rozdział powieści

1
W końcu się odważyłem. Wkleiłem rozdział pisanej przeze mnie powieści, z którym mam problem, bo dzieje się na kilku płaszczyznach. Boję się, że nie wszystkich jestem świadom. Nie oczekuję precyzyjnego wskazania gdzie brak przecinka, bardziej zagłębienia się. No i babole, których nie widzę. Podobno, za każdym razem kiedy mówię, że w moim tekście nie ma baboli, gdzieś na świecie umiera wróżka...

To nie jest początek, to aż dwudziesty drugi rozdział. Zdaję sobie sprawę z wyrwania z kontekstu, ale wierzę, że Wam może to pomóc mi przyjść z pomocą. Z góry dziękuję za wsparcie!

WWWSubtelne brzmienie fortepianu wypełniało lokal. Było przyjemnym tłem dla rozmów i cichego brzęku zastawy. Dźwięki te nagle utonęły. W hałasie. Miejscowy zaścianek obrał sobie Kawiarnię Kryształową za miejsce swoich hucznych spotkań. Jak każdego wieczoru tak i teraz. Szlachcice noszący tradycyjne stroje z wielkim trudem rozstawali się z szablami, które zgodnie z prawem miały zostać w szatni. Wtoczyli się rozentuzjazmowaną hałastrą i zajęli kilka zarezerwowanych stolików. Nie licząc się z prośbami gospodarzy zsunęli je w jeden wielki stół biesiadny. Rozmawiali głośno, obficie gestykulując. Alkohol lał się strumieniami. Co rusz któryś z podchmielonych jegomościów podrywał się do tańca, żądając od pianisty zmiany repertuaru. Za każdym razem, gdy próby te kończyły się fiaskiem wybuchała awantura. Jegomościowie odgrażali się, krzyczeli, aż w końcu uspokojeni przez prośby towarzyszących im niewiast i zaniepokojonych gospodarzy wracali do picia. I macania.
WWWW drugiej części lokalu, gdzie Artur Wiśniowiecki poprosił o stolik, siedziało zupełnie inne towarzystwo. Szlachta koronna, zdecydowanie odcinająca się od swoich głośniejszych krewniaków, przedsiębiorcy, lokalni politycy i bogaci kupcy. Wśród towarzyszących im pięknych i eleganckich dam, Katarzyna Ofenbach czuła się jak mała, szara myszka. A Wiśniowiecki? Energiczny. Uśmiechnięty. Z ognikami w oczach. Tak bardzo do niego nie pasowała, tak bardzo różniła się od wszystkich tych bogatych gości.
WWW- Jak podoba się waćpannie restauracja? Najlepsza w całym Zagłębiu Dąbrowieckim. - zapytał Artur znad oprawionego w pozłacane okucia menu. Gdy hałas w sąsiedztwie wzmagał się, Wiśniowiecki rzucał tylko zniecierpliwionym spojrzeniem, jakby ono samo w sobie miało moc uciszania łobuzów wszelkiej maści.
WWWKatarzyna uśmiechnęła się nieśmiało. Gdy emocje po feralnym kuliku opadły, była na siebie zła. Wstyd jej było spoglądać Arturowi w oczy. Najgorsze jednak nie było to. Na tle wszystkich tych kobiet, które otaczały przystojnego parlamentarzystę, które posyłały niby to przypadkowe spojrzenia, ukradkowe uśmiechy, przypominała starą wyblakłą fotografię. A on pławił się w popularności. Odwzajemniał uśmiechy, ukłony, skinięcia głową. Rozmawiał bez skrępowania. Katarzyna spojrzała ukradkiem na siedzącą przy stoliku obok dziewczynę. Była chyba w jej wieku. Miała gładką, wyjątkowo jasną cerę, rozgwieżdżone oczy, brązowe loki w modnej fryzurze i błyszczącą iskierkami biżuterię. Wyglądała jak kwiat udekorowany połyskującą w słońcu rosą. A Wiśniowiecki spojrzał na nią raz, drugi. Trzeci też! A tamta, jak się uśmiecha, jak rumieni. Jak wredna żmija.
WWWKaśka, ogarnij się masz dwadzieścia lat, wyrzucała sobie w toalecie.
WWW- Dwadzieścia! Dwadzieścia i głupia – powiedziała z gniewną rezygnacją. - Stara panna.
WWWDziewczyna opadła bez sił na krzesło. Przez chwilę wpatrywała się w swoje odbicie. Kryształowe lustra były bezwzględne. Pomyślała sobie, że może w ciemniejszym lokalu, gdyby tak przykręcić lampy, miała by większe szanse w oczach mężczyzny. Pokonawszy z trudem ogromną chęć rozpłakania się, zamknęła oczy i oddychała głęboko. Trwało to kilkanaście uderzeń serca. Podniosła wzrok.
WWW- No dobra. Uśmiechaj się, przytakuj, rób głupią minkę – powiedziała do swojego odbicia. Rozpuściła włosy, rozczesała je dokładnie. - Białogłowa żeś jest, wolno ci.
WWWKatarzyna poprawiła cienie, podkreśliła oczy kredką. Czarne włosy ułożyła po dłuższej chwili w misterny kok. Wyglądała w nim na pewną siebie i starszą niż jest kobietę. Anna byłaby zadowolona. Pół roku uczyła ją czesać się jak należy.
WWW- Białogłowa musi pachnieć i wyglądać, złotko, uśmiechać się i przyznawać mężczyznom rację, wtedy jest adorowana. - przedrzeźniała do lustra właścicielkę stancji. Zrobiła też podobną do niej minę. Przeszukała półeczki, które uginały się pod ciężarem perfum i kremów.
WWW- Musi pachnieć i wyglądać – magistrantka powtórzyła ze złością. Po dłuższej chwili grymaszenia sięgnęła po ładnie wyglądający flakonik. - O fuj.
WWWWiśniowiecki wstał i uśmiechnął się ze skrywanym zniecierpliwieniem na widok Katarzyny. Gdy zajęła miejsce przy stole nalał jej czerwonego wina. Milczał chwilę, przyglądając się kobiecie. Uśmiechnęła się do niego ciepło.
WWW- Waćpanna często sprawia, że obawiam się powiedzieć cokolwiek – zaczął Wiśniowiecki.
WWW- Waszmość nie wygląda na onieśmielonego.
WWW- A czy na zatrwożonego?
WWW- Też nie – zamruczała Katarzyna z uśmiechem.
WWWWiśniowieckiemu podobała się ta zmiana w zachowaniu dziewczyny. Niestety, jak to leżało w męskiej naturze, nie zastanawiał się zbyt nad jej przyczynami. Katarzyna wyglądała uroczo, była taką, jaką ją pamiętał sprzed tych kilku miesięcy. To mu wystarczało. Siedziała wtedy zaczytana na ławeczce w parku, kiedy wiatr porwał plik papierów szeleszczącą burzą. Wicher drażnił się z nią, wyrywał kartki, wrzucał na krzewy i klomby, pod nogi przechodzących szlachciców, którzy kręcili z politowaniem głową. Zrezygnowana usiadła w końcu na trawniku i zaczęła płakać, a złośliwe podmuchy powietrza tarmosiły dookoła uczelniane materiały papierową trąbą powietrzną.
WWW- Waćpanna się poddała? - spytał nagle, a dziewczyna prawie skoczyła na równe nogi. Wystraszona, zmieszana i zapłakana wyglądała jak małe straszydełko. Tak ją też nazwał, gdy dzień później rozmawiał z przyjacielem o poznanej w parku kobiecie. Dziewczęco urocze, potargane straszydełko.
WWWWiśniowiecki z niemałym wysiłkiem złapał przelatującą obok kartkę, zaraz też pobiegł za drugą. Wskoczył na ławkę aby zdjąć inną z krzewu. Sięgając po następną zgubił cylinder, laska posłużyła mu za hak, aby wydobyć spod krzewu jakiś zmięty rysunek. - Waćpanna pomoże?
WWWZ początku bez przekonania, potem z coraz większym zapałem Katarzyna ścigała efekty swojej pracy. Kwadrans biegali po parku, jak śmiał się Wiśniowiecki, za wiedzą i nauką prawdziwą. Złapali zadyszkę, pobrudzili buty, zgorszyli kilka starszych szlachcianek, lecz większość notatek wróciła na swoje miejsce.
WWW- Waćpanna pozwoli, że się przedstawię. Artur Wiśniowiecki, do usług – uśmiechnął się zasapany szlachcic.
WWW- Katarzyna. Katarzyna Ofenbach. Bardzo. Bardzo dziękuję. Waszmości dziękuję – wydukała. Nie wiedziała czy ma się uśmiechać, przepraszać czy być śmiertelnie poważną. Wiśniowieckiemu wydawało się nawet, że wszystkie te rzeczy próbowała zrobić w tym samym czasie. Uśmiechał się próbując złowić spojrzenie dziewczyny lecz ona z determinacją godną wielkopolskiego powstańca unikała go. Gdy tak stali w milczeniu, kobieta zdawała się przeżywać nieludzkie katusze, a gdy zaproponował jej herbatę w parkowej altanie, przeprosiła pośpiesznie, podziękowała jeszcze z tuzin razy i uciekła, na odchodne przepraszając i dziękując. Wiśniowiecki usiadł na ławce i roześmiał się. Przechodzące obok eleganckie pary, skracający sobie drogę przez park robotnicy, wszyscy oni mijali młodego parlamentarzystę przypisując mu w duchu najbardziej wyszukane uchybienia. Od obłędu czy szaleństwa innego, poprzez nadmiar alkoholu z innymi używkami włącznie. Nikt nie pomyślał, że młody mężczyzna, który trzęsąc się ze śmiechu strzepywał z cylindra źdźbła trawy, jest po prostu pogodnym człowiekiem.
