W końcu się odważyłem. Wkleiłem rozdział pisanej przeze mnie powieści, z którym mam problem, bo dzieje się na kilku płaszczyznach. Boję się, że nie wszystkich jestem świadom. Nie oczekuję precyzyjnego wskazania gdzie brak przecinka, bardziej zagłębienia się. No i babole, których nie widzę. Podobno, za każdym razem kiedy mówię, że w moim tekście nie ma baboli, gdzieś na świecie umiera wróżka...
To nie jest początek, to aż dwudziesty drugi rozdział. Zdaję sobie sprawę z wyrwania z kontekstu, ale wierzę, że Wam może to pomóc mi przyjść z pomocą. Z góry dziękuję za wsparcie!
WWWSubtelne brzmienie fortepianu wypełniało lokal. Było przyjemnym tłem dla rozmów i cichego brzęku zastawy. Dźwięki te nagle utonęły. W hałasie. Miejscowy zaścianek obrał sobie Kawiarnię Kryształową za miejsce swoich hucznych spotkań. Jak każdego wieczoru tak i teraz. Szlachcice noszący tradycyjne stroje z wielkim trudem rozstawali się z szablami, które zgodnie z prawem miały zostać w szatni. Wtoczyli się rozentuzjazmowaną hałastrą i zajęli kilka zarezerwowanych stolików. Nie licząc się z prośbami gospodarzy zsunęli je w jeden wielki stół biesiadny. Rozmawiali głośno, obficie gestykulując. Alkohol lał się strumieniami. Co rusz któryś z podchmielonych jegomościów podrywał się do tańca, żądając od pianisty zmiany repertuaru. Za każdym razem, gdy próby te kończyły się fiaskiem wybuchała awantura. Jegomościowie odgrażali się, krzyczeli, aż w końcu uspokojeni przez prośby towarzyszących im niewiast i zaniepokojonych gospodarzy wracali do picia. I macania.
WWWW drugiej części lokalu, gdzie Artur Wiśniowiecki poprosił o stolik, siedziało zupełnie inne towarzystwo. Szlachta koronna, zdecydowanie odcinająca się od swoich głośniejszych krewniaków, przedsiębiorcy, lokalni politycy i bogaci kupcy. Wśród towarzyszących im pięknych i eleganckich dam, Katarzyna Ofenbach czuła się jak mała, szara myszka. A Wiśniowiecki? Energiczny. Uśmiechnięty. Z ognikami w oczach. Tak bardzo do niego nie pasowała, tak bardzo różniła się od wszystkich tych bogatych gości.
WWW- Jak podoba się waćpannie restauracja? Najlepsza w całym Zagłębiu Dąbrowieckim. - zapytał Artur znad oprawionego w pozłacane okucia menu. Gdy hałas w sąsiedztwie wzmagał się, Wiśniowiecki rzucał tylko zniecierpliwionym spojrzeniem, jakby ono samo w sobie miało moc uciszania łobuzów wszelkiej maści.
WWWKatarzyna uśmiechnęła się nieśmiało. Gdy emocje po feralnym kuliku opadły, była na siebie zła. Wstyd jej było spoglądać Arturowi w oczy. Najgorsze jednak nie było to. Na tle wszystkich tych kobiet, które otaczały przystojnego parlamentarzystę, które posyłały niby to przypadkowe spojrzenia, ukradkowe uśmiechy, przypominała starą wyblakłą fotografię. A on pławił się w popularności. Odwzajemniał uśmiechy, ukłony, skinięcia głową. Rozmawiał bez skrępowania. Katarzyna spojrzała ukradkiem na siedzącą przy stoliku obok dziewczynę. Była chyba w jej wieku. Miała gładką, wyjątkowo jasną cerę, rozgwieżdżone oczy, brązowe loki w modnej fryzurze i błyszczącą iskierkami biżuterię. Wyglądała jak kwiat udekorowany połyskującą w słońcu rosą. A Wiśniowiecki spojrzał na nią raz, drugi. Trzeci też! A tamta, jak się uśmiecha, jak rumieni. Jak wredna żmija.
WWWKaśka, ogarnij się masz dwadzieścia lat, wyrzucała sobie w toalecie.
WWW- Dwadzieścia! Dwadzieścia i głupia – powiedziała z gniewną rezygnacją. - Stara panna.
WWWDziewczyna opadła bez sił na krzesło. Przez chwilę wpatrywała się w swoje odbicie. Kryształowe lustra były bezwzględne. Pomyślała sobie, że może w ciemniejszym lokalu, gdyby tak przykręcić lampy, miała by większe szanse w oczach mężczyzny. Pokonawszy z trudem ogromną chęć rozpłakania się, zamknęła oczy i oddychała głęboko. Trwało to kilkanaście uderzeń serca. Podniosła wzrok.
