Anioł Wigilijny

1
Zawiera Wulgaryzmy

To był wi­gilij­ny wieczór. Ideal­ny.
Były ko­loro­we światła w ok­nach domów, oz­do­bione uli­ce, ludzie uśmie­chnięci. Śnieg pa­dał tak pucha­ty, jak­by ktoś na górze roz­darł wielką pie­rzynę, ale to nie była śnieżyca, bar­dziej przy­pomi­nało fi­nal­ne po­sypy­wanie wiórka­mi ko­koso­wymi mis­ternie ułożone­go tor­tu. Bez­wiet­rzną ciszę no­cy wni­kającej w świat de­likat­nie, jak dłoń chłop­ca wśliz­gująca się pod bluzkę dziew­czy­ny na ran­dko­wym sean­sie, prze­nikał dźwięk kolęd i pas­to­rałek.
Wte­dy pos­ta­nowił.
Przez chwilę przyglądał się przez ok­no jed­nej z ka­mienic ja­kiejś małżeńskiej sce­nie, a po­tem za­myślo­ny zro­bił kil­ka nies­pie­sznych kroków by stanąć w cieniu drze­wa rosnące­go przy ka­mieni­cy. Znierucho­miał. Na stojące­go w ab­so­lut­nym bez­ruchu, z pochy­loną głową, opa­dały wiel­kie kłębuszki śniegu. Osiadały na je­go długim, wełnianym, ciem­nym płaszczu, wpląty­wały się we wzburzoną czerń roz­wichrzo­nych włosów.
Stał tak w bez­ruchu ja­kiś czas. Śnieg zdążył już za­bielić je­go ra­miona, bark i głowę. Ktoś przechodzący spoj­rzaw­szy na niego w pier­wszej chwi­li wziąłby go za posąg, al­bo ja­kiś spe­cyficzny rodzaj słupa. Do­piero słysząc zgrzyt­li­wy dźwięk ot­wiera­nej bra­my je­go ra­miona zadrżały a część śniegu zsunęła się na ziemię.
Pod­niósł głowę. Z bra­my wyszedł mężczyz­na, które­go oglądał przez ok­no. Wyszedł gwałtow­nie, ze złością ot­wierając bramę i szar­piąc się z wkładaną w ruchu kur­tką. Szyb­kim kro­kiem przeszedł obok drze­wa i na­wet nie zauważył stojące­go pod drze­wem. Ten ob­serwo­wał uważnie masze­rujące­go. Kiedy tam­ten przeszedł obok, ruszył nag­le i po kil­ku kro­kach szedł już bez­pośred­nio za masze­rującym. Wy­ciągnął ręce przed siebie i doszedłszy na od­po­wied­nią od­ległość sil­nie pchnął idące­go z przo­du. Tam­ten zgu­bił rytm kroków, pot­knął się i za­toczył. Od­wrócił się zdu­miony i spoj­rzał na na­pas­tni­ka
- Co jest do cho­lery!... uważaj pan..-
Ten zro­bił kil­ka kroków i, stojąc już en fa­ce, pchnął znów. Zaata­kowa­ny zro­bił krok w tył, pośliznął się i przyklęknął na jed­no ko­lano.
- O co chodzi...?! -
Na­pas­tnik stanął przed py­tającym.
- O co chodzi?...Jeszcze py­tasz?... Niech cię szlag tra­fi!... Dzi­wisz się, że ktoś cię le­je? -
- Ale ja nap­rawdę nie wiem o co chodzi... Nie znam pa­na!... - Klęczący nie zmieniw­szy po­zyc­ji od­rucho­wo wy­sunął jedną rękę przed siebie chro­niąc głowę przed ewen­tual­nym ata­kiem.
- Słuchaj dup­ku! Mam już ciebie dość, ro­zumiesz? Mam po dziur­ki w no­sie two­jej hi­pok­ryzji, ob­leśne­go zakłama­nia, dwu­lico­wości! Rzy­gać mi się chce kiedy na­wet w tak szczególnej chwi­li pot­ra­fisz znęcać się nad ko­bietą, która myśli że cię kocha, a właści­wie boi się ciebie, bo to, co ona czu­je to już nie da się naz­wać miłością, dur­niu je­den!..-
- CO pan so­bie...!... Skąd wiesz?!... O co chodzi? Kim jes­teś?... - Klęczący z rosnącym prze­rażeniem ale i złością pat­rzył na stojące­go. Nag­le ot­worzyła się bra­ma jed­ne­go z bu­dynków. Klęczący zer­wał się i krzyknął głośno
- Ra­tun­ku!! Po­mocy!!
- Zam­knij się - Stojący w płaszczu zro­bił krok, pchnął mężczyznę tak potężnie, że ten tym ra­zem usiadł gwałtow­nie na małej hałdce śniegu po­zos­tałej po odśnieżaniu chod­ni­ka. Po­wie­dział to głosem sil­nym i lo­dowa­tym, ale spo­koj­nym. Machnął w geście poz­dro­wienia w kierun­ku grup­ki ludzi wychodzących bramą. Tam­ci od­machnęli i poszli w drugą stronę. Znów spoj­rzał na siedzące­go z po­gardą
- Kim jes­tem? A po­wiem ci, ba­rania łąko, po­wiem. Jes­tem twoim cho­ler­nym aniołem stróżem, oto kim jes­tem, dup­ku.-
- Ochro­nia­rzem? - Siedzący pokręcił z niedo­wie­rza­niem głową -Ale ja nie mam ochro­ny, ani nikt...W fir­mie też nie, no nikt nie płaci... Kto ci ka­zał?...Skąd?