WWWOdszukanie panny było łatwe. Dopiero wtedy zaczęły się trudności. Nigdy nie zapomniał pierwszej wizyty na Uniwersytecie. Tej gmatwaniny korytarzy, masy ludzi, dziesiątek drzwi do których zapukał, w których to dziwnym trafem nikt o pannie Ofenbach nie słyszał. Gdy Wiśniowiecki trafił do właściwej pracowni, to co zobaczył sprawiło, że się w dziewczynie zakochał. Chyba.
WWWKatarzyna Ofenbach, w grubym ubrudzonym smarem fartuchu, z włosami w nieładzie i czarnymi dłońmi stanęła naprzeciw elegancko ubranego, młodego mężczyzny, którego uśmiech aż nadto dobrze pamiętała.
WWW- Dzień dobry waćpanno. Artur Wiśniowiecki, do usług – przywitał się i ukłonił energicznie. Był pogodny, jego garnitur idealnie czysty i gładki, buty błyszczące a dłonie zadbane. Dziewczyna oniemiała. Zagryzła wargę i nim zdążył powiedzieć coś więcej uciekła. Usłyszał tylko trzask drzwi i jakiś rumor za nimi. Parlamentarzysta nie zdążył jeszcze ochłonąć, gdy podjechał do niego terkoczący i syczący parą wózek szefa katedry.
WWW- Waszmość co tu na wszystkie diabły świata robi? - spytał starszy jegomość. Wiśniowiecki zapamiętał go jako człowieka o bardzo wielkich oczach i wyjątkowo kwaśnej minie.
WWW- Ja...
WWW- Co to za maniery, waszmość? Przedstawić się nie łaska? - zaatakował staruszek.
WWWCzarujący uśmiech Wiśniowieckiego nie zrobił na nim żadnego wrażenia.
WWW- Gdzież to tam! Dawniej szacunek i wychowanie było podstawą, ba! Obowiązkiem. Doprawdy nie wiem, co waszmość tutaj robi i czego szuka, ale niech wyjaśni to inaczej portiera wezwę, a ten potrafi radzić sobie z takimi jak waść!
WWW- Oczywiście, ja...
WWW- Czy waszmość mi ubliża?
WWW- Ależ skąd. Jestem...
WWW- Szlachetka, który myśli, że w pracy naukowej przeszkadzać może. Waszmość zapewne nawet nie wie gdzie trafił, hę?
WWWArtur odetchnął i uśmiechnął się gestykulując pojednawczo.
WWW- O i tu waszmość profesora zaskoczę, wiem.
WWW- Młody człowieku, mam siedemdziesiąt osiem lat, niewiele jest mnie w stanie zaskoczyć. Powiedz mi waszmość jeszcze jedno. Czy jesteś tu waść z powodu naukowego czy aby pogapić się? Hę?
WWW- Pogapić?
WWW- Ależ mości profesorze! - zawołała od drzwi Katarzyna. Ubrana teraz w spódnicę do kostek i dopasowaną garsonkę. - Mości Artur Wiśniowiecki z pewnością złych intencji nie miał. - powiedziała drżącym głosem.
WWW- Mości Wiśniowiecki? - spytał podejrzliwie staruszek. - No to ma waszmość szczęście. Białogłowa ocaliła waszmości... honor. Profesor Antonii Skrzynecki. Znałem waszmości ojca. Mądry był to człowiek, ciekawym ile prawdy jest w powiedzeniu, że niedaleko pada jabłko od jabłoni. Śmiem sądzić, że to jabłko odturlało się dość daleko, oj daleko.
WWWKatarzyna przeżywała istną mękę. Było jej wstyd tak mocno, że gdyby tylko mogła schowałaby się w najgłębszej norze i zasypała kamieniami wejście. Ale Wiśniowiecki nieoczekiwanie podjął żart.
WWW- Mości profesorze, nie dość, że odturlało to jeszcze poobijało niemiłosiernie i masz los. - zaśmiał się, po czym dodał: - Czy zbity na kwaśne jabłko szlachcic może przeprosić za całe zajście i spróbować jakoś ten nietakt z jego strony naprawić?
WWW- Może spróbować. Tak, może – profesor łaskawie zrezygnował z napastliwego tonu, a Katarzyna milczała wpatrzona w swoje stopy. Zapomniała zmienić butów.
WWW- Waćpanno, mości profesorze. Dotarły do mnie wieści, iż pracownia zaawansowanej mechaniki precyzyjnej boryka się z kilkoma trudnościami – zaczął Artur. Profesor Skrzynecki zmarszczył czoło, a panna Ofenbach uczyniła dwa kroki w tył. Wiśniowiecki zauważył również jak zagryza wargę. - Nie o nich oczywiście chcę mówić. Chcę zapewnić, że mają państwo w mojej osobie wielkie poparcie w Parlamencie, a słowo Wiśniowieckich wciąż jeszcze znaczy coś w Rzeczpospolitej.
WWW- Co mi waść tu peany pod swojem nazwiskiem prawisz? - zagrzmiał profesor.
WWW- Panie profesorze, mości Wiśniowiecki chce jedynie powiedzieć, że szepnie tu i ówdzie dobre słowo o naszej pracy – powiedziała szybko Katarzyna i podeszła do gorączkującego się starszego Pana. Znała profesora lepiej, i Artur postanowił oddać jej pałeczkę w ratowaniu sytuacji. - A dobrych słów nigdy za wiele.
WWWProfesor sapnął kilka razy, a gdy Katarzyna położyła mu uspokajająco dłonie na ramionach nie mógł już oponować.
WWW- Mości Wiśniowiecki, niech waszmość usiądzie. Katarzyno, przygotuj proszę herbaty dla naszego gościa, dla mnie też. Z rumem.
WWWGdy magistrantka krzątała się w kanciapie profesora, ten podjechał do Artura. Skinął w kierunku dziewczyny.
WWW- Waszmość na poważnie, czy li tylko dla rozgłosu? - spytał bezpośrednio. Wiśniowiecki widział w oczach starszego człowieka troskę, ale i podejrzliwość względem niego. Dopiero po jakimś czasie na prawdę zrozumiał jej źródło. Pojął, że profesor był tak naprawdę osłoną, która brała na siebie ogromną część społecznego potępienia, które ciążyło nad czarną głową Katarzyny Ofenbach.
WWW- Czy nie za wcześnie na deklaracje, mości profesorze? - spytał ostrożnie Wiśniowiecki.
WWWAntonii Skrzynecki pokiwał lekko głową.
WWW- Za wcześnie czy za późno, bacz waszmość na to co robi. Bo krzywd jakich możesz waszmość dokonać nie cofną żadne przeprosiny – spoglądał na Artura zza zegarmistrzowskich gogli. Powiększały one oczy profesora do komicznych rozmiarów. Wiśniowieckiemu nie było jednak do śmiechu.
WWWProfesor nigdy już później nie wracał do tej rozmowy. Kilka miesięcy później, Artur wspominał słowa starego naukowca. Kołatały mu się w głowie jak jakaś złowieszcza przepowiednia, gdy był z Esmeraldą Dawidowską, gdy grał w jej grę, wplątany w pajęczynę z której wyjść nie mógł. Mistrzyni Loży uwięziła jego wolę. Kierowała nią, a on mimo, że zdawał sobie z tego sprawę, nie potrafił uwolnić się od spojrzeń, od rozmyślań o niej i chwil spędzonych na rojeniach o namiętnej miłości. Siedząc z Katarzyną w restauracji Kryształowej ponownie przypomniał sobie troskę profesora. Poczuł wyrzuty sumienia, które szybko zdusił. Był politykiem.
WWWObserwował uśmiech młodej Ofenbach, słuchał brzmienia jej głosu, obserwował jak się rusza, pije wino, smakuje potraw. Ale wiedział jednocześnie, że wszystko co on sam robi idzie w nieco innym kierunku. Nad każdym jego działaniem unosił się zniewalający zapach Esmeraldy. Nawet teraz był nim oblepiony jak pajęczyną pająka.
WWW- Mości Arturze, wydawał się waszmość przepadać za pieczenią – powiedziała z uśmiechem Katarzyna. Wybiła go tym z ponurych rozmyślań. Wiśniowiecki zamrugał zaskoczony i odwzajemnił uśmiech.
WWW- Pieczeń jest doskonała! Zadumałem się jednak nad niezwykle magiczną okolicznością.
WWW- Magiczną okolicznością? - zainteresowała się dziewczyna. Artur spoglądał na nią w taki sposób w jaki bardzo lubiła, choć z trudem przychodziło jej przyznanie się do tego przed samą sobą.
WWW- Spojrzenie waszmość panny jest słodkie jak czerwone wino, odurza mnie jednak dziesięciokrotnie mocniej. Trudno się powstrzymać. - powiedział i po raz kolejny napełnił lampki skrzącym się trunkiem.
WWWKomplementy były dla niej utartym frazesem, który mężczyzna musiał powiedzieć przy spotkaniu z kobietą. Tak mu kazał konwenans. Nie było w tym nic z szacunku czy uprzejmości. Zdawało się, że Wiśniowiecki znał ich dziesiątki, na każdą okazję i dla każdej spotkanej na swej drodze kobiety. Bardzo to Katarzynę drażniło. Mężczyźni rodzą się z tym czy uczą ich tego w szkołach, zwykła pytać siebie, gdyż nie miała odwagi porozmawiać o tym z kimkolwiek innym. Teraz jednak poczuła ciepło w sercu. Nie zastanawiała się dlaczego, po prostu uśmiechnęła się i dopiero po zdecydowanie zbyt długiej chwili opuściła wzrok. Anna byłaby z tego powodu zła. Serce zabiło Katarzynie szybciej, zrobiło się cieplej, delikatnie zamrowiły usta. Czemu by nie, pomyślała.
WWWWino było smaczne, słodkie, czerwone i pachniało jak owocowy bukiet. Artur uśmiechał się opowiadał, a jej było ciepło, przyjemnie i jakoś tak spokojnie. Nie pamiętała już o wygłupach Wiśniowieckiego, zapomniała napaści na „Adamie Mickiewiczu” oraz o kłótni Esmeraldy Dawidowskiej z lekarzem. Wszystko to było odległe, bo nie miało przecież żadnego znaczenia.