WWW- No dobra. Uśmiechaj się, przytakuj, rób głupią minkę – powiedziała do swojego odbicia. Rozpuściła włosy, rozczesała je dokładnie. - Białogłowa żeś jest, wolno ci.
WWWKatarzyna poprawiła cienie, podkreśliła oczy kredką. Czarne włosy ułożyła po dłuższej chwili w misterny kok. Wyglądała w nim na pewną siebie i starszą niż jest kobietę. Anna byłaby zadowolona. Pół roku uczyła ją czesać się jak należy.
WWW- Białogłowa musi pachnieć i wyglądać, złotko, uśmiechać się i przyznawać mężczyznom rację, wtedy jest adorowana. - przedrzeźniała do lustra właścicielkę stancji. Zrobiła też podobną do niej minę. Przeszukała półeczki, które uginały się pod ciężarem perfum i kremów.
WWW- Musi pachnieć i wyglądać – magistrantka powtórzyła ze złością. Po dłuższej chwili grymaszenia sięgnęła po ładnie wyglądający flakonik. - O fuj.
WWWWiśniowiecki wstał i uśmiechnął się ze skrywanym zniecierpliwieniem na widok Katarzyny. Gdy zajęła miejsce przy stole nalał jej czerwonego wina. Milczał chwilę, przyglądając się kobiecie. Uśmiechnęła się do niego ciepło.
WWW- Waćpanna często sprawia, że obawiam się powiedzieć cokolwiek – zaczął Wiśniowiecki.
WWW- Waszmość nie wygląda na onieśmielonego.
WWW- A czy na zatrwożonego?
WWW- Też nie – zamruczała Katarzyna z uśmiechem.
WWWWiśniowieckiemu podobała się ta zmiana w zachowaniu dziewczyny. Niestety, jak to leżało w męskiej naturze, nie zastanawiał się zbyt nad jej przyczynami. Katarzyna wyglądała uroczo, była taką, jaką ją pamiętał sprzed tych kilku miesięcy. To mu wystarczało. Siedziała wtedy zaczytana na ławeczce w parku, kiedy wiatr porwał plik papierów szeleszczącą burzą. Wicher drażnił się z nią, wyrywał kartki, wrzucał na krzewy i klomby, pod nogi przechodzących szlachciców, którzy kręcili z politowaniem głową. Zrezygnowana usiadła w końcu na trawniku i zaczęła płakać, a złośliwe podmuchy powietrza tarmosiły dookoła uczelniane materiały papierową trąbą powietrzną.
WWW- Waćpanna się poddała? - spytał nagle, a dziewczyna prawie skoczyła na równe nogi. Wystraszona, zmieszana i zapłakana wyglądała jak małe straszydełko. Tak ją też nazwał, gdy dzień później rozmawiał z przyjacielem o poznanej w parku kobiecie. Dziewczęco urocze, potargane straszydełko.
WWWWiśniowiecki z niemałym wysiłkiem złapał przelatującą obok kartkę, zaraz też pobiegł za drugą. Wskoczył na ławkę aby zdjąć inną z krzewu. Sięgając po następną zgubił cylinder, laska posłużyła mu za hak, aby wydobyć spod krzewu jakiś zmięty rysunek. - Waćpanna pomoże?
WWWZ początku bez przekonania, potem z coraz większym zapałem Katarzyna ścigała efekty swojej pracy. Kwadrans biegali po parku, jak śmiał się Wiśniowiecki, za wiedzą i nauką prawdziwą. Złapali zadyszkę, pobrudzili buty, zgorszyli kilka starszych szlachcianek, lecz większość notatek wróciła na swoje miejsce.
WWW- Waćpanna pozwoli, że się przedstawię. Artur Wiśniowiecki, do usług – uśmiechnął się zasapany szlachcic.