-Ja­kim ochro­nia­rzem, pus­ty dzba­nie? Po­wie­działem wy­raźnie. Aniołem stróżem. Aniołem. - Mówiąc to stojący wy­mie­rzył siar­czys­ty po­liczek siedzące­mu. - Ro­zumiesz, tępa­ku? -
- Ja­kim, kur­wa, anio... - po­now­ny siar­czys­ty strzał tym ra­zem w dru­gi po­liczek przer­wał wy­powiedź.
- Nie klnij przy mnie.-
- Ale ja­kim aniołem?!...do.. cho­lera! -
Stojący wziął się pod bo­ki.
-Acha. Nie wie­rzysz? I słusznie. Aniołów nie ma prze­cież. Tak sa­mo Bo­ga nie ma i tych wszys­tkich spraw. Prze­cież zdycha się po pros­tu i rozkłada w ziemi, praw­da? Niebo to kar­ma dla ubo­gich i głupich.
- A żebyś pan...żebyś wie­dział! Cze­go chcesz ode mnie?...
- Ja? Ano niewiele. Chciałem ci tyl­ko po­wie­dzieć co myślę o to­bie bo już mam dość. Od ty­siąca lat dos­taję ta­kich dupków. No, może nie zaw­sze, ale tych nor­malnych to po­liczyć można na pal­cach rąk... Cze­kaj!... Nie, na­wet jed­na by wys­tar­czyła. - Stojący spoj­rzał w górę zas­ta­nawiając się. - Taaa, czte­rech w su­mie. A reszta to śmieci. Kłam­li­we popłuczy­ny... -
Siedzący zaczął po­woli i dys­kret­nie od­su­wać się od stojące­go. Roz­glądał się na bo­ki szu­kając cze­goś, lub ko­goś, kto mógłby go oca­lić z tej ab­surdal­nej sy­tuac­ji. Jed­nocześnie słuchał co­raz mniej wiary­god­nych słów tam­te­go i co­raz bar­dziej ut­wier­dzał się w prze­kona­niu, że tra­fił na sza­leńca.
- Jak jeszcze raz po­myślisz so­bie, że jes­tem czu­bem, to tak dos­ta­niesz w ryj, że stra­cisz jed­ne­go trzo­nowe­go i jed­ne­go siekacza. - Stojący po­wie­dział to niemal nie prze­rywając swo­jej li­tanii narze­kań na po­dopie­cznych. Jed­nak to zda­nie zat­rzy­mało cichą ucie­czkę siedzące­go.
- Skąd wiesz co po­myślałem? - za­pytał niepew­nie.
- Skąd? BO JES­TEM PIEP­RZO­NYM ANIOŁEM! Z te­go sa­mego wo­ra wiem, że masz kochankę, że ka­sa z dru­giego eta­tu idzie na jej ut­rzy­manie, że ok­ra­dasz firmę, że na stu­diach zgwałciłeś pi­janą ko­leżankę na im­pre­zie syl­wes­tro­wej...
- ale ... ty.. skąd... ona nie... ja jej nie... ona chciała... była pi­jana i chciała... - Siedzący w pa­nice wyrzu­cał z siebie strzępy słów, a je­go prze­rażony umysł szu­kał ja­kiegoś wytłumacze­nia fak­tu, że fa­cet, które­go on widzi pier­wszy raz w życiu, wie tak dużo o nim.
- Nie, nie chciała, dup­ku. To, że nie bro­niła się to nie znaczy, że chciała. Była upi­ta i po skręcie. Wy­korzys­tałeś ją. I na­wet nie próbuj dys­ku­tować, bo jak znów zap­rzeczysz to dam w ryj. Nie próbuj ze mną ig­rać. Nie dziś. Nie te­raz, kiedy jes­tem tak wkur­wiony na ciebie. -
Siedzący w tej ab­surdal­nie prze­rażającej sy­tuac­ji nag­le od­ważył się na drwinę
- Mi nie wol­no kląć, a to­bie wol­no? -
Stojący za­milkł na ułamek se­kun­dy i od­po­wie­dział spo­koj­nie
- A tak, żebyś wie­dział. A co do ciebie i two­jej przeszłości, to nie dla­tego roz­ma­wiamy. Nie tak do końca. Jes­teś małym podłym i bez­dusznym ro­bakiem. Ale to nie opo­wieść wi­gilij­na. Nie mam za­miaru cię pros­to­wać, straszyć, czy uczyć. Ja dziś po pros­tu już nie wyt­rzy­małem. Masz pecha po pros­tu, dup­ku. Co ty­siąc lat anioł może się wkur­wić i ty­le. Psy mogą co ro­ku po­dob­no się skarżyć ludzkim głosem, to co, nam nie wol­no? Raz na ty­siąc lat? No więc nie wyt­rzy­małem, jak tak pat­rzyłem na ciebie, kiedy wyżywałeś się na po­kor­nej, żałos­nej ko­biecie, która po­win­na już daw­no cię wyrzu­cić z do­mu, al­bo i przy­walić ja­kimś ga­rem w ten pus­ty łeb... Po co ty się z nią żeniłeś? Żeby ją tak bez­czel­nie gnoić? Piep­rzo­ny psycho­lu, aż mam ochotę wyr­wać ci ten plu­gawy łeb i wy­kopać go do ścieku...
Siedzący w pew­nej chwi­li nag­le o czymś po­myślał i przer­wał
- Za­raz, za­raz!... Jak ty jes­teś moim aniołem stróżem, to chy­ba po­winieneś MNIE chro­nić a nie bić! i anioły raczej nie są ta­kie... ag­re­syw­ne...-
- Taaa? A skąd to ni­by wiesz? - Anioł pochy­lił się z groźnym uśmie­chem nad mężczyzną.
- No prze­cież, to... ta, bib­lia. Tam jest na­pisa­ne.. al­bo ksiądz nam mówił... -
