„Sidhe – w wolnym tłumaczeniu „lud z cienia” lub też „ludzie kopców”:
WWWNie sposób powiedzieć, skąd sidhe pochodzą, czy też pojąć, kim naprawdę są. Pewne jest jedno - że jest to rasa ludzi, których inne niż nas prawa dotyczą, nam nieznane siły wpływ na życie ich mają i odmienne sprawy ich zajmują. Trudno nam zrozumieć ich odczucia i dążenia, podobnie jak im trudno nasze zachowania pojąć. Wiadomo jedynie, że sidhe w nasze życie nieczęsto się mieszają, własnymi sprawami się zajmując. Czasem tylko koło nas żyją, podobne do naszych cele obierając, ale przypadki to rzadkie, na palcach dające się zliczyć. Częściej kryć się przed nami wolą, a czynią to tak skutecznie, że niejeden sidhe za sąsiada mając, nic o tym nie wie. Temu, kto sidhe by badać zechciał, trzeba wiedzieć, że dzielą się one na trzy różne rasy: Dzieci Nocy, Natury i Powietrza.
WWW Dzieci Nocy wszystkie śnieżnobiałą płeć mają, oczy w dzień czarne i jakoby węglem obwiedzione, zaś w ciemnościach błyszczące mocniej od drogich kamieni. Barwę mieć one mogą szarą...............................bądź zieloną, gdy sidhe niegdyś krew ludzką w sobie nosił, lub złotą, gdy z innego sidhe zrodzony. W gniewie jednak i te kolory szkarłat wypiera, a wtedy biada temu, kto za blisko do Dziecięcia Nocy podejdzie.
Ten rodzaj sidhe odżywia się w sposób dla nas nieludzki, energią bądź krwią istot żywych, acz rzadko kiedy zabija on swojego żywiciela, częściej więź dla nas niepojętą z nim nawiązując.
O Dzieciach Natury wiadomo, że z ludźmi kontaktu unikają, woląc towarzystwo zwierząt i drzew. Kształty przybierają wszelakie, raz do człeka, raz do zwierza podobne, potrafiąc ciału swojemu postaci rozmaite nadawać. Żyją dopóki istnieją siły natury, w niepojęty dla nas sposób energię życiową czerpiąc.
O Dzieciach Powietrza historie praktycznie są nieznane, gdyż trudno takowe ujrzeć, częściej jedynie obecność ich czując bądź głos ich słysząc. Nie wchodzą jednak one w drogę zarówno ludziom, jak i pozostałym sidhe, stąd brak nam wiedzy na temat ich egzystencji i zwyczajów.
Wszystkie sidhe dzielą się na Rody lub Klany, które niższymi klasą pobratymcami rządzą, a ci z jakiegoś powodu potulnie szlachetnym służą, podobnie jak czynią to ludzie.
.............................. Przypadki, gdy człowiek się w sidhe przemienia okryte są tajemnicą, acz wiadome jest, że proces taki zachodzi. ................................................ Niegdyś sidhe tylu, co i ludzi po świecie chodziło, acz wraz z rozwojem chrześcijaństwa tępić ich zawzięcie zaczęto, ignorując fakt, że część z nich podobną wiarę wyznaje. Oskarżanych o herezję bądź konszachty z diabłem sidhe ścigano i mordowano. Do wielu walk między nimi a nami dochodziło, z czego najsłynniejsza z nich odbyła się w Edynburgu, gdzie po śmierci dziesiątek sidhe jedną z dzielnic siły nieczyste nawiedzać zaczęły. ..................................... Sidhe posiadają istotnie wiele zmysłów czy mocy dla nas, śmiertelników, nie do ogarnięcia, dla nich jednak równie zwyczajne co nasz wzrok czy zdolność mowy się zdające…”
WWW Nagły hałas przywrócił ją do rzeczywistości. Zamrugała i przetarła załzawione oczy dłonią. Do biblioteki przyniesiono kilka dymiących, staroświeckich lamp, co i tak ze strony gospodarzy było niezwykłym przejawem gościnności. Gdy zjawiła się w Zamczysku po raz pierwszy, ściany pokrywały grube warstwy kurzu, a pod nogami chrzęściły poniewierające się wszędzie kości, co do których mogła mieć tylko nadzieję, że należały do zwierząt. Za jej namową niezwykłą rezydencję uprzątnięto, acz zajęło im sporo czasu przyzwyczajenie się do siebie. Podniosła wzrok znad stron zapisanych równymi znakami, pochodzącymi najdalej z XVI-go stulecia. Nie wszystko była w stanie rozczytać, po części dlatego, że atrament wyblakł, a po części z braku umiejętności. Dowiedziała się jednak wszystkiego, czego potrzebowała. Przez moment błądziła wzrokiem po skąpanym w półmroku pomieszczeniu, nie dostrzegała jednak nic, poza ulotnymi cieniami regałów z książkami. Kto wie, może w jednej z ciemnych plam czaił się ukryty w ciemnościach sidhe? Zdolności tych istot nadal w tym samym stopniu ją przerażały, co stanowiły dlań źródło nieustannej fascynacji.