WWW- Katarzyna. Katarzyna Ofenbach. Bardzo. Bardzo dziękuję. Waszmości dziękuję – wydukała. Nie wiedziała czy ma się uśmiechać, przepraszać czy być śmiertelnie poważną. Wiśniowieckiemu wydawało się nawet, że wszystkie te rzeczy próbowała zrobić w tym samym czasie. Uśmiechał się próbując złowić spojrzenie dziewczyny lecz ona z determinacją godną wielkopolskiego powstańca unikała go. Gdy tak stali w milczeniu, kobieta zdawała się przeżywać nieludzkie katusze, a gdy zaproponował jej herbatę w parkowej altanie, przeprosiła pośpiesznie, podziękowała jeszcze z tuzin razy i uciekła, na odchodne przepraszając i dziękując. Wiśniowiecki usiadł na ławce i roześmiał się. Przechodzące obok eleganckie pary, skracający sobie drogę przez park robotnicy, wszyscy oni mijali młodego parlamentarzystę przypisując mu w duchu najbardziej wyszukane uchybienia. Od obłędu czy szaleństwa innego, poprzez nadmiar alkoholu z innymi używkami włącznie. Nikt nie pomyślał, że młody mężczyzna, który trzęsąc się ze śmiechu strzepywał z cylindra źdźbła trawy, jest po prostu pogodnym człowiekiem.
WWWOdszukanie panny było łatwe. Dopiero wtedy zaczęły się trudności. Nigdy nie zapomniał pierwszej wizyty na Uniwersytecie. Tej gmatwaniny korytarzy, masy ludzi, dziesiątek drzwi do których zapukał, w których to dziwnym trafem nikt o pannie Ofenbach nie słyszał. Gdy Wiśniowiecki trafił do właściwej pracowni, to co zobaczył sprawiło, że się w dziewczynie zakochał. Chyba.
WWWKatarzyna Ofenbach, w grubym ubrudzonym smarem fartuchu, z włosami w nieładzie i czarnymi dłońmi stanęła naprzeciw elegancko ubranego, młodego mężczyzny, którego uśmiech aż nadto dobrze pamiętała.
WWW- Dzień dobry waćpanno. Artur Wiśniowiecki, do usług – przywitał się i ukłonił energicznie. Był pogodny, jego garnitur idealnie czysty i gładki, buty błyszczące a dłonie zadbane. Dziewczyna oniemiała. Zagryzła wargę i nim zdążył powiedzieć coś więcej uciekła. Usłyszał tylko trzask drzwi i jakiś rumor za nimi. Parlamentarzysta nie zdążył jeszcze ochłonąć, gdy podjechał do niego terkoczący i syczący parą wózek szefa katedry.
WWW- Waszmość co tu na wszystkie diabły świata robi? - spytał starszy jegomość. Wiśniowiecki zapamiętał go jako człowieka o bardzo wielkich oczach i wyjątkowo kwaśnej minie.
WWW- Ja...
WWW- Co to za maniery, waszmość? Przedstawić się nie łaska? - zaatakował staruszek.
WWWCzarujący uśmiech Wiśniowieckiego nie zrobił na nim żadnego wrażenia.
WWW- Gdzież to tam! Dawniej szacunek i wychowanie było podstawą, ba! Obowiązkiem. Doprawdy nie wiem, co waszmość tutaj robi i czego szuka, ale niech wyjaśni to inaczej portiera wezwę, a ten potrafi radzić sobie z takimi jak waść!
WWW- Oczywiście, ja...
WWW- Czy waszmość mi ubliża?
WWW- Ależ skąd. Jestem...
WWW- Szlachetka, który myśli, że w pracy naukowej przeszkadzać może. Waszmość zapewne nawet nie wie gdzie trafił, hę?
WWWArtur odetchnął i uśmiechnął się gestykulując pojednawczo.
WWW- O i tu waszmość profesora zaskoczę, wiem.
WWW- Młody człowieku, mam siedemdziesiąt osiem lat, niewiele jest mnie w stanie zaskoczyć. Powiedz mi waszmość jeszcze jedno. Czy jesteś tu waść z powodu naukowego czy aby pogapić się? Hę?
WWW- Pogapić?
WWW- Ależ mości profesorze! - zawołała od drzwi Katarzyna. Ubrana teraz w spódnicę do kostek i dopasowaną garsonkę. - Mości Artur Wiśniowiecki z pewnością złych intencji nie miał. - powiedziała drżącym głosem.
WWW- Mości Wiśniowiecki? - spytał podejrzliwie staruszek. - No to ma waszmość szczęście. Białogłowa ocaliła waszmości... honor. Profesor Antonii Skrzynecki. Znałem waszmości ojca. Mądry był to człowiek, ciekawym ile prawdy jest w powiedzeniu, że niedaleko pada jabłko od jabłoni. Śmiem sądzić, że to jabłko odturlało się dość daleko, oj daleko.
WWWKatarzyna przeżywała istną mękę. Było jej wstyd tak mocno, że gdyby tylko mogła schowałaby się w najgłębszej norze i zasypała kamieniami wejście. Ale Wiśniowiecki nieoczekiwanie podjął żart.