- Ja­koś do tej po­ry nie wie­rzyłeś w to, co na­pisa­ne i w to co mówi­li. Te­raz wie­rzysz? Czy raczej chcesz wie­rzyć… No więc do­wiedz się, że mogą. I bić i się wkurzać na ta­kich de­bili.
- Ale ja nie chciałem prze­cież, to ona... -
Anioł aż sapnął
- Zam­knij się! Ro­zumiesz? Zam­knij! Z-a-m-k-n-i-j!!! Przyswój so­bie, pier­wotniaku, że ja wiem WSZYS­TKO o to­bie. Każde­go two­jego pier­da znam, każdy wykręt, kłam­stwo i złodziej­stwo i wszys­tko. Na­wet to, że ku­piłeś herę i amfę, żeby to pod­rzu­cić żonie i zgłosić na po­licję, że ćpa i han­dlu­je w szko­le. A to wszys­tko, bo chcesz jej zab­rać mie­szka­nie. Chcesz się roz­wieźć, ale tak, żeby to była jej wi­na. Na­wet te two­je fochy, co przez miesiące, a właści­wie la­ta miały na ce­lu wy­kończyć żonkę, al­bo dop­ro­wadzić ją do ucie­czki al­bo zdra­dy. Wte­dy byś zab­rał wszys­tko. Tyl­ko dziec­ko byś jej zos­ta­wił. Praw­da? - Anioł tę z początku dość ener­giczną wy­powiedź skończył już spo­koj­nie i chłod­no.
- nie...
Anioł uniósł lek­ko pięść i os­trze­gaw­czo war­knął
- noo.!
- Dob­rze, dob­rze...To ja­kiś sen chy­ba, czy co? Że, no nie wiem, pośliznąłem się na lodzie i te­raz leżę niep­rzy­tom­ny pod klatką, dla­tego to wszys­tko wiesz... aaaa! - mężczyz­na uśmie­chnął się głup­ko­wato – to znaczy, że co­kol­wiek mi zro­bisz to zwykły sen... - Te­raz, kiedy zna­lazł ja­kieś roz­wiąza­nie poczuł się trochę pew­niej. Zaczął wsta­wać niez­grab­nie. Anioł przyglądając mu się z uwagą pochy­lił się nad nim i wy­ciągnął rękę. Mężczyz­na złapał się jej i wstał. Anioł nie wy­puścił jed­nak je­go dłoni, a płyn­nym ruchem sięgnął drugą ręką, złapał za mały pa­lec trzy­manej dłoni i wyłamał go.
Uśmiech mężczyz­ny zmienił się w zdu­mienie, które spłonęło jak ob­raz z bi­buły w og­niu bólu i krzy­ku.
Anioł uśmie­chnął się ser­decznie.
- Nie obudziłeś się?... To chy­ba jed­nak nie śpisz. Z te­go co się orien­tuję ta­ki ból, ja­ki właśnie czu­jesz po­winien przer­wać ma­jaki, jeśli tak się nie dzieje, to naj­praw­do­podob­niej nie śpisz... Przes­tań się tak drzeć! I tak cię nikt nie usłyszy. - Mężczyz­na przes­tał krzyczeć i tyl­ko pojęki­wał trzy­mając drugą ręką dłoń z wyłama­nym pal­cem. Gro­tes­ko­wo skrzy­wiony z bólu rzu­cił w złości
- ład­ny anioł po­pierd... - trzask! siar­czys­te uderze­nie roz­pa­liło po­liczek - No co?!!... po­piep­rzo­ny, pochrza­niony... Może tak być?! cze­mu się znęcasz?! Nie masz co ro­bić do jas­nej kk..cho­lery?
Anioł znów się uśmie­chnął, tym ra­zem dob­rotli­wie.
- No. Wreszcie właści­we py­tanie. Cze­mu się znęcam? Zas­ta­nawiałem się jak ci odpłacić za te la­ta two­jego pas­twienia się nad tą niewinną ko­bietą. Naj­pierw myślałem, żeby cię oka­leczyć, ale wiem, że byłbyś wte­dy naj­bar­dziej upier­dli­wym, pas­kudnym rodza­jem ka­leki. W su­mie cier­piałoby two­je otocze­nie. Znów. Myślałem o wielu jeszcze roz­wiąza­niach a w końcu po­myślałem, że tyl­ko ci się po­każę, po­wiem w oczy co mnie w to­bie wkurzało i dlacze­go się tobą brzydzę. I po­wiem jeszcze, co czy­nię z nieuk­ry­waną ra­dością, że od­chodzę. Rzu­cam po­sadę, psycho­lu. Twój anioł stróż cię zos­ta­wia.
- No i dzięki Bo­gu - wyr­wało się mężczyźnie. Na­wet nie zdążył mrugnąć. ra­zem z os­tatnią wy­powie­dzianą głoską poczuł potężne uderze­nie w szczękę, aż po­der­wało go z ziemi. Po­leciał do tyłu czując straszny ból w szczęce. Jed­nak nie stra­cił przy­tom­ności, za to us­ta zaczęły za­pełniać się krwią i wyczuł ja­kieś dwie osob­li­we grud­ki . Wyp­luł krew wraz z ni­mi na śnieg. W spo­rym, ciem­noczer­wo­nym klek­sie zauważył dwa zęby, w tym je­den trzo­nowy.
Anioł pod­szedł i spoj­rzał na klek­sa
- Trzo­nowy jak za­powie­działem -rzu­cił z sa­tys­fak­cją - ale ten dru­gi to kieł. Chy­ba bar­dziej bo­li, nie? Dla­tego wyb­rałem go za­miast siekacza. Dłuższy korzeń... - znów spoj­rzał na jęczące­go mężczyznę - nie wy­powiadaj Je­go imienia na­darem­no. A właści­wie w ogóle. Nie jes­teś god­ny, gni­do. Ale do rzeczy. Tak właśnie pos­ta­nowiłem cię uka­rać. Zos­ta­wiam cię sa­mego -