WWWŚwiatło rozświetliło urządzony skromnie choć elegancko salon. Służba wniosła torby, a Katarzyna wbiegła na przeszklony taras. Szerokie drzwi z kryształowymi witrażami były uchylone. Wiśniowiecki odesłał służbę. Spojrzał na zegarek. Były dwa kwadranse po dwudziestej pierwszej. Na tarasie dziewczyna podziwiała niesamowity widok, nocy rozświetlonej dziesiątkami lamp wielkiego kompleksu przemysłowego, Dąbrowieckiej Huty.
WWW- Mości Arturze, to naprawdę największy zakład w Rzeczpospolitej? - zawołała, ale on zwlekał z odpowiedzią.
WWW- Mości Arturze? - zawołała ponownie z uśmiechem. - Jest waszmość tutaj czy znów zostałam sama?
WWW- Tak, to zespół którego budowę zakończono w 1869, tuż po wojnie – powiedział wchodząc na taras. Niósł dwie lampki wina, na widok których dziewczyna uśmiechnęła się szerzej.
WWW- Chyba mamy już dość – zamruczała.
WWWWiśniowiecki spojrzał bezwiednie w kierunku jaśniejących w oddali wież, kominów i szybów. „Dom na Górce” który od wielu pokoleń był własnością rodziny Wiśniowieckich w pełni zasługiwał na swoją nazwę. Zbudowany na wapiennym wzniesieniu górował nad okolicą. Przysypane śniegiem szczyty drzew, niewielkie miasteczko i w oddali łuna hut Zagłębia tworzyły urokliwą panoramę. Była jak rozgwieżdżone niebo przeglądające się w gładkiej powierzchni jeziora. Gdy Katarzyna usłyszała, że przenocują w domu Wiśniowieckich pobladła. Uspokoiła się dopiero gdy szlachcic opowiedział jej o osobnym apartamencie z pięknym widokiem, licznej, kręcącej się wszędzie służbie. A teraz siedzieli na sofie, sami. Rozmawiali i śmiali się. Artur żartował, a Katarzyna zdawała się spijać słowa z jego ust, jak słodkie wino, które pachniało mocno. Katarzyna też pachniała. Co to był za zapach? Konwalie? Chryzantemy? Był intensywny i słodki, ale w tle czuć było nutkę ostrości. Aromat ten dał o sobie znać dopiero po chwili. Dlaczego używała takich samych perfum jak Esmeralda?
WWWPocałował ją. Katarzyna drgnęła, chciała się cofnąć ale ją przytrzymał. Pachniała perfumami alkoholem i ruchem. Miała tak delikatną skórę, jak Esmeralda gdy ją pieścił, gdy całował. Uświadomił sobie wtedy, że jeszcze nigdy Katarzyny nie dotknął. Nie było okazji? Dziewczyna drżała. Nie opierała się długo. Oddychała szybko, a jej policzki zabarwił rumieniec. Szum alkoholu pomógł mu utopić odległe echo wyrzutów sumienia. Pragnął jej, a ona patrzała na niego tak długo. Napili się jeszcze. Znów ją pocałował, poddała mu się, cała, czuł to, miał władzę. Esmeralda na to nie pozwalała. Smak ust dziewczyny zmieszał się z ostrzejszą nutą ciemnego wina. Ust których nikt jeszcze nie całował? Żaden mężczyzna tak jej nie dotykał i nie pieścił. Z żadnym nie czuła tego co z nim. Sumienie poruszyło się w nim w najmniej spodziewanym momencie.
WWWRozpuścił jej włosy, przeczesał je dłońmi, bawił się nimi, a ona zmrużyła oczy. Czekał. Podobało jej się to. Młoda magistrantka z początku nieufnie i z obawą przyjmowała pieszczotę. Doświadczała, analizowała, próbowała uporządkować i zdefiniować. Ale nie dało się, nie było na to wzoru, macierzy czy logicznego twierdzenia. Gdy przestała analizować pozwoliła sobie czuć, a wtedy usłyszała odpowiedź własnego ciała. Była blisko jak tylko potrafiła najszczerzej i najpełniej.
WWWWino było czerwone jak krew, która uderzała w skroniach, która pulsowała w tętnicach gdy całował jej szyję. Poczuła szarpnięcia ubrania, nie chciała aby oglądał jej piersi. Czerwieniła się gdy ich dotykał, gdy całował ich delikatną skórę. Intymny dotyk mężczyzny szybko przełamał tabu. Było to coś dziwnego, coś czego nigdy nie czuła. Nigdy nie pragnęła całą sobą. Gdy każda pieszczota mrowiła przyjemnością, a każdy pocałunek i ruch dawał rozkosz, gdy na ustach czuła smak jego pocałunków a gdzieś w brzuchu, w piersi rozkoszny niepokój, wtedy przyszedł ból. Szarpnięcie i mocne ukłucie, jakby skurcz. Zacisnęła zęby i jęknęła cicho.
WWW- Katarzyno, czy wszystko w porządku – spytał szeptem Wiśniowiecki. Zadrżała lekko. Wtulała się w szlachcica, kiwała głową bez słowa, bo bała się, że cały czar chwili umknie, że pozostanie tylko ból. Poddała się pieszczocie, poddała się rytmowi, który nadawał swym ciałem. Tępy dyskomfort słabł. Drżała ni to z zimna ni z przejęcia. Gdy Wiśniowiecki objął jej piersi dotarło do niej jak przez mgłę uczucie wstydu. Chciała się okryć, ale nie było w jej dłoniach potrzebnej do tego woli. Objął ją mocniej, przytulił do siebie ciasno. Byli wtedy bardzo blisko i tylko to się liczyło. To było przyjemne, bezpieczne. Ból pojawiał się jeszcze w dole, ale nie zwracała na to uwagi, bo czuła ciepło kochanka i jego ciężar na sobie, jego ruch. Było w tym coś magicznego. Objęła go mocno i przycisnęła do siebie. Trzymała, bo wtedy było bezpiecznie.
WWW- Nie przestawaj – chciała powiedzieć na głos ale wyszeptała. Czuła zapach jego skóry, pod nią prężyły się mięśnie. Nauczyła się odsuwać ból poza nawias chwili. Pozwalała mężczyźnie w sobie być, pozwalała zabrać się w ruch, bo w nim była przyjemność, przynosił spokój. Dawał poczucie jedności, współgrał z jego głośnym oddechem.
WWWW słabym świetle lampy widział jej skupiony wyraz twarzy, zamknięte oczy, lekko rozchylone usta. Gdy przyciskała się do niego wzbierała w nim żądza. Pachniała rozkoszą i niewinnością. Ugryzło go sumienie. Niechciane poczucie winy wzbudzało dziwny gniew. Dziewczyna tuliła się, przyciągała go, gładziła dłońmi po plecach. A on nie potrafił. Esmeralda. Pomyślał o linii jej ust, które szydziły z jego pożądania, o łukach szyi i zapachu skóry. O wzniesieniach piersi poza zasięgiem. Usta Katarzyny zasmakowały jak innej kobiety. Jej piersi miały gładkość tamtych. Skóra zapach innej. Obejmował kobietę, jednak nie był z nią. Rytmiczny ruch bioder. Coraz bliżej. Tak jak zawsze, jak z każdą. Gładkie, smukłe, delikatne. Były takie same. Wszystkie. Rozkładały nogi. Mówiły to samo. Jęczały tak samo. Katarzyna milczy. Marszy czoło. Ruch. Raz za razem. Posiadł ją tylko dla siebie.
WWWCiepło bliskości zniknęło nagle i bez ostrzeżenia. Poczuła dyskomfort i tępy ból. Wiśniowiecki położył się obok, sapał głośno, a na jej rozgrzanej i spoconej skórze zatańczył chłód przeciągu. Zadrżała i jęknęła mimowolnie. Poczuła się nagle, jakby została sama w wielkiej oranżerii, wystawiona na wzrok obcych, którzy szydzili z jej słabości. Załkała cicho. Artur objął ją po chwili wahania i przytulił.