WWW- Mości profesorze, nie dość, że odturlało to jeszcze poobijało niemiłosiernie i masz los. - zaśmiał się, po czym dodał: - Czy zbity na kwaśne jabłko szlachcic może przeprosić za całe zajście i spróbować jakoś ten nietakt z jego strony naprawić?
WWW- Może spróbować. Tak, może – profesor łaskawie zrezygnował z napastliwego tonu, a Katarzyna milczała wpatrzona w swoje stopy. Zapomniała zmienić butów.
WWW- Waćpanno, mości profesorze. Dotarły do mnie wieści, iż pracownia zaawansowanej mechaniki precyzyjnej boryka się z kilkoma trudnościami – zaczął Artur. Profesor Skrzynecki zmarszczył czoło, a panna Ofenbach uczyniła dwa kroki w tył. Wiśniowiecki zauważył również jak zagryza wargę. - Nie o nich oczywiście chcę mówić. Chcę zapewnić, że mają państwo w mojej osobie wielkie poparcie w Parlamencie, a słowo Wiśniowieckich wciąż jeszcze znaczy coś w Rzeczpospolitej.
WWW- Co mi waść tu peany pod swojem nazwiskiem prawisz? - zagrzmiał profesor.
WWW- Panie profesorze, mości Wiśniowiecki chce jedynie powiedzieć, że szepnie tu i ówdzie dobre słowo o naszej pracy – powiedziała szybko Katarzyna i podeszła do gorączkującego się starszego Pana. Znała profesora lepiej, i Artur postanowił oddać jej pałeczkę w ratowaniu sytuacji. - A dobrych słów nigdy za wiele.
WWWProfesor sapnął kilka razy, a gdy Katarzyna położyła mu uspokajająco dłonie na ramionach nie mógł już oponować.
WWW- Mości Wiśniowiecki, niech waszmość usiądzie. Katarzyno, przygotuj proszę herbaty dla naszego gościa, dla mnie też. Z rumem.
WWWGdy magistrantka krzątała się w kanciapie profesora, ten podjechał do Artura. Skinął w kierunku dziewczyny.
WWW- Waszmość na poważnie, czy li tylko dla rozgłosu? - spytał bezpośrednio. Wiśniowiecki widział w oczach starszego człowieka troskę, ale i podejrzliwość względem niego. Dopiero po jakimś czasie na prawdę zrozumiał jej źródło. Pojął, że profesor był tak naprawdę osłoną, która brała na siebie ogromną część społecznego potępienia, które ciążyło nad czarną głową Katarzyny Ofenbach.
WWW- Czy nie za wcześnie na deklaracje, mości profesorze? - spytał ostrożnie Wiśniowiecki.
WWWAntonii Skrzynecki pokiwał lekko głową.
WWW- Za wcześnie czy za późno, bacz waszmość na to co robi. Bo krzywd jakich możesz waszmość dokonać nie cofną żadne przeprosiny – spoglądał na Artura zza zegarmistrzowskich gogli. Powiększały one oczy profesora do komicznych rozmiarów. Wiśniowieckiemu nie było jednak do śmiechu.
WWWProfesor nigdy już później nie wracał do tej rozmowy. Kilka miesięcy później, Artur wspominał słowa starego naukowca. Kołatały mu się w głowie jak jakaś złowieszcza przepowiednia, gdy był z Esmeraldą Dawidowską, gdy grał w jej grę, wplątany w pajęczynę z której wyjść nie mógł. Mistrzyni Loży uwięziła jego wolę. Kierowała nią, a on mimo, że zdawał sobie z tego sprawę, nie potrafił uwolnić się od spojrzeń, od rozmyślań o niej i chwil spędzonych na rojeniach o namiętnej miłości. Siedząc z Katarzyną w restauracji Kryształowej ponownie przypomniał sobie troskę profesora. Poczuł wyrzuty sumienia, które szybko zdusił. Był politykiem.
WWWObserwował uśmiech młodej Ofenbach, słuchał brzmienia jej głosu, obserwował jak się rusza, pije wino, smakuje potraw. Ale wiedział jednocześnie, że wszystko co on sam robi idzie w nieco innym kierunku. Nad każdym jego działaniem unosił się zniewalający zapach Esmeraldy. Nawet teraz był nim oblepiony jak pajęczyną pająka.
WWW- Mości Arturze, wydawał się waszmość przepadać za pieczenią – powiedziała z uśmiechem Katarzyna. Wybiła go tym z ponurych rozmyślań. Wiśniowiecki zamrugał zaskoczony i odwzajemnił uśmiech.
WWW- Pieczeń jest doskonała! Zadumałem się jednak nad niezwykle magiczną okolicznością.