Mężczyz­na plując krwią i jęcząc przyklęknął sku­lony, nab­rał w garść trochę śniegu i przyłożył so­bie do po­liczka. Od­po­wie­dział niewy­raźnie i z wi­doczna trud­nością wy­powiadając słowa
- Nie czułem do tej po­ry two­jej obec­ności, to jak odej­dziesz niewiele stracę. -
Anioł zmrużył oczy
- Hmmm... A wie­działeś, że jes­tem przy to­bie?
Mężczyz­na za­wahał się.
- Nie…
- No właśnie. A te­raz wiesz. Jak odejdę po­zos­ta­niesz sam. Ab­so­lut­nie. Będziesz jak chodzące mięso bez krwi. Te­raz mi nie wie­rzysz, ale uwierz, ja to wiem i to mnie bar­dzo po­cie­sza, że to będzie szczególnie przyk­re doświad­cze­nie. Do końca two­jej podłej egzys­ten­cji...
Mężczyz­na spoj­rzał z przes­trachem
- a co z wy­bacze­niem? ty­le o tym mówi­cie i pisze­cie ... Co z tym?! ład­nie to tak? Pas­twić się nad bliźnim?!
- A kto po­wie­dział, że ci nie wy­baczę? Mam czas na prze­myśle­nie te­go. - Anioł zmar­szczył się niebez­pie­cznie - Ale uważaj, jak wy­konasz któryś z twoich planów i skrzyw­dzisz jeszcze raz tą ko­bietę, to wrócę już nie ja­ko anioł stróż, a zem­sty. I będę ok­rutny. Za­pom­nij o prochach, za­pom­nij o ob­ciążaniu jej winą. Odej­dziesz i nie wrócisz... Acha, a ali­men­ty będziesz płacił re­gular­nie. I bez ściemy. Ja wiem ile za­rabiasz. Jeśli zaś w sądzie udo­wod­nisz, że nie masz nic i nic nie za­rabiasz, to przy­sięgam, że tak będzie, że się spełni co do gro­sika. Ona da so­bie radę, pa­dal­cu, ale ty bez ka­sy, bez nicze­go zdechniesz jak wiór pod płotem. Zro­zumiałeś?
Mężczyz­na klęcząc jedną ręką opierał się o hałdę śniegu, a drugą trzy­mał śnieg przy po­liczku. Pochy­lony po­kiwał niez­nacznie głową.
Anioł przy­kucnął przy nim. Chwy­cił go za pod­bródek i uniósł je­go twarz tak, by móc spoj­rzeć w oczy.
- Słyszę jak myślisz... Nie, to nie sen, i jut­ro nie obudzisz się i wszys­tko nie będzie jak daw­niej. A żebyś cza­sem tak nie po­myślał dam ci na pożeg­na­nie pre­zent. - Dot­knął kciukiem czoła mężczyz­ny nad pra­wym okiem. Ten wrzasnął i oder­wał szar­pnięciem głowę. W miej­scu dot­knięcia po­jawiły się trzy li­nie, zaczer­wienione, jak po oparze­niu. Wyglądało to trochę jak od­wróco­ne do góry no­gami, kośla­we od­bi­cie lus­trza­ne na­pisu GYL.
- To po heb­raj­sku "pad­li­na". To będzie ta­ki nasz żar­cik. I nie radzę żad­nych kos­me­tycznych za­biegów, żad­ne­go usu­wania na­pisu. Może się oka­zać, że to ja­kaś szczególnie przyk­ra od­miana ra­ka, złośli­wego jak jas­na cho­lera, al­bo - anioł zaśmiał się po­nuro - jak wkur­wiony anioł, i po usu­nięciu mogą być przerzu­ty. Ale wiem, że nie za­pom­nisz. Wiem to. No... - Anioł klepnął mężczyznę w ple­cy - na mnie już czas. - Wstał, wyp­rosto­wał się i odet­chnął głębo­ko
- Uchhhh! Co za ul­ga! Dzięki Ci, Pa­nie. -
Roz­sta­wił sze­roko ręce zwrócił twarz w kierun­ku czar­ne­go nieba i z dźwięcznym śmie­chem zakręcił się dookoła burząc le­niwy lot pucha­tych płatków śniegu. Po­tem od­szedł lek­kim, dziar­skim kro­kiem. Klęczący mężczyz­na pat­rzył za nim, a z każdym kro­kiem w je­go umyśle działo się coś dziw­ne­go. Czuł coś jak­by wśliz­gujący się chłód, jak­by z ciepłego do­mu wkraczał do zim­ne­go, pus­te­go han­ga­ru. Ja­kiś dzi­waczny strach ścisnął klatkę pier­siową i dławił od­dech. Z każdym kro­kiem od­da­lające­go się anioła czuł przytłaczającą sa­mot­ność. I nag­le zro­zumiał jak bar­dzo był prze­siąknięty obec­nością tam­te­go. I już wie­dział jak wielką cenę zapłaci za swoją podłość.
A anioł niknąc w mro­ku kopnął zręcznie z mar­szu leżący na chod­ni­ku ka­wałek plas­ti­ku. I mruknął z lek­ko kwaśnym uśmie­chem
- Co za ul­ga... Szko­da, że tak można tyl­ko raz na ty­siąc lat... - Spoj­rzał kątem oka w stronę nieba - Mógłbyś to, Pa­nie, prze­myśleć? Hm?...
Ostatnio zmieniony pn 19 lis 2012, 00:40 przez ExSilentio, łącznie zmieniany 4 razy.