- Potrzebujesz czegoś, Mauro? – rozległ się miękki, mroczny głos. Niemalże krzyknęła, gdy zobaczyła opartego o przeciwległy kant stołu mężczyznę. Z ciemnymi, rozpuszczonymi włosami, spiętymi jedynie złotym diademem, mógł śmiało uchodzić za jej rówieśnika. Przynajmniej dopóki patrzyło się na jego bladą twarz, z iskrzącymi złotymi oczyma. Gdy spuściło się wzrok, dało się poznać, że mężczyzna przywykł do zgoła innej mody i stylu bycia. Ubrany był bowiem w dopasowaną, koszulę z czarnego jedwabiu i proste spodnie, co nikogo może by nie dziwiło, gdyby nie długa aksamitna peleryna, zwieszająca się z jego ramion. Na pierwszy rzut oka zdawał się, jak z resztą wszyscy sidhe, delikatną, łatwą do zranienia istotą, jednak ona aż za dobrze miała okazję przekonać się, ile siły drzemie w tym niezwykłym człowieku.
- Nie, dziękuję, Eksc… - pokiwał na nią wąskim, zakończonym ostrym, szarym paznokciem, palcem. – ‘Rad. Znalazłam już wszystko, co chciałam wiedzieć – posłał jej nieco ironiczny uśmiech.
- Wszystko zrozumiałaś? – zamyśliła się.
- Wszystko, co było mi potrzebne – po jego minie poznała, że udzieliła prawidłowej odpowiedzi.
- Gdybyś odparła, że tak, zapewne wygnałbym cię z zamku – aksamit zaszeleścił, gdy obszedł stół dookoła i zajrzał jej przez ramię. – Bowiem są tutaj fragmenty, które nawet dla mnie są trudne do odszyfrowania – wskazał ozdobionym złotym sygnetem palcem na zamazaną linijkę. – Wiesz, co to za księga?
- Nie byłam w stanie rozczytać run, składających się na jej tytuł – przyznała. Zdążyła już nauczyć się, że ‘Rada nie dało się oszukać. Zawsze niepojętym dla niej sposobem rozpoznawał każde, choćby najlepiej ułożone, kłamstwo. A zdecydowanie lepiej było go nie okłamywać. Jego Ekscelencja ‘Rad von Schererei, ostatni z żyjących Mistrzów Rodu Zaćmienia, był co prawda sprawiedliwym, ale nie znał pojęcia litości. Przynajmniej nigdy przy niej takowej nie okazywał.
- „Księga Wiedzy Tajemnej Mistrza Kutberta”, jednego z dawnych przyjaciół sidhe – wyjaśnił. – To ostatni zachowany egzemplarz.
- Doceniam twój szacunek i uprzejmość – odparła, wiedząc, że zwykłe słowa podzięki nie zrobiłyby na władcy najmniejszego wrażenia. – Jeśli jednak pozwolisz, opuszczę waszą gościnę. Noc dla mnie nadaje się tylko i wyłącznie do spania.
- Jeśli zechcesz… - przerwała mu gestem ręki.
