Kamienna maska - fragment

1
„Godnie stawić czoła bólowi to sztuka, której

dokona ten, kto posiadł wewnętrzną siłę i

ceni swój honor.”



Wstał chłodny, mglisty dzień. Słońce wzeszło tak samo jak wczoraj i dwa dni temu, chociaż on wątpił, że tak się stanie. Dlaczego? Czy to możliwe, by wszystko działo się tak jak dawniej? Czy to w porządku? Myślał, że już nigdy nie zobaczy tej złotej tarczy, nie poczuje delikatnego ciepła i nie usłyszy ptaków świergoczących radośnie wraz z nastaniem ranka. Lecz wszystko działo się tak normalnie, chociaż jemu wydawało się to nie na miejscu. Dlaczego?

Poruszył się delikatnie, wiedząc, że każdy gwałtowny ruch spowoduje wybuch rwącego bólu w każdym kawałku jego ciała. Nie chciał już czuć bólu, miał go dość. Dość na całe życie!

Miękkie łóżko ugięło się, gdy próbował przewrócić się na lewe ramie. Rozpaczliwie szukał wzrokiem czegoś, na czym mógłby się oprzeć, lecz po chwili zamknął oczy i zwinął się w kłębek starając się zapanować nad bólem, który zaczął ogarniać jego ciało. Domyślił się, że środki przeciwbólowe, którymi nakarmił go szef, przestają działać. Dlaczego go tu nie ma!? Jedynej osoby, której na nim zależało? Dlaczego nie ma go, gdy on cierpi. T a m też go nie było. Był sam, sam jak palec wystawiony na ich ataki. Nie! – krzyknął na siebie. Nie może tak mówić. Nie ma prawa. Szef go szukał. Udało mu się go odbić po trzech tygodniach. Trzech tygodniach katorgi.

Otworzył gwałtownie oczy, gdy poczuł na ramieniu delikatny dotyk.

- Już dobrze, Seronie – spokojny głos, tak różny od t a m t y c h. Nie mógł jednak znieść dotyku. Odsunął się.

- Przepraszam – szef chyba zrozumiał. – Jak się czujesz?

- Boli.

- Wiem, ale musisz wytrzymać jeszcze pół godziny. Musimy uważać, by nie przedawkować.

Tylko skinął głową, pół godziny – to wieczność, ale wytrzyma. Wytrzymał już gorsze rzeczy.

- Nie odchodź Tern – szepnął, a szef zatrzymał się w pół kroku. – Proszę, nie chcę być sam.

Tern spojrzał ze współczuciem na podkomendnego i wrócił do jego łóżka. Nie wiedział co ma powiedzieć, co robić. Martwił się. Wiedział, że dowództwo będzie chciało przesłuchać Serona i to niedługo. Nie będą czekać aż wydobrzeje. Nie wiedział jak ma mu to powiedzieć. Chłopak przeżył piekło. Tak, piekło, bo to, co te bestie z nim wyprawiały, określić można tylko w ten sposób. A dlaczego? Bo jakiś głupi urzędnik chciał wykraść wyrocznię. Wyrocznię! Z głównej bazy wroga! To było niewykonalne. Ale oni uparli się i posłali młodego, świetnie wyszkolonego wojownika, który wcześniej naraził się działając w nieregulaminowy sposób. Tern wiedział dlaczego. Seron był czarodziejem, a to narażało go na drwiny i nieprzyjemności ze strony dowództwa. Tylko dlatego, że miał dar wyróżniający go spośród innych! że umiał coś, co oni nazywali czarnymi sztuczkami. Narzędziem zła. Jakby nie rozumieli, że to od człowieka zależy, jaki będzie. że to on decyduje, jak używać magii. Ludzie są obdarowani przez moc, a nie opętani. Należy ich uczyć, a nie zabijać!

Ale ludzkie umysły potrafią zamknąć się na każdą prawdę, jeżeli koliduje ona z ich przekonaniami. I to go przerażało. Jak ma ochronić tego człowieka? Jak mu pomóc?

Chciał go dotknąć, ale przypomniał sobie jego wcześniejszą reakcję. Nie, jeszcze nie teraz i nie niedługo. Nie tak łatwo Seron pozbędzie się strachu – strachu przed nagłym dotykiem i podniesionym głosem.

Widział już ludzi po torturach, ale nie po tak okrutnych i zdawał sobie sprawę, że już nigdy czegoś takiego nie zobaczy. Szata nasiąknięta krwią, pocięte nogi i ręce, całe ciało w siniakach i zadrapaniach. Połamane żebra, ślady po oparzeniach, zmiażdżone dwa palce. A twarz… nie do poznania, opuchnięta, zakrwawiona, prawie fioletowa. W pierwszej chwili nie był pewny, czy to możliwe, by Seron jeszcze żył, ale nie tak łatwo wypędzić z niego życie. Był silny, choć oni myśleli, że go złamali. Nie, on…

Nagle rozległo się ciche skrzypnięcie i do pokoju wszedł uzdrowiciel. Uzdrowiciele jako jedyni, byli szanowani, choć posiadali moc. Ich zasługi były tak wielkie, że trudno było z tym polemizować.

Starzec poruszał się szybko, ale ostrożnie. Rozstawił fiolki na stoliku i wyjął z pudełeczka różdżkę. Tern wstał chcąc wyjść.