2
Oj, znikaj poczytać regulamin kolego, bo będzie lanie od włodarzy! I przywitać się jak przystało ;)
"Mówię sam do siebie, ale ponieważ cenię sobie swoją opinię, nadałem sobie tytuł doktora." Erich Segal


Sky Is Over

3
Komentuję ciekaw Waszych opinii, a ze względu na kwarantannę spowodowaną moim pośpiechem opowiadanie to wszedłszy po kwarantannie od razu wpadło pod stos innych. Zaczem wygrzebuję na wierzch tym komentarzem:)
Pozdrawiam

4
Witaj,

O ile pamiętam bardzo Ci zależało na opiniach, więc proszę bardzo...
Pierwsze, ogólne wrażenie na temat tekstu - pozytywne.
Podobało mi się, choć temat jest już tak wyeksploatowany że aż boli.
Co mi się nie podobało?

Szyb­kim kro­kiem przeszedł obok drze­wa i na­wet nie zauważył stojące­go pod drze­wem.
Sam musiałeś zauważyć to powtórzenie. Kiepsko to brzmi.
Ten ob­serwo­wał uważnie masze­rujące­go. Kiedy tam­ten przeszedł obok, ruszył nag­le i po kil­ku kro­kach szedł już bez­pośred­nio za masze­rującym. Wy­ciągnął ręce przed siebie i doszedłszy na od­po­wied­nią od­ległość sil­nie pchnął idące­go z przo­du.
- O co chodzi...?! -
Na­pas­tnik stanął przed py­tającym.

Klęczący nie zmieniw­szy po­zyc­ji...
Klęczący z rosnącym prze­rażeniem ale i złością pat­rzył na stojące­go. Nag­le ot­worzyła się bra­ma jed­ne­go z bu­dynków. Klęczący zer­wał się i krzyknął głośno
Stojący w płaszczu
Mówiąc to stojący wy­mie­rzył siar­czys­ty po­liczek siedzące­mu.
To mi najbardziej przeszkadzało w tym tekście. Używasz tego jakby to w danym zdaniu były imiona postaci. Ktoś pyta i automatycznie w następnym zdaniu staje się Pytającym, kto stoi jest Stojącym, kto klęczy Klęczącym itd. To bardzo odbiera mi przyjemność z czytania tego posiadającego potencjał tekstu. Jeśli już tego używasz to dodaj - mężczyzna, postać, człowiek itd.
W tym konkretnym tekście bardzo prostym zabiegiem będzie nadanie facetowi imienia. I już będzie Ci o wiele prościej operować opisami z jego udziałem,
Chyba że miał to być każdy z nas po części i chciałeś tego uniknąć.
roz­wieźć
Rozwieźć odnosi się do przetransportowania. Tobie chodziło o rozwieść
Wte­dy byś zab­rał wszys­tko. Tyl­ko dziec­ko byś jej zos­ta­wił
Wtedy zabrałbyś wszystko. Tylko dziecko zostawiłbyś jej.
Nie lepiej?
- nie...
Anioł uniósł lek­ko pięść i os­trze­gaw­czo war­knął
- noo.!
Zapis dialogu.
anioł niknąc w mro­ku kopnął zręcznie z mar­szu leżący na chod­ni­ku ka­wałek plas­ti­ku.
Mały ten kawałek? Bo jak mały to już dawno śniegiem przysypany ;)

Podobają mi się Twoje dialogi i potencjał w tekście jest duży. Opisy sytuacyjne, szczególnie te, które mają być dynamiczne do przetrenowania.
Dla mnie opowiadanie jednak na wyraźny plus.

Pozdrawiam,

Godhand

5
Dzięki.
Uwagi celne i akceptowalne:)

Nie wiem czy nadam im imiona, ale mogę wprowadzić Anioła. Faceta da się nazwać w chwili, kiedy anioł mu się przedstawia... Właściwie moge też tam wszyć imię Anioła...
Bo tak mi jakoś wpadło, że szkoda mi go, dostał wolność... Może dam mu trochę roboty na Ziemi, bo jest bez pracy... Może kontynuacje...
No, nie wiem. Ale za uwagi dzięki. Trafne.

Co do plastiku, to miałem właśnie się handryczyć o ten kawałek śmiecia, że może, że sprzątany chodnik, albo sie wysunął ze śmietnika, miałem wprowadzić śmietnik, a najlepiej wózek z menelem, z którego wysypują sie detale:)))
Ale to przecież idiotyczne:)

Lodu.
Kawałek lodu, albo kupkę śniegu.

Tak, że dzięki nawet za tego śmiecia.
Jak człowiek pisze taką małą formę to jakby film oglądał, nie nadąża się czasem zapisać, co się widziało:))

Pozdrawiam

6
Zawsze do usług.
A pomysł z menelem, wózkiem i wysypującymi się detalami jest dobry. Poważnie.
Kupka śniegu też ok, a bałwan zbudowany przez dzieci na chodniku (dzieci budują bałwany w dziwnych miejscach) przypominający jakimś fragmentem fizjonomii bohatera (nie-anielskiego) byłby już w ogóle...
Zagalopowałem się, przepraszam. To Twoje opowiadanie.