WWW- Cii – szepnął zdezorientowany i niezadowolony. - Już dobrze, cii.
WWWDziewczyna wtuliła się w niego. Drżała, nakrył ich więc wełnianym pledem. Spoglądała na niego długo, jakby szukała potwierdzenia, że zrobiła dobrze i że będzie już jego. Chwilę później zobaczyła, że krwawi. Rozpłakała się.
WWWWiśniowiecki przyglądał się w milczeniu Katarzynie. Spała nakryta pledem, a on siedział w fotelu naprzeciw. Był rozdrażniony i zły choć sam nie wiedział na kogo bardziej. Gniewał się tak mocno, że zaciskał pięści i szczękę aby nie warknąć. Katarzyna wcale nie przypominała Esmeraldy. Była inna, była słaba, delikatna, niewinna? Na pewno przebiegła. Usidliła go, to była jej wina. Esmeraldy. Katarzyny.
WWWKatarzyna oddychała spokojnie próbując ignorować ból i dyskomfort. Nie chciała otworzyć oczu, bo wtedy musiałaby spojrzeć w jego. Musiałaby, a nie chciała. Bała się. Wstydziła się siebie, swoich reakcji, swojej krwi na sofie. Oddychała powoli ignorując wszystko co dookoła. Niech myśli, że śpi. Tak będzie dla nich najlepiej.
WWWKiedy zanosił Katarzynę do sypialni, miała cały czas zamknięte oczy. Gdy położył ją w łóżku odwróciła się do niego plecami. Oddychała spokojnie i miarowo. Na lewej łopatce miała znamię. Nie zauważył go wcześniej. Nakrył kobietę kołdrą pod samą szyję, sam zaś usiadł w fotelu obok i nalał sobie koniaku.
WWWEsmeralda. Tak długo więziła jego myśli i pragnienia dwuznacznościami i niedomówieniami. Teraz gdy emocje i pożądanie opadło było mu wstyd. Trochę przez Katarzynę, która byłą obowiązkiem, ciężarem, sposobem zaspokojenia pragnień, trochę przez to jak myślał o Esmeraldzie Dawidowskiej. Czego chciała ta kobieta? Pokręcił głową z rezygnacją i dopił trunek. Mocny alkohol rozlał się w brzuchu palącym ciepłem. Kolejna szklanka wypełniła się bursztynowym płynem. Trochę rozlał.
WWWKatarzyna sama była sobie winna. To jak patrzała, to że zgodziła się na wycieczkę, to że oddała mu siebie. To była jej wina, jej i Esmeraldy. Ja się na to nie pisałem, rozmyślał.
WWW- Wszystko to jeszcze może nam przynieść korzyść – przypomniał sobie słowa Esmeraldy. Mówiła o tym poprawiając włosy przed lustrem. Siedziała wtedy schowana za parawanem, tak że widział jedynie cień jej sylwetki rzucany na materiał w świetle okna. Pragnął jej wtedy.
WWW- Droga Esmeraldo, dlaczego Katarzyna jest tak ważna? - zapytał po chwili. Odpowiedziało mu milczenie. Kobieta w końcu wstała i wyszła zza parawanu. Była już ubrana. Wyglądała nienagannie, dokładnie tak jak przed chwilą, zanim pojawił się w pokoju z gazetą w ręku.
WWW- Mości Arturze, wiesz co masz czynić. Weźmiesz ją waść do waści posiadłości. Nie wiem, upij ją waść. Nie chcę znać szczegółów – ton kobiety był wykalkulowany i ostry. Coś w nim pociągało go.
WWW- Dlaczego chcesz jej to zrobić? - zapytał ponownie, znacznie dobitniej. Esmeralda usiadła przy nim i pocałowała szlachcica w usta.
WWW- Waszmości również zależy prawda? - zapytała dwuznacznie. Pokiwał głową wdychając jej zapach. Chciał ją pocałować ale cofnęła się. - Wiesz co masz czynić, mości Arturze.
WWWGdy wyszła z apartamentu Wiśniowiecki klął w głos. Rzucał się jak pies na uwięzi, który wiedział, że nie może ugryźć trzymającej go ręki. Był rozdarty, podobnie jak teraz. Katarzyna miała w sobie coś co daleko przekraczało jej wiek. Gdy spoglądała widział w niej jakąś taką mądrość, której na próżno by szukać w oczach szlachcianek w jej wieku. Próżnych, pustych i rozpustnych. Ofenbach była inna i to było pociągające. Była jednak tylko biedną dziewką, której wiele brakowało do królewskiej godności Esmeraldy. Pokazać się w towarzystwie z mistrzynią Loży było jak spacer z najwspanialszym trofeum w rękach. Budziła podziw i zazdrość. Katarzyna była tylko dziewką. Dziewką. Jak tak o niej myślał robiło mu się lepiej. Dziewka to nikt, kim można by się przejmować. Dziewka to tylko dziewka.
WWWRozgrzeszony dopił alkohol i położył się obok niej. Objął ją tuląc do i rojąc przyjemne fantazje. Katarzyna otworzyła oczy. Leżała nieruchomo zagryzając wargi. Nie podobało jej się jak jej dotyka, że trzyma ją za pierś, ale nie poruszyła się. Ciągle ją bolało, a rozbujane serce nie chciało odpoczywać. Mężczyzna był blisko niej, czuła ciepło jego ciała. Przez chwilę zapragnęła odwrócić się i wtulić tak jak wtedy, gdy byli ze sobą. Bała się jednak. Wstyd był zbyt duży. Gdy oddech Artura się ustabilizował, Katarzyna zsunęła jego słoń ze swojej piersi. Tak było lepiej.
WWWDługo nie umiała zasnąć. Wspominała więc chwile spędzone z Wiśniowieckim. Uspokajała się myślą, że teraz będą już razem. Na zawsze. Wyobrażała sobie dzień ich ślubu. Bardzo chciała aby odbył się on na wiosnę, na błoniach. Żeby mogła założyć białą suknię, którą wybrała sobie kiedyś, stojąc z nosem przyklejonym do witryny sklepu na rynku. Bardzo drogiego. Długa, z welonem i taką piękną kokardą. Katarzyna zastanawiała się, jak to wszystko wyjaśnić mości profesorowi, że nie będzie mogła już tak dużo pracować. Martwiła się tym, bo profesor coraz bardziej podupadał na zdrowiu. Było tyle rzeczy do skończenia. A rodzice Artura? Nie znała ich. Bała się, że jej nie zaakceptują.
WWWPowiał silniejszy wiatr. Katarzyna podniosła wzrok. Wzgórza upstrzone fragmentami stalowych konstrukcji oraz ruinami zabudowań falowały. Kobierzec traw trącany wiatrem przypominał niespokojną powierzchnię morza. Czuła swąd dymu. Skąd dobiegał?
WWWSzła pośród łąk. Minęła tonący w ziemi i zapomnieniu fragment fasady kamienicy. Osmalone dymem, kamienne gargulce szczerzyły bezsilnie zęby. Stalowe kratownice, szkielet sterowca, z którego zwisały strzępy nadpalonego materiału. Dalej pola. Trawa. Wiatr.
WWW- Tak mi przykro – głos kobiety zabrzmiał blisko. Katarzyna drgnęła. - Przykro.
WWW- Kim waćpani jest?
WWW- Tak mi przykro, droga Katarzyno – nieznajoma siedziała na parkowej ławce. W cieniu wielkich drzew. Ponad koronami wznosiły się fasady kamienic. Wysoko, strzeliste wieże. Jeszcze wyżej jasne, oślepiające światła. - Nie zapobiegłam. Nie chciałam.
WWW- Nie rozumiem.
WWW- Zrozumiesz. Teraz już o tobie wiedzą. Znajdą cię, nie uciekniesz.
WWWKatarzyna bała się. Drżała, gdyż nagle zrobiło się zimno. Światła zgasły. Wieże zgięły się ze zgrzytem, stal pękała. Zabudowania runęły.
Ostatnio zmieniony wt 15 sty 2013, 22:09 przez Konrad Chris, łącznie zmieniany 2 razy.
"Mówię sam do siebie, ale ponieważ cenię sobie swoją opinię, nadałem sobie tytuł doktora." Erich Segal