WWW- Magiczną okolicznością? - zainteresowała się dziewczyna. Artur spoglądał na nią w taki sposób w jaki bardzo lubiła, choć z trudem przychodziło jej przyznanie się do tego przed samą sobą.
WWW- Spojrzenie waszmość panny jest słodkie jak czerwone wino, odurza mnie jednak dziesięciokrotnie mocniej. Trudno się powstrzymać. - powiedział i po raz kolejny napełnił lampki skrzącym się trunkiem.
WWWKomplementy były dla niej utartym frazesem, który mężczyzna musiał powiedzieć przy spotkaniu z kobietą. Tak mu kazał konwenans. Nie było w tym nic z szacunku czy uprzejmości. Zdawało się, że Wiśniowiecki znał ich dziesiątki, na każdą okazję i dla każdej spotkanej na swej drodze kobiety. Bardzo to Katarzynę drażniło. Mężczyźni rodzą się z tym czy uczą ich tego w szkołach, zwykła pytać siebie, gdyż nie miała odwagi porozmawiać o tym z kimkolwiek innym. Teraz jednak poczuła ciepło w sercu. Nie zastanawiała się dlaczego, po prostu uśmiechnęła się i dopiero po zdecydowanie zbyt długiej chwili opuściła wzrok. Anna byłaby z tego powodu zła. Serce zabiło Katarzynie szybciej, zrobiło się cieplej, delikatnie zamrowiły usta. Czemu by nie, pomyślała.
WWWWino było smaczne, słodkie, czerwone i pachniało jak owocowy bukiet. Artur uśmiechał się opowiadał, a jej było ciepło, przyjemnie i jakoś tak spokojnie. Nie pamiętała już o wygłupach Wiśniowieckiego, zapomniała napaści na „Adamie Mickiewiczu” oraz o kłótni Esmeraldy Dawidowskiej z lekarzem. Wszystko to było odległe, bo nie miało przecież żadnego znaczenia.
WWWŚwiatło rozświetliło urządzony skromnie choć elegancko salon. Służba wniosła torby, a Katarzyna wbiegła na przeszklony taras. Szerokie drzwi z kryształowymi witrażami były uchylone. Wiśniowiecki odesłał służbę. Spojrzał na zegarek. Były dwa kwadranse po dwudziestej pierwszej. Na tarasie dziewczyna podziwiała niesamowity widok, nocy rozświetlonej dziesiątkami lamp wielkiego kompleksu przemysłowego, Dąbrowieckiej Huty.
WWW- Mości Arturze, to naprawdę największy zakład w Rzeczpospolitej? - zawołała, ale on zwlekał z odpowiedzią.
WWW- Mości Arturze? - zawołała ponownie z uśmiechem. - Jest waszmość tutaj czy znów zostałam sama?
WWW- Tak, to zespół którego budowę zakończono w 1869, tuż po wojnie – powiedział wchodząc na taras. Niósł dwie lampki wina, na widok których dziewczyna uśmiechnęła się szerzej.
WWW- Chyba mamy już dość – zamruczała.
WWWWiśniowiecki spojrzał bezwiednie w kierunku jaśniejących w oddali wież, kominów i szybów. „Dom na Górce” który od wielu pokoleń był własnością rodziny Wiśniowieckich w pełni zasługiwał na swoją nazwę. Zbudowany na wapiennym wzniesieniu górował nad okolicą. Przysypane śniegiem szczyty drzew, niewielkie miasteczko i w oddali łuna hut Zagłębia tworzyły urokliwą panoramę. Była jak rozgwieżdżone niebo przeglądające się w gładkiej powierzchni jeziora. Gdy Katarzyna usłyszała, że przenocują w domu Wiśniowieckich pobladła. Uspokoiła się dopiero gdy szlachcic opowiedział jej o osobnym apartamencie z pięknym widokiem, licznej, kręcącej się wszędzie służbie. A teraz siedzieli na sofie, sami. Rozmawiali i śmiali się. Artur żartował, a Katarzyna zdawała się spijać słowa z jego ust, jak słodkie wino, które pachniało mocno. Katarzyna też pachniała. Co to był za zapach? Konwalie? Chryzantemy? Był intensywny i słodki, ale w tle czuć było nutkę ostrości. Aromat ten dał o sobie znać dopiero po chwili. Dlaczego używała takich samych perfum jak Esmeralda?