Powodzenia w szlifowaniu,

Godhand

7
Były ko­loro­we światła w ok­nach domów, oz­do­bione uli­ce, ludzie uśmie­chnięci
Uśmiechnięci ludzie ładniej by się wpasowali, bo wcześniej masz: określenia-podmiot, określenie-podmiot, a tu nagle podmiot-określenie.
ok­no jed­nej z ka­mienic ja­kiejś małżeńskiej sce­nie, a po­tem za­myślo­ny zro­bił kil­ka nies­pie­sznych kroków by stanąć w cieniu drze­wa rosnące­go przy ka­mieni­cy
Powtórzenie.
Na stojące­go w ab­so­lut­nym bez­ruchu, z pochy­loną głową(tutaj informacja kto), opa­dały wiel­kie kłębuszki śniegu
Stojącego kogo?
Osiadały na je­go długim, wełnianym, ciem­nym płaszczu
Tutaj lubię zasadę angielską: "Opinia - Rozmiar - Waga - Wiek - Kształt - Wzór/Dekoracja - Kolor - Pochodzenie - Materiał - Cel użycia", czyli "długim, ciemnym wełnianym płaszczu. Niby bzdurka taka jak kolejność, ale czasem jej zmiana jest dobra dla tekstu.
je­go ra­miona, bark i głowę
Jeśli już to barki - przecież śnieg nie zdecydował się sypać tylko na prawą stronę.
Ktoś przechodzący spoj­rzaw­szy na niego w pier­wszej chwi­li wziąłby go za posąg
Albo "przechodzący" do wyrzutu, albo dodaj gdzie ta osoba przechodziła(nawet w formie "przechodzący obok").
Zaata­kowa­ny zro­bił krok w tył, pośliznął się i przyklęknął na jed­no ko­lano.
Nie potrafię tego zrozumieć - pchnął go, więc leci do tyłu, gdyby się poślizgnął, to wyrżnąłby na plecy.
- O co chodzi?...Jeszcze py­tasz?... Niech cię szlag tra­fi!... Dzi­wisz się, że ktoś cię le­je? -
- Ale ja nap­rawdę nie wiem o co chodzi... Nie znam pa­na!...
Zdecydowany nadmiar wielokropków. Wystarczy w komentarzu narratora powiedzieć, że przerywał po każdym zdaniu/jego wypowiedź rwała się.
która myśli że cię kocha, a właści­wie boi się ciebie, bo to, co ona czu­je to już nie da się naz­wać miłością, dur­niu je­den!
Trochu chaotycznie te zdanie sklecone.
Zam­knij się - Stojący w płaszczu zro­bił krok, pchnął mężczyznę tak potężnie, że ten tym ra­zem usiadł gwałtow­nie na małej hałdce śniegu po­zos­tałej po odśnieżaniu chod­ni­ka. Po­wie­dział to głosem sil­nym i lo­dowa­tym, ale spo­koj­nym
Masz opis czynności stojącego(pchnięcie), później siedzącego(siad w śniegu), a później znów stojącego(opis głosu) - ten opis jest tutaj zupełnie z czapki - powinien nastąpić zaraz po wypowiedzianych słowach(a później możesz sobie siedzącego pchać do woli)
Znów spoj­rzał na siedzące­go z po­gardą
Znów z pogardą spojrzał na siedzącego - dlaczego tak? Bo teraz wychodzi, że w hałdce śniegu siedzi siedzący i pogarda(wiem, trochę naciągane, ale w innym zdaniu mogłoby to Ci poważnie zaszkodzić, wiec lepiej zwrócić Ci uwagę na takie coś już teraz).
Siedzący zaczął po­woli i dys­kret­nie od­su­wać się od stojące­go.
Tekst jest zdecydowanie przesycony "siedzącym" i "stojącym".
tak dos­ta­niesz w ryj, że stra­cisz jed­ne­go trzo­nowe­go i jed­ne­go siekacza
Nie przemawia to do mnie. Nie dość, że z taką dokładnością mówi mu ile zębów straci, to jeszcze zamierza wywalić mu zęba z samego przodu i z prawie samego tyłu szczęki(swoją drogą - trzonowca ciężko wybić ciosem).
to chy­ba po­winieneś MNIE chro­nić a nie bić!
Jeśli już chcesz zapisać tu cały wyraz dużymi literami, to bardziej pasowałoby tak uczynić z "chronić", bo na te słowo pada największy akcent wypowiedzi.
że ja wiem WSZYS­TKO o to­bie
"Wszystko" dałbym na koniec - i będzie brzmiało lepiej, i akcent na końcu zdania lepiej by wypadł.
uderze­nie w szczękę, aż po­der­wało go z ziemi. Po­leciał do tyłu czując straszny ból w szczęce
Powtórzenie.
bez nicze­go zdechniesz jak wiór pod płotem
Niezbyt rozumiem te powiedzenie.
opierał się o hałdę śniegu, a drugą trzy­mał śnieg
I znów powtórzenie.

Największy problem to zdecydowanie powtórzenia, głównie jeśli chodzi o określenie postaci i tego kto do kogo mówi, ale też (jak widać u mnie i w poście poprzednika) sporo jest powtórzeń innych wyrazów.
Poćwicz trochę interpunkcję - błędy, które robisz nie są rażące, ale wiadomo - im ich mniej , tym lepiej tekst się czyta.
O zapisie też było już mówione, ale powiem i ja. Straszliwie denerwowały mnie wszechobecne wielokropki - wiadomo, wszystko jest dla ludzi, ale z umiarem.
Czasem zapomniałeś zaczynać też kwestii dialogowej dużą literą.

Co do kopania plastiku - jak dla mnie nie trzeba nic tłumaczyć - ten fragment był dobry i nic z nim bym nie kombinował.

Na plus masz u mnie kreację anioła(przyznam, ze wszedłem w ten tekst, bo miał anioła w tytule) - bałem się, że zrobisz pedałkowatego lalusia w zwiewnych szatach, ale całe szczęście się myliłem i mamy tu do czynienia z pełnokrwistym aniołem, który potrafi w charakterystyczny sposób się uzewnętrzniać.
Tekst mocno cierpi jeśli chodzi o fabułę, ale ogólnie zamysł jest dobry.

8
ExSilentio pisze:Bezwietrzną ciszę nocy wnikającej w świat delikatnie, jak dłoń chłopca wślizgującą się pod bluzkę dziewczyny na randkowym seansie, przenikał dźwięk kolęd i pastorałek.
To jest trochę przepoetyzowane i zdanie powstało skomplikowane i trudne do wchłonięcia, skupiam się na logicznym rozdzielaniu homeryckiego porównania. Wyboldowane bym wyrzuciła, bo odsyła za daleko.
ExSilentio pisze:zrobił kilka niespiesznych kroków by stanąć w cieniu drzewa rosnącego przy kamienicy. Znieruchomiał. Na stojącego w absolutnym bezruchu, z pochyloną głową, opadały wielkie kłębuszki śniegu. Osiadały na jego długim, wełnianym, ciemnym płaszczu, wplątywały się we wzburzoną czerń rozwichrzonych włosów.
Stał tak w bezruchu jakiś czas.
Już pamiętam. Że stanął, stał, stoi :P.
długim, wełnianym, ciemnym płaszczu; wiem, że płaszcz długi, ale dużo tych epitetów przymiotnikowych. Potem też kolejna lawina - wzburzona czerń rozwichrzonych dla mnie powstaje tu zbyt gęsta zbitka różności.
ExSilentio pisze:Ktoś przechodzący spojrzawszy na niego w pierwszej chwili wziąłby go za posąg, albo jakiś specyficzny rodzaj słupa. Dopiero słysząc zgrzytliwy dźwięk otwieranej bramy jego ramiona zadrżały a część śniegu zsunęła się na ziemię.
Auuu, utonęłam w imiesłowach formach odczasownikowych.. Zwłaszcza we frazie przechodzący spojrzawszy mnie zanurzyło po uszy.
ExSilentio pisze:Z bramy wyszedł mężczyzna, którego oglądał przez okno.