- Dziękuję. Jestem ludzką kobietą i moje miejsce jest przede wszystkim między ludźmi – podniosła się i zgarnęła do torby kilka drobiazgów z blatu. Nagle napotkała wzrok ‘Rada. Zadrżała. W jego spokojnych zazwyczaj oczach dostrzegła przedziwny, nieznany jej dotąd wyraz. Jakby mieszaninę pobłażliwości i kpiny.
- Prawdą jest to, w co wierzymy, wielce szanowna poetko – powiedział, składając jej niski ukłon. – Do zobaczenia. Niech cię strzeże noc. Oraz jedna z moich walkirii – z jakiegoś powodu tego wieczoru świadomość, że będzie z nią jedna z zabójczo skutecznych strażniczek Rodu, nie dodała jej otuchy.
WWW Dawno już wybiła północ, gdy przekręciła klucz w zamku. Drzwi do jej mieszkania uchyliły się bezszelestnie. Nie zapalając światła weszła do środka i rzuciła torbę na podłogę. Koło niej wylądowały szpilki i sweter, mający chronić ją przed chłodem sierpniowej nocy. Była zmęczona, nie na tyle jednak, by od razu kłaść się spać. Nie, miała zamiar spędzić resztę wieczoru przy kubku herbaty i z dobrą książką w ręku.
Otworzyła kuchenną szafkę w poszukiwaniu odpowiedniego pudełka. Czajnik prychał rytmicznie, powoli wypluwając niewielkie obłoczki pary. Zamrugała. Coś wydawało jej się niecodzienne w dobrze znanym jej pomieszczeniu. Przez moment nie potrafiła zrozumieć, co. Nagły przebłysk świadomości sprawił, że porcelanowy kubek malowany w kwiatowe wzory nieomal wyleciał jej z ręki. Uszko jednak dziwnym sposobem nadal pozostało przy jej palcach. Przerażona odstawiła naczynie, przyglądając się jednobarwnym malunkom. Nie rozróżniała ich kolorów, wcześniej tak dobrze jej znanych. Widziała jednak biały kłąb pary, unoszący się nad kuchenką. Mogła przeczytać napis na pudełku herbaty. Drżącą ręką sięgnęła do włącznika światła. Jaskrawy blask zmusił ją do zmrużenia oczu. Kuchnia nagle nabrała barw. Ignorując wściekłe pomruki czajnika, opadła na krzesło. Rozumiała już, co wydało jej się tak niezwykłe.
Jakimś cudem widziała w ciemnościach.
WWW W korytarzu panował półmrok. Pochodnie na ścianach rzucały migocące cienie na kamienną podłogę i w dół spiralnych schodów. Dla każdego sidhe było tu jednak wystarczająco dużo światła, by widzieć dokładnie każdy szczegół otoczenia. ‘Rad von Schererei dostrzegał więc każdą pojedynczą rysę na kamieniu i kłaczki kurzu, zalegające w korytarzu. Bez wysiłku pokonał ostatnie stopnie i znalazł się na najwyższym piętrze Baszty. Wieża ta górowała nad pozostałymi częściami Zamczyska i stanowiła ścisłe jego centrum. Na samym jej szczycie znajdował się gabinet Jego Ekscelencji, a w nim kroniki i dokumenty Rodu z ostatnich dziesiątek lat. Położył dłoń na rzeźbionej klamce. Zamek w zgrzytnął cicho, zwalniając blokadę, gdy tylko złoty pierścień na palcu Mistrza znalazł się dostatecznie blisko mechanizmu.