Sky Is Over

2
Zagłębiłam się.

Babolki są, niezręczności są, ale i tak będzie z tego piękna powieść. Bo klimacik też jest. Myślę, że trzeba nieco pogłębić psychologię postaci, zwłaszcza Katarzyny, bo trochę papierowo wypada. Esmeralda ma być tajemnicza, więc rozumiem, dlaczego wiemy o niej niewiele - tu jest OK. Mężczyzna - może być, chociaż w tym fragmencie ta jego zależność od Esmeraldy nie bardzo mnie przekonuje. Możliwe jednak, że to zostało szerzej opisane wcześniej.

Na czyszczenie babolków nie mam teraz czasu, ale jeszcze tu wrócę. Pisz, pisz!

Pozdrawiam
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

3
Konrad Chris pisze:Mości Arturze, wiesz co masz czynić. Weźmiesz ją waść do waści posiadłości. Nie wiem, upij ją waść. Nie chcę znać szczegółów
Mości autorze, niechże waść zechce usunąć połowę mościów i waściów, bo się czytać waścinego tekstu nie da.

Poważnie: nie za daleko posunąłeś się w stylizacji na język... Właśnie na jaki język? Szlachecki? Barokowo ozdobny i zaplątany.

Czytało się ciężko i poproszę o drugie podejście.
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

4
dorapa pisze:Mości autorze, niechże waść zechce usunąć połowę mościów i waściów, bo się czytać waścinego tekstu nie da.
Nie zgadzam się! Mości i waści są akurat fajne!
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

5
"Trudna rada w tej mierze, przyjdzie się rozjechać."
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

6
Konrad Chris pisze:Subtelne brzmienie fortepianu wypełniało lokal. Było przyjemnym tłem dla rozmów i cichego brzęku zastawy.
Oba orzeczenia zgrzytają. Jeśli obierzemy te zdania ze skórki, to zostanie: brzmienie wypełniało oraz brzmienie było tłem. Niedobrze. Dobre są subtelność, fortepian oraz cichy brzęk zastawy. Rozmowy i lokal - neutralne. Trzeba by jeszcze raz ułożyć całą kompozycję z bardziej pasującymi do tych elementów czasownikami.
Konrad Chris pisze:Dźwięki te nagle utonęły. W hałasie.
Dlaczego dwa zdania? I dlaczego taka dziwna, nienaturalna konstrukcja pierwszego?
Konrad Chris pisze:Miejscowy zaścianek obrał sobie Kawiarnię Kryształową za miejsce swoich hucznych spotkań.
Słownikowo nie bardzo: http://sjp.pwn.pl/haslo.php?id=2544303
Chyba że nadałeś "zaściankowi" inne znaczenie i jest to wcześniej wyjaśnione. Przypuszczam, że może tak być, bo pasuje do "mości i waści".
Konrad Chris pisze:obrał sobie Kawiarnię Kryształową za miejsce swoich hucznych spotkań. Jak każdego wieczoru tak i teraz.
Znowu jakaś sztuczna konstrukcja.
Konrad Chris pisze: z wielkim trudem rozstawali się z szablami, które zgodnie z prawem miały zostać w szatni.
A gdyby tak uprościć: niechętnie rozstawali się z szablami, które, zgodnie z przepisami, musieli zostawić w szatni.
Konrad Chris pisze:Nie licząc się z prośbami gospodarzy zsunęli je w jeden wielki stół biesiadny.
I po cóż te prośby? Przecież to nic dziwnego, że jak gromadka imprezuje razem, to zsuwa stoliki.
Konrad Chris pisze:Co rusz któryś z podchmielonych jegomościów podrywał się do tańca, żądając od pianisty zmiany repertuaru. Za każdym razem, gdy próby te kończyły się fiaskiem wybuchała awantura.

Zamiast pogrubionego powinna być reakcja pianisty, konstrukcja typu: Ten jednak miał ich gdzieś i grał swoje. A wtedy:
Konrad Chris pisze:Jegomościowie odgrażali się, krzyczeli, aż w końcu uspokojeni przez prośby towarzyszących im niewiast i zaniepokojonych gospodarzy wracali do picia.
Znów ci gospodarze? Wywalić ich. Jegomościowie (...) aż w końcu łaskawie ulegali prośbom towarzyszących im niewiast i wracali do picia. Oraz macania.
Konrad Chris pisze:W drugiej części lokalu, gdzie Artur Wiśniowiecki poprosił o stolik,
Ponownie komplikujesz rzeczy proste. Artur Wiśniowiecki poprosił o stolik w drugiej części lokalu, ponieważ tam przesiadywało zazwyczaj zupełnie inne towarzystwo.
Konrad Chris pisze:Wiśniowiecki rzucał tylko zniecierpliwionym spojrzeniem,
Frazeologia. Spojrzeniem nie rzucamy. Możemy ewentualnie kogoś nim obrzucić. Ale on ich obrzucić nie może, bo są w drugiej części sali i jest ich wielu. Coś innego musisz wymyślić.
Konrad Chris pisze:Gdy emocje po feralnym kuliku opadły,
Czy jesteś tego pewien? ;) http://sjp.pwn.pl/slownik/2476390/kulik
Dobra, wiem. Po kuligu. Koniki, sanki, dzwoneczki... te sprawy. :)
Konrad Chris pisze:Wstyd jej było spoglądać Arturowi w oczy. Najgorsze jednak nie było to.
Kolejna przecudnej urody konstrukcja. Wstydziła się spojrzeć Arturowi w oczy. To jednak nie było jeszcze najgorsze.
Konrad Chris pisze:przypominała starą wyblakłą fotografię.
To porównanie zupełnie Ci się nie udało. Stara, wyblakła, na fotografii - czyli... własna prababka. A ona jest młoda i niebrzydka przecież! Powinna się poczuć jak... bo ja wiem... drżący cień osiki w jesienny dzień, albo coś w tym stylu.
Konrad Chris pisze:Miała gładką, wyjątkowo jasną cerę, rozgwieżdżone oczy, brązowe loki w modnej fryzurze i błyszczącą iskierkami biżuterię.