Popatrz na to, jak będzie widział odbiorca czytając to brama-okno. W dodatku on widział nie mężczyznę, tylko parę, bardziej mąż by pasował? Przez moment, pomiędzy wędrówką od bramy ku oknu kombinowałam kto zacz.
Aha i zobacz- dwa razy wyszedł i ta brama! :P
ExSilentio pisze:szarpiąc się z wkładaną w ruchu kurtką. .

Tu masz łamaniec "się z wkładaną w". Warstwa brzmieniowa, że aż kaleczy!
ExSilentio pisze:Szybkim krokiem przeszedł obok drzewa i nawet nie zauważył stojącego pod drzewem.

Powtórki: drzewa I w dodatku logicznie zgubione następstwa: najpierw przeszedł obok drzewa, a potem nie zauważył stojącego (on znów stoi!)
ExSilentio pisze: Ten obserwował uważnie maszerującego. Kiedy tamten przeszedł obok, ruszył nagle i po kilku krokach szedł już bezpośrednio za maszerującym. Wyciągnął ręce przed siebie i doszedłszy na odpowiednią odległość silnie pchnął idącego z przodu. Tamten zgubił rytm kroków, potknął się i zatoczył.
Tu dostałam kociokwiku. Od maszerowania, chodzenia, stawiania kroków, przechodzenia, ruszania przed siebie.
Ten - tamten
Oni tam zdecydowanie za dużo maszerują (także w wersji synonimicznej).

Tu przerwałam nie tyle łapankę, co charakterystykę środków stylistycznych, które według mnie stanowią problem lekturowy. Źle mi się to czytało, a przecież widać staranność, pieczołowitość językową. Może dlatego ten tekst wydaje się gęsty stylistycznie jak ten śnieg z początkowego opisu. Zaśnieża kolory myśli - oblepia i czyni ciężkimi.

A pomysł na opowiadanie wigilijne fajny, bardzo wigilijny i postać Anioła do schrupania.
Spróbuj sobie powrzucać po kolei imiesłowy (zwłaszcza czynne) i zobaczysz ich frekwencję. A gdyby Ci Anioł Stróż Pisarski zabrał choć te imiesłowy jako synonimy bohaterów maszerujących, stojących lub siedzących?
Ostatnio zmieniony pn 12 lis 2012, 22:55 przez Natasza, łącznie zmieniany 1 raz.
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

9
No, Nataszo:) Nie bolało:)
Tak tak.

Jak ten wyszedł z bramy to też nie wiedziałem jak go zręcznie walnąć w plecy. Tak z zaskoku. Chciałem, żeby była to trochę dłuższa scena, bo moment jest kluczowy.

Wyobrażasz sobie, poczuć na plecach ręce swojego anioła stróża?:)

I jeszcze, żeby Cię w zaspę wepchnął? :))

A te stojące idące siedzące to z lenistwa. Miałem w głowie obraz, a nie chciałem robić z tego powieści. chciałem zrobić krótkie coś, jak 10 minutowa animacja przed seansem. Dlatego olałem imiona i etykietki.
A na uwagę Godhanda już mi się to widzi inaczej.
Twoje uwagi cenne i do serca biorę:)
(szyk zamierzony;)))

zaqr...

"Uśmiechnięci ludzie ładniej by się wpasowali,..."

Właściwie to ten rytm akurat miałem zamierzony. Jakoś tak mi przypasiło i, nie wiem... czy akurat to bym zmienił:)

zasada angielska podoba misie:)

"pchnął go, więc leci do tyłu, gdyby się poślizgnął, to wyrżnąłby na plecy..."
No jednak da się.
pchnięty robi krok wstecz. noga trafia na śliskie g... no, coś. O! lód:) ... jedzie dalej a koleś przyklęka. Wynika to z charakterystyki pchnięcia. Gdyby było silniejsze, wektor i siła wygięłyby plecy (BARKI:)) poza środek ciężkości i padłby na plecy. Jednak Anioł głupi nie jest, anioł ucziłsja;)) pchnął na tyle delikatnie, że cała resztę załatwił strach i chęć ucieczki, czyli sam wykrok wstecz:))

"Zdecydowany nadmiar wielokropków."
Właściwie to nie wiem... lubię wielokropki:) co zresztą widać po moich postach;)))
Może to taka moja uroda? ;))

"Trochu chaotycznie te zdanie sklecone. "
Może być, jednak to było zamierzone:) Znaczy nie, że tak, no wiesz ZAMIERZONE, ale po prostu mówiłem to na głos, ze złością i jakoś mi pasowało. Może to, że mieszkam w górach... u nas inaczej dźwięk niesie ;)))

"Masz opis czynności stojącego(pchnięcie), później siedzącego..."
No... no, zgadzam się:)

"Znów z pogardą spojrzał..."
Uwaga celna więc akceptowalna:) w tym i w innym zdaniu:)


"Nie przemawia to do mnie. Nie dość, że z taką dokładnością mówi mu ile zębów straci,..."
Uwierz, że to akurat przemyślałem bardzo dokładnie. Bardzo. Nie da się, masz rację. Oglądałem takie rysunki i szczęki i w ogóle...
Ale to anioł.
To taki mój mały wszyty w gumkę od majtek żarcik:)
Cud taki.:)

"Jeśli już chcesz zapisać tu cały wyraz dużymi literami, to bardziej pasowałoby tak uczynić z "chronić","
Nie, akcent ma padać na "mnie".
Bo to JEGO ma chronić ten szurnięty anioł, nie? ;)) a nie tą babę...