- Ekscelencjo! – odwrócił się, spoglądając na klatkę schodową, z której wyłoniła się dobrze znana mu postać, niemalże niewidoczna w półmroku, a to za sprawą jej niecodziennego stroju. Ubrana była w ciemną koszulę szermierczą, na którą wcisnęła czarny napierśnik z wyrytym nań herbem Rodu; skrytym na chmurą półksiężycem w otoczeniu dziesięciu gwiazd. Mimo nagolenników i wiszącej u paska husarskiej szabli poruszała się bez najmniejszego hałasu. Gdy ściągnęła z głowy czarny szyszak, na jej ramiona opadły ciemnokasztanowe loki, okalające niewieścią twarz o ostrych rysach. Jej oczy, których barwa jasno wskazywała na to, że płynęła w niej niegdyś ludzka krew, przygasły nieco w blasku pochodni, a lekko pionowe źrenice zwęziły się od nadmiaru światła. Nie ulegało wątpliwości, że stoi przed nim jedna z walkirii. Skinął jej głową na powitanie. W odpowiedzi dziewczyna dobyła szabli, dotknęła jej grzbietem napierśnika, po czym wskazała bronią na ‘Rada, kreśląc jej końcówką krąg w powietrzu.
- Wzywałeś mnie – odezwała się ponownie.
- Wejdź, ‘Dair – gestem zaprosił ją do środka.
WWW Trzeba było przyznać, że gabinet Jego Ekscelencji należał do miejsc ciekawych. Naprzeciw drzwi stało masywne biurko z ciemnego drewna, którego blat zaścielały rozmaite przedmioty oraz niezliczone arkusze papieru, zarówno czystych, jak i zapisanych całymi rzędami znaków. ‘Rad siadywał zwykle na wyściełanym czerwonym aksamitem fotelu, czytając raporty poddanych, analizując doniesienia z całej okolicy i przydzielając poszczególnym sidhe zadania lub też zwalniając ich z obowiązków. Sam rzadko kiedy dawał się od nich oderwać, pilnując, by życie Zamczyska biegło odpowiednim torem. Jeśli ktokolwiek odwiedzał Mistrza w jego królestwie, zajmował miejsce na stojącym przed biurkiem fotelem lub staromodnej sofie obok drzwi. ‘Dair miała jednak swoje ulubione miejsce koło huczącego wesoło kominka, skąd mogła obserwować zarówno wejście do samego gabinetu, jak i łuk prowadzący do sąsiedniego pomieszczenia, gdzie przetrzymywano niezwykłe przedmioty, o których przeznaczeniu nawet ona nie miała pojęcia. I prawdę mówiąc, mało ją ono interesowało, gdy miała do dyspozycji całe regały książek z każdej epoki, zapisanych w większości ludzkich języków. Czasami, gdy znudziło jej się wertowanie starych kart, spoglądała w okno, co noc dostrzegając tam dobrze znane jej konstelacje gwiazd. Przerywała jednak każde ze swoich zajęć, gdy otrzymywała wiadomość do dostarczenia. Stąd też znała każdy zakątek starej budowli, podobnie jak i okolicznych lasów czy miast. Miała wiele lat, by je poznać.
- Można wiedzieć, co takiego się wydarzyło, że nakazujesz mi wybiegać z placu ćwiczeniowego? – zapytała, rzucając szyszak na kanapę, a samej lokując się na swojej poduszce obok kominka. ‘Rad gestem nakazał jej wstać, co walkiria uczyniła z wyraźną niechęcią. Sidhe wskazał na grubą, starą księgę, spoczywającą na biurku.
- Znasz ją? – zapytał, wpatrując się w dziewczynę z nieodgadnionym wyrazem złotych, kocich oczu.
- Księga Kutberta, czytałam ją dziesiątki razy – wzruszyła ramionami. – Napisana przez pewnego XVI-wiecznego uczonego, który postanowił poznać sidhe i zapisać swoją wiedzę w mocno zniekształconym Futharku, moim zdaniem oryginalnego zwyczajnie nie znał – spojrzała na niego pytająco. – Czy wyrywasz mnie z ćwiczeń tylko po to, żeby sprawdzić, czy wiem, co mamy w archiwach?
- Nie obrażaj mnie – prychnął. – Jeśli wzywałbym was dla własnych zachcianek, wkrótce do Zamku mógłby wejść każdy, kto by tylko zechciał, bo nie byłoby kogo obsadzać na wieżyczkach strażniczych. Nie, nie o to mi chodzi – nie zdążyła zadać kolejnego pytania. – Pokazałem ją dzisiaj Maurze, na jej wyraźną prośbę.