A tu akurat trzeba wydzielić dwa zdania, i to z różnymi orzeczeniami. Cerę i oczy mamy w inny sposób, niż mamy biżuterię i fryzurę.
Konrad Chris pisze: A tamta, jak się uśmiecha, jak rumieni. Jak wredna żmija.
Ale żmije się nie rumienią! I nie uśmiechają! ;)

Tyle na razie. Część problemów, które tutaj pokazałam, powtarza się również później, więc możesz sobie od razu przejrzeć resztę pod kątem poszukiwania niefortunnych porównań czy dziwnych konstrukcji i od razu poczyścić.

Pozdrawiam i być może jeszcze wrócę. ;)


Weryfikacja zatwierdzona przez Adriannę
Ostatnio zmieniony wt 15 sty 2013, 22:08 przez Thana, łącznie zmieniany 1 raz.
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

7
Dziękuję, wszystko biorę pod uwagę! Thano, dzięki! Każdy wskazany babol to dla mnie jak szczepionka. Zazwyczaj już ich nie popełniam. Zazwyczaj. ;)
dorapo, rozumiem, że dialogi ci się nie podobają. A coś więcej? :)
"Mówię sam do siebie, ale ponieważ cenię sobie swoją opinię, nadałem sobie tytuł doktora." Erich Segal


Sky Is Over

8
Konrad Chris pisze:dorapo, rozumiem, że dialogi ci się nie podobają. A coś więcej? :)
Nie powiedziałam, że mi się nie podobają. Dostrzegam natomiast nadmiar pewnych form grzecznościowych. Jednak to kwestia gustu, jak zauważyłeś.
Więcej w najbliższych dniach. :D
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

9
Konrad Chris pisze:Profesor nigdy już później nie wracał do tej rozmowy. Kilka miesięcy później, Artur wspominał słowa starego naukowca.
Konrad Chris pisze:Obserwował uśmiech młodej Ofenbach, słuchał brzmienia jej głosu, obserwował jak się rusza, pije wino, smakuje potraw.
powtórzenia
Konrad Chris pisze: Kołatały mu się w głowie jak jakaś złowieszcza przepowiednia, gdy był z Esmeraldą Dawidowską, gdy grał w jej grę, wplątany w pajęczynę z której wyjść nie mógł.
1. Rozbiłabym to zdanie na dwa bardziej wyraziste.
2. LUB: Zawsze gdy był z Esmeraldą Dawidowską, gdy grał w jej grę, wplątany w pajęczynę, z której wyjść nie mógł, kołatały mu się w głowie jak jakaś złowieszcza przepowiednia.
Konrad Chris pisze:wplątany w pajęczynę PRZECINEK z której wyjść nie mógł. Mistrzyni Loży uwięziła jego wolę. Kierowała nią, a on mimo, BEZ PRZECINKA że zdawał sobie z tego sprawę,
Panna Interpunkcja - za rzadko się z nią widujesz.
Konrad Chris pisze:Obserwował uśmiech młodej Ofenbach, słuchał brzmienia jej głosu, obserwował jak się rusza, pije wino, smakuje potraw. Ale wiedział jednocześnie, że wszystko co on sam robi idzie w nieco innym kierunku.
Czegoś mi tu brakuje. Mości Artur podrywa niewinną Katarzynę, by ją niecnie wykorzystać. Zaprosił ja do restauracji i upija. Sytuacja jasna. Niejasne są jednak te dwa zdania. Czegoś między nimi brakuje. W jakim kierunku idzie to co robi Artur? I jak się to ma do obserwowania jak panna je, pije, siedzi?
Konrad Chris pisze:Nawet teraz był nim oblepiony jak pajęczyną pająka.
Wiadomo, że pajęczyna jest pająka. (Choć bywa też spider-mana.)
Konrad Chris pisze:Pachniała perfumami alkoholem i ruchem.
Jak pachnie ruch?
Konrad Chris pisze:Szum alkoholu pomógł mu utopić odległe echo wyrzutów sumienia.
Zgrzyta, a raczej szumi. Może za duży skrót? Wypity alkohol szumiał...
Konrad Chris pisze:Czekał. Podobało jej się to.
Podobało się jej, że czekał czy że bawił się włosami?
Konrad Chris pisze: Młoda magistrantka z początku nieufnie i z obawą przyjmowała pieszczotę.
Ten zwrot psuje nastrój.
Konrad Chris pisze:Młoda magistrantka z początku nieufnie i z obawą przyjmowała pieszczotę. Doświadczała, analizowała, próbowała uporządkować i zdefiniować. Ale nie dało się, nie było na to wzoru, macierzy czy logicznego twierdzenia.
Młoda magistrantka doświadczała, analizowała, próbowała uporządkować i zdefiniować. Ale nie dało się, nie było na to wzoru, macierzy czy logicznego twierdzenia, więc z początku nieufnie i z obawą przyjmowała pieszczotę, ale po chwili...
Konrad Chris pisze:Intymny dotyk mężczyzny szybko przełamał tabu. Było to coś dziwnego, coś czego nigdy nie czuła.
Nie podoba mi się intymny dotyk. Bo niby jaki? W miejscach intymnych? Osobisty? Nazwij to inaczej.
Nie czuła przecież tabu!
Konrad Chris pisze:Gdy każda pieszczota mrowiła przyjemnością, a każdy pocałunek i ruch dawał rozkosz, gdy na ustach czuła smak jego pocałunków a gdzieś w brzuchu, w piersi rozkoszny niepokój, wtedy przyszedł ból. Szarpnięcie i mocne ukłucie, jakby skurcz. Zacisnęła zęby i jęknęła cicho.
Jaki ból?

Zgubiłam się w scenie na kanapie. Chyba byłoby mi łatwiej zrozumieć, co robią i myślą, gdybyś przedstawił scenę z punktu widzenia jednej postaci. Niech to np. będzie Katarzyna. A myśli Artura możemy poznać, gdy siedzi w sypialni i pije koniak. Oboje mają wiele odczuć, przemyśleń, ale tak to posiekane, ze trudno się połapać.

Mało rozumiem z przyczyn takich a nie innych działań Artura, ale to fragment, więc... Jednak jego uzależnienie od Esmeraldy jest przerysowane. Pociąga go, drażni, pragnie jej i jednocześnie rozważa, że dobrze pokazać się z nią, bo stoi tak wysoko w loży. Czyżby męski syndrom panowania?
A Katarzyna - jaka ona jest? Mądra magisterka, niedoświadczona kobieta, która ulega podrywaczowi? Wie, że komplementy to konwenanse, a daje się im porwać?
Rozumiem, że postacie są niepewne własnych uczuć i pragnień. A ja nie wiem jacy oni są i co z tego jest ważne.
Ciekawam, co wyjdzie z tej historii.

Podtrzymuję swoje wcześniejsze zdanie - trochę mniej stylizacji, waściów, mościa panów, waćpanien w dialogach.

Pozdrawiam.
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

10
Strasznie dziękuję za analizę i garść (albo dwie) sugestii. Zawsze chętnie słucham. Muszę to poukładać i przemyśleć w kontekście całości. Hym hym...
"Mówię sam do siebie, ale ponieważ cenię sobie swoją opinię, nadałem sobie tytuł doktora." Erich Segal


Sky Is Over

11
Mam na względzie oczywiście, że jest to fragment (rozdział dwudziesty drugi, po takim zagęszczeniu fabularnym spodziewać się można, że tekst jest dosć obszerny). Tak więc kompozycyjnie nie wygląda to na końcówkę, raczej taki bardziej środek. Nie wiem czy to jest fragment mocno oderwany od reszty, czy to są główni bohaterowie, czy figury bardziej poboczne. Jeśli główni, to trzeba popracować nad nimi mocno. Nie wyszły naturalnie, odgrywają swoje role, wrażenie potęgują jeszcze dialogi, sztuczne, wymuszone. Trzeba by je przepisać. Ale po kolei.

