trzeba Szekspira, żeby poczuć misterny urok tego prostego słowa.
Ostatnio w ogóle zaczynamy się gubić w zachowaniach. Kobiety traktuje się jak facetów, uczucia się spłyca albo pozuje się na twardzieli, na starych wyjadaczy...
Niby po co?...
Opisuję to wszystko tylko dlatego, żebyś zrozumiał, skąd się bierze to moje "slangowanie". To prywatna krucjata przeciwko miażdżeniu języka komercją, zwykłością, nijakością.
:)
I dlatego to zostanie...
No może zasygnalizowałbym, jeśli inni widzą to inaczej, ale... Jak się takie coś sygnalizuje? O co chodzi? Napomknąć wczesniej? wyjaśnić po wypowiedzeniu? To jakieś takie sztuczne właśnie by mi się wydawało... No nie wiem, czekam na sugestie:)
Patren pisze:
Kobieta troskliwie obejmuje mężczyznę w pasie i odciąga go od okna
Nie mów mi, że troskliwie, bo widzę, że troskliwie. Zbędne dookreślenie. ;)
Hehehe, ale wiesz, jakoś w głowie mi siedziały inne wersje - od seksualnej do upierdliwej.
Dlatego dookreśliłem. Jednak przyglądając się teraz chyba rzeczywiście niepotrzebnie. Chociaż wiesz... Kobiety są irracjonalne. Lepiej czasami dookreślić... ;))

Dzięki za uznanie tekstu:)
To opowiadanko to dla mnie taki mały, ale ważny obrazek:)
Marzenie rodzica, żeby dzieci pamiętały, odwiedzały, żeby uśmiechały się szczerze, klęły z troski na rodzeństwo w rozmowie z ojcem... Żeby tak obłapić dużego, dorosłego, dzielnego syna... Zdrowego przede wszystkim i uśmiechniętego.
Marzenie.
I wracam do tego opowiadania, trochę tak, jak ludzie przyglądają się zdjęciom legitymacyjnym swoich dzieci w portfelu - przy okazji, ot tak, w przelocie. Dlatego analiza tu, na forum nie tylko pomaga mi je, i siebie, udoskonalić, ale też wciąż w nim przebywać:)
Dzięki:)

7
Mam dziwne przeświadczenie, że to takie opowiadanko, w którym chciałaś rozważyć "warto mieć dzieci i się denerwować?". Nie kupuję tego tekstu. Załamałabym się, gdyby tak się do mnie zwracał mąż a ja do niego, bo to jak mowa z pierwszego spotkania w dodatku w poprzednim wcieleniu. Przyjęty przez parę tego rodzaju slang przyjęłabym. Byłby fajną kreacją bohaterów i jawiliby się jako romantycy, budzili bardzo ciepłe emocje. Tak wyglądają mi na ludzi bardzo starych, kompletnie niepostępowych, naiwnych i prostych. Wybacz, ale nie widzę tutaj pozytywnych aspektów. Nie mogę powiedzieć niczego dobrego ani o fabule, ani akcji, ani dialogach, ani kreacji bohaterów. Nie ma w tym tekście napięcia. A tematyka powinna je budować.
To, co jest pozytywem to zakończenie. Rzeczywiście dobrze, że nie zrobił się z tego dramat, ale taki finał wymaga tego, by powiedzieć coś wcześniej. A ja nie mam pojęcia po co ten tekst został stworzony. Ani nie oddziałuje szczególnie na wyobraźnię, ani nie wywołuje empatii, ani refleksji, ani wzruszenia, ani oburzenia, ani uśmiechu. Bohaterowie może budzą moją litość. Wybacz.

[ Dodano: Pon 04 Mar, 2013 ]
I wybacz - tytuł doskonały do serialu telewizji polskiej. Przepraszam.
SĘK w tym, aby pisać tak, żeby odbiorca czytał trzy dni, a myślał o lekturze trzy lata.

8
ExSilentio pisze:Wieczorem czytał mu jak zwykle do poduszki. Ostatni etap czytana wyglądał tak,
Błąd znalazłem, to pokazuję. A w ogóle jesteśmy w podobnym wieku i bardzo mi się ten tekst spodobał za..... zwyczajnośc taką ludzką.
ExSilentio pisze:Nigdy w życiu. Za nic. Niech boli. A co mamy cenniejszego od tego bólu, kochana żono i matko moich dzieci?
- samo życie:)
Są rzeczy ważne, ważniejsze i te do zrobienia
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”