- Tak, wiem. Wspominała mi o tym – odparła. – I…?
- Przeczytała znaczną część interesujących ją tekstów – walkiria uniosła pytająco brwi. – Co nie byłoby niczym zaskakującym, gdyby nie fakt, że nie jest sidhe – ‘Dair opadła ciężko na swoją poduszkę. Fragmenty zbroi zazgrzytały, gdy oparła się plecami o ścianę kominka.
- Kiedy masz zamiar jej powiedzieć? – zapytała z rezygnacją. – Kazałeś mi milczeć, a przysięga luckenbooth nie pozwala mi przerwać mojego milczenia – przy jej źrenicach zaczynała rosnąć szkarłatna plamka. – A powinna o tym wiedzieć, do jasnej cholery! – w milczeniu przyglądał się wściekłości dziewczyny. – Dlaczego jej nie powiesz? I po co mnie właściwie wzywałeś? Tylko po to, żeby powiedzieć, że krew zaczyna dochodzić do głosu i u niej? Dlaczego więc przed trzema miesiącami pozwoliłeś mi pójść na jej wykład i ujawnić swoje istnienie, skoro wiedziałeś, jak to się skończy? Ma skończyć jak ja, nie radząc sobie…
- Starczy, ‘Dair – powiedział spokojnie. – Maura nie jest tobą, a ty nie jesteś nią. W tobie nie płynęła ani kropla naszej krwi, gdy podjęłaś decyzję. Tak miało być i nie wydaje mi się, żebyś kiedykolwiek narzekała na taki obrót spraw. Odpowiadając na twoje pytania, pozwoliłem ci skontaktować się z Maurą, bo wiedziałem, że twoja krew wywrze na nią wpływ, czy tego chcesz, czy nie. Nie pomyliłem się, bo stało się to szybciej, niż się spodziewaliśmy. Jak na razie to tylko wyostrzony wzrok. Może zmiany poprzestaną tylko na tym, a może nie. Nie powiedziałem jej o tym i tobie również zabroniłem mówić, bo wyobraź sobie jej reakcję na takie słowa. Wiesz, że Maura nie uważa się za naszą przyjaciółkę. Po prostu wpadła na pomysł napisania o nas artykułu do jakiegoś swojego czasopisma czy innej gazety, która ją zatrudnia. Nie mam nic przeciwko temu, każdy wie, że sidhe istnieją, a dobrze byłoby choć raz przeczytać o nas coś innego niż stek bzdur. Wiadomość o tym, że może przejmować część naszych cech, skończyłaby się dla Maury tragicznie. Mogłyby ją dopaść doppelgaengery albo gorzej, Bractwo Życia – czerwień powoli znikała z oczu walkirii.
- Wybacz – odezwała się. – Nie lubię znać tylko części prawdy i nikomu nie życzę tego samego. Fakt, że wykonuję zadania bez zadawania pytań, nie oznacza, że mi się to podoba. Acz wiesz, że nie odmówię. Więc? Czemu dzisiaj tu jestem?
- Zapewne już się domyślasz – zdjął z biurka kawałek papieru i zapisał nań kilka słów zdobnym, gotyckim pismem. – Obserwuj ją. Jesteś zwolniona ze wszelkich patroli i ćwiczeń. Raporty masz zdawać tylko i wyłącznie mi, kapitanowi straży masz powiedzieć, że wykonujesz moje prywatne rozkazy – podniosła się. Przycisnęła dłoń w czarnej, skórzanej rękawicy, do napierśnika.
- Co z dniami? Obydwoje zdajemy sobie sprawę, że nie poradzę sobie w tak jaskrawym świetle – sięgnął po kolejną wiadomość.
- Nie będziesz sama – odpowiedział. – Niech cię strzeże noc.
- Wzajemnie – odparła, zamykając drzwi za sobą.
Cienie. Kwestia krwi (opowiadania część pierwsza)
1
Ostatnio zmieniony czw 03 kwie 2014, 02:17 przez Sternlicht, łącznie zmieniany 2 razy.
"Kein kommen ohne geh'n"