Te płaszczyzny rozdziału o których wspomniałeś aż tak problematyczne nie są, ale pojedyncze sceny już tak. Rozdział jest niestety nudny - tak bez zakotwiczenia we wcześniejszych fragmentach czytelnik dostaje na surowo płaskiego podrywacza i płaską dziewuchę (płaskich w sensie konstrukcji postaci). Tekst próbuje pogłębiać tak skonstruowane postaci, ale to jest właśnie powód, z którego odnosi porażkę - bo próbuje eksplorować postaci płytkie, próbuje coś z nich wydobyć, ale tylko skrobie łyżką o dno. To jest chyba największa bolączka wszystkich scen. Patrzymy sobie na dialogi Wiśniowieckiego i Ofenbach, na ich seks (długo opisany, ale w sposób szkodzący tej długości), no i jakoś nas to nie rusza. Dystans tworzą dwie rzeczy: słowa, które jeszcze Tobą rządzą - bo to w żadnej mierze nie wygląda jak wypracowany autorski styl, tekst nie oddaje tego co chciałeś przekazać; oraz papierowi bohaterowie.

Nie chcę się też tu rozpisywać za mocno, żeby nie zawalić Cię ścianą tekstu, ale generalnie - już mówiąc o samych scenach - większość opisów przekazujących to jak bohaterowie się czują, można usunąć z wielkim pożytkiem dla tekstu. Mam na myśli:
Rzucał się jak pies na uwięzi, który wiedział, że nie może ugryźć trzymającej go ręki. Był rozdarty, podobnie jak teraz.
O wiele lepiej jest pokazać takie rzeczy w inny sposób, niż po prostu podstawiać je czytelnikowi pod nos (nie mów, że coś jest, pokaż, że coś jest).

Dalej. Prezentacji świata nie mamy tu zbyt dużo. Toteż nie bardzo wiem, jak się odnieść do tych "waszmościów". Jeśli to jest retro steampunk, no to wtedy bohaterowie traktują tę manierę wypowiadania się całkiem serio, i przy takim założeniu powinno się to zmienić, bo jest tego za dużo i wygląda nienaturalnie. Jeśli to jest raczej steampunk przyszłościowy, i jeśli taka stylizacja językowa jest przez samych bohaterów wzięta w nawias, mówią tak, bo taka jest moda na szlachectwo, a to się ze szlachectwem głównie kojarzy, to bardzo mi się wtedy stylizacja tak tłumaczona podoba. Nie jestem w stanie określić, mamy w tym fragmencie tylko wózek profesora, a to za mało aby cośkolwiek stwierdzić na pewno o tym rodzaju steampunku.

Na poziomie już najniższym, czyli pojedynczych zdań, cóż, jest sporo błędów. Niektóre rzeczy brzmią słabo, inne w ogóle. Trzeba przejrzeć tekst jeszcze z kilka razy, połapać przecinki i literówki.

Nie jestem w stanie stwierdzić na pewno, o czym to jest (w sensie: powieść), oceniając jednak po wielkości (ten i 22 inne takie rozdziały, plus to jeszcze na pewno nie koniec) widzę, że będzie raczej sporo, a ja lubię sporo i lubię rozmach. Trzeba tylko popracować nad konstrukcją, bo inaczej może ona ten rozmach zarżnąć bezlitośnie. Jeśli miałbym wybierać, czy większą bolączką są tu bohaterowie, czy styl, to wybrałbym stanowczo kreację bohaterów.

12
Już dawno miałem się tu pokazać, a później inne sprawy i w końcu zapomniałem.
Oczywiście są to tylko moje subiektywne uwagi :)
To lecimy!

Nie będę się czepiał, jeśli coś zostało wcześniej zauważone, chyba że mam coś do dodania.
Konrad Chris pisze:Subtelne brzmienie fortepianu wypełniało lokal. Było przyjemnym tłem dla rozmów i cichego brzęku zastawy.
Wiem, że to już było, ale Thana zajęła się dopasowaniem poszczególnych słów do siebie, a ja chciałem zwrócić jeszcze uwagę na "przyjemne tło". Dla rozmów (w domyśle dla ludzi) ok, ale dla cichego brzęku zastawy już nie za bardzo, bo ja odbieram to, że to zastawie było przyjemnie podczas jej cichego brzęku.
Konrad Chris pisze:Miejscowy zaścianek obrał sobie Kawiarnię Kryształową za miejsce swoich hucznych spotkań. Jak każdego wieczoru tak i teraz. Szlachcice noszący tradycyjne stroje z wielkim trudem rozstawali się z szablami, które zgodnie z prawem miały zostać w szatni.
Taka konstrukcja powoduje, że nie wiem, czy "Jak każdego wieczoru tak i teraz." odnosi się do którego zdania się to odnosi: wcześniejszego czy późniejszego?
Konrad Chris pisze:I macania.
To macanie średnio mi pasuje do stylizacji językowej całości. Wg mnie "obłapianie" byłoby lepsze.
Konrad Chris pisze:Szlachta koronna, zdecydowanie odcinająca się od swoich głośniejszych krewniaków, przedsiębiorcy, lokalni politycy i bogaci kupcy.
Wydaje mi się, że powinno być "przedsiębiorów itp.". Poza tym po krewniakach dałbym dwukropek albo myślnik.
Konrad Chris pisze:zapytał Artur znad oprawionego w pozłacane okucia menu.
To jest steampunk i oczywiście zależy to od autora, ale dla mnie lepiej w klimacie całości brzmiałaby np. "karta dań" zamiast "menu". To "menu" wybija mnie z klimatu.
Konrad Chris pisze:Na tle wszystkich tych kobiet, które otaczały przystojnego parlamentarzystę, które posyłały niby to przypadkowe spojrzenia, ukradkowe uśmiechy, przypominała starą wyblakłą fotografię.
Powt.
Konrad Chris pisze:przypadkowe spojrzenia, ukradkowe uśmiechy, przypominała starą wyblakłą fotografię. A on pławił się w popularności. Odwzajemniał uśmiechy, ukłony, skinięcia głową. Rozmawiał bez skrępowania. Katarzyna spojrzała ukradkiem na siedzącą przy stoliku obok dziewczynę
Powt. i zaraz:
A Wiśniowiecki spojrzał na nią raz, drugi
Konrad Chris pisze:Pokonawszy z trudem ogromną chęć rozpłakania się, zamknęła oczy i oddychała głęboko
To ona chciała, czy to taka fizjologiczna reakcja nad którą zapanowała?
Konrad Chris pisze:- Białogłowa musi pachnieć i wyglądać, złotko, uśmiechać się i przyznawać mężczyznom rację, wtedy jest adorowana. - przedrzeźniała
Bez kropki.
Konrad Chris pisze:Wiśniowiecki wstał i uśmiechnął się ze skrywanym zniecierpliwieniem na widok Katarzyny
To zdanie źle brzmi. Jakby zniecierpliwienie było na widok Katarzyny, a nie uśmiech.
Konrad Chris pisze:Wiśniowiecki wstał i uśmiechnął się ze skrywanym zniecierpliwieniem na widok Katarzyny. Gdy zajęła miejsce przy stole nalał jej czerwonego wina. Milczał chwilę, przyglądając się kobiecie. Uśmiechnęła się do niego ciepło.
Powt.
Konrad Chris pisze:Siedziała wtedy zaczytana na ławeczce w parku, kiedy wiatr porwał plik papierów szeleszczącą burzą
Jakoś nie do końca pojmuję to zdanie. Ta "szeleszcząca burza" mi zgrzyta.
Konrad Chris pisze:Zrezygnowana usiadła w końcu na trawniku i zaczęła płakać, a złośliwe podmuchy powietrza tarmosiły dookoła uczelniane materiały papierową trąbą powietrzną
Trąba powietrzna była papierowa?
Konrad Chris pisze:- Waćpanna pozwoli, że się przedstawię. Artur Wiśniowiecki, do usług – uśmiechnął się zasapany szlachcic.
Wg mnie kropka i "uśmiechnął" z dużej.
Konrad Chris pisze:uśmiechnął się zasapany szlachcic.
WWW- Katarzyna. Katarzyna Ofenbach. Bardzo. Bardzo dziękuję. Waszmości dziękuję – wydukała. Nie wiedziała czy ma się uśmiechać, przepraszać czy być śmiertelnie poważną. Wiśniowieckiemu wydawało się nawet, że wszystkie te rzeczy próbowała zrobić w tym samym czasie. Uśmiechał
Powt. W ogóle w tekście co chwila jest uśmiech.
Konrad Chris pisze:Gdy tak stali w milczeniu, kobieta zdawała się przeżywać nieludzkie katusze, a gdy zaproponował jej herbatę w parkowej altanie, przeprosiła pośpiesznie, podziękowała jeszcze z tuzin razy i uciekła, na odchodne przepraszając i dziękując.
Powt.
Konrad Chris pisze:Gdy Wiśniowiecki trafił do właściwej pracowni, to co zobaczył sprawiło, że się w dziewczynie zakochał. Chyba.
Dziwnie brzmi, jak "zakochał" jest na końcu zdania. I to "chyba" nie pasuje mi do narratora wszechwiedzącego.
Konrad Chris pisze:w grubym, ubrudzonym smarem fartuchu
Przecinek.
Konrad Chris pisze:Był pogodny, jego garnitur idealnie czysty i gładki, buty błyszczące a dłonie zadbane.
O tym, że pogodny było wcześniej. Poza tym, jaki ma związek pogodny z resztą?
Konrad Chris pisze:Zagryzła wargę i nim zdążył powiedzieć coś więcej, uciekła
Przecinek.
Konrad Chris pisze: Zagryzła wargę i nim zdążyłpowiedzieć coś więcej uciekła. Usłyszał tylko trzask drzwi i jakiś rumor za nimi. Parlamentarzysta nie zdążył jeszcze ochłonąć, gdy podjechał do niego terkoczący i syczący parą wózek szefa katedry.
Powt.
A z tym wózkiem, to mam rozumieć, że jest niepełnosprawny?
Konrad Chris pisze:- Waszmość co tu, na wszystkie diabły świata, robi?
Przecinki. Dalej też trochę brakuje, ale już nie będę wyłapywał każdego. Daję sygnał, że powinieneś zwrócić na nie uwagę.
Konrad Chris pisze:Gdzież to tam! Dawniej szacunek i wychowanie było podstawą, ba! Obowiązkiem. Doprawdy nie wiem, co waszmość tutaj robi i czego szuka, ale niech wyjaśni to inaczej portiera wezwę, a ten potrafi radzić sobie z takimi jak waść!
Radziłbym się zdecydować na "waść" lub "waszmość". Akurat do kogoś starszego dłuższa forma mi pasuje. Nie przeszkadza mi ilość w całym tekście, ale ujednoliciłbym zwroty u każdej z postaci.
Konrad Chris pisze:Artur odetchnął i uśmiechnął się gestykulując pojednawczo.
- O i tu waszmość profesora zaskoczę, wiem.
To raczej mało pojednawcze jest. I skąd on wie, że to akurat profesor?
Konrad Chris pisze:- Mości Artur Wiśniowiecki z pewnością złych intencji nie miał. - powiedziała drżącym głosem.
Bez kropki. W innych miejscach są podobne błędy w zapisie dialogów.
Konrad Chris pisze:Katarzyna przeżywała istną mękę
Czy to męką można nazwać? Wg mnie nie.
Konrad Chris pisze:powiedziała szybko Katarzyna i podeszła do gorączkującego się starszego Pana
Mała litera.
Konrad Chris pisze:Gdy magistrantka krzątała się w kanciapie profesora
"Kanciapa" wg mnie zbyt potoczna do stylu.
Konrad Chris pisze:Dopiero po jakimś czasie na prawdę zrozumiał jej źródło.
Ort.
Konrad Chris pisze:- Za wcześnie czy za późno, bacz waszmość na to co robi. Bo krzywd jakich możesz waszmość dokonać nie cofną żadne przeprosiny.Spoglądał na Artura zza zegarmistrzowskich gogli. Powiększały one oczy profesora do komicznych rozmiarów. Wiśniowieckiemu nie było jednak do śmiechu.
Zapis dialogu.
Druga rzecz, to jeśli spogląda zza, a nie przez, to jak powiększają oczy?
Poza tym, te gogle są tak oczywiste dla steampunku, że aż trochę zbyt oczywiste.
Konrad Chris pisze:- Spojrzenie waszmość panny jest słodkie jak czerwone wino, odurza mnie jednak dziesięciokrotnie mocniej. Trudno się powstrzymać. - powiedział i po raz kolejny napełnił lampki skrzącym się trunkiem.
A jednak woli wino ;)
Konrad Chris pisze:Wszystko to było odległe, bo nie miało przecież żadnego znaczenia.
Masło maślane.