WWWPocałował ją. Katarzyna drgnęła, chciała się cofnąć ale ją przytrzymał. Pachniała perfumami alkoholem i ruchem. Miała tak delikatną skórę, jak Esmeralda gdy ją pieścił, gdy całował. Uświadomił sobie wtedy, że jeszcze nigdy Katarzyny nie dotknął. Nie było okazji? Dziewczyna drżała. Nie opierała się długo. Oddychała szybko, a jej policzki zabarwił rumieniec. Szum alkoholu pomógł mu utopić odległe echo wyrzutów sumienia. Pragnął jej, a ona patrzała na niego tak długo. Napili się jeszcze. Znów ją pocałował, poddała mu się, cała, czuł to, miał władzę. Esmeralda na to nie pozwalała. Smak ust dziewczyny zmieszał się z ostrzejszą nutą ciemnego wina. Ust których nikt jeszcze nie całował? Żaden mężczyzna tak jej nie dotykał i nie pieścił. Z żadnym nie czuła tego co z nim. Sumienie poruszyło się w nim w najmniej spodziewanym momencie.
WWWRozpuścił jej włosy, przeczesał je dłońmi, bawił się nimi, a ona zmrużyła oczy. Czekał. Podobało jej się to. Młoda magistrantka z początku nieufnie i z obawą przyjmowała pieszczotę. Doświadczała, analizowała, próbowała uporządkować i zdefiniować. Ale nie dało się, nie było na to wzoru, macierzy czy logicznego twierdzenia. Gdy przestała analizować pozwoliła sobie czuć, a wtedy usłyszała odpowiedź własnego ciała. Była blisko jak tylko potrafiła najszczerzej i najpełniej.
WWWWino było czerwone jak krew, która uderzała w skroniach, która pulsowała w tętnicach gdy całował jej szyję. Poczuła szarpnięcia ubrania, nie chciała aby oglądał jej piersi. Czerwieniła się gdy ich dotykał, gdy całował ich delikatną skórę. Intymny dotyk mężczyzny szybko przełamał tabu. Było to coś dziwnego, coś czego nigdy nie czuła. Nigdy nie pragnęła całą sobą. Gdy każda pieszczota mrowiła przyjemnością, a każdy pocałunek i ruch dawał rozkosz, gdy na ustach czuła smak jego pocałunków a gdzieś w brzuchu, w piersi rozkoszny niepokój, wtedy przyszedł ból. Szarpnięcie i mocne ukłucie, jakby skurcz. Zacisnęła zęby i jęknęła cicho.
WWW- Katarzyno, czy wszystko w porządku – spytał szeptem Wiśniowiecki. Zadrżała lekko. Wtulała się w szlachcica, kiwała głową bez słowa, bo bała się, że cały czar chwili umknie, że pozostanie tylko ból. Poddała się pieszczocie, poddała się rytmowi, który nadawał swym ciałem. Tępy dyskomfort słabł. Drżała ni to z zimna ni z przejęcia. Gdy Wiśniowiecki objął jej piersi dotarło do niej jak przez mgłę uczucie wstydu. Chciała się okryć, ale nie było w jej dłoniach potrzebnej do tego woli. Objął ją mocniej, przytulił do siebie ciasno. Byli wtedy bardzo blisko i tylko to się liczyło. To było przyjemne, bezpieczne. Ból pojawiał się jeszcze w dole, ale nie zwracała na to uwagi, bo czuła ciepło kochanka i jego ciężar na sobie, jego ruch. Było w tym coś magicznego. Objęła go mocno i przycisnęła do siebie. Trzymała, bo wtedy było bezpiecznie.
WWW- Nie przestawaj – chciała powiedzieć na głos ale wyszeptała. Czuła zapach jego skóry, pod nią prężyły się mięśnie. Nauczyła się odsuwać ból poza nawias chwili. Pozwalała mężczyźnie w sobie być, pozwalała zabrać się w ruch, bo w nim była przyjemność, przynosił spokój. Dawał poczucie jedności, współgrał z jego głośnym oddechem.
WWWW słabym świetle lampy widział jej skupiony wyraz twarzy, zamknięte oczy, lekko rozchylone usta. Gdy przyciskała się do niego wzbierała w nim żądza. Pachniała rozkoszą i niewinnością. Ugryzło go sumienie. Niechciane poczucie winy wzbudzało dziwny gniew. Dziewczyna tuliła się, przyciągała go, gładziła dłońmi po plecach. A on nie potrafił. Esmeralda. Pomyślał o linii jej ust, które szydziły z jego pożądania, o łukach szyi i zapachu skóry. O wzniesieniach piersi poza zasięgiem. Usta Katarzyny zasmakowały jak innej kobiety. Jej piersi miały gładkość tamtych. Skóra zapach innej. Obejmował kobietę, jednak nie był z nią. Rytmiczny ruch bioder. Coraz bliżej. Tak jak zawsze, jak z każdą. Gładkie, smukłe, delikatne. Były takie same. Wszystkie. Rozkładały nogi. Mówiły to samo. Jęczały tak samo. Katarzyna milczy. Marszy czoło. Ruch. Raz za razem. Posiadł ją tylko dla siebie.