""Wszystko" dałbym na koniec"
Tak:)


------------

Dzięki. Myślę, że to wszystko wprowadzę, poczyszczę w wolnej chwili. Lubię tą scenę z wielu powodów: bo nie lubię takich cwaniaczków, bo nie lubię ogólnie takich klimatów, a zdarzyło się zetknąć...
Kwestia anioła i tego opowiadanka wynikła jako produkt uboczny pewnej pomocy, którą wespół z innymi internautami, daliśmy kobiecie - ofierze przemocy.
Takie tam forumowe doradzanie, pisanie do stowarzyszeń, konsultacje prawne... W końcu odeszła z dziećmi. Walczyła z nim o odebranie praw...
Nie wiem jak było naprawdę (wiecie, ludzie czasem sa jednostronni), jednak po wielu postach mieliśmy wrażenie, że mówi prawdę (o święta naiwności! :) tym razem byłaś nam dobrą matką:)).
Nie wiem, jak jest z nią teraz, ale w trakcie tej akcji byłem bardzo empatycznie z nią związany. Czułem to bardzo mocno w sobie, aż czasem chciałem po prostu wsiąść w samochód i pojechać natłuc ku... no temu niedobremu panu.
I tak sobie wyobraziłem, co musi czuć anioł stróż takiego palanta. Ups ;)

Stąd cała ta historia.

Dzięki za uwagi, bo jak się to oszlifuje, to będzie miła błyskotka wśród mojej biżu;)

Pozdrawiam ciepło


PS
Ale... ale opowiadanie nadal będzie moje?... ;)))

10
Jak ten wyszedł z bramy to też nie wiedziałem jak go zręcznie walnąć w plecy. Tak z zaskoku. Chciałem, żeby była to trochę dłuższa scena, bo moment jest kluczowy.
to spróbuj zmysłami (wzrokiem, słuchem, smakiem, dotykiem). Zrezygnuj z opowiadania (przedstawiania zdarzeń) na rzecz opisu sytuacji i przeżycia wewnętrznego. To inne formy podawcze, dysponujesz w ten sposób bogatszym arsenałem środków i postrzeżeń. I obrazowanie nabiera głębi i ekspresji. Gdzieś już pisałam - literatura NIE JEST filmem, inny jest jej język. Zapomnieć o filmowaniu - zająć się językowym obrazem świata.
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

11
ExSilentio pisze:Na stojące­go w ab­so­lut­nym bez­ruchu, z pochy­loną głową, opa­dały wiel­kie kłębuszki śniegu. Osiadały na je­go długim, wełnianym, ciem­nym płaszczu, wpląty­wały się we wzburzoną czerń roz­wichrzo­nych włosów.
Stał tak w bez­ruchu ja­kiś czas. Śnieg zdążył już za­bielić je­go ra­miona, bark i głowę. Ktoś przechodzący spoj­rzaw­szy na niego w pier­wszej chwi­li wziąłby go za posąg, al­bo ja­kiś spe­cyficzny rodzaj słupa. Do­piero słysząc zgrzyt­li­wy dźwięk ot­wiera­nej bra­my je­go ra­miona zadrżały a część śniegu zsunęła się na ziemię.
Pod­niósł głowę. Z bra­my wyszedł mężczyz­na, które­go oglądał przez ok­no. Wyszedł gwałtow­nie, ze złością ot­wierając bramę i szar­piąc się z wkładaną w ruchu kur­tką. Szyb­kim kro­kiem przeszedł obok drze­wa i na­wet nie zauważył stojące­go pod drze­wem. Ten ob­serwo­wał uważnie masze­rujące­go. Kiedy tam­ten przeszedł obok, ruszył nag­le i po kil­ku kro­kach szedł już bez­pośred­nio za masze­rującym. Wy­ciągnął ręce przed siebie i doszedłszy na od­po­wied­nią od­ległość sil­nie pchnął idące­go z przo­du.
1. Za wiele imiesłowów. Możesz napisać to bez nich?
2. Lubisz powtórzenia.
3. I rodzinę wyrazów z mamusią i tatusiem Szedł.
ExSilentio pisze:Ten ob­serwo­wał uważnie masze­rujące­go. Kiedy tam­ten przeszedł obok, ruszył nag­le i po kil­ku kro­kach szedł już bez­pośred­nio za masze­rującym. Wy­ciągnął ręce przed siebie i doszedłszy na od­po­wied­nią od­ległość sil­nie pchnął idące­go z przo­du. Tam­ten zgu­bił rytm kroków, pot­knął się i za­toczył. Od­wrócił się zdu­miony i spoj­rzał na na­pas­tni­ka
Podsumowując:
Statyczny opis stojącego :D pod drzewem wyszedł plastycznie i zrozumiale. Dynamiczny pogoni za facetem - tak sobie. Jak dla mnie - przed tobą ćwiczenia z dziania się. :) Byłoby o wiele łatwiej (pisać i czytać), gdybyś dał im jakieś imiona.
ExSilentio pisze:zdechniesz jak wiór pod płotem.
suchy jak wiór, zeschnąć na wiór,
zdechnąć jak pies pod płotem
- Kim jes­tem? A po­wiem ci, ba­rania łąko, po­wiem. Jes­tem twoim cho­ler­nym aniołem stróżem, oto kim jes­tem, dup­ku.-
- Ale ja nie chciałem prze­cież, to ona... -
- Ale ja­kim aniołem?!...do.. cho­lera! -
Wyjaśnisz mi ideę tych myślników na końcu?

Powinieneś również zasiąść przy jednym stoliku z Panną Interpunkcją. Ona jest kapryśna, ale można się z nią dogadać. Lubi porządek. :)

Kocham twojego anioła! Ten pomysł jest świetny. Anioł Stróż, który raz na tysiąc lat może spuścić łomot swemu paskudnemu podopiecznemu. Taki wentyl bezpieczeństwa, terapia w podgrupach. :D

Jeśli zrobisz w tekście przedświąteczne porządki, to będzie najpiękniejszą ozdobą choinkową.

Pozdrawiam.
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”