Tyle na teraz.
Ale.
Jeszcze tu wrócę...

[ Dodano: Pon 21 Sty, 2013 ]
Mówiłem, że wrócę, to jestem :)
Jedziemy!
Konrad Chris pisze:Światło rozświetliło
Masło maślane.
Konrad Chris pisze:Sumienie poruszyło się w nim w najmniej spodziewanym momencie
Przed chwilą było, że wyrzuty sumienia utopione zostały w alkoholu.
Poza tym, to zdanie wybiło mnie. Oczekiwałbym, że coś powinno z tego wynikać, skoro zostało wspomniane.
I jeszcze, wiem, że sumienie może ruszyć. Zastanawiam się, czy również "poruszyć". Tu chętnie sam bym się dowiedział.
Konrad Chris pisze:Objął ją mocniej, przytulił do siebie ciasno. Byli wtedy bardzo blisko i tylko to się liczyło. To było przyjemne, bezpieczne. Ból pojawiał się jeszcze w dole, ale nie zwracała na to uwagi, bo czuła ciepło kochanka i jego ciężar na sobie, jego ruch. Było w tym coś magicznego. Objęła go mocno i przycisnęła do siebie. Trzymała, bo wtedy było bezpiecznie.
Powt.
Konrad Chris pisze:Czuła zapach jego skóry, pod nią prężyły się mięśnie
To zdanie mi zgrzyta. Nie rozumiem, dlaczego te dwa zdania są połączone.
Konrad Chris pisze:Katarzyna oddychała spokojnie próbując ignorować ból i dyskomfort
Z tym "dyskomforem" rozumiem, ale jakoś to słowo nie podoba mi się w tym kontekście.
Konrad Chris pisze:Wiesz co masz czynić, mości Arturze.
No nie wiem, ale kiedy Esmeralda zwraca się do Artura, to "mości" średnio mi pasuje. Wg mnie ona dominuje w relacjach z nim, więc spokojnie może mówić "Arturze".
Konrad Chris pisze:Rzucał się jak pies na uwięzi, który wiedział, że nie może ugryźć trzymającej go ręki
Ta druga część, od "który" mi się nie podoba. A ta "trzymająca go ręka" to w ogóle.
Konrad Chris pisze:Objął ją tuląc do
Tuląc do?
Konrad Chris pisze:Katarzyna zsunęła jego słoń ze swojej piersi
;)
Konrad Chris pisze:Katarzyna zastanawiała się, jak to wszystko wyjaśnić mości profesorowi
Wg mnie to "mości" można spokojnie opuścić.

To teraz z rzeczy większych:
1) Świat przedstawiony i klimat - wszystko spójne, logiczne i przyjemne. Podoba mi się.
2) Fabuła - ciężko powiedzieć, bo to tylko fragment, ale wydaje się wielowątkowa i przemyślana.
3) Bohaterowie - tutaj średnio, bo mnie nie do końca przekonują, ale to może znowu wina fragmentu. Najbardziej drażni mnie Katarzyna jako mądra magistrantka a jednocześnie dziewica i słodka idiotka. Jakoś od początku wiedziałem, że skończy się tak, jak się skończyło.
4) druga część (ta z seksem) jest dużo gorsza od pierwszej. Przyznam, że gubiłem się w tekście. Opis seksu wydaje mi się rozwlekły i właściwie jakiś taki nijaki, miałki.

Tak generalnie to mi się podoba i myślę, że wyjdzie z tego coś ciekawego, ale musisz trochę popracować.
Powodzenia!
I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!
B.A. = Bad Attitude

13
A drugiego weryfikatora jak nie było tak nie ma ;)
"Mówię sam do siebie, ale ponieważ cenię sobie swoją opinię, nadałem sobie tytuł doktora." Erich Segal


Sky Is Over
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”