WWWCiepło bliskości zniknęło nagle i bez ostrzeżenia. Poczuła dyskomfort i tępy ból. Wiśniowiecki położył się obok, sapał głośno, a na jej rozgrzanej i spoconej skórze zatańczył chłód przeciągu. Zadrżała i jęknęła mimowolnie. Poczuła się nagle, jakby została sama w wielkiej oranżerii, wystawiona na wzrok obcych, którzy szydzili z jej słabości. Załkała cicho. Artur objął ją po chwili wahania i przytulił.
WWW- Cii – szepnął zdezorientowany i niezadowolony. - Już dobrze, cii.
WWWDziewczyna wtuliła się w niego. Drżała, nakrył ich więc wełnianym pledem. Spoglądała na niego długo, jakby szukała potwierdzenia, że zrobiła dobrze i że będzie już jego. Chwilę później zobaczyła, że krwawi. Rozpłakała się.
WWWWiśniowiecki przyglądał się w milczeniu Katarzynie. Spała nakryta pledem, a on siedział w fotelu naprzeciw. Był rozdrażniony i zły choć sam nie wiedział na kogo bardziej. Gniewał się tak mocno, że zaciskał pięści i szczękę aby nie warknąć. Katarzyna wcale nie przypominała Esmeraldy. Była inna, była słaba, delikatna, niewinna? Na pewno przebiegła. Usidliła go, to była jej wina. Esmeraldy. Katarzyny.
WWWKatarzyna oddychała spokojnie próbując ignorować ból i dyskomfort. Nie chciała otworzyć oczu, bo wtedy musiałaby spojrzeć w jego. Musiałaby, a nie chciała. Bała się. Wstydziła się siebie, swoich reakcji, swojej krwi na sofie. Oddychała powoli ignorując wszystko co dookoła. Niech myśli, że śpi. Tak będzie dla nich najlepiej.
WWWKiedy zanosił Katarzynę do sypialni, miała cały czas zamknięte oczy. Gdy położył ją w łóżku odwróciła się do niego plecami. Oddychała spokojnie i miarowo. Na lewej łopatce miała znamię. Nie zauważył go wcześniej. Nakrył kobietę kołdrą pod samą szyję, sam zaś usiadł w fotelu obok i nalał sobie koniaku.
WWWEsmeralda. Tak długo więziła jego myśli i pragnienia dwuznacznościami i niedomówieniami. Teraz gdy emocje i pożądanie opadło było mu wstyd. Trochę przez Katarzynę, która byłą obowiązkiem, ciężarem, sposobem zaspokojenia pragnień, trochę przez to jak myślał o Esmeraldzie Dawidowskiej. Czego chciała ta kobieta? Pokręcił głową z rezygnacją i dopił trunek. Mocny alkohol rozlał się w brzuchu palącym ciepłem. Kolejna szklanka wypełniła się bursztynowym płynem. Trochę rozlał.
WWWKatarzyna sama była sobie winna. To jak patrzała, to że zgodziła się na wycieczkę, to że oddała mu siebie. To była jej wina, jej i Esmeraldy. Ja się na to nie pisałem, rozmyślał.
WWW- Wszystko to jeszcze może nam przynieść korzyść – przypomniał sobie słowa Esmeraldy. Mówiła o tym poprawiając włosy przed lustrem. Siedziała wtedy schowana za parawanem, tak że widział jedynie cień jej sylwetki rzucany na materiał w świetle okna. Pragnął jej wtedy.
WWW- Droga Esmeraldo, dlaczego Katarzyna jest tak ważna? - zapytał po chwili. Odpowiedziało mu milczenie. Kobieta w końcu wstała i wyszła zza parawanu. Była już ubrana. Wyglądała nienagannie, dokładnie tak jak przed chwilą, zanim pojawił się w pokoju z gazetą w ręku.
WWW- Mości Arturze, wiesz co masz czynić. Weźmiesz ją waść do waści posiadłości. Nie wiem, upij ją waść. Nie chcę znać szczegółów – ton kobiety był wykalkulowany i ostry. Coś w nim pociągało go.
WWW- Dlaczego chcesz jej to zrobić? - zapytał ponownie, znacznie dobitniej. Esmeralda usiadła przy nim i pocałowała szlachcica w usta.