- Może pan zostać pułkowniku. Będzie mi pan potrzebny – powiedział – Odzyskał przytomność?

- Tak.

- Zatem chodźmy.

Podeszli razem do łóżka i pochylili się nad ciałem Serona. Miał zamknięte oczy, ale otworzył je, gdy tylko lekarz chwycił jego rękę, by zbadać puls.

- Wreszcie – szepnął wykrzywiając twarz w ironicznym uśmiechu, choć nadal toczył ciężką walkę z narastającym bólem. – Może mnie pan poskładać? Czy może nie ma to już sensu?

- No, no, no, proszę tak nie żartować. Za tydzień będzie pan zdrów. A teraz… Tern mówił, że ma pan moc, tak?

- Tak – odparł słabym głosem.

- Dobrze. Niech pan spróbuje skupić się na palcach, dobrze?

Seron w odpowiedzi zamknął oczy. Wydawało mu się, że gdy tylko pomyślał o swoich zmiażdżonych palcach, ich ból wypełnił mu umysł. Nie wiedział, że w tym samym momencie uzdrowiciel wykonał różdżką mały młynek i wypowiedział kilka niezrozumiałych słów. Ból wwiercał się w umysł wojownika, lecz po paru sekundach zaczął opadać, by w końcu zniknąć zupełnie. Poruszył palcami, pierwszy raz od czterech dni.

- Teraz noga – usłyszał cichą instrukcję. – Panie pułkowniku niech pan go trzyma.

Noga! Zapomniał o nodze! Nie czuł jej, ale wiedział, że wykręcona jest w jakąś dziwną stronę. Będą ją nastawiać!

Poczuł ręce szefa trzymające go za głowę i wiedział co się zaraz stanie.

Krzyczał i rzucał się, ale uścisk dowódcy był silny i zdołał utrzymać go w łóżku. Czuł, że noga jest już na miejscu, ale był pewien, że naruszyli mu nerw.

- Skoncentruj się – usłyszał i ponownie skupił się na bólu, który go wypełniał.

I znów zaklęcie spowodowało zrost kości i uszkodzonego nerwu.

- Na dziś wystarczy – uzdrowiciel poklepał go po ramieniu. –

Wypij te dwa eliksiry, jeden uśmierzy ból, drugi ześle na ciebie spokojny sen. Przyjdę jutro.

Po chwili Tern i Seron zostali sami. Pułkownik pomógł podkomendnemu wypić po kolei obie mikstury i w chwili, gdy odłożył fiolki na stolik, Seron zasnął. Korzystając z okazji wyszedł, by porozmawiać z dowództwem.

*

- Co mnie to obchodzi! On nie jest gotów!

- Trwa wojna, nie możemy…

- Nie możecie do niego wchodzić! Jeszcze nie.

- Pułkowniku, minister i głównodowodzący czekają na sprawozdanie…

- Przesłuchanie!

- … i zaczynają się niecierpliwić.

- Niecierpliwić. Niecierpliwić! Po dwóch dniach! Uzdrowiciel nie zakończył jeszcze swojej pracy. Niech pan powie swojemu zwierzchnikowi, że dopóki nie zaleczą ran, nikt tam nie wejdzie.

- Ale…

- W tej placówce to ja wydaję rozkazy! Odejdź!

- Tak jest – Tern obserwował wysłannika, gdy ten znikał za drzwiami,

klnąc pod nosem. Wiedział, że niedługo będzie musiał zgodzić się na przesłuchanie, ale zrobi wszystko, by było to jak najpóźniej.

2
Złota myśl na początku jest zawodowa:)

ostatnimi czasy widzę u Ciebie skłonność do filozofowania:P

Jestem ciekawa jakie jest zakończenie

jeszcze coś napiszę tylko sie oswoję:)

pozdr:*

3
Przeczytałem uważnie całość. Jest to ciekawe, wiele można wywnioskować, lecz moim zdaniem, za dużo w tym rozmyślań. Nie jest to w moim guscie. Styl bardzo dobry, pisownia też, choć znalazłem jedną nieścisłość:
Podeszli razem do łóżka i pochylili się nad ciałem Serona


Ciało, to przedmiot, pozbawiony duszy -Czyli trup. On jednak żyje... i to mi nie pasuje
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

4
Ciekawa historia, czekam na ciag dalszy... ;)



A tu sie zgodze z Martiniusem:


Martinius pisze:Styl bardzo dobry, pisownia też, choć znalazłem jedną nieścisłość:
Podeszli razem do łóżka i pochylili się nad ciałem Serona


Ciało, to przedmiot, pozbawiony duszy -Czyli trup. On jednak żyje... i to mi nie pasuje
Ich bin Nitroglycerin... l??sche Feuer mit Benzin...

Wer mich in seinen Venen f??hlt... wird mir nicht mehr entflieh’n...



See the fallen angels pray... for my sweetest poison...

I crash and I burn and I freeze in hell... for your poison...

7
Aście się przyczepili do tego ciała :)



hmm całkiem zjadalne : ) czekamy na więcej.





Peace!
Cave me domine ab amico, ab inimico vero me ipse cavebo.



Szaleństwo to obecnie jedyny rodzaj indywidualizmu. Reakcja obronna organizmu na absurdalny ład i banalność świata.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”