WWW- Waszmości również zależy prawda? - zapytała dwuznacznie. Pokiwał głową wdychając jej zapach. Chciał ją pocałować ale cofnęła się. - Wiesz co masz czynić, mości Arturze.
WWWGdy wyszła z apartamentu Wiśniowiecki klął w głos. Rzucał się jak pies na uwięzi, który wiedział, że nie może ugryźć trzymającej go ręki. Był rozdarty, podobnie jak teraz. Katarzyna miała w sobie coś co daleko przekraczało jej wiek. Gdy spoglądała widział w niej jakąś taką mądrość, której na próżno by szukać w oczach szlachcianek w jej wieku. Próżnych, pustych i rozpustnych. Ofenbach była inna i to było pociągające. Była jednak tylko biedną dziewką, której wiele brakowało do królewskiej godności Esmeraldy. Pokazać się w towarzystwie z mistrzynią Loży było jak spacer z najwspanialszym trofeum w rękach. Budziła podziw i zazdrość. Katarzyna była tylko dziewką. Dziewką. Jak tak o niej myślał robiło mu się lepiej. Dziewka to nikt, kim można by się przejmować. Dziewka to tylko dziewka.
WWWRozgrzeszony dopił alkohol i położył się obok niej. Objął ją tuląc do i rojąc przyjemne fantazje. Katarzyna otworzyła oczy. Leżała nieruchomo zagryzając wargi. Nie podobało jej się jak jej dotyka, że trzyma ją za pierś, ale nie poruszyła się. Ciągle ją bolało, a rozbujane serce nie chciało odpoczywać. Mężczyzna był blisko niej, czuła ciepło jego ciała. Przez chwilę zapragnęła odwrócić się i wtulić tak jak wtedy, gdy byli ze sobą. Bała się jednak. Wstyd był zbyt duży. Gdy oddech Artura się ustabilizował, Katarzyna zsunęła jego słoń ze swojej piersi. Tak było lepiej.
WWWDługo nie umiała zasnąć. Wspominała więc chwile spędzone z Wiśniowieckim. Uspokajała się myślą, że teraz będą już razem. Na zawsze. Wyobrażała sobie dzień ich ślubu. Bardzo chciała aby odbył się on na wiosnę, na błoniach. Żeby mogła założyć białą suknię, którą wybrała sobie kiedyś, stojąc z nosem przyklejonym do witryny sklepu na rynku. Bardzo drogiego. Długa, z welonem i taką piękną kokardą. Katarzyna zastanawiała się, jak to wszystko wyjaśnić mości profesorowi, że nie będzie mogła już tak dużo pracować. Martwiła się tym, bo profesor coraz bardziej podupadał na zdrowiu. Było tyle rzeczy do skończenia. A rodzice Artura? Nie znała ich. Bała się, że jej nie zaakceptują.
WWWPowiał silniejszy wiatr. Katarzyna podniosła wzrok. Wzgórza upstrzone fragmentami stalowych konstrukcji oraz ruinami zabudowań falowały. Kobierzec traw trącany wiatrem przypominał niespokojną powierzchnię morza. Czuła swąd dymu. Skąd dobiegał?
WWWSzła pośród łąk. Minęła tonący w ziemi i zapomnieniu fragment fasady kamienicy. Osmalone dymem, kamienne gargulce szczerzyły bezsilnie zęby. Stalowe kratownice, szkielet sterowca, z którego zwisały strzępy nadpalonego materiału. Dalej pola. Trawa. Wiatr.
WWW- Tak mi przykro – głos kobiety zabrzmiał blisko. Katarzyna drgnęła. - Przykro.
WWW- Kim waćpani jest?
WWW- Tak mi przykro, droga Katarzyno – nieznajoma siedziała na parkowej ławce. W cieniu wielkich drzew. Ponad koronami wznosiły się fasady kamienic. Wysoko, strzeliste wieże. Jeszcze wyżej jasne, oślepiające światła. - Nie zapobiegłam. Nie chciałam.
WWW- Nie rozumiem.
WWW- Zrozumiesz. Teraz już o tobie wiedzą. Znajdą cię, nie uciekniesz.
WWWKatarzyna bała się. Drżała, gdyż nagle zrobiło się zimno. Światła zgasły. Wieże zgięły się ze zgrzytem, stal pękała. Zabudowania runęły.
rozdział powieści
1
Ostatnio zmieniony wt 15 sty 2013, 22:09 przez Konrad Chris, łącznie zmieniany 2 razy.
"Mówię sam do siebie, ale ponieważ cenię sobie swoją opinię, nadałem sobie tytuł doktora." Erich Segal
Sky Is Over
Sky Is Over